- DIABLO IV
-
Marvel's Spider-Man 2
A propos różnorodności i tych aktywności pobocznych, to w zasadzie trzy razy z rzędu ratowałem chłopa, który w podzięce informował pajęczaka, że „mój chłopak jest twoim wielkim fanem”. Spoiler Do tego „zaręczyny” na kampusie… I absolutnie nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że Azjata wyznaje miłość swojemu czarnoskóremu chłopakowi. Nie linczujcie mnie, ale dla mnie, to zbyt mocny kombos. Serwowane jest to łopatą, bez grama subtelności. A całościowo, bo mało co pamiętam, miałkie jest to fabularnie. Niby mocni przeciwnicy pajęczaka, którzy zarówno w komiksach i serialach animowanych siali pogrom, tak tutaj są, bo są, tyle. Po SM2 doceniłem jeszcze bardziej część z Moralesem, a sama jedynka wydaje się mroczniejsza, bardziej emocjonująca, i ma bohaterów, na których graczowi zależy, dlatego też wiadoma scena w szpitalu mnie osobiście poskładała. Na próżno szukać czegoś takiego w dwójce. @mario10 daj szansę, bo chociaż bujanko po mieście wciąż oddaje
-
DIABLO IV
Jak wygląda sprawa z typowym graniem pod singla? Dużo rozbieżności w opiniach, chociażby z reddita. Wiem, że wymagane jest stałe połączenie z netem, ale jak wygląda kampania singlowa. Faktycznie będą pojawiać się losowi gracze wykonując jakieś tam questy, itp. I w jakiś sposób ingerować w moją rozgrywkę?
-
Cyfrowe zakupy growe!
Kupka wstydu powoli rośnie, a człowiek i tak powiększa bibliotekę o kolejny tytuł… Zakup raczej nieplanowany, ale w ostatnim czasie wiele dobrego na yt o tej grze słyszę. No i sam setting to dla mnie must have. Za 57 ziko żal było nie wziąć.
-
Zakupy growe!
Przy kolekcjonowaniu filmów i komiksów, z grami już jest słabiej, ale chyba nigdy nie jest za późno, żeby zacząć budować mini kolekcję… Jeden z moich ulubionych tytułów wleciał w akceptowalnej dla mnie cenie (do tej pory ogrywałem tylko remaster z PS4) + awanturnik Drake na dokładkę. Korzystając ze świeżej promocji dwóch sieciówek wleciały dwie pozycje, których byłem ciekaw, ale nie były nigdy na celowniku. Każda po pięć dyszek, więc trzeba było brać. + dwie giereczki od narzeczonej (ciągle słyszę „po co ci to, masz w co grać”, ale chyba się przełamała ). DMC jestem ciekaw najbardziej. Żyłem pod gejmingowym kamieniem i całkiem o tej serii zapomniałem (a że nie grałem, to inna bajka)
-
The Last of Us Part II
Wróciłem do gierki po tych kilku latach (ostatnim razem ogrywałem podczas premiery) i tak jak wtedy, być może na fali hypu, z drobnymi zgrzytami, przeszedłem ją w parę dni, liżąc ściany, chłonąc to, co przygotowali twórcy z wypiekami na twarzy, tak teraz… sam nie wiem. Czuję lekkie rozczarowanie? Pomijam kwestię wątku Joela, który rozegrany jest kiepsko. I nie chodzi o wiadomą scenę, tylko o jej egzekucję, chociaż i teraz doskwiera mi to bardziej niż przedtem. Doceniam bezkompromisowe podejście, ale… Percepcja zmienia się na przestrzeni lat, ale nie sądziłem, że będę się tym razem zmuszał, żeby przebrnąć przez jeden z moich ulubionych tytułów, do teraz. Gra stoi na pewno warstwą audiowizualną i rozgrywką. Oprawa graficzna zrywa łeb, aż chce się zaglądać w każdy kąt i podziwiać ten piękny i zdewastowany świat, a podczas potyczek towarzyszy to pompujące adrenalinę dudnienie. Można się spocić. Cieszy na pewno większa ilość klaustrofobicznych/horrorowych lokacji. Tak jak kiedyś dałem się porwać tej historii, skupiając się na zemście Ellie i śledzeniu jej poczynań, tak teraz nie czuję żadnego przywiązania do bohaterki, a jej podróż wydaje mi się obojętna. Być może wraz z wątkiem Abby jakoś to się unormuje, a być może TLOU jest po prostu lepiej napisaną opowieścią skupiającą się na bohaterach, czego tu mi ostatecznie brakuje. Zobaczymy, ale pierwszą część przeszedłem trzykrotnie, za każdym razem byłem zachwycony. Tutaj, póki co, męczę się, żeby grać dalej - 13 godzin na liczniku. Nie spodziewałem się, że moje odczucia tak się zmienią.
