Skocz do zawartości

Jukka Sarasti

Użytkownicy
  • Postów

    402
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Jukka Sarasti

  1. https://store.steampowered.com/app/2957360/NIGHTMARE_OPERATOR/ Kolejna ciekawostka z jakimś topornym urokiem.
  2. To była ściema.
  3. Mówili, że fajne i dostałem w prezencie na urodziny
  4. Skończyłem cieszący się pewnym hype w indykolandii tytuł, a mianowicie Astlibra: Revision. Jest to nasterydowana wersja pierwotnie darmowej gry, którą przez 16 lat klepał sobie po pracy japoński handlowiec ukrywający się pod pseudonimem KEIZO. Jak sam mówił, zmotywowało go do stworzenia gry poczucie, że mało wychodzi gier z jego ulubionego gatunku - sidescrollowanych action RPG. A z designem postaci w ostatecznej wersji gry wspomógł go grafik znany z pracy dla Vanillaware. Grę czasem określa się mianem dziecka YS i Odin Sphere - niestety w obie te serie/gry nie grałem, choć parę YSów czeka u mnie na lepsze czasy. Zacznę od pochwalenia zdecydowanie najlepszego aspektu, to jest fabuły. Ma ona stosunkowo proste zawiązanie - bezimienny bohater budzi się w chatce w odległym od cywilizacji lesie. Towarzyszy mu gadający kruk. Oboje cierpią na amnezję, a jedyne wspomnienie chłopca (bo zaczynamy jako dzieciak) to masakra w jego wiosce dokonana przez demony i towarzysząca mu dziewczynka. W końcu opuszcza las (idzie z buta przez 8 lat ), w celu uzyskania informacji o swojej przeszłości zaczyna współpracować z gildią najemników i jakoś to się toczy. Brzmi nudno, prawda? No tak, ale nie chcę iść w spoilery - dosyć powiedzieć, że jest dużo plot twistów, kilka zakończeń, a gra zaczyna wjeżdżać w koncepty podróży w czasie i ich konsekwencji, tego czy prawda zawsze wyzwala i że za każdą decyzję trzeba płacić. Fabuła bardzo mi się podobała i grałem od pewnego momentu tylko dla niej. Od wejścia do pewnego pomieszczenia w piątym rozdziale to w ogóle zaczyna się totalna jazda bez trzymanki i ciosy w szczepionkę. Rzecz prezentuje się nienagannie - muzyka wypada bardzo dobrze, grafika ma schludny styl, nieźle wypadają też portrety postaci. Autor gry ewidentnie miał obsesję na punkcie bab z dużymi bimbałami i ich grzmocenia - mieczami oczywiście - patrząc na design części bossów. Gameplay ma przez pierwsze 20 godzin przyjemny loop - atakujemy lub blokujemy/backstepujemy przed atakami, z czasem zdobywamy nowe ciosy, a do tego rzucamy czary, które dają nam klatki niewidzialności. Gra sama o tym informuje i bez tej mechaniki rzecz byłaby chyba nie do przejścia - użycie przedmiotów, w tym leczących, trochę zajmuje, a każdy otrzymany w trakcie używania atak czy zastosowany blok anulują użycie. Postać rozwija się na dwa, a nawet trzy osoby. Jest exp, za który po wbiciu poziomu dobiera się statystyki do rozwoju, są magiczne kryształy, które po wyuczeniu się umiejętności z używanego ekwipunku pozwalają podpiąć zdolność pasywną oraz wypadające z przeciwników różne rodzaje orbów, które pozwalają głównie dodawać drobne bonusy w stylu +3HP, ale ich "ścieżki" prowadzą między innymi do nowych zaklęć. Do tego gra nie boi się rzucać pod nogi zagadek - niektóre są fajne, niektóre upierdliwe, choć prawie zawsze logiczne. No dobra, to z czym mam problem? Z tym, co dzieje się od szóstego rozdziału w górę. Przeciwnicy to absolutne gąbki na ciosy i byle mob - a bywa ich na ekranie zazwyczaj kilka - potrafi przyjąć ich spore ilości, natomiast nasz heros nawet będąc rozwiniętym wiele nie wytrzymuje. Dodać do tego należy, że w wizualnym chaosie, który robi się na ekranie nie sposób wszystkiego zablokować/uniknąć, a gra potrafi pokarać klatkami, kiedy już nie działa blok czy unik, nie można się ponownie obronić, a przeciwnicy mogą nas bić. Ale potem robi się jeszcze gorzej - ataki, które ignorują tarczę (często będące one hit killem), ataki, które narzucają statusy mimo ich zablokowania, ataki, gdzie ciężko stwierdzić, kiedy następuje uderzenie przeciwnika czy robienie kurwy z zasad gry - a to tracimy na jakiś czas czary i umiejętności, a to nagle gra nie wczytuje się już po porażce od bossa, tylko od checkpointu, więc czeka nas znowu 10 minut wędrówki przez piekło, choć przez ostatnie 20h gra zawsze restartowała się na bossie. W końcu poczułem się na tyle sfrustrowany tym, ile zajmuje mi ubicie każdego byle lamusa, że wrzuciłem niższy poziom trudności. I tak ostatni bossowie tankowali kilkanaście minut nieprzerwanego ostrzału, samemu mogąc robić one hit kille. Gdybym doktoryzował się z gier komputerowych, to na takie praktyki do doktryny wprowadziłbym pojęcie "game design po chuju". Ciężko mi ocenić tę grę - pierwsze 2/3 są absolutnie super. Końcowe 1/3 to jedno z bardziej frustrujących gierkowych doświadczeń w tym roku, a jestem przecież na końcu Nightshade z PS2. Na pewno zapamiętam świetną fabułę, ale nie ma opcji, żebym ruszył duże DLC (ok. 20h) do tej gry. Nie mam czasu bić byle pająkołaka przez pół godziny. 6/10.
  5. Najpierw kilka lat jujitsu (japońskiego), potem będzie ok. 12 lat boksu tajskiego suplementowanego zwykłym boksem. Martwica w łagodnej formie - guzkowatej. Powstaje przez "zużycie" piszczela w sportach, gdzie sporo używa się nóg, a więc także piłka nożna itp. Nie jest to nic groźnego, dopóki nie ma zaawansowanego stadium, ale przez pierwsze kilka miesięcy miałem problemy z chodzeniem po schodach, a przez dobre dwa lata nie porywałem się nawet na kopanie. Teraz jest okej i mogę normalnie trenować, ale przy bieganiu zaczyna mnie napieprzać i więcej, niż pięciu kilometrów nie zrobię (mam tuż pod kolanem, więc guzki robią nacisk na kolano).
  6. Największe możliwe kłamstwo - po latach uprawiania sportu mam dyskopatię, naderwane więzadło, martwicę w piszczelu i odnawiający się mikrouraz dłoni, poza tym wypadają mi ze stopy dwa palce. Jak będzie już era cyberpunkowych modyfikacji to idę pierwszy w kolejce
  7. Warto też pamiętać, że przed HB2 wydali też dla MS sieciowe Bleeding Edge, które raczej hitem nie było, więc niespełnienie oczekiwań przy HB2 byłoby drugim ciosem z rzędu.
  8. https://store.steampowered.com/app/2063180/The_Tower_on_the_Borderland/ Takie coś właśnie wychodzi i zamierzam kiedyś toto sprawdzić, bo wygląda intrygująco. https://youtu.be/hvitqrfbl8E?si=Jqb2ipHgHXWYvD25
  9. Jukka Sarasti

