Josh
Użytkownicy
-
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Obecnie
Przegląda stronę główną forum
Treść opublikowana przez Josh
-
STALKER: Legends of the Zone Trilogy
Bardzo fajnie to wygląda, na pewno się kupi i pogra, tylko najpierw muszę się wygrzebać z innych gierek. Z podobnych klimatów jakiś czas temu kończyłem Chernobylite i bawiłem się genialnie, również mocno polecam.
-
Growe Szambo
Nie rozumiem za bardzo czego się spodziewali i na co liczyli, przecież to było oczywiste że taki pomysł nie wypali. Gracze, którzy tłuką w Fortnite zostaliby przy Fortnite, fani Time Splitters nawet na to gówno by nie splunęli, nie mówiąc o marnowaniu swojego czasu i pieniędzy na coś takiego. To musiało się tak skończyć. Suavek dobrze pisze, wystarczy że wydaliby remasterek Future Perfect (albo nawet TS2) i byłaby gitówa. Strasznie by się nie napracowali, a jest szansa że swoje by na tym zarobili. Jeszcze jakby dorzucili multika online to o mój boże, łupałbym w to jak szalony i pewnie nie tylko ja (tryb Virus ).
-
Dragon's Dogma 2
Ależ będzie gierkowanie. Ten rok pod względem gier w ogóle jest chory: nowy PoP, Yakuza, remaster Tomb Raiderów, FFVII Rebirth, zaraz Dogma i Alone in the Dark, wkrótce pewnie Metaphor Refantazio OMG W pierwsze DD nie grałem, więc dla mnie sequel będzie czymś świeżym, liczę przynajmniej na 100h ostrego młócenia. A później Itsuno niech się bierze za DMC6.
-
Final Fantasy VII Rebirth
Od 4 lv. karty zaczynają się robić ciekawe. Bardzo fajnie, że w Costa del Sol pojawia się spinoff tej minigierki, w którym można przećwiczyć pewne taktyki i nauczyć się nowych sztuczek, bo do tego momentu nawet nie zdawałem sobie sprawy jak głęboka jest ta zabawa. Na przykłąd karta Tonberry'ego, której wartość rośnie za każdym razem kiedy przeciwnik unicestwia inne nasze karty... albo nawet my sami możemy je zniszczyć, żeby Tonberry stał się silniejszy i w ten sposób przewyższyć wartość wszystich kart przeciwnika w danym rzędzie Im dalej w las, tym ciekawsze papierki odblokowujemy, a niektóre unikaty w decku mogą drastycznie zmienić przebieg starć.
-
Octopath Traveler II
Gram sobie powoli, jakieś 10 godzin na liczniku, cały team skompletowany. Fabuła mnie raczej średnio interesuje, wolałbym jedną, ciekawą historię niż kilka fillerowych opowiastek, które w innych grach robiłyby za nieco bardziej rozbudowane questy. Niby fajnie, że jest taka swoboda w doborze protagonisty, że można w dowolnej kolejności odkrywać kolejne rodziały, szkoda tylko że w ogólnym rozrachunku cierpi na tym scenariusz, a zwłaszcza relacje między poszczególnymi bohaterami, bo tych w zasadzie... nie ma. Praktycznie żadnej interakcji, żadnych rozmów, żadnych wspólnych scenek, tak jakby wcale razem nie podróżowali i nie uczestniczyli we wspólnych przygodach. Dla mnie rzecz niedopuszczalna w erpegach, bo nawet kiepską fabułę mogą uratować ciekawie napisani bohaterzy, którzy się ze sobą integrują. Rozumiem, że z racji obranego kierunku ciężko byłoby coś takiego zrobić, no ale jednak... Za to gameplay jest BARDZO dobry. Rozbudowany system walki z całą masą rożnych skillów, czarów, buffów, dosyć wysoki poziom trudności, świetni bossowie, no i fajny patent ze zbijaniem gardy przeciwnikowi, żeby dopiero wtedy dało się go porządnie sklepać. Można nieźle kombinować z dostępnym rosterem postaci, a nawet powiedziałbym, że trzeba. Otwarty świat, gdzie w zasadzie od początku można iść w dowolnym kierunku to też cudowna sprawa, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że większość jRPGów nie daje takich możliwości. Gierkę odpaliłem świeżo po Sea of Stars i od razu doceniłem jej otwartość, bo w SoS wręcz czułem się przytłoczony liniowymi lokacjami. Problem z backtrackingiem nie istnieje z uwagi na to, że można błyskawicznie teleportować się między miastami. Jeszcze pochwalę questy, których wykonywanie w dużej mierze polega na korzystaniu z unikatowych zdolności naszych ziomków, a nawet na manipulowaniu porą doby (niektóre można wypełnić tylko za dnia, inne z kolei da się wykonać wyłącznie pod osłoną nocy), jest w tym wszystkim trochę kreatywności. Tak w skrócie po tych 10 godzinach można śmiało stwierdzić, że koneserzy dobrego story raczej nie mają tu czego szukać. Za to gracze doceniający świetną rozgrywkę (całkiem unikatową na na japońskiego erpega) z wymagającymi starciami, to już jak najbardziej powinni się OT2 zainteresować. Zobaczymy jak będzie dalej, ale na ten moment jestem zadowolony.
