Treść opublikowana przez Josh
- Devil May Cry 5
-
Devil May Cry 5
Oj tak, już od dawna marzy mi się osobna historia z Vergilem. Albo Spardą. Szkoda, ze wolą do porzygu ciągnąć wątek Dantego i Nero. Sam kawałek to MEGA SZTOS, od drugiej minuty Będzie orane to Special Edition i to mocno.
-
NETFLIX
Ciut podjarany odpaliłem Dragon's Dogmę na LGBTflixie, ale jak zobaczyłem te animacje z ps2 to od razu wyłączyłem. Ja wiem, że nie każdy serial animowany będzie wyglądał od razu jak Castlevania, ale k*rwa bez przesady, żeby produkować teraz większość bajek w technologii CG. Obrzydliwie to wygląda, mega sztucznie i sztywno. Kierunek --> piecyk i jeżeli tak ma wyglądać zapowiadane anime Devil May Cry to niech sobie od razu odpuszczą.
-
Prince of Persia: The Sands of Time - nie do końca wyjaśnione czy Remake czy Remaster XD
Strasznie sobie strzelili w stopę nazywając to remakiem. Gdyby od początku zapowiedzieli REMASTERA, a następnie pokazali to co pokazali to sądzę, że reakcja ludzi byłaby kompletnie inna.
-
Prince of Persia: The Sands of Time - nie do końca wyjaśnione czy Remake czy Remaster XD
Te cholerne łamagi z Crapisoftu absolutnie nic już nie potrafią dobrze zrobić. Mogli sypnąć trochę więcej kasy i zrobić to tak jak należy, ale po co, lepiej pieniążki przeznaczyć na kolejne odchody o Asasynach
-
Zakupy growe!
Miłego grania
-
NETFLIX
Jak dla mnie tylko pierwsza część była dobra (nawet BARDZO), przy dwójce już niestety poszli w kierunku durnych scen akcji albo totalnych absurdów (walka hand to hand z Nemesisem - pamiętamy), a z Alice zrobili jakieś dziwadło. Jedyne co tu było dobrze zrobione to tak jak piszesz: Sienna Guillory jako Jill, no i Raccoon City też miało niezły klimacik. Co do animacji to Vendetta jest lekkim krapikiem (absurdy rodem z filmów Andersona, np. rozp*erdolenie połowy miasta przez Chrisa i Leona), za to Damnation i Degeneration jak najbardziej można obejrzeć
-
NETFLIX
Oczywiście reżyser zarzeka się, że jest wielkim fanem gier Niestety sam opis serialu zdradza iż jest to kompletna bzdura i że gość nie ma zielonego pojęcia czego faktycznie chcą fani uniwersum. Czy naprawdę tak trudno byłoby zrobić dobry serial w konwencji horroru trzymający się fabuły z gier? Spoiler alert: fani chcą czegoś takiego Ale oczywiście nigdy tego nie dostaniemy, bo na ekranie musi być AKCJA, CYCKI i bonusowo według Netflixa: LESBIJKI, GEJE, MURZYNI i inne cuda na kiju.
-
NETFLIX
Mam nadzieję, że jesteście gotowi na całe galony odchodów. Ponoć w Netflixowym serialu Resident Evil poza bzdurami w stylu New Raccoon City i córek Weskera ma się też pojawić Milla Jovovich dodajmy do tego kilka wątków LPG, które na pewno zostaną wciśnięte i zapowiada się jedno z największych gówien jakie widziało uniwersum RE.
