-
Postów
445 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Jukka Sarasti
-
"Apocalypse" nigdy nie ruszyłem, "Deception" nigdy nie zażarło, pamiętam, że jako dzieciak lubiłem "Threads of Fate" - więc przyatakuję tę ostatnią na potrzeby tego miesiąca.
-
Nazwałbym tę grę rzetelną - niczym nie drażni, nie odpycha, ale też nic w niej nie zachwyca i nie przyciąga do poświęcenia większej ilości czasu. Skończyłem i zapomniałem, podobnie jak Code Vein tego samego studia. Gry, których nie mam za co poważnie krytykować, ale też nie zamierzam po nich już nigdy więcej sięgać po produkcje ich twórców.
-
Znam to doskonale - backlog na Steam, w tym parę nowych bangerów, kilka niedogranych gier z ciągle podłączonych do TV PS4 i PS3, a wieczór spędzam grając na emulatorze na Steam Decku w jakieś starocie ze SNES/PSX/PS2. Albo przechodząc na tymże Steam Decku remaster Chrono Triggera. Albo kupując do ogrania rimejki Langrisserów.
-
Walka wygląda dla mnie bardzo dobrze (a to dla mnie główny wabik), zwłaszcza, że sprawia wrażenie rozwinięcie systemu postaw z Nioha (a Nioh ma mój ulubiony system walki z soulslike'ów). Szkoda trochę, że wygląda na to, że będzie znowu ograniczenie staminą/ki (męczy mnie to już nieco), ale jeśli jej odzyskiwanie będzie tak płynne jak w Nioh (a tak ma chyba być pod L1), to nie będę narzekał. Ogólnie to jeden z niewielu tytułów, które mnie obecnie mocniej jarają. Przy okazji czas nadrobić w końcu Wo Longa, zanim usuną z GP.
-
Aeroby. Dużo biegania. Z metod bardziej ekstremalnych możesz dorzucić na siebie dresy, a jak chcesz się poczuć się jak na treningu MT albo BJJ przed zawodami w Pcimiu Dolnym w 2005 roku, to możesz zrobić sobie wdzianko z worków na śmieci, bo i takie cudo widziałem, kiedy ludzie cięli wagę Bardziej poważnie, to jeżeli masz zdrowe kolana i czas (ja np. już średnio), to bym uderzył w bieganie właśnie. Ja jak muszę gubić wagę po okresie nieróbstwa (aczkolwiek nie interesuje mnie płaski brzuch itp.) to na swoje treningi sportów walki zakładam dres, aż nie wytracę tych paru kilo (zazwyczaj celuję w wytracenie ok. 7-8 kilo po tym, jak np. mnie kontuzja na trzy miesiące załatwi).
-
Dzięki za odpowiedzi W stare Megateny grałem, ale dzisiaj miałbym chyba problem wrócić. Tak, zasadniczo ten element mi nie przeszkadza, jeżeli nie jest to jakieś clou gry.
-
Nigdy nie miałem okazji grać w tę serię poza ruszeniem (i w sumie tylko ruszeniem) jednej z wersji Persony 2 na PSX. Sprawdziłbym ten rimejk, ale jedna potencjalna rzecz mnie odstrasza - social linki i rzeczy z tym związane, nie kręci mnie to ani trochę. Jak wygląda tutaj proporcja między jRPGową eksploracją, a szkołą i okolicami? Jeżeli tego pierwszego jest więcej, to bym spróbował (jak mi się zachce znowu jRPG po Yakuzie ).
-
Zgodnie z lore Yakuzy Online, to wyszedł z paki w 1999 roku, więc to całkiem możliwe, że się pojawi. Swoją drogą byłem zaskoczony, że z walczy się jeszcze więcej razy, niż z Kuze Wymyśliłem też rozwiązanie kwestii raka u Kiryu, jeśli już pojawił się wątek Yakuzy 4 i 5 - wystarczy zaczerpnąć z wątku Yakuzy 4 i powiedzieć, że to był tylko gumowy rak.
