-
Postów
4 091 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
38
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Josh
-
Od siebie mogę polecić Kamisama no Iutoori. Thriller, shounen, survival-games, w którym ginie więcej bohaterów niż w Grze o tron i Walking dead razem wziętych. Całkiem gęsty klimat, narawdę chore i brutalne czelendże, kilka mocnych petard fabularnych. Nie obraziłbym się wcale, gdyby powstało jakieś anime na bazie tej mangi, tylko jak znam życie byłoby mocno ocenzurowane.
-
Trochę się nabijam A odpowiadając na Twoje pytanie, to warto zagrać jeszcze raz, a nawet i z 10 razy, bo gierka ma przeogromne replay-ability. Fakt, w przypadku drugiego scenariusza 90% lokacji się powtarza, ale też sporo rzeczy jest innych: kompletnie nowe bronie, inne postacie spotykane na swojej drodze, a co za tym idzie nieco zmieniona fabuła, masz dwóch nowych bossów, przedmioty są trochę inaczej rozmieszczone, a zagadki zmodyfikowane (są trudniejsze), Mr.X pojawia się dużo wcześniej, tylko w scenariuszu 2nd można zobaczyć prawdziwe zakończenie. Poza tym samo masterowanie gry, walczenie o lepsze oceny, bicie rekordów czasowych lub zabawa z mini-gierkami to ocean grywalności, dlatego zachęcam żebyś nie odpuszczał zabawy po zakończeniu pierwszego scenariusza
-
Oby było tak jak piszesz, bo trochę się boję, że zamiast tych 30 odcinków będą próbowali zmieścić wszystko w standardowych 24 epach i może wyjść mocny rush (a to nigdy się dobrze nie kończy). Tak czy inaczej, po finalnym epizodzie zakończy się pewna epoka... Spoilery odnośnie 3 sezonu, więc uwaga. No i koniec. Ostatnie odcinki wyraźnie spokojniejsze, ale dla mnie ten sezon to i tak absolutny TOP, możliwe że w ogóle najlepsza rzecz jaką oglądałem w anime. Moment pojawienia się wroga, starcie z Opancerzonym i Kolosalnym tytanem, Bestia miażdżąca żołnierzy, przemówienie Erwina, galop na pewną śmierć, god-mode Leviego, bohaterska akcja w wykonaniu Armina, wybór który nastąpił zaraz po tym, zejście do piwnicy i w końcu odkrycie najważniejszych tajemnic. Wszystko było tu perfekcyjne: animacja, udźwiękowienie, tempo wydarzeń, dialogi, wiarygodne zachowanie bohaterów, masa zaskakujących zwrotów akcji, cliffhangery. Sezon idealnie trafił w moment zakończenia Gry o Tron, po totalnie rozczarowującym żałosnym finale tego serialu Tytani okazali się miodem na moje serce. Nie. Mam Pytań. A jeżeli kolejny sezon faktycznie ma być jeszcze lepszy to lepiej już zacznę zbierać na sztuczną szczękę, bo obecna raczej nie wytrzyma więcej pierdolnięć o podłogę. Dla mnie to obecnie nr.1 wśród chińskch bajek.
-
A to może poczekam do 2038 na Complete Edition.
-
Nie ma sensu kontynuować tego wątku, są gracze którzy już rzygają Kamuroczo i są tacy, który nie będzie ono przeszkadzać nawet w Yakuzie 48. Co kto lubi. Ja już sobie ponarzekałem, więc odbiję teraz od tematu generyczności i skupię się na tym co mi się w tej grze podoba, żeby ktoś czasem nie pomyślał, że Judgment jest skończonym crapem. A nie jest nim na pewno. Tak jak napisałem wcześniej - ostatnią Yakuzą w jaką grałem była część czwarta, dlatego miałem sporo czasu, żeby odpocząć od oklepanych motywów i wejść w Judgment na świeżo. Pomijając miasto, które czułem się w obowiązku zgnoić na całej linii gra... naprawdę mi się podoba i to z każdą godziną coraz bardziej. Mimo blisko 20 h na liczniku ledwo liznąłem tę grę, w sensie story rozwaliłem do połowy, ale dopiero teraz na poważnie wziąłem się za side-questy oraz mini-gierki. Trzeba przyznać, że jest co robić, a nacisk na elementy detektywistyczne okazał się strzałem w dziesiątkę, bo faktycznie wprowadza to do rozgrywki nawet nie tyle "mile widzianą", co KONIECZNĄ różnorodność. Poza nimi fajne są pościgi po mieście (o ile ktoś lubi QTE), a jeszcze fajniejsze mini-rozprawy rodem z serii Ace Attorney, gdzie niczym Phoenix Wright bawimy się w prawnika strzelając naszym adwersarzom w pysk twardymi dowodami. Pozostaje żałować, że tych rozpraw nie ma