-
Postów
4 441 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
7
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Yap
-
Dorwalem ta cala „The Definitive Experience” za calkiem male pieniachy, a ze MGSy zawsze byly jednym z moich growych perdolcow trzeba przypiescic i piatke. Tradycyjnie nie dowiadywalem sie niczego przed zagraniem takze wejscie w „Ground Zeroes” bylo tak swieze jak tylko moglo byc. Na razie poznaje mechanike, laze, sciagam kolesi z wiezyczek i...slucham kaset. Miliony kaset, ktore pewnikiem w wiekszosci oleje w grze wlasciwej bo kto ma chec na powtorke z dwojki czy czworki gdzie sluchanie i ogladanie scenek/rozmow przez radio stanowi glowny przekaz fabularny. No nic, bedzie fajnie jak tylko sie wszystko rozkreci.
-
Alez giera. Teraz kiedy mam sie zabrac za cos innego chce tylko grac w Bloodborne. Jedynym elementem, ktory potrafil mnie znuzyc byly kielichowe lochy. Nie dlatego, ze byly slabe, ale strasznie powtarzalne i przez to nudnawe. Bossowie cale szczescie dostarczyli. Abstrahujac jednak od Chalice Dungeons reszta to poezja w ruchu, fonii, bita smietana i fajerwerki. Niemal kazdy boss powodowal szczekopad i palpitacje serca. Starc z Amelia, Lawrencem, BloodBeast czy Gascoine’m nie zapomne po wsze czasy. DLC to absolutny majstersztyk gdzie mozolna eksploracja i niespodzianki czychajace na bohatera zmuszaly mnie do trzech prysznicow dziennie. Adrenalina, pot i ogien. Teraz troche poczytam i ogarne zdziebko lore bo ten w ogole mnie nie interesowal.
-
Amygdala padla i byla nawet prosta. Dostalem kielich, do aktywacji ktorego brakowaly mi dwa red jelly i od uja haze’a. To drugie to latwizna, ale nie moglem nigdzie znalezc jednej galarety. Ze cztery dungeony przerylem tylko po to by odkryc, ze brakujacy jest w tym samym, w ktorym znalazlem pierwszy glut, tyle ze po drugim bossie. Tak czy owak dotarlem do tej ciezarnej, ktora filowala nieopodal windy przed walka z Mokra Pigula. Padla za pierwszym razem, ale mialem przydupasa. Nie mialem juz sily na kozaczenie. Za pare dni sprobuje inne kielichy bo te pthumeryjskie juz mi sie na serio przezarly.
-
Jest tez inny sposob, o ktorym najwidoczniej zapomnialem. Nazywa sie „cierpliwosci”. Pamietam kiedy ubilem pinde w vanilla game, a wtedy byla dosc prosta. To doswiadczenie jednak na niewiele sie zdaje bo one-hit death w tej walce to zaden problem. Nic to. Juz wiem jak z nia walczyc. Dzis powinna pasc.
-
Byl bardzo ruchliwy, ale nie stosowalem lock-on’a wiec latwiej uniki egzekwowalem. Roll w kierunku psiaka, kilka ciec, odskok i tak do konca. Wpadl pozniej w amok i prawie mnie ukatrupil, ale jakims cudem udalo mi sie ciachnac go trzy razy. Wiecej szczescia niz rozumu w tym przypadku. Amygdala natomiast weryfikuje to cale „kozactwo” juz pol dnia. Ze 30 zgonow juz zaliczyłem.
-
O żesz...probuje te cale chalice dungeons ogrywac. W ostatnim, ktorego prawiej juz skonczylem pasek zycia jest zredukowany o polowe. W nazwie stoi „cursed” zdaje sie, wiec to jest powod pewnikiem. Nie powiem, wyzwanie jest spore. Pierwszy boss byl w sumie latwy. Trzy fazy z podstawowym combo do wyczerpania staminy i padl. Drugi jednak, mimo iz padl za pierwszym, wymagal niemal siedmiominutowego tanca po calej arenie. Dosc powiedziec, ze kiedy zadalem mu ostatni cios moj pasek zycia byl pusty. Nie wiem jakim cudem przezylem. Mam nadzieje, ze cos minsie ciekawego skapnie za moje trudy.
