nie wiem czy to ilość odurzających substancji siejących zamęt w mojej głowie czy chęć wyrzucenia tego co leży mi na sercu skłoniła mnie do napisania tego posta, ale najważniejsze (najgorsze?) że pisze
Ciężko jest zacząć (zwłaszcza przy mocnym natłoku myśli) ale postaram się jak mogę. Scena Halo umiera. Może i banalne ale dosadne. Żeby przynajmniej zrozumieć co Wojtek ma na myśli, trzeba znać definicje sceny według Wojtka. Pomijając aspekty "techniczne" przejdę od razu do wynurzeń filozoficznych ( O_o ). Wg mnie scena powinna być jak rodzina. Nie jak bliska rodzina która sie kocha ale jak duża famila w której nie ma może mocnych więzi pomiędzy członkami ale jest szacunek. Właśnie ten nieszczęsny szacunek, a raczej jego brak, powoduje zgon sceny. Każdy członek Halo Areny ma coś wspólnego - kocha Halo (jeśli nawet nie kocha, to na pewno lubi). Nie ważne czy jest dobry czy ssie przysłowiową pałkę. Tak jak kibice danego klubu szanują tych którzy są kibicami tego samego zespołu tak wielbiciele Halo powinni się szanować. Nie mówię tu o słodzeniu sobie i podsyłaniu e-buziaków ale o najzwyklejszym szacunku. Wiadomo że ktoś tam kogoś nie lubi, w końcu jesteśmy ludźmi. To że jesteśmy ludźmi sprawia też że jesteśmy istotami myślącymi. Proszę was po prostu o to żebyście czasem pomyśleli zanim zaczniecie spory, pomyśleli czy warto. Każdy kto sie udziela na forum wnosi coś do sceny, czy wniesie przyjazną atmosferę sprzyjającą organizowaniu eventów, czy może nastrój zaszczucia i wzajemnej nienawiści zależy tylko od niego. Każdy ma swoją cegiełkę i czy włoży ją do fundamentów budujących scenę czy pier,dolnie nią innego gracza to tylko jego decyzja. Decyzja ważna bo przesądzająca o całej wspólnocie. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego że nie jestem dla nikogo autorytetem, ale mam nadzieje że skłonie tym postem kogoś do refleksji.
PS. Pamiętam kiedyś jak Hiv (nie ten z PSXa tylko ten rudy z bolkowa) powiedział "Halo to tylko przykrywka, wszyscy jeżdżą na te turnieje żeby napić się wódki". Coś w tym jest...