Emet 1 089 Opublikowano 10 sierpnia Opublikowano 10 sierpnia W końcu wpadł Tekken 8 i przy okazji kolejna platyna Długo czekaliśmy na nowego Tekkena, ale chyba było warto. Dobra część i wieloma zmianami w mechanice i ciosach postaci. Chyba największe od czasu Tekkena 3. Całkiem spoko tryb fabularny z kilkoma unikalnymi zabiegami i fragmentami. Wrócił też Tekken Ball. Szkoda tylko, że dali trybu Tekken Force bo system i częściowo lokacje mają - Spoiler jest taki fragment w trybie fabularnym . Może dorzucą w którejś aktualizacji w przyszłości bo obstawiam, że Tekken 9 to dopiero na PS6. Kłuje też w oczy monetyzacja... w grze za pełną cenę. Kiedyś różne ciekawe stroje, elementy personalizacji czy postacie odkrywaliśmy za grę... teraz za wszytko trzeba zapłacić dodatkowo prawdziwą walutą. Technicznie bardzo dobrze (chociaż bez szału) i na duży plus bardzo szybkie wczytywanie walk. W erze PS3 i PS4 loadingi były masakryczne. Ogólnie na chwilę obecną 9/10. Platyna banalna. Przejście trybu fabularnego bezstresowe, jedynie ostatnie 3 rozdziały mogą sprawić drobny kłopot (chociaż na easy może też idzie się jak przez masło, nie sprawdzałem). Pozostałe trofiki offlineowe i onlineowe to też formalność. Tak naprawdę jedyne z czym miałem mały problem to trophy za wygranie z graczem w pokoju..... dlatego, że po prostu ciężko znaleźć kogoś do gry w tym trybie. Na 30 prób dopiero ostatnia się powiodła i udało się zagrać i przy okazji wygrać. Wcześniej albo byłem wyrzucany przez hosta po kilkunastu sekundach od dołączenia do pokoju, albo host w ogóle nie reagował i nie rozpoczynał gry (jakby ciężko było dać odpowiedni opis pokoju, a nie "gra dla wszystkich w 9 na 10 przypadków?). Rzecz w tym, że cały system lobby jest niedorobiony i jeśli wejdziemy do jakiegoś pokoju i z niego wyjdziemy lub ktoś nas wyrzuci to nie cofa nas do listy pokoi, tylko do menu głównego... Jeśli komuś nie chce się w to bawić to można to zrobić z kimś znajomym z listy. Ogólnie poziom trudności platyny dla osoby, która nie jest całkowitym nowicjuszem to max 2/10 Dla kogoś, dla kogo to pierwszy Tekken w życiu... może trudność na poziomie 3-4/10. 7 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. MEVEK 3 514 Opublikowano 11 sierpnia Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 11 sierpnia Dark Souls Remastered - wymasterowany. Chwile temu wpadła platynka a mnie sie jeszcze raczki trzęsą z uciechy tej całej ciężkiej przeprawy. Wspaniały, wręcz fenomenalny tytuł. Sięgnąć po taki tytuł w 2011 roku to musiałby cud i święty gral gamingu. Szkoda ze w tedy sie z tym tytułem nie zderzyłem ale to opowieść na inny temat. Otóż przeprawa po platynę nie była taka mega trudna. Owszem trudna lecz dzięki konstrukcji świata również i przyjemna, gdyz droga do ponownego ukończenia gry, po pierwszym jej zaliczeniu i zapoznaniu sie z atakami bossow jest dość prosta (przynajmniej teoretycznie). Pisze o tym ponieważ jest dość sporo rzeczy do zebrania i ulepszenia. Związku z czym grę należy skończyć kilkukrotnie z uwagi np na dusze głównych bossów, ktore to później wykorzystujemy do wykucia mega specjalnego oręża (około 15 takich konkretnych dusz jest wymaganych do ukończenia tego dzbana). Aby w ogóle to uczynić najpierw musimy zebrać 8 kamieni kowalskich, bez nich ani rusz (aha, kamienie nie przechodzą do ng+, wiec trzeba powtarzać czynność jak cos sie przegapiło albo zostawić to na sam koniec). Z takich oczywistych znajdziek towarzyszących serii to będą: czary, cuda i piromancje - można je znaleźć przy zwłokach porozrzucanych po świecie, wykupić od kupców, bądź zdobyć za ukończenie zadań pobocznych. Tutaj trzeba byc szczególnie uważnym gdyż każdego napotkanego ludka możemy delikatnie mówić zaciukać jezeli go zaatakujemy, co jest znane w serii. Wystarczy np. nieumiejętnie odłożyć pada Dual Sense na kanapę i atak sie sam sie nadusza automatycznie wykonując wyrok na naszym npc tym samym kładąc na kolana nasze starania Dalej mamy całą masę broni specjalnych, których również szukamy gdzie sie tylko da, ale również jak dla mnie to jest nowość w serii a zawitała juz na jej początku. Otóż mowa o odcinaniu ogonów poszczególnych maszkar, ktore to później stanowią świetną oręż. Dopiero przy kolejnym przejściu dowiedziałem o takim smaczku - mega fajne Na koniec zostały covenanty ktore sa małym utrapieniem. Niekiedy wystarczyło dołączyć do takiego przymierza i bylo po ptakach. Niestety niektóre wymagały levelowania i farmienia specyficznych przedmiotów za ktore pozyskiwaliśmy rzadkie cuda czy czary, wiec musiałem sie wkręcić grając po sieci czy po prostu szukać i farmic w świecie gry. To wszystko jest mi juz znane wiec nie kręciłem nosem. Koronacja jakże wspaniałego dzieła musiała nastąpić i skończyć sie pełnym wymasterowaniem do ostatniego dzbana, tzw. 6/10 Podziękowania dla @Shen @messer88 @Szermac i do zobaczenia w DS2 Pozdrawiam.. 12 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Wredny 9 556 Opublikowano 13 sierpnia Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 13 sierpnia The Sinking City Platyna #158. Po skończeniu mocno średniego Alone in the Dark czułem, że wciąż nie jestem spełniony, jeśli chodzi o podobne klimaty (mimo, że wcześniej splatynowałem rewelacyjnego VAMPYRa, którego akcja również toczyła się w bardzo zbliżonych czasach). Na szczęście przypomniałem sobie, że gdzieś w czeluściach mojej szafy, niczym prastare zło w głębinach, spoczywa pudełko z The Sinking City. Bez większych oczekiwań rozpocząłem swoją przygodę z tym tytułem i praktycznie od samego początku się zakochałem Niby nie jest to survival horror per se, ale i tak zawarte tu elementy tego gatunku oraz ogólny klimat są dużo lepsze niż w tytule, który jako survival horror był reklamowany (tak, znów pastwię się nad nową odsłoną Alone in the Dark). "Tonące Miasto" to gra od ukraińskiego Frogwares, znanych między innymi z cyklu gier detektywistycznych "Sherlock Holmes". Jako, że moja jedyna styczność z ich twórczością to stareńki "Testament of Sherlock Holmes" na PS3, to nie byłem zbyt zaznajomiony z ich stylem, ale po ograniu omawianej tutaj produkcji, stałem się umiarkowanym fanem i wyczekuję jakiś czas temu zapowiedzianej kontynuacji, która podobno całkowicie już ma obrać kierunek na mój ulubiony gatunek gierkowy (survival horror, jeśli ktoś jeszcze się nie domyślił). Akcja gry ma miejsce w nadmorskim miasteczku Oakmont, które z racji swojego położenia (oraz działania sił wyższych) jest regularnie zalewane i podtapiane - do tego stopnia, że mieszkańcy już dawno oswoili się z tymi niedogodnościami, budując pomosty z przycumowanymi łódkami, by łatwiej im było poruszać się po częściowo zalanych ulicach. Wiele z lokalnych biznesów upadło, ulice są cmentarzyskiem niedziałających samochodów, przepełnionych śmietników i gnijących ryb, pozostawionych przez cofającą się wodę. Klimat jest niezwykle sugestywny, zgnilizna jest wręcz namacalna, a całość świetnie podkreśla melancholijna, oszczędna oprawa muzyczna i ciągle zacinający deszcz. Wcielamy się w postać detektywa Charlesa Reeda, weterana wojennego, który przybył do Oakmont, zwabiony dziwnymi wizjami i informacją, że w tym mieście kryje się ich