-
Postów
8 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Uzytnik30
-
@tannerpl dla mnie wręcz przeciwnie, dobrze jest mieć dodatkowego „sojusznika”, który wspomoże od czasu do czasu ciętym żarcikiem i ulepszeniem pukawek + strzelnica dla relaksu. Przy mojej niskiej tolerancji na horrory każda interakcja z gościem koi moje nerwy Tymczasem giera staje się coraz lepsza i ciągle łapię się na tym, jak kapitalnie zaprojektowane jest zamczysko, a sama implementacja zagadek i wystrój sal, które przemierzamy… zrywa papę. Czuć ten chłód w korytarzach i spoglądające ukradkiem portrety
-
Trochę spóźnione wejście, bo każdy, kto miał zagrać już chyba zagrał, ale podzielę się krótko swoimi spostrzeżeniami po jakichś dziewięciu godzinach rozgrywki. Nie mam do tej części, ani żadnej innej sentymentu, bo ominęła mnie ta seria zupełnie, a RE4 OG kojarzę jak przez mgłę, a był to zdaje się sam początek rozgrywki i ucieczka przed jakimś głazem, chyba że źle kojarzę. Nie będę ukrywał, że zakochany jestem w RE2R i zanim podszedłem do czwórki, spotkałem się z opiniami, iż jest to najlepsza część serii, a nawet stąd kojarzę masę zachwytów i sypiące się dyszki. Wiem, że jeszcze sporo przede mną, ale muszę przyznać, że moje początkowe odczucia zmieniły się o 180 stopni, będąc w tym miejscu w fabule, w którym jestem. Zmieniły się pozytywnie rzecz jasna. Dwie rzeczy trochę mnie uwierały po godzinie, a może dwóch, a mianowicie spora swoboda działania i dość otwarte „areny”. Nie mówię, że to źle, ale dla mnie RE2R był idealny pod względem typowo „horrorowej” rozgrywki. Dużo klaustrofobicznych przestrzeni, sam setting i organiczność poziomów. To jak posterunek, kanały i tajne laboratorium pięknie łączą się w całość, aż powoduje ciary na samą myśl. Do tego ciągła niepewność i brak większej dynamiki w starciach. Dlatego czwórka wrzuciła mnie na dość głęboką wodę, bo dość szybko jesteśmy zalewani masą wrogów. Chwilę później, po opuszczeniu wioski i pierwszej rozmowie z handlarzem, ta sama sytuacja w kamieniołomie. Naprawdę dzieje się dużo i jest dość dynamicznie. Trochę kręciłem nosem do tego momentu, bo horror ustępuje miejsca survivalowi, wtedy faktycznie trzeba się nakombinować i polatać po mapie, ledwo łapiąc wdech, żeby poradzić sobie z opętańcami. Im dalej w las, tym bardziej mi się ten schemat podoba. Nie krążę w ciemnościach czekając na atak z zaskoczenia, a wjeżdżam na otwartą przestrzeń i kombinuję jak przetrwać, korzystając z elementów otoczenia do obrony czy ucieczki. I to nie tak, że nagle zmieniłem zdanie i pokochałem nastawiony na akcję gameplay, ale gra wydaje się to świetnie balansować, bo dochodzi oczywiście backtracking i znajdźki, następnie eksploracja łódką i badanie jaskiń. Sporo fajnych patentów, które dobrze się uzupełniają. Teraz pomykam sobie po pięknym zamczysku i po ciekawej zabawie w chowanego przed katapultami, wchodzą już klimaty sekciarsko-horrorowe. No sroga zmiana tonacji i klimatu. W lochach aż włos się jeży na głowie, a ubicie Garradora samym nożem i następującą po wszystkim ulga wymieszana z satysfakcją, no pięknie. Więc tak to, pomimo jakiegoś tam rozczarowania z początku, o którym pisałem powyżej, nagle coś chwyciło i gram jak po(pipi)any. Wczoraj długa sesyjka wjechała, a dzisiaj wieczorkiem lecimy dalej. Pozdrowienia z tego miejsca dla Sklepikarza, bo gość pojawia się zawsze, kiedy na to liczę i zapewnia chwilę wytchnienia.
