Skocz do zawartości

Josh

Użytkownicy
  • Postów

    4 091
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    38

Treść opublikowana przez Josh

  1. Josh

    Platinum Club

    Stąd, że wersja EU to spartaczony port z ps2 chodzący w 25 fpsach i 50Hz, ponadto licznik gry tyka normalnie, natomiast postać porusza się 16% wolniej niż w poprawnie wykonanej wersji US/JAP. Co w związku z tym? Ano to, że czasówki w trybie Battle są tak wyżyłowane, że grając na spowolnionym europejczyku zdobycie najwyższych rang (wymaganych do platyny) graniczy z absolutnym cudem. Pomijając już, że jak zobaczysz to slow-motion po rozpoczęciu gry to sam postanowisz wyłączyć grę i nigdy więcej do niej nie wracać.
  2. Josh

    Platinum Club

    Resident Evil Code: Veronica X Wersja US. Dla wyjadaczy RE nic trudnego, ale jak ktoś nigdy nie miał większej styczności z klasycznymi odsłonami, to może się trochę spocić. Najtrudniejsze trofiki dotyczą opcjonalnego trybu Battle oraz zdobycia rangi A w trybie story co wiąże się z ukończeniem przygody w mniej niż 4 h (warto wiedzieć, że Code Veronica jest ze 3x dłuższa niż RE2 remake, więc to dosyć wyżyłowany czas dla żółtodziobów), bez korzystania ze szpulek do save'owania, bez używania sprayów i kilkoma mniej istotnymi wymaganiami. Wszystko jednak przy odrobinie wprawy jest do zrobienia, więc obiektywnie wystawiam 6/10 za trudność. Natomiast nasza ułomna wersja europejska to spokojnie 10/10, dlatego polecam omijać ją SZEROKIM łukiem.
  3. Czekam na więcej złotych cytatów.
  4. Speedruny nak*rwiaj
  5. https://www1.videogamer.com/news/gta-ps2-trilogy-patched-in-europe-to-support-60hz-30fps
  6. CV widnieje po prostu jako "gra z PSN". Nie będę ukrywał, nie spodziewałem się, że to będzie taki poziom jak wersja HD z past-genów, ale też nie sądziłem, że to będzie dokładnie taka sama gra w skali 1:1 jak na ps2 (jedyna różnica to trofiki). I żeby jeszcze dali nam taką samą wersję jak mają amerykanie to byłoby pół biedy, ale to wydanie EU to jak plucie graczom w twarz: odpalasz i masz wrażenie, że postać porusza się w slow-motion. Trochę gier z ps2 już przerobiłem na czwóreczce (trylogia GTA, Max Payne, Bully, Manhunt), ale czegoś tak spartaczonego to jeszcze nie widziałem. Z ciekawości sprawdziłem w akcji opcję amerykańską... niebo, a ziemia.
  7. Zdrowy wariat z Ciebie
  8. Też już kiedyś zrobiłem 100% na PS3, ale brak platyny w tej grze nie dawał mi spokoju. Na PS4 niby jest, ale jak zeznają świadkowie przez naszą zwaloną po całości wersję (EU) poziom trudności to 10/10 i trzeba mieć naprawdę masę szczęścia, żeby wyśrubować rekordy w Battle Mode. Cóż, normalnie rozważałbym zakup wersji z amerykańskiego PS Store w jakimś dobrym promo, ale po tym jak właśnie zostałem wur*chany doszedłem do wniosku, że już nigdy nie dam Capcom tak łatwo zarobić. Leniwe ch'ujki.
  9. Nie wiem gdzie o tym napisać, bo Code Veronica na PS4 nie ma własnego tematu, a chciałbym Was przed czymś ostrzec i zaoszczędzić Wam trochę pieniążków. No więc: NIE KUPOWAĆ POD ŻADNYM POZOREM CODE VERONICA X w wersji na PS4! Nawet jeżeli będzie w promocji za 5zł Rzuciłem się na giereczkę, żeby na szybko ją splatynować, ściągnąłem, odpaliłem i k*rwa nie wierzę, to nawet nie jest konwersja HD z ps3/x360, tylko... port z ps2. Chodzący w 25 fpsach. Z czarnymi pasami po bokach ekranu. Z motion blurem. 50Hz. W dodatku jak czytałem na różnych forach platyna jest praktycznie nieosiągalna, ponieważ bonusowy tryb to hardkorowa czasówka, a wersja EU chodzi jak w slow motion i ma autentycznie spowolnione animacje o 16% (mimo, że licznik w grze chodzi normalnie). Jedyna sensowna opcja (jeżeli komuś bardzo zależy na trofikach), to kupić grę ze sklepu US, ta chodzi lepiej, chociaż to i tak nie poziom wydania HD z past-genów. W skrócie: nasza wersja jest całkowicie niegrywalna. Mimo masy zażaleń i próśb o patcha Capcom ma wy(pipi)ane na całą sytuację. Czas chyba znowu zacząć wymawiać Crapcom.
  10. Josh

