Kiedy zamawiasz Battle Royale na Wishu, ale przychodzi coś innego
Dobre 10 lat temu Madhouse wyprodukowało jeden sezon anime na bazie tej mangi, w sumie mi się podobało, a że na tym jednym sezonie serial się zakończył pokrywając zaledwie 1/3 całej historii, to postanowiłem resztę nadrobić w formie komiksowej. No generalnie szału nie ma, powiedziałbym nawet że te 12 wyemitowanych odcinków to był najlepszy wycinek całego Btooom. A o co tu w ogóle chodzi jakby? Otóż wszelakiej maści kanalie wykluczone przez społeczeństwo zostają uwięzione na tropikalnej wyspie gdzie zostają zmuszone do walki na śmierć i życie przy użyciu ładunków wybuchowych. Przeżyją tylko ci, którzy zabiją określoną liczbę innych "graczy" i pozyskają od nich żetony niezbędne do podjęcia ewakuacji. W grę wchodzi nie tylko przetrwanie, ale też wysoka nagroda pieniężna, więc sentymenty czy jakiekolwiek ludzkie odruchy schodzą na bok, wyciągając z zawodników to co najgorsze. A to wszystko przy uciesze gawiedzi, bo cała rozgrywka za przyzwoleniem rządu jest streamowana w czasie rzeczywistym niczym jakieś chore igrzyska śmierci. W końcu kto by się przejmował kryminalistami prawda?
No i tak to mniej więcej wygląda. Ludzie rozrywani na kawałki za pomocą bomb, zdrady i spiski na każdym kroku, całkowite zezwierzęcenie i rozpad wartości moralnych, a w tym całym bajzlu nasz dzielny MC, który próbuje zachować resztki poczytalności i ujść z życiem ratując przy okazji cycatą blond-dziewoję. Czyli mniej więcej to co znamy z wielu innych komiksów opartych na tematyce death games I tak do 1/3 przygody jest to naprawdę sympatyczna rozpierducha, bo później zaczynają się takie głupoty, że ręce opadają. Zjawiska paranormalne typu mała dziewczynka widząca duchy, dwóch typów planujących zniszczyć potężne korpo rządzące całym światem przy pomocy hakera-geniusza który zdezerterował i teraz pracuje dla Putina walki z niezniszczalnymi dronami, a nawet... scena gwałtu, która jest chyba najbardziej popieprzoną sceną gwałtu jaką widziałem od kiedy czytam mangi. Nie powiem, że nie da się tego czytać, bo jakaś ciekawość jest kto zginie, a kto przetrwa do końca, no ale historia mogłaby być o wiele lepsza, gdyby autor tak nie odpływał ze swoimi fanaberiami.
Ciekawostka: manga ma dwa zakończenia, a czytelnik sam może sobie wybrać które jest według niego kanoniczne. Jedno kończy się bardziej luzacko i wesoło, drugie w dosyć mroczny sposób i z tego co wyczytałem jest to finał "rekomendowany" przez mangakę, toteż je uznaję je za to oficjalne. Kolejny dziwny pomysł, który tak czy inaczej nie zmienia faktu, że oba endingi pozostawiają niedosyt, nie domykają wszystkich wątków i ogólnie sprawiają wrażenie jakby były napisane na szybko, bo widać w nich potężne dziury fabularne. Polecam więc Btooom! tylko jeżeli przeczytaliście już inne (lepsze) mangi z tego gatunku albo po prostu obejrzeliście kiedyś serial i jesteście ciekawi dalszych losów Sakmoto, blondyny i reszty wybuchowej ferajny.