-
Na Loudwire mowio, ze Slayer dzialalnosc zawiesil. Kuźwa...ja wiem, ze juz czas, ale nie moge sie z tym pogodzic.
-
Nioh jest w kolejce. Chce tez zakupic wszystkie dodatki. Kiedy skoncze juz BB bede chcial podejsc do platyny. Poczytam, zweryfikuje czego jeszcze nie mam, zbadam i zaplanuje. Tyle slodkosci jeszcze przede mna. Na razie bawie sie tomb raidera. Dosc dynamicznie prze sie do przodu bo jestem juz przepakowany, ale pomalu zaczynaja sid schody. Nie wiedzialem, ze te kielichy maja poziomy trudnosci.
-
Ja dzis rozplatalem Lawrence’a na dwa podejscia. Ci kolesie w studni tez padli, ale napuscilem ich na siebie sztyletem dezorientacyjnym wiec nie musialem zbytnio sie wysilac. Natomiast juz wiem jaka bron otrzyma +10 w nastepnej kolejnosci. Chcialem wlasnie pobawic sie tym ostrzem, ktorym chciala mnie zaszlachtowac Lady Maria, ale nie wiedzialem czy i gdzie jej szukac. Dodatek juz za mna. Jakims cudem udalo mi sie zdobyc kazda bron i zwiedzic, moim zdaniem, wszystkie lokacje. Troche szkoda, ze to juz koniec, ale jutro wpadne do lochow w koncu. Mam nadzieje, ze stuff wypcha mi sakwe. A, no i raczej tego runa zmieniajacego mnie w bestie juz nie sciagne. Kozacki design ma postac.
-
O kurcze, znalazlem kolejny Blood Rock . To juz trzeci procz tego, ktory wpadl z vanilla game i jednego zakupionego za czachy. DLC jest nie tylko zayebiste, ale i przepelnione zajefajnym stuffem. Jedyny problem to wybor broni, ktora chce podbic do +10. Na razie Saw Spear i Blade of Mercy zlevelowalem na maxa, ale to drugie jedt w inventory intyle. SS jak na razie ubilo wszystkich bossow w grze, lacznie z Kos’em, ktorego nie bylem w stanie uciukac w nocy, a ktory to padl byl doslownie 10 minut temu. Podbilem nieco endurance bo zawsze kiedy ginalem brakowalo mi staminy na ten jeden skok, ktory by mnie uratowal. Tak czy owak zdechl, a starcie bylo mocarne. Jest jedna miejscowka gdzie sa dwa wielkie ryboludy. Jeden z nich czeka z kotwica, a drugi wisi u sufitu. Ten pierwszy zayebau mnie juz z 6 razy, a tego drugiego nie potrsfie sciagnac na dol. Olewam na razie. Jutro moze skoncze dodatek.
