Skocz do zawartości

Nomen dubium

Użytkownicy
  • Postów

    63
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nomen dubium

  1. "Podsumowanie czyichś argumentów jako kreacjonizm" (pomijając już, że to nawet nie Twoje słowa tylko red. Piechoty, a takie posiłkowanie się innym użytkownikiem jest "trochę" słabe i mógłbyś sam się czymś wykazać) to argument POZAMERYTORYCZNY (innymi słowy, żaden argument) a konkretnie jest zwykłym przyklejaniem etykietki, które ani niczego nie obala ani nie zamyka dyskusji - po więcej szczegółów odsyłam do 25 punktu z listy metod erystycznych Schopenhauer'a (zresztą Twoje obwieszczenie że się ze mną nie zgadzasz, bez żadnego uzasadnienia z czym i dlaczego, również pod względem wartości merytorycznej nie błyszczy) moje argumenty natomiast są bardzo rzeczowe i nikt ich jak dotąd nie podważył. W ramach przypomnienia: 1. Żaden magazyn o gierkach nie osiągnął wyższego poziomu sprzedaży w momencie odstawienia recek na boczny tor, serwując zamiast nich więcej felietonów. 2. Na redakcję Ekszona wylało się tsunami krytyki po zmianie profilu magazynu na publicystyczny - nawet na ich portalu obwieszczone zmiany spotkały się tak gdzieś w 75% z krytycznym obiorem, a na innych stronkach komentarze były nawet nie w 99, a wręcz w 100% negatywne. 3. Gołym okiem widać u wyżej wspomnianych znaczący spadek sprzedaży - w kilkuset tysięcznym mieście ciężko o dosłownie paru miłośników publicystyki, którzy by te kilka zalegających całymi miesiącami egzemplarzy litościwie kupili. 4. Także i tutaj, na forum Ekstrima, to recenzje i wystawiane weń oceny budzą ekscytację i zainteresowanie prowadząc do długich dyskusji, coś nie widać natomiast burzliwych dysput wywoływanych przez felietony. Ale spoko, skoro nie chcesz o tym polemizować to nie musimy, jak to mówią nic na siłę... Z sekcji komentarzy na Onecie, to taki "typ" jak Ty (z umiejętnościami lingwistycznymi na poziomie średnio ogarniętego licealisty) mógłby co najwyżej czerpać lekcje polskiego, więc znaj swoje miejsce w szeregu pyskaty młokosie.
  2. Ło matko z córką, przecież to był tylko żart... A tak bardziej serio pisząc: do Twego powyższego argumentu już się odniosłem we wpisie sprzed pięciu godzin, podjedź sobie wyżej i przeczytaj co tam napisałem, bo nie ma sensu drugi raz tego samego słowo w słowo powtarzać.
  3. Rozumiem że to nie lada ujma, żeby nie znać takiej szychy jak np. Ty, panie gwiazdorze? I czymże właściwie jest ta "szmatławcowa społeczność" (jak mniemam, nie wystarczy jedynie kupować gazetki tak jak ja, by dostąpić zaszczytu przynależności do tego szacownego grona?) bo zabrzmiało to tak, jakby część czytelników założyła jakąś sektę, o której nie wiem?
  4. Trzeba być tylko uważnym obserwatorem, aby wyciągnąć właściwe konstruktywne wnioski; wystarczy rozejrzeć się nawet tutaj, na forum PE - na jakie tematy toczą się tutaj rozbudowane dyskusje, o czym czytelnicy rozprawiają z największym zaangażowaniem i najwyższą częstotliwością? Podpowiem Ci: nie o felietonach tylko właśnie o RECKACH I OCENACH GIER widniejących w ich podsumowaniach. Tak po prostu jest i nie ma sensu zaklinać rzeczywistości; fani Ekstrima potrafią polemizować tu niemal w nieskończoność np. o tym, czy 10 dla rimejka TLoU to w sam raz czy o oczko za dużo (tudzież czy 8 dla rimejka RE4 to nie przypadkiem o stopień za mało) a gdzie i kiedy widziałeś tu jakieś obszerne dysputy dot. jakiegokolwiek artykułu publicystycznego? Ot, najzwyczajniej w świecie recenzje i oceny wzbudzają emocje a felietony trochę nudzą czytelników, tak właśnie to działa i nie wiem co ma na celu zaprzeczanie faktom. Dżujo to niech lepiej się wytłumaczy, jak mógł tak piękną muzykę jak z drugiej części Obscure'a ocenić na 6... Hmmm, Dżujo?
  5. Też mi się coś tak właśnie widzi, że po ew. zepchnięciu publicystyki na margines mało kto by rozpaczał...
  6. 360 znacznie więcej miał wspólnego z One'm niż z Classic'em (ot, Original był jeszcze konsolą a następne Xbox'y już komputerami; analogicznie jak w przypadku PlayStation, ostatnią konsolą Sony była dwójka a kolejne to same PieCe) więc jeśli już robić łączone wydanie, to 360 + One, a pierwszy - i moim zdaniem najlepszy - Xbox oddzielnie.
  7. Hold my beer, I got it: Xbox Classic (aka Original Xbox) Extreme, jedna z lepszych konsol w historii a przy tym mocno - pod względem sprzedażowym - niedoceniona.
  8. Ostatnio tak w ramach przypomnienia zaliczyłem Kim Possible i El Tigre na PS2 (i to nawet nie Dual'em, tylko takim dużym srebrnym dżojem Intec'a; polecam obadać w necie jakieś foto tego "futurystycznego" cacka, bo robi wrażenie) i dopiero pod koniec wielogodzinnej sesji uświadomiłem sobie (będąc przy tym mocno zaskoczony) że... ani razu przez ten czas nie użyłem "krzyżaka", kupę godzin jechałem wyłącznie na analogu nie przechodząc ani na chwilę na "strzałki", i o dziwo chyba musiało być całkiem wygodnie ponieważ nie czułem podczas ciorania w ogóle, żeby cokolwiek było nie tak.
  9. Takie szpile na 5 (w sensie ocenione na 5 przez Ekstrima, bo opinie innych redakcji branżowych mogą przecież mocno odbiegać) to o tyle delikatna materia, że da się wśród takich niby średniaków wyłowić czasem fajną perełkę - weźmy jako przykład Test Drive: Eve of Destruction (aka Driven to Destruction) "AIDS" wystawił temu 5+ z czym ja się nie zgadzam i dałbym 7+ (w tym akurat przypadku zgodnie z MetaCritic'em) nie jest to oczywiście żadna petarda formatu Grand Prix Challenge i przyznaję AIDS'owi rację a propos ślamazarności tej gry, lecz ta ociężałość niekoniecznie stanowi mankament (w końcu nie każda samochodówka musi być szybka jak Burnout: Dominator gdzie popiernicza się z prędkością odrzutowca, takie np. Colin'y McRae 3/4/5 też są powolne a przecież to bardzo dobre szpile) jakby nie było steruje się w tej gierce "rzęchami" a nie wyścigowymi furami (ich "nieruchawość" można więc uznać za element realizmu i zaliczyć na plus, inaczej niż w przypadku podobnie niemrawego Ferrari F355 Challenge, gdzie ma się wrażenie jazdy Maluchem a nie sportową bryką) podoba mi się w tej grze dobrze oddane poczucie ciężaru kierowanego pojazdu, model zniszczeń i przepychanki z wrogami, całkiem konkretna zadyma i to wszystko w ładnej oprawie (jako ciekawostkę dodam, że ten sam deweloper - Monster Games - stoi również za znacznie dynamiczniejszym NASCAR'em: Dirt to Daytona, coś dla fanów przysłowiowego jeżdżenia w lewo). Tym samym, nie popieram pomysłu rezygnowania z comiesięcznych przeglądów gier "na 5", część takowych naprawdę może się podobać. Trzeba pamiętać o astronomicznej cenie (ponad dwukrotna podwyżka na przestrzeni ledwie dwóch wydań czasopisma!) kwartalnika, tylko to ich ratuje; pozostając przy wcześniejszej cenie (15 zeta) jaką miał ostatni normalny nr, nie mieliby najmniejszych szans na przetrwanie. A, tak w ogóle... Panie Rodżerze, serio był jakiś istotny spadek czytelnictwa po tamtej podwyżce o 25%??! Łolaboga, to ja sobie wyobrażam ilu poza mną ekszonowców ewakuowało się wówczas z pokładu przy wzroście ceny o, bagatela, 130%!!... Czy tam się chociaż z 1/3 dawnych czytelników ostała? A, i z jak dużymi perturbacjami znieśliście swój wcześniejszy "upgrade" z 12 na 20 zł (67% różnicy) wtedy obyło się bez żadnego tąpnięcia?
