Jukka Sarasti
Użytkownicy
-
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Obecnie
Przegląda temat: Growe Szambo
Treść opublikowana przez Jukka Sarasti
-
Wymiana kodów Steam/Origin, kart itepe
9 Years of Shadow (GOG):
-
Lies of P
Mogłem dzisiaj odpalić na chwilę, więc padł mistrz iluzji, zaraz potem rozbiłem kolejnego bossa - nie był trudny - i otworzyła się całkiem nowa lokacja. Więcej już za bardzo nie pogram przez najbliższe dni, ale może do końca miesiąca gierka padnie.
-
Lies of P
Pokonałem w końcu bagienniaka, ale walka napsuła mi krwi. Potem zamaskowany typ w Kracie poszedł w miarę łatwo, a wczoraj doszedłem do mistrza iluzji, ale nie miałem już na niego (czy raczej na nią) siły. Na liczniku mam 18:30 i liczę, że powoli zbliżam się do końca - bardzo fajna gra, ale czuję się nią nasycony, więc nie chciałbym siedzieć przy niej drugie tyle.
-
Lies of P
O ile sowi doktor poszedł za pierwszym razem, to ten jożin z bażin w drugiej fazie mnie rozstawia jak chce. Najtrudniejsza dla mnie walka póki co.
-
własnie ukonczyłem...
Koreańczycy dostarczają nie tylko w AAA o gołych babach z mieczami, ale też w indykach - skończyłem sobie ogrywać Sanabi i zrobiło na mnie świetne wrażenie, choć w teorii platformówka oparta o grappling hook to nie moje klimaty. Tak się jednak składa, że gra wciąga jak cholera i człowiek zaczepia tym cyberramieniem o każdą dostępną przestrzeń, nawet nie klnąc za bardzo pod nosem, bo gra ma zbalansowany poziom trudności. No chyba, że chcecie pobawić się w speedruny, pod które gra jest częściowo zbudowana, ale nie dla mnie takie wyzwania. W Sanabi bardzo istotną rolę pełni jednak nie tylko gameplay (o którym za chwilę), ale także fabuła. Wcielamy się w legendę armii, która w bardzo brutalnych okolicznościach poprzysięga zemstę tytułowemu antagoniście (grupie antagonistów? zobaczycie, gra nie bez powodu nie wali otwartym tekstem), skutkiem czego trafia do miasta, w którym dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Na drodze spotyka młodocianą hakerkę Mari, z którą chcąc nie chcąc musi połączyć siły. O ile początek brzmi banalnie, to całość zaczyna się pięknie komplikować, a rzecz skręcać w naprawdę mroczny cyberpunk. Choć nie brak tu humoru zbudowanego na totalnie odmiennych charakterach postaci - opryskliwy i bezpośredni komandos oraz rozgadana dziewuszka - to rzecz potrafi zaskakująco dać po pysku, zwłaszcza przy końcówce. O ile obejrzymy sobie nieco cutscenek, to gameplay dostarcza i to on dominuje rozgrywkę. W teorii schemat sterowania nie sugeruje przesadnego rozbudowania - dwa analogii, dwa triggery i A/X na padzie obsługują wszystkie funkcje (no, czasem wciśniemy jeszcze jeden przycisk, aby przeczytać notatkę), ale w praktyce Sanabi cały czas dorzuca kolejne atrakcje. A to dodawane co jakiś czas nowe funkcje dla mechanicznego ramienia, a to różne rodzaje sekwencji uciekanych, a to zabawy z dodatkowymi postaciami do sterowania, a to walka... Tej ostatniej jest mało i ma parę urozmaiceń, ale nie wypada jakoś super - ot, poprawnie zaimplementowana zabawa w łapanie grappling hookiem z paroma przeszkodami. Przynajmniej, jeżeli walczymy z mobkami - bossowie są tu za to bez wyjątku świetnie zaprojektowanymi wyzwaniami o bardzo różnorodnych charakterach. Nigdy nie jarał mnie ten typ gierek, ale tu całość chłonąłem. Oprawa to ładny i czytelny pixel art, natomiast muzyka zasługuje na spore wyróżnienie - kawał fajnie zaaranżowanej, ejtisowej w dużej mierze elektroniki. Nie pamiętam, kiedy muzyczka tego sortu w gierce zrobiła na mnie tak pozytywne wrażenie. No, wiecie już, że gra się w to super, wygląda i brzmi to elegancko, a historyjka wypada świetnie - nic tylko grać.
