-
Postów
117 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Czokosz
-
Ninja Gaiden 2 Black (PC) Przy końcowych napisach czułem się jakbym właśnie wysiadł z kolejki górskiej. To jest po prostu gra nafaszerowana akcją, ciągle przeskok z jednej lokacji do drugiej, dynamiczne starcia, kolejne bossy do ubicia. Na ekranie momentami był taki młyn, że widziałem jedynie wyciekające z wrogów hektolitry krwi i latające kończyny. To jest jedna z tych gier, które mają grubą wyjebke na jakąkolwiek cenzurę związaną ze zbytnią przemocą czy poprawnością polityczną. Postaci to albo cycate panienki, albo dopakowane chamy (w humanoidalnej albo demonicznej wersji) o których wiadomo tylko tyle, że chcą przejąć kontrolę nad światem i trzeba ich poszatkować na drobne kawałki. Od pierwszy sekund dostawałem łomot i walczyłem o przeżycie. Szybko okazało się, że co chwilę trzeba a to zrobić unik, a to skakać na przeciwnikami jak małpa albo ewentualnie sparować atak (co powoduje przerwanie combo) bo tu nikt nie będzie stał bezczynie i przyglądał się jak tłuczemy jego ziomka. To nie jedna z tych gier, w których przeciwnicy ustawiają się w kolejce po łomot i grzecznie czekają na swoją szansę. Nawet w niedawno ogrywanym DMC 5 miałem znacznie więcej czasu na uniknięcie ataku przeciwnika. Tu jest gra pod ciągłą presją, ale na szczęście po jakimś czasie mózg się przestawia na szybsze tempo rozgrywki i pewne schematy zaczynają wchodzić w krew. Na początku trudno mi było osiągnąć combo w granicach 20-30, a potem udało się przekroczyć magiczną setkę i dłuższe combosy wchodziły coraz częściej i z większą łatwością. Z bossami jest tak, że potrafią się powtarzać (szczególnie im bliżej końca) ale na pewno nie można narzekać na ich różnorodność. Było parę dobrze zaprojektowanych, dynamicznych starć, design większość z nich po prostu cieszył oko. Najsłabszym bossem okazał się niestety ten ostatni i muszę przyznać, że trochę mnie rozczarowało to starcie. Tak samo na minus muszę zaliczyć grę panienkami (Ayane grało mi się najlepiej, ale to i tak nie to) jednak Ryu to prawdziwy wymiatacz i tylko do niego powinna się sprowadzać rozgrywka. Baby mogli wrzucić jedynie do cutscenek co by na chwilę nacieszyć oko i potem powrót do siekania kolejnych tabunów przeciwników naszym przepotężnym Ryu. Jednak w grze wideo względy estetyczne stawiam na drugim miejscu, bo tu grywalność odgrywa kluczową role. Nie przeszkadzały mi z kolei korytarzowe lokacje i umowna fabuła z oklepanym motywem. Wręcz postrzegam to jako zaletę, bo od jakieś czasu ciągnie mnie głównie do gier, które stawiają na intensywną rozgrywkę. Nie potrzeba mi tony dialogów i podziwiania widoczków. Przy NG spędziłem 11 godzin, a czuje się jakbym nabił z pięć razy tyle. Czekam z niecierpliwością na NG4 i zaraz instaluje Metal Gear Rising, bo chce mi się więcej takich gierek.
-
Kto się czubi, ten się z ubi lubi.
