Mnie rozbrat z grami dopadł kilka razy, zwykle na krótko, ale raz to trwało, aż 3 lata. Powodem było samo życie, gdy nieszczęścia zaczęły schodzić się parami, a do tego wjechała depresja, to nie miałem ochoty na giercowanie.
Za to na te chwilowe przerwy od grania wpływ miała posucha, albo to, że żadna z gier wydana w danym (dłuższym) czasie mi nie podeszła.
Człowiek potrzebuje czasem jakiegoś zapalnika, żeby hobby znowu zapłonęło w nim na nowo. Dla mnie takim zapalnikiem był Switch + indyki, jakoś nie miałem ochoty ich ogrywać na dużym ekranie, a w handheld mode bardzo się z nimi polubiłem. W ogóle z graniem przenośnie nie było mi po drodze, coś tam przeszedłem na GBA, DS/3DSi i PSP, ale to nie była moja bajka, mimo że za dzieciaka z Game Boyem się nie rozstawałem. Dzięki Switchowi polubiłem nie tylko indyki, ale i jeszcze granie na małym ekranie.
Nigdy też nie byłem wielkim fanem online, najwięcej czasu spędziłem chyba w pierwszych Gearsach, bo dużo bardziej preferuję kanapowe multi, które skradło mi z życia setki godzin, między innymi w GoldenEye i w PESie (3, 4 i 5).
No i tu pojawił się stary przyjaciel, który zaproponował powrót do przeszłości, więc teraz sobie gramy w GoldenEye jak za dawnych lat, na razie we trzech, ale wkrótce dołączy do nas kolejny kolega. Super sprawa.
Czy Zelda: BOTW może być takim zapalnikiem? Oczywiście, że tak, sam znam takie osoby, więc jeśli ktoś jest już znużony Ubi podobnymi piaskownicami to Zelda może zapalić w nim chęć do grania na nowo, bo jaka inna gra jak nie Zelda?