    Silent Hill 2 Remake

    Człowiek wie, ale się ciągle łudzi.
  10. Jukka Sarasti

    Zakupy growe!

    Dalsze ruchy w zakresie zbierania gier, które utknęły na PS3/X360. Zakup cieszy tym bardziej, że niestety nigdy tego nie ograłem:
  11. Jukka Sarasti

    Hellblade

    Też mam z Hellblade taki problem, że tematyka jest ciekawa, niektóre widoki/lokacje/istoty świetnie się prezentują, ale grać w to z przyjemnością zwyczajnie nie umiałem. Runy są dosyć nudnym pomysłem na gameplay i sztucznie pompowały w tej ilości czas gry, a walka była i tyle, ze swoim dosyć ograniczonym zasobem opcji (nie oczekiwałem DMC, ale jak się odbyło jedną walkę, to praktycznie widziało się wszystko, co tytuł miał w tym zakresie do zaoferowania). A chociażby sekwencja skradana pokazała, że da się tutaj upchnąć różne rozwiązania gameplayowe i zrobić z tego bardziej urozmaicony tytuł. W stosunku do dwójki nie mam żadnych oczekiwań przez wrażenie pozostawione przez jedynkę - jeśli będą dobre opinie o zmianach w gameplayu to się chętnie zapoznam, jeżeli nie to oleję pomimo wspomnianych na początku mocnych punktów poprzedniczki.
  12. Team Usyk, choć faworyzuję Fury'ego. Będzie dużo męczenia wieszaniem się.
  13. Tzw. honorowi aryjczycy.
  14. Był podobno takim pupilkiem Nobunagi - w sensie miał później nadane przywileje i status samuraja, ale to raczej był osobisty "patrzcie, murzyn" Ody. Przynajmniej na początku, bo Oda go bardzo polubił i cenił już nie tylko jako ciekawostkę.
  15. Jukka Sarasti

