Skocz do zawartości

Josh

Użytkownicy
  • Postów

    4 775
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    45

Treść opublikowana przez Josh

  1. Prawda. Easy to wiadomo, że rządzi się swoimi prawami i ten tryb wybierają osoby, które chcą się nacieszyć fabułą i trochę sobie pobiegać, a walki są im obojętne, natomiast normal powinien już oferować jakąś dawkę wrażeń tak żeby nie zasnąć i nie tracić na gameplay'u poprzez ignorowanie poszczególnych mechanik. Jak jest w praktyce, wszyscy wiemy: w większości erpegów easy i normal to jest jedno i to samo. Walki chyba najlepiej zrobili w pierwszej części. Nie wiem jak w Chronicles X, bo w tę odsłonę nie grałem wcale, ale 2 i 3 mają zbyt długie starcia, przeciwnicy są strasznie gąbczaści, animacje zbyt rozwleczone, no i tak jak piszesz, nawet nieznaczna różnica w poziomie przeciwników zbyt znacząco wpływa na walki. Pewnie to jest powód, dla którego dla mnie ostatnie dwie odsłony nie były już takie dobre i finalnie mnie rozczarowały, mimo że światy i fabułki miały więcej niż przyzwoite. To w X3 w trakcie chainów zdążysz zrobić śniadanie, zjeść je, przetrawić, wydalić i w międzyczasie jeszcze jakaś drzemka wleci. Albo i nie, bo musisz przecież w trakcie trochę poklikać
  2. Josh

    Growe Szambo

    No to podaj kto linkował.
  3. Wiem, że zajebiście stary post, ale wyświetlił mi się jako pierwszy jak wszedłem do tego tematu i czuję silną potrzebę dodania swoich 3 groszy. W Xeno 3 grałem na hardzie - jak zresztą w każdego erpega, inaczej według mnie nie ma funu biorąc pod uwagę jak casualowe dzisiaj są gry z tego gatunku - i nie wyobrażam sobie przejść tej gry na tym poziomie trudności bez ogarnięcia systemu walki i wykorzystywania w pełni wszystkich dostępnych mechanik. Te długie chainy z udziałem wszystkich postaci (już nie pamiętam jak się nazywały), a co najważniejsze: umiejętnie z nich korzystanie, to był jedyny sposób, żeby w ogóle przejść tę grę, podejrzewam że nawet jednego bossa bym nie dał rady pokonać korzystając z "auto" czy klikając cokolwiek co popadnie, więc dziwnie mi się czyta to o czym piszecie. Generalnie z grami (nie tylko erpegami, ale tutaj to jest najbardziej widoczne) jest tak, że na niższych poziomach można klepać co ślina na pada przyniesie (?), bo w sumie po co się wysilać i uczyć gry, skoro sama gra na easy czy normalu w ogóle tego od gracza nie wymaga. Natomiast im wyżej, tym gra już nawet nie tyle wymaga, co po prostu zmusza do korzystania z pozornie "zbędnych" mechanik nieprzydających się na innych poziomach i tutaj Xenoblade 3 jest tego najlepszym przykładem. Przy czym nie chcę za dużo bronić Xeno3, bo mnie ta gra srogo wymęczyła (w sensie znudziła: animacje super ataków są o wieeeeeeele za długie, ostatni boss zajął mi równie DWIE godziny ), po prostu zwracam uwagę na prosty fakt, że jeżeli chce się z gry wyciągnąć wszystko i czerpać większą frajdę z systemu walki, to lepiej podkręcić wyzwanie zamiast narzekać że jest za łatwo, a połowa możliwości jakie oferuje gra na nic się nie przydaje. To trochę tak jakby odpalić Ninja Gaiden na very easy i mówić później, że "po co jest parry albo juggle w tej grze? Przecież wystarczy cały czas dusić "x" i się samo przejdzie".
  4. Josh

    Growe Szambo

    To znaczy czyj ulubiony? Bo nie zauważyłem, żeby ktokolwiek linkował coś od nich?
  5. Josh

    Dragon Age: Veilguard

    A dla mnie była ok. To nie był żaden hit, ale w porównaniu do DA2 przynajmniej czułem, że gram w pełnoprawne RPG, a nie w jakieś demko z trzema lokacjami na krzyż.
  6. Josh

    Growe Szambo

    Prawidłowa odpowiedź to: Monster Hunter jest lepszą grą, bo nie tworzyli go fachowcy od DEI. Wygrałeś talon.
  7. Kiedy dziewczyna okaże się lepsza w szachy 5D

    OhUk0CHklR7P6B2KIH70Z4gtmHOQ0wmq (1).jpg

    1. Beelzeboss

      Beelzeboss

      Po wczorajszej randce z observerem potrzebowaliście wiecej czasu.

