-
Postów
473 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Reputacja
569 WybraniecO Jukka Sarasti
- Obecnie Przegląda stronę główną forum
Informacje o profilu
-
Płeć:
mężczyzna
Ostatnie wizyty
Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.
-
W sumie jest to słuszna uwaga.
-
Bardzo by mnie ten Gacek cieszył, ale z drugiej strony gry z GC do teraz nie są pokryte rdzą (co najwyżej szlachetną patyną) na tyle, żeby nie było chętnych na kolejny remaster Wind Wakera, Path of Radiance czy Mario Sunshine, więc wolę się miło zaskoczyć, niż mieć nadzieję. Na pewno poszerzenie bazy konsol w NGO byłoby jednak bardzo spoko.
-
Lubię szybkie FPSy, kocham Turbo Overkill, FEAR i Doom Eternal. Wniosek jest prosty - Sprawl musiało mi siąść. Te niecałe 6 godzin zabawy dostarczone głównie przez dwie osoby może nie jest na poziomie wymienionych trzech tytułów, ale podobieństwa są ewidentne, a gra przednia. Na początek, zanim przejdę do mięska, krótko o fabule, bo i ta jest mocno pretekstowa. Gramy sobie babką o kryptonimie Seven, która to była elitarnym żołnierzem złego kombinatu rządzącego brudnym cyberpunkowym światem Sprawl. Sumienie ruszyło, zaszyła się w slumsach, ale odnajduje ją kolega do fachu, wita strzelając do niej z shotguna, więc trzeba działać. Na szczęście kontaktuje się z nią tajemniczy FATHER (kim lub czym jest ta postać domyśli się każdy, kto miał do czynienia z jakąkolwiek formą cyberpunku przez 5 minut) i przywraca nam sprawność bojową, a my idziemy siać pożogę. Pożogę w oprawie bardzo przypominającej Turbo Overkill - z jednej strony modele ewidentnie podjeżdżające pod FPSy z końca ubiegłego wieku, a z drugiej strony całkiem nowoczesne elementy cząsteczkowe. Do tego muzyka w tej grze jest absolutnie FENOMENALNA - kawał idealnie wpasowanej elektroniki pełnej drum'n'bassów przemieszanych z chórami i z rzadka cięższymi bitami. Już dla samej ścieżki dźwiękowej warto odpalić. A jak w to się gra? Zajebiście. Nasza heroina potrafi zwalniać czas, co podświetla jej słabe punkty wrogów (niespodzianka - głównie głowy i plecaki-jetpacki) i daje przewagę szybkościową bardzo istotną w chwilach, kiedy spadają na nas hordy przeciwników. Do tego może poruszać się za pomocą szybkiego ślizgu i biegać po ścianach, co ma kluczowe znaczenie przy prostych i miłych przerywnikach platformowych. Mechanika biegania po ścianach jest naprawdę fajnie zrealizowana i aż szkoda, że gra praktycznie nie zmusza do toczenia potyczek podczas takich sprintów - tylko od nas zależy, czy chcemy zalać wrogów gradem ołowiu z nieco horyzontalnej pozycji 3 metry nad nimi. A strzelamy głównie do rozmaitych zamaskowanych żołnierzy i robotów. Gra nie powala może pod kątem projektów przeciwników, ale zdecydowanie spełniają oni swoje zadanie. Za to świetnie wypada design poziomów - pierwsze są stosunkowo proste, ale ostatnie kilka to naprawdę kawał świetnie zaprojektowanych miejscówek zarówno pod kątem eksploracji, jak i pomysłowych aren. Loop walki można opisać tak - wszyscy są agresywni i chcą nas bardzo zabić, więc my im wysadzamy łby headshotami, łapiemy znajdźki z nich wypadające (jak w Turbo Overkill i Doomie) i jeżeli kogoś zestunujemy, to dekapitujemy kataną. Strzela się absolutnie wybornie - bronie są zaprojektowane bardzo fajnie i praktycznie każda ma jakieś swoje słabości, przez co nie można się za bardzo przywiązywać. Do tego jest tu jeden z lepszych shotgunów w gierkach, a wiadomo, że satysfakcjonujący shotgun w FPSie to plus jeden do oceny. W połączeniu z naprawdę dobrymi projektami walk, świetną muzyką i niezłym klimatem naprawdę ciężko się tutaj nie bawić w dobry sposób. Wad nie stwierdzono - gra ma dobrze zbalansowany poziom trudności, nie napotkałem żadnych bugów. Sprawl nie zajmie Wam dużo czasu, a na PC można kupić za psi pieniądz. Obecnie klucze latają po parę złotych - ja kupiłem jakoś na premierę za parę dych i absolutnie nie żałuję. Dzięki scenie indie FPSy się mają dobrze jak nigdy.
-
Właśnie wyszło, survival horror w (chyba) RPG Markerze i z turowymi walkami. Wpadło na wishlistę.
