-
Postów
106 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez tomasz_sromasz
-
Intensywny miałem weekend biegowy, bo wziąłem udział w 6. Bydgoskim Festiwalu Biegowym i przycebuliłem po całości, bo wykorzystałem każdą złotówkę wpisowego. Już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż formuła festiwalu jest nietypowa. Zawody trwają niecałe trzy dni, od piątku do niedzieli (17-19 września) i rozgrywane są na pięciokilometrowej pętli w bydgoskim Myślęcinku (park na obrzeżach miasta). Do wyboru są trzy dystanse: 5, 10 i półmaraton; odpowiednio: jedna, dwie i cztery pętle z dodatkową agrafką do zrobienia na dowolnej z tych pętli. W ramach wpisowego można wystartować dowolną liczbę razy na każdym z dystansów i w rankingu na koniec liczy się oczywiście czas najlepszy. Dodatkowo zrobili kategorię "najbardziej uniwersalny biegacz" dla ziomeczka, który będzie miał najniższą sumę czasów na trzech dystansach. Postanowiłem zrobić rzecz nie najmędrszą i przebiegłem się każdego dnia od piątki po połówkę na zwieńczenie, co wiązało się z dużym zmęczeniem. Po piątce w piątek od razu siup nogi do jeziora w pobliskim wake parku, żeby leczyć mikrourazy na bieżąco; po dyszce sobotniej kąpiel w wannie z lodem, bo nogi już słabawe; po połówce kąpiel solankowa, bo nogi już się nie zginały nawet. Rzecz najistotniejsza, czyli wyniki. Piątka biegnięta co prawda na świeżości, ale pierwsze koty robaczywki, bo pojebałem trasę i poleciałem robić agrafkę półmaratonową, zamiast zamykać pętle i musiałem zawrócić na pięcie i się cofnąć, czym nadrobiłem trasy i wypadłem z rytmu, choć i tak naprawdę nieźle, bo wpadła życiówka -- 17:09 (tempo 3:25 na km). Tutaj wpadła druga lokata, dwie sekundy straty do pierwszego, których by nie było gdyby nie zgubienie się na trasie. No ale to moja wina XD Następnie poszedł dychu. Tym razem bez ekscesów trasowych, również życiówka i pierwsze miejsce w open z czasem 35:19 (tempo 3:31). Na ostatki zostawiłem 21,097 km, czułem że nogi już nie najświeższe, więc nie liczyłem na nic, ale właśnie na tym dystansie największę zaskoczenie, biegło mi się fantastycznie, zero kryzysów po 17 km, zacząłem za szybko, a drugą połowę jeszcze przyspieszyłem i rezultat to życiówka połamana o ponad dwie minuty(!), wynik: 1:17:01 (tempo: 3:39). Na tym dystansie "dopiero" trzecie miejsce, ale ten bieg miał też przy okazji status I Mistrzostw Polski Amatorów w Półmaratonie, więc czołówka biegła na świeżo tylko ten bieg. Co ciekawe jeden z ziomeczków z pudła został zdyskwalifikowany, bo miał licencję PZLA (ergo: nie był amatorem). Jeśli idzie o kategorię, która sumuje czasy trzech dystansów, to sukces, pierwsze miejsce. Z tym że nie ma za to żadnej nagrody, tylko bragging rights XD Dlatego za rok pewnie wystartuję tylko w połówcę, bo i tak, jak widać, ta leży mi najbardziej. Typowy wytrzymałościowiec. Fantów dużo wpadło, bo wszedłem trzy razy na pudło: dwa Mi Bandy, słuchawki do biegania w opasce, dwa plecaki 4F i duża torba sportowa 4F. Pyliło się jak za 29 pln wpisowego. wyniki z trasy z pudła, na które ledwo wszedłem, bo mi się już nogi nie zginały prezentów jak na święta jakie
-
Wpadło dziś leganckie przegranko charytatywne. Ale nie jestem mad, bo zrobiłem życiówkę na dychę w crossie po puszczy xd Pewnie dlatego, że nie pamiętam, kiedy ostatnio startowałem na ulicy. Wynik: 35:37 (3:33 na km) https://wyniki.b4sport.pl/x-bieg-trzezwosci-bieg-10-km/e3263.html
-
Buty maksymalistyczne robią już teraz właściwie wszyscy producenci. Klasycznie dużo amo miały zawsze Hoka, Brooks, można też iść w wygodne i szerokie adidasy z boostem (solarboost, solarglide, ultraboost), Saucony też zawsze lubiłem.
