Po ponad dwóch latach skończyłem, 180 odcinków, uff, mój rekord serialowy. Genialny, ewoluujący z sezonu na sezon Kramer, cudowny George, Jerry mający bekę z grania w serialu i wkurwiająca przez większość czasu Elaine. A, no i jeszcze... NEWMAN. 8 i 9 sezony bez Larry'ego Davida obniżyły lot, postaci i wydarzenia stały się za bardzo groteskowe i przerysowane, troszkę się męczyłem, a i za dużo śmiechu nie było (ten finał, WTF?!). Serial może być dla niektórych mało zabawny, bo jednak poczucie humoru zmieniło się od lat 90., ale rozumiem, czemu odniósł taki sukces i obrósł kultem. Teraz już zawsze jak widzę kogoś jedzącego Marsa, to się uśmiecham