-
Final Fantasy VII Rebirth
Są, zajebiste minigierki, które są tak dobre i rozbudowane, że równie dobrze mogłyby być osobnymi grami. Przy samym Queen's Blood i Fort Condor można spędzić długie godziny, a przecież jest tego więcej (skaczące żaby, piłeczka, pianino itp). Co obszar, to nowe aktywności. Same lokacje są tak ładne i tak dobrze zbalansowane pod względem wielkości, że samo bieganie po nich i szukanie skrzyneczek ze skarbami sprawia frajdę: nigdy nie ma się wrażenia, że są zbyt duże i nie robi się bóg wie ile km, żeby znaleźć cokolwiek ciekawego do roboty. Kilka razy zbyt mocno zboczyłem ze ścieżki i zabrnąłem w wydawałoby się ślepy zaułek, gdzie byłem pewny, że nic ciekawego nie znajdę, a tam ukryta materia. Miło. Questy też są w porządku. Wiadomo, że nie jest to jakaś rewolucja (chyba, że na skalę serii), ale dzięki temu, że większość z nich jest obudowana ładnie wyreżyserowanymi cutscenkami i fajnymi dialogami które rozbudowują relacje między bohaterami to robi się je z bananem na twarzy. To nie Assassyn, gdzie pozbawiony mimiki NPC mówi ci, że masz zebrać 3 grzyby w lesie za co dziękuje ci kolejną pojedynczą linijką dialogową. Ja tam doceniam, że deweloperom chciało się włożyć chociaż tyle wysiłku. A że na ogół te zadania polegają na dostaniu się w określone miejsce, sklepaniu kilku wrogów albo zebraniu jakichś przedmiotów? Ot klasyka, tak samo jest w każdym erpegu. No i przecież mamy jeszcze arenę Chadleya, na której możemy zmierzyć się z silniejszymi przeciwnikami jeżeli komuś zbyt mało wrażeń. Mnie z kolei najbardziej męczą te korytarzowe sekwencje fabularne, gdzie zamiast hasać po pagórkach i podziwiać majestatyczne widoki muszę biegać od z punktu "a", do punktu "b" w nudnych dungeonach i klepać te same sekwencje przeciwników, a na końcu rozwalić bossa, który jest prostszy niż niektóre opcjonalne stwory, które wcześniej spotkałem buszując po mapce. Kryształowa jaskinia i ślamazarne przedzieranie się przez nią Barretem Ja tego niestety nie mogę tego pominąć, za to Ty cały opcjonalny kontent jak najbardziej możesz, więc skoro tak Cię on męczy to po prostu ustaw sobie grę na easy i leć ze story olewając wszystko co poboczne. To chyba lepsza opcja niż męczenie się i narzekanie na forum, że się nudzisz, przecież nikt Cię nie zmusza do robienia tych questów.
- Growe Szambo
-
Energy Drinki
Szukałem jakiejś ciekawej alternatywy, bo energole o smaku mango czy arbuza już mi strasznie zbrzydły. Po otwarciu od razu czuć banana, w smaku jest już nieco mniej wyczuwalny, ale coś tam się przebija i w sumie jest to dosyć smaczne. Cena około 2.50zł, nie widziałem nigdzie poza Carrefourem.