-
własnie ukonczyłem...
Nawet cztery.
-
Shinobi
Po tytule tematu przez sekundę miałem nadzieję na jakiś remaster bardzo przeze mnie lubianego (i sprzyjającego niszczeniu padów) Shinobi z PS2.
-
Lies of P
Udało mi się wygospodarować nieco czasu na granie w tym tygodniu, dotarłem wczoraj do wyspy. Ogólnie gra dalej mi się bardzo podoba, design przeciwników zrobił się ciekawszy, szkoda tylko, że gra nadużywa mocno (a przynajmniej robiła to w pasażu handlowym) patentu z wyskakującymi/spadającymi przeciwnikami. Ten trik ma sens, jeśli dzieje się raz na jakiś czas, ale nie wtedy, kiedy przez 15 minut wyskoczyło zza jakichś zasłon dziesięciu typa, a pięciu zeskoczyło na mnie z wyższego piętra. Bossowie dalej z kategorii "trudna pierwsza walka, ale ostatecznie zamyka się na mniej, niż 10 podejść" - najwięcej problemów miałem chyba z Raidenem z MGS, ale to temu, że grałem tego dwufazowego bossa już mocno zmęczony późną nocką. Z ciekawości wczoraj sprawdziłem jak działają zjawy - w soulslajki gram bez nich zasadniczo. Po dwóch podejściach do Victora, gdzie padałem jak miał mniej, niż 1/4 HP, przywołałem zjawę (no i już mi się bardzo chciało spać :D) i walka była wtedy banalna.
-
Sporty walki
Więcej mogę napisać później, bo nomen omen zbieram się na trening ale nie wszystko działa tak zerojedynkowo - część ludzi przyzwyczai się do wymiany ciosów, jeśli będzie odpowiednio spokojnie wprowadzana, a z drugiej strony to, że ktoś radzi sobie dobrze na pierwszych sparingach nie przesądza o tym, że coś z niego będzie, bo naturalny dryg i atletyzm załatwią sprawę na starcie, ale zniechęcenie pojawi się, kiedy zaczną się schody na sparingach z lepszymi partnerami. Miałem znajomego małolata, który zapowiadał się super - rewelacyjna koordynacja, bardzo szybkie przyswajanie, po czym stoczył jedną amatorską (wygraną, ale swoje przyjął) walkę i rzucił tym po niej w cholerę. W drugą stronę miałem kumpla grubasa, co się nigdy nie szarpał nawet w szkole i omal nie wpadał w panikę po otrzymaniu ciosów- tu trzeba przyznać, że się przełamał, więc jednak miał do tego głowę - ale dzięki powolnemu wdrażaniu się przez zadaniówki wyrobił się i okazał całkiem dobry po zrzuceniu cielska. Natomiast gdyby od początku poszedł do jakichś sparingów, nawet średnio intensywnych, to wątpię, żeby coś z tego było. No chyba, że jak u Krisa, ciosy dosłownie na 10 procent, co ma sens, ale dalej pozostaje kwestia utrwalania złych nawyków bez technicznych fundamentów.
-
Sporty walki
Trzeba być debilem, żeby puszczać ludzi od początku do sparingów - raz, że rosną szanse, że zrobia sobie krzywdę (jakieś nieprzemyślane akcje i slaba kontrola wlasnej siły), dwa, że utrwalają złe nawyki (jakby nie patrzeć sparing to ma być w dużej mierze przestrzeń na wcielanie w życie trenowanych elementów i próbowanie nowych rzeczy, a nie walka na "wygrywanie"), a trzy, że trzeba się stopniowo oswajać, właśnie poprzez zadaniówki. Można przykładowo już od początku wprowadzać jakieś kontaktowe elementy - np. luźna wymiana samych lewych prostych po treningu skupionych wokół nich czy walka w parterze do zdobycia pozycji na górze (tutaj improwizuję przykład), ale danie sparować swieżakom, zwłaszcza w układzie kiedy nie robią z innymi swieżakami albo kimś ogarniętym, kto zrobi z nimi to bardzo na luzie, to naprawdę kiepski pomysł.
