"A New Frontier" i kolejne epizody historii Clementine. I sam nie wiem co o nich myśleć. Nie wywołują takich emocji jak dwa pierwsze sezony. Ciężko powiedzieć, żeby jakaś postać była na tyle interesująca, aby jej śmierć w grze wywołała chociaż minimalne ukłucie (w związku z tym wybory dokonywane w grze niezbyt mnie ruszyły i nie miałem ochoty sprawdzić "co by było gdyby"). Wątki, które mogłyby się rozwinąć w coś ciekawego, a kończą się kilka zdań po rozpoczęciu. Ponadto niektóre odpowiedzi głównego bohatera, które wybierałem nie dawały takiego efektu jakiego oczekiwałem (a la Fallout 4), a innych, wydawałoby się oczywistych odpowiedzi, brakowało. Starych znajomych w tych odcinkach nie ma (nie licząc jakichś retrospekcji). Na dokładkę gra ma sporo bugów: rozciągające się tekstury plecaka, który zostawał za bohaterem w kolejnych scenach, problemy z oświetleniem, które nie zawsze działało jak powinno, inne błędy graficzne oraz pojawiające się w "przerywnikach" postaci, które chwilę wcześniej zginęły (raz się zdarzyło, że taki "żywy trup" stał sobie w tle, a innym razem przechodził obok dyskutujących postaci, mimo że 5 minut wcześniej miał kulę w głowie i na zdrowego nie wyglądał). No i nie sposób nie wspomnieć o długości (w tym przypadku to raczej "krótkość") gry. Przejście pierwszego sezonu zajęło mi ponad 15 godzin, drugiego - niecałe 15, Michonne - niecałe 5, a A New Frontier ukończyłem w niespełna 8 godzin. To naprawdę kiepski wynik.
Hmm, co jeszcze by tu... cena. Cena jak za taki The Walking Dead sezon 2,5 (dobrze, że nie nazwali tego sezonem trzecim) jest zdecydowanie za wysoka. Jeśli ktoś jest fanem dwóch pierwszych sezonów The Walking Dead oraz podobały mu się samodzielne dodatki 400 Days i Michonne, to niechaj bierze A New Frontier na jakiejś przecenie i zapewniam, że się nie zawiedzie. Pod warunkiem, że zapłaci jakieś 4 razy mniej niż za sezon 2 i będzie sobie zdawał sprawę, że zapłaci mniej za niższą jakość.