    Rogue Legacy 2

    Ogólnie za rogalami nie przepadam, ale ten tytuł (podobnie jak jedynka) był bardzo miły - kupiłem jakoś na premierę i absolutnie nie żałuję.
  16. Opłaca, możemy sobie marudzić, ale to bardzo mainstreamowa seria - patrząc po znajomych, co kupili konsolę dla FIFA i dwóch innych gierek na rok, to AC jest bardzo popularne.
  17. No i dobrze, wątpię, żeby ta seria miała nagle ponownie coś ciekawego do zaoferowania. Może jak zejdzie średnio, to zrobią chwilę przerwy (pomijając już zapowiedziane Hexe) i spróbują reanimować jakieś ciekawsze IP. Ale pewnie zejdzie zajebiście.
  18. Z indie slasherów, jeśli nie grałeś, to warto rzucić okiem na Ultra Age - dobra rzecz.
  19. Też się na to nabrałem
  20. Wczoraj padł krótki indyk zrobiony przez jednego ziomka, to jest Axiom of Maria. Jest to prolog do większej całości, który od razu miałem na oku - wyglądało na solidnego slashera, a, że rzecz była tania (kupiłem za jakieś 3 dychy w dniu premiery), to uznałem, że trzeba wspierać koreański gamedev w bliskich mi gatunkach. Czy było warto? Cóż... Sam setting to fajnie zrobiony cyberpunk - fabuła co prawda zasypuje milionem nazw i odniesień do wydarzeń, które na początku (a czasem i po zakończeniu) mało mówią, ale sama lokacja eksplorowana w grze to kawał dobrego (wizualnie, o gameplayu później) game designu dobrze korzystająca ze sztafażu dawanego przez setting (chociażby otoczenie produkowane przez oszalałe AI, które za pomocą drukarek 3D przekształca opustoszały budynek w... coś ciekawego). W ramach gry kierujemy wyposażoną w ninjowatą nanozbroję Kay, której towarzyszy sprzężony z jej świadomością haker Jeong. Jej celem jest zdobycie dokumentów, które umożliwią jej zlokalizowanie zaginionego męża. Sfera audiowideo wypada naprawdę dobrze - rzecz wygląda ładnie, ma sporo zróżnicowanej muzyki (szkoda tylko, że w trakcie walk przygrywa głównie drażniący kobiecy rap), autor ma sympatyczne pomysły (jak sobie oświetlić ciemne pomieszczenia? po to masz cybermiecz, z którego lecą iskry, żeby walić nim po ścianach). Sama walka, choć dosyć prosta, ma na siebie niezły patent. Mianowicie opiera się na dashu, który zostawia za sobą powidok - jeszcze przez krótką chwilę przeciwnicy szyją w niego pociskami (bo głównie walczymy z rozmaitymi strzelcami), a my zaczynamy ich ciachać. Atakując lekkim atakiem "napędzamy" miecz, dzięki czemu po tym jak zmieni mu się kolor (pomyślcie o przerzutkach w mieczu Nero z DMC, ale nie trzeba ich manualnie zmieniać) możemy przywalić podkręconą wersją silnego ataku. Poza tym co jakiś czas dostajemy umiejętności (tu - programy), które pozwalają np. spowolnić czas, wejść w odpowiednik god mode czy np. zadać w krótkim czasie wielokrotnie więcej cięć. Brzmi grywalnie? Bo momentami faktycznie tak jest. Szkoda jedynie, że tylko momentami. Walki bowiem tak dużo nie ma - za to sporo czasu się eksploruje. O ile ekspozycja fabuły dzięki ciekawym widoczkom i lore nie nudzi, a proste zagadki stanowią urozmaicenie, to pojawia się jednak nieco bardzo słabego platformingu. Czasem nie wiadomo, gdzie iść i nie wynika to z konstrukcji mapy. Po prostu magicznym sposobem do danego miejsca można dobiec używając tylko jednej ściany, a nie przeciwległej, chociaż półka, na którą mamy się dostać nie zmienia przecież magicznie wysokości. Albo od ścian odbijać można się tylko w określonych miejscach (wtedy odpala się animacja żywcem wzięta z Ninja Gaiden), choć inne aż się o to proszą. O, a w jednym miejscu gra wymaga odbijania się od ścian, ale raz, że