-
Też nie do końca łapię ciśnięcie po "The Electric State". Czy to dobry film? Nie, ale też nie jakoś szczególnie gorszy od innych wypustów Netflixa. Ma swoje oczywiste wady jak nakręcona grubą linią historia czy pozbawiona wyrazu główna bohaterka (niby napisanie postaci samo w sobie jest ograniczające, ale odtwórczyni tejże roli gra z gracją drewna), ale sam koncept, projekty robotów czy ogólna "rozrywkowość" robią z tego tytułu przyjemne filmidło pod popcorn i leżenie na kanapie. Można zarzucić jako odmóżdżacz i przyzwoicie się bawić.
-
Wygląda jak 7/10 reskin Dooma. Czyli się będę dobrze bawić.
-
Piątka to moje ulubione drugie DMC, ale mogę przeboleć nawet słabe lokacje, tylko, że V gra się po prostu dużo gorzej od reszty. Nawet jakby nie tyle zamienić tę postać, co wywalić, to bym lubił jeszcze bardziej. A czwórka póki co lepiej, niż zapamiętałem - ubiłem żabę i może wieczorem będzie chwilka na kolejną misję.
-
Niby człowiek dożyna parę gierek (ale w sumie na cztery rozkopane, to trzy są do domknięcia w jeden wieczór, więc wjadą w tym tygodniu wrażenia w temacie o ukończonych gierkach), ale jak poczuł zew, to zabrakło silnej woli i zacząłem po raz wtóry: Nigdy nie grałem w SE, a i w samo DMC 4 grałem wieki temu. Pamiętam, że z levelami dali nieco ciała, ale oczywiście sieka się doskonale. A jak zobaczyłem walkę z Balrogiem po raz pierwszy w okolicach premiery, to dopiero był szok, jak toto wygląda
-
-
Ja zainstalowałem na Decku pierwszy epizod, jest darmowy. Anime podobno robi dobrą robotę jak na streszczenie historii, która w VNowym oryginale zajmuje z 80h, jutro w robocie będzie czytane.
-
Ziomki z RGG mówiły, że nie zamierzają nigdy tej gierki wrzucać do passa ze względu na to, ile contentu oferuje oraz to, że w passie było już tyle Yakuz, że ludzie mogli sobie wyrobić zdanie czy chcą w to grać za pełną cenę.
-
Inspiracja ER mnie jakoś bardzo nie zaskoczy, ale raczej będzie odpowiednio skrojona pod profil gracza "blockbusterowego", który se na tej konsoli ogrywa rocznie jakąś FIFĘ i 2-3 głośniejsze gierki jak właśnie TLOU czy Uncharted - obstawiam na system walki nieco jedynie inspirowany Soulsami, ale znacznie bardziej efekciarski i wybaczający (coś jak God of War z PS4) i swobodę w eksploracji połączoną z "pokaż ścieżkę do kolejnego kluczowego dla fabuły punktu po wciśnięciu R3". Koniec końców to ma być gra, która sprzeda parę baniek i będzie chętnie kupowana jako remastered remake na PS6 PRO, a nie tytuł, który będzie frustrował fana poprzednich gier studia. Tak czy siak, dopóki nie zobaczę gameplayu, to ni to ziębi, ni to grzeje.
-
Po niecałych trzydziestu godzinach skończyłem Like a Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii wykonując przy okazji praktycznie całą interesującą mnie zawartość poboczną. Nie jest wielką tajemnicą - patrząc chociażby po moim avatarze - że Yakuzy to jedna z moich ulubionych serii. Zdaję sobie sprawę z ich różnych słabostek, ale to takie moje comfort food - RGG Studio musiałoby coś srogiego odwalić, żebym nie bawił się co najmniej dobrze obijając kolejne pyski. No i tutaj, pomimo paru wad, bawiłem się całkiem elegancko. W zasadzie, choć gra zbudowana jest oczywiście bardzo mocno na fundamencie poprzedniczek i bazuje na formule wprowadzonej w Gaiden, to dodaje parę wyróżników od siebie czy lekko tuninguje system walki. Fabuła tym razem średnio dowozi - Majima trafia na wyspę na hawajskim zadupiu z amnezją. Ratuje go tam sympatyczny dzieciak imieniem Noah, który ze względu na swoją chorobę i ojca alkoholika marnuje życie na wysepce. Majima postanawia mu się odwdzięczyć i razem z nim i zbieraną po drodze drużyną rusza na poszukiwanie legendarnego skarbu, aby pokazać młodemu trochę świata. Później rzecz toczy się już mocno pretekstowo i yakuzowo - są zdrady i powroty, a nawet największe szumowiny doznają nawrócenia po wpierdolu od naszego japońskiego pirata. Chwilami mocno to pisane na kolanie i gra cierpi na brak dobrego antagonisty - tym bardziej boli to, że Gaiden, również operując w formacie "Yakuzy lite" dał radę wprowadzić przez podobny czas głównego wątku aż dwóch sprawnie zrealizowanych głównych oponentów. Całość ratuje mocno jednak charyzma Majimy, który mimo braku pamięci zachowuje się jak