-
Postów
4 441 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Yap
-
Rise of the Kasai - naszlo mnie na retro, a kiedys kiedys szukalem kontynuacji The Mark of Kri lecz wyszla tylko w NTSC. Zdziwilem sie, ze na PSN to znalazlem, ale coz. Odmowic sobie nie moglem. Minelo tyle lat, a jednak wciaz takie gierki robia mi dobrze jak Pamela Tommy’emu. Skradanka, slashero-byt, jakas tam otoczka legendy i mamy fajna gierke. Czekalem na to tylko 15 lat.
-
Dziś skończyłem ponownie, lecz tym razem na Survivor+. Żałuję, że jest to moje NAJPRAWDOPODOBNIEJ ostatnie spotkanie z tą grą, ale tą szczególną pozycję, sceny w niej zawarte i całą retorykę będę pamiętał przez lata. Jasne, że TLoU II nie jest pozbawione elementów, które chciałoby się wwiercić twórcom w odbyty i powiedzieć im, że takich góówien się nie wysrywa, ale mój odbiór w żaden sposób nie stracił w porównaniu z przejściem pierwszym. Gdzieś tam po drodze wpadła platyna, lecz ja byłem (i wciąż jestem) zachłyśnięty pięknem tego dzikiego świata, że nawet tego nie zauważyłem. Cały czas uważam, że świat TLoU II nie jest miejscem na głoszenie haseł "równości", "zrozumienia innych religii", "zwalczania uprzedzeń" i "walk o nową moralność". Kiedyś za młodu byłem absolutnym maniakiem Fistaszków. Wiecie, Snoopy, Charlie Brown i inni. W jednym z zeszytów Charlie wlazł na trawnik mimo tabliczki z wyraźnym zakazem. Ten zaś wydarł się: "Depczę trawę bo szlag mnie trafia kiedy ktoś mówi mi o czymś o czym doskonale wiem!!" Ludzkość ma podobnie. Każdy musi się oswoić z własnymi myślami względem innych orientacji, nowych trendów w sztuce czy ogólnymi zawirowaniami na tym świecie. SJWs prowadzą ostrą kampanię, w której normalni ludzie z pytaniami czy najzwyklejszymi w świecie wątpliwościami są wyzywani od rasistów czy bigotów. Nie ma dialogu, nie ma argumentów. Są tylko wyzwiska i umniejszanie wartości społecznej. Nie wiem. Może gdybym nie interesował się tematem nie mierziłoby mnie to aż tak bardzo. Wiem jedno natomiast. Odseparowawszy The Last of Us Part II od tego całego zgiełku, fabularnych faux pas i tych zyebanych kompanów, którzy czasem blokują drogę ucieczki bądź płynniejszego przejścia w ukrycie, mamy piękny obraz tego jak gry powinny być robione i z jaką dedykacją. Dla mnie top 3 tej generacji. Jeśli będzie mi dane doczekać się 3ki, to niech Ellie odczuje tam choć odrobinę ulgi na końcu.
-
Wakacje w kraju to świetny pretekst, żeby odkurzyć PS2 i pocisnąć jakieś starocie. Padło na sejw z: - God of War, które miałem skończyć rok temu, ale na 10 minut przed wyjazdem na lotnisko byłem w Hadesie. Kiedy doszedłem do Aresa, który skroił mnie trzy razy z rzędu bez popitki zauważyłem, że grałem na God Mode. Trzy godziny klony męczyłem. O piątej rano w końcu ujrzałem napisy. - The Mark of Kri - hehe, ale się w to fajnie grało. Zrobiłem nawet wszystkie areny z challenge'ami. Te pokrzykiwania Rau świetnie się komponują z rozrywanym na strzępy ścierwem. Przeszedłem grę nawet drugi raz, żeby masakrować wszystko toporem. Ależ fajnie niektóre combosy wyglądały w akcji. Członki fruwały wszędzie.
-
Strzal w dyche. Uwielbiam TLoU II, ale pytania Jesse’ego o to czy Dina zamierza urodzic dziecko sa o kant doopy rozbic. Czy w Jackson jest klinika aborcyjna albo chociaz lekarz, ktory potrafi wykonac “lyzeczkowanie”? 24 lata po wybuchu grzybobrania wiedza nie jest chyba przekazywana w akademiach medycznych lecz z ust do ucha przy okazji istnienia jakiejs spolecznosci. Ale znow, to tylko wymysl fabularny kogos kto ten caly szajs o ukazaniu silnej i niezaleznej kobiety chcial wcisnac w agende liberalnych krzykaczy. Mimo tych dziur TLoU II sni mi sie po nocach. Tak dobrze sie przy tym bawilem.
