-
Postów
4 104 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
38
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Josh
-
To jest szok, że ta gra w ogóle się sprzedaje.
-
Killerek skończony, bardzo intensywna, ale też krótka gra. Za walki z bossami należy się lekko 69/10 A teraz czas na PoPki. Nie planuję odświeżać wszystkich, The Two Thrones mimo, że ma podobny gameplay do TSoT/WW to dla mnie jest bardzo nijaką częścią z niskim replay value, a Prince z 2008 to nawet nie jest gra wideo tylko jakieś samoprzechodzące się łajno, w dodatku wygląda obrzydliwie przez 90% czasu (nie wiem kto tam wpdał na pomysł, że lokacje nabierają kolorów dopiero po ich skończeniu ). Za to Forgotten Sands jak najbardziej będzie ogrywane, jeszcze jak.
-
Skończyłem Ninja Kamui. Trochę rozczarowanko. Pierwsze kilka odcinków sztos totalny: animacja 10/10, jatka 11/10, story i wkurwiony bohater 100/10, a później jak wszedły te dziwne cybepunkowe kombinezony, walki w CGI, głupawe żarciki całkowicie psujące klimat i milion retrospekcji to poziom drastycznie spadł Dalej jest ok, do samego końca to spoko akcyjniak, no ale kurde, zapowiadało się to o wiele lepiej. Teraz lecę z Kaidżu numer 8 i przy okazji nadrabiam One Piece. Tak jak cały arc z Kaido mnie starsznie męczył, tak teraz dzieją się zajebiste rzeczy
-
Skończę maraton staroci i lecę z gierką, pewnie jakoś w połowie czerwca będzie ogrywane.
-
Ale przynajmniej w remasterze Onimushy można zmieniać mieczyki bez wchodzenia do menu. Szkoda, że przez 20 lat tworząc milion różnych wersji RE4 nie wpadli na ten sam pomysł.
-
No ja słyszałem o takich co im się RE Zero nie podobało i narzekali na brak skrzynki
-
Trochę szok jak krótka jest ta gra, wczoraj pyknąłem 3 godzinki i już jestem prawie na połowie, a robię również questy i wyrywam wszystkie laski. Niemniej siekanie to czysta rozkosz, zwłaszcza po lekkim apgrejdzie, mega fajny motyw że im dłuższe combo budujesz bez otrzymania obrażeń, tym szybsze, mocniejsze i bardziej efekciarskie stają się ataki. Widziałbym coś takiego w DMC. Plus te kozackie finishery z ucinaniem łbów maszkarom Gra może i nie jest zbyt piękna (jak chyba każda od Sudy), ale nadrabia stylem. Ta komiksowa kreska, te kolorki, te błyski i zabawa filtrami, poezja. No i minigierka z dupeczkami, która polega w głównej mierze na gapieniu się na dzydzki oraz wręczaniu prezentów, żeby zaciągnąć niewiasty do łóżka. Ciekawe czy w tych czasach by coś takiego przeszło
-
Może i dożyjemy, ale raczej już nie zdąży zrobić z tego takiej epickiej sagi jak MGS. Za dużo czasu zmarnowane na symulator kuriera
-
Prawda. Razem z MGR, DmC i Bayonettą najlepsze slasherki siódmej generacji konsol. Kiedyś to było
-
Dlatego propsy dla Kokodżambo, że w Snake Eater nie ma tego radaru. Niby tutaj też jak się człowiek uprze, to może przebiegać szybko przez lokacje przewracając wrogów fikołkami, ale to się sprawdza głównie na niskich poziomach trudności, gdzie ziomeczki są bardziej zmulone. Duży plusik również za to, że w tej grze praktycznie nie ma apteczek, więc biegnąc na pałę i zgarniając trochę ołowiu na klatę (nieuniknione w przypadku wykrycia), może dojść do sytuacji, że w trakcie walki z bossem będziemy dosłownie "na strzała", a HP nie regeneruje się po zgonie, więc ryzykujemy w ten sposób soft lock. Ogólnie gra jest dużo lepiej przemyślana i dużo lepiej zbalansowana niż jedynka.