-
Ostatnio kupiłem: - Istvan Vizvary „Lagrange. Listy z Ziemi” (bo słyszałem, że kawał intrygującego SF), - Yan Lianke "Sutra serca" (bo uwielbiam gościa i mam wszystkie jego książki, "Sen książki Ding" to absolutne 10/10).
-
Agencja z którą aktor ma kontrakt miała spinę z RGG, że jak to wypuszczać grę na PC, tam są moderzy, a moderzy mu jeszcze zmienią ryj albo dodadzą śmieszny głos i nie zgadzają się na takie naruszanie wizerunku ich parobka. Co do treści w spoilerze, to strzelam, że do końca gry ta kwestia tej postaci nie zostanie definitywnie zamknięta, tylko gdzieś tam zniknie "załatwić ostatnie sprawy", a w Yazuzie 10 będzie siedział w barze Survive obok innej postaci, która wcale a wcale nie występowała w innych Yakuzach
-
Zarzuciłem w temacie CTRL+F, ale nie wyskoczył mi jeden z moich absolutnie ulubionych filmów i ulubiona japońska produkcja: Film wywołał w swoim czasie bardzo duże kontrowersje w Japonii (podobnie jak późniejszy "Bunt", kolejny film Kobayashiego) ze względu na sposób sportretowania samurajów. Całość opiera się na retrospekcjach starszego już samuraja, który przybył przed swojego feudała, aby dokonać tytułowego rytualnego samobójstwa. Snuje on opowieść, która objaśnia w jaki sposób naczelnik skrzywdził jego rodzinę, a także jakie działania podjął w konsekwencji doznanej strasznej straty. Opowieść to przejmująca, dołująca, pięknie wyreżyserowana, z zakończeniem, które lata po seansie nie chce wyjść z głowy. Warto też dodać, że "Harakiri" uchodzi za film z jednymi z najbardziej realistycznie przedstawionych pojedynków - tak się składa, że bohater w czasie swojej drogi ma do dyspozycji nie tylko słowa, ale nie spodziewajcie się dziesiątek pojedynków i widowiskowych akcji. Tutaj szermierka służy przetrwaniu i odebraniu życia, a nie kręceniu kombosów. Absolutnie kocham ten film.
-
Albo tam będzie działa się akcja nowego IP, które robi RGG - na pewno w każdym razie tam zawitamy ponownie. W ogóle bardzo podoba m się funkcja Smackdown pod L2 (o ile pamiętam, to nie było jej w poprzedniej części) - idealna do levelowania w szybkim tempie nowych jobów, zamiast tłuc dzbana po dzbanie, żeby się coś fajnego odblokowało. Boli tylko fakt, że trzeba mieć, zgodnie z moją wiedzą, bond level na 100, żeby móc daną postacią używać dwóch ostatnich umiejętności innej klasy (oba Essence of cośtam). Na ten moment tylko Kiryu dobija do setki.
-
Z mojej perspektywy nawet brak równoczesnej premiery na PS5 i PC nie jest jakąś motywacją do nabycia PS5, które pierwotnie planowałem - ot, pogram sobie w Rise of Ronin czy Stellar Ass pół roku później, a i tak mam potężny backlog/inne gry wychodzą na PC cały czas, które stało się po okresie PS4 moją główną platformą do gier. Z tego, co jest uwięzione na PS5, to interesuje mnie chyba jedynie remake Demon's Soulsów. GoW: Ragnarok pewnie trafi w tym roku na PC, a jak mnie przyciśnie, to najwyżej ogram na PS4. Z komentarzem powyżej się zgadzam - mam co prawda (oddanego w bliżej nieokreślone czasowo "pożyczenie" od bliskiej osoby, której przeszła ochota na gierki ) Switcha, ale poza paroma exami (które jak Astral Chain potrafią fatalnie działać, przynajmniej w trybie handheld) nie wyobrażam sobie na tym sprzęcie grać w jakieś "nowe" multiplatformy, tutaj przecież Bloodstained potrafiło fatalnie chodzić.