-
O kurfa! Zszedłem na zawał prawie. Dla mnie największym głąbem był niejaki Ross. Phoebe jakoś mogłem przeboleć czy postępującą głupotę Joey'a, ale Ross z jego wyborami A.D. 90' tak mnie mierził, że do dziś połowę scen przewijam. Rachel śmiała się z dużej części scen, w których wystąpiła co dla mnie jest zawsze na plus, Chandler stanowi klasę sam dla siebie, a Monica mimo iż irytująca czasem potrafiła o czasu do czasu coś wywinąć. Star Wars IX - 1/10 Nie wiem co tu napisać. Za pierwszym razem w kinie kolo uciszał mnie co 10 minut bym "zamknął ryj" i przestał się "śmiać i komentować". I uwierzyć, że istnieją z(pipi)y, którzy widzą w tym filmie jakość.
-
S@#ałem pod siebie. W pewnym momencie będziesz mógł
-
Teraz już w niektórych gronach nie należy nawet mówić "Afroamerykanin". Preferują już Czarny Amerkanin. Nie nadążysz za nimi. W Far Cry'ach nie szukam realizmu. "Ewolucja" bohatera z czwórki do super genome-soldier'a zupełnie mi nie przeszkadzała. Latamy, skaczemy, egzekwujemy headshot'y, napuszczamy dziką zwierzynę na żołdaków dyktatora, spotykamy Yeti (!!!), skradamy się, wyzwalamy posterunki, twierdze i zbieramy pierdoły. Świetna zabawa. Po szóstce spodziewam się znów tego samego. Nie wiem co mogliby jeszcze dodać, żeby mnie zachęcić. Nic więcej mi nie trzeba.
-
Zagrałbym w poyebanego PESa niczym Winning Eleven 4 gdzie wpadały najniedorzeczniejsze bramy świata. I ten japoński komentator . Który z PESów ery nowożytnej jest najbardziej arcadowy? Poza tym brakuje mi Burnoutów. Brakuje mi ich jak cholera...
-
O kurła, mozna strzelic w leb delikwenta, ktorego sie trzyma . Jest cos jeszcze o czym nie wiem? do tej pory tylko dzgalem scyzorykiem i przyduszalem.
-
Ten lub inne fabularne kopniaki w ryj mogą mierzić, ale jednak mieszanka wybuchowa odczuć i refleksji PO przejściu gry potrafią przytłoczyć. Dla mnie to plus. Bo teraz siedzę i myślę co by było gdyby. A to, że pierwszy dzień to lekka monotonia i bezbarwne dialogi między Ellie i Diną drażnią to prawda. Później będzie lepiej mam nadzieję.
-
O The Last of Us Part II wiedziałem, że wychodzi, i że Anita Yeabanna Sarkeesian maczała paluchy w tle ideologicznym gry od Naughty Dog. Olbrzymia czerwona flaga wywieszona tą prostą informacją nie zniechęciła mnie w najmniejszym stopniu do zakupu. Wiedziałem, że to ujowe pod Słońce miejsce zwane Twitter'em będzie kloaką sporów, beznadziejnych komentarzy, pouczeń, wyzwisk i wielu innym podziałów jakimi trudzi się dzisiejszy feminizm, agresywna polityka pro-gender czy musowe, niekwestionowane aprobowanie przeróżnych myśli wielbiących zróżnicowanie etniczne, religijne czy płciowe. Odgarnijmy to więc na bok na samym początku i skupmy się na grze samej w sobie, jako zjawisku świata gdzie nikt nikomu nie musi wcierać niczego w twarz by zrozumieć jak ma myśleć i czuć. Nie rozumiem dzisiejszego świata. Gubię się w nim. Prostota moim zdaniem jest największą zaletą każdej osobowości. Nie muszę się nawet zgadzać z moimi lewicowymi kolegami by ich szanować i lubić. W szerszych i bardziej kumatych społecznościach europejskich jak i światowych przedstawiciele społeczności LGBT+ zostały zaakceptowane już dawno temu, zakładając jakże prostą i przejrzystą myśl - twórz siebie takim jakim chcesz być, bądź szczęśliwy, a ja sam dojdę do tego co o tobie myślę. Będzie to najsprawiedliwszym odzwierciedleniem tego co sobą prezentujesz, co głosisz i jak mam cie postrzegać. No koorwa, czy może być coś bardziej sztampowego i oczywistego od tego? Zamiast tego mamy nagonki, wyzywanie od bigotów (nawet w TLoU2 pada to słowo), rasistów czy ignorantów. Pop-nauka przyćmiewa racjonalne, wypracowane przez wieki teorie czy zwykłe fakty. Niektórych scen w tej grze nie zrozumiałem. Nie dlatego, że były zagmatwane. Po prostu nie rozumiem dlaczego w