Skocz do zawartości

The Legend of Zelda: Breath of the Wild


Figaro

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

:shieeet: No jest sens walczyć bo przeciwnicy mają lepsze bronie a chyba nie musze mówić że lepsze bronie= silny elf + stwory dropią itemy którymi ulepszasz pancerze co znowu= silny skrzat

A serduszka robi się gotowaniem (durian gotg) Dziwne podejście masz do grania panie random no ale graj sobie jak chcesz :sonkassie:

  • Dzięki 1
Opublikowano

Pupcio mówimy o 2 innych rzeczach, może źle wytłumaczyłem.

 

Spoiler

Wiem, że gotowanie uzdrawia. Natomiast 4 orby zebrane ze świątyń na stałe zwiększają ilość serc życia skrzata o 1. Jest to najbardziej opłacalna forma grania, bo z każdą chwilą skrzat staje się silniejszy. Więc na logikę najszybciej stanie się silny jak znajdzie tyle świątyń, aż mu statystyki tak wzrosną, że nic nie będzie mu w stanie stanąć na drodze.

 

W grze nie ma doświadczenia więc nie ma sensu się robić misji pobocznych bo to w praktyce nic nie daje. Zrobiłem kilka takich misji i dostałem jakieś bezużyteczne przedmioty. Walczyć dla broni - nie ma sensu - i tak się zniszczy. Zresztą mamy nielimitowaną ilość bomb do rzucania. Gotować też jak na razie nie gotowałem bo jedzenie można znaleźć "po drodze" jabłka mięso itd. ale może później będzie ciężej.

 

Czyli jednak dobrze tę grę zrozumiałem, musze szukać kolejne świątynie.

 

Opublikowano

No tak średnio zrozumiałeś bo ze świątyń lepiej pakować większość w stamine. 13 serduszek wystarczy a reszte uzupełniasz odpowiednim jedzeniem które daje Ci złote serduszka, inne daje staminke, inne ochrone albo polepsza atak no ogólnie djesz vibe że nie ma sensu nic w tej grze robić bo nie ma paska doświadczenia xD no coś musisz robić chyba że jesteś gotowy iść na zamek w portaszkach i kijem w łapie :oh_you: po prostu sobie graj w gre, zwiedzaj świat, znajdziesz po drodze świątynie to ją rób i tyle. Albo zwyczajnie gra Ci nie siądzie no i tyle xD

Opublikowano

Ja grałem dla przyjemności, nie dla serduszek czy broni. Odkrywanie sprawiało mi frajdę, każda walka sprawiała mi frajdę, wałęsanie się bez celu sprawiało mi frajdę. Wyznaczanie sobie celów sprawiało mi frajdę. Spędzanie czasu w Hyrule sprawiało mi frajdę. Jeżeli gra sama w sobie nie sprawia Ci przyjemności to po co w nią grać? W Zeldzie cała przyjemność jest z tego, że sam sobie wyznaczasz cele i je wypełniasz. Jak chcesz. Albo nie wypełniasz. Jedynym obowiązkowym celem w grze jest pokonanie Ganona, cała reszta jest kompletnie opcjonalna

  • Plusik 3
  • Lubię! 1
  • Dzięki 1
Opublikowano
5 minut temu, Figaro napisał:

 

18h to dużo godzin...

No w botw to tyle co nic. Paręnaście shrinow zrobiłem, trochę fajnych mieczyków zdobyłem, zawędrowałem tu i tam ale jednak to tylko ułamek całości.

Opublikowano
Godzinę temu, Figaro napisał:

pupcio może jakaś recka zelduni w końcu? jakiś zbiór wrażeń?

tutaj coś skrobnąłem młody :asax:

ale jednak się udało zrobić ostatnią kapliczke więc my body is ready na dwójeczke :banderas:

Opublikowano

Ja też po 10 godzinach myślałem głównie "czy ja źle gram? Jak w ogóle mam w to grać żeby coś się działo? Czym się ludzie jarają?". Po 100 godzinach, wiadomo, moja ulubiona gra ever.

 

Jak dla mnie, to po prostu gra zaczyna być dużo lepsza jak masz trochę staminy i przeżywalności (z serduszek, zbroi, jedzenia, w sumie bez różnicy, grunt żeby nie zabijało cię wszystko co robisz... i kazało powtarzać bo zapomniałeś robić sejwa co 5 sekund jak pececiarz). Wtedy to sobie robisz co chcesz w sumie.