-
Jak to ładnie pisał Charles Baudelaire w "Biednej Belgii" - najzimniejsza zakonnica we Francji jest ciągle cieplejszą osobą, niż najcieplejsza nierządnica w Belgii
-
Skończyłem przygodę z Onimusha: Dawn of Dreams. Nigdy nie byłem wielkim fanem tej serii, chociaż w zamierzchłych czasach ograłem jedynkę i trójkę. Nie przesadzę pisząc, że w ostatnią grę z tej serii grało mi się najlepiej i zwłaszcza po Dawn of Dreams przykro mi trochę, że poza remasterem jedynki nic się z IP nie dzieje. Gameplayowo raczej nie będzie to zaskoczenie dla nikogo, kto miał styczność z tą serią - siekamy na potęgę insektoidalne demony Gemma, rozwiązujemy proste (bardzo proste) zagadki i z czasem pakujemy naszą drużynę. O właśnie, drużyna to jednak pewna nowość. Protagoniście w osobie rogatego Sokiego towarzyszą cztery postacie, między którymi gracz swobodnie się przełącza (w sensie jedna jest z nim na stałe i pod L2 gracz przenosi się w jej skórę, a pozostałe można przywołać w kapliczkach, gdy np. potrzebujemy jej umiejętności, aby dalej przejść). Jeżeli chodzi o granie nimi, to miło grało się Jubei (nieprzypadkowe nazwisko) i Ohatsu (tą wręcz zbyt miło - w grze gdzie walczy się mieczami wsadzono jej w łapy spluwę, która pozwala z dystansu kasować wszystkich). Roberto miał zbyt mały zasięg, a Tenkai był zbyt krótko w drużynie, żeby solidnie dopakować jego ekwipunek. A samym Sokim gra się miło - ma dostęp pod kwadratem do podstawowego combo, kilku ataków "kierunkowych" (pchnięcie, wybicie w powietrze itp.), do których dodatkowo można dokupić ciosy je kontynuujące. Pod trójkątem ma "czary", a atakując w odpowiednim momencie przeskakuje między przeciwnikami z szybkością Sonica i zadaje im duże obrażenia - słowem, dosyć podobnie zapamiętałem resztę gier z serii. Sokiemu chodzi o to, że jego zły przybrany ojciec zamienia Japonię w demonolandię, więc ze swoją ekipą rusza, aby wybić mu to z głowy za pomocą najbardziej uniwersalnego języka - języka przemocy. Proste, ale działa. Gameplay pomimo długości raczej nie męczy - mieszanina walki (z regularnym dodawaniem/mieszaniem wrogów) i prostej eksploracji nagradzającej dokładność oraz zagadki-skrzynki z użytecznymi przedmiotami sprawnie zabawiają gracza. Wyjątek stanowi ostatnia misja - finalnych bossów jest z ośmiu pod rząd, a co jeden to albo ma krótsze okienko, żeby móc go atakować, albo jest totalną gąbką. A czasem to i to. Nie zmywa to jednak bardzo dobrych wrażeń po całości, miło byłoby, gdyby seria doczekała się nowej pełnoprawnej odsłony od czasów PS2, bo jednak ma swój unikalny klimat i patenty (jak special odpalany tuż przed ciosem wroga/po udanym parry itp.), a wzorem jedynki można dorzucić jeszcze trochę horrorowego sosu. Solidne 8/10.
-
Sporty walki były dla mnie dosyć ważnym elementem życia - głównie te uderzane z naciskiem na moje ukochane muay thai, choć bardzo miło wspominam też treningi boksu. Obecnie pauzuję ze względu na problemy zdrowotne, a od paru lat mam czas na może 2-3 treningi w tygodniu, więc szału nie ma, ale bez tego sobie życia nie wyobrażam. Szkoda, że mam spore problemy z kręgosłupem, które eliminują mnie z zapasów oraz BJJ.
