Skocz do zawartości

Indywidualne podsumowanie roku w grach.


Kmiot

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Rewelacyjny rok i bogactwo wyboru. Nowości aż tak dużo nie ograłem (w tym niestety nie grałem w Baldur's Gate III), bo chciałem wrócić do kilku tytułów i powbijać platyny :)

 

1. Yakuza 0.

 

Jedna z moich gier życia i absolutny must - have. Powróciłem do gry, by wbić platynę.

 

2. Yakuza Kiwami.

 

Świetnie odrestaurowana jedynka, wróciłem do niej, by wbić platynę.

 

3. Ghost of Tsushima plus dodatek.

 

Zaległość, którą o grałem, bo wszyscy zachwalali. Niestety wynudziłem się mega, poza settingiem i samurajskim klimatem to typowy sandbox, których mam już dosyć. Bardzo prosta platyna.

 

4. Persona 5 Strikers.

 

Spinoff Persony 5, całkiem udany. Gierka z Plusa, jak Ktoś ma wolne kilkanaście godzin, warto ograć. Oczywiście obowiązkowo trzeba ograć wcześniej Personę 5.

 

5. Far Cry 5.

 

Zaległość, którą ściągnąłem już dawno i nie miałem czasu ograć. Nie lubię gier ubi, ale tutaj przyciągnął mnie klimat amerykańskiej prowincji i gierka weszła doskonale. Prosta platyna.

 

6. Mafia III: Edycja Ostateczna.

 

Wróciłem po latach. Nareszcie jest tak, jak być powinno od początku i koniecznie trzeba ściągnąć wszystkie DARMOWE dodatki, które moim zdaniem są świetnie. Uwielbiam takie klimaty, więc nawet żmudne przejmowanie dzielnic nie było straszne. Platyna.

 

7.  God of War Ragnarok.

 

God of War z 2018 r. mnie mega wynudził i nie zamierzałem grać w Ragnaroka, ale kolega pożyczył i... mile się rozczarowałem. Wciągnęło mnie jak bagno, w każdym aspekcie jest lepsza niż poprzedniczka. Superprodukcja. No i najlepsza kobieta w grach - Freja <3  Platyna.

 

8. Elden Ring.

 

Jestem umiarkowanym fanem gier soulsopodobnych, chociaż czasami lubię w takie gry pograć. Dla mnie przerost formy nad treścią, to po prostu Dark Souls w sandboxowych klimatach, z fatalną mapą. Dobrze się grało, ale peanów nie rozumiem. 

 

9. Resident Evil 4 (remake) plus dodatek.

 

Świetny remake kultowej dla wielu części RE. Remake doskonały i grało się świetnie. Dodatek też zaje.bisty. Platyna dość wymagająca i czasochłonna. Przez to już nigdy do tej gry nie wrócę, bo kończyłem ją 8 razy i więcej nie zamierzam ;)

 

10. Alan Wake II

 

To jest moje GOTY 2023. O tej grze w stosownym temacie napisano już wszystko. Absolutne arcydzieło. Platyna.

 

11.  Terminator: Resistance Enchanced

 

Gra dla fanatyków universum Terminatora, czyli również dla mnie. Dość siermiężna produkcja, ale ciekawa fabuła i sporo nawiązań do T1 i T2 sprawia, że gra się z przyjemmnością. Prosta platyna.

 

12. Final Fantasy XVI

 

Największe rozczarowanie i zawód roku. Rozwleczona, nudna wydmuszka. Takie tanie efekciarstwo dla growych januszy. Jedne z najgorszych misji pobocznych w grach. 

 

13. Cyberpunk 2077 - Widmo Wolności

 

Ależ to było dobre. Rewelacyjny dodatek do świetnej gry. Koniecznie trzeba zagrać.

 

14. Robocop: Rogue City

 

Dla mnie - miłośnika 80s, to było spełnienie marzeń. Najlepsza gra z Robocopem i niespodzianka roku. Nie mogłem się oderwać. Gra od fanów dla fanów. A jeśli nie jesteś fanem, to przynajmniej spróbuj, czy poczujesz kimat. Oczywiście wcześniej obejrzyj filmy - jedynkę i dwóję (trójkę zaorać), potem zagraj i zobacz, czy wsiąkniesz.