-
Ten stack height XD Butki za 1100, które są przeznaczone chyba s p e c j a l n i e do wygrywania wiejskich gównobiegów. Nie mają w związku z tym też "pro" jak inne laczki z karbonowymi płytkami w nazwie a to z tego względu, że dopuszczalna wysokość podeszwy wg IAAF to 40 mm, a tu mamy 50 mm.
-
Zajebisty wynik, gratuluję! Ja też w sobotę wystartowałem i wpadło wygranko w Crossie Jarka, biegu na 12 km w bardzo trudnych warunkach. Same ostre podbiegi i zbiegi, jeszcze znacząca część z nich po miałkim piachu, plus przeskakiwanie pniaków, zakręty, wąskie ścieżki. Ale wyszło lepiej niż się spodziewałem. Średnie tempo 3:55, rekord trasy. start tu już walka o żyćko ciężka i hamowanie pawia: . finisz w ultra hd: platynka:
-
Ptaki za półdarmo akurat przyfarciłem. Polecam przechadzać się na giełdy/targi, gdzie ludzie niekiedy nie wiedzą, co sprzedają.
-
Wpadło trochę makulatury.
-
pegi 37 mam i nie polecam plaskostopcom, bo są wąskie, zwłaszcza toebox. Dla platfusow dobry wybór to adidasy solar glide, boosty, etc. Te są szerokie i wygodne. Śmigam też w zoom fly 3 z płytką karbonową, no i te są mega wygodne, jak skiety. Plus oszukują, przyspieszają, oddają więcej niż się załaduje nóżką xd Polecam też obczaić Saucony. Bardzo wygodne i raczej szerokie buciczki.
-
Pierwsze bc2 po covidzie chciałem zrobić luźniutko, z 2x4 km z przerwą w marszu, bo nie wiedziałem, w jakim stanie są płucka. W ogóle musiałem dojść do ulicy najpierw, bo w butach wyścigowych na śniegu przed domem wyjebałem się nawet idąc, nie mówiąc już o biegu. 4 km roztruchtanka dla rozgrzewki, wymachy i dynamic stretching. Ruszyłem sobie po 3:55 i po tych 4 km pierwszych w bc2 dopiero się dobrze rozgrzałem. Trochę podkręciłem do 3:50-3:45 i zrobiłem cięgiem 10 km tak bez spinania się. Chyba covid mi tam w silniku nic nie popsuł, a nietrenowanie nie psuje formy. Nie wiem ocb, ale jaram się. Jest motywacja do przygotowań do biegów, których nie będzie pewnie jeszcze długo xd
-
Dorwałem wreszcie. Stówka za tom, ehh
-
to jest każda czterysetka w 66 sekund. Jeśli ktoś robi rytmy w tym tempie, to robi je już przyzwoicie. On tak dymał przez niespełna godzinę
-
Czytałem też Inną duszę, swoją drogą ciekawa sprawa, bo odbyło się w bibliotece uniwersyteckiej w Bydgoszczy, skąd jestem, spotkanie z autorem, na które przyszli bliscy jednej z ofiar opisanych w powieści. Dość mocno się spruli, bo nie do końca rozumieli, na jakich prawach funkcjonuje fikcja literacka. Chyba potraktowali rzecz jak reportaż. Poza tym czytałem Czarną Kuczoka. Samego pisarza gorąco polecam, np. Spiski tatrzańskie, ale książka w tej serii Na F/Aktach była akurat taka sobie. Nie zapadła mi w pamięć. Co do reszty, można patrzeć po pisarzach. Od Chutnik bym raczej stronił, Wiśniewskiego też niespecjalnie lubię, a reszty nie znam. Można spróbować najlepiej ocenione albo te, których blurby czy opisy zachęcają. No i polecam też inne rzeczy Orbitowskiego, ostatni Kult zwłaszcza.
