Skocz do zawartości

macGyver

Użytkownicy
  • Postów

    255
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez macGyver

  1. Jest niedziela. Wczoraj było Extreme Party z okazji 25-lecia, a zapewne było grubo … Zapewne tak sobie wielu nieobecnych mogło pomyśleć. Czy słusznie ? Kiedy znasz się z kimś większość swojego życia, a ten ktoś zaprosi Cię na imprezę, bo takową organizuje, to mimo tego, że coś nie wyszło tak jak powinno, to nie będziesz mu tego wypominał. Pobawicie się, powspominacie stare i dobre czasy, a potem rozjedziecie się w swoje zakątki Polski ze słowami „Fajnie było się znów spotkać!”. To jest wersja dla tych czytelników Szmatławca, którzy nie mogli przyjechać. Dalej przedstawię swoje własne odczucia i spostrzeżenia jako czynny uczestnik tegoż rocznicowego zdarzenia. Pierwsze Extreme Party odbyło się jeszcze w poprzednim millenium. Byłem młodziakiem, coś tam jeszcze pamiętam, ale miałem pewne traumatyczne zdarzenie w drodze powrotnej, więc jakoś nieszczególnie chętnie wracam myślami do tamtych zdarzeń. Na osiemnastce PSX Extreme nie byłem, ale obejrzałem sobie dzisiaj reporterską relację z kanału Playstation. Nawet fajnie się to prezentowało w dużym skrócie, a oglądając pewne postacie w tle miałem odczucia deja vu. Gdy w zeszłym roku byłem na Pixel Haven, to wyszło to całkiem nieźle, z dużym potencjałem na jeszcze lepiej w kolejnych edycjach. Doskonała miejscówka (Warszawska Szkoła Filmowa, sala kinowa na prelekcje) dawała komfort oglądu i odsłuchu z każdego miejsca, retro klimaty w innych salach, a na koniec efektowne wręczanie nagród. Było też spotkanie z redakcją PE, ale Roger wspomniał, że to impreza Pixela i za rok dopiero zrobią swoją. W tym roku wybrałem się ponownie na Pixel Haven i … ogromny regres. Miejscówka tragiczna, problemy z akustyką, obrazem, komputerami a finałowe wręczenie nagród festiwalowych wypadło beznadziejnie. Wszystkie lata doświadczeń z poprzednich edycji zostały zmarnowane. Wybierając się na to Extreme Party liczyłem, że ktoś tam się na swoich i cudzych błędach czegoś nauczył. Naiwny byłem. Mieszkam w Warszawie, więc niefortunna godzina (18:30) rozpoczęcia dla miejscowych nie wyglądała może tak źle, ale dla przyjezdnych już nieszczególnie, zwłaszcza że już mamy zimny koniec roku. Dlaczego tak późno ? To pierwszy minus. Wejściówka to 20 zł (z gwarantowanym piwem w barze) więc tanio, a w wersji z bogatszym pakietem za 80. Dojazd na miejsce wyjątkowo łatwy (metrem z centrum), ale już sama miejscówka to jakaś rockowa speluna, co nawet sam Roger powiedział ze sceny. Po tegorocznym PH nie sądziłem, że może być gorzej. Na miejscu zorientowałem się, że to było coś w rodzaju mini Pixel Heaven, bo były również retro zakątki i turnieje na konsolach, a więc ogólnie zaczęło się wcześniej. Na oficjalne otwarcie jednak zdążyłem, chociaż zrobiła się mała kolejka przed wejściem. Sól, czyli wywiady, odbywała się w małej sali o silent hillowej estetyce. Może komuś się podobało, mi zdecydowanie nie. Trochę miejsc siedzących, reszta musiała stać. No dobra, ruszyło. Tematy zapodane na scenie miały potencjał. Pierwszy był wywiad z twórcą filmu o historii PSX Extreme (w którejś salce był odtwarzany w wersji rozszerzonej do dwóch godzin), potem już miało być tylko lepiej, bo przecież do rozmów zapraszano osoby związane z historią PE, a nawet z Neo Plus. No właśnie, miało być. Człowiek Warga głównie opowiadał o czymś nie w temacie (przeplatając to mnóstwem wulgaryzmów, myśląc że jest bardziej cool), chociaż zdradził ciekawy wątek, bo jego początek z PE miał w ogóle po spotkaniu ze Ścierą, który na giełdzie przerabiał konsole. Tego nie wiedziałem. Jednak największy problem był z odsłuchem, bo publika w połowie, a może nawet w większości, zajęta była … rozmowami ze sobą (nawet w trakcie najciekawszych wywiadów), przez co był spory gwar. Serio ? W pewnym momencie prowadzący wywiady Krooger zapytał: czy ktoś nas w ogóle jeszcze słucha ? Bez rezultatu. Wywiady były przemieszane z tzw. crazy camposami, czyli „szalone” konkurencje. Ściera prowadził „jaka to melodia ?”, Komodo i Butcher z wiedzy na temat gier/gry TLoU, a Soq zawody w przysiadach z kubeczkiem wody na głowie (na marginesie: zwycięzca zrobił przysiadów mniej, bo robił je wolniej, tylko dłużej utrzymał kubeczek Były jeszcze questy w wyrywaniu Moniki (na tekst związany z grami) oraz najlepszy taniec na scenie. Panowie ewidentnie nie mieli skilla w tych tematach, co dobrze podsumował Konsolite swoją miną w trakcie konkursu tanecznego i tekstem „wszyscy jesteście przegrani”. Jak ktoś kiedyś powiedział: jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz, ale procenty we krwi zapewne zrobiły swoje. No właśnie, alkohol. Ja przyjechałem i wyjechałem trzeźwy (prowadziłem), ale to zapewne jego zasługa w tym, że tak a nie inaczej zachowywała się publika. Dwóch panów miało mocną fazę już od samego początku. Ten pierwszy upodobał sobie okrzyk „Nie i ch*j!”, ale gdy wpakował się na krzesło scenowe, to Soq pojednawczo wręczył mu grę, którą ów kolega bezinteresownie po chwili oddał ;-) Drugi (upodobał sobie siedzącego pod sceną redakcyjnego Majka jako obiekt do przytulania zawalczył i przegrał z grawitacją dwukrotnie (i tak cud, że mu się nic nie stało gdy spadł z wysokiego stołka). Alkohol jest dla ludzi, ale widocznie dla sporej części był najważniejszym punktem imprezy, co podsumował też występ dwóch raperów (nie wymienię, bo nie znam i nie dosłyszałem, podobnie jak większości ich tekstów) w ramach występu muzycznego w utworze, w którym kluczowe było zdanie „Lubimy się naje*ać”. Co kto lubi. Miał być jeszcze jakiś występ tancerza (nie tancerki ?), ale po pasowaniu (i to dosłownie Kacpera Adamusa na redaktora (gratulacje, bo dobrze się go czyta) wybyłem z tej imprezy ćwierćwiecza. Niestety, ale podsumować to muszę jednoznacznie: było słabo, bardzo słabo. Spodziewałem się fajnej imprezy, na której przygotowanie było mnóstwo czasu, a wyszło extrimowo, ale w tym złym tego słowa znaczeniu, bo chaotycznie i bez dobrego planu. Gdzie pytania z publiczności ? Większość opowiedzianych anegdot jest już znana starym czytelnikom z pisma. Fajnie, że można było spotkać jeszcze raz te redakcyjne „mordy” (bez obrazy) na żywo, bo to już mogła być ostatnia impreza tego typu, patrząc na rynek druku, ale to mało, stanowczo za mało.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...