źródło, a więc może i sposób, jak się ich pozbyć. W trakcie naszego śledztwa odkrywamy kolejne warstwy mrocznej tajemnicy, ale nie chciałbym zbytnio spoilerować, żeby komuś nie popsuć zabawy. The Sinking City to trzecioosobowa gra action adventure z domieszką survival horroru i niewielkimi elementami RPG (zdobywanie doświadczenia, drzewko rozwoju, wybór opcji dialogowych, crafting amunicji i medykamentów), a całość dzieje się w otwartym świecie, przypominającym trochę wspomnianego wcześniej VAMPYRa. Świat bowiem ogranicza się do miasta, jego kilku dzielnic i labiryntu ulic, choć jest nieco obszerniejszy niż ten z krwistej opowieści Doktora Jonathana Reeda i oferuje więcej pobocznych atrakcji. Podczas naszego śledztwa napotkamy plejadę ciekawych, tajemniczych i nierzadko dziwnych postaci, z którymi będziemy mogli wejść w interakcję, porozmawiać, przesłuchać, albo otrzymać od nich zlecenie. Otwarty świat stanowi tutaj bardzo fajne tło dla naszych działań, bo wszelkiego rodzaju wskazówki i poszlaki musimy sami sobie złożyć "do kupy". Postaram się Wam zobrazować, z czym mamy do czynienia - powiedzmy, że w trakcie oględzin miejsca zbrodni trafimy na strzępek papieru z nazwą firmy, albo z jakimś nazwiskiem. Na mapie zaznaczone mamy lokacje ważnych miejskich instytucji typu szpital, ratusz, biblioteka, komisariat policji itp. Jeśli natrafimy gdzieś na informację o rannym, albo np narodzinach, udajemy się poszperać w archiwum szpitala, jeśli poszlaki prowadzą do mordercy, szperamy w archiwum policyjnym itp. Gdy namierzymy jakiś tekst/raport, zawierający dane poszukiwanego miejsca/delikwenta, sami musimy to miejsce namierzyć na mapie miasta, wyszukać nazwy podanych ulic i własnoręcznie umieścić na tej mapie znacznik, który pomoże nam w lokalizacji poszukiwanej miejscówki. Dzięki temu śledztwa i rozkminianie dalszych kroków są nie tylko bardzo angażujące, ale również dają masę satysfakcji z samodzielnego odkrywania kolejnych fragmentów układanki - żadnego prowadzenia za rączkę, jak w dzisiejszych produkcjach dla debili. Osoby, które jednak zbyt mocno zUBIsofciały przez ostatnie lata niech się nie martwią, bo na początku zabawy można ustawić osobno zarówno poziom trudności zagadek, jak i poziom trudności walki. Ja zostawiłem standardowy w obydwu przypadkach i jeśli chodzi o zagadki to nigdy nie było tak, że się gdzieś zaciąłem - wszystko jest logiczne, nie ma jakichś absurdów, więc jak tylko uważnie studiujemy posiadaną dokumentację, bez problemu ruszymy dalej. W przypadku walki mamy do dyspozycji dość spory arsenał (rozbudowywany z czasem), a w starciach ubijamy głównie dziwne stworzenia, które wyległy na ulice po ustąpieniu powodzi, choć czasem zdarzą się starcia z ludźmi (ciekawostka - za ubicie człowieka nie dostajemy XP). Pojedynki nie są jakoś wybitnie satysfakcjonujące, ale to i tak ze dwa poziomy wyżej niż drewno z... no wiecie, tej gry, co ostatnio ogrywałem i się zawiodłem Najmniej potrzebnym elementem gry są sekwencje podwodne, które może i fabularnie mają sens, ale widać, że twórcy niezbyt mieli pomysł, jak je porządnie zrealizować i dla mnie to taki niezbyt ciekawy zapychacz (całe szczęście są ledwie trzy lub cztery na całą grę, więc nie ma tragedii). Oprawa graficzna daje radę, miasto jest szczegółowe i sugestywne, choć... pustawe. Co prawda ludzi na ulicach jest pełno, ale to raczej manekiny, poruszające się po ustalonych ścieżkach i nawet gdy wchodzą ze sobą w interakcję, nie mamy tu żadnych rozmów czy gwaru żyjącej ulicy. Miasto spełnia tu raczej rolę podobną do tej z Mafii 2, gdzie stanowiło tło dla naszych działań, ale nie było piaskownicą, oferującą godziny nieskrępowanej zabawy. I powiem, że nawet niezbyt mi to przeszkadzało, bo jakoś dziwnie pasował mi ten koncept depresyjnej, ksenofobicznej miejscówki, w której lokalni mieszkańcy z pogardą patrzą na nowych przybyszy, a każdy w milczeniu zajęty jest swoją walką o przetrwanie w tych ciężkich czasach. OK, żeby być fair, muszę wspomnieć, że choć mamy możliwość wejścia do wielu budynków, te wykonane są raczej metodą kopiuj/wklej i często zdarzy nam się odwiedzić mieszkanie czy magazyn o dokładnie takim samym rozkładzie pomieszczeń, co już wcześniej odwiedzone miejscówki (choć przynajmniej z małymi zmianami w wystroju, a nie jak w Starfield np, gdzie nawet nadgryziona kanapka leży dokładnie w tym samym miejscu co w bliźniaczej bazie, oddalonej o milion lat świetlnych). Po mieście poruszamy się z buta, mamy także punkty szybkiej podróży w postaci budek telefonicznych (pozostałość po Matrixie), a przez zalane obszary możemy przepłynąć licznie występującymi w naturze łódkami. Pochwalić należy również warstwę fabularną, interesujące questy, fajnie napisane (i odegrane) dialogi oraz wydarzenia, trzymające gracza w zaciekawieniu aż do samego końca (choć same zakończenia, a tych jest kilka, były raczej mało satysfakcjonujące). Bardzo przypadł mi do gustu również główny bohater, jego spokojny, nieco zblazowany ton głosu i jego podstawowe wdzianko z plecakiem (choć w ramach side-questów odblokowujemy nowe stroje, jeśli komuś by się znudził podstawowy). Ogólnie klimat jest świetny, poruszane tematy często dojrzałe i "dorosłe" (rasizm, fanatyzm religijny, korupcja), a całość podlano sosem Lovecraftowskiej mitologii, co tylko dodaje tajemniczości i mistycyzmu. OK, sporo o grze, a co z trofeami? Otóż jest tu spoooooro do pominięcia. Zdecydowanie polecam wykorzystywać te trzy sloty na zapisy, które mamy do dyspozycji (w wersji na PS4, bo wersja obecnogeneracyjna została podobno z tego wykastrowana i ratuje nas tylko zapis w chmurze) i np po rozpoczęciu każdego nowego questa fabularnego (tych jest osiem i przed ostatnim gra sugeruje, by uporządkować swoje bieżące sprawy), a także przynajmniej trzech większych pobocznych (tych jest dużo więcej, ja łącznie zrobiłem chyba 12, a ze dwa czy trzy zupełnie przegapiłem) zrobić sobie save, żeby później podjąć inną decyzję niż te, którą wybraliśmy za pierwszym razem. Oprócz decyzji na koniec, w obrębie questów fabularnych są okazje do zdobycia paru dodatkowych trofeów, które przepadają wraz z zakończeniem takiego questa, więc również po to warto sobie zapisać stan gry. Zapis przyda się również na sam koniec, gdzie mamy trzy opcje do wyboru, co wiąże się z trzema różnymi zakończeniami, więc szybko można to ogarnąć, bez konieczności trzykrotnego przejścia gry (co zresztą nie miałoby sensu, bo zakończenia nie są związane z wyborami w trakcie naszej przygody, a jedynie z wyborem ścieżki na samym końcu, tuż przed ostatnią cut-scenką). Są też ze trzy trofea, które są niezwiązane z niczym oprócz wyboru właściwej odpowiedzi przy pierwszym napotkanym dialogu z trzema postaciami (wróżka, dziennikarka, lekarz) i te przegapić najłatwiej, bo to aktywności w obrębie otwartego świata. Ja wybrałem złą opcję w pierwszym spotkaniu z lekarzem, ale wszystkie te okazje to pierwsze 20 minut gry, więc zacząłem nową rozgrywkę i szybko powtórzyłem rozmowę, czego efekt widzicie na załączonym filmiku. Podsumowując... Bawiłem się świetnie, chłonąłem ten gęsty klimat i śmiało mogę napisać, że wygrzebałem ze swoich zbiorów perełkę. Owszem, technicznie nie jest to tytuł jakoś szczególnie imponujący (w wersji PS4, bo ta "piątkowa" podobno została usprawniona o lepsze oświetlenie, czy szybsze loadingi), momentami kojarzy się z otwartymi światami generacji siódmej (PS360), ale wszystko to, co opisałem wyżej sprawiło, że praktycznie nic mi tu nie przeszkadzało. Grę oceniam na mocne 7,5/10, a trudność w zdobyciu platyny to naciągane 4/10 (głównie z racji bardzo wielu trofeów do przegapienia, bo sama gra nie jest zbyt trudna). Całość zajęła mi ponad 40h, ale przypuszczam, że można wyrobić się w połowie tego czasu. 10 2 3 Cytuj
