-
Postów
316 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Sasori
-
Bo? Bo znowu nas zwyzywa i napisze, kiedy się tutaj zalogował Lepiej nie prowokuj...
-
SMG, nawet niezły. Bardzo celny, wali krótkimi seriami.
-
I opcja makijażu dla męskiego Sheparda.
-
Mądrze i ciekawie prawi, dolać mu tego, co tam sobie popija. Oczywistym jest, że każdy stworzony na potrzeby popkultury świat jest syntezą wątków zaobserwowanych w naszym rzeczywistym świecie i dokonań poprzednich twórców SF. Stwierdzenie wyjątkowo prawdziwe w przypadku BioWare, które tak na dobrą sprawę opowiada wciąż tę samą bajkę. Romantyczną historię o działającym ponad prawem i systemem wojowniku, który stawia czoła kolejnym złym megazordom, odkrywając, że ci poprzedni to ledwie ich sługusy A to, że uniwersum ME jest bardziej poukładane niż to z GW to chyba norma, skoro bazuje na nim w tak wielkim stopniu. Bardziej spójna wizja jest efektem zwykłej ewolucji pomysłu i dopasowania go do dzisiejszych norm - o czym pisał okoolarnik.
-
Nom, i to od 16 marca Pisałem ci na gg, gamoniu, myślałem że nie odpowiadasz bo mi zazdrościsz lol. I tak w kółko gram w tę grę, próbując tego i owego. Nawiasem mówiąc, vanguard to zdecydowanie najmiodniejsza klasa. Anyway, przed nami na pewno jeden wielki dodatek (vide Awakening), na niego kasę wysupłam. Ale jeżeli będą wypuszczać gnioty pokroju Pinnacle, to o ile nie wygram w totka, znów spadnę z listy scalakowanych (jak w przypadku ME1). Nie dam się doić za pomocą wjeżdżania na mój perfekcjonizm, bo na szczęście takowego nie posiadam, muaheherrrh. Ale Kasumi wydaje się być warta pieniędzy, na gamefaqs sporo zachwytów.
-
Podobno lojalka Kasumi daje radę. Dzisiaj zasysam, ciężko powiedzieć jednak, kiedy zdążę go "zrobić". Też walczę o utrzymanie calaka, mam nadzieję że nie będą za bardzo przeginać z liczbą płatnych DLC
-
Heh, dla każdego co innego, najwyraźniej Ja statek przeszedłem z marszu, ani jednego zgona. Kasowaliśmy z ekipą drony, harbusia zostawiając na koniec. Kitraliśmy się zaś za najdalszą od nich licząc osłoną. Co ciekawe, przechodziłem to właśnie kombosem inf+Miri+Thane
-
Polecam Infiltratora, nową grę. Dzięki bonusom do snajpy może kosić większość wrogów 1-2 strzałami, zaś cloak (ta niewidzialność) jest idealny do ucieczek kiedy zrobi się zbyt gorąco i rushowania niektórych fragmentów gry (np tych z respawnującymi się wrogami). Najtrudniejszą walkę w grze, z dwoma Scionami na Horizon, robisz małym oszustwem - snajpując ich ze schodów, nie wchodząc do lokacji i nie uruchamiając hordy husków. Pozostałe walki to już tylko kwestia cierpliwości i dobrego użytkowania umiejętności drużyny (najlepsze są obszarowe ewolucje talentów oraz drużynowe ammo). No i Miranda to mus w ekipie, zwalcza zarówno tarcze jak i bariery, dodatkowo wspomaga drużynę bonusami do HP i obrażeń.
-
A nie sprzedałeś go Cerberusowi?
-
Za darmo to ja się zaopatruję nawet w lekko przeterminowane puszki tuńczyka, co tam dopiero DLC do ME2... Ja tam czekam.