- Final Fantasy VII Rebirth
-
Sea of Stars
To się kiepsko zestarzało. W sensie SoS fajna giereczka, ale jeżeli chodzi o ilość mechanik, swobodę czy fabułę to Chained zjada ją bez popity. Obie gry skończyłem w podobnym czasie, no i po CE jakoś ciężko było się przestawić na tak prostackie walki czy przesadnie liniowe lokacje. Chociaż grafa i bajkowy klimat to na pewno mocne strony Sea of Stars.
-
Final Fantasy VII Rebirth
Im więcej czasu spędzam w Rebirth, tym bardziej uświadamiam sobie jak chętnie bym pograł w FFVIII odświeżone w takim stylu Tam jednak świat i story są bardziej ponure (jest potencjał na wielkie, ciekawe miejscówki), a postacie nigdy nie miały okazji aż tak się rozwinąć jak w Siódemce, bo nigdy nie było żadnej kontynuacji, żadnego prequela, żadnego spinoffa. Pogadanki Squalla z Zellem albo Irvinem mogłyby być sztosowe. Ten remake mógłby zrobić nawet większe wrażenie, bo nigdy nie widzieliśmy tej gry w innej formie niż w rozpikselowanej breji z pierwszego PSX'a. Zakładam jednak, że prędzej Square odświeży FFX i to w sumie też byłoby ok. Pobiegać po wielkim post-apo Zanakardzie albo po skąpanym w słońcu Besaid wykonując queściki i uczestnicząc w dziesiątkach minigierek? Ech, może kiedyś dadzo...
-
Final Fantasy VII Rebirth
Wczoraj wykonując quetsa dla dziadka w Junon też na to zwróciłem uwagę, niesamowite, że nawet takie bzdetne questy chciało im się wyreżyserować, to jest wręcz nowa jakość, przynajmniej w joterpegach. I jeszcze te częste pogadanki między bohaterami, również w trakcie wykonywania questów: normalnie by mnie to wkurzało bo wolę jak postacie siedzą cicho i dają mi w spokoju pograć, ale ten team jest tak zajebisty, że aż chce się słuchać ich rozmów, żartów, przekomarzanek. Barret ni stąd, ni zowąd podejmujący temat Marlene, mówiący o tym że nie chce być jak większość nadopiekuńczych rodziców, a następnie uświadamiający sobie, że przecież ten dzieciak kiedyś dorośnie i zacznie sobie układać życie po swojemu, po czym rozklejający się jak ostatnia pizda i pocieszający go Cloud to jeden z lepszych dialogów w tej grze. Bardzo naturalnie to wszystko wypada, słucha się świetnie i przede wszystkim pięknie rozwija niby tak dobrze już znane i oklepane postacie oraz relacje między nimi. Rebirth jest bez porównania głębsze niż oryginał, nie dość że wszystko jest większe, ładniejsze, lepiej rozpisane, to jeszcze czuć że deweloperzy włożyli sporo serducha w tę grę i z dużym szacunkiem potraktowali elementy, za które gracze pokochali klasyka.
- Final Fantasy VII Rebirth
-
Final Fantasy VII Rebirth
Wszystkie misje w Fort Condor zrobione. Baaaaardzo przyjemna minigierka i wcale nie taka trudna, to naprawdę spokojnie idzie zrobić metodą prób i błędów, stopniowo szlifując taktykę. Na końcu już dokładnie wiedziałem, gdzie w którym momencie jakiego pionka postawić i szło jak masełko, tylko ostatni boss z tym swoim zatrzymywaniem czasu to była straszna chamówa. Za wyjątkiem 3 misji odradzam korzystanie z katapult, to gówno praktycznie nie trafia przeciwników tak mi się to spodobało, że pewnie skuszę się na hardzika. Zabawa z fortepianem też super, wciąga masterowanie utworów, według mnie jest to nawet trudniejsza minigra niż karaoke w Yakuze, tutaj już nie wiem czy uda mi się to zrobić na 100% i chyba zadowolę się ocenami "A". Jeszcze karcianka, od 4 lv. pojwiają się już niezłe koksy i trzeba mocno kombinować Już sądziłem, że nowego Like a Dragon w temacie pobocznych gierek nic nie przebije, ale widzę że Fajnal wcale dużo nie odstaje.