    Devil May Cry 5

    DMC5 ma pecha być grą, którą zaczyna się naprawdę doceniać dopiero po tym jak się z nią spędzi więcej czasu (czyli tak po 20+ godzinach grania). Jak ktoś kupuje ją, żeby przejść sobie raz i zaraz wystawić na allegro, to nie zdąży na tyle zgłębić systemu walki, żeby odkryć drugie dno i czające się tam ogromne pokłady grywalności. Przygody Dantego i spółki to do siebie mają (od zawsze), że właściwa gra zaczyna się dopiero na wyższych poziomach trudności i z odblokowanymi wszystkimi skillsami. Wiadomo, że nie każdy ma czas i chęci, żeby po napisach końcowych cisnąć na NG+ (i nie ma w tym nic złego, ja też niektóre tytuły przechodzę tylko raz), no ale tak to wygląda, że w takim wypadku sporo frajdy umyka.
  11. Josh

    Star Wars Jedi: Fallen Order

    Też się jaram. To co widziałem wystarczająco mnie przekonuje do tej gry, poza tym siekanek nigdy za wiele (zwłaszcza osadzonych w tym uniwersum). Oby tylko było trudno, a system walki dawał mnóstwo radochy, słabe elementy platformowe a'la Uncharted jakoś przeżyję.
  12. Josh

    Platinum Club

    Warto dodać, że gdyby nie ten glitch z jajami to trudność platyny z 2/10 wzrosłaby na 9/10 albo i nawet 10/10 i większość graczy w życiu by nie zdobyła tego dzbana. Misje deskorolkowe czy strzelnica to totalny hardkor. Tymczasem... Lista trofeów może przerażać (skończ grę poniżej 3 h, skończ grę nie używając lekarstw, skończ grę bez upgrade'u broni), ale to tylko pozory, w rzeczywistości to dosyć prosta platyna (najszybsza jaką zdobyłem ever). W zasadzie jedyną trudną rzeczą jest bonusowa mini-gierka z wazonami, tam to już trzeba chwilę posiedzieć i wykuć na blachę jak przejść każde z 12 pięter - bywa irytująco. Cała reszta? Wystarczy przejść grę 2 razy, gdzie każde przejście to jakieś 3-4 h, pozbierać wszystkie śmieci (jakieś książki czy minerały) i uważać, żeby nie przegapić pewnych eventów, inaczej trzeba będzie powtórzyć grę jeszcze raz. Bossowie to śmiech na sali, łamigłówki również. Trudność oceniam na 4/10.
  13. DPD mnie wyruchało bez mydła z Tytanami to sobie na pocieszenie kupiłem Onimushę, i tak mnie nosiło od dłuższego czasu, żeby ją odświeżyć. Trzeba przyznać, że system walki był przestarzały już w dniu premiery (przypomnę tylko, że mniej więcej w tym samym czasie wyszło pierwsze Devil May Cry), a obecnie klimatem nie ma nawet startu do Sekiro czy Nioha, ale i tak gra się fajnie. Trochę luźnego ciachania, kilka prostych łamigłówek, całkiem przyjemne trofiki. Tylko kuźwa za tę cenę to powinna być cała trylogia, a nie jedna część, Capcom wy chciwe skurwole
  14. Josh