 

Trochę więc te świątynie to taki "grind", bo nie każdy może chcieć je robić (zresztą one są jakby wyjęte z innej gry), a jednak powinien, żeby móc się cieszyć resztą gry.

 

 

Ostatecznie opowiada to jakąś historię - tak, nie ma po co walczyć, poza tym że może wyrwiesz przeciwnikowi coś, co się przyda na następny kwadrans zanim też się połamie. Tak, Link jest żałośnie słaby na początku i wszystko go rozpieprza. Tak, walki nie są tutaj istotnym elementem gry jak w większości popularnych open worldów, tylko pewną ciekawostką. W sumie o tym jest też ta gra. Ale jeśli chodzi o przyjemność grania, to tak średnio mi się ten początek podobał.

Opublikowano

No raczej, po pierwszym gwałcie odpuściłem sobie Lynele na dłuuuuugo. W ogóle starałem się unikać walki, dopóki nie byłem na tyle silny, że szło sprawnie.

I faktycznie, gotowanie durianów zmienia grę, po każdym blood moon leciałem w odpowiednie miejsce zebrać owoce i już, lżej na sercu było.

Opublikowano

Ja do końca nie nauczyłem się jak legancko zabijać tego sc0rwiela  xD zwycięstwo zawsze było okupione stratą miliona broniek i jedzonka :smutas: 

Opublikowano

Kocham Zeldę, bo nie ma w niej właśnie tych yebanych drzewek rozwoju, umiejętności i levelowania. Tylko ja i gigantyczny plac zabaw, to jest   P R Z Y G O D A  :banderas: A kolega wyżej chyba się spodziewał kolejnego wiedźmaka

  • Plusik 2
Opublikowano
3 godziny temu, mcp napisał:

Kocham Zeldę, bo nie ma w niej właśnie tych yebanych drzewek rozwoju, umiejętności i levelowania. Tylko ja i gigantyczny plac zabaw, to jest   P R Z Y G O D A  :banderas: A kolega wyżej chyba się spodziewał kolejnego wiedźmaka

 

Zależy co kto lubi i oczekuje od gier. Mi np. podobają się skomplikowane gry z fabułą, dialogami, drzewkami rozwoju, umiejętności i levelowania :) Oczywiście lubię też prostsze gry ale nie przerażają mnie statystyki. Zresztą bardziej wciąga mnie rozbudowany świat z masą frakcji i zależnościami pomiędzy, swoją historią itd. jak wspomniany wyżej Wiedźmin czy Skyrim - bo te gry najczęściej są porównywane do BotW - ale lubię nawet bardziej skomplikowane gry. 

 

No ale wracając do tematu, wiedziałem, że BotW jest mniej skomplikowana i to było dla mnie ok. Jednak tutaj fabuła jest szczątkowa, misje poboczne nie mają prawie w ogóle fabuły ani dialogów. I tak się włącza grę, widzi się te puste polany, i się czeka, aż cokolwiek się wydarzy. Jak widzę sporo osób mówi, że gra się rozkręca, ale pierwsze wrażenie z gry jest nieciekawe. Pogram jeszcze z 10 godzin i zobaczę, może się przekonam.

  • Minusik 2
Opublikowano

Kuriozalnie dla mnie pierwsze godziny w grze przekonały do kupna Switcha, tak jak Phoenix Wright przekonał do DS'a. Zadziałała ta tzw magia Nintendo. Idę se Linkiem, mogę wejść na drzewo i zebrać jabłka, mogłem ściąć drzewo i zrobić sobie kładkę po drugiej stronie przepaści. Walka z Bokoblinem, który w pewnym momencie po prostu cisnął we mnie jakaś bronią i wpadłem do jeziora. Pierwsza wspinaczka po stołowej górze z przerwami, bo staminy mało i od razu miałem immersję 10 razy taką, co w Skyrimach i Wiedźminach ze znacznikami (HUD w botwince oczywiście na minimum). Szkoda tylko, że pod koniec przygody już naprawdę byłem wynudzony i nie chciałem zbierać koroków ani innych pierdół. Osobiście bardziej przepadam za zeldami z łamigłówkami w dungeonach ale wspomnienia z pierwszymi godzinami w BOTW zabieram do grobu.

  • Plusik 2

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...