-
Ciągle w mediach od jakiegoś czasu trąbią o tym, że dla ubi ten AC to być albo nie być, ale szum jest wyłącznie przez murzyna ? Nie twierdzę, że jego postać nie wywołuje kontrowersji, ale śmieszy takie gadanie, że jest on jedyną przyczyną tego wzmożonego zainteresowania tą grą objawiającego się w śledzeniu na bieżąco statystyk liczby graczy na różnych platformach. Wielu ludzi ciekawi po prostu sprzedaż tej gry (w tym zwolenników i przeciwników) bo to może być spektakularny upadek albo jakieś światełko w tunelu dla firmy, która od wielu lat działa na rynku i ma znane serie w swoim portfolio. Tu jest o tyle śmieszna sytuacja z murzynkiem, że ubi pod względem konstrukcji mechanik i świata gry poszło jak zwykle w bezpieczne rozwiązania, ale pod względem wyboru głównego bohatera mocno zaryzykowali. Mogli wybrać jedną z wielu znanych postaci historycznych pochodzenia japońskiego albo stworzyć fikcyjnego protagonistę z tamtego regionu, ale wzięło ich na odwagę i jest jak jest. Mi tam on specjalnie nie przeszkadza, bo na koniec dnia jest to dla mnie tylko gra wideo i jak mi nie pasuje jakiś tytuł to po prostu sięgam po inny. W tym przypadku zniechęciły mnie głównie negatywne doświadczenia z poprzednimi grami z tej serii. Jak słyszę, że to pod względem rozgrywki "stary, dobry AC" to mnie to bardziej zniechęca do sięgnięcia po ten tytuł niż murzynek samuraj.
-
Nie ma co się dziwić, że ta część tak szczególnie emocjonuje ludzi, bo jednak przy poprzednich grach z serii Ubi nie miało noża na gardle. Jakby mieli teraz stabilną sytuację to pewnie głosy krytyczne i tak by się pojawiły, ale nie byłoby takiego szumu wokół tej gry. Mnie samego by to w ogóle nie obchodziło, bo ostatnimi assasynem w jakiego grałem było Origins i dałem sobie spokój po 20 godzinach, ale sam teraz śledzę z czystej ciekawości rozwój sytuacji, bo Ubi to jednak duży gracz. Zresztą to jest szczególnie ciekawy przypadek, bo Avatar i Star Wars Outlaws to były nowe projekty od Ubi bez wyrobionej marki jak AC. Może jedna i druga były oparte na znanym uniwersum, ale jednak były obarczone jakimś ryzykiem sprzedażowym. Za to AC to ich najmocniejsza seria, która jest od tych kilkunastu lat na rynku i ewentualna wtopa to jest jakaś totalna katastrofa. Nie mają już mocniejszego gracza w swoim portfolio od AC, którego mogliby wystawić do boju.
-
Szkoda tylko, że praktycznie nic nie pokazali. Lepiej jakby zmontowali 1,5-2min trailer z fragmentami z rozgrywki zamiast tego gadania o inspiracjach i tego co znajdziemy w grze. O tym to można sobie poczytać, bo są artykuły na ten temat i wywiady z twórcami. Sam jakiś czas temu na anglojęzycznym IGN przeczytałem dłuższy wywiad o Cronosie i z tego materiału na FGS nie dowiedziałem się niczego nowego. Trzeba jak najlepiej wykorzystać czas ekranowy na takim wydarzeniu i pokazać coś więcej, a nie tylko pogadać o banałach, że będą bossy w grze, ufole i drabiny i zapowiedzieć, że już wkrótce pokażemy więcej. Niech oni się trochę bardziej rozkręcą z tą kampanią marketingową, bo samo "gra od twórców SH2R" nie wystarczy.
-
-
Fajnie się zapowiada. Warto napomknąć, że Broken Mirror to studio należące do Blooberków, które jest odpowiedzialne za gry second party. Mistrzowie z Krakowa mocno się rozpędzili od premiery SH2R
-
Wanted Dead (PC) Wydawca wyceniając ten tytuł na zawrotne 270zł w dniu premiery się po prostu wygłupił. Grafika i projekt lokacji to era ps3, voice acting to kompletna amatorka (szczególnie w wykonaniu głównej bohaterki) o fabule zapomina się zaraz po napisach końcowych, ale tu akurat nie mam jakichś większych pretensji, bo od slasherów nie wymagam epickiej historii. Widać po prostu, że deweloperzy cały swój wysiłek włożyli w system walki i resztę elementów potraktowali po macoszemu. To byłoby do zaakceptowania, ale wspominana cena sprawia, że jako gracze mamy prawo wymagać więcej, bo to jednak poziom cenowy gier z segmentu AAA, a tu dostajemy takie biedne AA, które powinno w dniu premiery kosztować przynajmniej stówę mniej. Sam nabyłem gierkę na promocji za 90zł jakoś pod koniec 2023 (teraz śmiga na przecenach za 40-50zł) więc absolutnie nie żałuje, ale jakbym