-
Final Fantasy VII Rebirth
Jak dla mnie te aktywności oraz wielkość mapy są idealnie wyważone. Jest co robić, ale nie ma tego aż tak nasrane jak w grach Ubisoftu, gdzie wszystkie ikonki i znaczki zebrane do kupy sprawiają, że mapa jest nieczytelna i jest tego tak dużo, że aż czujesz się przytłoczony. No i te zadanka szybko się wykonuje: tutaj cyk, sklepiesz kilku wrogów, tam cyk, znajdziesz krzyształ z summonem, w innym miejscu ograsz kogoś w karty albo zbierzesz szajz do wykonania questa. To, że jest tak dużo punktów szybkiej podróży, a Chokobosy zasuwają jak błyskawice sprawia, że jeszcze fajniej się wszystko czyści. A to, że zadania są lepsze niż w Part I to nawet nie podlega dyskusji. Tam robiłem je niemalże za karę, tutaj jest to czysta przyjemność. Dodatkowo za wykonanywaniem opcjonalnych misji w parze idą niezłe nagrody i konkretny rozwój postaci, po wyczyszczeniu całego obszaru Cloud i spółka są na tyle mocni, że bez problemu koszą bossów fabularnych.
-
Resident Evil 4 Remake
AI chyba się zawiesiło, kilka stron wcześniej już odpowiedzieliśmy na to pytanie.
-
Final Fantasy VII Rebirth
To jest tylko nieco szybsza (i bez zgadywania) zabawa w papier-kamień-nożycie. Faktycznie, momentami robi się niezły syf na ekranie, ale przynajmniej zasady gry są banalne, a po kilku fuck'upach od razu wiadomo co jest do poprawy (jakich ziomków wypuścić w jakim miejscu). Szczerze, to chyba bardziej się cykam jakichś skillowych minigierek w stylu siłowni z poprzedniej części.
-
Final Fantasy VII Rebirth
Chyba jestem jakiś nienormalny, ale podoba mi się to Plants vs Zombies Fort Condor i to nawet bardziej niż karcianka Pierwsze dwie misje poszły dosyć lajtowo, ile ich jeszcze będzie? W sumie zauważyłem, że przeciwnik za każdym razem atakuje tak samo, więc można to nawet przejść metodą prób i błędów testując różne konfiguracje klocków lego. Anyway, gra wciąga nosem Part I. To jak to wygląda, jak brzmi oraz co najważniejsze: ILE TU JEST DO ROBOTY, to jest jakiś kosmos. Fabułki FFXVI to raczej nie przebije, ale pod każdym innym względem na ten moment jest lepiej. Fajnie jakby Square utrzymało ten poziom ze swoimi kolejnymi grami, może nawet kolejna pełnoprawna część będzie zrobiona w ten deseń.
- Final Fantasy VII Rebirth
-
Final Fantasy VII Rebirth
Zmień na dynamic, bo będziesz całą grę narzekał, że jest zbyt łatwo. Tutaj co prawda też nie ma jakiegoś wielkiego hardkoru, ale przynajmniej trzeba się pilnować podczas walki z szefkami i robić coś więcej niż klepać kwadrat i czasem pyknąć cure. Dla przykładu: golem w kopalni zlał mnie jak szmatę zanim go przeskanowałem dowiadując się jaki ma słaby punkt oraz ustawiając właściwe materie.
- Final Fantasy VII Rebirth
-
Resident Evil 2 Remake
Oj tak, grafa za czasów pierwszego PSX'a miała w sobie coś magicznego. Ograniczona paleta kolorów, niezbyt duże pole widzenia, pikseloza która często wymuszała na graczu uruchomienie wyobraźni, bo nie zawsze było się w 100% pewnym na co się patrzy, nawet "pływające" tekstury - mimo, że nie były zamierzonym efektem - dodawały sporo do klimatu. Takie rzeczy tylko w piątej generacji giereczek, od czasu ps2/xbox/gcn wszystko już było "czystsze", wyraźniejsze, ostrzejsze. Pograłbym chętnie w taką wersję RE2. Zresztą kto wie, fanbaza RE jest ogromna, co chwilę pojawiają się jakieś ciekawe projekty (np. ostatnio CAŁE, możliwe do skończenia od a do z RE1 albo RE2 na silniku Half Life'a), więc może ktoś podłapie ten motyw i zrobi z tego pełnoprawny demake.
