-
Postów
4 093 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
38
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Josh
-
U mnie poszła za drugim razem, cały sekret polega na tym, żeby strzelać do niego kiedy odlatuje i jest obrócony do nas tyłem. Więcej się męczyłem na helikopterze niedawno w The Twin Snakes Dla mnie najgorsza misja w całej grze, to ta w kopalni pod koniec, gdzie nic nie widać, trzeba sobie oświetlać drogę latarką i kasować wrogów z daleka snajperką. Ile razy wpadłem w przepaść albo z zaskoczenia wzięli mnie przeciwnicy robiąc sitko w 3 sekundy to nie zliczę.
-
Wleciał mały maratonik Syfiastych Filtrów i muszę przyznać, że bawiłem się przy tych grach dużo lepiej niż zakładałem. Oczywiście nie była to dla mnie żadna nowość, bo każdą z nich już kiedyś ukończyłem, ale nie utkwiła mi ta seria w pamięci jako muskularny chad, a raczej jako taki sympatyczny, ale też nieco upośledzony krewny MGS'a/Splinter Cella. No więc po zanurzeniu się powtórnie w ten świat walki z bioterroryzmem i spędzeniu w nim kilkudziesięciu godzin musiałem na nowo zrewidować swoje poglądy. Syphon Filter 1 Sam początek i to od razu z grubej rury. Wrzuceni w przepocone mokasyny agenta specjalnego Gabriela Logana musimy stawić czoła terrorystom na ulicach Waszyngtonu. Zero jakiegokolwiek tutorialu, zero czasu, żeby oswoić się ze sterowaniem, przeciwnicy napierdalający do nas z dachów, przeskakujący w ilościach hurtowych przez murki, za chwilę trzeba ochraniać ziomka rozbrajającego bombę, nieco później zejść do stacji metra, aby tam zająć się kolejnym ładunkiem wybuchowym, co nie kończy się zbyt dobrze i całe metro idzie z dymem, a my musimy szybko się z niego wydostać zanim pożre nas ogień, następnie dramatyczny pościg za rosyjską agentką i slalomy między pędzącymi pociągami... jprd, a to dopiero pierwsze trzy misje Później też jest grubo, wliczając w to rozbrajanie ładunków nuklearnych i ucieczkę z pilnie strzeżonej bazy na Kazahstanie, stealth w ukraińskich katakumbach czy starcie z helikopterem. Tutaj cały czas coś się dzieje, ale też bardzo fajnie został zachowany balans między ostrą młóćką, a typowo szpiegowskimi motywami, gra jest naprawdę zróżnicowana. Grafika wiadomo, że dzisiaj to już wymiociny (zresztą nawet na swoje czasy nie było to nic pięknego), nieźle straszy pikseloza, postacie są zbudowane z trzech klocków na krzyż, a otoczenie w większości przypadków albo spowija mgła albo mrok nocy, przez co rzadko kiedy widać co się znajduje na dalszym planie. Za to muzyka robi robotę po całości, nawet przez chwilę nie dając wątpliwości, że uczestniczymy w cholernie intensywnym, szpiegowskim filmie akcji Jedyne co mi się tu nie podobało, to niektóre misje, w których trzeba znaleźć określoną ilość celów niezaznaczonych na mapie (np. uratować zakażonych pacjentów w katedrze) - lokacje potrafią być spore i zawierają masę różnych rozgałęzień, więc łatwo coś przeoczyć, a później godzinę się po nich kręcić jak skończony głupek. Nie zawsze jest jasne co właściwie trzeba zrobić i zabija to nieco dynamikę gry. Syphon Filter 2 Absolutny peak tej serii i tutaj pewnie niektórych zapiecze, ale według mnie ta gra zestarzała się lepiej i oferuje dzisiaj nawet