Jak pierwszy raz odpaliłem Asylum na kompie dawno temu to myślałem, że już bardziej szczęśliwy niż w tamtej chwili nie będę w swoim życiu nigdy. To było coś fantastycznego, ja żarłem ten klimat z monitora jak szalony. Wkręciła mi się ta gra niesamowicie, uwielbiam, kocham, szanuje co jakiś czas przechodzę od nowa na innym sprzęcie.
City, kocham, szanuje co jakiś czas przechodzę od nowa, dało mi więcej ale jednak to przemierzanie zakładu dla obłąkanych najgorszych złoli ma szczególne miejsce w sercu, gameplay lepszy i gra dłuższa ale no jednak Asylum to Asylum
Origins lubię, przeszedłem na X360, bawiłem się dobrze, cieszyłem się, że mogę znów wcielić się w Batmana ale jednak brakowało szlifu i wykończenia przez mistrzów
Knight no i tutaj mam problem bo to jest jedyna część, której nie dałem rady ukończyć, do połowy byłem zachwycony ale później odstawiłem tą grę bez wyraźnego powodu, dzisiaj wiem, że to chyba wina unowocześnienia gry, co chwilę odwracanie uwagi od głównego zadania, jakieś pościgi za autami, jakiś wielki nietoperz mnie atakuje w powietrzu, ciągle ktoś coś ode mnie chce. Widocznie się zmęczyłem. Najgorsza pozycja z kupki wstydu co jakiś czas mam doła, że ją porzuciłem ale nie mam na tyle sił żeby się za nią zabrać. Porąbany związek, żyć bez niej nie mogę ale z nią też nie.