  8. Specjalnie kupiłem Plusa na miesiąc, żeby sprawdzić w akcji nowe Dragon Age'a. Beton w końcu został skruszony za sprawą słów Figaro, żeby nie oceniać gry bez uprzedniego zagrania w nią, tak więc odłożyłem wszelkie uprzedzenia na bok, uciszyłem swojego wewnętrznego transfoba i zatopiłem się w tym kolorowym świecie z czystym, niezmąconym umysłem licząc co najmniej na dobrą przygodę i konkretny erpegowy gameplay... Szkoda, że jedyna opcja, żeby zagrać w starsze odsłony na PS5 to Plusowy streaming, no ale z braku lepszych perspektyw niech będzie, zwłaszcza że neta mam dobrego i wszystko śmiga zadziwiająco płynnie. Chodził za mną powrót do Grecji po gigantycznym rozczarowaniu jakim okazał się dla mnie Ragnarok, po prostu jakoś bardziej trafia do mnie klasyczny gameplay bez współczesnych udziwnień, ot nieskomplikowana i dynamiczna sieczka z eksploracją na drugim planie i bez ciągłego pieprzenia głupot w trakcie pokonywania kolejnych poziomów. Sekwencji z chodzeniem dwie godziny po lesie i zbieraniem chrustu jakimś obsranym rudzielcem też póki co nie stwierdziłem tak więc gram ostro, ginę często i bawię się niesamowicie. Jest coś pięknego w prostocie tych gierek z PS2. Na pewno po jedynce rzucę się jeszcze na GoW2 i 3, a może i na Ascension się połaszę.
  9. Josh

    Dragon Age: Veilguard

    Co wygra: rozpikselowane gównogierki sprzed 35 lat czy wysokobudżetowa produkcja AAA stworzona przez potężne Bioware? https://www.truetrophies.com/news/teenage-mutant-ninja-turtles-the-cowabunga-collection-ps-plus-essential Mamy to Panowie. Oficjalnie nikt nie chce grać w Dragon Age Veilguard nawet za darmo.
  10. "Wiara" będzie bardzo istotnym elementem dotyczącym tej gry. Wiara graczy, w to że Druckmann tego nie spierdoli.
  11. Josh

    Growe Szambo

    https://www.thegamer.com/monster-hunter-wilds-why-not-flopping-dragon-age-the-veilguard/ Redaktor TheGaymera ma tęgą rozkminę. Ktoś mu pomoże rozwiązać zagadkę?
  12. Josh

    Silent Hill 2 Remake

    Christophe Gans z budżetem 40 milionów dolarów, wspierany przez specjalistów od kostiumów i kilkoma dniami przeznaczonymi na sam casting Tymczasem jakieś randomy z paroma miedziakami w kieszeni i seksowną ciotką, która wpadła na chwilę zobaczyć co tam siostrzeniec porabia i zgodziła się wystąpić w kilku scenach
  13. Josh

    Death Stranding 2 On The Beach

    Szacunek dla Kojimy za kreatywność i po prostu za to, że próbuje zrobić coś innego. Szkoda, że tym czymś innym jest najnudniejszy gameplay w grach wideo od czasu powstania walking simulatorów. Spokojny gameplay mi nie wadzi, ale serio to mozolne łażenie z punktu a do punktu b to jest katorga porównywalna do siedzenia 8 godzin w pracy. Trailer wygląda obłędnie, graficznie zapowiada się na najmocniejszą grę na PS5, reżyseria cut-scenek zapewne urwie łeb przy samej dupie, tym bardziej szkoda że to wszystko marnuje się na symulator DPD, gdzie Kojima mógłby na luzaku wypuścić jakiegoś MGS-killera.
  14. Josh

    własnie ukonczyłem...