 

Czeka Baldur's Gate III i Dead Space (remake). Zagrałbym jeszcze w Hogwart's Legacy, ale muszę znaleźć więcej czasu.

 

Z niecierpliwością czekam na kolejną część przygód Cloud'a :)

 

 

  • Plusik 5
Opublikowano
10 minut temu, [InSaNe] napisał:

Rewelacyjny rok i bogactwo wyboru. Nowości aż tak dużo nie ograłem (w tym niestety nie grałem w Baldur's Gate III), bo chciałem wrócić do kilku tytułów i powbijać platyny :)

 

1. Yakuza 0.

 

Jedna z moich gier życia i absolutny must - have. Powróciłem do gry, by wbić platynę.

 

2. Yakuza Kiwami.

 

Świetnie odrestaurowana jedynka, wróciłem do niej, by wbić platynę.

 

3. Ghost of Tsushima plus dodatek.

 

Zaległość, którą o grałem, bo wszyscy zachwalali. Niestety wynudziłem się mega, poza settingiem i samurajskim klimatem to typowy sandbox, których mam już dosyć. Bardzo prosta platyna.

 

4. Persona 5 Strikers.

 

Spinoff Persony 5, całkiem udany. Gierka z Plusa, jak Ktoś ma wolne kilkanaście godzin, warto ograć. Oczywiście obowiązkowo trzeba ograć wcześniej Personę 5.

 

5. Far Cry 5.

 

Zaległość, którą ściągnąłem już dawno i nie miałem czasu ograć. Nie lubię gier ubi, ale tutaj przyciągnął mnie klimat amerykańskiej prowincji i gierka weszła doskonale. Prosta platyna.

 

6. Mafia III: Edycja Ostateczna.

 

Wróciłem po latach. Nareszcie jest tak, jak być powinno od początku i koniecznie trzeba ściągnąć wszystkie DARMOWE dodatki, które moim zdaniem są świetnie. Uwielbiam takie klimaty, więc nawet żmudne przejmowanie dzielnic nie było straszne. Platyna.

 

7.  God of War Ragnarok.

 

God of War z 2018 r. mnie mega wynudził i nie zamierzałem grać w Ragnaroka, ale kolega pożyczył i... mile się rozczarowałem. Wciągnęło mnie jak bagno, w każdym aspekcie jest lepsza niż poprzedniczka. Superprodukcja. No i najlepsza kobieta w grach - Freja <3  Platyna.

 

8. Elden Ring.

 

Jestem umiarkowanym fanem gier soulsopodobnych, chociaż czasami lubię w takie gry pograć. Dla mnie przerost formy nad treścią, to po prostu Dark Souls w sandboxowych klimatach, z fatalną mapą. Dobrze się grało, ale peanów nie rozumiem. 

 

9. Resident Evil 4 (remake) plus dodatek.

 

Świetny remake kultowej dla wielu części RE. Remake doskonały i grało się świetnie. Dodatek też zaje.bisty. Platyna dość wymagająca i czasochłonna. Przez to już nigdy do tej gry nie wrócę, bo kończyłem ją 8 razy i więcej nie zamierzam ;)

 

10. Alan Wake II

 

To jest moje GOTY 2023. O tej grze w stosownym temacie napisano już wszystko. Absolutne arcydzieło. Platyna.

 

11.  Terminator: Resistance Enchanced

 

Gra dla fanatyków universum Terminatora, czyli również dla mnie. Dość siermiężna produkcja, ale ciekawa fabuła i sporo nawiązań do T1 i T2 sprawia, że gra się z przyjemmnością. Prosta platyna.

 

12. Final Fantasy XVI

 

Największe rozczarowanie i zawód roku. Rozwleczona, nudna wydmuszka. Takie tanie efekciarstwo dla growych januszy. Jedne z najgorszych misji pobocznych w grach. 

 

13. Cyberpunk 2077 - Widmo Wolności

 

Ależ to było dobre. Rewelacyjny dodatek do świetnej gry. Koniecznie trzeba zagrać.