świecie przyszłości gdzie wartości zostały przekierowane na zupełnie inne tory (przetrwanie i próbowanie utrzymania człowieczeństwa) ktoś stara się wpleść ideologię, którą większość kuma od lat a która pewnie zanikła kompletnie po pandemii gdzie człowiek potrafi wypatroszyć inną osobę w celu jej "ratowania". Może akurat taki świat nie jest najlepszy do przedstawienia akurat takich zagadnień. Mieszkam w małym angielskim mieście zwanym Hereford. Nikt tu nie zwraca uwagi na facetów chodzących w sukienkach, osoby z objawami dysforycznymi czy dwóch młodych nastolatków rodzaju męskiego maszerujących do szkoły trzymając się za ręce. Czy ten zaścianek jednej z biedniejszych angielskich prowincji również potrzebuje "szkolenia o nowym człowieczeństwie w 21ym wieku" od The Last of Us Part II? Nie sądzę. Mówię tutaj tylko za siebie - potrafię dojść do własnych wniosków, nie potrzebuję takiego medium jakim jest przemysł growy by mi tłumaczył czym jest zwykła miłość między dwoma osobami lub jak myślą ludzie z wątpliwościami co do ich płci. Poza tą drobną powiedzmy rysą na wizerunku gry uważam, że Neil Druckmann i Halley Gross wykonali kawał zakoorwiście dobrej roboty. Zarys postaci, ścieżki rozwoju, otoczenie, budowanie nadziei, rujnowanie tejże w sekundę i ogólny obraz wszystkiego jest, jak dla mnie, zapierający dech. Byłem wściekły, rozżalony, szczęśliwy, zawiedziony, uniesiony, poszarpany i maksymalnie wzruszony. Mikstura jak po żadnej innej grze. Ok, skoro już uporałem się z tym małym wyskokiem mogę z czystym sumieniem opisać moje odczucia odnośnie fabuły i gameplay'u. Od razu powiem, że nie uświadczyłem żadnych technicznych problemów wspomnianych wyżej. Znikające tekstury? Wykręcone kończyny? Nic z tych rzeczy. Prosiak sprawował się świetnie przez te całe ponad 41h przygody. I tak to widzę. Wiem, że to wszystko jest dość chaotyczne więc nie yebcie mnie za bardzo, ale grałem w The Last of Us II po nocach kończąc nad ranem. Dziś o 5.30 czasu polskiego obejrzałem napisy i wysłuchałem wszystkich utworów, które jeszcze bardziej spotęgowały moją emocjonalną rozterkę po odbytej podróży z Ellie i Abby. Niewątpliwie jest to gra, którą będę stawiał na piedestale w różnych chwilach mojego gamingowego życia. Bo jest czym się zachwycać. Bez oceny gdyż nie wiem jak skategoryzować jakość tego tytułu, ale odjąłbym pół oczka za nieudolne wszczepienie chorych przesłań roku 2020go.
-
Perez, skontaktowałem się z kobietą, która podała mi cenę łączonej prenumeraty zagranicznej, później zmieniła ją na cenę zaporową by w końcu przestać odpowiadać na moje maile zupełnie. Czy mógłbyś ruszyć jakieś trybiki i dowiedzieć się czegoś o sztywnych kosztach wyżej wymienionej prenumeraty? Cena, która padła jako ostatnia to lekko ponad 500 zł. Mowa o przesyłce do UK. Mógłbyś potwierdzić/zdementować/uaktualnić?
-
Ot, spontaniczny zakup do wydoopconego w kosmos backlogu.
-
Chyba sie zaraz zes.ram ze szczescia
-
Po kiego ta informacja jest na okladce? Zastanawia mnie czy nie zrobili tego specjalnie by wsciekla i WROGA ekspresja na twarzy Ellie zostala zastapiona wedrujaca przez las zbieraczke grzybow . Moze zalozyli, ze ten napis zepsuje efekt wystarczajaco by gracze odwrocili okladke i kontyuowali proces zci.pkowatowienia. Mam nadzieje, ze na moim steelbooku nie bedzie tego goovna.
-
Nie pamiętam co było moim pierwszym sandboxem, ale bzdury wynikające z robienia nieistotnych głupot po drodze do głównego questa nigdy mi nie przeszkadzało. O mój Boże! Torturują tą biedną dziołchę...ale teraz jest czas na ryby i farmienie połowów, żeby zdobyć najlepszą wędkę.
-
Czytałem wypowiedzi Kyrie'go i Dwight'a...co za zwały. Don Lemon z CNN jak zwykle w formie i pertoli, że każdy celebryta (w tym koszykarze z jakiegoś powodu) muszą zająć stanowisko polityczne.
