szczudel
Użytkownicy-
Postów
907 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Vega się w onecie promował, ze będzie kontrowersja, przeważy szalę wyborów, a to wygląda jak jeden wielki, długi i naprawdę śmieszny kabaret. Oglądnę pośmieję się, ale nie wygląda to na coś co ma na cokolwiek wpłynąć, nie jeśli będzie miało formę komedii. Ucho Prezesa the Movie.
-
Skończyłem. Miała być gra generacji. Nie jest. Nawet JRPG generacji i nawet jeśli nim jest, to bardziej poprzedniej, i moim zdaniem nie ma ten gatunek, w formie prezentowanej przez XC2, świetlanej przyszłości przed sobą. Na szczęście nie można grze zarzucić, że jest wypaczona jak Persona 5 - zawartość gry w grze jest na akceptowalnym poziomie. Dla mnie osobiście takie 8-8.5/10. Dlatego, że: Voice acting zabił klimat tej gry. Nie da się się nie wlepić za to minusa. Nie wiem czy japońce uważają, że brytyjski akcent nadaje grze wykwintności, czy też sprawia, że setting wydaje się anglojęzycznym graczom bardziej unikalny. Bolały mnie uszy za każdym razem gdy protagonista się odzywał. A to gigantyczne osiągnięcie. Niektóre postacie się udały. Jednak jeśli ktoś mnie zapyta o najgorszy dubing w grze to bez wątpienia wymienię XC2. Noppony. Rozumiem japońszczyznę, ale za dużo tego było, szczególnie w pierwszej połowie przygody. Jak tylko mogłem wywalić Torę ze składu to to zrobiłem i jako, ze w fabule pod koniec gry nie gra istotnej roli, byłem to jakoś w stanie grę dokończyć. Jednak na listę się wpisuje. Monolith nie umie robić najwyraźniej maskotek swojej serii. Game design lokacji. Początek jest bajeczny. Dopieszczony, klimatyczny. A pod koniec gry biega się po ogromnych i gigantycznych lokacjach, które sprawiają wrażenie generowanych procedur-alnie, na wzmocnionym PS3: nie uświadcza się żadnych ciekawszych brył czy architektury. Czasem pojawi się jakiś fajny widok na horyzoncie, ale to wszystko. Developerzy, ewidentnie oszukali graczy dopieszczając Gormott, do granic wydajności Switcha, a resztę gry robiąc po łebkach. Shoenowość. Ewidentnie to gra dla niewyżytych nastolatków. Na zmianę żygałem tekstami Rexa o potędze przyjaźni, a potem z politowaniem oglądałem grę napakowana żeńskimi Bladeami, które mają być wachlarzem Waifu-s i Furryies dla każdego napalonego nastolatka. Najbardziej bawiły mnie cycki Pyry i Mythry. Tak sobie to zaprojektowali, że nieśmiała i skromna Pyra, gdy chce odgrywać swoją rolę, to składa ręce na piersi. Wszystko fajnie, ale w każdym ujęciu nie będącym "od przodu" wygląda karykaturalnie bo wygląda jakby obejmowała piłkę od koszykówki - ledwo jest w stanie zapleść te dłonie Fabuła, o ile dobrze i klimatycznie się poskładała, to ciągnęła się pod koniec i była strasznie przewidywalna. Nie potrafiła wzbudzić, żadnych uczuć, poza ekscytacją scenami akcji. Scenka 20 minut, podejście do drzwi (5 sek) 20 minut scenka i tak autentycznie godzinami - tak wyglądała końcówka i końcówki rozdziałów. Po co ta sekwencja z podejściem do drzwi itp? Jak już robią filmową grę to niech będzie co jakiś czas ściemnienie ekranu i save, a nie takie idiotyczne zabiegi. MGS4 dostawał bury za takie sekwencje filmików, a tu jest tego jeszcze więcej. Pewnie by się jeszcze sporo minusów znalazło, jednak cało kształtnie gra wychodzi na plus. Szczególnie dla nastolatków, którzy mogą tu znaleźć, dosłownie setki godzin zawartości do odkrycia i mają czas aby się w grze zanużyć. Masterowanie każdego Blade'a (które nie wiem po jaką cholerę się losuje, zamiast po ludzku zdobywać) to zbiór mini questów. Od ubicia jakiegoś potwora, zrobienie fetch questa, czy wykonanie innego małego zadania. Gdybym grał w Xenoblade Chronicles 2 w liceum to pewnie przez bity rok miałbym co robić i nieźle bym się bawił. A tą całą cyckowatość chłonąłbym jak gąbka wodę i broniłbym gry gołą piersią jako najlepszej rzeczy pod słońcem. Po XC2 mam trochę jak po Pacific Rim: stwierdzam, ze gdybym doświadczył pozycji z 16-17 lat temu stałbym się z miejsca wyznawcą. A tak, dostałem zdecydowanie wyróżniającego się staroszkolnością (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) JRPG, który w moje gusta po prostu nie trafił. Możliwe, że po prostu rozeszły mi się drogi z klasycznymi japńskimi RPGami i oczekuje poważniejszej fabuły i postaci, takich z którymi mogę się identyfikować a nie tylko biernie i bez emocji śledzić ich losy. Najlepszym podsumowaniem mojego stosunku do gry niech będzie to, że nie zamierzam grać w samodzielne rozszerzenie: Tornę, chociaż sama organizacja i Jin to najlepiej zarysowane w grze postacie. Jeden aspekt gry jest za to bezdyskusyjnie genialny : muzyka. Istne mistrzostwo. Nie słyszałem tak dobrych kawałków w JRPG od PSXa.