więcej niż pierwszy MGS. Niesamowicie filmowa narracja, wciągające political fiction ponownie z bioterroryzmem oraz spiskami na najwyższym szczeblu, story ponownie rzucające nas po różnych zakątkach świata, bardzo zróżnicowane misje i zadania, świetnie przemyślane i bardzo nietypowe walki z bossami, a także możliwość wcielenia się również w partnerkę Gabe'a - Lian Xing. Jeszcze bardziej niż w MGS ma się wrażenie uczestniczenia w filmowym blockbusterze i po prostu gra się w to jeszcze lepiej niż w poprzednią odsłonę. Niekiedy bywa mocno stresująco, deweloperzy nawet przez chwilę nie pieszczą się z graczem, a za najlepsze tego przykłady niech posłuży misja w ośnieżonych górach Kolorado, w której atakują nas pochowani snajperzy i nawet przez moment nie możemy stanąć w miejscu, żeby nie zaliczyć headshota (zgon na miejscu) lub inna, w której próbujemy uciec z pilnie strzeżonej stacji badawczej, w której z każdego kierunku jesteśmy ostrzeliwani przez ziomków w nowoczesnych skafandrach odpornych na jakiekolwiek pociski i trzeba wiać na złamanie karku chowając się po szybach wentylacyjnych. Stres level: 9999 o bossie wyposażonym w granatnik nawet nie wspomnę (jeden celny strzał i Gabe ląduje na SORze). Cała gra to bardzo ambitny projekt jak na tak słabą konsolę jak PSX i nawet umowna grafika (zero progresu względem SF1) nie psuje wrażenia. Syphon Filter 3 Tutaj już niestety coś zaczęło się psuć. Fakt, dalej jest różnorodnie, zwiedzamy różne egzotyczne miejscówki na mapie świata i wcielamy się w skórę jeszcze większej ilości bohaterów, dzieje się sporo, a poziom trudności ani myśli aby choć odrobinę spasować, jednak brak w tym wszystkim spójności. Fabularnie nasz dzielny hiroł trafia do sądu, gdzie musi oczyścić się z zarzutów stawianych mu przez skorumpowanego urzędasa, co sprowadza się do tego, że każda misja to po prostu jakieś średnio powiązane ze sobą wspominki, a główny wątek rusza dopiero w trakcie dwóch ostatnich misji prowadzących do niekoniecznie satysfakcjonującego finału. Nie jest już tak hollywoodzko, a i sam gameplay widać że wypstrykał się z większości pomysłów, bo nie ma tu w zasadzie nic, czego byśmy nie widzieli w dwóch poprzednich odsłonach. Z ciekawszych akcji to co najwyżej przebijanie się przez pole minowe w dżungli tak, żeby spocone dupsko Gabriela nie zostało rozerwane na strzępy czy ochranianie konwoju przed ciapatymi gdzieś na Bliskich wschodzie. Cała gra jednak mocno kojarzy mi się z Tomb Raider:Chronicles, zarówno jeżeli chodzi o narrację, jak i sam fakt, że to jest punkt, w którym seria stanęła w miejscu i deweloper nie bardzo wiedział w którym kierunku pchnąć ją dalej. Jak najbardziej można pyknąć, zwłaszcza że nie jest to długa przygoda (max 5 godzinek), ale takich giereczkowych uniesień jak w przypadku dwóch poprzednich Filtrów do Syfonu to już bym się nie spodziewał. Syphon Filter Dark Mirror & Logan's Shadow Pozwolę sobie pominąć odsłonę zatytuowaną The Omega Strain, bo ani ta gra nie była dobra, ani nie ma jej obecnie dostępnej na Storze, więc lecimy od razu z dwoma częściami wydanymi pierwotnie na PSP. Przede wszystkim trzeba sobie tutaj wyjaśnić jedną istotną kwestię: to nie jest już Syphon Filter. To jest Gears