-
Sporty walki
Gryzak załatw jak najszybciej i ubieraj go do wszelakiego tarczowania czy zadaniówek - raz, że się przyzwyczaisz do niego, a dwa, że nawet jak w teorii np. trzymasz tylko rękawice uderzającemu koledze, to może mu się zwyczajnie źle wycelować i trafi Cię w szczękę.
-
Darkest Dungeon II
To tak nie działa do końca - cały czas masz nowych rekrutów, więc jak Ci zdechnie cała drużyna na misji (co się zdarza), to masz innych na zapas. Sztuką jest tak kierować swoimi najemnikami, żeby po wyginięciu najmocniejszego składu nie okazało się, że wszystkich pozostałych masz na startowych statystykach i ekwipunki, ale nawet w takiej sytuacji można ich szybko dopakować.
-
Lies of P
W piątek miałem chwilę na poszpilanie, więc przeszedłem od piecyka do biskupa. Fajnie, że zmienili się nieco przeciwnicy, nie to, że są jacyś wyjątkowi pod kątem designu czy zachowań, ale "organiczni" to miła odmiana po ciągłym laniu marionetek. Podmieniłem dotychczas używany rapier zimy na klucz z rękojeścią salamandry - co prawda musiałem wpakować z trzy punkty w potencjał (a zasadniczo moja główna "skalowalna" statystyka to technika), aby zbić obciążenie i poprawić tym samym staminę, ale zadawane obrażenia i bardzo użyteczny atak specjalny to w pełni rekompensują. Doceniłem po drodze, że fajnie tu działa system progresji - poza punktami podbijającymi statystyki i nowym sprzętem "głównym", to sprawę umilają efekty aktywowane kwarcami oraz nowe ramiona. Odblokowałem to działające jak miotacz ognia i jest póki co zdecydowanie najprzydatniejsze. Biskup na początku wydawał się trudny, ale poszedł na mniej, niż 10 podejść - jego drugą fazę rozkminiłem za drugim podejściem, bo wyczaiłem, że jak wchodzi się od jego tylniej strony (zakładając, że robacza część to front), to używa po prostu tych samych ataków, co w pierwszej fazie. Na obie fazy wykorzystałem podpalenie - w pierwszej z kamienia nadającego właściwość broni, a w drugiej odpowiednio długo smażąc go miotaczem ognia. No i też to była pierwsza walka, kiedy musiałem w trakcie sięgnąć po osełkę. Ogólnie nie powiedziałbym, że jest to jakaś banalna gra, ale póki co całkiem przystępna jak na soulslike. Najwięcej krwi napsuł mi nie żaden duży boss póki co, tylko robocik w podziemiach fabryki z tarczami. Sztos giera, szkoda, że przez weekend i w przyszłym tygodniu nie będzie za bardzo opcji poszpilać
-
Lies of P
Zacząłem w środę wieczorem jako "pogram z godzinkę jako przerwę od Baldura 3", a skończyło się na tym, że wczoraj padł pan piecyk w fabryce. Zaskakująco dobrze mi ta gra siadła. Mam takie dziwne wrażenie, że łatwiej zrobić parry w walce z bossami, niż z mobkami, ale może to też kwestia tego, że wokół tych drugich zasadniczo łatwiej można się turlać, więc też nie skupiałem się tak na odbijaniu ataków. Będzie orane.
-
Suikoden I & II HD Remaster: Gate Rune and Dunan Unification Wars
Trzeba będzie wziąć. Jedynkę odświeżałem parę lat temu i było po prostu okej, ale dwójeczka dalej cymesik.
