Zapewne niektórzy pomyślą sobie że mnie powaliło ale wróciłem do grania w.. DA: Inquisition. Grę zacząłem dawno temu, pobiegałem po Zaziemiu i jakiś inny tytuł przykuł moją uwagę (chyba było to HZD). A teraz pomimo że na półce stoi wysoki słupek z niezaczętymi grami to coś mnie tknęło by wrócić do Ferelden i Orlais kontynuując przygodę. Inkwizycja wessała mnie na całego, jest to o tyle dziwne że gra pod kilkoma względami jest mocno przestarzała. Ale fabuła i uniwersum mają swój urok, mechanicznie całość przypomina mi trochę Eso tyle że dla jednego gracza.
A co do tego wciągania na maksa przez gry to podobne uczucie miałem do tej pory jedynie kilka razy: lata temu do Dizzy'ego ze Złotej Piątki na Pegasusie, potem do Castlevanii SotN na Psx, FinalFantasyIX, Fallouta2, Herosów2, Skyrima a ostatnio do Dragon's Dogmy. To fajny feeling bo pozwala skupić się na wyłacznie jednym tytule (reszta praktycznie się nie liczy w tym czasie) i czerpać z niego maksimum przyjemności. Dodatkowo wiesz że przejdziesz całą grę wraz z jej drobnymi niuansami. Sęk w tym że złapanie tego "bakcyla" to sprawa całkowicie indywidualna. Co dla jednego jest skarbem, dla innego może być parującym stolcem. Przykładowo odbiłem się od Nioha2, pomimo że innych znajomych z forum wciągnął jak cholera. A z drugiej strony wkręcam się na setki godzin w Inkwizycji lub Skyrim, na co inni mogą patrzeć z politowaniem.
Reasumując, obecnie nie za często zdarza mi się pisać długie nudne posty o osobistych rozkminach na temat gier ale fajnie to czasem wyrzucić z siebie.
W przyszłości liczę na to że tak samo wciągnie mnie Persona5Royal i Pillarsów2 bo też leżą niezaczęte i wiele sobie po nich obiecuję