Co moim zdaniem też nie jest do końca zdrowe. Mam już te 30 lat i pamiętam starsze pokolenia piłkarzy, kiedyś to było raczej nie do pomyślenia, żeby zawodnikom odwidział się trener i z tego powodu nie dawali wszystkiego od siebie w swojej roli - piłkarza. Teraz to jest zbyt powszechne, że szatnia zaczyna się buntować i obrażać. Niestety, popsuło się, od kiedy pierwszy lepszy grajek zarabia więcej niż dawniej jeden z najlepszych. Nie zarobi tutaj, to pójdzie sobie gdzie indziej. To jest pole do popisu dla działaczy klubów, którzy jednak tak bardzo boją się, że obrażona gwiazda odejdzie, że uginają się pod presją. Wolą zrezygnować z długoterminowych korzyści na rzecz pieniędzy zarabianych na zawodniku tu i teraz. Jak zdążyliśmy się przekonać, wygrywa kolektyw, a nie gwiazdy i jednak lepiej, kiedy drużyna jest zbalansowana, bo jeden, dwóch, czy trzech piłkarzy na szczycie hierarchii więcej psuje, niż pomaga swoimi indywidualnymi umiejętnościami. Owszem, potrafią wygrywać pojedyncze mecze, ale na przestrzenie sezonu potrafią więcej zepsuć. Paradoksalnie, najlepiej to działa chyba w City, jeśli chodzi o większe kluby.
Może Simeone po prostu nie trafił z transferami, które na papierze wyglądały OK (pod jego styl), ale to tylko teoria i nie da się wszystkiego przewidzieć. Może lepiej przełknąć wtopę finansową i spróbować podmienić tych graczy zamiast zwalniać trenera, który już swoje udowodnił, bo zmiana trenera sama w sobie może nie wypalić tak samo, jak te transfery.