-
Daymare: 1998
Skończone. Naprawdę nie spodziewałem się, że gra okaże się aż taka fajna, zwłaszcza po tych wszystkich recenzjach równających ten tytuł z ziemią (kolejny dowód na to, że kompletnie nie ma się co sugerować opiniami podrzędnych redaktorzyn i lepiej zamiast tego zerknąć na user score na MC lub po prostu poczytać co na forach piszą zwykli gracze). Przy okazji piękny przykład na to, że gra wcale nie musi mieć budżetu RDR2 ani być tworzona latami przez sztab kilkuset ludzi, żeby wciągnąć na dobre kilkanaście godzin i zapewnić sporo frajdy. Czasem wystarczy, że za produkcję odpowiada garstka zapaleńców, którzy nie liczą na zarobienie kokosów, a po prostu chcą dostarczyć graczom coś fajnego, od serca. I mimo BARDZO skromnego budżetu, średniego doświadczenia deweloperów oraz masy błędów to włożone serce czuć podczas grania w Daymare: 1998. Tytuł pierwotnie startował jako fanowski remake Resident Evil 2, ale jako że Capcom zapowiadając swoje oficjalne odświeżone RE2 jednocześnie ukręciło łeb całemu projektowi chłopaków z Invader Studios, to giereczka została skasowana, a jej zgliszcza posłużyły za fundamenty recenzowanego tu Daymare: 1998. Ot taka ciekawostka zanim naleję do michy całą chochlę dziegciu. Miejmy to z głowy: jak już wcześniej napisałem tytuł ewidentnie cierpi na brak porządnego budżetu i to czuć na niemal każdym kroku. Modele postaci wyglądają tragicznie i w zasadzie tak samo tragicznie się poruszają, lokacje cierpią na niedobór obiektów oraz lepszych tekstur (co na ogół stara się zamaskować wszechobecny mrok), wszelakie efekty (np. wybuchy) większe wrażenie robiły na ps2, można zapomnieć o jakiejkolwiek zniszczalności otoczenia, wszystko jest wręcz boleśnie sterylne. Najgorsze jednak są cut-scenki, które wypadają komicznie, zwłaszcza kiedy do akcji wkracza voice-acting... na pewno nie jest to tragedia na miarę pierwszego Resident Evil, ale dobrze też nie jest. Jedyny plus v-a to gościnny występ (niestety już zmarłego) Paula Haddada, którego fani Residentów na bank kojarzą z roli Leona Kennedy'ego w oryginalnym RE2. Cała reszta to amatorszczyzna do potęgi, a same filmiki zwyczajnie przypominają teatrzyk z kukiełkami (zwłaszcza jeżeli mowa o mimice oraz gestykulacji bohaterów). Niedobór pieniążków na produkcję niestety widać też w innych elementach. Przeciwnicy są mało różnorodni, wszyscy przypominają po prostu mniej lub bardziej zmutowane zombie, starcia z bossami są pozbawione ikry, do tego gra straszy masą bugów i glitchy. No i są jeszcze częste i momentami zbyt długie loadingi Jak widać wad cała masa, na szczęście zalet jest drugie tyle. Daymare to gra stworzona przez fanów RE, dla fanów RE. Twórcy od samego początku trąbili na lewo i prawo, że chcieli stworzyć grę tak bardzo bliską oryginalnym odsłonom flagowej serii Capcom jak to tylko możliwe (oczywiście z zachowaniem bardziej nowoczesnych rozwiązań, stąd np. kamera TPP czy widok znad ramienia podczas celowania). I mogę z czystym sumieniem napisać, że udało im się to osiągnąć. Mało tego, pod kilkoma względami odwalili nawet lepszą robotę niż samo Capcom przy okazji RE2 remake czy RE3 remake Przede wszystkim ostro czuć klimat zaszczucia. Wprawdzie nie powiem, żebym się w którymkolwiek momencie porządnie przestraszył (nawet jump-scare'y nie robią wrażenia), ale gierka zdecydowanie ma bardzo mroczny styl, a grając trzeba mieć się na baczności przez całą rozgrywkę. Przeciwnicy gryzą mocno, nigdy nie wiadomo czy zaraz jakaś przegniła kreatura nie wyskoczy ci zza rogu, a medykamentów i amunicji zawsze jest "na styk" (polecam grać na najwyższym poziomie trudności). Rewelacyjne są lokacje i to nawet mimo średniej grafiki. Są spore, zróżnicowane, ociekają klimatem, mają lekko labiryntową konstrukcję i potrafią nagrodzić gracza za dokładną eksplorację (czyli właśnie jak w klasycznych Residentach). Zwłaszcza daje radę samo buszowanie po mieście Keen