  10. Natürlich że tak, niemniej jednak to chyba nie stąd ta fala krytyki na stronie i widoczny gołym okiem odpływ czytelników Ekszona, że ich wieloletni fani nagle na początku 2022 r. uświadomili sobie że Ekszyn jest pismem, a wcześniej tego nie wiedzieli. Jak będziesz miał czas i chęci to przyfiluj na krótko przed premierą następnego numeru, czy z tych dziesięciu zeszła choć jedna sztuka - będę pod wrażeniem jeżeli tak, u mnie w różnych punktach prasowych wystawiają przeważnie po jednym egzemplarzu (gdzieniegdzie po kilka, podobnie jak PE) i jakoś chętnych nie widać, bo (w przeciwieństwie do Ekstrimów) coś ich nie ubywa.
  11. Jeśli już o imprezach mowa, mam do Ciebie takie pytanie: czy skoro złożyłeś hołd lenny swojemu mentorowi Kmiotowi, wolno Ci chodzić na impry bez pozwolenia swojego forumowego guru, czy każdorazowo musisz się go pytać o zgodę? I, jeżeli Twój zwierzchnik puszcza Cię już na imprezy, to czy możesz tam spożywać napoje alkoholowe? And i thought my jokes were bad... oFi młody człowieku, mierz siły na zamiary; ja nie jestem Twoim kumplem ze szkolnej/studenckiej ławki i nie zgasisz mnie, wklejając jakiegoś "śmiesznego" gifa - żeby zagiąć kogoś z mojego rocznika, musisz posłużyć się ciętą ripostą, a nie podejrzewam Cię jakoś byś miał ku temu warunki. I tak przy okazji: śmiało, zaczepiaj mnie dalej a w końcu Cię zdyscyplinuję stosowną reprymendą i pobiegniesz z płaczem do mamy, zatem uważaj o co prosisz.
  12. Numerów z lat 90' niestety nie posiadam więc nie mam jak tego sprawdzić, mam wydania od 2002 do stycznia 2022 (ostatni normalny numer przed wprowadzeniem kwartalnika publicystycznego) przewertowałem przed chwilą wyrywkowo parę z nich i tak na oko (nie chciało mi się liczyć dokładnie stron, bez przesady) jakieś 3/4 objętości stanowią newsy, recenzje, playtest'y i zapowiedzi; nie ma mowy o proporcjach 50/50 z publicystyką, nie jest nawet blisko tego. Absolutnie nie, natomiast skoro już na tematy duchowe schodzimy, mocno polecam knigę "Nieskończone życie" Joaquin'a Camary - bardzo ciekawe teorie dot. czwartego wymiaru, pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych duchowością. Przy kasie to ja też nie widuję (musiałby być to naprawdę ogromny przypadek) miałem na myśli, że zaglądając co jakiś czas do danych punktów z prasą nie widać w ogóle, by "konkurencyjny" kwartalnik publicystyczny się sprzedawał (zalegają całymi miesiącami pojedyncze egzemplarze, o czym to świadczy jeśli nie o niskim poziomie zainteresowania ze strony klientów?) a PE wprawdzie w małej ilości, ale jednak coś tam schodzi - jeśli ktoś ma inne obserwacje w odwiedzanych przez siebie salonach, zachęcam do podzielenia się nimi; jeżeli opisywana przeze mnie sytuacja stanowi wyjątek a nie regułę, będę rad jeśli ktoś mnie oświeci. Poziom realności tych moich twierdzeń i diagnoz to akurat każdy może zweryfikować na własną rękę - skoro ktoś mi nie wierzy na słowo, samodzielnie może sprawdzić że na portalu konkurencji zaanonsowanie drastycznych zmian w czasopiśmie spotkało się z bardzo krytycznym odbiorem (polecam lekturę komentarzy pod stosownym newsem) i że od tamtej pory kolejne wydania radykalnie odmienionego magazynu nie cieszą się zbyt dużym zainteresowaniem (wystarczy łypnąć okiem na ilość komentarzy i porównać z tym, ile zamieszczano ich wcześniej pod zapowiedziami poprzednich, normalnych numerów) do samodzielnej rozkminki pozostawiam również to, czy aby czytelnicy prasy growej aby na pewno są tacy spragnieni jak największej ilości felietonów (a ja z kolei stanowię jakiś "awangardowy" wyjątek) skoro nawet pojedyncze sztuki rzeczonego kwartalnika publicystycznego zalegają na półkach całymi miesiącami w mieście liczącym kilkaset tysięcy mieszkańców. Luz blues, kupuję i będę kupować do ostatniego numeru... Oczywiście pod warunkiem, że nie przestaniecie być w międzyczasie comiesięcznym przeglądem nowości i nie zrobicie ze swojej gazetki takiego trochę spambox'a (nie chcę ich urazić po wspólnie spędzonych prawie 20 latach, ale jak na mój gust to rozmienili się po prostu na drobne) na wzór "konkurencji"; kocham Was ale tak "po kobiecemu", czyli w sposób wymagający i interesowny. Możliwe, pytanie tylko jaka wizja jest wobec tego bardziej rentowna? Odpowiesz Pan pewnie że publicystyczna, to ja z góry zapytam od razu: czy są jakiekolwiek podstawy do tego typu twierdzeń? Które to periodyki (mogą być zagraniczne, whatever) o tematyce growej wzbiły się sprzedażowo na wyższy level od momentu rezygnacji z konkretnych treści ściśle związanych z grami na rzecz wzmożonego "spamowania" publicystyką? P.S. Wyjątkowo (podążając za "rekomendacją" LeifErikson'a) przeczytałem Pana felieton ze 107 strony (bez urazy bo to nic personalnego, po prostu zazwyczaj te ostatnie strony poświęcone takiemu trochę "gadaniu o dupie Maryni" pomijam, jako że preferuję bardziej konkretne materiały ściślej związane z gierkami) i... cóż, powiem tyle: jeśli ten wywód miał mnie zniechęcić do recek i rozpalić we mnie zamiast tego fascynację publicystyką, to efekt wyszedł odwrotny od zamierzonego i jeszcze mocniej utwierdziłem się tylko w swym przekonaniu, że takie felietony powinny pozostać tam gdzie ich miejsce, czyli jako marginalna przystawka a nie danie główne. No offence Panie Piechoto, imponujesz elokwencją i szanuję Twe lekkie pióro, ale wzdrygam się na myśl, że takie filozofowanie i gadanie o niczym (celowo trochę przesadzam, ale wiadomo chyba o co mi chodzi) miałoby zdominować Ekstrima wypychając zeń treściwe materiały o grach; gratuluję że "wyrosłeś z recenzji" (teraz z kolei lekko ironizuję, jakby co) ja tam wolę nadal być "niedojrzały" i pozostać przy swoim preferowaniu recek i stawianiu ich ponad takimi chlupiącymi od wody elaboratami. I żeby nie było - wbrew pozorom nie jestem hejterem publicystyki jako takiej, ba przecież sam Wam podsunąłem już ze 30 tytułów retro gierek o których chętnie bym u Was poczytał (i zaproponuję zapewne jeszcze dziesiątki kolejnych - miałem w planach zaapelować m.in. o artykuł nt. The Warriors, ale mnie uprzedziliście i dzięki za ten materiał, jak i za ten o Mafii; jeśli chodzi o Code Veronica, to też przeczytałem ale wolałbym coś o dylogii Outbreak, bardziej mi podeszła niż przeceniane wg mnie CV) natomiast nie wyobrażam sobie (stawiam, że przynajmniej z połowa aktualnych czytelników także) kontynuować kupowania Szmatławca, który wzorem "konkurencji" przestałby dostarczać comiesięczny przegląd nowości i rozmienił swą legendę na drobne, stając się klasycznym przykładem nadętego i niepraktycznego przerostu formy nad treścią... I może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale zapewniam że moje uwagi nie wynikają ze złośliwości, tylko wprost przeciwnie z życzliwości, PE ma bowiem specjalne miejsce w moim sercu. Prawdopodobnie Twoja intencja była inna, ale powyżej właśnie przyznałeś mi rację - przecież jeśli dziennikarz rezygnuje ze zrecenzowania gry, aby nie musieć płacić za jej zakup (tudzież fatygować się z jej wypożyczaniem) i zamiast tego w ramach oszczędności stawia na "taniochę" w postaci jakiegoś felietonu (wdrażając tym samym "ekonomiczny" plan B w miejsce kosztownego i atrakcyjniejszego planu A, który byłby opcją premium tak to nazwijmy) jest to właśnie podręcznikowy przykład tego o czym mówiłem, czyt. cięcia kosztów skutkującego jakościowym obniżeniem lotów; żeby nie było, nie mam o coś takiego pretensji (sam bym zapewne postępował podobnie) ot stwierdzam fakt, że tak jest. O to mi się właśnie rozchodzi - skąd u niektórych taka ślepa wiara w potęgę publicystyki, skoro nikt jak dotąd nie wskazał choćby jednego periodyku o gierkach, który po zastąpieniu recenzji zwiększoną liczbą felietonów odnotowałby wzrost (zamiast spadku) sprzedaży? Tacy tu pewni co poniektórzy, a wolno spytać jakie jest źródło tej niezachwianej wiary? To samo z "argumentem", że przecież recki są też w internecie... Hmmm, a publicystyki to niby tam nie ma?