- Final Fantasy XVI
- Final Fantasy XVI
-
własnie ukonczyłem...
No, zdecydowanie tutaj nie ma miękkiej gry
-
własnie ukonczyłem...
Może nie każdy staroć wchodzi, ale np. przy pierwszym Quake kilka lat temu bawiłem się doskonale, a było to debiutanckie przejście gry młodszej ode mnie o rok. Taki Stalker czy Operation Flashpoint też swoje lata maja, a obecnie też się przy nich dobrze bawię (no, przy Operacji to mo częściej przykro po headshocie z drugiej połowy mapy i zaczynaniu misji od nowa ).
-
Targi: E3, GC, TGS
Mnie się przypomniało jak miałem niemalże łzy w oczach w przedostatnim chapterze jedynki, jak jest boss za bossem choć ciąg bossów w dwójce na koniec to też nie była miękka gra.
- Phantom Blade 0
-
własnie ukonczyłem...
Przemęczyłem The Last Story i jest to kawał dziwnej gry. Kiedy działa, człowiek ma wrażenie, że gra w jakieś eleganckie zaginione Final Fantasy. Kiedy gra ma problemy, to z kolei zastanawia się czy to nie był projekt jakichś studentów na zaliczenie z jRPG na Uniwersytecie w Tokio - Mistwalker składa(ł) się może ze starych wyg, ale jedyną osobą, która tutaj w pełni dowiozła jest Uematsu, który zrobił tu IMO jeden ze swoich lepszych soundtracków. Ale po kolei o tym exie z Nintendo Wii. Po smutnym świecie Ostatniej Historii krąży sobie grupka najemników marzących o lepszym życiu, a wśród nich główny protagonista w osobie pierdoły o złotym sercu imieniem Zael (pozostałymi pogramy sobie czasem w krótkich segmentach). Wojaże rzucają ich na usługi hrabiego Arganana, a w czasie jednej z eskapad Zael zostaje obdarzony istotną fabularnie mocą Outsidera (nie jest to bynajmniej ten sam ancymon, co w serii Dishonored). Dosyć szybko zaczyna się wątek romansowy z bratanicą hrabiego, lokalne orki atakują wyspę, gdzie dzieje się akcja, a tak w ogóle to... Dobra, nie spoileruję. Napiszę tylko, że czasem ta historyjka wypada jako przyjemne feel good story - ekipa Zaela to dobrze zarysowane i sympatyczne postacie, którym pomimo wad bardzo łatwo kibicować. Zael oczywiście bawi w swoim byciu ministrantem, ale nawet miło gra się kimś, kto nie jest edgy cwaniakiem, a po prostu poczciwą chłopaczyną, którą wyżej stawia dobro niewinnych nad swoje własne. Czasem z kolei ta historia to bajzel pisany na kolanie z wątkami, które nie mają czasu zostać wytłumaczone (magiczne oko Yuricka - mimo zrobienia w grze całej pobocznej treści związanej z tą postacią dalej nie wiem, o co dokładnie chodziło z tym kamulcem w oczodole zwiększającym jego ofensywne umiejętności), a scenarzysta zmienia sposób działania mocy głównego bohatera wedle własnej wygody. Tym samym Zael, który dzięki mocy Outsidera może ratować ciężko rannych towarzyszy, raz wskrzesza w cutscenkach postać, która nie ma już prawa żyć, by kilka godzin później nagle zapomnieć o swoich uzdrawiających właściwościach, gdy jego kumpel leży ranny i jeszcze całkiem dycha. Ogólnie to historia pod koniec robi się męcząca. A jak w to się gra? Na papierze i kiedy gra nie robi inby, to całkiem całkiem. Bezpośrednio sterujemy tylko Zaelem, który może wydawać komendy oraz ma kilka odblokowywanych z czasem umiejętności. Poza chowaniem się za osłonami, dzięki czemu może podkraść się do przeciwnika i przywalić mocniej, może także turlać się, postrzelać z kuszy czy kontrować