nie pojawia się komunikat, że jest to możliwe, a dwa, że ściany są od siebie znacznie dalej, niż w innych miejscach, gdzie mamy taką możliwość. Takich kretyńskich rozwiązań designerskich jest całkiem sporo jak na gierkę do przejścia w 2-3 godziny. A ostatnie kilkanaście minut gry to fatalna sekwencja na motorze. Podsumowując - za dużo grzybów o nierównym smaku w tym barszczu. Mimo krótkiego czasu czułem się całością zmęczony - kiepskie platformowanie połączone z głupimi projektami niektórych pomieszczeń było raczej frustrujące. To ciekawa rzecz, autor ewidentnie ma talent i potencjał, ale nie polecam. Autor słucha feedbacku i obiecał już przebudowę części elementów w kolejnych epizodach serii. Zobaczymy.
  21. Jedziemy, kurka, tutaj.
  22. Ostatnio padło 9 Years of Shadows - kawał rzetelnie zrealizowanej metroidvanii, którą da się spokojnie przejść poniżej 10 godzin. Uważam to za zaletę, bo nie jest sztucznie rozwleczona, a jednocześnie nie kończy się, zanim się dobrze zacznie - dla mnie to optymalny czas na grę tego typu (z chlubnymi wyjątkami). Zarys przedstawia się następująco - na skutek potężnej klątwy kolor zniknął ze świata i ogólnie zaczęło się źle dziać. Bohaterka wyrusza do zamku, gdzie rzucono wspomniane zaklęcie, aby je odkręcić. Tak się jednak składa, że już na początku wyjaśnia ją potężny demon, a przed śmiercią ratuje ożywiony... pluszowy miś. Apino, bo tak mu na imię, skrywa w sobie moc, na którą chrapkę ma sporo indywiduów, a dla bohaterki stanowi jedyną szansę na przetrwanie. Miś bowiem generuje energię, która robi za tarczę dla głównej bohaterki. Po jej zbiciu pada od pojedynczych ciosów, a więc w gestii gracza jest utrzymywać ją na właściwym poziomie. Sęk jednak w tym, że przy części walk musimy używać pocisków (zwłaszcza z bossami), które czerpią z tej samej puli energii - tym samym trzeba poświęcać pasek ochrony, aby ranić niektórych przeciwników lub otworzyć sobie drogę do zadawania obrażeń. Możemy jednak łatwo regenerować tę energię, a dosyć szybko dostajemy moc, która działa trochę jak aktywne przeładowanie w Gearsach - tuż po zużyciu paska wciskając trigger w odpowiednim momencie odzyskujemy sporą jego część. To chyba jedyne oryginalne rozwiązanie w omawianej grze. Nie jest to jednak wada - to naprawdę dobrze zrobiona i przemyślana gra, która wie, czego chce. Rzecz prezentuje się dobrze (audio nawet bardzo dobrze), poruszanie się i walka są płynne, a eksploracja przemyślana. Nie jest to gra w jakiejś dziedzinie wybitna, ale sprawnie realizuje schematy metroidvanii i wciąga, a to najważniejsze. Mogę z czystym sumieniem polecić, jeśli macie ochotę popykać w coś z tego gatunku. Grałem na PC.
  23. Ja chcę dostać jakościowy remake Code Veronica i będę usatysfakcjonowany. Wizja ponownego robienia jedynki i piątki średnio mnie kręci. Do nowego RE nie mam jakichś oczekiwań - marzyłaby mi się gra choć w połowie dobra jak remake 4 z równie soczystą walką i będę zadowolony.
  24. Odpisałbym o postaciach i antagoniście, ale dałbym duży spoiler - może inaczej. Poczekaj do momentu, kiedy świat gry przechodzi pewną zmianę (nie da się nie zauważyć) jakoś w połowie - jeśli do tego momentu Ci się nie zmieni zdanie, to chyba nie ma dalej sensu. Dla mnie FF VI to ulubiona część serii.
  25. Jukka Sarasti

    Steam Deck

    Poza tym wszystko mam fabrycznie, tak jak po ściągnięciu emu. Spróbuj może jeszcze wejść w configuration>controls>i tak przełączyć profile - jest default i SD-default.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...