-
Resident Evil 2 Remake
Gralibyście?
-
Final Fantasy VII Rebirth
Tak, napisałem tego posta zanim wszystko mi się odblokowało, wystarczyło minimalnie ruszyć dalej ze story. Nikt mi nie dał kluna, więc sam sobie za to dam: No teraz muszę przyznać, że jest już trochę tego i nawet nie są takie złe te questy. To znaczy wiadomo, dalej nie jest to poziom Wiedźmina 3, ale na pewno jest z 2x lepiej niż w FFXVI i tak z 200x lepiej niż było w FF7R part I. Większe questy mają dobudowane jakieś historyjki i potrafią składać się z kilku różnych celów do wykonania, co jest całkiem spoko, widać że tym razem deweloper włożył jakikolwiek wysiłek w zadania poboczne, ale nawet te mniejsze, polegające np. na sklepaniu grupki stworków albo cyknięciu fotki w wyznaczonym miejscu chce się robić. Te wieże, które skanują mapkę to momentalne skojarzenie z Zeldą czy z innym Horizonem, a sowa wskazująca położenie kryształków z mako to zrzyna z motylków Hogwart's Legacy albo z lisów z Ghost of Tsushima, w sumie dobrze że Square trochę poszło z duchem czasu xD Samo bieganie po mapie trochę męczy, bo widoki nie są jakieś super zachwycające, tym bardziej doceniam to jak szybko można się tu dorobić czokobosa i błyskawicznie przemierzać większe odległości. Bardzo fajnie też że jest tak dużo punków podróży. O systemie walki złego słowa nie powiem. Gram na dynamic i już parę razy zdarzyło się, że musiałem powtarzać starcie, bo podeszłem do tematu na zbytnim luzaku. Mechanik jest sporo, jest całkiem dynamicznie, dzieje się dużo, ale nie ma się wrażenia, że panuje jakiś chamski chaos, którego nie da się ogarnąć. Na pewno warto skanować przeciwników, żeby odkryć ich słabe punkty i wykorzystywać skille wszystkich członków drużyny, umiejętność wykorzystania bloku też jest mile widziana. Mashowanie tu raczej nie przejdzie, zwłaszcza przy bossach. Nie wiem czy to będzie dla mnie aż taki mesjasz jak dla Was (chyba jednak lepiej grało mi się w nowe Like a Dragon), ale z każdą kolejną godziną coraz bardziej się wciągam i niekorzystne pierwsze wrażenie zostało już elegancko zmyte.
-
Final Fantasy VII Rebirth
5 h na liczniku i w sumie gra się ok, ale jakiegoś wielkiego szału nie ma. Retrospekcja w Nibelheim przeciągnięta i nudnawa, akurat ten fragment mogli spokojnie skrócić, bo był już wałkowany tyle razy (FFVII, Crisis Core, animacja), że chyba każdy zna go na pamięć, włącznie z każdą linijką dialogu. Jeszcze później to ślimaczenie się przez płonącą wioskę i żenujące QTE jak w jakimś najgorszym samograju, jezusie... Teraz wyszedłem na otwartą przestrzeń, pobiegałem z godzinę i jestem w szoku jaka pustka tu panuje, niby lokacja spora, ale poza zbieraniem grzybów i chrustu brakuje rzeczy do roboty, nawet przeciwników jest zaskakująco mało. Może muszę ruszyć fabułę trochę bardziej do przodu, żeby odblokowały się jakieś questy. Walka ok, muzyczka ok, graficzka ok. Najlepsza rzecz to na ten moment to zdecydowanie karcianka, niby zasady dosyć proste, ale widzę w tym potencjał na mocno strategiczne i skomplikowane starcia jak się później trafi na mocniejszych graczy. Szczerze mówiąc spoczątek FFXVI zrobił na mnie większe "WOW", mam wrażenie że w przypadku Rebirth hype zrobił swoje i trochę uderzył ludziom do głów (tak, możecie mnie już jebać klaunami oraz minusami ). Zobaczymy jak będzie dalej, na pewno to co będzie mnie mocno motywować do dalszego grania to fabuła, bo już w zasadzie od początku widać grube zmiany.