Sight, którego mroczne uliczki wypełnione zmutowanymi mieszkańcami momentalnie kojarzą się z Raccoon City Nie trzeba mieć IQ Einsteina, żeby się domyślić iż akcja gry rozgrywa się w roku 1998 (kolejny ukłon w stronę klasycznych horrorów), a nawet jeżeli komuś dojście do tego wniosku sprawiło problem, to bardzo szybko domyśli się tego podczas śmigania po mieście i odkrywaniu całej MASY smaczków przygotowanych przez developera. Co rusz trafiamy na jakieś plakaty ze starych filmów albo na automaty ze starymi grami (kilka przykładów poniżej) W pewnym momencie złapałem się na tym, że lokacje przeszukuję już nie tylko po to, żeby znaleźć więcej cennego ammo, ale też żeby wyłowić jak najwięcej smaczków Co dalej? Ano naprawdę świetnie zrobione zagadki, również w bardzo Residentowym stylu. Nie dość, że jakościowo są naprawdę dobre, rozwiązanie ich daje sporo satysfakcji, to jeszcze jest ich cała masa. Dosyć powiedzieć, że przez pierwszą godzinę jest ich więcej, niż przez całe RE3 remake Za to spory plus. Główne mięsko, czyli radosne śmiganie po różnych miejscówkach (poza miastem mamy tu między innymi tajne bazy, laboratoria, ścieki, naprawdę fachowo zrobiony szpital czy las), uganianie się za wszelakimi kluczami i oczywiście eksterminację wszelakiego ścierwa również uznaję za mocno grywalne. Ok, strzelaniu nieco brakuje powera (niektóre bronie zachowują się jak zabawki) i czasem szwankuje detekcja obrażeń u przeciwników (strzelasz gościowi ewidentnie w pysk, a ten nic sobie z tego nie robi), jednak bardzo mi się podoba ten cały "taktyczny" smaczek, który towarzyszy starciom czy samemu przygotowywaniu się do nich. Ilość miejsca w ekwipunku jest dosyć ograniczona, więc nie ma opcji, żeby mieć przy sobie cały arsenał apteczek i pocisków (czasem trzeba dokonywać wyborów w stylu "czy lepiej ze sobą zabrać więcej ammo czy może zostawić sobie miejsce na lekarstwa"), ponadto przeciwnicy potrafią czaić się dosłownie w każdym kącie, dlatego trzeba non stop się pilnować, a z racji chronicznego niedoboru amunicji podczas strzelania należy skupiać się na ich czułych punktach (powodzenia podczas celowania w głowę, kiedy atakuje cię trzech obdartych ze skóry mutantów na raz). Zdecydowanie taktycznego smaczku dodaje też raczej niespotykany w innych grach patent z przeładowaniem broni. Otóż giwery w Daymare można przeładować na dwa sposoby: jeżeli przeciwnik jest poza zasięgiem i wiemy że mamy czas zanim do nas dobiegnie to możemy wykonać bardzo powolny reload, ale taki przy którym nie stracimy poprzedniego magazynka (te są na wagę złota i będą potrzebne przez całą grę) albo jeżeli sytuacja nas zmusza to pozostaje opcja błyskawicznego przeładowania, ale takiego po którym upuszczamy poprzedni magazynek (można go później podnieść i dalej korzystać, ale w ogniu walki może być z tym ciężko). Na papierze wydaje się to zbędnym i niewiele wnoszących patentem, jednak podczas grania okazuje się czymś co wprowadza fajny powiew świeżości i sprawia, że podczas gry trzeba cały czas dynamicznie dopasowywać się do warunków panujących na polu walki. Jestem więcej niż zadowolony. Spodziewałem się crapa (w najlepszym wypadku średniaka), a dostałem naprawdę przyzwoity (chociaż nie pozbawiony wielu wad) survival-horror, który pod kilkoma względami wypada nawet lepiej niż ostatnie Residenty (lepsze łamigłówki, miasto ciekawsze niż Raccoon, świeższe pomysły), w dodatku ze zdrowym czasem gry. Tak, technicznie jest dramat i trzeba czasem mocno zacisnąć zęby, żeby znieść ten audio-wizualny koszmar, ale sądzę że gra na tyle broni się gęstą atmosferą oraz solidnym gameplayem, że warto dać jej szansę. 7-/10
-
Tony Hawk's Pro Skater 1 + 2
Żenada na max z tym demem możliwym do sprawdzenia tylko po złożeniu pre-ordera, aż się dziwię, że taki pomysł przeszedł bez większego echa i krytyki ze strony graczy. Cóż, pozostaje cierpliwie poczekać na premierę i jakieś recki.