wydał 270 to delikatnie mówiąc nie byłbym zadowolony. System walki bardzo mi przypadł do gustu, bo łączy walkę dystansową z walką w zwarciu. Mamy do dyspozycji karabiny, strzelby, granaty, podręczny pistolet, którym możemy parować ataki przeciwników i tworzyć proste kombinacje z użyciem katany. Walka jest dynamiczna, są cieszące oko finishery, z czasem dochodzi parę fajnych umiejętności z drzewka rozwoju postaci. Różnorodność przeciwników nie powala na kolana, ale też nie ma tragedii pod tym względem. Jedni będą nas ostrzeliwać i rzucać granaty pod nogi, drudzy będą biec do nas z kataną w dłoniach w celu przetestowania naszych umiejętności walki wręcz, można też trafić na większych szefów co jakiś czas, którzy rzucą 10 granatów naraz, zarzucą serią z karabinu maszynowego, a i w łeb w nim przyłożą tak, że pasek życia skurczy się w mgnieniu oka. Co do walk z bossami to nie są przesadnie skomplikowane i raczej szybko uwinąłem się z każdym z nich. Oczywiście zdarzało się zginąć, ale obeszło się bez większej frustracji. Warto jeszcze wspomnieć o minigerkach, na które składa się jedzenie kolejnych porcji ramenu w odpowiednim tempie, karaoke, do tego dochodzą automaty arcade z 8 i 16 bitowymi grami. Szczególnie spodobała mi się strzelanka Space Runaway, przy której spędziłem trochę czasu. Może dla kogoś nie jest to jakiś istotny element, ale ja bardzo lubię takie zapychacze. Niestety okazało się, że jestem w nich kompletnie do dupy i i taki pucharek związany ze zjedzeniem 5 porcji ramenu jest poza moim zasięgiem Za parę dyszek gierkę mogę polecić, bo to dobra siekanka z kiczowatymi postaciami, dialogami i fabułą. Nie ma co się nastawiać na poziom najlepszych slasherów, bo to raczej druga liga (pod pewnymi względami nawet trzecia) ale idzie się przy tym dobrze bawić. Chciałbym kontynuacje tej gierki z większym budżetem i odpowiednim czasem na dopracowanie pewnych elementów. Devil May Cry 5 (PC) W końcu udało się nadrobić ten tytuł, który zakupiłem po ograniu trylogii dwa lata temu i jakoś nie mogłem się do niego zebrać, bo backlog był spory i DMC musiało poczekać na swoją kolej. Od razu uczciwie przyznam, że ta część nie przebiła mojej ulubionej 3, ale umościła się za nią na drugim miejscu i dostarczyła mi 20 godzin dobrej zabawy. Są pewne zgrzyty w postaci monotonnych lokacji szczególnie w drugiej połowie gry, gra jako V też mi nie przypadła do gustu (na szczęście większość czasu ekranowego dostaje duet Nero/Dante) i sam główny wątek fabularny z czasem traci na mocy. Jednakże te wady nie były w stanie mi zepsuć tego wspaniałego doświadczenia, do którego będę wracał co jakiś czas jak do 1 i 3 odsłony. Walka daje sporo możliwości tworzenia różnych wymyślnych kombinacji, jest widowiskowa, dynamiczna, no po prostu chce się w to łupać godzinami bez większych przerw. Przeszedłem przy okazji kampanie Vergilem i to nim mi się grało najlepiej, na drugim miejscu Dante, na trzecim Nero, ale to tylko taka lużna klasyfikacja, bo każdym z nich grało mi się super. Na pewno jest tu spory potencjał na kolejne przejścia, bo jest trochę nowy broni, umiejętności, wyższe poziomy trudności. Coś czuje, że przy niektórych bossach będę bliski załamania nerwowego (szczególnie przy tej ostatniej potyczce) bo może na tym domyślnym poziomie nie stanowiły większego wyzwania, ale trzeba pamiętać, że w tego typu grach pierwsze przejście to dopiero początek zabawy i nauka mechaniki gry. Wyższe poziomy trudności sprawdzają kto przeklikał przeciwników na pałę, a kto się faktycznie czegoś nauczył. Jak ktoś chce się po prostu pobawić w wesołą siekankę to ten domyślny poziom trudności jest w sam raz i można sobie popykać bez większej frustracji. Każdy pod tym względem znajdzie coś dla siebie, więc gra dostaje ode mnie oznaczenie casual friendly przynajmniej w trybie człowiek Ciężko się tu jakoś szerzej rozpisywać, bo ta gra to prawdziwy szef, który wyznacza standardy innym produkcjom z tego gatunku. DMC jedynie pogłębiło mój slasherowy ciąg i już instaluje się Ninja Gaiden 2 Black, potem biorę się za Metal Gear Rising i Bayonette. Jest sporo zaległości do nadrobienia w tym gatunku, więc nie ma co zwlekać.