of War Klimatów szpiegowskich tyle tutaj co kot napłakał, stealth w zasadzie nie istnieje, niemal cała gra opiera się na chowaniu się za przeszkodami i eliminowaniu dziesiątek, a nawet setek napierających przeciwników. Nawet Gabe'owi i Lian zmienili głosy, żeby gra jeszcze mniej przypominało to oryginalne SF... co mnie osobiście nawet rozbawiło, bo nowy aktor zajebiście śmiesznie się pręży i próbuje oddać charakterystyczny, głęboki, lekko zachrypnięty głos Logana, ale mu to po prostu nie wychodzi i brzmi przez to komicznie. Nawet z ryja jakiś taki dziwny, chyba obdarowany przez naturę dodatkowymi chromosomami. Coś tam próbowano poudawać, że gra jednak jest trochę "espionage" totalnie zrzynając ze Splinter Cella i dając graczowi do dyspozycji gogle z trzema trybami wizyjnymi, ale tak naprawdę rzadko kiedy jest to potrzebne. To powiedziawszy muszę z ręką na sercu przyznać, że to nie są złe gry: strzelanie trąci już dzisiaj oldschoolem, ale ładowanie ołowiu w tępe łby zakapiorów daje fun (dużo się strzela do Ruskich śmieci, więc +1), misje są intensywne i krótkie, więc leci się przez giereczkę jak petarda, lokacje są zróżnicowane, muzyka bywa naprawdę DOBRA, a story bardzo fajnie rozbudowuje lore skupiając się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej na postaciach Logana i Xing i odsłaniając ich nieodkryte dotąd karty przeszłości. Podsumowując: gorąco zachęcam, aby zagrać w dwa pierwsze Syphony, bo nawet dzisiaj to są świetne tytuły. Z urywającym łeb klimatem, wymagające, nie traktujące gracza jak idioty, intensywne, całkiem brutalne (nic nie stoi na przeszkodzie, żeby masakrować bezbronnych cywilów - poza napisem game over, ale to nie zawsze ). Wszystkie pozostałe części nie są już tak dobre, ale z braku laku też można obczaić, zwłaszcza że każda z nich znajduje się w pakiecie Premium w Plusie, więc bankructwo Wam nie grozi.
-
Nie wiem, nie jadłem. Jeżeli kupowałeś dlatego, że były faktycznie smaczne, to spoko, śmieję się tylko z tych, którzy kupowali bo widzieli fiuta Friza na papierku i koniecznie musieli go wsadzić sobie do mordy. Also, próbowałem wiśniowe Frugo i tak jak się obawiałem: syf przeokrutny. Bardziej soczek niż energol, w dodatku bardzo mało gazowany. Dzisiaj będę testował jeszcze wiśniowego Tigera.
-
Będzie zrzynka z RE2R, czyli chwilowy stun poprzez strzelenie w łeb albo w nogę i eleganckie omijanie 90% przeciwników w ten sposób.
-
Prawdziwy wiśniowy Monster (ten sprzed prawie 10 lat) > wszystkie inne wiśnie
-
w PE też wiele razy pojawiały się cycuchy. W dzisiejszych, bardzo poważnych czasach nie do pomyślenia, bo zaraz jakiś zjeb by się obraził skamląc, że dzieci są deprawowane przez kolorową gazetkę o giereczkach
-
Tymczasem deweloperzy z zachodu:
-
Jestem ciekaw jakby zareagowali ci wszyscy obrażalscy, gdyby chwycili za jakiś starszy numer PE, gdzie w komiksach Kleja regularnie ciśnięto bekę z grubasów, homoseksualistów i czarnych, a nawet w samych recenzjach i felietonach padały naprawdę ostre żarty, które nie oszczędzały nikogo teraz to naprawdę jest bardzo spokojnie i tolerancyjnie w Extrimie.
-
Da, przecież dla niego liczy się już tylko kasa. Jeszcze jak ktoś odwali robotę za niego, to już w ogóle cymesik.