    Kingdom Hearts 3

    Jakie złoto. Kolo nie ma litości dla Nomury
  15. Josh

    Stranger Things - Netflix

    Właśnie skończyłem. Jak cały sezon był naprawdę dobry i stawiam go zaraz obok pierwszego, tak ostatni odcinek jest definitywnie najlepszy z całej serii. Ostateczne starcie z Łupieżcą umysłów Bardzo mi się podoba jak dobrze został zachowany balans między komedią, a dreszczowcem - twórcy mają perfekcyjne wyczucie, kiedy budować grozę, a kiedy strzelić głupim żartem na rozładowanie klimatu (jak Dustin zaczął śpiewać NeverEnding Story to ze śmiechu prawie spadłem z fotela). Wizualnie 10/10. Efekty, oświetlenie, KOLORYSTYKA fajnie oddany klimat lat 80 i to nie tylko poprzez kultowe utwory lecące w tle. Masa dobrej akcji, sporo śmiechu, ale też kilka zgonów, na końcówce można wręcz uronić łezkę. Kilka postaci mnie wkurzało (Will nie wiadomo po co w ogóle tu jest, Nastka natomiast przegina jeżeli chodzi o nadużywanie mocy), a kilka non stop wywoływało banana na moim pysku. Smirnoff Obok Dark najlepszy powód, żeby opłacać tego sk*rwiałego Netflixa.
  16. Josh

    Vinland Saga

    Naprawdę dobrze się to zapowiada. Trochę brakuje takich animków dla dorosłego widza.
  17. Josh

    Fast food

    Wczoraj pierwszy raz od roku jadłem w McDonaldzie. Zamówiłem sobie boxa z nuggetsami i cheeseburgera, ledwo to wymęczyłem, a po wszystkim czułem okropny niesmak, byłem wręcz na skraju puszczenia bełta. Nie wiem czy to jedzenie tak się pogorszyło czy po prostu moje kubki smakowe stały się bardziej świadome tego śmieciowego jedzenia, ale jedno jest pewne: więcej już w tym fastfoodzie nie zawitam. To już naprawdę lepiej się przejść nawet do kfc albo north fisha albo gdziekolwiek indziej. Teraz wszędzie jest pełno pizzerni, kebabowni i innych przybytków, aż się dziwię że ludzi tak ciągnie do tego M-ścierwa.
  18. Josh

    Devil May Cry 5

    Z krindżem nie będę się kłócił, ale ta seria tak ma już od dawna i jest to zamierzone. Love it or hate it. Na pewno nie jest aż tak tragicznie jak w Bayonetta, tam to cringe wycieka przez szczeliny w konsoli i dusi wszystkie ofiary obecne w pokoju A przechodzenie gierki po 6 i więcej razy? Przy tak grywalnym i żywotnym gameplayu? Gdzie każde kolejne przejście jest nieco inne, bo bardziej wymagające, a gracz z czasem zaczyna się czuć jak młody bóg rozpieprzając w drobny pył przeciwników, którzy wcześniej nim pomiatali i robiąc combosy od których zwykły gracz połamałby sobie palce? Slashery to chyba najlepszy gatunek do masterowania, efekty ostrego młócenia rekompensują każdą kroplę potu, łzy i krwi, które zostały przelane w trakcie ćwiczenia skilla.
  19. Josh

    Devil May Cry 5

    Zniszczalność bringerów mi nie przeszkadza, ale to że nie można ich zamieniać to głupi pomysł. System walki Nero znacznie by zyskał, gdyby dało się nimi tak swobodnie wachlować jak stylami Dantego.
  20. Sorry jeżeli zdublowałem temat, ale przez wyszukiwarkę nic nie znalazłem, więc zakładam. Grał ktoś? Jakieś wrażenia? Jak to wygląda każdy widzi: wizualnie szmira niesamowita, natomiast naoglądałem się sporo recenzji i wszyscy zachwalają walkę żywcem przeniesioną z serialu, a na Metacritic widnieje całkiem niezłe 75%, więc... może być wbrew pozorom całkiem grywalny tytuł. Kilka dni temu wypuszczono DLC obejmujące cały trzeci sezon, tak że będzie okazja własnoręcznie skopać niedomyte dupsko Bestii oraz pozostałych tytanów. Jak tylko skończę platynować Judgment to kupię i zdam relacje z placu boju.
  21. Josh