-
Daymare: 1998
Dlaczego ten temat jest tylko w dziale PC, skoro gra wyszła też na PS4? Enyłej pykam sobie, jestem obecnie na drugim czapterze i... gra jest ZNACZNIE lepsza niż się spodziewałem. Konkretnie rozpiszę się dopiero jak skończę, ale póki co (5 h na liczniku) jestem więcej niż zadowolony i uważam, że tytuł został bardzo niesprawiedliwie potraktowany w recenzjach. e: widzę, że już przeniesione do odpowiedniego działu, nice
-
Platinum Club
#78 Doom Eternal #79 Nioh 2 #80 Dragon Ball Kakarot Żadna z tych platyn nie jest wymagająca, za to wszystkie są dosyć czasochłonne. Doom Eternal wymaga przejścia co najmniej 2 razy (+ opcjonalny clean up pozostałych trofików poprzez chapter select), no i niech was bozia ma w swojej opiece jeżeli zgliczuje Wam się trofik za upgrade broni (tak jak mi), wtedy możecie sobie doliczyć jeszcze jedno podejście (polecam co jakiś czas robić back up save'a do chmury albo na pendrive'a, just in case). Do tego ma wkurzające dzbanki online, bez ustawek ta platyna może zająć nawet z 50 godzin. Nioh 2 w porównaniu do jedynki to kaszka z mleczkiem, aczkolwiek jest paru wymagających bossów, czas potrzebny na uzyskanie platyny: 100 godzin, gdzie sam główny wątek z questami to dobre 80 h. Koniecznie w trakcie zabawy zbierajcie zielone żabki (zwiększają ilość przedmiotów leczących, co czyni grę znacznie prostszą) a także zmieniajcie broń na inną po wbiciu 120 tys. punktów "wprawy", żeby później mieć mniejszy grind. Kakarot natomiast to zabawa na 30-40 h i tutaj też najwięcej czasu zajmuje główny wątek, wszystkie trofiki po nim to już tylko formalność (ubicie opcjonalnych bossów, trochę śmieci do znalezienia, zabawa w crafting). Trudość: Doom 3/10, Nioh 6/10, Kakarot 3/10.
-
Resident Evil 8 Village
Najlepsze będą pierwsze miesiące jak jeszcze nie zagrasz i nie będziesz co chwilę zrzędził.
-
Resident Evil 8 Village
Wyciekł prolog do RE8, oglądacie na własne ryzyko
- The Last of Us Part II
-
The Last of Us Part II
Oj pamiętam cały czas ten dźwięk pękających odbytów i wrzaski rozwścieczonego tłumu kiedy odważyłem się skrytykować "magnum opus" Kideo Hojimy zwane Death Stranding niektórzy bardzo nie mogli się pogodzić z faktem, że gierka mogła się komuś nie spodobać i nawet solidne argumenty na poparcie mojego zdania dla nich nie wystarczyły. No bo "jak śmiesz w ogóle pisać coś negatywnego o TAKIM hicie, przecież ta gra nie ma wad. A nawet jeżeli jakieś ma, to i tak nie wolno absolutnie o nich mówić". Pamiętam, że w recenzjach tej gry też padały puste hasła w stylu "ten tytuł zmieni Twoje życie!" albo że "to totalna rewolucja w grach single player, teraz już nic nie będzie takie samo!". Cieszę się, że przy okazji TLoU 2 gracze są nieco bardziej świadowi i krytyczni (co widać po wielu rzetelnych opiniach na tym forum), ale widać też, że niektórzy dalej mają problem, żeby zaakceptować i uszanować to że dla kogoś innego gierka jednak nie okazała się ósmym cudem świata.
-
Nioh 2
Kuniec. 85 h na liczniku, zrobione jakieś 90% misji. Jest kilka rzeczy, które mi nie przypasowały (niższy poziom trudności niż w jedynce, grafika pamiętająca czasy ps2, zbyt często powtarzające się lokacje w trakcie questów), ale na to wszystko przypada tyle plusów, że to w zasadzie bez znaczenia. Gra jest bardzo długa, bardzo rozbudowana i bardzo wciągająca, oferuje mnóstwo atrakcji, pozwala na konkretny crafting i sporo customizacji, mimo schematyczności i robienia w kółko tego samego nie nudzi, a co najważniejsze oferuje naprawdę konkretny system walki i całkiem przyjemną eksplorację. Taki Nioh 1, ale na sterydach można by rzec. Od trójki na pewno będę już oczekiwał większych zmian, ale na tę chwilę jestem zdecydowanie usatysfakcjonowany najnowszym tworem Team Ninja i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że bawiłem się przy nim lepiej niż przy Sekiro (który teraz wydaje mi się cholernie ograniczony). 9/10
- The Last of Us Part II
- The Last of Us Part II
-
The Last of Us Part II
Tutaj koleś fajnie opisuje na czym faktycznie polega beznadziejność fabuły w tej grze. Zanim się ktoś dowali: nie, nie przeszkadzają mu wątki LGBT ani odpały Neila Cuckmana, problem leży gdzie indziej. I w sumie chyba dobrze stwierdził, że The Last of Us nigdy nie powinno dostać sequela.