    Jersey Devil Jednym z najlepszych dni w moim życiu z pewnością był ten, kiedy w wakacje 1998 roku ojciec wrócił do domu, z kopniaka zamiast mnie tym razem wyjątkowo potraktował drzwi wejściowe i podjarany jak małe dziecko zamontował pod TV jakieś śmieszne szare pudełko, do którego wkładało się płyty CD. I one się w nim kręciły. I było słychać takie ciche cykanie. Serio Do tej pory gierki wideo kojarzyły mi się wyłącznie z żółtymi kartridżami i rozpikselowanymi pamperkami w ogrodniczkach biegającymi w prawo, toteż szok był konkretny w momencie, gdy PlayStation zostało odpalone po raz pierwszy, a że miałem wtedy 8 lat, to równie dobrze mógłbym oglądać pokaz iluzjonisty, bo mój mózg totalnie nie przetwarzał tego co widzi. Wszyscy wiemy ile wtedy kosztowały oryginały oraz jak prężnie rozwijało się piractwo, toteż nie będę mydlił oczu: staruszek razem z konsolą przybył obładowany około 50 grami na verbatimkach (+ całą masą czasopism o grach, w tym PE), a wśród nich i jako jedno z pierwszych odpalonych było właśnie Jersey Devil. Dla młodego umysłu, który pierwszy raz mierzył się z grafiką 3D to był jakiś kosmos, raczej żaden współczesny gówniak już nie pozna podobnego uczucia. Po pstryknięciu start game, obejrzeniu uroczej animacji otwierającej przygodę i otrząśnięciu się z szoku w końcu mogłem pobiegać fioletowym dziwolągiem. Początek gry utkwił mi w pamięci na następne dekady za sprawą trzech rzeczy: mega topornego sterowania, niesamowitego klimatu oraz wysokiego poziomu trudności. Kurde, trochę się wtedy bałem tej gry, bo muzyka w niczym nie przypominała wesołego plumkania z Mario, lokacje spowijała niekończąca się ciemność, a wyskakujące spod ziemi dyniogłowe stwory potrafiły straumatyzować skończyło się na tym, że odpadłem już na drugim etapie, w którym żyćka kończyły mi się szybciej niż zapas tlenu w płucach przyciśniętego kolanem do ziemi fentanylowego księcia. Obiecałem sobie jednak, że kiedyś do tej gry wrócę i w końcu ją zaliczę! No i właśnie skończyłem. Niesamowite jak dziecięca wyobraźnia zapełniała luki w tej ledwo czytelnej brei zwanej potocznie "grafiką" przez co kiedyś wydawało mi się, że ta gra jest ładna, mimo że już w tamtych czasach inne platformówki zjadały Jersey Devil na śniadanie. No, ale klimatu dalej nie można jej odmówić: początek kiedy wspinamy się diabełkiem na dach muzeum i obserwujemy stamtąd panoramę miasta (która w rzeczywistości jest wielką, rozmazaną teksturą), późniejsze sekwencje w katakumbach albo pokonywanie kolejnych pięter w nawiedzonym, rozpadającym się budynku mają vibe'a, którego brakuje dzisiejszym - bardzo grzecznym i wesołym - platformówkom. Trochę jak MediEvil, a trochę jak Pumpkin Jack. Przeciwnicy idą w parze z designem lokacji, przez większość czasu tłuczemy jakieś groteskowe kreatury albo abominacje rodem z Looney Tunes, do którego Jersey Devil też nawiązuje dosyć często. Legendarny poziom trudności, który przez lata stanowił dla mnie największą barierę przed wróceniem do tej gry okazał się zwykłą ściemą. Przy czym gwoli ścisłości: za dzieciaka grałem w wersję PAL, która z tego co wiem była nieco trudniejsza, ale też mocno okrojona z zawartości, ot taka wersja testowa zanim deweloper wrzucił na pozostałe rynki właściwe, poprawione definitive edition. Tak czy inaczej nie ma to większego znaczenia, bo obu wersjach twórcy rzucają nam pod nogi tyle żyćka, że nie sposób go całego zmarnować... no chyba że jest się ośmioletnim melepetą i pierwszy raz gra się w trójwymiarową platformówkę Fakt, ginie się tu bardzo często, głównie przez toporne sterowanie, częste bugi i kamerę, którą trzeba cały czas manualnie sobie ustawiać, ale i tak przez większość czasu miałem 80+ kontynuacji. A żeby było śmieszniej, to w każdej chwili można wrócić do pierwszego etapu i farmić żyćka do oporu xD Najlepsze i tak są chyba walki z bossami. Jest ich sporo, ale wszystkie są tak samo przewidywalne, każdy szef ma jeden, max 2 ataki na krzyż, które są łatwe do ominięcia, a w przypadku naszego zgonu nie trzeba się niczym martwić, bo HP bossa się nie odnawia. Nie wiem kto to projektował ale ja bym mu kazał oddać wypłatę. Czy w takim razie polecam tę platformóweczkę? Oczywiście, że nie. Ma swoje mocne strony, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że już na swoje czasy był to zwyczajny średniak miażdżony przez takie koksy jak Crash, Spyro czy nawet przez Gexa. Wróciłem do niego wyłącznie z sentymentu i niejako obowiązku, bo naprawdę chciałem zaliczyć grę, która pokonała mnie dwie dekady temu. W Psx Extreme HIV się nie patyczkował i wystawił solidne 5/10 Ja bym do tej piątki dorzucił jeszcze "plusika". Chociaż nie powiem, gdyby ktoś wpadł na szalony pomysł reanimowania tej marki i zrobił jakiś remake albo kontynuację, to pewnie bym się ucieszył, nawet gdyby miał to być jakiś budżetowy indyk sfinansowany za frytki z Kickstartera. Potencjał jest spory, a giereczek w klimacie Halloween nigdy za wiele.
  15. Idealna randka nie istn...

