Wleciał mały maratonik Syfiastych Filtrów i muszę przyznać, że bawiłem się przy tych grach dużo lepiej niż zakładałem. Oczywiście nie była to dla mnie żadna nowość, bo każdą z nich już kiedyś ukończyłem, ale nie utkwiła mi ta seria w pamięci jako muskularny chad, a raczej jako taki sympatyczny, ale też nieco upośledzony krewny MGS'a/Splinter Cella. No więc po zanurzeniu się powtórnie w ten świat walki z bioterroryzmem i spędzeniu w nim kilkudziesięciu godzin musiałem na nowo zrewidować swoje poglądy.
Syphon Filter 1
Sam początek i to od razu z grubej rury. Wrzuceni w przepocone mokasyny agenta specjalnego Gabriela Logana musimy stawić czoła terrorystom na ulicach Waszyngtonu. Zero jakiegokolwiek tutorialu, zero czasu, żeby oswoić się ze sterowaniem, przeciwnicy napierdalający do nas z dachów, przeskakujący w ilościach hurtowych przez murki, za chwilę trzeba ochraniać ziomka rozbrajającego bombę, nieco później zejść do stacji metra, aby tam zająć się kolejnym ładunkiem wybuchowym, co nie kończy się zbyt dobrze i całe metro idzie z dymem, a my musimy szybko się z niego wydostać zanim pożre nas ogień, następnie dramatyczny pościg za rosyjską agentką i slalomy między pędzącymi pociągami... jprd, a to dopiero pierwsze trzy misje Później też jest grubo, wliczając w to rozbrajanie ładunków nuklearnych i ucieczkę z pilnie strzeżonej bazy na Kazahstanie, stealth w ukraińskich katakumbach czy starcie z helikopterem. Tutaj cały czas coś się dzieje, ale też bardzo fajnie został zachowany balans między ostrą młóćką, a typowo szpiegowskimi motywami, gra jest naprawdę zróżnicowana. Grafika wiadomo, że dzisiaj to już wymiociny (zresztą nawet na swoje czasy nie było to nic pięknego), nieźle straszy pikseloza, postacie są zbudowane z trzech klocków na krzyż, a otoczenie w większości przypadków albo spowija mgła albo mrok nocy, przez co rzadko kiedy widać co się znajduje na dalszym planie. Za to muzyka robi robotę po całości, nawet przez chwilę nie dając wątpliwości, że uczestniczymy w cholernie intensywnym, szpiegowskim filmie akcji
Jedyne co mi się tu nie podobało, to niektóre misje, w których trzeba znaleźć określoną ilość celów niezaznaczonych na mapie (np. uratować zakażonych pacjentów w katedrze) - lokacje potrafią być spore i zawierają masę różnych rozgałęzień, więc łatwo coś przeoczyć, a później godzinę się po nich kręcić jak skończony głupek. Nie zawsze jest jasne co właściwie trzeba zrobić i zabija to nieco dynamikę gry.
Syphon Filter 2
Absolutny peak tej serii i tutaj pewnie niektórych zapiecze, ale według mnie ta gra zestarzała się lepiej i oferuje dzisiaj nawet więcej niż pierwszy MGS. Niesamowicie filmowa narracja, wciągające political fiction ponownie z bioterroryzmem oraz spiskami na najwyższym szczeblu, story ponownie rzucające nas po różnych zakątkach świata, bardzo zróżnicowane misje i zadania, świetnie przemyślane i bardzo nietypowe walki z bossami, a także możliwość wcielenia się również w partnerkę Gabe'a - Lian Xing. Jeszcze bardziej niż w MGS ma się wrażenie uczestniczenia w filmowym blockbusterze i po prostu gra się w to jeszcze lepiej niż w poprzednią odsłonę. Niekiedy bywa mocno stresująco, deweloperzy nawet przez chwilę nie pieszczą się z graczem, a za najlepsze tego przykłady niech posłuży misja w ośnieżonych górach Kolorado, w której atakują nas pochowani snajperzy i nawet przez moment nie możemy stanąć w miejscu, żeby nie zaliczyć headshota (zgon na miejscu) lub inna, w której próbujemy uciec z pilnie strzeżonej stacji badawczej, w której z każdego kierunku jesteśmy ostrzeliwani przez ziomków w nowoczesnych skafandrach odpornych na jakiekolwiek pociski i trzeba wiać na złamanie karku chowając się po szybach wentylacyjnych. Stres level: 9999 o bossie wyposażonym w granatnik nawet nie wspomnę (jeden celny strzał i Gabe ląduje na SORze). Cała gra to bardzo ambitny projekt jak na tak słabą konsolę jak PSX i nawet umowna grafika (zero progresu względem SF1) nie psuje wrażenia.