 

14. Robocop: Rogue City

 

Dla mnie - miłośnika 80s, to było spełnienie marzeń. Najlepsza gra z Robocopem i niespodzianka roku. Nie mogłem się oderwać. Gra od fanów dla fanów. A jeśli nie jesteś fanem, to przynajmniej spróbuj, czy poczujesz kimat. Oczywiście wcześniej obejrzyj filmy - jedynkę i dwóję (trójkę zaorać), potem zagraj i zobacz, czy wsiąkniesz.

 

Czeka Baldur's Gate III i Dead Space (remake). Zagrałbym jeszcze w Hogwart's Legacy, ale muszę znaleźć więcej czasu.

 

Z niecierpliwością czekam na kolejną część przygód Cloud'a :)

 

 

 

Widzę, że gust mocno zbliżony do mojego. Z ciekawości - ile h na platyne y0? Jestem w trakcie robienia platyny, bo zawsze mi się marzyła - mam 150h i dopiero połowa procent z całości pobocznych a do tego jeszcze mnie czeka przejście na legend.

 

Ragnarok aż tak Ci siadł? Ja po przejściu gowa2018 mak dosyć tej formuły, ale jak zachwalasz mając takie same odczucia jakie ja miałem to wrzucam do backloga ( a nie zamierzałem).

 

Czuje, że alanika muszę koniecznie nadrobić.

  • beka z typa 1
Opublikowano

Na Yakuzę 0 poszło jakieś 170h łącznie :yao: Ale grę skończyłem w 2017 r. i sporo zrobiłem już wtedy. By grać tylko w to ciągiem celem zrobienia platyny, to bym chyba nie dał rady.

 

Ragnarok dla mnie o wiele lepszy niż jedynka, wszystko dynamiczne i zmierza ku nieuchronnemu końcowi. Ekstra w tej grze jest też to, że po zakończeniu głównego wątku można grać dalej i to nie jest wcale koniec. Można zobaczyć, że nasze działania miały wpływ na świat gry, relacje z postaciami itd. Super pomysł.

 

Alan Wake II pozamiatał konkurencję (choć nie grałem w wychwalane BG). Nawet bug w postaci braku dialogu jednej z postaci, by pociągnąć wątek główny dalej, nie zmienił mojej decyzji.

 

Mam jeszcze sporo molochów rozgrzebanych i nieskończonych, jak Wasteland 3, Yakuza: Like a dragon (kupiony na premierę w 2020 r.), Weird West i inne. Kiedyś pewnie do nich wrócę.

Opublikowano

Jaki to był rok? Ciężki pod kątem growym. Z jednej strony zaległości dużo, ale z racji na różne rzeczy nie było wielkiej chęci do gry, a dwa, że zniechęcałem się trochę przez słabszy sprzęt (laptop czasy świetności miał za sobą) i zastanawiałem się nad zmianą, przez co niektóre gry wstrzymywałem na później. Potem jak już kupiłem sprzęt i był czas, to złapałem dobrze płatną fuchę, przez co większość czasu po swojej normalnej pracy przeznaczam właśnie tam. Koniec końców, czasu na granie mniej, grałem po nocy, co powodowało, że człowiek ledwo żywy był następnego dnia albo po prostu wolałem iść w kimę, niż ślęczeć przed monitorem. A weekendy i święta odpadają, spędzam je u dziewczyny. 

 

Reasumując, kilka gier udało się ograć. Lecimy chronologicznie, według daty ukończenia:

 

1. Deus Ex: Rozłam Ludzkości - zdecydowanie słabsza część od Buntu Ludzkości. Praga to pewna nowość, mechaniki spoko, dużo opcji różnorodnego gameplayu. Fabuła jednak za krótka. 7/10

2. Tom Clancy`s Ghost Recon: Breakpoint - ciśnie się na usta fraza Stonogi: coście zrobili z tą serią... Wildlands było mega fajne, Breakpoint to natomiast lekkie nieporozumienie. Szkoda... 6/10

3. As Dusk Falls - pierwsze trzy epizody - opad szczeny! Kolejne trzy to już trochę takie wymuszanie i przedłużanie zabawy. Generalnie fajnie, wybory mają znaczenie. 7/10

