Uncharted 4 A Thief's End - krótko, dla mnie bomba. Wszystko zagrało i choć będzie to pierwszy Uncharted bez platyny (wymagane multi) to jednak czuję spełnienie. Nie jestem typem, który marudzi na powtarzalność, przeżarcie się formuły, szukanie znajdziek czy kapiszonowate strzelanie. U4 dało mi to co wcześniej The Lost Legacy, a z przygodami Cloe i Nadine spędziłem fantastyczne chwile. Poziom crushing jest wyraźnie bardziej stonowany względem poprzedników choć powiem szczerze, nie spodziewałem się, że będzie zawierał jeden z najbardziej wymagających i wkoorwiających killromów w serii. W pewnym pomieszczeniu zaraz przed tym jak Nate z lasią mają wyważyć jakieś drzwi wyskakuje wataha, z którą nie tyle się walczy co ginie raz za razem. Poważnie, ziałem chęcią mordu i zniszczenia. Próby uspokojenia przez żonę tylko wzmagały furię. Szukałem miejsca gdzie zutylizować jej zwłoki. Dusiłem, dusiłem i dusiłem, aż w końcu jakimś fartem biegając jak poyebany po całej lokacji udało mi się ubić ostatniego przeciwnika. Pół dnia męczarni.
W moim rankingu gier miodnych wszystkie Unchartedy stoją na bardzo wysokim poziomie. Pożegnanie z Nate'm udało się znakomicie, ale ND dostarczy jeszcze nie raz. W to wierzę.
Młoda Cindy Crawford/10