Paolo1986 752 Opublikowano 19 sierpnia Opublikowano 19 sierpnia (edytowane) #26Assassin's Creed Mirage Po dłuższej przerwie urlopowej wpadł calaczek w najnowszej (póki co) odsłonie serii Assassin's Creed. Całość powinna zająć ok. 30 godzin, co jest niczym w porównaniu z poprzednimi 3 rpgowymi odsłonamiO samej grze już pisałem w temacie "Właśnie ukończyłem". Wbicie platynki jest proste, chociaż może wymagać uwagi przy 2 pucharkach (teoretycznie) możliwych do pominięcia - w praktyce trzeba się postarać, by je pominąć Spoiler Uśpijcie strzałkami i okradnijcie strażnika posiadającego klucz Tak więc trudność wbicia oceniam na jakieś 3/10. Edytowane 19 sierpnia przez Paolo1986 4 3 Cytuj
Ken Marinaris 374 Opublikowano 20 sierpnia Opublikowano 20 sierpnia (edytowane) Drakengard 3 Zacznijmy od początku. Gra z 2013 roku na PS3, w Japonii znana pod tytułem Drag-On Dragoon 3. Nawet jak na poczciwą PS3 grafika jest słaba, podobnie jak reszta technikaliów. Niewidzialne ściany, sporadyczne zwolnienia animacji, długie loadingi. Bardziej podrasowane PS2 niż porządne tytuły z PS3. Muzyka za to, wraz z flagowym utworem The silence is mine, wręcz przeciwnie. Uderza i wpada w ucho.Tu próbka. Dodane do moich ulubionych na Spotify. Rozgrywka też jakaś porywająca nie jest. Wraz ze smokiem Michailem , jako główna bohaterka nazwana po prostu Zero, lejecie hordy wrogów, krocząc od bossa do bossa. Nie to jednak stanowi siłę tej gry, jej pierdyknięcie. Ale po kolei. Zero chce już na dzień dobry zabić swoich 5 "sióstr". Znajduje smoka, który będzie jej towarzyszył i pomagal w tej wyprawie. Siostry nazwane zwyczajnie One, Two, Three, Four i Five mieszkają sobie w różnych krainach i wcale nie chcą konfrontacji z Zero, nic do nie nie mają. Nawet smok się dziwi po jaką cholerę je zabijać skoro są fajne i nie szkodzą. Głucha jednak na jego argumenty Zero brutalnie rozprawia się z każdą z nich (niektórych Fatality nie powstydziłby się sam MK). Każda z sióstr ma swojego pomagiera (i kochanka, o czym później), który po śmierci swojej pani chętnie bądź pod przymusem, przyłacza się do Zero w dalszej wędrówce. Ci pomagierzy to niezłe zboki: fetyszyści, masochiści, kalecy zprzerośniętymi narządami itp. Z nimi nasza Zero też będzie się oddawać nocnym igraszkom, ale nigdy nie pozwoli im zapomnieć kto tu rządzi w tej ekipie. Aha, w tzw. międzyczasie, Zero posiądzie moc władania 4 rodzajami broni, którymi będzie mogła swobodnie przełączać w walce. Tych broni będzie w końcu cała masa, a każdą z nich będzie można/trzeba ulepszyć do levelu 4 przy założeniu, że ma się dużo kasy w grze i specjalnych kamieni, które darmowe też nie są. I za to jest chyba najbatdziej czasochłonne trofeum w grze, za upgradowanie każdej cholernej broni do levelu 4. Po ukończeniu gry okazuje się, że to jednak nie koniec, a na pewno nie taki, na jaki liczyła tajemnicza panienka w okularach. Zaczynamy więc nie tyle nową grę, ale nową historię, by się dowiedzieć co się stanie, gdy w pewnym momencie postąpimy inaczej. Jest to fajne, bo pokazuje inny zgoła bieg wydarzeń. Pojawiają sie inni bossowie, inne miejscówki, inne zakończenia w końcu. Tajemnicza postać będzie nas tak testować 4 razy, aż w końcu uzyska satysfakcjonujące ją zakończenie historii. Nie chcę spoilerować o kwiatku w oku Zero, a ma on bardzo duże znaczenie w grze. Co ciekawe, sama gra nie kwapi się bardzo, by tę kwestię dogłebnie wyjaśnic, ale wiki gry, jeśli sięgniesz trochę głębiej, już wszystko prostuje. Gra zdecydowanie dla dorosłych. Wspomniani chociażby uczniowie naszych panienek, jak i panienki mają niepohamowane libido. Jeden nawet wykorzystuje swoją panią, choć ta w ogóle niewiele wie co się wokół niej dzieje:( Nasza Zero fakuje ostro i ma cięty język. Krew leje się litrami. Sami przeciwnicy też są ciekawi: zołnierze, trole, latające karły, psy, minotaury, jeźdżcy, czarownicy i duchy. Jest ich sporo i wszyscy do odstrzału. Walka z ostatnim bossem obrosła legendą. Jest to po prostu ala gra muzyczna, gdzie naciskamy guzik w odpowiednim czasie. Ale łatwo nie jest, od razu zaznaczam. Jeden błąd i do widzenia. Do obejrzenia na YT. Niektóre sekwencje są bardzo szybkie i nawet po pozornie skończonej "walce" dalej trzeba naciskać przyciski pada. Trofea na 7/10, Gra 7/10 Są też do kupnienia DLC na amerykańskim storze, ale 6 dolców za jedno to chyba lekka przesada. Wezmę za pól ceny, bo mogą być ciekawe przypuszczam. Okładka bardzo klimatyczna za to. Brawa dla grafika! Edytowane 20 sierpnia przez Ken Marinaris 6 1 1 Cytuj
MEVEK 3 514 Opublikowano 28 sierpnia Opublikowano 28 sierpnia Little Nightmares 2 - bardzo fajny puzzle-platformer w środowisku niepełnego 3D (2.5D). Fantastyczna oprawa graficzna z mocnym klimatem, świetnymi potworami, czasem przerażająca. Do ukończenia gry potrzebujemy koło 8 godzin w czasie których przechodzimy przez 5 długich poziomów: Dzicz, Szkoła, Szpital, Blade Miasto i Wieża Sygnałowa. jesteśmy w stanie zrobić za pierwszym podejściem, jezeli wiemy czego i gdzie szukać. Po ukończeniu przygody mamy dostęp do poszczególnych poziomów a tak że wymienione znajdzki pod każdym z nich. Wystarczy powtórzyć i powbijać, czego nam brakuje. 3/10 Little Nithmares 2 juz w następnym miesiącu będzie dostępne w abonamencie PS+. Zachęcam do sprawdzenia tego szpila 7 Cytuj
_Red_ 12 021 Opublikowano 28 sierpnia Opublikowano 28 sierpnia Chciałbym uroczyście ogłosić moja pierwszą platyne w zyciu i to w nie lada grze, monumentalnym RPG open world Spoiler Cat Quest 1 1 3 2 Cytuj
MEVEK 3 514 Opublikowano 28 sierpnia Opublikowano 28 sierpnia Super! Dorzuc tylko jakis dluzszy komentarz bo nie wiem czy sie tez nie zabiore. Czuje ze moze byc ciezko Cytuj
_Red_ 12 021 Opublikowano 28 sierpnia Opublikowano 28 sierpnia Odpaliłem wczoraj i zacząłem kontynuować save z 2021 roku, przeszedłem z dwie brakujące jaskinie, zrobiłem 3 questy i dobiłem do levelu 99 i wskoczyła platyna xD Teraz biorę się za dwójkę, bo ma co-opa i dzieciak chciał koniecznie ze mną połazić po mapie (jedynka jest single only). A w 2021 pewnie spędziłem przy grze z 6 godzin, także dobicie do levelu 99 i osiągnięcie calaka jest dość banalne. Cytuj
MEVEK 3 514 Opublikowano 28 sierpnia Opublikowano 28 sierpnia 32 minuty temu, _Red_ napisał(a): Odpaliłem wczoraj i zacząłem kontynuować save z 2021 roku, przeszedłem z dwie brakujące jaskinie, zrobiłem 3 questy i dobiłem do levelu 99 i wskoczyła platyna xD Teraz biorę się za dwójkę, bo ma co-opa i dzieciak chciał koniecznie ze mną połazić po mapie (jedynka jest single only). A w 2021 pewnie spędziłem przy grze z 6 godzin, także dobicie do levelu 99 i osiągnięcie calaka jest dość banalne. ale wciągająca chociaż, czy to dzieciaki wbiły bo dla samych dzbanow nie będę grał Cytuj