    Judgment (Judge Eyes)

    Wow, cóż za zainteresowanie. Przyluzujcie trochę z postami chłopaki, bo jeszcze trochę i temat eksploduje https://www.youtube.com/watch?v=277QWssg7D4 Finito. Stosowny licznik na końcu pokazał mi 50 godzin, z czego sam tryb fabularny zajął dobre 20 h (reszta to questy), a więc jest grubo i syto jak w bębenie Makłowicza. Żeby było zabawniej to wykonałem dopiero 35% wszystkich zadań pobocznych, czyli jeszcze masa grania przede mną. Naprawdę bardzo chciałbym dalej ponarzekać jaka ta gra jest wtórna, ile rzeczy zostało dosłownie zrypanych z przygód Kazumy Kiryu i ogólnie zmieszać ją z błotem, no ale nie mogę, bo... bawiłem się bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że mogę z czystym sumieniem i pełnym przekonaniem dodać, że to najlepsza "Yakuza", a przynajmniej najlepsza spośród tych, w które grałem. Fabuła bez kitu wciąga. Tym razem zamiast ponownie wcielać się w członka yakuzy dla odmiany wskakujemy w gacie ex-prawnika, a obecnie prywatnego detektywa trudniącego się rozmaitymi sprawami. Takayuki Yagami co prawda nie ma tak kozackiego fryzu czy uroku osobistego jak nasz Krzysio Rutkowski, ale zdecydowanie nadrabia charyzmą, ciętymi ripostami oraz gustowną kurteczką. Kolo jest też dręczony przez demony przeszłości, kiedy to jeszcze jako prawnik wybronił wydawałoby się w 100% niewinnego faceta, tylko po to, żeby ten po wyjściu z aresztu zamordował własną dziewczynę. Tak więc Yagami obwiniający się o wypuszczenie psychopaty na wolność i śmierć biednej kobiety postanowił rzucić swój fach w cholerę i zamiast tego kisi się teraz w swoim śmierdzącym biurze i przyjmuje zlecenia typu: odszukać zaginionego kota. Akcja nabiera rozpędu, kiedy dochodzi do serii brutalnych morderstw. Niby w Kamurocho to dzień jak co dzień, w końcu to miasto opanowane przez gangsterów, jednak tym razem to oni sami stają się celem, a dodatkowo wszystkie zabójstwa łączy jedna charakterystyczna cecha: ofiary są pozbawione gałek ocznych, co wskazuje na robotę seryjnego mordercy zwanego "Kretem". Yagami szybko zostaje wplątany w wielowymiarową intrygę i rozpoczyna własne śledztwo, a tymczasem ofiar przybywa. Kim jest odziany w czarny płaszcz, tajemniczy Kret, którego boi się nawet yakuza? Czym jest napędzające cały scenariusz enigmatycznie brzmiące "AD-9"? Jaki związek z zabójstwami ma przeszłość Yagamiego i feralna rozprawa, która zmieniła jego życie? Warto zagrać chociażby po to, żeby uzyskać odpowiedzi na te pytania. Niektóre potrafią zaskoczyć. Nie będę ściemniał, że scenariusz cały czas trzyma poziom, bo zdarzają się momenty dłużyzny czy wątki kompletnie oderwane od głównego wątku, ale suma summarum i tak jest bardzo dobrze. Z każdym kolejnym chapterem (a jest ich 12 + finał) intryga zagęszcza się coraz bardziej, pojawia się coraz więcej pytań i komplikacji w śledztwie, a Yagami z czasem zyskuje nowych sojuszników jak i kolejnych, tak samo potężnych jak i wpływowych wrogów. Lekki cringe momentami również jest obecny (ach te pełne dramatyzmu bohaterskie sceny śmierci i poświęceń ), ale na całe szczęście to nie ten sam poziom żenady i opery mydlanej co w przygodach Kazumy. Klauny ubrane w kolorowe garnitury zwące się gangsterami mimo, że mają istotną rolę w fabule i spory czas antenowy, nie grają już pierwszych skrzypiec, o wiele istotniejsze są wątki detektywistyczno-prawnicze i plejada nowych postaci. Z wielkim zadowoleniem przyjąłem zwłaszcza przyjaciół Taka oraz plejadę nieustępliwych prokuratorów, którzy tylko szukają pretekstu, żeby dowalić naszemu herosowi. Główny antagonista daje radę. Fabuła i bohaterzy generalnie