4. Watch Dogs: Legion - najgorsza część. Zero wczutki ze względu na brak głównego bohatera, płytka i nieangażująca fabuła. Na plus Londyn, możliwości rozgrywki. 5/10

5. Marvel`s Spider Man: Miles Morales - dobra gra. Nowe klimaty, nowy bohater, nowe moce.Śnieżny Nowy Jork wygląda obłędnie. Skondensowana fabuła, jak ktoś chce się bawić dalej to ma mnóstwo znajdziek. 7/10

6. Batman: Arkham City - fajna kontynuacja, mocne i genialne zakończenie, ale mimo wszystko bardziej wolałem jedynkę. Tutaj za dużo backtrackingu, wątki poboczne rozmywają wątek główny. 7/10

7. Control - spory zawód. Fabuła zagmatwana i bez czytania dokumentów nie ogarniesz, o co chodzi, do tego backtracking. Na plus fizyka, możliwości walki i grafika. 6/10

8. Hellblade: Senua`s Sacrifice - ciężko to nazwać grą, może to bardziej swego rodzaju doświadczenie. Gdyby to była produkcja na 2-3 h to byłoby idealnie. Tak jest za długo i monotonnie. 5/10

9. Grand Theft Auto III - ukończona wersja Definitive Edition. Ciężko obecnie trójkę ocenić - z jednej strony gra ma przestarzałe mechaniki, z drugiej wtedy była prawdziwą rewolucją. 6/10

10. Grand Theft Auto: Vice City - oczywiście wersja Definitive Edition. Stare, dobre Vice City. Trochę graficznie przesadzili, ale mniejsza z tym. 9/10

11. Grand Theft Auto: San Andreas - również Definitive Edition. To samo, co z Vice City - przede wszystkim to dobrze nam znana gra, z ważnymi mechanikami jak checkpointy czy automatyczne save`y. 9/10. 

12. Cyberpunk 2077 - weryfikuję opinię sprzed dwóch lat. Wtedy było 7/10. Poprawili grę, zagrałem na lepszym sprzęcie i przepadłem... Fabuła, klimat, postacie - cudo! 9+/10

13. Cyberpunk 2077: Widmo Wolności - Redzi pokazali, jak się robi DLC. Dojrzała fabuła z zaskakującym zwrotem akcji, ciekawe i fajne kwestie poboczne. 9+/10

 

Jak widać, nie jest tego dużo, w porównaniu do innych graczy z tego wątku, ale w sumie mogło być gorzej :P Bardzo dużo open worldów, dopiero teraz to sobie uświadomiłem. W samym Cyberpunku spędziłem ponad 70 godzin, do tego dochodzą molochy jak trzy części GTA, które też ogrywałem porządnie, nie po łebkach. No i oczywiście złodziej czasu, czyli Football Manager 2023. Tam nabiłem setki godzin. 

 

W nowy rok wchodzę z postanowieniem poprawienia tego wyniku. Czy się uda? Nie wiem, mam taką nadzieję. Bo jak nie w tym roku to w kolejnych, z racji na różne zmiany prywatne, które pewnie się wydarzą, będzie to zdecydowanie trudniejsze. Mam sprzęt na porządne granie, więc trzeba to wykorzystać :D 

  • Plusik 2
Opublikowano

Jaki był rok 2023 dla każualowego gracza? Odkopywaniem backlogu, pykaniem w każualowe popierdółki i odkurzeniem 3DSa :)

 