BRY@N 1 469 Opublikowano 28 sierpnia Opublikowano 28 sierpnia W dniu 20.08.2024 o 20:17, Ken Marinaris napisał(a): Drakengard 3 Zacznijmy od początku. Gra z 2013 roku na PS3, w Japonii znana pod tytułem Drag-On Dragoon 3. Nawet jak na poczciwą PS3 grafika jest słaba, podobnie jak reszta technikaliów. Niewidzialne ściany, sporadyczne zwolnienia animacji, długie loadingi. Bardziej podrasowane PS2 niż porządne tytuły z PS3. Muzyka za to, wraz z flagowym utworem The silence is mine, wręcz przeciwnie. Uderza i wpada w ucho.Tu próbka. Dodane do moich ulubionych na Spotify. Rozgrywka też jakaś porywająca nie jest. Wraz ze smokiem Michailem , jako główna bohaterka nazwana po prostu Zero, lejecie hordy wrogów, krocząc od bossa do bossa. Nie to jednak stanowi siłę tej gry, jej pierdyknięcie. Ale po kolei. Zero chce już na dzień dobry zabić swoich 5 "sióstr". Znajduje smoka, który będzie jej towarzyszył i pomagal w tej wyprawie. Siostry nazwane zwyczajnie One, Two, Three, Four i Five mieszkają sobie w różnych krainach i wcale nie chcą konfrontacji z Zero, nic do nie nie mają. Nawet smok się dziwi po jaką cholerę je zabijać skoro są fajne i nie szkodzą. Głucha jednak na jego argumenty Zero brutalnie rozprawia się z każdą z nich (niektórych Fatality nie powstydziłby się sam MK). Każda z sióstr ma swojego pomagiera (i kochanka, o czym później), który po śmierci swojej pani chętnie bądź pod przymusem, przyłacza się do Zero w dalszej wędrówce. Ci pomagierzy to niezłe zboki: fetyszyści, masochiści, kalecy zprzerośniętymi narządami itp. Z nimi nasza Zero też będzie się oddawać nocnym igraszkom, ale nigdy nie pozwoli im zapomnieć kto tu rządzi w tej ekipie. Aha, w tzw. międzyczasie, Zero posiądzie moc władania 4 rodzajami broni, którymi będzie mogła swobodnie przełączać w walce. Tych broni będzie w końcu cała masa, a każdą z nich będzie można/trzeba ulepszyć do levelu 4 przy założeniu, że ma się dużo kasy w grze i specjalnych kamieni, które darmowe też nie są. I za to jest chyba najbatdziej czasochłonne trofeum w grze, za upgradowanie każdej cholernej broni do levelu 4. Po ukończeniu gry okazuje się, że to jednak nie koniec, a na pewno nie taki, na jaki liczyła tajemnicza panienka w okularach. Zaczynamy więc nie tyle nową grę, ale nową historię, by się dowiedzieć co się stanie, gdy w pewnym momencie postąpimy inaczej. Jest to fajne, bo pokazuje inny zgoła bieg wydarzeń. Pojawiają sie inni bossowie, inne miejscówki, inne zakończenia w końcu. Tajemnicza postać będzie nas tak testować 4 razy, aż w końcu uzyska satysfakcjonujące ją zakończenie historii. Nie chcę spoilerować o kwiatku w oku Zero, a ma on bardzo duże znaczenie w grze. Co ciekawe, sama gra nie kwapi się bardzo, by tę kwestię dogłebnie wyjaśnic, ale wiki gry, jeśli sięgniesz trochę głębiej, już wszystko prostuje. Gra zdecydowanie dla dorosłych. Wspomniani chociażby uczniowie naszych panienek, jak i panienki mają niepohamowane libido. Jeden nawet wykorzystuje swoją panią, choć ta w ogóle niewiele wie co się wokół niej dzieje:( Nasza Zero fakuje ostro i ma cięty język. Krew leje się litrami. Sami przeciwnicy też są ciekawi: zołnierze, trole, latające karły, psy, minotaury, jeźdżcy, czarownicy i duchy. Jest ich sporo i wszyscy do odstrzału. Walka z ostatnim bossem obrosła legendą. Jest to po prostu ala gra muzyczna, gdzie naciskamy guzik w odpowiednim czasie. Ale łatwo nie jest, od razu zaznaczam. Jeden błąd i do widzenia. Do obejrzenia na YT. Niektóre sekwencje są bardzo szybkie i nawet po pozornie skończonej "walce" dalej trzeba naciskać przyciski pada. Trofea na 7/10, Gra 7/10 Są też do kupnienia DLC na amerykańskim storze, ale 6 dolców za jedno to chyba lekka przesada. Wezmę za pól ceny, bo mogą być ciekawe przypuszczam. Okładka bardzo klimatyczna za to. Brawa dla grafika! Kurczę dopiero dziś zobaczyłem wpis w tym temacie bo sam mam grę na oku. Niestety ktoś mi sprzątnął na Allegro a była za 150zl normalnie okazja Mimo tych wad technicznych da się normalnie grać ? Cytuj
dominalien 263 Opublikowano 29 sierpnia Opublikowano 29 sierpnia Ja jestem „w trakcie” (czytaj: od 3 lat nie dotknąłem). Fatalna gra, ale japońskie pojebanie ją ratuje. Jak ktoś to lubi to pozycja obowiązkowa. Cytuj
BRY@N 1 469 Opublikowano 29 sierpnia Opublikowano 29 sierpnia (edytowane) Ja po Nier Replicant mocno się tytułem zainteresowałem bo podobno powiązany fabularnie. Tylko te ceny używek Edytowane 29 sierpnia przez BRY@N Cytuj
Ken Marinaris 374 Opublikowano 31 sierpnia Opublikowano 31 sierpnia (edytowane) On 8/28/2024 at 8:48 PM, BRY@N said: Kurczę dopiero dziś zobaczyłem wpis w tym temacie bo sam mam grę na oku. Niestety ktoś mi sprzątnął na Allegro a była za 150zl normalnie okazja Mimo tych wad technicznych da się normalnie grać ? Da się, jeśli nie zraża cię niski framarate i monotonia walki z tymi samymi wrogami po raz kolejny. Gra nadrabia historią i postaciami. W gruncie rzeczy smutna ta historia naszej Zero Z kolei wyzwania (coś ala krótkie misje coraz to pojawiające się w miarę przechodzenia gry) mają coś co sprawia, że chce się je przechodzić, a są dość trudne. Dobra gra, tyle i aż tyle. Edytowane 31 sierpnia przez Ken Marinaris Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Szermac 2 743 Opublikowano 1 września Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 1 września BLACK MYTH: WUKONG O ile sama gra to cud, miód i orzeszki, tak niektóre trofki to utrapienie. Flashbacki z najgorszych rzeczy w dark souls. Farmienie G O D Z I N A M I odpowiednich przeciwników, aby wypadł element zbroi, jakiś amulet czy latanie za randomowo wypadającymi nasionkami z roślinek, czy nalewkami do napoju. Jest też mniej męczące zbieractwo, podczas A R C Y M I O D N E J eksploracji, gdzie po prostu rzeczy są na miejscu i je znajdujemy, a nie że mają 0,003 drop rate xD Jest kilka trofików do pominięcia, do zrobienia później na NG+. No chyba, że znowu nam się coś zapomni i zablokujemy sobie. A tak ogólnie całość super wiadomo. Świetne doświadczenie Gra : CacuszkoMiód/10 Trudność platyny : 6/10 (żmudna momentami) (urywek screena bo spojleros) 14 1 1 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. _daras_ 725 Opublikowano 14 września Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 14 września (edytowane) nr 156: The Crew Motorfest trudność: 3/10 czas: 30-40h ocena gry: 7/10 To był mój pierwszy The Crew i spodobało mi się. Nie jest to poziom ostatniego NFSa, ale jest miodnie. Z przyjemnością zrobiłem wszystkie playlisty i porobiłem trofea. nr 157: Marvel's Spider-Man 2 trudność: 2/10 czas: 30h ocena gry: 8/10 O tej platynie zostało już wszystko powiedziane. Z chęcią przeszedłem tytuł drugi raz na NG+ (fajny speedrunnik) i jest 100%. nr 158 (+ 100% DLC): Final Fantasy XVI trudność: 3/10 czas: 100h (razem z DLC) ocena gry: 8/10 To jest typowy przykład dobrej gry, ale słabego Fajnala (coś jak ME: Andromeda). Po pierwszym przejściu wystawiałem grze 7/10, ale NG+ mnie wciągneło i poszło oczko wyżej. Strasznie długo grałem, chyba z pół roku z przerwami ale cel osiągnięty. Kto nie ma platyny a chce ją zrobić polecam razem z DLC, ponieważ po przejściu dodatków trzeba mniej grindować doświadczenia do platyny (wszystkie Eikony na maks). Edytowane 14 września przez _daras_ 12 2 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Paolo1986 752 Opublikowano 20 września Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 20 września #27Ratchet&Clank: Rift Apart Odkurzyłem ostatnio płytkę z najnowszą odsłoną Raczeta i...wbiłem platynkę. Gra bardzo przyjemna, rozwałka jest niezwykle relaksująca, dużo humoru i piękny kolorowy świat. Calaczek bardzo prosty do wbicia (porównując też z poprzednią odsłoną). Całość powinna zająć około 20 godzin 10 2 Cytuj