-
Jak to się nie da? Ja na insanity siedziałem za skrzynką na poziomie, na który mechy nie mogły wejść i waliłem do nich z warpa. No to dorobiłem (pipi)e uszy w takim razie Pewnie trzeba było się do tej platformy "przykleić" i hopsnąć wyżej, a ja byłem zbyt zaaferowany żeby to dostrzec. Anyway, wczoraj wieczorem pękł IFF na insane. Całe hordy zombiaków załatwiałem biegając w kółko i spamując Incinerate Dawać mię "trójkę"!
-
Lojalka Garrusa była chyba moim najcięższym momentem do tej pory (jestem tuż przed wejściem w Omegę 4). Przebicie się przez LOKI jakoś w końcu opracowałem, ale zupełnie nie byłem gotowy, kiedy rzycili mi na ryj dwa IMIRy (i okazało się, że nie mam się dokąd wycofywać, lol). W końcu się jednak udało, choć gdyby nie ucieczki za pomocą cloak i odciąganie mechów od towarzyszy (i Tali, która non-stop bałamuciła AI Hackiem tego, któremu wspólnymi siłami udało nam się sprowadzić do samego Health) to nie znalazłbym chyba innego sposobu. A i tak wygrałem w sumie dzięki mediżelowi, bo kiedy byłem sekundy od śmierci, odpaliłem żel i się robociki zaaferowały podnoszącymi się im pod nogami moimi towarzyszami Vanguard może mieć w sumie łatwiej, pizd ich szarżą, zanim zejdą tarcze to ucieczka, potem znów pizd i znów, a w międzyczasie Garrus i druga ofiara mieszają swoje... Zdaj raport, Góral :]
-
No to nie marudź, tylko optymalizuj ;D Generalnie wydaje się, że myk polega na tym, by zminimalizować czas cooldown szarży i bazować na niej jako regeneracji bariery. Zresztą co tam będę mentorzył - szczwana bestia jesteś i o ile zwalczysz irytację i niecierpliwość, poradzisz sobie. Ja po prostu wierzę (wiem) że ME2 jest tak zbalansowany, że da się porzejść Insanity każdą klasą - a Vanguadrem możebyć nawet adrenalinopędnie. Nie widzę za to Sentinela - pod względem umiejętności jest dość łatwo, ale taki kompletnie kampujący styl gry to chyba nie dla mnie
-
Zrozumiałem, że grasz adeptem. Ale Vanguardem też jest spoko, poszukaj filmików z czarodziejami, co wyrabiają z tą klasą na insane to pała mała. NP. wspomniana walka z Colossusem, koleś zakończył walkę Vanguardem w jakąś minutę - zaszarżował na niego z miejsca obok tego Quarianina z bazooką (taaak, przez całą planszę), zanim zeszły mu bariery był już za skrzynką i rozwalał bydlę. To samo na statku kolektorów, szarża za szarżą. Popatrz na jutubie, bo teraz to do firmy przylazł szef i mam ograniczone możliwości surfowania po sieci
-
Głupoty? Chcesz powiedzieć, że najwyższy poziom trudności, nazwany "szaleństwo" jest zbyt trudny? Hmm... Nic tutaj nie jest głupie, mój drogi, na wszystko jest sposób - adepci, dobrze prowadzeni, robią taką samą sieczkę jak każda inna klasa. Najważniejsze są u nich kombosy mocy (więc lepiej zabieraj ze sobą właśnie kolejnych adeptów, nie inżynierów): Kończę właśnie bieg na Insanity swoją panią Infiltrator. Tylko walka z Colossussem Tali zjadła mi trochę czasu, bo wtedy jeszcze nie wiedziałem, że w ME2 są momenty z respawnującymi się przeciwnikami i obrałem złą strategię. Kombinuj, Góral, w ME2 nic nie jest głupie. Miejscami - trudne, owszem. Mój następny bieg to pani adept
-
To dlatego, że większość nakładu wykupują nasze dumne rodziny. Mamy też bogatego sponsora, magnata Wiśniowieckiego, który miesiąc w miesiąc bierze po 20.000 egzemplarzy i buduje z nich skocznię narciarską pod Krynicą. Powoli jednak orientujemy się, że coś tutaj nie gra. Numer marcowy będzie miał same puste kartki, jeżeli i on zejdzie tak kapitalnie, to przerzucimy się na produkcję bloków rysunkowych z okładką NEO+. Bo po co się wysilać ?