  13. Bardziej niż bebechy sprzętu miałem na myśli, nazwijmy to, sposób jego funkcjonowania - jestem zdania, że urządzenie które wymaga podłączenia do sieci i pobierania aktualizacji oprogramowania (między innymi) nie jest żadną konsolą tylko komputerem, choćby i nawet miało Emotion Engine'a i Graphics Synthesizer'a na pokładzie, a z kolei pierwszy Xbox pomimo pecetowego procka i układu graficznego był dla mnie jak najbardziej konsolą, właśnie za sprawą specyfiki swojego działania (czyt. wkładasz płytę i grasz, a nie uruchamiasz "system" i czekasz, aż soft się zupdate'uje).
  14. Ta "ewolucja" prasy gamingowej to nic innego, jak cięcie kosztów (i co za tym idzie obniżanie lotów pod względem jakości) spowodowane malejącą sprzedażą; wycofywanie konkretów (jakimi bez wątpienia są recki, zapowiedzi, playtest'y czy pełniaki - lub choćby demka - na płytach) na rzecz mało przydatnych wypełniaczy w postaci felietonów to po prostu naturalna reakcja rynku na coraz mniejsze zyski, i nie jest to żadnym postępem tylko wprost przeciwnie, regresem... A jak się kończy takie stawianie na wodolejstwo, no to widać doskonale na przykładzie konkurencji: jakieś 70 - 80% komentarzy na ich portalu pod artykułem obwieszczającym zmianę profilu magazynu z recenzenckiego na publicystyczny (niecałe 3 lata temu) to opinie jednoznacznie negatywne, odpływ czytelników też był pewnie spory co widać po mocno zredukowanej ilości komentarzy pod późniejszymi artykułami anonsującymi kolejne numery czasopisma (brak zainteresowania, ot co) zresztą ja też ich właśnie wtedy olałem po prawie 20 latach regularnego kupowania, nie widziałem też od tamtej pory ANI RAZU żeby ktokolwiek gdziekolwiek kupił choć 1 egzemplarz (wcześniej widywałem wielokrotnie) a w salonach prasowych bywam dość często; tak BTW nie mam pojęcia jakim cudem oni jeszcze nie padli i kto ich w ogóle czyta, muszą mieć chyba bardzo liczne rodziny i szerokie grono znajomych, wszak nawet na ich portalu nie widać zbyt wielu fanów tego ich kwartalnika publicystycznego. Także, zaapeluję raz jeszcze: nie krocz Szmatławcu tą drogą, bo kto prócz forumowej garstki najbardziej fanatycznych wyznawców marki będzie takie "Felieton Extreme" czytał? Nie żebym Was nie kochał po tych wspólnie spędzonych przeszło 22 latach (na szczęście mam miękkie serce i jestem typowym sentymentalistą) ale nie jest to jednak miłość bezinteresowna tylko szorstka i surowa, bo za samą publicystykę (której większość pomijam) to 25 zeta nawet ja wykładać nie będę.
  15. Wypraszam sobie - za mnie np. nie mówi nikt poza mną samym, i nie upoważniam nikogo do zabierania głosu w mym imieniu. Wystarczyło zatem dać więcej stron i po problemie, a poza tym kto powiedział że nie mógł? Też mi bogactwo... W czasach pierwszego X'a i PS2 taka ilość udanych gier to wychodziła w kwartał. PS3 (4 zresztą też) nie było żadną konsolą, tak jak i nie były nimi konkurencyjne platformy do gier siódmej (i ósmej) generacji, nie są też nimi maszyny aktualnej, dziewiątej gen. - wszystko co ukazało się po generacji nr 6 to PeCety udające konsole (rzecz gustu czy się to komuś podoba czy nie, ma to bowiem zarówno plusy jak i minusy, a kwestią dyskusyjną jest które z nich przeważają liczebnie) a ostatnimi konsolami jako takimi to były te z epoki pierwszego Pudła i drugiego Soniaka.
  16. Czytelnicy cieszący się z dużej ilości reklam w czasopiśmie... No no no, całkiem interesujący przypadek syndromu sztokholmskiego, muszę przyznać.
  17. Ciężko nie szanować Mazura zarówno za warsztat pisarski jak i merytoryczną wartość wypowiedzi, na chwilę obecną to chyba najwyższej klasy orator z całej extreme'alnej załogi. Szkoda zatem, że nie Tobie przydzielono w tym przypadku "3 grosze" - byłby jakiś głos przeciwwagi powiedzmy, a tak wyszły dwie, jak to niektórzy userzy tego forum nazywają, laurki fanbojów (oczywiście bez przesady). Tak na 75% (czyli bardziej tak niż nie, ale głowy nie dam; jeśli chcesz mogę sprawdzić swojego save'a z UR - mam tam odblokowane chyba wszystko, co tylko możliwe - i ew. naprostować, jeśli jestem w błędzie) po przejściu kampanii Brad'em da się później zaliczyć każdą ze stu misji wszystkimi bonusowymi postaciami (w tym i również Law'em i Paul'em) a jedyne ograniczenia dotyczą braku możliwości dublowania rywali pojawiających się na danej planszy (czyli np. nie da się wystawić w misji nr 99 Shinkai'a do walki ze Shinkai'em) ale nie jestem pewien czy wystarczyło w tym celu przejść story mode na normal'u, czy może trzeba było wykazać się bardziej (w sensie zaliczyć tryb fabularny na very hardzie). BTW, sporo Cię ominęło bo zabawa w Urbanie nabiera rumieńców dopiero na najwyższym poziomie trudności, śmiem twierdzić że ten średni to praktycznie tylko rozgrzewka przed właściwym cioraniem, co zresztą dot. ogólnie bardzo wielu gier. To znaczy, miałem na myśli że w 2 egz. zaopatrzyłbym się gdyby pojawiła się choć jedna tego typu okładka, gdybyśta natomiast zapodali takowe aż 3 do jednego numeru to uuuuu szefie, w takim wariancie zgarnąłbym po dwie sztuki każdego rodzaju, tj. łącznie 6 gazetek za 150 zeta.
  18. Valkyrie Profile... Pamiętam, jak kiedyś nabyłem dwójkę (o podtytule Silmeria) na PS2 specjalnie w japońskim wydaniu (wybór padł właśnie na te ze względu na ekstremalnie rzadko na Czarnuli spotykany tryb 1080i, w przypadku VP2:S dostępny wyłącznie w japońskiej edycji) za samo to, że urzekło mnie intro (przecierałem oczy ze zdumienia, że to gra na Czarnulkę a nie wczesny tytuł na PS3/X360; pozycja ta odpalona w 1080i z pewnością łapie się do top 10 najładniejszych na drugiego Soniaka) lecz niestety czar prysł wraz z końcem intra i początkiem właściwej rozgrywki, gdyż ten gatunek to zupełnie nie moja bajka i płytka szybko powędrowała na półkę... A na middle gen'owe Code Veronica moim zdaniem troszkę szkoda miejsca, to jedna ze słabszych gierek Capcom'u dostępnych na PS2 (litości z tą średnią ocen 85 na MC, trzeźwo patrząc to powinno być koło 70; to znaczy, w przypadku Dreamcast'a te 8.5 byłoby jak najbardziej adekwatne z uwagi na mniejsze możliwości jak i ubogą bibliotekę tejże platformy, ale na drugim Soniaku RE:CV reprezentuje bez wątpienia drugi garnitur, jest dobrze lecz bez podjazdu do pierwszej ligi) już lepiej by było machnąć jakiś artykuł o niedocenionej dylogii RE: Outbreak, zdecydowanie bardziej next genowej niż ta konwersja z DC'a, której jedynymi dużymi atutami są długość rozgrywki i powalający ("The Ending of the Beginning" jednym z topowych utworów muzycznych w historii gamingu wg mnie, "Berceuse" w każdej ze swoich dość licznych wariacji w sumie również) momentami soundtrack, aktorstwo głosowe zaś dla odmiany to jakaś porażka, zarówno Claire jak i Steve brzmią jak gimnazjaliści.