-
Panie! Ten dodatek jest prze(pipi)! Doszedłem do bossa i go ubiłem ( a nawet dwóch!), ale o tym zaraz. Błądziłem trochę po lokacjach, eksplorowałem, a czasami toczyłem pianę z ryja kiedy tylko wyłazili ci skurkowańce z ognistymi młotami. Przerośnięte komarzyska spoko, można je wyjmować pojedynczo, wielkiego problemu nie miałem, ale raz, tyyyylko raz, zebrali się w grupę i zaczęli gonić mi dupsko. Panika i krzyk, żona z gromkim "Zamknij się psycholu!" obróciła się na drugi bok, a ja poleciałem przed siebie. Myślałem, że za wrakiem dyliżansu nic ni ma, a tu...poczwarka dropiąca kamyki, a za nią tunel, a za nią znów...ze sześć zgonów. Ten łowca, który tam rezydował (doprowadziłem do eksmisji), nie był wcale trudy. To ja rushowałem chcąc go uciukać jak najszybciej przez co walka byłą powtarzana. No ale po zwycięskim dźgnięciu polazłem dalej i cóż widzą moje piękne, przemęczone, przekrwione i swędzące oczy? Małe deja vu i walka ze starą znajomą. Bystrość mojego umysłu nie zna granic więc zamiast rozejrzeć się prawilnie jak ZAWSZE postanowiłem spaść z półki i rozpocząć walkę. Do bestii dołączyły inne monstra, które wyłoniły się z ciemności, a które to mogłem spokojnie wyeliminować gdybym tylko dojrzał ścieżynę, której pilnowały. No nic, walczymy zatem. Pierwszy cios i już mam milimetr na pasku. Jakimś cudem udaje mi się skonsumować dwa słoiki krwi, i na ślepaka zaczynam machać ostrzem. Padają dwie bestie więc unik i lecę na złamanie karku tam gdzie choć ułamek sekundy pozwoli mi na ogarnięcie sytuacji. Udaje mi się po drodze zdjąć jeszcze jedną pokrakę, ale stara znajoma grzeje mi plecy więc niestety dostaję dwa potężne ciosy. Kolejny cud sprawia, że wciąż stoję. Sprint ku stercie kamieni i jakiegoś syfu po czym zabawa w ciuciubabkę pozwala na powolne lecz efektywne zredukowanie paska życia bestii do zera. Ufff, wyszedłem do kibla bo trzeba było się przewinąć. Po powrocie trochę ogarnąłem okolicę i znalazłem przekulerską broń. Dziwną, ale fajową. Bloodborne rula! Ok, ta walka była małym zaskoczeniem, ale co w takim razie z bossem? Na pasku miał napisane Ludwik, czy jakoś tak. Pasek widziałem cały siedem razy zanim poddałem się i polazłem lekko podlevelować postać. Ciężki boss, prze-za-je-bis-te starcie i masa adrenaliny. Miałem do wyboru dwóch pomagierów: Henrtiettę i jakiegoś innego gostka. Ta pierwsza to tak średnio mi odpowiadała już w przeszłości więc zdecydowałem się na kolesia. Hmmm, niezbyt udana walka, jeszcze mniej udany finał (może pół cm paska zostało Ludwikowi zanim nas wysłał w zaświaty). Ok, niech Henrietta się wykaże. Ekhem...zamietliśmy bossem ten stos korpusów, którymi się pewnie żywił. Świetnie odwracała uwagę Von Jungingena, leczyła się kiedy było trzeba, atakowała ze mną dzięki czemu dwa razy mogłem wykorzystać finiszery. Po prostu mocne, zdecydowane i satysfakcjonujące w uj zwycięstwo. Znikając z pola walki miała pełny pasek i zero potu na czole . Kolejna lokacja już jest wyczyszczona, a boss sztywny, ale w porównaniu ze zdeformowanym koniem nie ma tu nic wartego wzmianki. Odwiedziłem każde piętro tej wielgachnej lokacji, wróciłem do lochów, pozamiatałem w celach i zakończyłem sesję z przeogromnym bólem serca. Zasnąłem w 15 sekund.