Emet 1 089 Opublikowano 23 września Opublikowano 23 września The Crew 2 Ostatnio grałem chyba w betę wiele lat temu i mi nie podeszło. Chyha później zagrałem chwilkę i wciąż nie pykło... aż kolejny raz spróbowałem jakieś 2 tygodnie temu i... tym razem zażarło Poza Forzą Horizon nie widziałem alternatywy. Wszystkie ostatnie NFSy są dla mnie niegrywalne przez swój "model jazdy". Na szczęście trzecie podejście do The Crew 2 wszystko zmieniło. Model jazdy nadal w FH jest lepszy ale ten tu jako arcade jest też całkiem ok (przy czym trochę zależy od samochodu bo niektóre zachwoują się dosyć... dziwnie). Mapa jest różnorodna i całkiem nieźle zaprojektowana. Różne eventy też są bardzo różnorodne i dające fun, niektóre z ciekawymi twistami (np. śnieżyca lub burza piaskowa wraz z efektami ich działań). Gra z PS4 więci graficznie szału nie robi, ale brzydka też nie jest. Momentami potrafi nawet zaskoczyć, a woda wizualnie jedna z ładniejszych w grach. Poza samochodami w różnych klasach (street, hypercar, offroad, monster truck, drift i inne) są też m.in. motocykle, samoloty czy łodzie. Jeśli komuś nie pasuje dany rodzaj pojazdu, można się skupić na innych. Do ukończenia trzeba jedynie przynajmniej liznąć każdej klasy pojazdów. W dodatku gra jest nadal aktywna i wspierana, a przynajmniej jeszcze do niedawna była wspierana dodatkową zawartością. Ode mnie solidne 8/10. Platyna jak cała graz dosyć prosta i elastyczna. Nie trzeba robić wszystkiego. Poza głównymi wątkami kariery, resztę możemy sobie elastycznie dozować aby zaliczyć odpowiednia ilość danej rzeczy na trofeum. Mi zajęło to 39 godzin, ale da się kilka godz. krócej jeśli slupimy się tylko na rzeczach niezbędnych do platyny. Jest kilka trofików do których potrzeba kogoś do gry, ale to raczej nie powinien być problem. Ocena trudności platyny to jakieś 3/10 Teraz zabieram się za The Crew Motorfest 6 1 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Wredny 9 556 Opublikowano 26 września Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 26 września Star Wars Outlaws Platyna #159. Po prawie miesiącu wreszcie mogę zakończyć gwiezdną przygodę z Kay i Nixem. Dobrze, że nie uwinąłem się z tym wcześniej, bo jedno trofeum było nie do zdobycia, ale w którymś patchu zostało to ogarnięte, więc nawet nie odczułem niedogodności (nie to co w przypadku SW Jedi Survivor, gdzie do dziś nie mam platyny, bo developer ma w dupie takie drobnostki, jak glitche). Jeśli chodzi o grę to poniekąd wiedziałem, w co się pakuję, bo znam UBIsoft i wiem, czym stało się ich studio Massive, ale liczyłem, że (podobnie jak w przypadku AVATARa) piękny świat, wciągająca eksploracja i relaksujący gameplay, wynagrodzą mi wszystkie inne bolączki. Niestety nie było aż tak różowo, choć na pewno nie było tragedii. Tak, świat gry jest piękny, choć częściej designersko, aniżeli technicznie (tu krok wstecz w porównaniu z AVATARem, bo tamta gra wizualnie w większości przypadków zachwycała). Jeśli ktoś jest fanem Gwiezdnych Wojen (ja nie jestem, ale lubię to uniwersum) to na pewno będzie miał ogromną frajdę ze zwiedzania tych wszystkich charakterystycznych miejscówek, które niegdyś robiły za tło w filmach. Fani post-apo też znajdą to coś dla siebie, bo sporo lokacji to jakieś stare, porzucone, zardzewiałe czy przysypane piaskiem relikty zamierzchłej przeszłości - ja uwielbiam takie klimaty, więc niejednokrotnie się zatrzymywałem, podziwiając pracę grafików i designerów. Świetnie i szczegółowo dopieszczone są również większe miasta na każdej z planet - widać, że miejsca te żyją, mają swój folklor i swój charakter. Same planety to raczej pustkowia do śmigania speederem (którym śmiga się całkiem fajnie), z okazjonalnym punktem zainteresowania i choć zdarzają się zajebiste, opcjonalne miejscówki to jednak trzeba się ich naszukać (jak np skarby Nixa, po których zawsze dostaniemy zapierający dech w piersi widoczek na okolicę). Wspominałem o tym, że graficznie na PS5 jest nierówno. Grałem w trybie zbalansowanym, działającym w 40fps, który jest całkiem fajnym kompromisem pomiędzy płynną rozgrywką, a nienajbrzydszą grafiką. Tekstury jednak potrafią się doczytywać na naszych oczach, no i często nie są najwyższej jakości, a do tego widać masę różnych artefaktow, powstałych przy próbie rekonstrukcji obrazu do wyższych niż natywna wartości. Nie jest to może poziom rozmazania ze SW Jedi Survivor od Respawn/EA, ale nadal do takiego Horizon Forbidden West brakuje Outlaws lata świetlne, jeśli chodzi o czystość i ostrość obrazu. Żeby nie było - to nie jest brzydka gra, dość często potrafi nawet zachwycić, a palec sam wędruje na przycisk Share, ale wiem, że obecne konsole stać na dużo więcej, więc albo to wina niezbyt dobrego silnika, albo jednak programistycznej indolencji developera. Mocno odstają również cut-scenki, w których strasznie rzuca się w oczy dziwna synchronizacja ruchu ust z kwestiami wypowiadanymi przez postacie i nawet nie chodzi o jakieś opóźnienie tylko wygląda, jakby w Massive nikt nie umiał zrobić gadającej postaci i wyszło im chyba nawet bardziej manekinowo niż Bethesdzie w Starfield. Jeśli przy postaciach jesteśmy to... Jest słabiutko, a momentami nawet żenująco. Po AVATARze nie spodziewałem się rewelacji, bo tam było strasznie cringe'owo, ale widzę, że te same fioletowowłose "they/themy" wciąż zajmują się "pisaniem", bo dostaliśmy pakiet strasznych wydmuszek bez charakteru, tożsamości czy nawet sensownych motywacji, napędzających ich działania. Relacje między postaciami nie istnieją, kiedy gra próbuje sprawić, że mamy jakąś postać polubić (a widoczne jest to z kilometra) to normalnie myślący człowiek tylko wywraca oczyma z zażenowania i oczywiście tego nie kupuje. Sama Kay jest jeszcze znośna i choć czasem (zwłaszcza pod koniec) skręca w stronę typowej boss-girl, to jakoś zbytnio mnie nie irytowała (ale też nigdy nie zapałałem do niej chociażby sympatią), ale ekipa, którą zbieramy w celu przeprowadzenia skoku na pewien skarbiec to zbieranina tak nijaka, że aż mi się przypomniał film "The Predator" z 2018 i tekst z końcówki, że "nikt nie będzie o nich pamiętał". Jedynie ND5 może na dłużej zagnieździ się w naszych głowach, ale to też bardziej dlatego, że gra mocno nachalnie chce nam wmówić, że pomiędzy nim a Kay nawiązała się jakaś głęboka więź (spoiler - nie, nie nawiązała się, bo do tego trzeba umieć napisać postacie i przekonujące relacje), a że ma fajny płaszcz i widnieje na okładce gry to pewnie będziecie go kojarzyć jeszcze z godzinkę po