  19. O proszę, a mi to rodzice dopiero na szóste urodziny podarowali w prezencie pierwszą dino książeczkę; propsuję, że już tak wcześnie wprowadzasz córeczkę w świat prehistorycznych gadzin. Wow, a już myślałem że ja jedyny na forum oceniam remake drugiego Silent'a na 7.5 (lub jak kto woli 8=) a nie 9... Notabene, zachęcam do obczajenia i skomentowania mej "recenzji" z sekcji komentów pod tematem dot. wcześniejszego numeru Szmatławca, może Ci się spodobać jeśli wystawiasz produkcji Bloober'ów tę samą notę co ja, choć oczywiście nie mam pewności czy chodzi Ci o akurat te same wady, co te które tam wypunktowałem. Ale to chyba na normal'u, a nie very hardzie? Bo na najwyższym difficulty level'u to ja tam takie baty zbierałem, że zaliczenie całości zajęło mi jakoś z tydzień, pykając tak po parę godz. dziennie rzecz jasna a nie od świtu do zmierzchu. Mogę dać nawet i 50 (w sensie, zakupić specjalnie 2 egzemplarze a nie tylko 1 jak zwykle) ale warunkiem jest zamieszczenie jakiegoś cudownego artwork'u z Talunią (Darkwatch) lub Nataslą (Champions: RtA) albo Fioniusią (Haunting Ground) na okładce PE - wiesz jak jest majster, nie ma nic za darmo.
  20. So you say... OK, you're asking for it, to zapinamy pasy i jedziemy z pomysłami na retro wspominki z szóstej (mojej ulubionej, i podejrzewam że nie jestem w tym odosobniony) gen. gier, i obym nie produkował się nadaremno; poniższa lista nie uwzględnia horrorów, thrillerów ani horrorów komediowych (Haunting Ground/Demento, Ghosthunter, Primal, dylogia ObsCure, Echo: Night Beyond, dylogia The Suffering, Kuon, Eternal Darkness: SR, Call of Cthulhu: DCotE) o nich skrobnąłem już bowiem co nieco w sekcji komentów pod tematem dot. poprzedniego numeru PE. 1. Canis Canem Edit/Bully: bez dwóch zdań najlepszy (pomijając kulejący aspekt wizualny) sandbox tamtych czasów, zostawiający w tyle całą konkurencję łącznie z ówczesnymi pięcioma częściami GTA; rewelacyjna (i co istotne oryginalna, nagrana specjalnie dla gry, a nie jakieś tam gotowe licencjonowane kawałki) muzyka, niesamowity oldskulowo - nostalgiczno - chillout'owy klimat, jedyna w swoim rodzaju możliwość wcielenia się w szkolnego łobuza (no może nie do końca łobuza, bo summa summarum okazał się nawet całkiem poczciwy) nieskończona kopalnia fun'u za sprawą możliwości kombinowania z rozmaitymi bugami (np. grapple glitch pozwala odwalać numery domyślnie "zablokowane", jak choćby opluwać przewróconych prefektów czy robić dziewczynom spłuczkę lub zamykać je w szafkach, albo np. umiejętne korzystanie z ichting powder'a pozwala "skłócać" ze sobą dowolnych NPC'ów prowadząc do wieloosobowych napierniczanek, z których jest kupa śmiechu gdy na ulicy zaczynają prać się dosłownie wszyscy ze wszystkimi, gliniarze, stare dziady, damulki w spódnicach, eleganccy "dżentelmeni" w garniakach i uczniowie, ba można nawet wciągnąć do bójek nauczycieli z czego zawsze mam największy ubaw, da się też nasyłać zrekrutowanych pomocników na dowolnych NPC'ów, choćby na prefektów, a ci będą bezkarnie pozwalać się tłuc - najlepiej sprawdzi się tu zdecydowanie Russel ze swoimi power slam'ami, wiadomo - jeśli tylko Jimmy ma w tym momencie niski lub zerowy trouble meter, można również bić dziewczyny i małe dzieci nie otrzymując przy tym czerwonego "poziomu poszukiwań", trzeba jedynie na chwilę przed zadaniem serii ciosów rzucić w upatrzony cel jajkiem lub książką po czym błyskawicznie wyprowadzić combos'a, jest też sprytny trik pozwalający bez wszczynania alarmu nokautować ścigających Jimmy'ego prefektów, otóż wystarczy tylko natychmiast po wyrwaniu się z uchwytu strzelić kanalii w czerep z procy/spud gun'a - jeśli zrobi się to odpowiednio szybko, "miernik kłopotów" pozostanie żółty zamiast zrobić się czerwony - a następnie znów dać się chwycić i powtórzyć zabieg, aby prefekt został bez konsekwencji znokautowany; działa to zresztą nie tylko na prefektów ale i na wszystkie inne "autorytety", z tym że z innymi "autorytetami" jest znacznie trudniej, potrzeba bowiem aż pięciu trafień procą/spud gun'em w palnik do nokautu a nie tylko dwóch) ba nawet bez wykorzystywania bugów można pokładać się w niektórych sytuacjach ze śmiechu (polecam np. wskoczyć na dach dowolnego auta uciekając przed bagietami; niebiescy otaczają wówczas samochód i zaczynają rzucać w Jimmy'ego cegłami - SIC!!! - zanosząc się triumfalnym śmiechem po każdym trafieniu, zawsze mam przy tym ubaw po pachy, tak jak i przy rozpętywaniu "kulinarnych" zadym na stołówce - gdy już nadbiegną prefekci, najlepiej na do widzenia pieprznąć któremuś z nich jabłkiem/talerzem w ryj zwieńczając w ten sposób rozróbę i dać dyla - albo przy wszczynaniu zimą wojen na śnieżki, a już w ogóle można turlać się ze śmiechu po "wywabieniu" dyrektora lub któregoś z nauczycieli na tyły kampusu, aby znokautować go tam pokrywą od kubła na śmieci, lub też po odebraniu szkolnemu sprzątaczowi miotły a następnie rozwaleniu mu jej na łepetynie paroma celnymi uderzeniami) ogólnie system walki, skoro już o nim mowa, jest o niebo lepszy niż w innych ówczesnych piaskownicach (pomijając już większe rozbudowanie, czuć po prostu power ciosów i rzutów czego brakuje m.in. w GTA, łącznie z powszechnie wielbionym San Andreas) i spokojnie nadawałby się do jakiegoś beat'em up'a, ponadto NPC'ki w Bully'm nie są tylko anonimowymi i bezużytecznymi statystami jak w GTA (gdzie jedyne co można to ich skatować/zastrzelić/przejechać i niczemu innemu nie służą) czy innych sandbox'ach, tam KAŻDA występująca w grze postać ma jakąś osobowość i KAŻDA ma dużo do powiedzenia (polecam wpisać na YT "bully quotes" i przesłuchać playlistę zawierającą wszystkie linie dialogowe przypisane do poszczególnych NPC'ków - WSZYSCY mają dosłownie SETKI sytuacyjnych odzywek wypowiadanych we free roaming'u) i nie mam tu na myśli wcale oskryptowanych dialogów pojawiających się w filmikach, tylko sytuacyjne gadki wypowiadane przezeń podczas swobodnego szwendania się po mieście/kampusie... Dobra, starczy już o CCE bo nie będziecie mieli o czym pisać biorąc ten tytuł na warsztat przy okazji ew. felietonu (mam nadzieję, że udało mi się Was zachęcić) na łamach Szmatławca, teraz parę słów o innych perełkach. 