-
Mi jest trochę smutno, że Kojima zamiast dostarczyć to co zawsze wychodziło mu najlepiej czyli kolejne szpiegowskie arcydzieło z grubasami na wrotkach, gejowymi wampirami i ninjasami biegającymi po ścianach babra się w tym nudnym Ded Strendingowym łajnie...mistrzu wróć i daj nam duchowego spadkobiercę Snake'a
-
MGS3: Snake Eater Najlepsza część serii, szczytowe osiągnięcie Kojimy oraz spokojnie top 10 żyćka każdego szanującego się gracza W porównaniu do pierwszego MGSa ta gra zestarzała się bardzo dobrze, no może nie licząc sterowania, które jest równie drętwe. Przede wszystkim tym razem możemy mówić o pełnokrwistej skradance, w samym prologu jest więcej stealth niż przez całą pierwszą część, nie ma tak że po prostu na pałę biegniemy od bossa do bossa po drodze mijając jedno czy dwa malutkie pomieszczenia z trzema wartownikami tylko faktycznie trzeba się sporo czaić. A, że lokacje zostały genialnie zaprojektowane, to robi się to z dziką frajdą: czołganie się w gęstej trawie, chowanie w spróchniałej kłodzie drewna, wdrapywanie się na drzewa i kasowanie headshotami nieświadomych wrogów trzymając się jedną ręką gałęzi, zestrzeliwanie ziomeczkom ula z pszczołami na łeb itp itd, dostępne obszary dają naprawdę sporo możliwości. Trochę irytuje system kamuflaży, bo w zasadzie co chwilę trzeba je zmieniać (a jest to niewygodne, bo wiąże się z przebijaniem się przez zamulające menusy), ale można na to przymknąć oko. No i CQC, które pozwala jebnąć schwytanym gagatkiem o ziemię, poddusić go, poderżnąć gardło, a nawet przepytać go i dowiedzieć się np. ilu jeszcze wrogów czai się w okolicy. Opcjonalnie można po prostu wlecieć do lokacji z kałachem i powystrzelać wszystko co się rusza, włącznie z królikami i kozami W ogóle podoba mi się jak żywe są te miejscówki, wszędzie biega pełno robali, w stawach czają się kajmany, na drzewach rosną owoce, które można zestrzelić i zjeść, żeby zregenerować staminę (bez jedzenia Snake'owi burczy w brzuchu, co alarmuje wartowników), w trawie lekko falującej na wietrze wiją się węże, GODFUCKINGDAMNIT, ależ to musiało robić te 20 lat temu. Na deser pozostaje fenomenalna fabuła (znałem zakończenie, ale i tak prawie się spłakałem) i jedne z najlepszych walk z bossami w historii giereczkowa, zwłaszcza pojedynek snajperski z The End oraz starcie The Boss na polanie z białymi kwiatami. A ucieczka przed prototypem metal geara i samo starcie z nim? Reżyseria, muzyka, efekciarstwo nawet dzisiaj zrywa kaski z głów. Gra mocno zyskuje na najwyższym poziomie trudności European Extreme, które odpala elegancki game over w przypadku wykrycia Snake'a przez wrogów i podkręcający drastycznie walki z szefkami, i tak też polecam grać (szkoda, że nie jest dostępne od początku, ale nawet zwykłe hard potrafi trochę zajść za skórę). Tytuł kompletny, praktycznie pozbawiony wad, taki który nie tylko wytrzymał próbę czasu, ale też pokazuje, że nawet dzisiaj mało co może się z nim równać, spokojnie i bez oporów 10/10. A teraz gnidy z Konami dawać tego remake'a i spóbujcie tylko to schrzanić to nie daruję
-
MGS3 skończony, czas teraz na coś ciutkę szybszego
-
Do RE0 coop bardzo by pasował. Tylko musieliby trochę rzemodelować gierkę, żeby nie było tak, że jeden gracz idzie po jakiś item, a drugi czeka 30 minut aż mu go podasz windą.
-
Szkoda, że Capcom ma
-
Outbreaki są spoko, ale w tych grach naprawdę trzeba wiedzieć co robić. Pykanie po omacku, nie wiedząc gdzie co leży i bez zrozumienia najważniejszych mechanik może być rzeczywiście katorgą, zwłaszcza że gra słabo tłumaczy cokolwiek. Inna sprawa, że w coopiku przy ogarniętym teamie to złoto jak cholera, a masterowanie tych gier sprawia dziką frajdę. Parę lat temu tak mnie pogięło, że robiłem very hard solo i bawiłem się lepiej niż przy takim RE5/RE6. Teraz jakby wypuścili Outbreak File 3 z grafą, kamerą i strzelaniem jak w remakach + eksplorejszyn, puzzle i nieliniowością z klasycznych Outbreaków do 4 graczy jednocześnie to podejrzewam, że grałoby całe forum.