zawsze - nie ma kija w dupie, chętnie rozwiązuje problemy przemocą i kpiną, ale koniec końców, jak to bohater Yakuzy, tak naprawdę ma serce godne świętego i pomoże w potrzebie największej nawet na świecie pierdole. Questy poboczne i kryjące się za nimi absurdalne historie to natomiast, klasycznie już, absolutny prima sort. Istotnym elementem rozgrywki jest posługiwanie się statkiem. Tutaj kolejny zarzut - szkoda, ze można tylko robić szybką podróż między latarniami morskimi, i to z jednej do drugiej, a nie w dowolnym momencie. Poza tym jednak to fajne urozmaicenie. Jasne, nie jest to gra z najbardziej rozbudowanym systemem morskich potyczek, ale miło szlachtuje się flotę wroga za pomocą dział, karabinów, bazooki czy taranując. Do tego po włączeniu nitro można robić drifty. Poza tym statku używa się do podróży pomiędzy fabularnymi punktami oraz opcjonalnymi wyspami, gdzie czekają na nas skarby lub legendarna flota złych piratów, którą można rozstawić po kątach w całkiem rozbudowanym pobocznym wątku fabularnym. Majima na początku mało potrafi, ale dosyć szybko (choć system progresji na początku ma sztuczne bariery, ponieważ kupujemy skille za kasę, tzw. punkty pirata i w ogóle, aby odblokowywać kolejne tiery, trzeba mieć wbity odpowiedni poziom respektu na morzu) przypomina sobie szereg klasycznych zagrań, a do tego dochodzi mu nowy styl walki poza znanym z głównych gier opartym o posługiwanie się tanto. Majimą w tej odsłonie steruje się wyśmienicie - to zdecydowanie najszybsza grywalna postać w serii, która dodatkowo może wyskakiwać i dashować w powietrzu, a także rozpoczynać dosyć proste air juggle. Nie robi się z tego oczywiście DMC, ale uatrakcyjnia to rozgrywkę. Co więcej, Majima ma także możliwości pozwalające bardzo szybko przemieszczać się po arenach - wspomniane dashe w powietrzu, atak sztyletem pozwalający przecinać się przez grupę wrogów niczym jakiś Musashi czy piracka lina z hakiem. Właśnie, bo w drugim stylu walki Majima ma do dyspozycji pełen ekwipunek stereotypowego pirata, dodając do tego pistolet i dwie szable, którymi może rzucać jak bumerangami. Piracki styl walki skupia się bardziej na ranieniu całych grup wrogów, a bazowy lepiej sprawdza się przy małych zbiorowiskach lub przy walkach jeden na jeden. Ale najwięcej to powalczymy sobie właśnie z grupami. Nie było jeszcze Yakuzy, w której walczy się regularnie z takimi hordami, niemalże jak w jakimś musou - w paru sekwencjach na ekranie (fakt, że pobocznych) na ekranie jest i setka wrogów. Dzięki temu, choć walka korzysta rzecz jasna z rozwiązań wypracowanych już dawno, to stanowi pewną - niedużą, ale jednak - odskocznię od typowego yakuzowego schematu. Specjalne skille Majimy odpalane pod R2 służą zresztą głównie szybkiej anihilacji większej ilości przeciwników. Graficznie jest spoko, muzyczka jak zawsze w punkt. Do tego gra kontynuuje nieco wakacyjny klimat Infinite Wealth - wracają też znane z niej aktywności, dochodzi nowa minigierka w baseball na sterydach - i ma podobną ilość trafiającego do mnie humoru. Majima może i nie ma schizofrenii jak Ichiban, ale i tak będzie bił się z piratami cosplayującymi ninjów z piłami mechanicznymi, mechami czy na romantycznej randce zakłóconej przez bandę piratów jego towarzyszka - streamerka zacznie wspomagać go w trakcie potyczki strzelając ze snajperki. Właśnie, regularnie towarzyszą nam także spore grupy sojuszników, których rekrutujemy w ramach questów lub krótkich spotkań na mieście opatrzonych prostymi warunkami (danie przedmiotu, odpowiedni poziom renomy, nastukanie na solówce itp.). Jeśli ktoś nie lubi Yakuz, to raczej nie ma czego tutaj szukać. Jeśli jednak ktoś lubi serię, to pewnie będzie się świetnie bawić pomimo wspomnianych słabostek. Bo Majima to klawy gość. Zwłaszcza jak niczym Naruto przyzywa swoje klony i dashując odpala fatality na otyłym klaunie, po którym klaun oczywiście przeżywa i przeprasza. Mnie to poprawia humorek jak mało co.
-
Coś jakby przekonwertować Dark Messiaha na silnik King's Field i wrzucić to w klimaty mocno porytego japońskiego horroru z czasów samurajów. Czekam aż toto wyjdzie.
-
Bardzo podobał mi się ten trailer i jest czekanko. Ciekawi mnie najbardziej w jaki sposób fabularnie to połączą z resztą gier.