-
Nie grałem jeszcze, ale widzę że wszyscy się spuszczają. Kurde, ja to bym chciał, żeby dali im do zrobienia nowego Fallouta, oczywiście w tym samym stylu co BG3
-
Obawiam się, że problem jest znacznie większej skali, a w zachodnich ekipach tworzących gierki siedzi obecnie dużo większa grupa takich osób niż tylko ta mała garstka od różnorodności, o której teraz piszesz. Oczywiście to tylko moje małe założenie, ale takie za które rękę dałbym sobie uciąć: tam teraz zatrudniają nie ze względu na skilla, kompetencje czy doświadczenie w produkcji gier, tylko na bazie koloru skóry, orientacji oraz biegłości w operowaniu zaimkami, a to przy większej zbieraninie tych popaprańców ma wpływ na wszystko: od designu, przez story, aż po sam gameplay. Jasne, to o czym wspomniałeś też ma wpływ na to jak kiepskie obecnie wychodzą gierki, ale nie oszukujmy się, że polityka woke nie dokłada swojej pokaźnych rozmiarów cegły do tego festiwalu spierdolenia, no bo jednak ciężko stworzyć coś dobrego, kiedy odpowiadają za to ludzie, którzy się po prostu do tego nie nadają. W przemyśle filmowym jest to na chwilę obecną bardziej widoczne, praktycznie każde znane uniwersum padło już ofiarą tęczowej rewolucji: Matrix, Władca pierścieni, Wiedźmin, Doktor Who, Gwiezdne Wojny, Marvele i jeżeli tutaj ktoś ma wątpliwości, że drastyczny spadek jakości jest związany z DEI, to znaczy, że ma piękne, różowe, ospermione klapki na oczach. Sprawdźcie sobie kto odpowiada za ten stan rzeczy i jakimi wartościami się kieruje. W gierkach powoli też staje się to coraz bardziej odczuwalne, ale jako że ten przemysł został skażony dużo później, to jeszcze skutki nie są tak katastrofalne. Ale niedługo będą, bez obaw. No chyba, że zaraz po kolei pozamykają się te wszystkie pożal się boże Bajołery, Rokstedi, Noti-dogi i inne studia forsujące PRZEKAZ, to reszta zdąży się ocknąć na czas.
-
Odpowiedź na Twoje pytanie jest bardzo prosta: przypomnij sobie kogo obwiniali zanim zaczęto zatrudniać takich świrów.
-
I dobrze, pewnie i tak zostało tam niewielu pracowników z oryginalnego Bioware. Większość teraz wygląda tak, a priorytetem nie jest dla nich gameplay, a "różnorodność"
-
Kwaśne japko i Tajger wisienka będą testowane
-
Żeby ten śmieć, który próbują nazywać Dragon Age lepiej się sprzedał? Osobiście mam nadzieję, że okaże się przeokrutną wtopą i więcej nie będą szmacić tej serii.
-
Fajnie, że otwarcie przyznali że celują z tą gierką w dzieciarnię. Nie, żeby już po pierwszym trailerze było to widoczne.
-
Obawiam się, że tak od razu syf nie zniknie, niestety ale rzygi i odchody dosyć długo pozostawiają po sobie ślad (oraz smród), których ciężko się pozbyć. Ale powoli widać jakieś porządki, najpierw nowa baja Disneja całkowicie pozbawiona elementów woke (przy okazji zarabia grube miliony, na pewno jest to zupełny przypadek), później skasowanie Silk przez Sony, teraz Microsoft i Square Enix małymi kroczkami odcinające się od tego szamba. Z pewnością bardziej świadomi odbiorcy, gigantyczne straty finansowe jakie generują produkcje DEI oraz zamykane całe studia dały co poniektórym do myślenia, że nie jest to dobry kierunek biznesowy.
-
Jeszcze Disney do kompletu i powoli będzie można wracać do normalności.
-
Remake jest bardzo podobny, więc na luzie możesz atakować i nic sobie nie popsujesz jeżeli chodzi o granie bez zgonu, to prawie mi się udało zrobić to legitnie, ale pod koniec (w tej wielkiej hali, gdzie trzeba przetransportować marker) lekko spanikowałem i macka mnie zabiła, jak taką skończoną sierotę. Kiedyś do tego podejdę jeszcze raz bez cheesów, bo mimo wszystko czuję trochę wstyd i obrzydzenie do samego siebie. Pamiętam, że DS2 pod tym względem był dużo trudniejszy i tam nawet mając 3 save'y do dyspozycji był niezły hardkor, aby ukończyć ten tryb.
-
Grałem lata temu na PC i myślałem, że to coś pomiędzy.
-
Ja korzystam tylko z karty MB i to akurat jest dobra opcja, zwłaszcza jak chemia jest w promkach. Żele pod prysznic, antyperspiranty, jakieś Domestosy żeby dzieciaki miały co pić w te upalne dni, czasem nawet drugi produkt tańszy o 90%, więc idzie sporo zaoszczędzić. Przestałem w ogóle kupować takie rzeczy w Rossmannie.
