Do The Quarry podchodziłam z najlepszym nastawieniem. Nie sposób ukryć, że to z powodu Until Dawn, które szybko skradło mi serce. Tym bardziej ubodło rozczarowanie, jakiego finalnie w obfitych ilościach dostarczył nowy tytuł studia.
Listę "grzechów" The Quarry otwierają wpadki graficzne takie jak nieprzekonująca animacja wody i krwi. Na te można jednak przymknąć oko. Gorzej z błędami w prowadzeniu akcji, która w takim tytule powinna przecież być dopięta na ostatni guzik.
Niektóre fabularne absurdy The Quarry są nie do wybaczenia, z łatwością wytrącają gracza ze świata przedstawionego. Przykład: nie mogłam pogodzić się z tym, że osoba znajdująca się wewnątrz oszklonego przecież auta nie była w stanie dowiedzieć się, kto zbliża się do pojazdu. W grze roi się od tego typu mankamentów. Gdyby ich ilość była ograniczona, z chęcią puściłbym je w niepamięć. Naprawdę.
Kolejny z zarzutów, jakie można postawić The Quarry, to brak realnego zaangażowania gracza w relacje między postaciami. Z tego, czy staramy się, by bohater A polubił bohatera B, po prostu nic nie wynika. Podobnie rozczarowujące jest to, że wzajemnych więzi nie da się śledzić w menu pauzy, co było dostępne w Until Dawn. Zamiast tego tytuł oferuje wybiórcze pytania o to, kto w kim jest zakochany, jakie postacie zadają sobie w niekoniecznie stosownych momentach. Tych relacji między nimi po prostu nie czuć, przez co i trudniej się przywiązać, a tym samym - przejąć śmiercią któregoś z członków grupy.
To, co warto w The Quarry natomiast docenić, to muzyka. Filmowa, klimatyczna, często dopasowująca się lirycznie do scen rozgrywanych na ekranie.
Jednak niestety! Summa summarum gra, która powinna stać historią, jaką bez przeszkód da się kupić, oraz różnorodnymi relacjami, wydaje się tych kluczowych elementów pozbawiona. Szkoda!