-
Postów
4 441 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Ostatnia wygrana Yap w dniu 20 stycznia
Użytkownicy przyznają Yap punkty reputacji!
Reputacja
2 795 Diamentowy PiesKontakt
-
Strona WWW:
http://
-
ICQ:
0
Informacje o profilu
-
Tytuł:
The Legendary Ninja
-
Płeć:
mężczyzna
-
GamerTag:
DARKERRYU
-
PSN ID:
YapPL
Ostatnie wizyty
4 034 wyświetleń profilu
-
Wynik niewiele znaczy. Ludzie teraz na byle szajs pojda i nawet takie kupsztale jak ostatnia trylogia SW czy kurwa Aquaman zarabiaja krocie. Słupek ma racje - Gladiator II to taki syf, ze jaja sie do rowu sciagaja.
-
-
No to czas nadrobic. Brak resetu playthrough, ale mozna sie dobrze bawic. Wybierz Brick’a lub Mordecai’a.
-
Hmm, w bundlowym i Elitce II poszly LBki w ciagu dwoch dni. Jakim kierwa cudem? Nowy zakup pod backlog.
-
O łał, tak poproszę. B3 udalo im sie bardzo dobrze, choc po wszystkich patchach i DLCkach dopiero gra stala sie kompletna, ale przyjemnosc z grania byla ogromna. Wystarczy trzymac sie tego co zaprezentowali w B3 i bedzie ok.
-
Star Wars: Jedi Survivor - swietna platynka, ktora nawet specjalnie grindu nie wymaga. Niemal wszystko znajduje sie samo jesli lubisz bawic sie w gornika ryjac po katach i wskakujac w kazda szczeline. Osobiscie musialem zaczac NG+ dla jednego trofka bo nie czytalem wymagan, a to jest jedyne, ktore mozna przegapic. Pokladam duze nadzieje w kontynuacji, zeby zamknac to jako trylogie. Wypadaloby. Platyna 6/10
-
Star Wars: Jedi Survivor - obie gry z rudzielcem przewyzszaja jakoscia narracji trylogie disnejowska o lata swietlne. Niemal wszystko zagralo za pierwszym razem i NIEMAL wszystko gra i za drugim. Bohaterowie swietnie kleja watki, sa diametralnie od siebie rozni co dodaje cholernie duzo kolorytu. Mamy tu dobrze rozpisane i unotywowane ludzkie rozterki, sa chwile wytchnienia, radosci, gorzkie momenty bolu po stracie, chec zemsty, wewnetrzna walke i pogodzenie sie z faktami. Cal jest kapitalnie napisany. Czuc jego sile Jedi. Rzecz jasna jest to spotegowane przez mistrzowskie zaimplemetnowanie starłorsowej otoczki i wszystkiego co sie z nia wiaze. Jest wszystko czego moze chciec fan Wojennych Gwiazd. Miecze swietlne i blastery maja swietne czucie. Metody, z pomoca ktorych szlachtujemy przeciwnikow, zdziebko przypominaja mi Bloodborne. Czekasz na okno wystrzalu, stunnujesz delikwenta, a nastepnie machasz mieczem swietlnym. Timing w SW JS jest najwazniejszy. Podoba mi sie system rozwoju postaci. Po pierwsze trzeba ryc po katach ile wlezie, po drugie wywazono system progresji gdzie to metroidvaniowe odczucie nie prowadzi mnie do nieznosnego zniecierpliwienia. Mapy sa sliczne, zaprojektowane z finezja i pomyslowym jajem. Lawirowanie po zakamarkach kazdej z nich to czysta przyjemnosc, a frajda z rozkminki jest przednia. Bestii, droidow i ludzkich adwersarzy jest bez liku. W kilku momentach mozna sie niezle zaklinowac na walce, ale na The Force nie ma mocnych (sic!). Tance z mieczem swietlnym i blasterem wypelniaja cala gre. Dlaczego jest to atut? Wiedzieliscie, ze w takim gownie marynowanym zwanym The Last Jedi nie skrzyzowano ich nawet raz? Tworcy filmowi ze stajni SW kurwa jego mac. Gry musza nadganiac. Smaczki z uniwerum sa wszedobylskie, ale TEN JEDEN MOMENT bije na glowe wszystko inne. Przy TEJ walce serce walilo mi jakbym od jakiejs kurwy do zony wrocil. Ciezar i moc uderzen imc pana V dal mi do zrozumienia kto jest najpotezniejszym kolesiem w galaktyce. Sa tez checheszki w stylu „pojedynku” z Rick The Door Engineer, ale reszta bossow (i nie tylko) to klasyczne szefowe napierdalanki. Jest solidnie. Jedyna rzecza do ktorej sie przyczepie, a ktora to niekoniecznie jest wada dla innych, jest wkurwiajace recovery. Nie zawsze. W wiekszosci przypadkow timing i umiejetny kontratak zdaja egzamin, ale sa walki, ktore powodowaly u mnie ataki furii kiedy Cal zamiast unikow blokowal sie na combo zakapiora, albo czekal wiecznosc na reakcje na unik. Pierwszy Oggdo Boggdo walczyl z dwoma ziomkami z mlotami elektrycznymi (pull z gory) zanim go wykonczylem blasterem, ale dwa na niewielkiej arenie doprowadzily mnie do bialej goraczki. Podobnie bylo z innymi kombinacjami wiekszych bestii. Wychodzilem z siebie, zeby przed nimi uciec, a co dopiero zadac jakies obrazenia. Kurwica mnie strzelala gdy po dashu jakims cudem Cal konczyl w paszczy jako pozywka. Koniec koncow Jedi Survivor to gra swietna. Filmy i seriale ssa pale nosorozca w dzisiejszych czasach, ale przynajmniej gierki stanowia o jakosci uniwersum. Oby to byla trylogia.