-
Właśnie zacząłem...
Maraton z Naughty Dog trwa… Można powiedzieć, że rozpocząłem na nowo te tytuły, bo raz, że mało z nich pamiętam, a dwa; wiadomo, percepcja zmienia się z czasem. Uncharted Kolekcja Drake’a (PS4) Ostatni raz przechodziłem prawie wszystkie części (poza LL) w 2019 r. Teraz robię sobie powtórkę, przy okazji próbując splatynować U1, 2 i 3. Na szybko; U1 sporo stracił (masa strzelania i strzelania), z kolei U2 zyskał w moich oczach znacznie. Świetny balans między walką, a eksploracją. Póki co jestem zachwycony. TLOU Part II Remastered (PS5) Nie kojarzę bardziej znienawidzonej przez graczy produkcji, i rozumiem zarzuty, z którymi po części się zgadzam. Niektóre rzeczy uwierają mnie bardziej teraz, niż grając podczas premiery, ale i tak; gameplay to dla mnie top, warstwa audiowizualna i projekt lokacji zrywa beret. Do tego najwyższy poziom trudności i bajka. Zobaczymy czy moja opinia o fabule zmieni się diametralnie po tych paru latach
-
własnie ukonczyłem...
Resident Evil 4 Remake (PS5) Udało mi się w końcu zebrać i ukończyć tę część, a trochę chęci brakło, gdyż sama Wyspa, jako lokacja, strasznie gryzła mi się z całością. Nie mam żadnego odniesienia do OG (może tam wyglądało to lepiej), bo tę serię poznaję po raz pierwszy dzięki remakom, ale gierka jako całość zachwycała mnie praktycznie non stop; od genialnej wioski i nieustającego wrażenia zaszczucia, po wywołujące ciarki zamczysko i odklejonych sekciarzy. I w sumie tyle. Po dotarciu na wyspę było już dość generycznie, poza kilkoma momentami. Jedno muszę oddać „czwórce”; nie wiem na ile to było nowatorskie w czasie premiery lata temu, ale pięknie mieszają się tu style i konwencje, przez co fun z rozgrywki jest nie do opisania. Sporo rzeczy pominąłem, ale i tak głowa pęka, bo na papierze to wszystko się gryzie, ale w praktyce, w grze łączy się idealnie. To mnie najbardziej zaskoczyło, jak płynnie te wszystkie pomysły się przeplatają. Podsumowując, całościowo to kawał znakomitej giery; pięknej graficznie, satysfakcjonującej gameplayowo, z wysokim replay value. Nie pokochałem równie mocno jak RE2R, ale będę wracał z pewnością.
-
The Last of Us - HBO
Zbliża się drugi sezon, więc zabrałem się za powtórkę pierwszego, tym razem bez oczekiwań i obejrzałem całość bez większych zgrzytów. Nawet ten „słynny” trzeci odcinek przestał uwierać tak jak poprzednio. Ogólnie pozytywnie. Niestety Bella Ramsey nadal nie do końca mnie przekonuje, chociaż polubiliśmy się w połowie sezonu, a Pedro Pascal jako Joel… mi pasuje. To momentami inny Joel, odarty z szat, pokazujący emocje. Coś tam krzyknie, popłacze. Jak każdy facet, nie tylko po przejściach. Pomijając niekorzystne zmiany względem gry, to co uwiera najbardziej, to brak większej podbudowy pod więź bohaterów. Dziewięć odcinków, a jednak nie udało się oddać, moim zdaniem, naturalnie powstającej między nimi relacji ojciec-córa. Tak czy inaczej, czekam na drugi sezon, a jeszcze w marcu wleci drugie przejście TLOU II.