-
Heyooo! Kolejny boss padł. Był trochę śmiesznawy prócz jego mniej zabawnych ataków. Pokazywał mi język(i?) więc zaszlachtowałem dziada moim Saw Spear'em +9 i dostałem klawą czapkę ze stali oraz jakiś klucz. Do jakich drzwi? Zero pojęcia, ALE NIE MÓWCIE MI!! Poszperam po zamczysku i być może coś znajdę zanim dowiem się kim jest ta płacząca niewiasta na szczycie. Prosiaki i mnisi z katanami również uznali moją wyższość i ginęli zgodnie z jękiem w niewyobrażalnych cierpieniach i agonii. Dojść do bredzącego coś pod nosem bossa było ciężko bo frenzy zabiło mnie z pięć razy, ale za to sami bouldersmashery jakoś mi nie przeszkadzali za bardzo bo wolne to pokraki, a dzida + L2 zmieliło ich na ścierwo. Jedynie strzały znikąd i ciągły syndrom "who the fuck is shootin' me?" towarzyszą przy tej dość mozolnej wspinaczce. Później jest w miarę ok. Boss jest nie tyle trudny co upierdliwy. Trza za nim ganiać po iluś tam pomieszczeniach. Od czasów The Enda niewiele starć było choć podobnych, a przynajmniej ja niewiele uświadczyłem takowych. Mam masę stuffu, które według opisu potrzebne są do tych całych chalice dungeons, ale na razie obczaję DLC, które już na samym początku jest intensywne, a ja mam 97y chyba lvl więc będzie kupa zabawy z potężniejszymi przeciwnikami. Tak sobie myślę, że gry From Software mogą mieć najatrakcyjniejszy reward system ze wszystkich jakie są na rynku. Jest ciężko, można zginąć od ciosów największego leszcza, ale to właśnie sprawia, że oczy ma się szeroko otwarte, serce wali jak klapa od śmietnika, a mięśnie twarzy, rąk i nóg są wiecznie napięte. Nawet będąc zmęczonym po całym dniu pracy i wskakującymi mi na głowę synami wieczorem nie potrzebuję żadnej stymulacji by się obudzić. Wystarczy Bloodborne i już patrzały są rozwarte szeroko aż do momentu "o koorva, trzeba iść spać bo za 4,5h muszę wstać". BB działa też świetnie jako afrodyzjak, ale może to nie miejsce by takie tematy poruszać. Jak na razie Bloodborne jest dla mnie Adrianą Limą w bikini.
-
Moje glowne zyletki to Saw Spear i strzelajaca dzida. Ta pierwsza spisuje sie swietnie. Przed chwila kolejny gigantyczny boss wydal swoj ostatni ryk. Po wczorajszym kompletnie nieudanym pierwszym podejsciu dzis uciukalem dziada za pierwszym razem. Arena jest spora, jak to w produkcjach FS bywa, wiec bylo gdzie spindalac przed ciosami, ale nie wiedzialem z poczatku jak i gdzie mam atakowac bo proba golenia jego nog sie nie sprawdzila. Przednie przeszczepy za to przyjmowaly spory damage. Najlepsza byla jednak koncowka kiedy to uslyszalem znajome tapniecie i mialem okazje podziwiac finiszera. Czy moze byc lepsze zakonczenie walki?
-
O to to wlasnie. Skoorvieni swieci mikolaje gnija po katach. Doszedlem wczoraj do konca tej lokacji i kilku innych. Ubilem trzech szefow. Monster Grzyba, szefowa zaraz po nim (najtrudniejszy z nich) oraz wielka maszkare zlozona ze scierwa i czaszek. Ten ostatni to byl jakis zart. Przywolalem pomagiera, ten skupil cala uwage na sobie, ja zas zaczalem atakowac bok maszkary i po 35 sekundach byl koniec walki. Nie wiem czy po prostu walka ulozyla pode mnie czy faktycznie jest taki latwy, ale nie narzekam. Procz tego spotkalem dzis Eileen w katedrze, ktora nie wiedziec czemu zaatakowala mnie. Musiala jednak uznac wyzszosc mojego oreza. Chyba wybiore sie do dodatku, ale najpierw zarobie na te wszystkie bronie i ciuchy, ktore pojawily sie w sklepie. Jakies „ostrza czegos” i kolo od furmanki. Dobre to to?