- 2 713 odpowiedzi
-
- biedroid
- tanie rzeczy
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
148-153 Dead Space: trudność 4/10. Najtrudniejszy trofik to przejście całej gry bez zgonu, ale to akurat można cheesować kopiując save do chmury, cała reszta to śmieci pokroju "zabij określoną ilość przeciwników danym typem broni" albo "zbierz wszystkie notatki". Gierka oczywiście bardzo przyjemna i mimo, że nie jest to odświeżenie na takim poziomie jak RE4, to i tak pyka się super, nawet jeżeli dobrze zna się oryginał. Metal: Hellsinger: trudność w zależności od tego czy gra się legitnie - i wtedy spokojnie jest 9.5/10 - lub też czy gra się z ułatwiaczem dla takich pozbawionych rytmu kalek jak ja, do kliknięcia w opcjach, który sprawia, że gra zamienia się w zwykłego shootera - i wtedy trudność spada do 3/10. Za punkt honoru postawiłem sobie przynajmniej skończenie tej gry na normalu bez korzystania z ułatwienia i... omg, męczyłem się bardziej niż na Dante Must Die w DMC. Jedna z trudniejszych rzeczy jakie robiłem w życiu, chociaż to są mocno subiektywne odczucia, bo jeżeli ktoś nie ma problemu z załapaniem rytmu, to może co najwyżej mnie wyśmiać, splunąć mi na mordę i przejść grę z zamkniętymi oczami. Ale nawet dla takich osób platyna może stanowić wyzwanie, bo mamy tu naprawdę trudne opcjonalne czelendże, a wisienką na torcie jest trofik wymagający przejścia CAŁEGO etapu z perfekcyjnym wyczuciem, czyli nie gubiąc rytmu ani razu. Ogólnie tytuł bardzo dobry i polecam go każdemu, muzyka miażdży, a gameplay to taki Doomik z fajnym twistem. Doom (2016): sporo śmieciotrofików, trochę znajdziek, kilka dzbanków do wbicia w multi (wpadają błyskawicznie). Jeżeli ktoś ma na oku platynę, to radzę się spieszyć, bo nie wiadomo jak długo jeszcze pociągną serwery, a jak zostaną wyłączone to platsa już się nie będzie dało wbić. Ponoć też niektóre trofea są okrutnie zgliczowane, ludzie do dzisiaj skarżą się, że coś im nie chce wpaść mimo spełnienia wszystkich warunków, ale ja akurat nie miałem żadnych problemów. Trudność: 3/10 Ghosthunter: łatwizna, pomijając kilka missable trofików (i tak trzeba się nieźle postarać, żeby je pominąć) to nie ma tu żadnej filozofii. Gra sama w sobie też jest łatwa, ani przeciwnicy ani sporadyczne łamigłówki nie stanowią żadnego wyzwania, więc daję 2/10 za trudność. Alone in the Dark:TNN: oh yeaaaaah, zawsze chciałem mieć komplet dzbanków w tej grze, jeszcze żeby tylko Capcom wydało Dino Crisis albo klasyczne Residenty na tej samej zasadzie... ale pewnie nie dadzo trochę smutek, że nie pokuszono się o wyzwania związane ze speedrunem albo przejście gry bez leczenia się, tak to pozostaje masa głupot do zebrania, zabicie każdego rodzaju wroga obiema postaciami, raz trzeba dać się zabić i zobaczyć napis game over. Większej filozofii tu nie ma, wszystko idzie zrobić w trakcie jednej nieco dłuższej sesji, trudność 2/10 MediEvil: Resurrection: i znowu banał. W zasadzie każdy kto skończył remake na PS4 wie czego się spodziewać: skończyć grę, zebrać wszystkie kielichy + ukryte fiolki zwiększające HP, porobić trochę głupot. Jedyna różnica to zestaw minigierek ekskluzywny dla tej wersji MediEvila, dosyć nudnych oraz irytujących warto dodać, ale też szybkich do skończenia, 3/10 za trudność.