2. Burnout Dominator: totalnie nie ogarniam, jak najlepsza część tej kozackiej serii (i zarazem jedna z topowych samochodówek tamtej ery) mogła zostać praktycznie pominięta przez stacjonarnych graczy (tak, wiem - to schyłkowe czasy epoki PS2 i większość się już wówczas pomału przesiadała na next geny, ale to żadne usprawiedliwienie skoro jakoś równie wspaniały GoWII został należycie doceniony, ukazując się w tym samym miesiącu co właśnie piąty Burnout) i skąd ta dziwna moda na hołubienie o klasę słabszej trójki, która nie ma nawet w połowie takiego powera, jak właśnie piątka... W Dominatorze znacznie lepiej czuć jest ciężar kontrolowanej furki (jak i wrogich aut przy zderzaniu się z nimi) podczas gdy w przecenianym Takedownie ma się wrażenie sterowania zabawkowymi samochodzikami, o wiele bardziej się też w Dominatorze trzeba napocić nad każdym takedown'em (w trójce nabija się je z dziecinną łatwością każdym byle muśnięciem, co niezbyt mi przypadło do gustu) poza tym piątka jest ZNACZNIE szybsza za sprawą szalonego niebieskiego dopalacza, na którym zapierdziela się z dużo większą (porównajcie sami) prędkością, niż na standardowym koloru żółtego/pomarańczowego (nie mówiąc już o tym, że w Takedownie mnóstwo czasu spędza się jadąc bez boost'a, a w Dominatorze można na nim popylać - i to na tym lepszym, błękitnym! - niemal bez przerwy, wystarczy "tylko" umiejętnie nabijać punkty łącząc burnout'y w łańcuchy, co tak nawiasem mówiąc wymaga skill'a i pompuje adrenalinę w sposób wręcz nieprawdopodobny) a co do braku trybu crash w piątce, cóż... Ja tam mam na to wywalone jajca, skoro i tak zdecydowanie bardziej rajcujące jest zasuwanie z niewiarygodną wprost prędkością na niebieskim dopalaczu i przepychanki ze znacznie twardszymi niż wcześniej przeciwnikami, w dodatku z o wiele lepszym poczuciem ciężaru kierowanego "odrzutowca" i wyższym poziomem trudności - POWER tej niesłychanie intensywnej produkcji jest trudny do opisania słowami (tu nie ma co gadać, tego trzeba po prostu DOŚWIADCZYĆ!) a średnią ocen 76% na Meta odbieram w ramach mało taktownego żartu... Toż to jedno ze szczytowych osiągnięć ery PS2 i zasługuje na 9+ (przereklamowany Takedown jak dla mnie na 8+, średnia 94% zbyt wysoka) nawet bez żadnych crash'ów, wystawiłbym choćby i 10- gdyby nie ten wkurzający handicap, stanowiący zresztą bolączką tej marki od pierwszej części. 3. Darkwatch: obok popularniejszego Black'a jeden z dwóch najlepszych FPS'ów, jakie ukazały się na Czarnulę (choć preferowana wersja na X'a z uwagi na wyraźnie lepszą płynność; inaczej niż w Black'u, xbox'owe wydanie Darkwatch'a wyciąga 50/60 frapsów a nie tylko 25/30) z nieznanych mi przyczyn petarda ta przeszła bez większego echa, a wielka szkoda ponieważ naprawdę jest się czym tutaj jarać - wykonanie pierwsza klasa (jakość oprawy na tym samym poziomie co w Black'u, choć niestety brakuje destrukcji środowiska na taką skalę, w związku z czym poziom spektakularności jest nieco niższy; inna sprawa, że Darkwatch może się za to poszczycić bardziej oryginalnym design'em) wyśmienita muzyka, niepowtarzalny steampunk'owo - gotycko - westernowy klimat, wymiany ognia dające konkretnego kopa (POWER nieustępujący Black'owi, po prostu CZAD!) duża intensywność akcji, bardzo dobre efekty dźwiękowe strzałów i wybuchów, niesamowicie atrakcyjna laska (pomijając już fantastyczną figurę i urodę Indianeczki Taluni - notabene, przypomina mi równie zarąbistą Nataslę z Champions: Return to Arms - ten uwodzicielski voice acting w wykonaniu młodej wówczas Rose McGowan trafiony w dziesiątkę, brzmi wręcz jak z jakiegoś sekstelefonu; co do Cassidy natomiast, to ta może się wprawdzie pochwalić sylwetką równie perfekcyjną jak Tala, ustępuje jej jednak znacząco urodą ani nie ma tak czarującego głosu, niestety) towarzysząca nam w niektórych rozdziałach, hardkorowy poziom trudności (ten podstawowy shootist to nie, ale wybierzcie sobie deadeye!) ogólnie same ochy i achy, lecz niestety skazą na tym diamencie jest (analogicznie jak w Black'u) krótki czas gry, zmuszający mnie do obniżenia noty z 9+ na 8+ (przydałoby się także więcej walk z bossami, choć z drugiej strony taki Black nie ma ich wcale) stąd też te 74% na Meta nie razi mnie tak mocno, jak 76% dla piątego Burnout'a. 4. Grand Prix Challenge: prawie nikt tego nie zna, a tak realnie patrząc to dzieło magików z Melbourne House należy do ścisłej czołówki racer'ów tamtych czasów - model jazdy, poczucie speed'u, imponująca grafa (śmiem twierdzić, że po włączeniu deszczu to najładniejsze wyścigi szóstej gen. bowiem tak pięknie wykonanych opadów nie ma w żadnym konkurencyjnym tytule ani w ogóle w żadnej grze tamtej ery; co prawda takie Gran Turismo 3/4, Enthusia: Professional Racing, Burnout 3/4/5, Forza Motorsport, Project Gotham Racing 1/2 czy RalliSport Challenge 1/2 prezentują się lepiej przy normalnej pogodzie, ale pod względem "deszczowym" - w niektórych z ww. tytułów nie pojawia się on w ogóle, o ile dobrze pamiętam - nie mają startu do GPC, nie mówiąc już o tym że w GPC mamy na ekranie aż 22 ruchome i szczegółowo wykonane bolidy przy stałych 50/60 klatkach, bez żadnych spadków framerate'u nawet w gęstej ulewie, zaś GT3/4, Enthusia, Burnout 3/4/5, Forza i PGR ograniczone są do bodajże tylko ośmiu aut) możliwość "custom'owania" sobie rozgrywki albo w stronę symulacji, albo w kierunku arcade'u (w zależności od wybranych ustawień) implementacja zniszczeń, porządne AI oponentów (żadnego grzecznego jeżdżenia po sznurku jak u konkurencji, trzeba tylko ustawić SI adwersarzy na hard i otrzymujemy realną walkę na torze) ogólnie po przyzwyczajeniu się do jakości, dynamiki, poziomu trudności, mocy i "gęstości" tej gierki, wszelkie Forzy i inne Gran Turisma wydają się nieco nudne, powolne, toporne, sterylne i bezjajeczne, czego natomiast brakuje GPC to dobrgo soundtrack'a, anti aliasingu, bardziej efektownej destrukcji bolidów i zaawansowanej zabawy oświetleniem (aż się prosi o jakieś malownicze wschody i zachody Słońca, niestety nic z tych rzeczy) stąd oceniam to na 9- a nie 10-, wyrażając przy tym ponownie dezaprobatę wobec MetaCritic'a, na którym GPC ma średnią 76%... Dobra, o następnych gierkach będzie już krótko, bo trochę mnie zmęczyła ta pisanina. 5. Urban Reign: ukłony dla pana HIV'a za te jego 9- (ósemkę od PlayMan'a także w sumie szanuję) dla tego klejnotu; metacritic'owa średnia 60% (na szczęście, gracze stanęli na wysokości zadania przyznając 86) dla tak grywalnej, klimatycznej, solidnie wykonanej, hardkorowo trudnej, dynamicznej, imponująco "gęstej" i mającej takiego POWER'a młócki (najlepszy beat'em up tamtych czasów, ot co) to po prostu SKANDAL, wypaczenie na poziomie 81% dla gniotów (owszem, fenomenalnie wykonanych, ale jednak gniotów) z serii Hellblade. 6. Shadow of Rome: kolejna obok Haunting Ground'a niedoceniona produkcja Capcom'u (sprzedaż 4x lepsza niż w przypadku HG, co i tak nie było zbyt dużo) również bardzo mocna pod kątem oprawy A/V i klimatu, również wyróżniająca się niespotykanym praktycznie nigdzie indziej gameplay'em (w przeciwieństwie jednak do Demento, tutaj mamy dwa rodzaje rozgrywki w jednej grze, analogiczny zabieg jak przykładowo w Peter Jackson's King Kong) i również interesująca fabularnie, poza tym to jeden z najostrzejszych i najbardziej krwawych tytułów na drugiego Soniaka. 7. True Crime New York City: edycje na Xbox'a i PS2 (gorzej wypadają te na PC'ta i GC'a) znacząco przewyższają technologicznie ówczesne GTA (łącznie z przesadnie wychwalanym SA) co jest o tyle niespodziewane, że poprzednik (True Crime: Streets of LA) odstaje pod tym względem ale na minus; poza wizualiami, TC:NYC przebija tamte stare odsłony GTA również m.in. realizmem, dosadnością i systemem walki (z kolei bardziej mroczny klimat TC nie każdemu musi przypasić) nie warto się zatem oglądać na średnią 60% na MC; tak realnie to pozycja z pogranicza dobrej i bardzo dobrej, czyli na 8=. 8. The Getaway Black Monday: w sumie to bliźniaczo podobny przypadek (w sensie, że z podobnymi przewagami nad ówczesnymi odsłonami GTA, i z podobnie zaniżoną średnią na MC) co ww. True Crime: NYC przeto nie będę się powtarzał, wspomnę tylko że w TG:BM także i fizyka robi wrażenie, no i generalnie wbrew MetaCritic'owi tak trzeźwo patrząc to właśnie sequel jest w dylogii The Getaway lepszy od poprzednika, a nie odwrotnie. 