-
Wydaje mi się, że premiera w tym roku jest mało realna. Podejrzewam, że zrobią za parę miesięcy kolejny pokaz z rozgrywką z SHf i datą premiery na 2026, jakiś teaser projektu od Blooberków, no i może ten Townfall w końcu się pokaże. Z Blooberami jest ciekawa sprawa, bo kiedyś czytałem artykuł o historii nawiązania współpracy z Konami i tam prezes wspominał, że oni początkowo zgłosili się do nich z propozycją zrobienia nowej odsłony SH, ale Konami nie było zainteresowane. Za jakiś czas się odezwali do Blooberów, że chcieliby poznać ich wizję SH2 i nic innego nie wchodziło w grę. Wtedy Bloober nie miał dobrej karty przetargowej, bo klepali te symulatory chodzenia i raczej mało kto wierzył w ich sukces. Teraz sytuacja się zmieniła i ciekawi mnie czy byłaby szansa na przeforsowanie swojej autorskiej odsłony. Biorę pod uwagę to, że remake 1 i 3 się najbardziej kalkulują po dobrej sprzedaży drugiej odsłony i Bloober raczej by przyjął taką propozycję, bo to kasa, która daje im jakieś zabezpieczenie na przyszłość i większy rozgłos dla innych projektów. Fajnie jakby po klepnięciu tej odświeżonej 1 i 3 dostali kiedyś możliwość zrobienia czegoś swojego w tym uniwersum, bo zdecydowanie zasłużyli na taką szansę. W końcu to oni po wielu latach posuchy wyciągnęli poziom gier Konami z bagna i sprawili, że o SH mówi się pozytywnie i czeka z niecierpliwością na kolejne gry z tej serii.
-
-
Tu był potencjał na coś więcej, ale scenariusz i konstrukcja questów głównych oraz pobocznych zostają daleko w tyle za wizją artystyczną, eksploracją i walką. W Obsidianie jedynie Josh Sawyer jeszcze potrafi pisać i to widać po ich ostatnich projektach. Pracował przy Fallout New Vegas i innych klasykach, z ostatnich projektów Pillarsy 1 i 2, Pentiment. Nie pracował przy Avowed i The Outer Worlds, przy których pod kątem fabularnym widać u Obsidianów zniżkę formy. Już mam w dupie tą całą woke zawartość i czy mi scenarzysta wciśnie do gry rybogeja albo kolejnego babochłopa, ale niech napisze jakiś rozbudowany quest z wyborem, nad którym będę musiał się zastanowić, jakiś quest ze zwrotem akcji, z humorem, z czymś wywołującym jakiekolwiek emocje. Zamiast tego kolejne gówno zadania rodem z mmo plus tony suchego tekstu do przetrawienia. Problem ze współczesnymi scenarzystami to nie tylko dei i woke, ale też to, że to po prostu wyrobnicy, którzy nie mają za grosz kreatywności. Coś się tu czasem zdarzy ciekawszego, ale to wyjątek od reguły i przeważnie eksploracja (najsilniejsza strony tej gry) związana z odwiedzeniem ładnie zaprojektowanej lokacji potrafi sprawić, że patrzymy na niektóre questy bardziej przychylnym okiem. Odpalisz takiego Wiedżmina i co chwilę coś cie rozbawi, coś zasmuci, coś wywoła w tobie sprzeczne uczucia, coś zmusi do refleksji. Za to w Avowed czekasz aż skończy się to pitolenie by dalej toczyć dobrze zaprojektowane starcia i z przyjemnością zaglądać w każdy możliwy kąt w poszukiwaniu sekretów. Za często mam wrażenie podczas obcowania z tą grą, że mam do czynienia z jakąś amatorską powieścią napisaną w domowym zaciszu do szuflady przez zbuntowaną nastolatkę, która się zachłysnęła feministycznym przekazem.