-
Mam mokro. Co lokacja to nowe orgazmatyczne doznanie. Pootwieralem tyle skrotow, ze nie wiem gdzie isc. Dotarlem do jakiego Yar’ghul (czy jakos tak) gdzie jest milion drog. Jest intensywnie, miejscami ciezko, ale powoli pre naprzod. Wpadlem zupelnie przez przypadek do jakiegos pomieszczenia gdzie jest trup siedzacy na krzesle, a ktory to trup cos tam trzymal w sztywnych lapskach. Wyrywam to cos i okazuje sie, ze to klucz do jakiejs „gornej” lokacji. Domyslilem sie, ze to pewnie do tych drzwi, do ktorych trzeba sie wspiac na prawo od Cathedral Ward. Na razie jeszcze nie zawitalem tam, ale powoli. Zaraz przed wejsciem do Yar’ghul wyszedlem do kuchni na sekunde. Wracam, a jestem w innym miejscu. Co jest koorva? Sprawdzam trofea. Dostalem jakies, pewnie za dotarcie do tej miejscowki, ale jak sie tam dostalem? Unsolved mistery. Podobnie bylo ze spacerkiem od Wiedzmy. Wesolo szlachtuje pieski, a tu nagle trigeruje sie filmik. Jakies zgnile konie ciagna woz. No wsiadam rzecz jasna i chwile pozniej jestem juz przy olbrzymim zamczysku. Doszedlem do bossa, lecz jeszcze dam mu pozyc. Jutro, moze pojutrze zrzuce go z dachu. Zgubilem niestety Eileen i tego rycerzyka co robi za biuro informacji, no ale trudno. Moze w kolejnym przejsciu.
-
Łuu, jeden dzien przerwy i pchamy gre dalej. Doszedlem do przerosnietego karalucha i uwaga, uwaga! Jak na razie boss, ktory przysparza mi najwiecej problemow z jakiegos powodu. Cala reszta w tej lokacji nie byla tak straszna, ale smrodu bylo na tyle sporo, ze muchy sie zlecialy. Walka z Shadow of Yharnam jak na razie najbardziej mi sie podobala. Kazdy boss to jak zwykle w przypadku gry od FS majstersztyk, ale ten...jeden boss to szefowy sztos.
-
Gralem jak poebany we wszystkie odslony procz acidow wiec kiedy zobaczylem cene na eBayu nie moglem sie oprzec. Kupilem bardziej oczami niz z braku gier, ale biblioteka musi sie zgadzac.
-
Czekałem na PS4 slim, później dowiedziałem się, że jakaś dopasiona wersja wychodzi, więc doszedłem do wniosku, że nie ma sensu inwestować w sprzęt z odzysku. Teraz nadrabiam exclusive'y. Poza tym gram w wersję GOTY, więc win win. EDIT. To jest niesamowite jak krece sie wokol jednej lokacji iles tam razy, a tu przez przypadek odkrywam jakies schody, tunel czy drabine. Przed chwila bylem niedaleko Grand Cathedral gdzie wczesniej uciukalem takiego szajbusa z shockowymi ostrzami. Okazalo sie, ze jest tam drugi kolo tyle ze z grzmiacym kijem. Byl znacznie latwiejszy do uciszenia niz jego poprzednik, ale nie o to chodzi. Zauwazylem kolejne schody, a za nimi trakt w dol, a znow za nim polanka ze strzelcami i dwoma katami, a juz za nimi...duuuza lokacja, ktora na pewno jest arena dla walki z bossem. Pozniej do tego podejde. Musze najpierw zutylizowac krew bo prawie wystarczy na jeden level bloodtinge, a chce wyprobowac ten caly gwizdek.
-
A ja zdobyłem dziś gwizdek Był kolo, którego ubiłem, ale miał kumpla, który uwziął się na mnie więc powiedziałem mu, żeby sobie poszedł. Ten pierwszy dropnął wiadro na głowę, a drugi gwizdek właśnie. Siedziałem z piaskiem w oczach w pracy bo spać poszedłem o 1.30, a do pracy poszedłem na 6tą rano. Dziś natrafiłem na trzech amigos nawet, ale jeszcze za ciężcy dla mnie. Przejdę się gdzie indziej, może podleveluję skill i arcane bo na mobków mój oręż działa jak marzenie, ale tych mnichów nadgryzam zaledwie. Pomyślę nad strategią i podejdę kilka razy jutro.