9. Mercenaries Playground of Destruction: o ile np. Driv3r i Parallel Lines górują nad starymi częściami GTA modelem jazdy, fizyką stłuczek i pościgami policyjnymi (ogólnie wszystkimi elementami związanymi z prowadzeniem fury) tak ta piaskownica ma z kolei przewagę we wszystkim, co wiąże się ze strzelaniem i poziomem spektakularności rozpętywanych rozpierduch. 10. Transformers (2004): następny po Grand Prix Challenge popis czarodziejów z Melbourne House (na szczęście, tym razem sprzedaż była już 10x lepsza) i choć w tym przypadku rozgrywka nie musi się podobać (bardziej ma się wrażenie zabawy plastikowymi robocikami, niż operowania potężnymi mechami) to należy się twórcom szacunek za tak umiejętne wykorzystanie architektury Czarnuli - plansze są nie tylko ślicznie wykonane ale i bardzo rozległe, pozwalając na dostanie się w każde widoczne z daleka miejsce, no i mamy tu nawet normalną ładną trawę w przeciwieństwie do Mafii II na PS3, szacun. 11. Just Cause: pierwsza część tej sagi w wydaniu na Czarnulkę do pominięcia (brzydkie kaczątko, ot co) ale już na maszynie Bill'a udała się bardzo dobrze, nie ustępując zanadto edycji blaszakowej; warta uwagi choćby dlatego, że podobnie jak inne piaskownice ze sporządzonej przeze mnie listy przeważa nad ówczesnymi GTA w niektórych elementach, jak choćby w efekciarstwie czy wymianach ognia. 12. The Matrix Path of Neo: tu z kolei to wersja na drugiego Soniaka góruje nad pozostałymi, błyszcząc bonusowymi efektami graficznymi których z jakiegoś powodu brakuje na Xbox'ie i PieCu; w ogóle, jeśli się nie mylę to jedna z naprawdę niewielu (innym przykładem Hitman: Blood Money, także bardzo udany w edycji na Czarnulę) gierek na PS2 oferujących bump mapping (i choćby za to należą się twórcom ukłony, podobnie jak za np. możliwość przepychania różnych obiektów ciałem kierowanej postaci i inne bajery związane z fizyką, należące wówczas do rzadkości) atrakcyjność samej rozgrywki jest oczywiście dyskusyjna (udane pomysły i mechaniki wymieszane z głupimi i kiepskimi, ciężko powiedzieć których znalazło się więcej) jednak bez wątpienia TM:PoN jest całościowo o klasę lepszym tytułem od swej poprzedniczki, choć jak pamiętam Zg[red]akcja była odwrotnego zdania. 13. Richard Burns Rally: może niekoniecznie pod kątem grywalności, ale pod względem realizmu to chyba najlepsza rajdówka tamtej epoki; wtedy nie zdobyła żadnego rozgłosu i mało kto ją w ogóle kojarzył, teraz ma status kultowej i społeczność fanowska co i rusz tworzy doń kolejne mody poprawiające grafikę i fizykę (podnoszące jeszcze bardziej poziom realizmu) no i dorobili też mnóstwo bonusowych pojazdów czy tras; i znowuż mamy do czynienia ze zbyt niską średnią na MC (74) a przecież produkcja ta bez żadnych modów dorównuje najlepszym (z tamtych czasów) odsłonom WRC i Colin'a, zasługując tak jak one na bardzo wysokie noty rzędu 8+ czy 9-. 14. Scarface The World is Yours: i jeszcze jeden sandbox przebijający w wielu aspektach 5 ówczesnych odsłon GTA (także i nadmiernie czczone SA) m.in. jeśli chodzi o oprawę wizualną, poziom brutalności czy jakość strzelanin, plus na dokładkę szurnięty charakterek Tony'ego też robi swoje, wiadomo. 15. MotorStorm Arctic Edge: podobnież jak Burnout: Dominator, niesłusznie olana przez posiadaczy PS2 petarda ze schyłkowej ery Czarnulki, zbliżona poziomem do trylogii z PS3, jedyne braki względem "dużych" odsłon mająca w zakresie stanowczo zbyt mało widowiskowych wypadków, bez rozdupczania pojazdów na czynniki pierwsze; moja ocena 8+, zatem o stopień wyższa niż 72 widniejące na Meta. 16. Kim Possible What's the Switch?: tak prawdę mówiąc, to z gatunku platformówek z widokiem 2D dostępnych na tamtej gen. lepszym klimatem i soundtrack'iem poszczycić się może choćby El Tigre: The Adventures of Manny Rivera, ale pod kątem miodności i żywotności (bądźmy poważni, El Tigre to popierdółka na pół godz.) zdecydowanie wygrywa Kim. Ufff... Dobra, na razie tyle wystarczy bo z wycieńczenia opadam już mordą na klawiaturę, innym razem dopiszę tego więcej w sekcji komentów pod którymś z następnych numerów Extreme'a. Gdyby takowy miał powstać, apeluję o umieszczenie weń Ico - wczesna gierka na PS2, a po dziś dzień daje radę w tej materii. Tak to jest, jeśli zamiast grzecznie do sprawdzianów/klasówek zakuwać jak na rozsądnego młodzieńca przystało, czyta się po 1000 500 100 900 razy każdą zdobytą gazetkę o grach - wprawdzie życiowo nie wyszedłem na tym zbyt dobrze (ci co się pilnie uczyli ustawili się bez porównania lepiej) ale wcale nie żałuję i nie zamieniłbym tego na nic innego, nawet gdybym mógł cofnąć się w czasie i zrobić wszystko inaczej. Przyznam, że kompletnie nie rozumiem takiej idei wsparcia dla samego wsparcia - tak jak nie przelewam kasy przykładowo producentom pijanych przeze mnie herbat (ot po prostu uważam, że powinien im wystarczyć zarobek ze sprzedaży swoich produktów, które jakoś tam sobie po swojemu wycenili, a ja nabywając ich produkty wyrażam swoją akceptację dla ceny danego towaru) wychodzę z założenia, że i redaktorom czytanego przeze mnie czasopisma również nie należy się ode mnie żadna darmowa forsa (tylko ta konkretna kwota 25 zł widniejąca na okładce ich magazynu) bo niby czemu oni mieliby ją dostawać, a np. producenci past do zębów których używam już nie? Nie mam zielonego pojęcia, co tutaj wytykać... Przecież te obawy były jak najbardziej uzasadnione i wiele z nich się potwierdziło (a przynajmniej te moje okazały się w większości słuszne, niestety) no chyba, że dla Zająca sam fakt znakomitej średniej ocen na Meta stanowi niepodważalny dowód, że dana pozycja jest arcydziełem bez skazy - wolę nie zgadywać, póki co tego najnowszego numeru jeszcze nie kupiłem (i co za tym idzie nie zapoznałem się dotąd z komentarzem Zająca, wybieram się do salonu prasowego po nowy nr dopiero dzisiaj) ale to "wytykanie graczom ich obaw co do remake'u SH2" jakoś nieprzyjemnie mi brzmi. Gwoli ścisłości: nie ma czegoś takiego, jak "60 ramek" - 60 (tudzież 50) to może być kl. na sek./fps'ów/frapsów (jak zwał tak zwał) co oznacza właśnie animację śmigającą w rameczce (w przeciwieństwie do "filmowych" 25/30 fps'ów) ale coś takiego jak "50/60 ramek" to nie istnieje. Ja też chcę jedynkę (przede wszystkim, bo w moich oczach oryginał zasługiwał - uwzględniając oczywiście fakt, że wyszedł na PS1 a więc hardware z 1994 r. - na 9+ i był lepszy nawet od dwójki) i trójkę, oraz dodatkowo jeszcze czwórkę i Shattered Memories (w mojej opinii ostatnia warta reaktywowania część cyklu) ale nie od Bloober'ów - w ich remake'u SH2 zobaczyłem już wystarczająco dużo (moja "recka" w komentarzach pod tematem o poprzednim numerze PE, jakby co) i następne odświeżenia wolałbym od innych twórców, takich którzy byliby artystami jak KCET a nie tylko biegłymi rzemieślnikami jak BT. Nie kojarzę akurat tej książki, ale jak widzę zamieścili tam niezły bullshit; triceratops o długości 9 m (a tak dużego jeszcze nie odnaleziono, największe miały po ok. 8.5 metra i dochodziły do 11 ton wagi) to ważyłby blisko 12 t a nie tylko 6.5, z kolei saltriovenator tę 1 tonę to by owszem ważył, ale przy dł. 7 m a nie 10 (nic mi nie wiadomo o tak dużych osobnikach, dostępne mi źródła mówią o długości 7 - 8 m i wadze 1 - 1.5 t) przy 10 metrach to on miałby wagę pewnie w okolicach 2.5 tony.