-
Chciało się już takiej gry.
-
U handlarzy sprawdzałeś ? udało mi się u nich ze trzy mapy wyrwać przy okazji dokupywania mikstur. Dotarłem do drugiego regionu i od razu odczułem wzrost poziomu trudności po tym jak dostałem łomot od ekipy zarodników na dzień dobry. Musiałem poszukać trochę zasobów, wzmocniłem broń oraz pancerz, dokupiłem solidny zapas mikstur (tutaj i tak szybko idą, bo nieraz są takie zadymy, że momentalnie jedzie się na ostatkach) udało się zrobić dwa questy, ubić z dwóch bossów z tablicy zleceń, kawałek mapy odkryłem. Walka to nie żaden samograj wbrew temu co głoszą niektórzy recenzenci. Może na jakimś easy tak, ale na hard korzystam z wszystkich możliwych zaklęć, rzucam jakieś obszarówki, granaty, do tego poprawiam jednoręcznym mieczem i jakoś to idzie, ale i tak trochę zgonów już było po drodze. Trzeba być w ciągłym ruchu, bo starcia są naprawdę dynamiczne i wymagają refleksu.
-
Niepotrzebnie to tak wcześnie zapowiedzieli i sami na siebie narzucili presje czasową. W tym 2020 Fable pewnie istniało tylko na papierze i dopiero kompletowali ekipę, ale oni tak mają w zwyczaju, że już muszą szybko teasery wypuszczać i potem tłumaczyć ludziom czemu nic o grze nie słychać przez następne lata. Być może właściwe prace zaczęły się gdzieś tak 2021-2022r i średnio potrzeba tych 4-5 lat na taki wyskobudżetowy projekt AAA z otwartym światem, więc data premiery jest zrozumiała. Niech się nie śpieszą i dopracują, bo gierka zapowiada się przednio.
-
Jeszcze Outer Worlds 2 na ten rok zapowiedziane z AA.
-
No to ja jestem krok dalej, bo widzę panią kapitan i myślę "dowódczyni". Tyle spotkałem silnych kobiet w tej grze, że automatycznie mi przychodzą do głowy feminatywy i zaczynają irytować mnie te patriarchalne, męskie formy Gdzie ja niby coś takiego napisałem? Raczej wnosiłem po tym, że nazwała go tchórzem, który nie miał odwagi jej powiedzieć tego w twarz, więc sama treść notatki wskazuje na to, że nie ma najlepszego mniemania o swoim mężu. Zresztą tam są jeszcze lepsze sceny jak: To nadal dobra gra i z przyjemnością zasiadam do kolejnej sesji, ale po prostu ciężko nie zajerestrować takich rzeczy.