więcej. Do tego dochodzi ogrom pomniejszych zadań od lokalnej ludności (bagatela 50 "social-linków" do wymaksowania), możliwość chodzenia z dziewczynami na randki (rozbudowanie tych "questów" robi wrażenie), uczestniczenie w wyścigach dronów, no i oczywiście specjalne zlecenia do odblokowania po zwiększeniu poziomu reputacji, a niektóre z tych zleceń są niemal tak samo rozwinięte jak misje z głównego wątku. Naprawdę ciężko się tu nudzić. Bardzo też podoba mi się fabularnie mniejszy nacisk położony na wątki z yakuzą. Oczywiście i tak stanowią one spory wycinek gry, ale wyraźnie czuć że ważniejsza od gangsterki jest tu zabawa w detektywa i prawnicza przeszłość naszego hiroła. Yagami zdecydowanie nie jest postacią zrobioną na odpierdol byle tylko zastąpić Kiryu, a gościem z krwi i kości: charyzmatycznym, zabawnym i z dobrym backgroundem. Naprawdę wcale bym się nie obraził, gdyby kolo na stałe został głównym bohaterem w tym uniwersum. Mam też wrażenie, że znacznie więcej tu niż w poprzednich odsłonach luzu, humoru i zabawy konwencją, co również uznaję za plus, bo zawsze ciężko mi było brać na poważnie tych wydziaranych pajaców w kolorowych garniturach nazywających się gangsterami. Natomiast kiedy już robi się poważnie, to gra bardziej przypomina mroczny kryminał niż mdłą operę mydlaną w wykonaniu pseudo-twardzieli. I całe szczęście Yagami nie musi niańczyć żadnych gówniarzy. Póki co to fabularnie IMO najlepsza "Yakuza" i mam nadzieję, że już się tak utrzyma do końca przygody. Nie pozostaje mi nic innego jak grać dalej, a muszę przyznać, że chęci do pykania są spore. Przerwa z serią najwyraźniej wyszła mi na dobre
-
Jedni będą się cieszyć z tego samego kotleta odgrzanego (i tylko delikatnie przyprawionego) 20 razy, inni będą mieć trochę większe oczekiwania kulinarne i co najwyżej na ten kotlet spluną. Zaprawdę powiadam wam - yebać stare kotlety.
-
Na pewno oczekiwania są na tym samym poziomie, jak nie większe, więc lepiej niech się postarają Najważniejsze, żeby gra w miarę trzymała się oryginału i przez to rozbicie na kilka części nie ucierpiała na żywotności. Domagam się story na co najmniej 20-30 h i z 70 godzin na pozostałe aktywności. I nie w żadnych aktualizacjach czy DLC tylko już na płycie. Bardziej dynamiczny system walki mi nie przeszkadza, ciachanie w takim Crisis Core był fajne. Ano właśnie, ciekawe czy jakoś mocniej rozwiną w grze wątek Zacka?
-
Tłumaczcie sobie to jak chcecie, dla developera to po prostu nic innego jak totalne pójście na łatwiznę, zwyczajne kopiuj--> wklej. Byle jak najmniej się napracować, w końcu gracze i tak sami sobie dopowiedzą resztę. Żałosny jest recykling lokacji aż do TAKIEGO stopnia jak oni to robią. Porównanie do Liberty City? Sorry, ale Kamurocho jest równie nudne i bezpłciowe, z tą małą różnicą że LC można chociaż nazwać miastem, bo ta śmieszna mapka z Yakuzy na którą składa się kilka budynków, niewiele więcej bocznych uliczek i niewidzialnych ścian nie zasługuje nawet na taką nazwę. Tak trudno byłoby rozbudować tę mapę? Zwiększyć ją trochę, dodać nowe dzielnice, wprowadzić możliwość zasuwanie chociaż na rowerze? Cokolwiek? I że niby Kamurocho jest "nierozerwalnie" związane z pewnymi postaciami czy wydarzeniami i MUSI pojawić się w każdej odsłonie? To ciekawe, że Konami produkując niegdyś kolejne części Silent Hill jakoś nigdy nie miało problemu, żeby każda z tych gier drastycznie różniła się pod kątem lokacji, MIMO że wszystkie rozgrywały się w tym samym mieście. Capcom też mogłoby p*erdolić kocopoły, że Resident Evil = Raccoon City i do dzisiaj byśmy biegali po tych samych ulicach. Na szczęście niektórych jeszcze stać na odrobinę kreatywności. Śmiech na sali, tyle mam do napisania w temacie Kamurocho i tego jak łatwo niektórzy łykają ten bullshit. Mam nadzieję, że im sprzedaż w końcu spadnie, to się obudzą, że czas w końcu na zmiany. Czytaj: wziąć się do roboty i stworzyć pełnoprawny sequel, a nie wypuszczać dwa razy do roku mission pack.