-
Po oszałamiającym gęstością języka "Podkrzywdziu" powracają w "Bez" wieś, góry i przede wszystkim Ono, dziecko, którego nie ma w fizykalnej przestrzeni, ale jego ciągła obecność jest namacalna. I bolesna. Motyw ten tym razem staje się przewodnim. Opowieść pączkuje wokół problemu bez-dzietności spowodowanej bez-płodnością. Obszar niezwykle rzadko eksplorowany w literaturze, a zwłaszcza z męskiej perspektywy. W tym przypadku eksploracji towarzyszy eksperyment. „Ballada” w podtytule sugeruje odpowiednie osadzenie akcji w naturze, której symbolikę się wyzyskuje. Ale chodzi też oczywiście o synkretyzm. Mamy stąd powtykane gdzieniegdzie wiersze, bo i sam listonosz Władek jest poetą-amatorem. Nawiasem mówiąc wiersze bardzo udane i dopełniające artystycznie, emocjonalnie i poznawczo oddziaływanie książki. Jest też teatr w teatrze rozgrywający się w punkcie kulminacyjnym utworu. Spotykają się wówczas wszystkie istotne wątki i perspektywy rozsnuwane po drodze. Są również liczne próby wchodzenia w dykcję autoteliczną, której zastosowanie umożliwia i dobrze uzasadnia literackie obycie Władka, podmiotu, który można uznać za centralny. Interesująco przy tym wypada próba zdemokratyzowania tej relacji (relacji w sensie relacjonowania zdarzeń), bo przeświadczenie, że czyja opowieść, tego władza symboliczna jest wewnątrz tekstu dobrze uświadomione, zwłaszcza widoczne jest to w sztuce, o której wyżej. Dlatego też Władkocentrycznej narracji towarzyszą zdania odrębne – fragmenty prowadzone z punktu widzenia Joanny, gdzie można mówić o mowie pozornie zależnej i wyraźnej zmianie optyki. Doskonale widoczne jest niedopełnienie, niezlanie się tych dwóch ujęć w jedno z powodu braku spajającego ogniwa – dziecka. Mamy do czynienia ze zdwojoną samotnością, której mimo szczerych usiłowań nie sposób przezwyciężyć. Tym bardziej, że autor drobiazgowo zarysował mezaliansowość związku, który miał łączyć background mieszczańsko-inteligencki z góralsko-chłopskim. Gdyby było dziecko jako spoiwo, to może nie rozłaziłby się ten projekt w szwach. Ale unosi to wszystko i krystalizuje w sztukę język. Kiedy nie mamy akurat do czynienia z wierszem, to i proza jest poetycka. Czuć, że Muszyński robi w języku, szuka wieloznaczności, eufonii, wyrazów i sformułowań wytrącających z rytmu czytania ekstensywnego. Dobór środków językowych jest zabiegiem retardacyjnym samym w sobie, każe zwolnić, przemyśleć wczuć się. Mimo że całość rozgrywa się raptem na nieco ponad dwustu stronach, ma się wrażenie zagoszczenia w życiu bohaterów na znacznie dłużej. Może się pojawić troska o to, czy strona formalna nie odciąga uwagi od problemu centralnego w powieści, ale moim zdaniem nieuzasadniona – poetyckość i eksperymenty są komplementarne wobec wymowy, a przy tym estetyzują i współtworzą w istotny sposób swoisty klimat ballady z jurajskiej doliny, tak że jest smutno, ale i pięknie.
-
Ja się właśnie zastanawiałem, czy nie zrobić roztrenowanka, ale już nie muszę. Mam kwarantanke, wyczynowo to mogę teraz grać na konsoli
-
Możesz biegać spokojnie wolniej, bo 5:30 to na pewno nie twoje bc1. 5:30 to tak naprawdę relatywnie szybko jak na easy run. W takim tempie bc1 biegają często amatorzy kręcący się w okolicach nawet 3h w maratonie.
-
Problem w tym, że można kupić albo w miarę tanie rajstopy w dekatlonie przez które szczecina na nodze przeziera, a po sezonie rozciągania hamstringów porwą się pod jądrami, albo przepłacić na asicsy czy najki, które są spoiste i nawet gdy rozciągać w nich swe balerony do granic wytrzymałości raczej nie (pipi)ną w najbardziej wrażliwych na chłód jesienny miejscach intymnych. W niezłej rozterce się znalazłeś. Nie zazdroszczę.
-
Dzisiejsze wygranko dedykuję Wielkiej Polsce i rodakom na emigracji. Trasa w opór trudna. 11 klocków z czego większość to strome góry, siodła, piachy, gliny i piaszczyste wzniesienia, ale warto było dla Boga, Honoru i Ojczyzny. W sumie nigdy wcześniej nie startowałem takich crossów z prawdziwego zdarzenia, a chyba powinienem, bo biega mi się to bardzo dobrze. No i tego typu biegi są ciekawsze. Były momenty, gdzie pilotujący czołówkę rowerzyści nie dawali rady na górkach i musieli nas potem gonić. Później to już biegłem sam xD . PS proszę o niespruwanie się na psach, bo wyścig był półlegalny a la żołnierze wyklęci
-
Jak będzie dorastał, to nie straci warunków, chyba że wpadnie pod samochód. Wręcz przeciwnie, szczyt tężyzny fizycznej przypada mniej więcej na 20 rok życia (jeśli idzie o włókna szybkokurczliwe, czyli siłę) spada wyraźnie dopiero po trzydziestce, natomiast włókna wolnokurczliwe nie spadają wyraźnie po trzydziestce. Więc wydaje się, że może być tylko lepiej, jeśli będzie mądrze trenował. Inna sprawa, że dzieciaki w jego wieku mają optymalną naturalną technikę biegu i niską wagę, a to już może się zmienić z wiekiem, jak będzie ekspozycja na dwie największe choroby cywilizacyjne: siedzenie i obżeranie się guwnem.