Gorogoa - fajna i krótka gierka logiczna z ciekawymi mechanikami, bardzo przyjemne doświadczenie 8/10
Ghosts of Tsushima - piękne lokacje, japońska przyroda, ciekawa historia i bardzo satysfakcjonująca rozgrywka. Jedyny zarzut to za szybko gra odkrywa wiele kart i po pierwszym obszarze można dopakować postać tak, że idzie jak Terminator przez kolejne lokacje. No i te pieprzone lisy. Ale całościowo 9/10
What Remains of Edith Finch - symulator chodzenia i odkrywania tajemnic opuszczonego domostwa wciągnął mnie na tyle, że wspominam do dziś. Bardzo fajny klimat i bez dłużyzn. 8/10
Kaze And The Wild Masks - prosty i dość krótki platformer, dobry na odmóżdżenie, ale bez jakiegoś większego efektu wow. 6/10
Murdered: Soul Suspect - mimo słabej mechaniki i trochę trącących myszką technikaliów historia i pomysł na fabułę dość ciekawe. 6.5/10
Call of Duty: Black Ops Cold War - pif paf, cut scenka, pif paf, cut scenka, zgon od niewiadomo czego, cut scenka, pif paf. CoD jak CoD, fajnie się grało, ale w pamięci jakoś nie zostało. 6/10
Far Cry 6 - Jestem fanem od początku serii, ale 6. część mnie zmęczyła zbyt dużą ilością zadań i powtarzalnością. Silenie się na wydłużanie rozgrywki dodając kolejne obszary i mnożąc zadania poboczne to niezbyt dobry pomysł. Na plus klimacik. 6/10
Broforce - gierka, która głównie mi towarzyszyła w rekonwalescencji. Wspaniała oldschoolowa zabawa, ogrom nawiązań do popkultury, do tego odpowiednio trudna, ale nieprzekombinowana. Nawet udało się pograć online. 9/10
Marvel's Guardians of the Galaxy - bardzo miłe zaskoczenie, wiele rzeczy tu zagrało, jak interakcje między postaciami, fabuła, sceneria, finał. Jedyne co zmęczyło to powtarzalny system walki w późniejszych etapach. 8.5/10
Scott Pilgrim vs. the World - wizualnie i klimatycznie bardzo dobrze, ale walka jakoś mało satysfakcjonująca. A finalny boss napsuł sporo krwi. 6.5/10

Bayonetta - jedna z gierek życia, tym razem scalakowana i splatynowana kosztem rozklekotanego pada, ale było warto. 9.5/10
Donkey Kong Country Returns - wizualnie pięknie, dużo wyciska z 3DSa, muzyczka, klimacik na plus. Ale poziom trudności i etapy z kolejką potrafiły mnie odrzucić na kilka dni. Całościowo jednak 8/10
Kirby Triple Deluxe - śliczne, kolorowe, satysfakcjonujące doświadczenie, aż uśmiech sam się ciśnie na usta. Odpowiednio długa i pełna zawartości. 9/10
Luigi's Mansion 2 - wciąga jak bagno, Luigi jest pocieszny, duszki wciąga się aż miło, do tego sporo znajdziek i sekretów. Super zabawa. 9/10

 

W tym tempie to może w 2025 zacznę ogrywać coś na PS5 :D 

  • Plusik 1
Opublikowano

Dla mnie to był bardzo słaby rok pod względem growym. Oczywiście nie ze względu na ilość gier, tylko na to, że nie miałem na nie czasu zupełnie. Playstation Wrap Up pokazuje mi 35h grania w 2023. Na Xboxie może trochę więcej, bo grałem w Age of Empires 2 nawet całkiem sporo. Na Switchu skończyłem Advance Wars i Zeldę. No i to wszystko. Oby nowy rok był dla mnie lepszy pod tym względem

  • Smutny 1
  • 5 tygodni później...
Opublikowano

Od paru lat robię Top 10 roku w oparciu o DUŻO gier. Właściwie to idea jest taka, by spróbować, ile się da, wszystkiego, co ktoś pochwalił. Układając listę, uznałem to za lekką przesadę, życiowo mówiąc. Mam nadzieję, że to ostatnia taka lista. Po prostu życie jest tylko jedno i to, co było fajne jak się zaczęła korona, nie jest metodą którą człowiek może utrzymać na całe życie. Pochłaniały te gierki nierealną ilość czasu i kasy w ostatnich latach. Od roku 2024, będę raczej kupował na premierę tylko największe hiciory, i ogrywał jakieś mniejsze rzeczy na promocjach. 

Wybór był bardzo ciężki, w tym roku, i podejrzewam, że gry z ostatnich miesięcy miały pewne fory w porównaniu do tych z początku 2023. Wyjątkiem Midnight Suns, hehe. A co, nie załapało się rok temu.