-
Resident Evil 4 Remake
@tannerpl dla mnie wręcz przeciwnie, dobrze jest mieć dodatkowego „sojusznika”, który wspomoże od czasu do czasu ciętym żarcikiem i ulepszeniem pukawek + strzelnica dla relaksu. Przy mojej niskiej tolerancji na horrory każda interakcja z gościem koi moje nerwy Tymczasem giera staje się coraz lepsza i ciągle łapię się na tym, jak kapitalnie zaprojektowane jest zamczysko, a sama implementacja zagadek i wystrój sal, które przemierzamy… zrywa papę. Czuć ten chłód w korytarzach i spoglądające ukradkiem portrety
-
Resident Evil 4 Remake
Trochę spóźnione wejście, bo każdy, kto miał zagrać już chyba zagrał, ale podzielę się krótko swoimi spostrzeżeniami po jakichś dziewięciu godzinach rozgrywki. Nie mam do tej części, ani żadnej innej sentymentu, bo ominęła mnie ta seria zupełnie, a RE4 OG kojarzę jak przez mgłę, a był to zdaje się sam początek rozgrywki i ucieczka przed jakimś głazem, chyba że źle kojarzę. Nie będę ukrywał, że zakochany jestem w RE2R i zanim podszedłem do czwórki, spotkałem się z opiniami, iż jest to najlepsza część serii, a nawet stąd kojarzę masę zachwytów i sypiące się dyszki. Wiem, że jeszcze sporo przede mną, ale muszę przyznać, że moje początkowe odczucia zmieniły się o 180 stopni, będąc w tym miejscu w fabule, w którym jestem. Zmieniły się pozytywnie rzecz jasna. Dwie rzeczy trochę mnie uwierały po godzinie, a może dwóch, a mianowicie spora swoboda działania i dość otwarte „areny”. Nie mówię, że to źle, ale dla mnie RE2R był idealny pod względem typowo „horrorowej” rozgrywki. Dużo klaustrofobicznych przestrzeni, sam setting i organiczność poziomów. To jak posterunek, kanały i tajne laboratorium pięknie łączą się w całość, aż powoduje ciary na samą myśl. Do tego ciągła niepewność i brak większej dynamiki w starciach. Dlatego czwórka wrzuciła mnie na dość głęboką wodę, bo dość szybko jesteśmy zalewani masą wrogów. Chwilę później, po opuszczeniu wioski i pierwszej rozmowie z handlarzem, ta sama sytuacja w kamieniołomie. Naprawdę dzieje się dużo i jest dość dynamicznie. Trochę kręciłem nosem do tego momentu, bo horror ustępuje miejsca survivalowi, wtedy faktycznie trzeba się nakombinować i polatać po mapie, ledwo łapiąc wdech, żeby poradzić sobie z opętańcami. Im dalej w las, tym bardziej mi się ten schemat podoba. Nie krążę w ciemnościach czekając na atak z zaskoczenia, a wjeżdżam na otwartą przestrzeń i kombinuję jak przetrwać, korzystając z elementów otoczenia do obrony czy ucieczki. I to nie tak, że nagle zmieniłem zdanie i pokochałem nastawiony na akcję gameplay, ale gra wydaje się to świetnie balansować, bo dochodzi oczywiście backtracking i znajdźki, następnie eksploracja łódką i badanie jaskiń. Sporo fajnych patentów, które dobrze się uzupełniają. Teraz pomykam sobie po pięknym zamczysku i po ciekawej zabawie w chowanego przed katapultami, wchodzą już klimaty sekciarsko-horrorowe. No sroga zmiana tonacji i klimatu. W lochach aż włos się jeży na głowie, a ubicie Garradora samym nożem i następującą po wszystkim ulga wymieszana z satysfakcją, no pięknie. Więc tak to, pomimo jakiegoś tam rozczarowania z początku, o którym pisałem powyżej, nagle coś chwyciło i gram jak po(pipi)any. Wczoraj długa sesyjka wjechała, a dzisiaj wieczorkiem lecimy dalej. Pozdrowienia z tego miejsca dla Sklepikarza, bo gość pojawia się zawsze, kiedy na to liczę i zapewnia chwilę wytchnienia.
-
Właśnie zacząłem...
Resident Evil 4 (PS5) Dopiero wgryzam się w forumkowego mesjasza. Kiedyś poklikałem trochę w OG. Pamiętam ucieczkę przez jakimś głazem i QTE. Tu się kończy moja znajomość z tą odsłoną Tym bardziej byłem ciekaw remake’u i dalszej historii Leona, zwłaszcza po genialnym RE2R. Przez większą część dwójki towarzyszyła mi narzeczona, dzięki temu łatwiej było przetrwać ten koszmar, a tutaj póki co jeszcze noc nie zapadła, więc radzę sobie sam
-
własnie ukonczyłem...