    dBPOL84cj9PpWNWrgBaotHHLukKMd8uY.jpeg

    1. Pokaż poprzednie komentarze  5 więcej
    2. Suavek

      Suavek

      Pewnie shemale.

    3. Josh

      Josh

      To nawet lepiej 

       

       

      xufxin5kk7441.webp

    4. Kaczi

      Kaczi

      z takim shemale to tylko w Bieszczady!

  16. Josh

    Growe Szambo

    A to nie wiem. Pomijając parę wyjątków typu Asmongold czy Vara Dark to ja nie kojarzę tych ludzi i wbrew pozorom nie śledzę z zapartym tchem woke'owych nowinek. Wspomnianej dwójki nawet nie mam zasubskrybowanej, a na forum wrzucam głównie to co mi zapoda algorytm youtube'a i facebook na głównej, o ile uznam że granica DEI została przekroczona W KCD2 pewnie sam bym zagrał, bo widzę że to kawał porządnego erpega, tylko zupełnie mnie nie jarają klimaty średniowiecza. Split Fiction kiedyś sprawdzę jak będzie w promce, te dwie protagonistki przynajmniej wyglądają jak kobiety, a i w poprzednich grach Hazelight Studios nie dopatrzyłem się jakichś nachalnych tęczowych motywów, więc dla mnie dev ma cały czas czystą kartę. Z Monster Hunterem dalej nie wiem o czym mowa, kojarzę tę grę głównie z trailerów, w których występowała blondi z wielkimi cyckami.
  17. Josh

    własnie ukonczyłem...

    Nie wiedziałem, że smaży się sequel. Kupi się na pewno jak wyjdzie na plejce <3
  18. Josh

    Nowości RPG

    Youtube randomo mi zapodał ten trailer. Na pogromcę Chained Echoes bym nie liczył, ale i tak wygląda sympatycznie
  19. + oczywiście torbę zakupową w której znajduje się 20 innych toreb zakupowych

    4gb2hYaS0QtjhVvDlvasiszxJXRyhgM8.jpeg

    1. messer88

      messer88

      rookie numbers 

  20. Josh

    Growe Szambo

    Z tym mocnym w gadce to już bym tak nie przesadzał.
  21. Poszedłbym na Tytanów, w kinie pewnie rozwaliłoby mi mózg, ale nie wiem czy chce mi się drugi raz oglądać to samo. Ale i tak fajnie, że animki mają się coraz lepiej w naszych kinach. Na pewno jak wleci Demon Slayer to się wybiorę
  22. Josh

    Growe Szambo

    To nie jest mechanizm obronny, tylko obijanie piłeczki w Twoją stronę. Bełkoczesz coś o incelach czepiających się gier, w których nie ma woke wrzucając mnie do jednego worka razem z nimi, to ja Cię wrzucam do worka z czubkami broniącymi transów oraz zaimków grach. Poczułeś się tym skrzywdzony? Zabolało? No widzisz, właśnie tak działa niesprawiedliwe szufladkowanie. Chcesz tego czy nie, istnieje zależność między woke, a kiepskimi grami. Wiadomo, że mimo skażenia grzybem DEI czasem uda się zrobić coś lepszego (Spider-man 2, TLoU2), ale niestety większość produkcji zawierających takie elementy jest słabej jakości: Concord, Dragon Age Veilguard, Dustoborn, Unknown 9, Forespoken, Suicide Squad, Star Wars Outlaws, ostatnie Avowed to też żaden hit Takie Ubisoft było gotowe wypuścić niedopracowanego bubla w listopadzie i dokładnie to dostaliby gracze, gdyby żabojady nie obsrały zbroi po kiepskiej sprzedaży Gwiezdnych Wojen i backlashu ze strony graczy. I jest ku temu prosta przyczyna: zamiast zatrudniać fachowców, to biorą do robienia gier aktywistów pozbawionych doświadczenia, skilla i pasji. Forsowanie przekazu staje się ważniejsze od dostarczenia wartościowego, grywalnego i dopieszczonego produktu. Płacz sobie ile chcesz, zakrzywiaj rzeczywistość do woli, ale takie są fakty.
  23. Josh