-
Resident Evil 4 (PS5) Dopiero wgryzam się w forumkowego mesjasza. Kiedyś poklikałem trochę w OG. Pamiętam ucieczkę przez jakimś głazem i QTE. Tu się kończy moja znajomość z tą odsłoną Tym bardziej byłem ciekaw remake’u i dalszej historii Leona, zwłaszcza po genialnym RE2R. Przez większą część dwójki towarzyszyła mi narzeczona, dzięki temu łatwiej było przetrwać ten koszmar, a tutaj póki co jeszcze noc nie zapadła, więc radzę sobie sam
-
Baldur’s Gate III (PS5) Zacznę od tego, że poszedłem w ten tytuł w ciemno. Zainteresowany głównie ogromem możliwości prowadzenia fabuły, jak i rozgrywki, a przy okazji jakąś tam tęsknotą za „takimi” tytułami; point n’ click, w które grywałem lata temu na piecu. Tym bardziej zaskoczyło mnie intuicyjne sterowanie na konsoli Sony - gra się w to znakomicie na padzie. Na palcach ręki mogę zliczyć tytuły, które już w ciągu paru minut wywołują uczucie typu - tak, to jest to! (jakaś dziwna magia). Nie inaczej jest w przypadku Baldurka. Mówiąc o pierwszych minutach mam na myśli rozgrywkę, bo drugie tyle spędziłem na dość rozbudowanym kreatorze postaci, któremu poświęciłem dużo czasu, analizując, co będzie dobre dla mojego bohatera, a co nie. Ostatecznie zdałem sobie sprawę po czasie, że po prostu lecę na spontanie, nie zwracając uwagi na statystyki; która postać lepsza będzie w tym czy w tamtym. Temat zgłębię dokładniej w drugim podejściu, bo widocznie kiepsko ogarniam takie mechaniki Jeżeli o fabułę chodzi, koniec końców, nie wywarła na mnie tak wielkiego wrażenia na jakie liczyłem, ale mnogość wątków, opcji dialogowych i misji pobocznych znakomicie uzupełnia główną historię, ale i powoduje wrażenie faktycznie tętniącego życiem świata. Piękne jest to, że z praktycznie każdym NPCem można wejść w interakcję, choćby krótką. Nie są to wyłącznie napisy nad głowami. A skoro o gadaniu mowa, to znakomite są tu dialogi, a aktorzy głosowi, nawet wśród randomowych postaci, obsadzeni są tip top. Nawet przez myśl nie przeszło mi, żeby cokolwiek przewijać. Do tego hipnotyzujący głos narratorki robi swoje. Zachwyca też naturalny progres towarzyszy - mój skład: Karlach, Wyll i Posępne Serce. Nawet ci, którzy przez lwią część czasu przebywali w obozie, koniec końców dostają swoje rozbudowane zakończenia, których ciężar w pełni wybrzmiewa właśnie podczas zakończenia. Grając Paladynem / dobrym bohaterem, oczywiście kierowałem się dobrem innych, więc i takie wybory podejmowałem w stosunku do moich kompanów, ale już z samych opcji dialogowych widać, że możliwości prowadzenia ich wątków jest masa, a te wybory w późniejszych etapach mogły być zupełnie inne, bądź mieć inny wydźwięk, gdyby nie decyzja podjęta wtedy. Tym bardziej korci drugie przejście jako Dark Urge Możliwości, to też ogrom świata i eksploracja, a ta uzależnia potwornie. Czyściłem mapę Aktu I dwa razy, a i tak znajdowałem coś nowego. Starałem się robić wszystko, chociaż mam wrażenie, że jeszcze coś się w tym świecie kryje. Niejednokrotnie czułem się przytłoczony, bo z jednej strony chciałem pchnąć fabułę do przodu, a z drugiej zbadać mały domek, którego piwnica prowadzi do fajnych itemów, a w piwnicy tej jest ukryte przejście i sieć tuneli. Ciągle coś zaskakującego. A skoro i o tym mowa, to niejednokrotnie łapałem się na tym, że wychodząc z jednej, większej lokacji trafiałem do wyjścia, które też było ukrytym wejściem z innej strony, a później się okazywało, że były jeszcze inne drogi… Ogromne wrażenie robi pieczołowitość, z jaką ten świat został zaprojektowany. Najbardziej obawiałem się turowej walki, ale weszła gładko i zahipnotyzowała mnie. Analiza otoczenia, kombinowanie, rozstawianie postaci, a koniec końców zwycięstwo po morderczym boju daje sporą satysfakcję. Już kończąc ten słowotok, a mógłbym dodać co nieco o magicznej ścieżce dźwiękowej czy też grafice, muszę zaznaczyć, że to najlepiej wydane trzy bomby za grę. Jakbym kiedyś sobie powiedział, że dam tyle za cyfrę, to bym nie uwierzył. Cieszy tym bardziej, że to tytuł do wielokrotnego przejścia, ale dopóki drugie podejście nie nastąpi, ląduje mocarne 9/10.