-
Człowiek od razu czuje, że to nie będzie jedna z tych gównianych gimbo opowieści, ale porządna szkolna historia dla roczników sprzed '86
-
Właśnie też się na Mangę napaliłem. Kupowałem gdy były po 2 roździały w formacie B5, ale skończyłem na odcinku z 4 Evą. Manga jest spokojniejsza, można się zastanowić, pokontemplować. Widziałem, że cała seria w znośnej cenie jest. Końcówka mangi bardziej w klimacie filmu czy serialu? BTW denerwuje mnie to w mangach od JPF, że nawet jak jakiś roździał był w kolorze to oni dają czarno-szary.
-
Po nerdgazmie w Gotmott, jakość miejscówek idzie stale w dół. System walki też nie jest jakiś wyjątkowy. Dobrze, że kolega mi zasugerował easy (50% hp u przeciwników) bo umarłbym musząc poświęcić 2x tyle czasu na walki. Za to ilość rzeczy do zrobienia powala. Powiem szczerze kibicuje Tornie, a nigdy nie stawałem za Antagonistami. Ale przy takim siuśmoku jak Rex czy Pyra nie dziwota, że ciągnie mnie do bardziej wyrazistych postaci. Dobrze, że jest Zeke (gdy nie błaznuje), Dromarch, Mythra i Morgag(d?) bo byłaby to najgorsza ekipa Jrpg ever. (pipi) jak nawiedzony fanboj chrono. Ciekawe czy tak się zachwycałeś FF13 gdy były te wszystkie L'cie, Fal'cie i Cieth. I chciałbym zobaczyć jak to aktywnie oglądasz filmiki - rzucasz się po kanapie, bijesz po twarzy gdy Rex dostaje ciosy? Emocji w tej grze za grosz. Ginie pierwszoplanowa postać i nawet człowiek nie zauważa, albo go od razu wskrzeszaja. Co druga postać okazuje się bladem i mam się czuć porwany fabułą? Gra to gameplayowy kolos jednak już w 6 roździale strasznie czuć wtórność, która doskwiera coraz bardziej bo sceneria już nie zachwyca jak na początku. Gdzieś w tym wątku czytałem, że ktoś w okolicach 67lvl kończył fabułę. Dobije do tego etapu i zasprintuje wątek główny, tak aby sobie dobre wrażenie po grze zostawić. @funditto dla samej Torny warto grać. Ta ekipa dorównuje charyzmą Sephirotowi jeśli chodzi o przeciwników. Nieważne jak gra się potoczy, Torna jest jej najjaśniejszym punktem. Czeka się na kolejne potyczki i od początku czuć, że trzęsą tą krainą. Zgaduje, że Architekt wyskoczy jak z kapelusza jako główny zły, a Torna okażą się szlachetnymi rewolucjonistami. Trudno, tak się robi dzisiaj gry - musi być twist.
-
Banialuki to te całe Pony i ich robo-pokojówki. Jakby przysiedli nad fabułą to może byłyby jakieś ciekawsze momenty niż anime-jatka na końcach roździału. Fabuła jakości Tales of Xilla, nic więcej.
-
Wróciłem do gry. Kurcze fajne są te scenki na koniec/początek rozdziału. Kiedy człowiek już się zaczyna przy grze nudzić wchodzi taka pół godzinna scenka i podkręca tempo. Z gamedesignerskiego punktu widzenia dno absolutne, ale w sumie działa jako przytrzymywanie przy konsoli. Jedyne co mnie coraz bardziej zaczyna irytować to koncept Blade'ów. Co chwilę się ktoś okazuje Bladem kiedy wpajają co krok człowiekowi, że jednak musi być taki w parze z człowiekiem. Niespójne to wyjątkowo. Pewnie na koniec poskładają co nieco do kupy, ale niesmak narasta. Mogli to inaczej wymyślić. Jako jakąś obcą rasę, która pasożytuje na człowieku czy coś.
-
No nie wiem. Nie łatwiej zrozumieć ten psychologiczny wydźwięk ostatnich epizodów po tym gdy wie co się naprawde dzieje? To trochę ja z czytaniem streszczenia jakiegoś wiersza. Możesz najpierw przeczytać wiersz, a potem to o czym on był. Ale możesz, jak np czytałem Wesele, najpierw czytać streszczenie, a potem roździał. Wtedy wyłapujesz smaczki i odniesienia.