mają w tej grze spore znaczenie, cut-scenek jest cała masa, dialogów by starczyło na grubą książkę (i są świetnie napisane). A wspominałem coś o absolutnie fenomenalnie zrealizowanych scenach akcji? Ogromna szkoda, że nie ma ich więcej, bo to co momentami na filmikach odstawia Yagami kojarzy się z najlepszymi mordoklepankami z Jetem Li albo Tonym Jaa. Praca kamery, impet ciosów, mega efektowna akrobatyka - not gonna lie, parę razy zbierałem szczękę z podłogi. Mimo, że główny wątek jest poważny, a niekiedy wręcz mroczny to zdecydowanie trzeba zaznaczyć, że gra posiada również drugie oblicze, o wiele luźniejsze i humorystyczne, co objawia się przede wszystkim w zadaniach pobocznych. A tych jest od groma i sprawiają taką samą, jeżeli nie większą frajdę niż danie główne. Yagami w końcu musi mieć za co jeść i za co chlać, więc podejmuje się różnych zleceń. Jeden typek poprosi nas o odszukanie zaginionego kota, pewna starsza pani podejrzewająca swojego męża o zdradę sypnie groszem za śledzenie go i cyknięcie na dowód fotek, a jeszcze ktoś inny zleci nam znalezienie, a następnie ściągnięcie należności od swojego dłużnika. Oczywiście to tylko czubek góry lodowej i preludium do naprawdę zwariowanych zadań. Co powiesz na przebranie się za hrabiego Drakulę, paradowanie w takim kostiumie po mieście, a następnie udzielenie wywiadu ciekawskim paparazzi? A może na pościg za człowiekiem-pomarańczą lub za... żyjącą własnym życiem peruką, która dosłownie uciekła z głowy pewnego celebryty i ani myśli, aby tam wrócić? Mało? Pewna dziewczyna poprosi o schwytanie złodzieja, który notorycznie podpierdala jej majtki, po czym okazuje się, że to cała szajka, a każdy kolejny złodziej jest bardziej walnięty od poprzedniego. Raz trafisz w barze na pilota samolotu, który musi szybko stawić się w pracy, mimo że obiecał swojej żonie że spędzi z nią jej urodziny (ich związek jest na krawędzi rozwodu i nagłe wyjście może się źle skończyć), w akcie desperacji prosi cię abyś przebrał się w jego łachy i udawał go samego przed jego mocno już pijaną ukochaną (w tym momencie do baru wchodzi znajoma Yagamiego i robi się bardzo niezręcznie) Jak widać na nudę nie da się narzekać, tym bardziej że questów jest bagatela 50, a do tego dochodzi maxowanie "social-linków" lokalnej ludności, których jest drugie tyle. Judgment wychodzi też z pomocną ręką do stulejarzy, którzy nigdy w życiu nie mieli dziewczyny, a chcieliby przekonać się jakie to uczucie. Uroczych pań "do zaliczenia" jest w sumie cztery, a spotkania z nimi wiążą się z kolejnymi rozbudowanymi zadaniami pobocznymi. Niestety to nie GTA: San Andreas i sceny seksu nie zostały uwzględnione, tak że na otarcie łez (a może napleta?) polecam sobie odpalić xvideos. Szkielet gameplayu pozostał taki sam jak w Yakuzie: biegamy po mieście, tłuczemy gangoli, posuwamy przygodę do przodu, opcjonalnie bawimy się w mini-gierki. System walki został tylko lekko zmodyfikowany, ale poza tym to samo pranie po pyskach co zawsze. Jednym to się spodoba, innym nie. Jeżeli o mnie chodzi, to mimo ogólnego efekciarstwa czuć tu stęchlizną sprzed dwóch generacji. Postać porusza się sztywno, niektóre animacje wydają się strasznie drewniane, na dłuższą metę wkrada się monotonia, a nawet irytacja, bo w przypadku walki w ciasnym pomieszczeniu, będąc otoczonym przez stado przeciwników nawet nie da się porządnie obronić. Przydałoby się kompletne odświeżenie, a nie tylko dodanie nowej postawy i kilku combosów. Jeżeli chodzi o mini-gry to mamy tu rzutki, bejsbol, automaty z Virtua Fighterem, grę planszową w stylu "VR" czy pokera, ale chyba najciekawiej wypadają