Baldur’s Gate III (PS5) Zacznę od tego, że poszedłem w ten tytuł w ciemno. Zainteresowany głównie ogromem możliwości prowadzenia fabuły, jak i rozgrywki, a przy okazji jakąś tam tęsknotą za „takimi” tytułami; point n’ click, w które grywałem lata temu na piecu. Tym bardziej zaskoczyło mnie intuicyjne sterowanie na konsoli Sony - gra się w to znakomicie na padzie. Na palcach ręki mogę zliczyć tytuły, które już w ciągu paru minut wywołują uczucie typu - tak, to jest to! (jakaś dziwna magia). Nie inaczej jest w przypadku Baldurka. Mówiąc o pierwszych minutach mam na myśli rozgrywkę, bo drugie tyle spędziłem na dość rozbudowanym kreatorze postaci, któremu poświęciłem dużo czasu, analizując, co będzie dobre dla mojego bohatera, a co nie. Ostatecznie zdałem sobie sprawę po czasie, że po prostu lecę na spontanie, nie zwracając uwagi na statystyki; która postać lepsza będzie w tym czy w tamtym. Temat zgłębię dokładniej w drugim podejściu, bo widocznie kiepsko ogarniam takie mechaniki Jeżeli o fabułę chodzi, koniec końców, nie wywarła na mnie tak wielkiego wrażenia na jakie liczyłem, ale mnogość wątków, opcji dialogowych i misji pobocznych znakomicie uzupełnia główną historię, ale i powoduje wrażenie faktycznie tętniącego życiem świata. Piękne jest to, że z praktycznie każdym NPCem można wejść w interakcję, choćby krótką. Nie są to wyłącznie napisy nad głowami. A skoro o gadaniu mowa, to znakomite są tu dialogi, a aktorzy głosowi, nawet wśród randomowych postaci, obsadzeni są tip top. Nawet przez myśl nie przeszło mi, żeby cokolwiek przewijać. Do tego hipnotyzujący głos narratorki robi swoje. Zachwyca też naturalny progres towarzyszy - mój skład: Karlach, Wyll i Posępne Serce. Nawet ci, którzy przez lwią część czasu przebywali w obozie, koniec końców dostają swoje rozbudowane zakończenia, których ciężar w pełni wybrzmiewa właśnie podczas zakończenia. Grając Paladynem / dobrym bohaterem, oczywiście kierowałem się dobrem innych, więc i takie wybory podejmowałem w stosunku do moich kompanów, ale już z samych opcji dialogowych widać, że możliwości prowadzenia ich wątków jest masa, a te wybory w późniejszych etapach mogły być zupełnie inne, bądź mieć inny wydźwięk, gdyby nie decyzja podjęta wtedy. Tym bardziej korci drugie przejście jako Dark Urge Możliwości, to też ogrom świata i eksploracja, a ta uzależnia potwornie. Czyściłem mapę Aktu I dwa razy, a i tak znajdowałem coś nowego. Starałem się robić wszystko, chociaż mam wrażenie, że jeszcze coś się w tym świecie kryje. Niejednokrotnie czułem się przytłoczony, bo z jednej strony chciałem pchnąć fabułę do przodu, a z drugiej zbadać mały domek, którego piwnica prowadzi do fajnych itemów, a w piwnicy tej jest ukryte przejście i sieć tuneli. Ciągle coś zaskakującego. A skoro i o tym mowa, to niejednokrotnie łapałem się na tym, że wychodząc z jednej, większej lokacji trafiałem do wyjścia, które też było ukrytym wejściem z innej strony, a później się okazywało, że były jeszcze inne drogi… Ogromne wrażenie robi pieczołowitość, z jaką ten świat został zaprojektowany. Najbardziej obawiałem się turowej walki, ale weszła gładko i zahipnotyzowała mnie. Analiza otoczenia, kombinowanie, rozstawianie postaci, a koniec końców zwycięstwo po morderczym boju daje sporą satysfakcję. Już kończąc ten słowotok, a mógłbym dodać co nieco o magicznej ścieżce dźwiękowej czy też grafice, muszę zaznaczyć, że to najlepiej wydane trzy bomby za grę. Jakbym kiedyś sobie powiedział, że dam tyle za cyfrę, to bym nie uwierzył. Cieszy tym bardziej, że to tytuł do wielokrotnego przejścia, ale dopóki drugie podejście nie nastąpi, ląduje mocarne 9/10.
-
Alan Wake Remastered
Ja te maszynopisy w późniejszych etapach odpuściłem, bo tak jak pisałem, musi mnie fabuła chwycić, a znajdźki wtedy są przyjemnym uzupełnieniem Nawet jak już chciałem coś zebrać, oddaliłem się od ścieżki głównej, to co chwilę slow mo i siekiery w powietrzu; za dużo frustracji żeby się z tym użerać
-
Alan Wake Remastered
A propos historii, ja osobiście miałem problem z jej przyswojeniem ze względu na rozgrywkę. Jestem typowym „lizaczem ścian”, więc chłonę wszystko najlepiej, gdy gra daje mi na to czas i możliwość. Zostanę może zjechany, ale tutaj ciężko mi się było w fabułę wgryźć, bo dość szybko, imho, gameplay staje się nużący. Otwarcie jest świetne, epizody gadane również, ale brak tu większego balansu. AW2 robi to zdecydowanie lepiej; kamera blisko postaci, wiadomo immersja, powolne wprowadzenie, delektowanie się detalami. Pełne skupienie. Z tego chociaż względu „utonąłem” w tym świecie, w przeciwieństwie do tej części.