-
Soulstice. Niby gra dla mnie, bo lubię slashery, projektowi kibicowałem, ale jakie to jest cholernie nudne... Lokacje są puste, przeciwnicy rzadko występują w ciekawych konfiguracjach, a walka ma w sobie jakoś mało mięsa. Dla porównania ogrywam sobie czwartą część Onimushy i mimo wieku oraz tego, że zawsze wolałem walkę z takiego DMC czy Ninja Gaiden, to bawię się nieporównywalnie lepiej, niż przy Soulstice.
-
W tym roku sobie akurat skończyłem ósemkę, w którą to ostatnio grałem jakoś 15 lat temu. No i ogólnie rzecz ujmując scenariusz nawet przyjemny, Squall jest całkiem fajnie napisaną postacią i wbrew moim obawom nie wpadał w kategorię "edgy", walka miła, choć wolałem zawsze rozwiązanie, kiedy dana postać ma po prostu przypisaną tylko do siebie specjalną umiejętność jak w FF VI. Ostatni boss natomiast mocno frustrujący i nieco losowy, czego w grach nienawidzę. W planach na ten rok też pozostaje odświeżenie sobie szóstki i dziewiątki, zobaczymy jak na ich tle wypadnie ósemka.
-
Po ostatnim trailerze z open worldem mój entuzjazm nieco opadł (wkręciłem sobie, że to będzie po prostu slasher), ale powyższy tweet przywrócił mi zainteresowanie tytułem. Pograłbym w coś nowego z intensywnym i ciekawym siekaniem.
-
Liczę, że walka będzie dopieszczona, natomiast na projekt patrzę z umiarkowanym entuzjazmem, bo nieco rozminąłem się z trzema ostatnimi grami Obsidianu - Outer Worlds mnie zmęczyło, Pillarsy II były przyjemne i tylko przyjemne, a Pentiment mieszał świetne motywy ze średnimi fragmentami. Niemniej jednak mam cichą nadzieję, że Obsidian nie martwiąc się przesadnie o budżet i czas na dopieszczenie gry wyda coś bardzo konkretnego.
-
Mam w stosunku do tego tytułu mieszany stosunek jako fan marki i osoba, której nowe Wolfensteiny (a przynajmniej pierwsza część spod ręki Machinegames) nie przekonały. Z perspektywą nie mam problemu, zwłaszcza, jeżeli zostanie przy jej użyciu dobrze zrobiony element zagadkowy i platformówkowy. Walka wyglądała dla mnie dosyć niemrawo, więc liczę, że albo będzie jej mało, albo w praniu będzie miała feeling znacznie lepszy, niż na pokazanym gameplayu.
-
Obecnie mam na liczniku około 40 godzin - chapter 10, zrobiłem chyba wszystko, co mogłem w ramach wspomnień Kiryu (sekwencje z Date, miejsca pamięci, na ten moment domknięte subquesty) i jestem w połowie dodatkowego dungeonu, tuż przed wizytą u pewnej istotnej dla fabuły siódemki i ósemki postaci. Na ten moment, pomimo pewnych problemów z tempem i mniej angażującej niż poprzednio historyjki Ichibana, jestem absolutnie w tej grze zakochany. Walka została przyjemnie stuningowana (natomiast mam wrażenie, że gra jest jeszcze łatwiejsza od poprzedniczki), nietypowa dla serii lokalizacja robi robotę (choć Bryce mógłby nie mówić po angielsku ), a pożegnanie z Kiryu dla mnie jako weterana serii (nie grałem tylko w Dead Souls, Kenzan oraz drugą część spin offa na PSP) robi robotę, niemalże łza cieknie po policzku podczas grania. Oczywiście stary i chory Kiryu na tle drużyny dalej jest OP czołgiem, tak powinno być.