-
Dzis juz stracilem cierpliwosc do tego calego Daily Run. Cwiczylem na Grounded iles tam sekwencji. Wlaczalem sobie twarde mody i jakos to szlo. Nie zawsze konczylem, ale przynajmniej moglem sobie powtorzyc podejscie i miec poczucie z tylu glowy, ze nie wszystko stracone jesli dam dupy. w przypadku Daily Runow tak nie jest. Dostane Mel, hunted mode na poczatek i pozamiatane. Dzis jest Ellie i szedlem jak przecinak przez wszystkie starcia. Ostatnie jednak bylo przejebane. Nie dosc, ze mialem zainfekowanych, to jeszcze mialo ono miejsce w biurze pokrytym grzybem. Nic nie widac, kliker mnie capnal i pozamiatane. Garazowego Bloater’a bym zajebal. Kilka bomb, min i molotowow na bossa, maluchy MP5 by scielo z nog i pozamiatane, ale ten tryb Hunted psuje mi wszystko. Nawet nie mialem zbytnio gdzie uciec bo ciasnota i wszedzie biurka porozstawiane. Sam fakt, ze raz na dzien mozna do tego podejsc tez jest jebniety. Daily Run nie musi przeciez znaczyc One Try Daily Run. Edit: Dina przelamala moja zgryzote. Dobrze miec czasem Zydowke do pomocy.
-
-
Hogwart’s Legacy: Revelio - gra na tyle potrafi urzec klimatem, ze platyna nie byla meczaca mimo wiadomego trofeum. Natomiast koniecznosc dojscia reprezentantami poszczegolnych domow Hogwartu do komnaty z obrazami juz mnie solidnie podkurwila. Zrobilem, ale niech pieklo pochlonie takie durne pomysly. Dobrze, ze zabawa z gra jest przednia.
-
The Last of Us PtII - znow na Grounded, lecz tym razem z opcja Permadeath. Wybralem najlzesze rozwiazanie, czyli Per Chapter. Pochlastałbym sie gdybym musial powtarzac pol lub cala gre przez chwile slabosci. Doswiadczenie jednak w duzej mierze bardzo pozytywne. Nie postrzelalem sobie zbytnio, jako ze skradanie stanowilo z 90% calego przejscia. To i uniki byly najistotniejsze przy bardziej intensywnych zwarciach jak te zaraz po zapoznaniu sie z Yara i Levem, chwile pozniej kiedy jestesmy od nich odcieci czy przy spotkaniu z RatKingiem. Dobrze bylo wrocic do tej gry. Pomijajac glupotki scenariuszowe, bratanie sie ze Scarsami, ciezarne alpinistki czy te nieprzyjemnie wielkie lapska Abby gra miala rowniez bardzo mocno nakreslone emocjami momenty. Retrospekcje Ellie i jej relacje z Joel’em byly rzecz jasna ich glownym elementem, ale rowniez zalamanie Owen’a i jego zmeczenie walka mialy niezly odczyt emocjonalny. Ostatnia wspominka o Joelu gdzie Ellie wyraza chec przebaczenia mu klamstw potrafi zakrecic lezke w oku. Swietna gierka. Dywagowalismy juz nie raz co mogloby byc i jak bysmy odbierali TLoU II gdyby historia poszla w nieco innym kierunku. Caly czas uwazam, ze marnotrawstwo fabularne napedzilo tej grze niepotrzebnej krytyki. Bylo wiele ścieżek. Szkoda, ze obrano ta najmniej ciekawa.