wyścigi dronów. Droniki można dodatkowo upgrade'ować znalezionymi w trakcie gry częściami, a jak ktoś się wciągnie to może pobijać rekordy i chwalić się nimi na necie. Jak widać dla każdego znajdzie się coś miłego. Było już o tym pisane i będzie jeszcze raz: najświeższą i jedną z najlepszych rzeczy w grze są elementy detektywistyczne. Mimo, że nie są jakoś strasznie dopracowane i nie wywracają gameplayu do góry nogami to jednak zostały sensownie wkomponowane w przygodę i pozwalają trochę odetchnąć od ciągłych spacerów po Kamurocho oraz starć z gangsterami. Śledzenie celów, cykanie zdjęć z ukrycia, badanie miejsc zbrodni, a także aktywne uczestniczenie w dialogach i przedstawianie dowodów w trakcie śledztw mogą się nieco kojarzyć z serią Ace Attorney i będzie to dobre skojarzenie. ACZKOLWIEK. Widzę tu również zmarnowany potencjał. Samych rozpraw jest bardzo mało, są krótkie, strasznie ograniczone i niestety, ale gra w żaden sposób nie karze za wybieranie błędnych odpowiedzi, wystarczy klikać byle co i w końcu fabuła ruszy dalej. Żadnego game-over czy negatywnej zmiany w scenariuszu, co najwyżej Yagami zostanie wyśmiany przez rozmówcę. Trochę mało to motywuje do angażowania się w śledztwa i analizowania przebiegu wydarzeń, a przecież o to powinno tu przede wszystkim chodzić. Do poprawy! Nie powinienem 100 razy zrzędzić na to samo, ale skoro już jestem przy narzekaniu to na szybko wypomnę lenistwo developerów przy projektowaniu miasta. Kamurocho jest bardzo małe, ograniczone niewidzialnymi ścianami, a na domiar złego jest tak naprawdę jedyną lokacją w grze. To już nawet w Yakuzie 2 i 3 biegało się po innych miastach, a tutaj jesteśmy skazani tylko na jedno, w dodatku tak oklepane, żeby nie powiedzieć nudne. Okej, skoro już nie chce im się tworzyć nowych lokacji, to niech chociaż dopieszczą i rozbudują na max to jedno, a nie co grę walą copy-->paste. Sorry, dodanie jednego nowego sklepiku czy bocznej uliczki to nie jest dopieszczenie, które mam na myśli. O co jeszcze mam ból dupy? O loadingi, których jest zbyt dużo, a które w przypadku tak małej gry nie powinny mieć w ogóle miejsca. O ograniczenia. O ZBYT CZĘSTE encountery z przeciwnikami (zwłaszcza kiedy na miasto wysypują się gangole, a w rogu ekranu pojawia się stosowny licznik), no to już jest k*rwa jakaś przesada, żeby co 10 sekund mnie coś atakowało. Ok, można przed nimi uciec, ale co z tego skoro za chwilę pojawią się kolejni, o spokojnej eksploracji można w takim przypadku zapomnieć. Chyba tyle, więcej grzechów nie pamiętam (albo nie chcę pamiętać). Kończąc ten nudny wywód, którego i tak nikt nie przeczyta: Judgment to jest bardzo dobra gra. Niestety też gra, której nie da się polecić każdemu. Jest na wskroś japońska, więc odbije się od niej każdy kto nie przepada za takimi klimatami. A co gorsza jest bardzo wtórna, dlatego jeżeli ktoś skończył wszystkie poprzednie odsłony Yakuzy i już tą serią rzyga, to istnieje spora szansa, że po odpaleniu Judgment udusi się własnymi wymiocinami. Z drugiej strony wciągająca historia bardzo zachęca do zapoznania się z tą pozycją i naprawdę nie wypada nie docenić jej za żywotność i ilość atrakcji, które oferuje. Toż to 100 godzin szarpania jak nic. Ja jestem bardzo zadowolony przy czym zaznaczam, że miałem długą przerwę od serii i wszedłem w nią na świeżo, więc moje odczucia mogą się drastycznie różnić od pozostałych graczy. Jedno jest pewne, przygoda detektywa Yagamiego spodobała mi się znacznie bardziej od opery mydlanej z Kiryu i o ile Yakuzę 7 na pewno sobie odpuszczę, tak Judgment 2 przygarnę z szeroko otwartymi ramionami. 8/10
  22. Josh