-
To chyba dużo nie wymagasz od gier. Rzygnąłbym mocno, gdyby wszystkie GTA rozgrywały się w Liberty City albo każda Castlevania działa się w tym samym, identycznym zamku. Lenistwo, po prostu niesamowite lenistwo ze strony developera.
-
Najlepiej niech dadzą tej serii odpocząć ze 2, może 3 lata, a później na next-genach przyp*erdolą Yakuzą 7 w kompletnie nowym settingu, z nowym bohaterem (ewentualnie niech zostawią Yagamiego, bo Kiryu to już dawno powinien przejść na emeryturę), dopakowanym systemem walki i oprawą godną konsol nowej generacji.
-
Dwa chaptery z dwunastu za mną, na liczniku około 7 godzin. Powiem tak: gdybym był na bieżąco z każdą odsłoną Yakuzy to rzuciłbym tę grę w cholerę, bo sposób w jaki ta gra kopiuje poprzedniczki jest po prostu chamski. Pierdylionowy raz bieganie po Kamurocho, delikatnie tylko zmodyfikowany system walki, podobny zestaw mini-gierek. Serio? Wielu graczy narzeka, że gry Ubisoftu to odcinanie kuponów, ale w taki razie co powiedzieć o Yakuzie? Ta seria ewidentnie potrzebuje poważnych zmian. Jednak jako, że ostatnią Yakuzą w jaką grałem była czwórka, to zdążyłem już trochę odpocząć od tej generyczności i powiedzmy, że w miarę "na świeżo" wdepnąłem w Judgment. Na pewno wciąga fabuła, główny wątek polegający na prowadzeniu śledztwa w sprawie zabójcy gangsterów jest ciekawy i obfituje w sporo zaskakujących wydarzeń, a przecież poza nim dzieje się jeszcze więcej. Główny bohater jest IMO bardziej charyzmatyczny niż sztywniak Kiryu, taki trochę koleżka z jajem, ale jak trzeba to potrafi sypnąć z dyńki, dodatkowo ma interesującą przeszłość i fajną skórzaną kurtkę Gameplay? Klasyka. Bieganie po mieście, tłuczenie gangoli po mordach, uczestniczenie w zadaniach pobocznych, quick time eventsy. Plus największa (i chyba jedyna) nowinka w temacie, czyli zabawa w detektywa. Yagami z racji wykonywanego zawodu często musi śledzić obrane cele, pstrykać z ukrycia fotki lub po prostu badać miejsca zbrodni. Da się nawet pobawić dronem, który poza zastosowaniem czysto detektywistycznym służy też do uczestniczenia w niekoniecznie legalnych wyścigach po mieście. Ok, nie są to patenty ani świeże, ani jakoś super dobrze wykonane, ale swoje zadanie spełniają - mianowicie wprowadzają nieco nowości do tej już strasznie skostniałej rozgrywki. Poza śledzeniem głównego wątku fabularnego warto czasem odwiedzić biuro Yagamiego, na tablicy często pojawiają się side-questy od przypadkowych ludzi. A to pewna starsza pani zleci ci śledzenie jej męża, którego podejrzewa o zdradę, a to młoda niewiasta poprosi o pomoc w ujęciu zboczeńca podkradającego jej majtki, a to jakiś random ze łzami w oczach zapłaci grubą gotówką, żebyś pomógł mu odnaleźć zgubioną kurtkę. Profity płynące z wykonywania tych zadań są spore (kasa, punkty do ulepszania zdolności bojowych Yagamiego, rzadkie itemy do modyfikacji drona), więc warto poświęcić im trochę uwagi. Na razie tyle. Póki co gierka naprawdę mi się podoba, jest całkiem ładna (niezłe modele postaci, po mieście kręci się sporo ludzi, no i są kozackie efekty towarzyszące specjalnym technikom), grywalna i z tego co widzę długa. Przy czym zaznaczę to jeszcze raz: podoba mi się głównie dlatego, że już dawno nie grałem w żadną Yakuzę. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby ktoś od niej odpadł przez zbyt intensywne uczucie deja vu spowodowane ograniem wszystkich poprzednich części, bo nie ma się co czarować - poza nowym tytułem oraz elementami detektywistycznymi można to po prostu uznać za mission-pack.