Syphon Filter 3
Tutaj już niestety coś zaczęło się psuć. Fakt, dalej jest różnorodnie, zwiedzamy różne egzotyczne miejscówki na mapie świata i wcielamy się w skórę jeszcze większej ilości bohaterów, dzieje się sporo, a poziom trudności ani myśli aby choć odrobinę spasować, jednak brak w tym wszystkim spójności. Fabularnie nasz dzielny hiroł trafia do sądu, gdzie musi oczyścić się z zarzutów stawianych mu przez skorumpowanego urzędasa, co sprowadza się do tego, że każda misja to po prostu jakieś średnio powiązane ze sobą wspominki, a główny wątek rusza dopiero w trakcie dwóch ostatnich misji prowadzących do niekoniecznie satysfakcjonującego finału. Nie jest już tak hollywoodzko, a i sam gameplay widać że wypstrykał się z większości pomysłów, bo nie ma tu w zasadzie nic, czego byśmy nie widzieli w dwóch poprzednich odsłonach. Z ciekawszych akcji to co najwyżej przebijanie się przez pole minowe w dżungli tak, żeby spocone dupsko Gabriela nie zostało rozerwane na strzępy czy ochranianie konwoju przed ciapatymi gdzieś na Bliskich wschodzie. Cała gra jednak mocno kojarzy mi się z Tomb Raider:Chronicles, zarówno jeżeli chodzi o narrację, jak i sam fakt, że to jest punkt, w którym seria stanęła w miejscu i deweloper nie bardzo wiedział w którym kierunku pchnąć ją dalej. Jak najbardziej można pyknąć, zwłaszcza że nie jest to długa przygoda (max 5 godzinek), ale takich giereczkowych uniesień jak w przypadku dwóch poprzednich Filtrów do Syfonu to już bym się nie spodziewał.
Syphon Filter Dark Mirror & Logan's Shadow
Pozwolę sobie pominąć odsłonę zatytuowaną The Omega Strain, bo ani ta gra nie była dobra, ani nie ma jej obecnie dostępnej na Storze, więc lecimy od razu z dwoma częściami wydanymi pierwotnie na PSP. Przede wszystkim trzeba sobie tutaj wyjaśnić jedną istotną kwestię: to nie jest już Syphon Filter. To jest Gears of War Klimatów szpiegowskich tyle tutaj co kot napłakał, stealth w zasadzie nie istnieje, niemal cała gra opiera się na chowaniu się za przeszkodami i eliminowaniu dziesiątek, a nawet setek napierających przeciwników. Nawet Gabe'owi i Lian zmienili głosy, żeby gra jeszcze mniej przypominało to oryginalne SF... co mnie osobiście nawet rozbawiło, bo nowy aktor zajebiście śmiesznie się pręży i próbuje oddać charakterystyczny, głęboki, lekko zachrypnięty głos Logana, ale mu to po prostu nie wychodzi i brzmi przez to komicznie. Nawet z ryja jakiś taki dziwny, chyba obdarowany przez naturę dodatkowymi chromosomami. Coś tam próbowano poudawać, że gra jednak jest trochę "espionage" totalnie zrzynając ze Splinter Cella i dając graczowi do dyspozycji gogle z trzema trybami wizyjnymi, ale tak naprawdę rzadko kiedy jest to potrzebne. To powiedziawszy muszę z ręką na sercu przyznać, że to nie są złe gry: strzelanie trąci już dzisiaj oldschoolem, ale ładowanie ołowiu w tępe łby zakapiorów daje fun (dużo się strzela do Ruskich śmieci, więc +1), misje są intensywne i krótkie, więc leci się przez giereczkę jak petarda, lokacje są zróżnicowane, muzyka bywa naprawdę DOBRA, a story bardzo fajnie rozbudowuje lore skupiając się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej na postaciach Logana i Xing i odsłaniając ich nieodkryte dotąd karty przeszłości.
Podsumowując: gorąco zachęcam, aby zagrać w dwa pierwsze Syphony, bo nawet dzisiaj to są świetne tytuły. Z urywającym łeb klimatem, wymagające, nie traktujące gracza jak idioty, intensywne, całkiem brutalne (nic nie stoi na przeszkodzie, żeby masakrować bezbronnych cywilów - poza napisem game over, ale to nie zawsze ). Wszystkie pozostałe części nie są już tak dobre, ale z braku laku też można obczaić, zwłaszcza że każda z nich znajduje się w pakiecie Premium w Plusie, więc bankructwo Wam nie grozi.