-
Wreszcie spotkałem w tej grze pierwszą niesilną babę na swojej drodze. Spoczywa potulnie pod zadem swojego mężczyzny i jak widać więcej jej do szczęścia nie potrzeba. Nie musi piastować żadnych przywódczych funkcji, chwytać za miecz, poszukiwać przygód na dalekich lądach w jakichś mrocznych jaskiniach zamieszkanych przez różne monstra. Gadali, że tu dei dużo, a ja tu patriarchat widzę na własne oczy
-
Wróciłem po tym początkowym zwątpieniu, nabiłem w ciągu dwóch dni parę godzin i cieszę się, że nie porzuciłem tego tytułu, bo idzie się przy nim dobrze bawić. Pierwsza mapa już prawie na ukończeniu, na hard idzie dosyć łatwo, bo zdobyłem unikalny miecz jednoręczny, trochę poziomów nabiłem. Oczywiście zginąć też się zdarzy, ale bez jakiejś większej frustracji póki co. Zadania związane z eksploracją jakichś miejscówek nawet fajnie wypadają, czasem zdarzą się jakieś zabawne, dobrze napisane dialogi, ale nie ma co się oszukiwać, że to jakiś górnolotny poziom pod tym względem. Ostatnio czytałem o tym, że Josh Sawyer nie pracował przy Avowed i projektem kieruje Carrie Patel, która od paru lat pracuje w Obsidianie. Wcześniej była szeregowym pracownikiem i przy Avowed przydzielili jej funkcję kierowniczą. Wcześniej musiała mieć jakiś bat nad sobą, bo w poprzednich grach Obisidianów pod względem narracji wszystko było na właściwym miejscu. Tutaj po prostu czuć, że komuś feminizm wjechał za mocno na banie i momentami psuje to wrażenia z rozgrywki. Na pewno nie jest to jakiś crap jak głoszą ci wszyscy ludolodzy i ich naśladowcy na polskim yt. Ten wąsacz stworzył modę na przesadne dramatyzowanie i wystawianie skrajnych ocen grom, które może mają swoje za uszami, ale są w nich też rzeczy warte docenienia. Rozumiem, że komuś może się ta gra nie podobać, ale materiały typu "Avowed to totalne gówno, gra 1/10" to zwyczajna szopka pod wyświetlenia. Na temat tego nowszego Lords of the Fallen też piały te polskie jutubery, że się w to grać nie da. Sprawdziłem sam, przeszedłem i sam dałbym 6/10, bo to po prostu solidny souslike, który miał trochę wad, ale szło się przy nim dobrze bawić. Żadna rewelacja, ale też nie jakaś totalna katastrofa jak próbowali to przedstawić. Przed chwilą trafiło mi się fajne zadanko, w którym czuć ducha starego Obsidianu. Ogólnie pod tym względem jest nierówny poziom, ale jakoś to idzie pomału. Szkoda tylko, że nieraz muszę być takie wstawki: Chłop pyzda nie miał odwagi jej w twarz tego powiedzieć quest całkiem możliwy, ładna miejscówka, już się wczuwam wczytanie tego listu, który może zrzucić trochę światła na przebieg ekspedycji i nagle jeb tym feministycznym pierdoleniem prosto w pysk No ale to silna baba, więc poradzi sobie...
-
Ja tam odpuszczam ten tytuł, bo nie ma sensu się dłużej męczyć. Nie wiem co jest z tymi scenarzystami w Obsidianie, ale te dialogi wyglądają tak jakby je chat GPT wygenerował. Czuje się jakbym w kółko słuchał paplaniny o niczym, nie ma w tych dialogach żadnego polotu, jakichś ciekawie nakreślonych postaci, wątków. Strasznie mi to przypomina Starfielda z tymi tonami tekstu, przy których człowiek momentami tracił uwagę i rozmyślał o zupełnie innych sprawach związanych z życiem codziennym. Dzisiaj zakupiłem i odpaliłem pierwszą cześć Kingdom Come, które chciałem nadrobić od dłuższego czasu i od razu widać różnice. Wszystkie dialogi się śledzi z uwagą, bo mają po prostu przyjemną konstrukcję. Jest wpleciony w nie jakiś humor, opcje dialogowe mają realny wpływ na dalsze wydarzenia, spotykane postaci budzą jakieś emocje. Za to w Avowed czekałem już tylko na koniec gadania, bo chciałem jak najszybciej wrócić do eksploracji i walki, które naprawdę trzymają poziom i trochę osłodziły te kilka godzin spędzonych w świecie Eory. Może tam się zmieniła ekipa, bo przecież Obsidian pod względem fabularnym nie schodził poniżej pewnego poziomu. Już nie mówię o Fallout New Vegas, bo to gra sprzed kilkunastu lat i czasy już niemal prehistoryczne, więc nie ma co oczekiwać, że będą tam ciągle pracować ci sami ludzie. Z ich nowszych gier dla przykładu można wymienić chociażby Pentiment, który był dobrze napisany (miał swoje mankamenty, ale nie psuły one odbioru całości) i sprawił, że z przyjemnością śledziłem dalsze losy Andreasa i pozostałych bohaterów miasteczka Tassing. Nie chodzi tu tylko o woke, silne baby, zaimki i lubujących się w przedstawicielach tej samej płci. Nie jestem na to jakoś szczególnie uczulony i nie skreślę z góry gry, która zawiera takie wątki, ale bywa, że też mnie to męczy i psuje wrażenia z rozgrywki. Tutaj chodzi przede wszystkim o to, że mnie nużą dialogi i główny wątek fabularny. Jeszcze to wszystko jest podlane sosem tej korpo-lewackiej poprawności politycznej, więc to już ciężkie do przetrawienia combo. Takie Machine Games potrafiło odrobić lekcje i dostarczyć nie tylko grę, która pod względem eksploracji potrafi przyciągnąć gracza do ekranu na długie godziny, ale stworzyli też wątek fabularny i zadania poboczne, w których bierze się udział z przyjemnością, postaci spotykane na drodze Indiany da się polubić, dialogi są dobrze napisane. Tam czuć było, że to projekt zrodzony z pasji i ludzie pracujący nad tym tytułem mają do opowiedzenia ciekawą historię. W Avowed czuć po prostu bylejakość i taką pisaninę najniższych lotów byleby odbębnić, wydać grę na światło dzienne i zarobić. Nie skreślam ich i czekam na The Outer Worlds 2, ale Avowed sprawiło, że mi trochę opadł entuzjazm związany z ich przyszłymi produkcjami.