-
Ja te maszynopisy w późniejszych etapach odpuściłem, bo tak jak pisałem, musi mnie fabuła chwycić, a znajdźki wtedy są przyjemnym uzupełnieniem Nawet jak już chciałem coś zebrać, oddaliłem się od ścieżki głównej, to co chwilę slow mo i siekiery w powietrzu; za dużo frustracji żeby się z tym użerać
-
A propos historii, ja osobiście miałem problem z jej przyswojeniem ze względu na rozgrywkę. Jestem typowym „lizaczem ścian”, więc chłonę wszystko najlepiej, gdy gra daje mi na to czas i możliwość. Zostanę może zjechany, ale tutaj ciężko mi się było w fabułę wgryźć, bo dość szybko, imho, gameplay staje się nużący. Otwarcie jest świetne, epizody gadane również, ale brak tu większego balansu. AW2 robi to zdecydowanie lepiej; kamera blisko postaci, wiadomo immersja, powolne wprowadzenie, delektowanie się detalami. Pełne skupienie. Z tego chociaż względu „utonąłem” w tym świecie, w przeciwieństwie do tej części.
-
Pozostając w temacie RE. Moja pierwsza styczność z serią, taka świadoma, to remake RE2, którym byłem zachwycony. Z trójką już gorzej, ale ponoć czwórka to najlepsze co zgotował Capcom, więc się okaże
-
Od siebie dodam tylko, że miałem podobne wątpliwości co do drugiego Alanka. Pierwsza część od zawsze za mną łaziła, a przejść próbowałem ją na przestrzeni lat dobre kilka razy, aż w końcu przed nadchodzącą premierą kontynuacji się zmusiłem. Imho przepaść między nimi jest ogromna, na korzyść dwójki rzecz jasna. Pierwszy Alan dość szybko wymęczył mnie rozgrywką; masa wrogów, opętane wagony i brak jakichś zróżnicowanych miejscówek. Ciężka była to przeprawa. Dwójka poprawia to wszystko, jakby na moją modłę i osób, którym te rzeczy przeszkadzały. AW2 jest tym, czego oczekiwałem od jedynki, a nawet tego nie wiedziałem Podziękuję z góry chłopakom z tego tematu, bo hype budowaliście tu solidny pod kontynuację przygód pisarza i kiedy spływały tu same zachwyty, aż nie mogłem się doczekać weryfikacji w praktyce. Mieliście rację, tak w skrócie. Zjechany po robocie leciałem do paczkomatu, następnie instalacja i odłożenie gierkowania na czas wolny. Ale kusiło sprawdzić jak to hula, więc odpaliłem tylko początek, ale kiedy dostaje się przysłowiowym obuchem w głowę już podczas pierwszych minut, to wypada sprawdzić co będzie dalej i tak aż do ukończenia prologu, zaczęcia kolejnego rozdziału… noc nieprzespana Alan Wake 2 to dla mnie wielkie odkrycie i jedna z nielicznych gier, które zrobiły na mnie takie wrażenie. Nawet teraz, pykam w BG3, a Pan Pisarz Drugi wraz ze ścieżką dźwiękową chodzą za mną non stop, więc NG+ to tylko kwestia czasu.