  21. A jak Ci się Adolfo podobała recka Shivy, o ile oczywiście numery z 2003 r. posiadasz? Dawno to było w związku z czym niewiele szczegółów pamiętam, pochwalił chyba m.in. czas rozgrywki i animację Lary (czyli podobnie jak ja, pominął jednak kilka istotnych atutów wymienionych przeze mnie na poprzedniej stronie) ganiąc za to różne niedoróby (wynikające rzecz jasna z przedwczesnego wydania gry) przyznając finalnie ocenę 7=, i w sumie to nie wiem czy mam propsować czy skrytykować tę notę, bo z jednej strony sam cenię sobie TAoD o oczko wyżej, a z drugiej to jednak i tak dał o stopień więcej niż wynosi średnia na Meta, niech więc będzie że szanuję te jego 7 "na szynach" połowicznie... A, no i jaką ocenę sam byś Aniołkowi Ciemności wystawił oraz jak widzisz pozostałe części, bo moimi ulubionymi są trójka i czwórka (piątka była za krótka, a jedynka i dwójka miały fatalną jakość dźwięku, stąd stawiam je nieco niżej) którym dałbym po 9? Na zbyt wiele w tej kwestii to bym nie liczył, a "recenzja" pewnie znów zajmie 1/3 strony - za to jak za parę lat wyjdzie remaster remastera The Last of Us II (GTA 5 już za sobą ma taki podwójny remaster wypuszczony w kilkuletnich odstępach, pora więc na innych równie kreatywnych twórców) można się spodziewać recki na dwie strony, jakżeby inaczej.
  22. Pewnie nie czepiałbym się Zg[red]akcji o te szczątkowe recki Worms'ów i TR'ów 1 - 3, gdyby po pierwsze równie olewawczo traktowali też inne tego typu reedycje (a taki dajmy na to remaster TLoU - wychodzący na PS4 zaledwie ROK po oryginale na PS3, co czyni go skrajnym przykładem skoku na kasę - dostał u nich bodajże 2 strony, czyli 6x większą powierzchnię niż odkurzone po 26 latach Dżdżownice i równie wiekowe TR'y I - III; z całym szacunkiem do TLoU bo bardzo sobie cenię ten tytuł, ale jaki ma sens odświeżanie czegokolwiek po ROKU a tym bardziej recenzowanie tego na nowo po upływie tak krótkiego czasu?) i po drugie gdyby faktycznie w piśmie brakowało na to miejsca, a przecież tak nie jest - skoro wystarcza im stron nawet na pisanie chociażby o swojej wizycie w siedzibie Bloobersów (czyli na artykuł, który nie dotyczy ściśle gier samych w sobie, tylko twórców gier i dziennikarzy gamingowych, a co za tym idzie jest w magazynie O GRACH wg mnie zbędny) to oznacza, że powierzchni w gazecie jest aż nadto. Jak dla mnie to niesłusznie kontrowersyjna i uważam ją od zawsze za ostatniego udanego Tomb'a, żadna z późniejszych części od innych twórców mnie nie przekonała, i ile by nie narzekać na rozmaite bugi i błędy związane z przedwczesną premierą TAoD, to jednak łabędzi śpiew magików z Core Design pomimo swych licznych skaz to i tak kawał dobrego Tomb Raider'a z krwi i kości, znacznie przewyższającego każdą z późniejszych odsłon. Trylogia od Crystal Dynamics z lat 2006 - 2008 nie podeszła mi, głównie ze względu na drastyczne obniżenie poziomu trudności (w ramach przypomnienia, chłodno przyjęta Anielica Ciemności była hardkorową zręcznościówką w której zaliczało się wiele zgonów, tak jak było w 5 poprzednikach z ery PS1) w zasadzie cała akrobatyka Lary odbywała się w "dziełkach" Crystalsów półautomatycznie i ciężko było o jakieś fail'e, ponadto ta nazwijmy to "twarda" mechanika z The Angel of Darkness (obecna również w poprzednich odsłonach z epoki PSX'a) została strasznie "zmiękczona", tzn. zmieniono fizykę i animację Laruni na mniej ludzkie a bardziej pasujące do małpy (brak czucia ciężaru postaci, nienaturalnie szybkie i zwinne ruchy, nadmiernie responsywne sterowanie, błyskawiczne przechodzenie z jednej akrobacji do drugiej, brak siły bezwładności, wbieganie po drabinach zamiast wchodzenia etc. - no po prostu małpa a nie człowiek, plus na dokładkę praktycznie każda akrobacja protagonistki wyglądała tak, jakby znaczna część animacji każdego jej ruchu była dosłownie wycięta, a przecież w części szóstej było dokładnie odwrotnie, nasza bohaterka poruszała się powoli i realistycznie, a każdy jej ruch był dokładnie i płynnie animowany co czyniło fizykę i mechanikę tej postaci dalece bardziej naturalną i ludzką; porównajcie sobie chociażby jak wygląda i ile trwa akrobacja taka jak np. podskok z rozbiegu, chwycenie się rękoma krawędzi jakiejś platformy, a następnie podciągnięcie się na rękach i wspięcie się na ową platformę w TAoD, i zestawcie to z analogiczną sekwencją ruchów w dowolnej części trylogii od Crystal Dynamics, gdzie zamiast trwać to wszystko dobrych kilka sekund tak jak powinno, trwa to chyba z ułamek sekundy jakby robiła to właśnie małpa a nie człowiek) co gorsza zabrakło też w kontynuacjach tej przejmującej muzyki autorstwa niezastąpionego Petera Connelly'ego (w Anielicy Ciemności jego melodie dodawały taki niepowtarzalny pierwiastek artyzmu, w trylogii Crystalsów zaś brak kompozycji jego autorstwa zmienił klimat na zbyt beztroski, taki wręcz wakacyjny) niepotrzebnie stonowano także brutalność rezygnując z rozbryzgów krwi (te snopy iskier - czy co to tam jest - sypiące się z przeciwników przy trafieniach z broni palnej, WTF??) nadając przez to całości bardziej infantylnego wydźwięku (to samo z ewidentnie bardziej komiksową niż w The Angel of Darkness oprawą graficzną, nie pasuje mi to do tej sagi) jeśli chodzi o długość rozgrywki to szóstka również i pod tym względem biła na łeb każdą część trylogii Crystal Dynamics (chyba była podobnie długa, co wszystkie tamte 3 razem wzięte!) nie spodobała mi się też rezygnacja z częstych i głośnych stęknięć panny Croft (za sprawą których granie w Anielicę Ciemności było specyficzną, fetyszystyczną przyjemnością) towarzyszących jej akrobatycznym popisom, polecam też zwrócić uwagę na różne detale związane z realizmem (np. taki, że w TAoD wbiegając na ścianę Croftówna wpada na nią i się nań zatrzymuje, a w trylogii z lat 2006 - 2008 w analogicznej sytuacji biegnie w miejscu co wygląda komicznie, albo fakt że w szóstce nie można było nieskończenie długo zwisać na rękach bo trzeba było uważać na pasek wytrzymałości, z którego to wynalazku w następnych odsłonach bezsensownie zrezygnowano) w sumie to jedyne co mi się w trylogii z 2006 - 2008 r. (a raczej tylko w Legend i Anniversary, bo już w Underworldzie spieprzyli nawet i to) podobało bardziej niż w szóstce to sekcje podwodne, gdzie jakimś cudem Larunia miała o niebo naturalniejszą i bardziej ludzką mechanikę, niż nad powierzchnią wody (podczas gdy w TAoD jakość fizyki i animacji pod wodą była po prostu równie dobra co na powietrzu, nie stanowiąc tym samym dodatkowego atutu) aha no i jeszcze model głównej bohaterki był lepszy u Crystalsów niż w szóstce, to w sumie tyle. Przechodząc zaś do trylogii Tomb Raider'ów (czy raczej Uncharted