-
Czuć w tej grze od początku, że nie tylko zmagamy się z senną zarazą, ale też z chorobą trawiącą korpo związaną z jakąś chorobliwą potrzebą udowodnienia graczom, że kobiety potrafią być silne i niezależne. Jakoś Machine Games potrafili to odpowiednio zbalansować w Indiana Jonesie, że trafiają się silne żeńskie charaktery, ale są też napisane w taki sposób, że budzą sympatię. Poza tym brak tam kobiet we wrogich obozach i wśród naszych głównych antagonistów. Najwidoczniej dało się wykreować silne męskie charaktery i żeńskie bez potrzeby robienia z chłopów pizd, których strach na sekundę zostawić samych, bo mogą sobie zrobić krzywdę. Tutaj od początku stężenie silnych bab na metr kwadratowy przekracza wszelkie akceptowalne normy. Sama walka sprawia frajdę, eksploracja też jest przyjemnym elementem tej gry, ale ten lewacki bełkot i propaganda mnie irytują od samego początku. Nie mam problemu z silnymi kobietami, bo one w popkulturze pojawiały się jeszcze przed erą tej nachalnej lewicowej indoktrynacji. Mam problem z ich nadmiarowym występowaniem i traktowaniem dorosłych ludzi jak debili poprzez zabiegi narracyjne, które próbują pokazać, że silne kobiety trzymają społeczność w ryzach i muszą radzić sobie same, bo z pizdowatych chłopów nie ma żadnego pożytku. Przecież nawet w takim Wiedżminie charakternych babek nie brakuje, ale jest to poddane bez jakiejś przesady, w odpowiednich dawkach. Za to po grze w Avowed to się boje lodówkę otworzyć, bo jeszcze silna baba z niej wyskoczy i będzie mnie pilnować podczas przyrządzania posiłku, bo jak to chłop mogę sobie przypadkiem podczas smarowania bułki masłem palec odrąbać.
-
Wąsaty pogromca bezdomnych niby narzeka, ale w duchu się cieszy, bo na tym robi największe wyświetlenia. Na steamie jak ktoś napiszę pozytywną recenzję to zaraz błazny lecą aż miło. Normalnie zbrodnia, że komuś się może podobać gra Ogólnie od pierwszych zapowiedzi mi pachniało drugim Outer Worlds pod względem konstrukcji świata, tych wszystkich niedociągnięć związanych z drewnianymi animacjami, ograniczonej interakcji z otoczeniem, mocno statycznym środowiskiem, kukłowatymi postaciami. Najbardziej mnie martwi narzekanie recenzentów na fabułę i dialogi, bo to dla mnie kluczowe składowe dobrego rpga. Jestem w stanie wybaczyć różne mankamenty takim produkcjom, ale nie historii i konstrukcji zadań, które mnie kompletnie nie angażują. Z tej przyczny porzuciłem takiego Starfielda, ostatni Assasin w jakiego grałem to Origins, przy którym wymiękłem po kilkunastu godzinach robienia generycznych questów. Dlatego podwójnie mnie to martwi, bo Obsidian może formę z KotOR-a 2 i Fallout New Vegas ma dawno za sobą, ale jakiś poziom jednak trzymali. Outer Worlds było dla mnie taką przyjemną grą 7/10, Pentiment mi mocno siadł, Pillarsy i Grounded mam do nadrobienia, ale to też gierki, które z tego co widzę mają pozytywny odbiór. Za dwa dni sam zagram i ocenie, wiem tylko, że jak faktycznie będzie dużo tych gówno zadań typu "bandyci ukradli mi złoty kielich, przynieś mi go, a dam ci nagrodę" to rzucę to w diabły, bo mi szkoda czasu na takie wydmuszki. Wiedżmin od Redów za bardzo rozpieścił pod tym względem i sprawił, że zmalała tolerancja na te wszystkie zadania rodem z jakichś mmo napisanych bez żadnego polotu. Oczywiście jest i dla nich miejsce, ale nie jak stanowią procentowo większość gry.
