Numer jubileuszowy kupiłem przez przypadek, mieszkam na bliskim wschodzie i będąc w Sierpniu na wakacjach w Polsce porwałem w Empiku pachnącą prasówkę, i mimo że gram mało i prasy gamingowej od daaaawna nic, jak zobaczyłem że jubileusz nie było innej opcji. Zdziwiła mnie trochę cena, ale wszyscy mówili że inflacja w kraju szaleje więc załozyłem że to new normal. Potem siedzę, czytam i nie dowierzam – to jest numer wybitny, to uchylenie rąbka prywatności i pokazanie gdzie pasja zaprowadziła poszczególnych Z(gr)edów i jak potoczyło się życie skłania też do refleksji jacy sami byliśmy, jaka była rzeczywistość, kto z nami wtedy był i co było naszymi prioretytami, a na końcu jak się zmieniliśmy. Te 25 lat to nie jest historia PSXa, to jest historia naszego życia, tego jak sami ewoluowaliśmy.
Ja w tym personalnych historiach znalazłem dużo inspiracji:
- historia Butchera który z dziecinnej zabawy, jak to 20 lat temu określano konsole i gaming, zrobił poważny zawód. Pamiętam że te 20 lat temu to gry i kariera to było mission impossible, gdzieś w Krakowie jakaś japońska szkoła programowania za cięzkie pieniądzę, dalej w LA pewnie z tego można żyć, ale zapomnij. No okazuje się że sie da.
- Myszaq ktory wyprzedził czasy ze swoimi filmikami, dzisiaj bez przesady można założyć że byłby w stanie żyć z samego jutuba gdyż byłby absolutnym pionierem
- Ściera przypominający o upływie czasu, gdy mówi że za jakiś czas może nie pamiętać tamtych super czasów ale te wydania które mu je przypomną. To jest wartość robienia rzeczy niekoniecznie opłacalnych ale z pasją, plus posiadanie fizycznych obiektów.
- Kali który mimo zmian w swoim życiu dalej łączy pisanie do PSX’a z innymi zajęciami – szacun za umiejętność żaglowanie piłkami życiowymi.
- Mazzi i relacje z Japonii, co to było! Promised land graczy w którym nikt nigdy nie był, i raczej nie zanosiło aby to miało się zmienić, a tu gość na bieżąco nie tylko o gierkach ale też o kulturze, jakże nieznanej i fascynującej.
No właśnie, czy wtedy było lepiej czy jest teraz? Ja widzę to tak że było biednie ale była zajawka, że oryginalna gra była dostępna tak jak dziś bilet na lot ze SpaceX – ktoś tam, gdzieś to robił ale mało osób go widziało na żywo.. Zakup konsoli to był niewyobrażalny wydatek wtedy, a po ograniu demek przeróbka to nie była jedna z opcji – to była jedyna opcja jeśli chce się grać. Potem standardzik, gry z giełdy, przestawianie konsoli bo laser krzywo czyta, kalibracja za jakieś chore pieniądze itd.
Jak patrze na moje 4 latki to myśle że jak podrosną i odbiją X’a swojego starego to co zobaczą? Setki tytyłow dostępne w GamePass, pograją w coś 15 minut i sprawdzą kolejny, itd.
Dlatego wróciłem do pudełek (mimo ze gram sporadycznie), i wracam do papieru (czytam za to regularnie).
Prawie każdy z zaproszonych gości mówił jak to ciężko w branży papierowej (naprawdę?), ale myśle że redakcja od początku robiła to co robiła dobrze, pewnie nawet o tym nie widząc. Budowali społeczność i sprzedawali emocję i dzisiaj to jest wyróznikiem, gdy produkt sam w sobie jest drugorzedny – wyścig na newsy jest z góry przegrany, a recenzje ma każdy. Wychodzi na to że Zgredy robili experience economy zanim ten termin został zdefiniowany :) Papier musi być opcją premium, dawać odczucia (jakość, zapach!) i oferować kontent 3 półki poza papkę internetową. W dobrej kawiarni czy w samolocie ciągle wolę walczyć z mało poręczną gazetą niż patrzeć na 120hz w iPadzie.
Dziękuje Redakcji za to wydanie, i jestem pewny iż w pełni zasłużenie popłyną na sukcesie 300ki i znajdzie to odzwierciedlenie w przychodach!