zobaczeniu napisów końcowych. Poza tym standardowo - "moc jest kobietą", więc wszystko co sprytne, silne, kompetentne i ogólnie najlepsze we wszystkim to oczywiście kobieta, a dla facetów równie standardowo zarezerwowano rolę szuj, pizd, krętaczy, zdrajców, gamoni i oczywiście głównego złego Historyjka również nie porywa i może poza dwiema czy trzema misjami, sprawia wrażenie zlepka aktywności pobocznych, których wykonujemy tu na pęczki - brak tu jakiejś epickości, rozmachu, pomysłu, a największą motywacją do skończenia "fabuły" jest tu zdobycie wszystkich zabawek, upgrade'ów, umiejętności i gadżetów, potrzebnych do zaglądania we wcześniej niedostępne miejsca. Ciąg przyczynowo skutkowy jest tu naciągany, jak twarz Nicole Kidman, wszystko jest grubymi nićmi szyte i jak przy pierwszym spotkaniu ktoś wygląda na szuję i zdrajcę to najprawdopodobniej za parę godzin się nim okaże. Kay w trakcie tej całej historii zupełnie nie ewoluuje, nie zmienia się jej nastawienie, bo też motywacje i sposób bycia osób, na które trafia, mimo że niby mają szczytny cel (Rebelianci) zupełnie nie przekonują naszej bohaterki do udziału w czymś ważniejszym niż ona sama. Brak tu jakiejkolwiek stawki, zaangażowania i ogólnie serca włożonego w tę opowieść, która jest strasznie mdła i nijaka. Jedyną fajną "postacią", którą lubi się od początku do końca, jest Nix, ale to nie było trudne, bo jest po prostu słodkim zwierzakiem i trzeba nie mieć duszy, żeby go nie polubić. Gameplayowo to ubisoftowy open world, ale z zaskakująco pustymi mapami, nie zasyfionymi milionem znaczników. Jeździmy speederem, biegamy, czasem wspinamy się w stylu Uncharted, ale takim bardziej upośledzonym, no i dość często strzelamy - to akurat jest całkiem spoko, blaster można upgrade'ować i chyba jedynie do niemożności przywłaszczenia sobie na dłuższy czas innych giwer można się przyczepić - podnościć można, ale jak wystrzelamy magazynek to sprzęt do wyrzucenia. Na osobny akapit zasługuje skradanie, które jest tak umowne, że momentami aż boli. Przeciwnicy to idioci, a dodatkowo są ślepi, głusi i mają zaawansowanego alzheimera, bo dość szybko o nas zapominają i tracą zainteresowanie. Ubisoft to duża firma, więc skoro Massive nie ogarnia stealthowych klimatów (bo w AVATARze też im to nie wyszło) to może powinni oddelegować im kogoś do pomocy (nie żeby Assassiny były jakimiś super skradankami, ale nadal lepiej niż to, co tu dostaliśmy). Jak już wspominałem, największą frajdę sprawiało mi po prostu zwiedzanie ciekawych, fajnie zaprojektowanych miejscówek, chłonięcie ich klimatu, często nagradzane skrzynką, zawierającą coś fajnego lub przydatnego. W miastach włączałem sobie tryb spacerowicza i oglądałem te wszystkie stragany, street foody, ciemne alejki, czy kantyny, tętniące życiem. Bardzo chętnie przysiadałem również do gry w sabacc - całkiem fajną karciankę, przy której spędziłem trochę czasu, ogrywając przeciwników na kasę, albo tę kasę tracąc po porażce. Takie momenty sprawiały, że ta cała otoczka kryminalnego podziemia i bycia "łotrzykiem" była tu wręcz namacalna i pozwalały zapomnieć o tym, że tak wiele innych rzeczy w tej produkcji nie do końca zagrało. Na deser mamy jeszcze arcade'owe strzelanko na orbitach każdej z czterech planet i jest to całkiem fajne urozmaicenie - lata się przyjemnie, jest co zwiedzać (trochę kosmicznych śmieci/wraków, jakieś mgławice, meteoryty), a pojedynki są szybkie, proste i dają trochę frajdy. Muzyka i udźwiękowienie spoko, zwłaszcza to pierwsze - sporo tu typowo starwarsowych motywów, zmieniających się w zależności od planety, na której jesteśmy, co fajnie buduje klimacik. OK, teraz trochę o trofeach. Zestaw czasochłonny, ale nic trudnego. Nie ma pucharków za poziomy trudności, nie ma nic do przegapienia, a teraz również nie ma nic zglitchowanego. Sporo różnych znajdziek (całe szczęście w większości fajnych), kilka za upgrade'y (zarówno blastera, jak i statku), trochę grindu (kontrakty i reputacja karteli), a także kilka specyficznych za różne aktywności (jak wbicie rekordu na automatach, okradnięcie kogoś w każdej kantynie czy 30 sekundowy drift, moje ostatnie trofeum, co widać na załączonym obrazku). Podsumowując tę ścianę tekstu - mimo wszystkich wymienionych wad, starwarsowa otoczka, klimat i eksploracja dały mi na tyle fajnej zabawy, że dam SW Outlaws naciągane 7/10, a trudność w zdobyciu platyny to jakieś 3/10, głównie ze względu na czas (PS5 pokazuje mi 93h, ale save w grze zamknął się poniżej 70h, a na pewno można szybciej - po prostu starałem się zaglądać w każdy kąt i zrobiłem więcej questów, niż trzeba było). 7 2 1 Cytuj
Wredny 9 556 Opublikowano 29 września Opublikowano 29 września The Medium Platyna #160. W oczekiwaniu na remake Silent Hill 2 doszedłem do wniosku, że dobrze byłoby się w ogóle zapoznać z twórczością krakowskiego bloober team, bo jakoś nigdy nie grałem w żaden ich tytuł. Jako że w kolekcji posiadam ledwie dwie ich produkcje (Blair Witch Project i The Medium) wybór padł na tę nowszą, będącą jednocześnie ich najbardziej aktualnym dokonaniem. Tytuł pochodzi z początku obecnej generacji i najpierw był nawet czasowym exclusive'm dla XBOXa, ale po jakimś roku z hakiem trafił również na PlayStation 5 - za tę wersję odpowiadają warszawscy spece od portowania gier na inne sprzęty - Mataboo. Jako że gra ma już parę latek na karku, doskonale wiedziałem, w co się pakuję i że teksty o horrorze można włożyć między bajki. The Medium to takie skrzyżowanie symulatora chodzenia ze staroszkolnym point & clickiem, tyle że w odróżnieniu od klasycznych przygodówek, tutaj prawie nie mamy zagadek (a przynajmniej żadnej wartej uwagi, bo jakieś banały są), a wszystkie przedmioty potrzebne, by ruszyć dalej z fabułą, praktycznie walają się nam pod nogami. Gameplay ledwo co tu istnieje, ot - spacerujemy/truchtamy, czasem wespniemy się na jakąś oskryptowaną krawędź (lub z tej oskryptowanej krawędzi zeskoczymy), raz na ruski rok odpalimy nasze duchowe pole siłowe, a jeszcze rzadziej użyjemy spirytualnego wyładowania do uruchomienia jakiejś skrzynki elektrycznej. Większość gry po prostu zwiedzamy, podnosimy przedmioty i obracamy nimi, żeby je dokładnie obejrzeć. Mamy też patent z dwiema rzeczywistościami, podczas którego ekran dzieli się nam na pół, pokazując jednocześnie rzeczywistość i "zaświaty" - te drugie wyraźnie inspirowane są twórczością Beksińskiego, czego zresztą twórcy nie kryją, ale sam motyw z dzielonym ekranem zupełnie nie ma żadnego sensu, ani uzasadnienia. Obstawiam, że graficy/designerzy po prostu się uparli, żeby tak to zostało rozwiązane i skoro już się napracowali nad tą alternatywną rzeczywistością to chcieli, żeby ktoś podziwiał efekt ich pracy. Jak dla mnie powinni dać opcję przełączania pomiędzy "wymiarami" niczym w stareńkim Soul Reaver, albo zwyczajnie ustawić te zmiany "na sztywno", bo podzielony ekran nie wnosi do gry całkowicie nic, ani nie jest gameplayowo uzasadniony - nie korzysta z tego żadna łamigłówka, więc uważam to za zmarnowany potencjał i niepotrzebny wysiłek dla konsoli, muszącej generować dwa różne obrazy. Ciężko tu zginąć (choć da się), bo w sumie nie ma tu przeciwników, ani nawet jakiegoś poczucia