-
Dowolna recenzja w necie zjedzie Shafta za niskich lotów humor, homofobię lub seksizm. I własnie dlatego warto ten film oglądnąć.Wystarczy przescrollować recenzję i zoabczyć komentarze - pratycznie nikt się z tym lewackim bełkotem nie zgadza. Mało rzeczy ma w dupie coś tak głęboko jak nowy Shaft polityczną poprawność. PRzez to jest świeży jak cholera, bo nie udaje tuby propagandowej (w rzeczywistości poszerzając maksymalnie grono odbiorców) jak praktycznie cała kinematografia teraz. Przeraźliwa jest rozbieżność "krytyków" i widzów w ocenie filmu. Spójrzcie na metacritic czy rotten tomatoes. Ale to chyba znak naszych czasów. Komuś się nie spodobał Shaft i sygnał poszedł w swiat, że trzeba uwalić. Mi się szczególnie dobrze oglądało, bo SLJ traktuje syna jakby miał 10-12 lat a jednak mówi mu o kobietach i życiu w tak wypaczony sposób, że można ryczeć ze śmiechu : It's your duty to please that booty!!! PS: Nie dajcie się zwieść trailerowi. 80% muzyki w filmie to hiphop a nie funk. Trailer jest dzięki muzie wystrzałowy, ale sam film zwalnia przez ten hiphop. Swoją droga ciekawe, że autor popełnił doobry tekst o tym dlaczego nowy Peter Parker to cienias (https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2019/07/16/spider-man-problem-z-postacia-mcu/) a tu tak nieumiejętnie określił czym Shaft jest a czym nie jest.
-
Możemy spróbować. Dodaj mnie do listy znajomych a spróbuję Cię zaprosić. Nie wiem co prawda jak to dział z Uplay na konsolach, ale nie zaszkodzi spróbować.
-
Pisali, że jak ktos był poprzednim razem to teraz być nie może.
-
Ktoś jeszcze zamierza brać udział w weekendowych testach? Skoro testujemy online to lepiej mieć z kim grać.
-
A jesteś pewien, ze nie lepiej ostatnie dwa odcinki NGE oglądnąc jednak po End of Evangelion? Łatwiej będzie zrozumieć co się w nich dzieje.
-
Najnowszy Shaft na Netflixie. Śmiałem się do rozpuku. SLJ w szczytowej formie: M-fucki latają na lewo i prawo. Za nic sobie ma polityczną poprawność, aż cięzko uwierzyć że Netflixowi coś takiego przeszło przez gardło. Zdecydowanie warto i to nawet pomimo skopanego hiphopem soundtracku (a mógł być cały czas funk).
-
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Informacje o porównaniu CiT z nowszymi częściami będą przydatne tylko dla tych, którzy jak ja zaczynali przygode z Lombaxem od “dupy strony”, czyliod końca, tj Remaku z 2016 szukając „więcej tego samego”. Może i CiT w okolicach premiery elegancko śmigał i w przypadku braku porównania do nowszych i płynniejszych części nie raził, jednak teraz ewidentnie gameplayowo odstaje od nowszych gier. Klimat podrózy przez galaktykę i neonowo-futurystyczny design jest ok, tutaj nie można mówić o oblaniu próby czasu, jednak gameplay skutecznie uprzykrza mi grę. Najwazniejszą zmianą (o ile można tak mówić o poprzedniczce) na minus jest niedziałające celowanie. Naciskając L1 kamera przybliża się do ramion Lombaxa tak, że sam Lombax zasłania z ¼ ekranu. Teoretycznie jest jakaś mechanikia Strafe’u pod L2, ale niewiele mi ona pomaga. Efekt jest taki, że robię co mogę aby nie celować w ten sposób, przez co mam problemy z granatami lub na małych planetach o bardzo bliskiej lini horyzontu. Jest to pierwszy Ratchet w którym źle mi się strzela i ten element gry nie sprawia mi przyjemności. Kolejnym uproszczeniem które strasznie irytuje jest „skokowa” praca kamery w poziomie podczas eksloracji. Mam wrażenie, że jest 8 ułożeń horyzontalnych kamery i obrót drązka nie powoduje jej obrotu , ale własnie przeskok do kolejnej. Powoduje to nieprzyjemne uczucie zgrzytu w najbardziej podstawowej akcji, która powinna być płynna. Zbierając to do kupy, gdyby nie toporne sterowanie bawiłbym się zapewne świetnie, porównywalnie do Nexusa. Trochę szkoda, że nie znalazłem w CiT tej magii, która oczarowały mnie nowsze cześci. Jednak tym bardziej jestem pełen podziwu, że po CiT seria tak bardzo rozwinęła się materii płynności rozzgrywki i funu który z niej płynie. Platyny nawet nie będe próbował atakować.