-
Odpaliłem na Gejflixie kilka odcinków "7 seeds". Pomysł fajny - grupka ocalałych randomów rozwala się na jakiejś bezludnej wyspie i próbuje przetrwać w nowym środowisku, gdzie wszystko próbuje ich zabić, później jeszcze dochodzi do tego ciekawy wątek post-apo. "Lost" w wersji anime? Coś w ten deseń. Szkoda, że wykonanie jest do dupy, bo wszystko wydaje się bardzo rushowane, akcja pędzi od jednej sceny do drugiej, narracja jest bez ładu i składu, a na domiar złego bohaterzy są taką zgrają idiotów, że zamiast im kibicować widz modli się, żeby zginęli w agonii. Co my tu mamy? Laskę z dredami, która zgrywa Rambo, rudego patafiana macającego po dupach małe dziewczynki, team leadera któremu odp*erdala już w pierwszym odcinku i emo-licealistkę bojącą się własnego cienia. No cóż, jeżeli od nich zależy przyszłość gatunku ludzkiego, to boże miej nas w swojej opiece. Animacja ujdzie, ale muzyka jest strasznie bez wyrazu, więc większość scen (mowa również o mocniejszych plot-twistach) jest pozbawiona jakichkolwiek emocji. Czasem też dochodzi do totalnych absurdów od których ręce i nogi opadają (np. potwory grzecznie czekające z atakiem aż ludzie dokończą swój 5 minutowy dialog :olo: ) ) Obejrzę jeszcze ze dwa odcinki i jak się nic nie zmieni to odpuszczam, może przerzucę się na mangę.
-
Obejrzałem gdzieś tak do 5 czy 6 odcinka. Do tego momentu było w miarę "watchable", ale jak pojawiła się ta mała dziewczynka morfująca w Chokobosa to wymiękłem.
-
Jest już cały OST. MESJASZ
-
Można czasem obejrzeć do niedzielnego kotleta z mizerią, ale lepiej nie nastawiaj się na nic specjalnego. Oklepany do bólu shounen z najbardziej irytującym idiotą jakiego widział ten gatunek (Asta jest jeszcze gorszy od Naruto czy Natsu), ale kilka walk jest niezłych.
-
Yakuzy swego czasu strasznie mnie wymęczyły, ośmielę się nawet napisać, że to większe odcinanie kuponów niż Assassin's Creed - za dużo odsłon w krótkim czasie i za mało zmian. No ile k*rwa można biegać po tym samym Kamurocho? Niemniej Judgment sobie kupię, licząc na to że tym razem jest chociaż trochę inaczej.
-
-
Już rozumiem jak ci wszyscy wymiatacze wykręcają takie czasy. Sacred fire oraz Ultimate sacred fire. Bez tego nawet jeżeli robi się perfekcyjne drifty x3 i wykorzystuje wszystkie skróty można zapomnieć o czołówce. Szkoda tylko, że za cholerę nie potrafię tego robić, bo po pierwszym drifcie ogień od razu mi gaśnie. Idę ćwiczyć xD
-
Dupa, a nie Oxide. Dla mnie Square jest ostatnim bossem w tej grze Z tym losowaniem broni coś jest nie tak. Na psx pamiętam, że jak zostawałeś daleko w tyle to zawsze losowało ci kozackie dopałki, same maski, zegary i błyskawice, taki handicap żeby jeszcze coś zdziałać, a może nawet odwrócić sytuację o 180 stopni, natomiast teraz możesz być na 6 miejscu i dostajesz 5x pod rząd zielone buteleczki Wczoraj kombinowałem w ten sposób, żeby na początku dać się trochę wyprzedzić, tak aby wszyscy z przodu między sobą się porozwalali, i cyk - po wylosowaniu boosta nagle wyprzedzić wszystkich, ale zdałem sobie sprawę, że to nie jest dobra taktyka. Najlepiej od początku mocno dać w p*zdę i walić drifty jak szalony żeby jak najszybciej i jak najbardziej oddalić się od reszty towarzystwa, wtedy wystarczy już tylko nie wpadać na pułapki oraz w przepaście.
-
Wydawało mi się, że coś tam potrafię w tej grze, ale dzisiejsza sesja z forumowiczami uzmysłowiła mi, że mam jeszcze sporo do potrenowania. Square jest nie do ruszenia - driftowanie, znajomość tras, umiejętność korzystania ze skrótów - teach me sensei. Tak jak gram z randomami z matchmakingu i często udaje mi się zająć 1 miejsce, tak teraz cieszyłem się jak byłem chociaż na podium W 6+ graczy robi się straszny rozp*źdzel przez co na niektórych trasach wygrana to czysta loteria (Coco Park dla przykładu), ale za to jest zabawnie i nieprzewidywalnie. Póki co gierka w ogóle się nie nudzi, jeżeli chodzi o sam multik to jest GOTY.
-
Nie chciałbyś zobaczyć moich aktualnych wyników w RE2 A tak na serio to nie wiem czy będzie się czym chwalić w tym Crashu. Wyścigi to nie mój konik , nie jestem zbyt dobry w takich grach, aczkolwiek platynę chciałbym mieć. Bar? Spacer? Rower? Życie? Nie znam tych gier.
-
Czasówki N.Tropy i Oxide'a, o k*rwa
-
Sugerujesz, że kiedykolwiek je miałem? Raz