-
poczułem się jak Lee Sedol przegrywający z AlphaGo
-
Ostromecko zrobione, wygranko, tempo 3:27 w srogiej ulewie, że gripa to ja w ogóle nie miałem i zamiast się rozgrzać, to wymarzłem, ale jest ok. Nie ok jest, że to już wszystko w tym sezonie, bo połówkę z Piły, jak mi odwołali, to się zapisałem do Ołomuńca w Czechach, ale tam stan wyjątkowy, więc (pipi)ać to, zrobiłem wczesne roztrenowanie. Mijają dwa tygodnie bez biegania (no może raz w tygodniu). I od poniedziałku ruszam z treningiem eksperymentalnym, będę cudował z techniką biegu i radzeniem sobie z zakwaszeniem, a objętości będą mniejsze. Na starty i tak się nie zanosi, więc można coś popróbować innego.
-
Parę rzeczy ostatnio przeczytanych: Dorota Masłowska, Jak przejąć kontrolę nad światem nie wychodząc z domu II -- druga odsłona felietonów publikowanych na dwutygodnik.com. Kto czytał choć jeden, ten wie o co chodzi. Lepiej trafić się nie da, jeśli chcemy poczytać o współczesnej p*lsce i rzeczywistości w ogóle z humorkiem i zobaczyć przy okazji mistrzowskie i kreatywne władanie polszczyzną. Analiza cymeliów dostępnych do kupienia na poczcie polskiej rządzi. Ale tym razem jest też mocno międzynarodowo, bo pisarka jeździła po świecie w ramach stypendiów i konferencji, daltego zakres tematyczny jeszcze się poszerza. Jan Gondowicz, Czekając na Golema -- zasada konstrukcyjna podobna jak w jego Pan tu nie stał i Duchu opowieści. Czyli krótkie, maksymalnie skondensowane, naszpikowane erudycyjnymi odniesieniami i błyskotliwym humorem szkice o literaturze i kulturze. Gondowicz ma dar i nawyk pisania encyklopedycznego, więc teksty są gęste i dociążone w treść, przy tym niezwykle mięsiste. Idealne do przeczytania maksymalnie kilku na jeden raz, do delektacji Bardzo ciekawy styl uprawiania humanistyki. Brożek, Heller, Stelmach, Spór o rozumienie -- punktem wyjścia jest samozwrotny metaproblem "co rozumiemy przez rozumienie". Trzech autorów rozgryza go z trzech odmiennych perspektyw: Heller -- matematycznej i ścisłej, Brożek -- kognitywistycznej i filozoficznej, Stelmach -- hermeneutycznej i humanistycznej. Pod koniec jest jeszcze krótka dyskusja. Ciekawie wypada zwłaszcza Heller z bezobiektową teorią kategorii, która, o dziwo, dużo o rozumieniu relacji i przekształceń może powiedzieć. Michał Heller, Jak być uczonym -- króciutki szkic-esej o stylu życia zawodowego naukowca i etyce uprawiania nauki i ascetyzmie z tym związanym. Ray Bradbury, Fahrenheit 451 -- klasyczna dystopia rozwijająca koncept, o którym mówił wielokrotnie Lem obrażony słusznie na fakt, że za dużo dziś się pisze, a za mało krytycznie czyta i w związku z tym należałoby zatrudniać ludzi, którzy nie tyle będą pisać, co likwidować niepotrzebną literaturę. U Bradbury'ego mamy troszkę to przegięte, bo wyobraźcie sobie, że w świecie tej powieści strażacy miast gasić pożary, spalają resztki książek kołatających się po świecie. Protagonista idzie w poprzek i rzuca temu statusowi quo rękawice. Czyta się jakbyś oglądał akcyjniaka -- nie idzie odłożyć, a przy tym wysoka wartość artystyczna i ważkie problemy. Słusznie uznana za klasyga. Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Wykłady z filozofii dziejów -- Bertrand Russell określił Hegla mianem jednego z najtrudniejszych filozofów metafizycznych i myślicieli w ogóle. I rzeczywiście jest to lektura tylko dla naprawdę chętnych. Trudność wynika przede wszystkim z tego, że cały swój intelektualny gmach oparł on na bardzo wątpliwych fundamentach na swój sposób pojmowanej logiki (wyłożonej zresztą obszernie acz mętnie w jego dwu Logikach), ale mimo wszystko ciekawie się na to patrzy, bo Hegel usiłuje zrobić przegląd historii, która jest po prostu jedną wielką racjonalizacją przeświadczenia o tym, że żył w najlepszym ustroju ever (Królestwo Prus -- wyjaśnia dlaczego to właśnie monarchia i protestantyzm to najlepsze jak dotąd wcielenie Zeitgeistu). Ota Pavel, Smierć pięknych saren -- zbiór przepięknych i zabawnych opowiadań głównie o łapaniu ryb i zdumiewającej postaci ojca pisarza -- barwnego komiwojażera. Jan Błoński, Widzieć jasno w zachwyceniu -- szkic, który celnie wykłada fenomen W poszukiwaniu straconego czasu. O tym jak Proust rekonstruuje z pamięci osobisty i w sumie uniwersalny motyw raju utraconego wraz z wyjściem z dzieciństwa i jak go odzyskuje przez wytężoną pracę pamięci i estetyzacji powieściowej. Isaac Bashevis Singer, Dwór -- panoramiczna opowieść realistyczna noblisty w starym dobrym stylu. Opisuje w szerokiej perspektywie i z wielu punktów widzenia rzeczywistość dawnej Kongresówki pod kątem funkcjonowania w niej rozległego, wielopokoleniowego rodu żydowskiego. O dorabianiu się, asymilacji, trwaniu w wierze i jej traceniu. Dennis Dutton, Instynkt sztuki -- skąd się wziął u człowieka jako jedynego zwierzęcia tym zainteresowanego pociąg do sztuki. Jak zdefiniować w ogóle co sztuką jest, a co nie. Czy sztuka jest uniwersalna i zasadza się na wspólnych schematach i matrycach, które wykształciły się już na afrykańskiej sawannie. Wieloaspektowa refleksja nad tematem sztuki z niecodziennej dla tego tematu perspektywy -- ewolucyjnej. Frans de Waal, Ostatni uścisk mamy -- ulubiony współczesny prymatolog pisze znowu o nas, ale patrząc głównie na szympansy i bonobo, bo różnią się one od nas naprawdę niewiele. Interesująco wypadają badania porównawcze sieci społecznych, hierarchii dominacji i skomplikowanych procesów socjologicznych u prymatów, które gdybyśmy nie wiedzieli, że dotyczą małp, moglibyśmy wziąć za podręcznik do psychologii. Wciąż poszerzające się, bo mało jeszcze znane emocji u naczelnych innych niż ludzie otwierają oczy na nieredukowalną złożoność psychiki zwierząt. Fotki grupowe
-
Tak skonstruowane pytania wyjściowo mają podtekst prześmiewczy, żeby były neutralne, trzeba zaznaczyć, że takie są ¯\_(ツ)_/¯
-
[img]https://i.imgur.com/98Rboqz.jpg[/img] Zgoliłem 2 sekundy z życiówki na dychę, ale jestem niezadowolony, bo wciąż na mocnej zmułce, bez świeżości pobiegłem i będąc w treningu wytrzymałościowym bardziej niż typowo szybkościowym (bo treningi mam pod główny start -- połówkę, którą mi odwołali). hrrrr tfu! Chyba się będzie trzeba zapisac do Piły, ale nie wiem jak treningi będę miał ustawione na tak późny termin. Teraz jeszcze formy nie ma, a wtedy może już nie być xD Muszę się chyba trochę przetrzymać teraz i potem do(pipi)ać znowu, żeby utrafić w Piłę z bombą. Ehh, (pipi)any koronasezon.
-
Moja panna ma m400 i jest spoko. Ale bez wodotrysków i kolorowych wyświetlaczy. Chociaz czy najlepszy, to nie wiem, bo poza polarami nie mam doświadczenia. Jak ktoś ceni nieodpustowość wyglądu, to tym bardziej.
-
Powiedziałbym usiądź mi na twarzy, alternatywko, ale trochę się cykam, że mi pęknie czaszka.