-
Pomalutku zapelniam moja poleczke GaCkowych przebojow. Zakupilem nawet bezprzewodowy padzior i (zdaniem internetu) najlepszy HDMI adapter na rynku. Mam zamiar pograc i uplynnic za dobra kase.
-
Hogwart’s Legacy - 78h na liczniku. Jakim cudem? A takim, ze zbieractwo w grze (mierze w platyne) jest uber przesadzone. Trofeum za skompletowanie kolekcji wymaga by gracz zwiedzil wszystkie zakamarki, wydlubal wszystkie znajdzki, pokonal wszystkich zloli, ukonczyl wszystkie wyzwania i opanowal latanie na miotle na poziomie eksperckim. Ot, grind jakich malo. Teraz o gierce. Nie jestem jakims psychofanem uniwersum H. Pottera. Obejrzalem filmy, ktore jak na popoludniowe kino Polsatu mozna obejrzec bez zarywania krtani z zachwytu. Natomiast swiat…ten ma potencjal. Swietne jest to, ze slowo “magia” nie tylko jest tematem przewodnim, ale jej wszedobylstwo jest mega-namacalne na kazdym kroku. Doslownie. Wszystko sie wokol niej kreci. Kazdy aspekt zycia studenta jest formowany albo przez sama magie, przedmiot sluzacy do jej egzekwowania lub ludzi, ktorych spotykamy na swojej drodze. Swiat jest niesamowicie plynny, zmienia sie, transformuje, wszedzie lataja, stukaja, skrzypia magiczne przedmioty, a cos co wydaje sie niepozorne ma niesamowicie bogata wartosc uzytkowo-wizualna. Jest w Hogsmeade sklep z trzema wejsciami. Wchodzac po kolei przez kazde z nich znajdziemy sie w zupelnie innym pomieszczeniu (!). Po swiecie rozsiane sa liczne lochy, groty, zamki i grobowce. W kazdej z tych lokacji wykorzystamy nasze magiczne inwokacje, przywalimy wrogom z magicznego “bacika” i rozwiazemy zagadke, do rozwiklania ktorej potzrebna jest - badabam badabam badabam - magia, rzecz jasna. Swiat Hogwart’s Legacy jest ogromny, a wyzwan czekajacych na bohatera/erke jest bez liku. Kolejna rzecz, ktora mnie urzekla to Room of Requirement. Widzialem w grach rozrastajace sie bazy czy obozy (MGSV, RDR2), ale tak pieknej lokacji jak ta mozna szukac w grach ze swieczka. Przemieszczanie sie scian, tworzenie drzwi do otwartych przestrzeni czy dodatkowych pomieszczen widzimy na wlasne oczy. Dzieja sie tam rzeczy wazne dla ewolucji naszego magika. Uprawiamy rosliny, ktore albo sluza jako narzedzie walki (Mandrake), albo jako skladnik eliksirow. Wszystko sie przydaje jesli chce sie skosztowac jeszcze wiecej smaczkow z nutka magii. Przeciwnikow jest masa, ale mam z nimi jeden z niewielu zgrzytow jakie w grze wystepuja. Mianowicie jesli ogarnie sie juz wszystkie eliksiry, roslinki, zaklecia i narzedzia obrony niewielu jest typkow, ktorzy beda w stanie nam zagrozic. Grajac na hardzie spotkalem sie z zaledwie kilkoma starciami gdzie musialem troche sie wysilic. Ginie sie nieslychanie rzadko. Do tego stopnia, ze ryzyko zgonu zniknelo mi przed oczu na dwa tygodnie. Dopiero areny postawily przede mna wieksze wyzwanie. Moze tak mialo byc. W koncu jest to gra dla mlodszych odbiorcow. Moje zadowolenie z gry jest rowniez lekkim zaskoczeniem. Po raczej nudnawej sadze Harrego P. nie spodziewalem sie, ze jakiekolwiek medium spowoduje, ze wruce do Hogwartu. A tu prosze: swietny setting, wycisniecie z tematu magii ostatnich sokow, ogrom aktywnosci, calkiem udana fabulka z jeszcze lepszym tematem pobocznym (Sebastian i Anne) i mamy bardzo udana gre. Nawet taki stary pierdziel jak ja potrafi to docenic.
-
Smiechlem kilka razy. Oczywiscie koncowka z dupy i nie ma nic wspolnego z krytyka jako taka, ale zabawnie to przedstawili.
-
Smieszna scena z Davisem niemal stratowanym przez graczy Nuggets po buzzerze Murraya.