Obecnie mam na liczniku około 40 godzin - chapter 10, zrobiłem chyba wszystko, co mogłem w ramach wspomnień Kiryu (sekwencje z Date, miejsca pamięci, na ten moment domknięte subquesty) i jestem w połowie dodatkowego dungeonu, tuż przed wizytą u pewnej istotnej dla fabuły siódemki i ósemki postaci. Na ten moment, pomimo pewnych problemów z tempem i mniej angażującej niż poprzednio historyjki Ichibana, jestem absolutnie w tej grze zakochany. Walka została przyjemnie stuningowana (natomiast mam wrażenie, że gra jest jeszcze łatwiejsza od poprzedniczki), nietypowa dla serii lokalizacja robi robotę (choć Bryce mógłby nie mówić po angielsku ), a pożegnanie z Kiryu dla mnie jako weterana serii (nie grałem tylko w Dead Souls, Kenzan oraz drugą część spin offa na PSP) robi robotę, niemalże łza cieknie po policzku podczas grania.
Oczywiście stary i chory Kiryu na tle drużyny dalej jest OP czołgiem, tak powinno być.