    Growe Szambo

    Nigdzie nie widziałem, żeby ktoś srał się o Monster Huntera. Split Fiction i KCD2 to też raczej poniewierane przez margines, który doszukuje się sensacji na siłę, a ja już pisałem wiele razy jakich wątków konkretnie nie toleruję w grach i co według mnie klasyfikuje się do ciężkiej krytyki. Skoro wrzucasz mnie i Homelandera to tego samego worka co tych ludzi, to ja Ciebie wrzucę do tego samego co Figaro albo Beelzebossa, czyli witaj w gronie najbardziej tęczowych ze wszystkich tęczowych świrów. Może być?
  24. Josh

    Dragon Age: Veilguard

    Ja bym to trochę doprecyzował: warto potępiać każdą grę, która zamiast po prostu skupić się na dostarczaniu rozrywki, woli bawić się w edukowanie grającego. Raczej mało kto po 8 godzinach roboty w kołchozie marzy o powrocie do domu, włączeniu konsoli i słuchaniu od NPCów pierdolenia jak mają mówić i co myśleć.
  25. Josh

    własnie ukonczyłem...

    Forgive Me Father Tak jakoś wzięła mnie chcica na boomer shootera, a że akurat omawiana gierka była w promocji na Storze, to długo się nie zastanawiałem nad dodaniem do koszyka. Powiem krótko: coś pięknego. Soczysty doomowy gameplay, w ślicznej komiksowej grafice a'la "XIII" lub Darkest Dungeon, pięknie obtoczony w lovecraftowskim sosiwie = to nie miało prawa nie pyknąć. Do wyboru mamy dwie postacie: księdza oraz reporterkę. Levele pozostają bez mian, w zależności od tego kogo wybraliśmy inna natomiast jest fabuła i sposób w jaki się walczy: ksiądz jest postacią bardziej defensywną (mniejsza kontrola tłumu, krótsze cooldowny dopałek), podczas gdy granie dupeczką jest bardziej agresywne i w większym stopniu stawia na dynamikę. Niezależnie jednak od tego kogo się wybierze, rzeźnia i tak jest konkretna, a im dalej w grę, tym jest szybciej, trudniej i bardziej krwawo. O ile pierwsze etapy są raczej klaustrofobiczne, a deweloperzy dosyć oszczędnie raczą nas mięsem armatnim, tak w drugiej połowie zabawy jest to już Doom pełnym ryjem i trzeba srogo się napocić, żeby przetrwać na arenach naszpikowanych przydupasami Cthulhu. Jak to w takich grach bywa, jest czym walczyć: rewolwery, strzelby, karabiny, a z czasem takie cuda jak giwery strzelające energetycznymi wiązkami, a nawet wybuchającymi robakami podoba mi się jak rozwiązano kwestię power-upów. Nie jest tak jak w Doomie, że leżą rozsiane po lokacjach i aktywują się automatycznie po wejściu z nimi w kontakt, tylko można je zbierać i chomikować, żeby zrobić z nich użytek dopiero kiedy zrobi się naprawdę gorąco. Jest więc krucyfiks przywracający małą ilość HP, jest woda święcona która na chwilę unieruchamia gagatków (polecam na latające skurwiele), jest też dopałka dająca nietykalność oraz taka, która sprawia, że przez kilka sekund naboje stają się nielimitowane. Kolejna rzecz, która przypadła mi do gustu to drzewko rozwoju. Na ogół nie jestem fanem tego rozwiązania w grach, bo ta mechanika została już przeruchana na miliony sposobów i kojarzy się bardziej z open-worldami niż korytarzowymi sieczkami, ale tutaj wyjątkowo drzewko mi siadło. Przede wszystkim skille to nie jakieś nic nie zmieniające w gameplayu bzdety, tylko serio przydatne rzeczy - pomijając takie banały jak dodanie sobie na stałe HP, to można odblokować również powiększenie sakwy na pociski, zwiększyć promień jaki daje nam nasza przenośna lampka (gra jest cholernie ciemna, więc warto), ulepszyć efektywność power'upów a co najważniejsze: poważnie