zagrożenia. Zaledwie parę razy pojawi się pewna dziwna istota, przed którą będziemy musieli uciekać, albo ukrywać się i skradać w sekwencjach stealth jeszcze bardziej upośledzonych niż te z pierwszego Marvel's Spiderman. Wspominałem już o używaniu na wyrost określenia "horror" - tu NIC nie straszy (może tylko chrupiący framerate i dziwnie rozbiegane oczy naszej bohaterki), poczucia zagrożenia też nie ma żadnego - ot klimatyczna przygodówka bez nadmiernych wymagań wobec gracza, raczej stawiająca na to, by ten poznał opowiadaną historią, aniżeli na to, żeby się wysilał, chcąc ją poznać. A historia ta jest całkiem niezła muszę przyznać... Co prawda wszedłem w The Medium świeżo po skonczeniu Star Wars Outlaws, więc po grach zrobionych przez "you be soft" to każda fabuła wydawać się będzie majstersztykiem, ale myślę że ta tutaj broni się sama w sobie, bo jest zwyczajnie ciekawa i dawkowana nam w taki sposób, że wciąż podtrzymywane jest nasze zainteresowanie. Wcielamy się w postać Marianny, dziewczyny z dość mglistą przeszłością, która jednocześnie jest tytułowym medium. Standardowo dla tego typu opowieści, dostajemy dziwną wiadomość, która kieruje nas do tajemniczej miejscówki, skrywającej mroczny sekret. Akcja gry ma miejsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych w postkomunistycznej Polsce, co ma swoje odzwierciedlenie w świetnie zaprojektowanych miejscówkach, oferujących masę smaczków dla osób, wychowanych w tej rzeczywistości (czyli np takiego starego dziada, jak ja). Ceraty na stołach w kuchni, szklanki z herbatą w metalowych koszyczkach, proporczyki na ścianach, gazety na biurkach - to wszystko fajnie oddaje klimat tamtych lat, a chwilę później robi się jeszcze ciekawiej, gdy trafimy do głównej miejscówki, w której życie zatrzymało się 20 lat wcześniej. Lokacje oceniam na duży plus - wszystko fajnie zaprojektowane, z dbałością o detale, klimatyczne, ładne graficznie, świetnie oświetlone - zwiedza się je z wielką przyjemnością i czasem aż fizycznie boli, że tak fajne miejscówki marnują się w The Medium, zamiast być tłem do naprawdę fajnej rozgrywki w PRAWDZIWEJ GRZE. Graficznie jest więc naprawdę nieźle, mamy nawet jakąś namiastkę ray tracingu i w sumie tylko do wyglądu i animacji naszej bohaterki mam zastrzeżenia - rusza się jakoś dziwnie i prezentuje styl animacji z czasów PS2, jej twarz czasem wygląda zbyt sztucznie, a efekt potęgowany jest tym dziwnym rozbieganiem pustych i martwych oczu, o którym wspominałem wcześniej. Oprawa dźwiekowa również stoi na wysokim poziomie, począwszy od świetnej, oszczędnej muzyki, współautorstwa Akiry Yamaoki, poprzez klimatyczne ambienty i różnego rodzaju odgłosy otoczenia, a na całkiem przekonująco brzmiących dialogach skończywszy. W tym miejscu chciałbym jednak ponarzekać, że w grze tak mocno osadzonej w polskich realiach, nie pokuszono się o polski dubbing, mimo zatrudnienia kilku naszych "gwiazd" do obsady. Znacie mnie i wiecie, że polskich wersji językowych raczej unikam, jak ognia, ale akurat w grze tak bardzo polskiej trochę mi tego brakuje. W temacie trofeów sprawa jest prosta, choć ma kilka komplikacji. Oprócz fabularnych i kumulatywnych, które wpadną naturalnie z czasem, mamy również sporo pucharków za zebranie wszystkich znajdziek każdego rodzaju w ciągu jednego przejścia (niestety brak tu jakiegoś wyboru rozdziałów, więc przegapienie jakiejś, równa się konieczności ponownego przejścia gry). Zdecydowana większość jest do samodzielnego znalezienia, gdyż wystarczy uważnie eksplorować i trafimy na nie całkiem naturalnie, ale są ze dwie (notatka i pocztówka), które można łatwo przegapić, bo o jednej możemy zapomnieć, a druga przepada, jeśli tuż obok wejdziemy w interakcję z miejscem, pchającym fabułę do przodu (namiot). Jest też trofeum Phantom za ucieczkę przed stworzeniem bez jego zaalarmowania - tutaj polecam cały czas się skradać, a w razie wykrycia szybko wczytać poprzedniego save i na koniec powinno być ok. Podsumowując... The Medium to tytuł wybitnie dla fanów symulatorów chodzenia, którzy nie potrzebują gameplayu i wystarczy im dość bierne śledzenie fajnej opowieści. Dla mnie tytuł był trochę przydługi, jak na to, co oferuje i późniejsze wydarzenia, a także przedstawianie innej strony opowieści zaczęły mnie już mocno nużyć, głównie z racji tego, że tylko idziemy przed siebie, okazjonalnie wciskając jakiś guzik, żeby wejść z czymś w mocno umowną interakcję. Momentami miałem mocne skojarzenia z Senua's Saga Hellblade II (a nawet uważam, że The Medium w paru miejscach było inspiracją dla drugiej części przygód Senuy), z tym że paradoksalnie tytuł Ninja Theory jest dla mnie lepszą GRĄ - mimo wszystko proporcje były tam lepiej wyważone i nie czułem takiego znużenia. Całość zajęła mi około 15h, ale chętnie obciąłbym z tego połowę, bo taka formuła mocno męczy bułę. Trudność w zdobyciu platyny to 2/10 (bo mimo zerowej trudności samej gry, można przegapić parę rzeczy), a sam tytuł oceniam na 6/10, zaznaczając, że ja zdecydowanie nie jestem targetem tego typu produkcji - jak ktoś lubi to pewnie z jedno oczko może sobie dorzucić. 7 2 Cytuj
Square 8 604 Opublikowano 29 września Autor Opublikowano 29 września Godzinę temu, Wredny napisał(a): Całość zajęła mi około 15h, ale chętnie obciąłbym z tego połowę Sporo ci wyszło, bo mi konsola pokazuje 10h, a ja się nie spieszę. Do platyny właśnie brakło mi chyba jednej notatki i pocztówki, jakby był wybór rozdziałów to bym dobił. Cytuj
Josh 4 523 Opublikowano 30 września Opublikowano 30 września #160-162 Jak tak patrzę po mojej liście platyn, to chyba więcej mam ich wbitych w grach z PS1/PS2/PS3, niż w nowych produkcjach xD dlatego cieszę się bardzo, że jednak nie skończyło się na obiecankach-cacankach ze strony deva, tylko faktycznie parę tygodni po premierze odświeżonych Time Splittersów wrzucił do nich zestaw trofików. Co prawda musiałem przez to powtarzać od nowa całe TS2 (uzyskany przed aktualizacją progres w grze jakoś nie chciał się zsynchronizować z dzbankami), ale to nic, bo story i tak jest krótkie. Same trofea są dosyć wymagające, gdyż pomijając główną kampanię, w każdej części trzeba jeszcze wymasterować specjalny zestaw czelendży z masą różnych zadań do wykonania: od zwycięstwa w klasycznym deatmatchu, w którym gra wymaga zabicia określonej ilości przeciwników, przez tryby w stylu capture the flag, elimination itp, aż po takie cyrki jak etapy, w których należy cegłami wybić wszystkie szyby w budynku albo strzelać w arbuzy trzymane przez biegające małpy z ADHD. Zadań jest sporo (około 50 na jedną grę, matematykę pozostawiam Tobie), są bardzo różnorodne, a niektóre mają wysoko zawieszoną poprzeczkę punktową - Time Splitters 3 idzie krok dalej i wymaga zrobienia ich wszystkich na złoto Niestety, moja subskrypcja Plusa powoli dobiega końca i nie mam zamiaru jej przedłużać, więc żeby zdążyć przed jej wygaśnięciem kilka razy musiałem w tych grach skorzystać z opcji rewind (tak, brzydzę się sam siebie). Niemniej obiecałem sam sobie, że kiedyś kupię te gierki, żeby legitnie wymasterować każde wyzwanie, bo jest z tego po prostu giga frajda i nawet zaryzykuję stwierdzenie, że kampania fabularna do tylko dodatek do tych misji. Tak więc poziom trudności tych platyn z korzystaniem z rewindu: 5/10, a bez tego sądzę, że lekko 8/10. Gry polecam każdemu, miło sobie przypomnieć czasy, kiedy miałeś w giereczce 150 grywalnych postaci i mogłeś je wszystkie odblokować uczciwie samemu, bez płacenia za season passy albo grindowania długimi godzinami. 4 2 Cytuj