ataki, a przede wszystkim szybko poruszać się po polu bitwy za pomocą umiejętności o nazwie "Gale". Co więcej, rzucane przez postacie po stronie gracza i wroga czary zostawiają na ziemi kręgi, które za pomocą "gale" można wysadzić. W ten sposób zadaje się obrażenia, narzuca statusy, ale też np. leczy postacie czy neutralizuje czary wroga. A sam Zael posiada też przede wszystkim zdolność do ściągania na siebie uwagi wroga - wtedy przeciwnicy rzucają się na niego, a on poza odciągnięciem uwagi od reszty ekipy zyskuje parę innych bajerów jak odnawianie HP celnymi ciosami, przyśpieszanie rzucania czarów przez resztę czy możliwość narzucenia statusu "gravity" po zatankowaniu paru ciosów na grupę wrogów. Tyle tylko, że często w praktyce to nie działa - często się tego nie zauważa, bo gra jest łatwa, ale przy końcu to drażni. Odpowiadają za to trzy rzeczy - pierwsza to niesamowicie kretyńska decyzja o tym, że nie ma przycisku ataku. Zael atakuje przeciwników, w których "wbiega" - działa to absolutnie koszmarnie, kiedy chcemy gdzieś przejść, ale obok stoi grupa wrogów czy chcemy dojechać maga kryjącego się za resztą. Zael będzie ciął najbliższego przeciwnika, jakby jutra miało nie być. Kamera też potrafi odwalać cuda. Do tego nasi rezolutni najemnicy w czasie bitwy wydają się być beneficjentami jakiegoś fantasy PFRONu - co robią nasi magowie, gdy otaczają ich wrogowie? Chowają się? Walczą wręcz? Nie, rzucają fireballe, które ładują się dosłownie 20 sekund. Co może pójść nie tak? Graficzka jest spoko jak na możliwości Wii (to w końcu był niewiele mocniejszy Gamecube tak po prawdzie), natomiast gra się czasem potrafi mocno dławić. Natomiast, jak pisałem wcześniej, muzyka wypada absolutnie super. Poświęciłem The Last Story te 20 godzin i mimo wspomnianych wad, to przez większość tego czasu było w miarę przyjemnie. Były jednak też momenty absolutnie frustrujące (jedna z ostatnich walk z bossami, kiedy mamy do dyspozycji poza Zaelem dwóch magów, którzy za wszelką cenę chcą umrzeć), a fabuła średnio dowozi. A tutaj link do sountracku: https://www.youtube.com/watch?v=tcqZz3Vfk3M&list=PLBW8mEzGrOKj_LyTxiCapbOntIp_jvoqu
-
Deviator
Irytują mnie rzeczy takie jak Deviator czy Crowsworn - lubię gry, które są trybutami dla klasyków (np. Record of Lodoss War-Deedlit in Wonder Labyrinth wygląda jak list miłosny do SotN, ale gameplayowo robi swoje), ale stylistyka podchodząca pod plagiat i brak/mało autorskich mechanik zwyczajnie budzą jakieś zażenowanie.
-
Silent Hill 2 Remake
Jak tylko nie będzie jakiejś technicznej inby, to chyba biorę na premierę - a pomyśleć, że do niedawna spodziewałem się po tej grze srogiej porażki.
-
własnie ukonczyłem...
Razor's Edge (nie grałem w oryginalną trojkę) to tytuł z tym problemem, że w najlepszych momentach przypomina dlaczego Ninja Gaiden to taka wspaniała seria i człowiek jest zafascynowany tym baletem przemocy na ekranie, a w najgorszych człowiek zadaje sobie pytanie, kto ze studia tak nienawidził tej marki, że postanowił to puścić do produkcji. Przyzwoita gra, słaby Ninja Gaiden. A że słaby Ninja Gaiden i tak przerasta walką (kiedy gra działa jak trzeba) praktycznie wszystko inne, to jeszcze kolejny temat. Tak jak powroty do pozostałych NG to dla mnie normalna sprawa, tak do NG3 wracać nie będę.