-
Heh, polazlem do wioski z tym tanczacymi kobialkami. Potraktowalem je ogniowym ostrzem bo eksploruje na potege i gdzies trafil mi sie taki gem, ktory umozliwia mi ogniowy atak. Pozniej bylo jeszcze fajniej, bo spotkalem babe, ktora wyskoczyla, chwycila mnie od tylca i poderznela gardziel jak szmacie . Mam grzmiacy kij, ktorym rozplatalem dwoch katow, horde psiakow by...dac sie zwiesc dizajnowi tworcow i spasc ze skarpy jak prostytuta z dworca centralnego. Uwielbiam BB. Nie wiem czy nie bardziej niz DarkS 1 i DemS.
-
O kuna fak, niby souls-like i nie powinienem byc zaskoczony, ale im dalej tym bardziej mi japa opada. O zesz, przed chwila pogadalem z kolesiem na jakims dachu, ale synek wskoczyl mi nagle na klate i przez przypadek ciachnalem tego pajaca, a ten...no nie chce spojlerowac, ale bylo intensywnie. Pozniej lokacja z wezoglowymi, a z tamtad dotarlem do jakiegos blotnego jeziorka skad spieprzylem bo mialem za duzo krwi, zeby ja stracic. Jak ja w ogole trafilem do Forbidden Forest skoro nie szedlem oczywista sciezka???
-
O zesz...teraz juz nie przelewki. Skoorvieni swieci mikolaje chodza po jakiejs przegietej lokacji i biora mnie na strzala. Do tego babcie rozancowe z mega przyspieszeniem, ktore maja otwieracze do puszek, ale wola moja czache nimi rozrywac. Nieco dalej trzoda chlewna i uciekinierzy z lecznicy dla zwierzat miela mnie w kilka chwil. Ale nic to. Najpierw rozplatam tego wielkiego elektryka bo jest chyba do zrobienia. Wczoraj ubilem olbrzymiego pieska, w ktorego przepbrazila sie jaka modlaca sie lasia, a pozniej nekromorfa z odzysku, ktory nie tyle plul kwasem co sie nim...pocil Wszystko mi sie podoba. Mam mase przedziwnych itemow z ktorymi nie mam pojecia co zrobic. Dzis dorwalem jakas broszke czy grzebyczek tylko po to, zebyobdarowac nim lale. Podziekowala kolejnym nic mi nie mowiacym przedmiotem. Chyba trzeba bedzie zaczac czytac opisy w grze bo moja ignorancja moze mnie w pewnym momencie ugryzc w tylek.
-
Domyślałem się, że te nagrobki jakąś ważną rolę odegrają, ale mimo iż powiedzieliście mi po co one są podejścia nie zmienię bo jest może i niedoskonałe, ale satysfakcja z ogarnięcia bossa swoimi metodami daje nieziemską frajdę. Pomału, po ścianie, każdemu się dostanie. I tak zanim zdobędę platynę NG+6 będzie musiało pęknąć. I tu pytanie. Czy jest choć jedno trofeum, które trzeba zdobyć w co-opie bądź PvP?
-
Poszwedalem sie po Old Yharnam, odblokowalem mase skrotow, raz nawet podszedlem do tego strzelca na dachu, ale ledwo uszedlem z zyciem. Innym razem. Podchodzilem kilka razy do dwoch bossow po Gascoinie, ale nawet z pomagierami cos szlo nie tak. Innym razem. Zapuscilem sie rowniez do jakiegos lasu z cala masa strzelcow (szybki zgon i zmiana planow), a pozniej rozwalilem jakiegos strasznie szybkiego przeciwnika z “elektrycznym” orezem. Jego kumpel byl juz jednak ponad moje sily. Teraz upgrade broni tymi wszystkimi gemami, ktore zdobylem. Pomalu odczuwam uzaleznienie.
-
Gascoine padł w końcu. Nauczyłem się parować jego ciosy na tyle dobrze, że pierwsze dwie fazy nie sprawiły większych problemów. Ostatnia jest najprostsza w sumie jeśli się wie co robić. No nic, teraz mogę pobiegać po nowych lokajach bo te pierwsze znam już na pamięć. Gierka przechooy.