zmodyfikować bronie. Drzewko ma to do siebie, że lubi się rozgałęziać i tu twórcy dają nam swobodę wyboru, bo bronie można ulepszać w kilku różnych - wzajemnie wykluczających się - kierunkach np. jeżeli chcemy to możemy zwiększyć moc i precyzję rewolweru albooooo zamiast tego odblokować drugi rewolwer i wtedy strzelać dwoma jednocześnie, ale to kosztem precyzji i szybciej traconej amunicji. W przypadku kolejnych broni zmiany w są jeszcze większe np. strzelający serią karabin da się przerobić na wyrzutnię granatów, co pozwala pięknie eliminować całe hordy demonicznego ścierwa, ale tracąc tym samym bezpowrotnie możliwość prucia ołowiem. Czasem warto się chwilę zastanowić w którym kierunku z daną pukawką odbić. Czas gry pozytywnie mnie zaskoczył, nie odważyłem się odpalać najwyższego poziomu trudności, ale na hardzie całość zajęła mi dobre 10 godzin, czyli dosyć sporo jak na indora i mówię tu tylko o ukończeniu przygody jedną z postaci. Przez ten czas zwiedzamy 5 zupełnie różnych lokacji (cmentarze, katedry, laboratoria, świątynie itp) i walczymy z całą masą różnego rodzaju ścierwa, od klasycznych zombie przez nawiedzone wieśniaki zaopatrzone w grabie i kosy, skrzydlate demony czy powoli snujące się po ziemi breje z mackami aż po wielkie kupy mięsa w formie bossów. Moim ulubionym gagatkiem jest potwór udający wybuchową beczkę, który aktywuje się dopiero kiedy podejdziemy bliżej: gra nie jest straszna, ale przez niego kilka razy bym dostał zawału Co mi się nie podobało, to na pewno to, że gra jest czasem aż zbyt ciemna, aż do tego stopnia, że strasznie utrudnia celowanie w przeciwników. Lokacje w świątyni Cthulhu pod koniec to już przegięcie i musiałem przez to rozjaśnić obraz w TV. Kiepskie są też elementy platformowe. Ok, nie ma ich zbyt dużo a poruszanie się i skakanie postacią jest na tyle płynne, że na ogół nie ma problemu, żeby zrobić szybki sus na półkę, ale ja już zawsze będę zdania, że platforming i FPP nie idą ze sobą w parze (chyba tylko w Ghostrunnerze mi to nie przeszkadzało). Absolutnie tragiczne są za to loadingi, nawet na PS5 wszystko wczytuje się strasznie wolno, co potrafi zirytować jeżeli ginie się 5 czy 10 raz u bossa... albo po entym upadku w przepaść. Chociaż kto wie, może to po prostu taki ficzer, żeby gra sprawiała wrażenie bardziej oldschoolowej xD Czytałem trochę opini graczy, którzy mieli okazę grać w FMF w okolicach premiery i ostro narzekali na kiepski balans i chroniczny brak ammo, do tego stopnia że musieli sporą część gry przechodzić nożem, aby zaoszczędzić pociski, tak że od razu wyjaśniam: gra doczekała się od tego czasu kilku łatek i nie ma z tym żadnego problemu. Tylko raz przez całą grę wpakowałem się w sytuację, że naprawdę nie miałem już czym strzelać, ale biorę to na klatę jak prawdziwy mężczyzna. Po prostu pudłowałem jak skończony lamus. Tak czy inaczej pozytywne zaskoczenie, bo nie nastawiałem się na aż tak dobry kawał szpila, a otrzymałem boomer shooterka co najmniej na poziomie DUSK, a może i nawet lepszego. Dobrze, że na forum już nie ma Nyjacza, bo pewnie by mi teraz zrobił wywód na 3 strony jak bardzo pierdolę głupoty No, ale takie mam zdanie i będę się go trzymał. Ten klimat w połączeniu z cell-shadingową grafą i moją ulubioną horrorową mitologią sprawia, że wrzucam Forgive Me Father do absolutnej topki gatunku i polecam każdemu, kto ma ochotę rozerwać się przy świetnym doomowcu. 8+/10
×
×
  • Dodaj nową pozycję...