    Aktualnie ogladam

    Dr.Stone No w końcu anime o tych gostkach Podoba mi się nacisk na elementy naukowe. Z pierwszego odcinka można się np. dowiedzieć że człowiek uwięziony przez kilka tysięcy lat w kamieniu (i będący w 100% świadomy) wcale nie traci rozumu, a od bezruchu wcale nie zanikają mu mięśnie. Będę oglądał chociażby dla samych walorów edukacyjnych Fire Force Jakieś generyczne ch*jstwo, tylko tym razem zamiast piratów czy egzorcystów są strażacy + obowiązkowo jest idiota, który minimum 5 razy na odcinek musi powiedzieć, że zostanie BOHATEREM . Słabo się to zapowiada, ale z nudów będę śledził.
  23. Josh

    One Punch Man

    Nie podobał mi się ten sezon. Pierwszy był kozacki i miał kilka mocarnych akcji: meteoryt, Boros... komar :olo: a tutaj tylko Garou momentami dostarczał. Odnośnie Garou to strasznie wkurzyła mnie końcówka jak wszystkie 3 pionki się na niego rzuciły jednocześnie mimo, że gość i tak był już potężnie osłabiony. "Bohaterzy" jak jasna cholera A najgorszy z nich wszystkich jest Genos, który ma się nie wiadomo za jakiego kozaka, a jest największym chłopkiem do bicia z całej serii. Starcie z robalem przewidywalne jak wszystko inne, zawsze na końcu musi pojawić się łysy i uratować sytuację, zero napięcia i zaskoczenia. Oby 3 sez. był lepszy.
  24. Wpasowało się w 100% i dla mnie to jest mesjasz. Nie ma chyba nawet jednej rzeczy, która by mi nie zagrała w tym anime: poziom animacji w połączeniu z muzyką Sawano i fenomenalnym v-a to jest jakiś kosmos. Bardzo dobre jest tempo wydarzeń, tajemnice są odsłaniane stopniowo i z wyczuciem, walki nie dość, że są niesamowicie efektowne, to jeszcze wychodzą poza schemat typowego shounena, gdzie główny bohater po zdobyciu nowej dopałki miażdży każdego na swojej drodze (najlepiej strzelając rakietami z dupy). Klimat jest ciężki, miejscami wręcz dołujący, giną istotne postacie, samo zachowanie oraz motywacje bohaterów są zadziwiająco wiarygodnie przedstawione. Fabuła przedstawia różne odcienie szarości, nie ma tu jasnego podziału na tych dobrych i złych, nie każda decyzja podjęta przez bohaterów kończy się dobrze. Zwrotów akcji starczyłoby na kilka innych serii, a wiele scen to absolutny top anime (Eren blokujący mur głazem, reveal Reinera i Bertholdta, wszystkie przemówienia Erwina, galop na Bestię). Poziom niesiągalny dla 99% serialów, zwłaszcza dla tego całego chłamu, który obecnie wychodzi.
  25. Tak to powinno wyglądać w oryginale.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...