-
Crash Bandicoot 4: It's About Time
Z jednej strony cieszę się, że nie przekombinowali z gameplayem i postawili na sprawdzone rozwiązania, a z drugiej... wygląda to jak bardzo chamskie copy-paste z poprzednich odsłon, zwłaszcza jeżeli chodzi o lokacje. Mocno mieszane odczucia.
- The Last of Us Part II
-
Nioh 2
Shibata Katsuie Wielki sk*rwol na dosyć małej arenie walki, bardzo szybki, ultra agresywny i z kilkoma one-shot combosami. Nie powiem, żeby to był jakiś ultra hardkor, ale i tak żaden boss w tej grze mnie tak nie wymęczył. 70 godzin na liczniku, nie wiem kiedy to zleciało, tak dobrze się bawię. Są rzeczy, które mnie w tej grze rażą np. lokacje: smutne, brzydkie, bez pomysłu, a część jest zwyczajnie została zrypana z poprzedniej części, generalnie mało tu nowości, grafę dźwignęłoby nawet ps2 (zwłaszcza mocno oświetlone miejscówki za dnia zdradzają skalę brzydoty Nioh 2), fabuła nie wciąga nawet trochę, ale mimo tego wszystkiego pyka się fenomenalnie, pewnie dlatego, że sam szkielet rozgrywki jest tak dobrze zrobiony. Trochę się bałem, że po Sekiro system walki będzie mi się wydawał drętwy i faktycznie ciężko mówić o takiej płynności w trakcie starć, ale ilość broni, skillów, różnych postaw, możliwych buildów zdecydowanie to rekompensuje. Wystarczy kilka godzin pograć jedną bronią, a później spróbować innej - sposób prowadzenia walk zmienia się diametralnie (zwłaszcza jak najpierw tłuczesz szybkimi tonfami w postawie niskiej, a później siejesz roz(pipi) ciężkim toporem w postawie wysokiej), a już nawet nie wspomnę o tym jak inaczej walczy się stosując magię albo ninjutsu. Kosmos Rozbudowana customizacja, crafting, looting to kolejne elementy przy których spędzam masę czasu. Z początku to wszystko potrafi przytłoczyć (zwłaszcza jak nie grało się w pierwszego Nioh), ale po kilku godzinach śmiga się po tych wszystkich tabelkach z prędkością światła wydając ciężko zarobioną amritę na punkty doświadczenia, dostosowując wygląd broni czy elementów zbroi do swojego widzimisię albo craftingując nowe zabawki (menusy są bardzo przejrzyste). Obecnie jestem na szóstej mapce, mam zrobioną większość misji i póki co nie odczuwam najmniejszego znużenia tą grą. Prawdopodobnie najlepsze (a na pewno jedne z najlepszych) "soulsów" w jakie grałem, mam nadzieję, że trójeczka już się gdzieś tam tworzy w piwnicy Team Ninja.
-
Resident Evil 8 Village
Błagam, niech nie przeginają z tymi wątkami paranormalnymi, bo to nigdy nie pasowało i nigdy nie będzie pasować do serii gier traktujących o tematyce bioterroryzmu (o czym już wyżej zresztą wspominałem). Mimo wszystko zombie, mutanty czy ożywione zwierzaki można jeszcze w miarę logicznie wytłumaczyć działaniem wirusa, ale jak wytłumaczyć obecność wampirów czy duchów? Już w RE7 z tym przegieli podczas niektórych "migawek" Ethana. No chyba, że to tylko omamy spowodowane własnie działaniem wirusa, to wtedy ok, ale niech nie idą w dosłowność. Ciekawa teoria, byłoby super jakby trochę bardziej rozbudowali genezę powstania Umbrelli. Z drugiej strony korporacja została założona przez sztab naukowców, więc trochę mi się to kłóci z tematyką okultyzmu. To prawda, mam o to lekki ból dupy, tym bardziej że raczej nie kupię next-gena na premierę i będę musiał trochę poczekać, żeby ograć RE8. No i trochę się boję o sprzedaż tej gry, sądzę że sprzedałaby się znacznie lepiej, gdyby wypuścili ją również na obecnej generacji. Żeby Capcomowi ta decyzja nie odbiła się czkawką.