-
Zagrajcie w tego Outbreaka. 4 sloty na przemioty,samych itemków wszędzie leżących w opór i wieczny brak miejsca nawet na głupią apteczkę albo pistolet, masa zaryglowanych drzwi, których wyważanie zajmuje 10 minut, brak skrzynek, brak możliwości odkładania itemów gdzie się chce, timer odmierzający czas do naszej zamiany w zombie, totalnie spierdolone AI, przy którym Sheva sprawia wrażenie geniusza. Pograjcie z godzinkę, a później wróćcie do tego tematu i grzecznie przeproście się z RE0 btw, oba Outbreaki to genialne gry
-
Bardzo słaba. Tak słaba, że w dniu premiery wszyscy recenzenci wystawiali jej 8/10.
-
co? Zero można dać jakoś na 10 miejscu. Ale w serii, która liczy już grubo ponad 30 gier, to i tak wysoko
-
Poza forum to nie widziałem, żeby ludzie tak płakali o te skrzynki i uważali RE0 za najgorszę odsłonę serii. To faktycznie straszne, że jest tyle backtrackingu, że trzeba tyle biegać, kombinować z ewipunkiem i nauczyć się omijać przeciwników przebiegając 5 razy przez ten sam korytarz. Gdyby tylko było tak jak w poprzednich częściach, że idziesz cały czas przez siebie i nigdy nie musisz odwiedzać tych samych korytarzy i pomieszczeń.... oh, wait. Wiadomo, że giereczka nie ma startu do RE1 czy RE2, ale spokojnie można ją postawić w rankigu gdzieś pośrodku najlepszych odsłon, a takich Residentów jak RE5 czy RE6. Jeszcze jak ktoś gra na hardzie to mogę zrozumieć bóldupienie i sięganie po cheaty, bo gra go przerosła, ale na normalu albo easy, gdzie wszystkiego jest w opór i wystarczy kasować po drodze każdego przeciwnika i później już tylko cofnąć się te parę pomieszczeń po upuszczony wcześniej key-item lub naboje do strzelby? Robienie z igły widły.
-
Ale ja nie bronię tej mechaniki i nie twierdzę, że została dobrze zaprojektowana, nie cisnę też po graczach, którzy ściągają sobie moda ze skrzyneczką, niech każdy gra tak jak mu wygodnie. Tylko nie udawajmy, że wywalanie z gry istotnej mechaniki wokół której jest obudowana cała gra i zastępowanie jej zupełnie inną, dla własnej wygody, żeby grało się łatwiej i przyjemniej, nie jest cheatowaniem. Jak ktoś stworzy modyfikację do og RE4 pozwalającą Leonowi jednocześnie chodzić i strzelać to też wiadomo, że uprzyjemni to rozgrywkę, ale na podobnej zasadzie spierniczy cały balans rozgrywki, bo ta gra nie została stworzona, żeby grać w nią w taki sposób. No i serio, nie przesadzajmy już że dropienie przedmiotów gdzie popadnie jest AŻ TAK tragiczne. Ta gra nie jest tak gigantyczna, żeby nie dało się przebiec te kilka pomieszczeń wstecz po upuszczoną wcześniej apteczkę czy klucz, zwłaszcza że da się biegać jednocześnie dwiema postaciami co daje w sumie 12 slotów na itemki, a to więcej niż w jakimkolwiek innym klasycznym Residencie.
-
Mi też ten patent z zostawianiem przedmiotów na podłodze się nie podoba, no ale trudno, jest to istotna mechanika i celowe zaprojektowanie gry w ten sposób, cheatowanie skrzynką uprzyjemnia rozgrywkę, ale też potężnie nerfi poziom trudności. To trochę tak jakby w RE1 grając Chrisem wklepać kod na zwiększenie ilości slotów w ekwipunku z 6 do 10. "No bo, hehe, to tylko mniej backtracking". No, ale właśnie mniej backtrackingu wpływa na trudność tych gier, bo nie trzeba omijać po kilka razy tych samych przeciwników ani marnować na nich ammo. Well, przynajmniej nie jest tak jak w Outbreak, że możesz zostawiać itemy TYLKO w wyznaczonych miejscach, to dopiero by była katorga.
-
Mod na skrzynkę to tak jakby grać z infinite ammo, zwykłe cheatowanko. Aczkolwiek rozumiem, że niektórzy inaczej nie dadzą rady skończyć tej gry, więc już lepiej pykać tak niż w ogóle.
-
Ja już grałem po jakimś nerfie i u bagniaka siedziałem dobre 2 godziny, jak nie dłużej (mam na myśli solo), więc nie chcę nawet myśleć jakie to musiało być trudne na samym początku.
-
Ktoś wcześniej pisał, że budowanie jakichś gówienek czyni świat żyjącym. W takim razie najbardziej żyjącym światem ze wszystkich jest Fortnite.