-
Broń jak broń, ale najfajniejszym DLC za ten kod jest nowa postać, Zaeed - taki zabijaka w stylu Vinny'ego Jonesa. Mocny wojownik, fajna dodatkowa umiejętność (granat zapalający). Na INSANITY jednak już mniej przydatny. Za to teksty ma w pytę, no i jego lojalka też nieźle czesze.
-
Ukończ questa z trzema złotymi misami w Harbor Town i zagadaj z uwolnionym ziomkiem.
-
Z roślinkami i napojami lepiej trochę zaczekać - nauczyciele uczą nas do 100 w danej cesze, do 200 trzeba już sobie podbijać samemu.
-
Ano widzisz, z tą grą jest jak z brzydką laską o fajnej pupie. Patrzysz na michę, myślisz "dżizas", dziewucha się obraca i jest "haba, haba!". Do tego okazuje się potem, że nieźle gotuje a i pogadać można Mnie najbardziej rajcuje taki "europejski" klimat tej produkcji, powiew świeżości względem amerykańskich gier, które traktują gracza jak przedszkolaka z ADHD. Questy są fajne, bo nie jesteśmy prowadzeni za rękę i dotyczą rzeczy ciekawszych niż wynieś/przynieś; dialogi są dorosłe, fruwają klątwy, sporo w nich cynizmu, przyjemnie się słucha aktorów. Muzyka mnie zamiata, to coś jak połączenie motywów z Battlestar Galactica z jakimś Wiedźminem or something. Kapitalna nuta. Walka jest sweet - np wczoraj miałem wooda podczas ataku na obóz Inkwizycji z paroma ziomami-bandytami. Super było na ich czele podejść pod obóz, jak kozak, wyszarpnąć zza pleców buławę, na rozkroku zastawić się tarczą i puścić chłopaków przodem. Kiedy rozgorzała walka, zaszedłem towarzystwo od tyłu i brutalnymi ciosami pały w potylicę kładłem wroga pokotem. Później cios miażdżący leżącemu klatę. Potyczki mają w sobie to coś, dzięki czemu czuję się jak mo-fo Żadnej maszery, twarde, męskie zasady, lol. Fajna gra, kto lubi erpegi i nie ma pieca z NASA może śmiało inwestować. No, chyba że nie rusza go zgrabna pupa... Gaaaaaay ;D
-
Pzychylam się do opinii, że średnia grafa szybko przestaje przeszkadzać. Gra jest na tyle rozbudowana i posiada oldschoolowy smaczek, wciąga więc bez reszty. Jedyne mankamenty to ta cholerna ciemność, kiedy zapada noc nie idzie grać - a na próżno w ustawieniach szukać opcji brightness/gamma/cokolwiek. Pewnie tego będzie dotyczył wspomniany patch, jeśli rzeczywiście ma wyjść. Poza tym, gra jest bardzo trudna. Walka z więcej niż jednym przeciwnikiem to pewny zgon, jeśli nie mamy oczu dookoła głowy i nie wybierzemy terenu do potyczki a'la Termopile Czuje się respekt przed byle bandą wilków czy innych dzikich świń. Frustracje gwarantowane, tak samo jak i satysfakcja po zwycięstwie...
-
Czyli co, ludzie z wiekiem zatracają wyobraźnię?
-
Heh, oto czasy, w którym film jest krytykowany za niedopowiedzenia. Trochę wyobraźni... Co do faktu, że krewetki dawały się robić w wała i sobą ogólnie pomiatać: Wiecie, scenarzyści nie muszą wszystkiego upychać i wyjaśniać. Niedopowiedzenia są o wiele lepsze, bo pozostawiają pole do popisu dla wyobraźni. A jak się jej nie ma.. Well, może za piłką poganiać, zamiast za sztukę się brać?
-
Pewnie nie chodziło o GS tylko o zakupy z XLA...