Raider'ów) samograjów z lat 2013 - 2018, to tutaj znów poziom trudności był dramatycznie niski (ponownie ta uproszczona, mocno zautomatyzowana akrobatyka, wzbogacona tym razem jeszcze festiwalem równie banalnych do zaliczania QTE) i to nawet nie jest tak, że ja w ogóle nie trawię łatwych gier, bo uwielbiam przykładowo Bully'ego/Canis Canem Edit (źródło nieskończonego fun'u jak dla mnie) który też jest łatwiutki, ale sęk w tym że markę Tomb Raider pokochałem jako hardkorową zręcznościówkę a nie zabaweczkę która przechodzi się sama, stąd tej łatwości w tym przypadku nie akceptuję. Poza tym, łatwość tych nowych TR'ów odbiera cały potencjalny dramatyzm wszystkim karkołomnie wyglądającym scenom, bo jak tu się stresować przykładowo przechodzeniem nad przepaścią po konarze powalonego drzewa, skoro i tak wiadomo że się zeń nie spadnie, chyba że celowo?... O zgrozo, w tych najnowszych Tomb'ach odebrano Laruni również jej dawny charakter (ongiś nonszalancka, sarkastyczna, zdystansowana, rezolutna i zwykle wyzywająco ubrana, teraz ugrzeczniona, wiecznie przestraszona, niepewna siebie, emocjonalna i ciągle wszystkim przejęta) w sensie, że przestała już być "cool" (może i w trochę przerysowany sposób, ale właśnie taką ją przecież pokochaliśmy w latach 90' - nieco karykaturalną, a nie zwykłą normalną kobietę) i stała się jakąś taką płaczliwą piszczką... No, może z tą płaczliwą piszczką to lekko przesadziłem, powiedzmy że przeobraziła się charakterologicznie w przeciętną dziewczynę z sąsiedztwa, która zachowuje się po prostu tak, jak na jej miejscu zachowywałaby się właśnie pierwsza z brzegu dziewczyna z sąsiedztwa, co do tej postaci nijak mi nie pasuje - gdzie się podziała ta urokliwa badass'ka, rzucająca np. tekstem "Anyway, busy girl got to go!" do wiszącego nad przepaścią wroga na moment nim ten spadnie i się roztrzaska, albo która na słowa przeciwnika "You've killed my men!" odpowiada "I've simplified your payroll." ja się pytam?... Prawdziwa Croftówna to nie jest taka, która rozpaczliwie krzyczy "Puść mnie, ty draniu!" do chwytającego ją i próbującego ją skrzywdzić oponenta, prawdziwa Croftówna w takiej sytuacji (z braku broni pod ręką) to powinna wydłubać mu oczy niczym panna młoda z Kill Bill'a, i na odchodne rzucić jakimś one liner'em w stylu "Nie przejmuj się że jesteś ślepy, świat i tak jest brzydki." i nie w tym rzecz, że ja ogólnie nie lubię takich postaci jak nowa Lara z ostatnich trzech TR'ów, bo przecież uwielbiam np. Fionusię z Haunting Ground'a, która także jest taką trochę rozhisteryzowaną laleczką, no ale właśnie miejsce Fioniusi jest w Demento a nie w Tomb Raider'ach, i analogicznie gdyby ktoś w hipotetycznej kontynuacji Haunting'a zrobił z Fiony charakterną i zuchwałą "kozaczkę" w typie dawnej Lary ze starszych Tomb'ów, to tak samo mózg by mi się zlasował (z podobnych przyczyn nie przypadła mi też do gustu metamorfoza Kratosa, który z kiczowatego bezmózgiego badass'a w stylu kina dla samców alfa z lat 80' - 90' jakim był wcześniej, stał się ostatnio filozofującym tatuśkiem prowadzącym nudne i nic nie wnoszące rozmowy ze swoim synem). Zbierając wszystko powyższe do kupy, nie szanuję TR'ów od Legendy wzwyż, jak dla mnie seria skończyła się na Anielicy Ciemności i oceniłbym ją na jakieś 7+ czy 8- (z zastrzeżeniem, że mogłoby to być nawet 9 gdyby deweloperzy mieli czas ją dokończyć, eliminując wszelkie niedoróby i implementując dodatkowe elementy, które musieli z braku czasu porzucić) późniejszym odsłonom porozdawałbym coś koło 5 jako profanacjom cyklu. A tak przy okazji: średnie oceny na Meta zarówno dla The Angel of Darkness jak i obydwu wyżej omówionych trylogii uważam za kabaret, nie sądzę też by ta saga kiedykolwiek mogła jeszcze wrócić na właściwe tory, niestety. I właśnie dlatego, że powracają po bardzo długiej przerwie, powinny dostać przynajmniej te 2 strony, szczególnie że tak zbędne (wypuszczone po ledwie 3,5 roku od premiery oryginału) wznowienia jak remaster TLoU part II (z całym szacunkiem do tej perełki, gdyż jestem fanem zarówno kontynuacji jak i poprzedniczki) otrzymują miejsca w PE 6x więcej niż 1/3 strony, i tym bardziej że pod kątem grywalności to chyba nic z bieżącej generacji nie dorównuje starym dobrym Glizdom, nie mówiąc już o przebiciu ich... No, może nieśmiertelne GTA V będące tak swoją drogą już trzecim wydaniem (zremasterowany remaster, nowy wymiar skoku na kasę) tej samej gierki na przestrzeni niecałej dekady.
  23. Hmmm, no przykładowo remake SH2 (temat z poprzedniej okładki) dostał reckę nawet nie na 4 a na 2 strony, ale to i tak nic w porównaniu z tym, jak potraktowano w zeszłym miesiącu Worms'y ("recenzja" na 1/3 strony, jakby to była jakaś niewarta większej uwagi popierdółka; tak samo się zresztą obeszli z remasterem trzech pierwszych Tomb'ów) bo nic nie ujmując remake'owi SH2 czy Astro Bot'owi, ale grywalnościowo (a czyż to nie właśnie miodność jest najważniejszym aspektem gier?) numerem jeden z października były zdecydowanie Robale... A o PS5 Pro to akurat szkoda się dłużej rozpisywać, bo i w sumie o czym?
  24. Sprawdziłem to przed momentem w spisie treści na ich portalu, i ponoć mają w tym swoim specjalu kilkanaście recek (mało, ale zawsze coś - oczywiście to recenzje starych gier, nie nowości) nie wiedziałem o tym od razu i dopisuję to dopiero teraz, bo przestałem ich kupować już prawie 3 lata temu (tj. odkąd tylko zaczęli spamować nadmiarem publicystyki odstawiając recki na boczny tor) przez co nie znam dokładnie zawartości tego co od tamtej pory wydają.
  25. No ja za megareckę takiej perełki, jak choćby odświeżona edycja Worms Armageddon z poprzedniego numeru, to bym nerkę oddał - recenzowanie takiej legendy na 1/3 strony to świętokradztwo jak dla mnie (to samo zresztą z recką remastera trzech pierwszych Tomb'ów, istna profanacja) zdecydowanie wolałbym recenzję na 6 (no, w zasadzie 5) stron zamiast felietonu o Królu Lwie; nie to, żebym miał cokolwiek do Króla Lwa tudzież do samego artykułu (przeciwnie, jestem od małego fanem tej bajki, a tekst Ostasza czytało się bardzo fajnie) uważam po prostu, że magazyn o grach to nie miejsce na pisanie o kreskówkach (czy w ogóle o czymkolwiek innym niż gry) i tak, wiem że trzecia odsłona Robaków była już recenzowana w PE ćwierć wieku temu, ale po pierwsze zacząłem kupować Szmatławca dopiero parę lat później (a używanych wymemłanych gazet z ogłoszeń w necie nie kupuję, uznaję tylko nówki a takowych sprzed 26 lat dostać nie sposób) a po drugie tamta PSX'owa wersja była mocno okrojona względem PC'towej, ta nowa jest natomiast wzbogacona więc byłoby o czym pisać.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...