-
W końcu się zabrałem za The Last Dance urządzając sobie istny binge-watching i pochłaniając całość w jeden dzień. Niesamowite jak wiele z tamtych czasów pamiętam. Młodość, koszykówka codziennie (nawet w najgorszą gorączkę), organizowanie nocek z finałami NBA i ogólna szajba. Moja pasja zaczęła się od finałów '92 i od tamtego czasu do końca sezonu 97-98 przegapiłem zaledwie dwa mecze finałowe, które były również porażkami Chicago Bulls z Seattle. Mogę jeszcze uwzględnić szósty mecz z Phoenix kiedy to jak ostatnia p&$da poszedłem spać trzy minuty przed końcem bo byłem pewien, że Chicago się posypało i czekał nas siódmy mecz. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że nie widziałem rzutu Paxon'a na żywo. Sam dokument jest jak najbardziej ok. Pewnie gracze mają inne spojrzenie na montaż, kontekst ich wypowiedzi czy światło w jakim zostali przedstawieni, ale i tak moje zdanie na ich temat się nie zmieniło. jakieś 80% tego co przedstawiono i tak już wiedziałem więc specjalnie mnie nie zaskoczyły "rewelacje" o chamstwie Jordana czy zarobkach Scottie'go. To w jakim stylu Michael Jeffrey, Scottie Maurice i spółka rujnowali kariery topowych koszykarzy tamtych czasów było największą atrakcją moim skromnym zdaniem. Jasne, niektórzy później sięgnęli po tytuł z inną drużyną, ale to nie to samo co wygrać z Michael'em Jordan'em, a ten ostatni miał rozmach jak sam skoorvysyn. Jego widzenie parkeietu, analiza i przewidywanie zagrań przeciwników sprawiały, że majtał ich jak dzieci. Te ujęcia kiedy po przechwycie piłka ląduje w łapskach Mike'a, a niewielu obrońców decydowało się na pościg czy twardszą obronę są tak sugestywne i majestatycznie piękne, że aż serce ląduje w przełyku. The Last Dance to tak nostalgiczne i prawdziwe doznanie, że boję się wrócić do NBA po całym tym Covid-szaleństwie. Kawał mojej szczenięcej młodości i generalnie rewelacyjne lata dziewięćdziesiąte. Niedługo lecę do Ojczyzny i coś czuję, że trzeba odświeżyć sobie te prawie pół terabajta starych i nieco nowszych meczyków, a wśród nich są perełki jak 80punktowy mecz Kobe'go, piąty mecz rywalizacji Bulls-Knicks z '93, wszystkie finały z tamtych czasów czy NAWET quadruple-double David'a Robinson'a. Poluję od wielu lat na dwa quadruple-double'e Olajuwon'a z '90, ale nie sądzę bym kiedykolwiek je dorwał.
-
He? Jest cos takiego??? No to chyba wracam. Moze nawet opertole hordy. Cos ciekawego sie za nie dostaje?
-
Skonczylem kilka dni temu. No, bawilem sie przednio. Wydaje mi sie, ze platynka jest na wyciagniecie reki bo dostalem juz milion trofeow, ale nie wiem czy ja potrzebuje do szczescia bo gierka broni sie swietnie sama. Poza tym dla mnie licza sie tylko calaki. Sama gierka (procz biegania za paliwem) swietnie trafila w moje gusta. Bieganie miedzy zainfekowanymi, wariaci z idealami, zdradliwy cwok, ktory konczy w mocarny sposob. Generalnie wszystko zagralo. Gameplay nie jest wymagajacy, a nasz bohater to, po jakims czasie, istna maszyna do zabijania, niepowstrzymana i praca przez wrogow jak kosiarka do trawy. No i ta koncowka. <spoiler>Cukierkowa, mega “szczesliwiarska”, sztampowa i oczywista do bolu</spoiler> No i ok. Mi to pasuje. 8+/10
-
Shazam! - ahhh, jak ten film sie zaczyna. Tajemnica, mlody chlopak z kompleksem tatusia/brata, magia, demony. Pozniej geneza glownego bohatera, poszukiwania, badass motyw rodziny (1000000xBanderas), czernoksieznik, ktory chce, zeby chlopak polozyl reke na jego lasce iiiii SHAZAAAAAAM!!! 2/10 Koorva, co za szmelc.
-
Days Gone - na razie jest ok. Po genialnym SpiderMan’ie moge miec dosc zbierajek, znajdziek i znajdywajek, ale zobaczymy. W SMie nie moglem poderznac gardla czy wbic noza w glowe.
-
https://imgur.com/a/lcQEiOO Łot, chce Residenty nadrobic, a nie rusze remake’ow 2ki i 3ki bez poprzedniczek.