-
Z recenzji Rysława wynika, że Avowed ma: - tragiczne animacje TPP, postać wykorzystuje bazowy schemat ruchów z edytora ue 5, szczególnie śmiesznie to wygląda przy skokach, gdy postać nie dolatuje do krawędzi, ale i tak automatycznie się podciąga. No ale tu szło się domyślić, że będzie drewno tak samo jak w Fallout albo Skyrimie i lepiej grać w FPP. - chaotyczny i nudny system walki, który ma mnóstwo jakichś różnych rozbłysków i efektów z wartością liczbową zadawanych obrażeń przypominających grę mobilną. Wydawało mi się podczas oglądania materiałów przedpremierowych, że pomimo drewna może być całkiem ok i niektóre recenzje to potwierdzają. Rysław jest mocno niezadowolony, ale to chłop, który krytykował walkę w SH2, bo twierdził, że w Dead Space była zrobiona lepiej Trzeba się będzie przekonać na własnej skórze za parę dni. - miałką fabułę z kiepsko napisanymi dialogami - mocno statyczny świat pozbawiony życia, według niego brakuje tam jakichś interakcji z otoczeniem, nawet drzewa się nie poruszają, wszystko stoi w miejscu łącznie z NPC. Postaci nie przechodzą z miejsca na miejsce, nie mają jakiegoś toru ruchu, po prostu są przyspawani do jednego miejsca i gapią się przed siebie. - problemy optymalizacyjne na konsoli. Tryb jakości gubi klatki, tryb wydajności działa płynnie, ale graficznie jest bieda, na pc wszystko działa bez zarzutu. Ogólnie miał zastrzeżenia, że od strony graficznej gra prezentuje się przeciętnie i wygląda jakby została wydana dekadę temu. - udżwiękowienie na wysokim poziomie, więc wychodzi na to, że wszystko zrypali oprócz muzyki Trzeba się chyba po prostu pogodzić, że obecny Obsidian robi solidne gry, przy których można się dobrze bawić, ale to raczej jednorazowe doświadczenie, przy którym ciężko o jakieś większe zachwyty. Outer Worlds mi się podobało, ale to też raczej gierka, której mógłbym dać maksymalnie 7/10, tak samo Pentiment, który miał dobrze napisaną intrygę, ale moim zdaniem ostatni rozdział mocno obniżył loty w porównaniu do dwóch poprzednich. Avowed mogłoby mocno namieszać na rynku pomimo większych lub mniejszych niedociągnięć, ale musiałoby mieć scenariusz, postaci i dialogi na poziomie Fallout New Vegas albo KotOR 2. Ja tam sprawdzę w GP, ale cudów się po nich nie spodziewam i będę bardzo zadowolony jak się okaże, że to faktycznie gra 8/10.
-
Dużo paplaniny, ale warto obejrzeć, bo jest kilka nowych ujęć z gry. 4:35
-
Echo Point Nova Kolejny znakomity indie FPS od twórców Severed Steel. Poruszanie w tej grze to po prostu poezja, niesamowite akrobacje można tu wyczyniać. Myślałem, że średnio się odnajdę w takiej konwencji, bo walka jest tu naprawdę dynamiczna, ale o dziwo szybko się przyzwyczaiłem do tego tempa.
-
GOG