Wredny 9 556 Opublikowano 2 października Opublikowano 2 października ASTRO's PLAYROOM Platyna #161. Tak, wiem, jak zwykle "spóźniony na imprezę", ale lepiej późno niż wcale Hype na najnowszą odsłonę Astrobocika sprawił, że zapragnąłem w to zagrać, ale moja gierkowa nerwica natręctw nie pozwoliła mi zacząć od najnowszej odsłony i stwierdziłem, że najpierw nadrobię "przystawkę", którą ograł już praktycznie każdy posiadacz PS5. ASTRO's PLAYROOM powstało jako wirtualna prezentacja PS5 i możliwości DualSense, ale to jak najbardziej zajebista, pełnoprawna gra. Oprócz fantastycznego wprowadzenia w świat obecnej generacji, jest to także niezwykle nostalgiczna podróż w czasie i absolutnie genialne wirtualne muzeum PlayStation. Gra składa się z czterech głównych światów, podzielonych na cztery etapy, a każdy z tych światów odpowiada za podróż w głąb bebechów PS5, jednocześnie skrywając "artefakty" z jednej z czterech poprzednich generacji sprzętów Sony. Zbieramy więc ukryte memory cardy, pady, a nawet same konsole, by później móc je podziwiać (a nawet wchodzić z nimi w interakcję) w naszym głównym HUBie, pełniącym rolę takiej muzealnej wystawy właśnie. Biegając i skacząc pociesznym Astrobocikiem, człowiek ma na twarzy nieustający uśmiech, bo ta gra to praktycznie sama frajda i zero negatywnych emocji. Owszem, są tu czasem trudniejsze momenty, ale wszystko jest tak przystępne i wczytuje się błyskawicznie, że nawet, kiedy trzeba powtórzyć jakiś fragment to nie ma frustracji. Oprócz podstawki są również dwa dodatki - równie darmowe, jak sama gra i o ile ten pierwszy Update ze speedrunami ma sporo sensu, tak ten drugi mółby nie istnieć, bo niby rozumiem zamysł, ale zrealizowany jest źle. Trofea to bardzo fajny zestaw i w samej podstawce nie ma raczej niczego, co można określić mianem choćby trochę wymagającego. Trzeba znaleźć wszystko wszędzie (po 2 artefakty i 4 puzzle na level) i zgarnąć wszystkie nagrody z maszyny losującej. Reszta pucharków to całkiem pomysłowe trofea ukryte, z których część wpadnie nam zupełnym przypadkiem. Najtrudniejszym pucharkiem (z pierwszego "dodatku") jest ten za osiągnięcie łącznego czasu speedrunów poniżej 7 minut. Jako że stary już ze mnie dziad, po pierwszych próbach miałem ponad 8 i zastanawiałem się, jakim cudem można tu jeszcze coś obciąć Po kilku powtórzeniach jednak się udało (tyle co trzeba, nie miałem ochoty/samozaparcia na pięcie się po leaderboardowej drabince) i wiedziałem, że mogę na spokojnie zająć się resztą. Trofea z drugiego update'u, za uratowanie czterech specjalnych botów to już niestety żadna przyjemność, bo są zupełnie nie do zrobienia bez poradnika video. Samo odnalezienie tych botów jest samodzielnie niemożliwe, podobnie jak znalezienie sposobu na ich uwolnienie. Nie wiem, po co więc w ogóle było implementować coś takiego, bo przyjemność z tego żadna, a zrobiłem to (jakieś 10 minut roboty) tylko dlatego, żeby mieć 100%. Za to sama platynka to czysta przyjemność, bo przecież w takie gry i tak gra się po to, żeby znaleźć i wymaksować w nich każdy level. No i najfajniejsze jest to, że jednym z ukrytych trofeów, o których wspomniałem wcześniej, jest podniesienie trofeum, które stoi sobie na stoliku w naszym wirtualnym muzeum. Jak widać na załączonym obrazku, właśnie je zostawiłem sobie na koniec, dzięki czemu podniesienie platynowego pucharka dało mi platynowy pucharek Grę oceniam na mocne 8/10 - naprawdę ciężko się tu do czegoś przyczepić i bawiłem się świetnie, ale muszę zostawić to jedno oczko dla najnowszej odsłony, która podobno jest genialna. Trudność zdobycia platyny to jakieś 2/10, a całość zajęła mi około 7h. 5 2 Cytuj
Paolo1986 752 Opublikowano 3 października Opublikowano 3 października No to za spóźnienie należy się karna kolejka Cytuj
Emet 1 089 Opublikowano 3 października Opublikowano 3 października (edytowane) The Crew Motorfest Niedawno poszedłem The Crew 2, a teraz i Motorfest. Mapka znacznie mniejsza niż w poprzednikach ale ma Dużo więcej detali. Graficznie to inna liga i jedna z najładniejszych samochodówek na rynku. Jeśli idzie o fizykę i model jazdy to 1 uwaga: Koniecznie trzeba zmienić defaultowe ustawienia sterowania (swoje wrzuciłem w temacie gry), które całkowicie zmieniają odbiór gry. Na defaultowych jeździ się nieintuicyjnie i niezbyt przyjemnie. Po kalibracjach to całkiem inna gra i jest naprawdę bardzo dobrze. Jeśli ktoś zrezygnował z powodu modelu jazdy polecam wypróbować moje ustawienia, a myślę że nie jeden zmieni zdanie Eventy ponownie są dosyć różnorodne i ciekawie zrealizowane. Tym razem zdecydowanie większy nacisk został położony na samochody i wyścigi. Samoloty i łodzie i "nie wyścigowe" tryby to dodatki. Fajnie, że znowu można liczyć na konkretne wsparcie aktualizacjami, a w listopadzie dojdzie nowa, dodatkowa wyspa. Ogólnie dałbym tej części solidne 9/10 lub 8/10 ze względu na jeden problem... Jeśli ktoś ma zamiar grać w pojedynkę to problem mało istotny ale... ja poprzednią część przeszedłem prawię całą grając z ziomkiem. Tutaj oczywiście też jest taka możliwość, tylko, że niestety gra w ekipie jest zbugowana. Bywa, że 2-5 eventów działa jak należy, a później zonk... startujemy event, jest czarny ekran i po minucie-dwóch komunikat, że coś nie pykło i startujemy sami. Aby to naprawić trzeba ponownie uruchomić grę... co raz pomoże (znowu na 1 lub kilka wyścigów), a innym razem trzeba restartowac grę kilka razy. Mam nadzieję, że w tej dużej listopadowej aktualizacji w końcu to naprawią. Wtedy będzie naprawdę mocne 9/10. Platyna sama w sobie łatwiejsza i szybsza niż w The Crew 2 - do zrobienia w jakieś 20 godzin. Ma jedynie 3 problematyczne trofea, wszystkie oczywiście związane z multiplayerem. Dwa trofiki do zrobienia w trybie Demolition, gdzie: 1. trzeba zniszczyć w 1 rundzie 3 pojazdy innych graczy. 2. trzeba w 1 rundzie 2x zmienić się w Monster trucka. Oba trofea wymagają trochę skilla i szczęścia. Trzecie, najbardziej problematyczne trofeum jest za prostą w założeniu rzecz - ukończenie własnego wydarzenia w pełnej ekipie - 4 gracze. Problem w tym, że... - po pierwsze musimy znaleźć 3 inne osoby skore do współpracy (co z randomami jest praktycznie niemożliwe). - po drugie jak już znajdziemy graczy... event musi wystartować, co jak pisałem wcześniej nie jest takie oczywiste. Nawet mając już pełen zestaw graczy, problemy z dołączeniem do gry i eventu poskutowały, że czynność, która powinna zająć 5 minut... zajęła godzinę zanim udało się w końcu wystartować wyścig. Pomijając ten problem (który może w końcu naprawią) trudność Platyny to jakieś 4/10 ze względu na trofiki online. Tak, czy inaczej grę zdecydowanie polecam i nie przestaję grać po zrobieniu platyny, tym bardziej, że jak wspomniałem za miesiąc nowa wyspa. Edytowane 3 października przez Emet 4 1 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.