 

 

Tears of the Kingdom (Switch) – specyficzny kierunek po poprzedniku, ale ogólnie taki sam wniosek: jak bym nie patrzył, to kurde jest najlepsza gra wszech czasów. Po prostu trudno zaprzeczyć. Teoretycznie rozumiem, że niektórzy woleliby to samo na innej mapie, ale już mamy wystarczające setki gier robiących to samo na różnych mapach. Zelda kolejny raz sprawiła, że inne gry (jeszcze zanim dogoniły Breath) wyglądają tak prymitywnie. Coś sobie jest? Połącz to z czymkolwiek innym i rób z tym co chcesz! Gdzieś jest jakieś miejsce? Dostań się tam! Jak? Jak chcesz! Gra nadal ma też swoje niezrównane piękno świata i dźwięku i w jakiś sposób osiąga uczucie bardzo dla mnie rzadkie – jednocześnie relaksuje i wciąga. Jest jednocześnie bardzo inteligentna, jak i w pewien sposób bardzo prosta i niedenerwująca. Po prostu feel jest najlepszy, jaki kiedykolwiek był w grze. A produkcje AAA jest pewnie przez dekady nie dadzą nam tego, co dały nam Tearsy. Można by spędzić całe książki opisując osiągnięcia tej gry, ale inni to zrobią. W pewnym sensie, można narzekać, że „ten sam świat”, ale to kompletnie niecelny opis. Bo jeśli nawet weźmiemy wszystko „stare” z Tearsów, i zostawimy tylko kompletnie nowe elementy, miejsca, rzeczy – gra ma nadal dużo więcej, niż cokolwiek innego w tym roku. Jeśli cokolwiek może zbawić gry, to ta Zelda.

 

Theathrythm Final Fantasy: Final Bar Line (Switch) – zaskoczenie roku, bo wersję na 3DS wyłączyłem od razu zawiedziony, że nie steruje się jak w Elite Beat Agents… nikt mi nigdy nie powiedział, że Theathrythm to znacznie więcej, niż po prostu wciskanie przycisków w rytm piosenek. W jakiś sposób, Final Bar Line okazuje się wciągającym RPG-iem, a najlepszy fenomen tej gry to fakt, że każdy sam sobie wybierze, z którego źródła ile będzie czerpał. Sprawy są bowiem dość niezależne, za sprawą mnogości opcji i wielu poziomów trudności. Można traktować grę jako wyzwanie nawalania w przyciski, i faktycznie nie zabraknie okazji do łamania palców. Można też jednak w pełni skupić się na konstruowanie zespołów i pakowaniu statsów – przykładowo, dodanie technik leczących dodaje masę tolerancji w kwestii błędów w egzekucji. W praktyce, Final Bar Line jest jak czysty RPG z najlepszym systemem walki, polegającym na nawalaniu w rytm setek wspaniałych utworów. To celebracja magii tej serii nie tylko w powierzchownym sensie – to najbogatsze świętowanie osiągnięcia naszej kochanej branży co najmniej od czasu Smash Bros. Ultimate. Spędziłem dziesiątki godzin ciągle myśląc o różnych buildach, które ostatecznie pozwolą mi wykonać określone questy, i tak dalej. Jest tu sporo obliczania obrażeń i wyliczania DPS-ów, jeśli chcemy cyknąć niektóre zadania. A jednocześnie świetnie się bawiłem przy tych utworach, bo Final Bar Line daje okazję i poprzeżywać w bardziej intensywny sposób klasyki (bardzo świadomie – przykładowo, twórcy wiedzą, że najbardziej „powtarzalne” kawałki z wielu edycji to battle theme’y, i właśnie te hitowe kawałki mogą dawać więcej expa, tak by osoby „pakujące” sięgały i tak naturalnie po nie, i tak dalej), i odkryć na nowo, jaki urok mają przeproste melodie z GameBoya, jaka jest niesamowita różnorodność FF XIV, czy też jakie bangery miała Dissidia.

 

Xenoblade Chronicles 3: Future Redeemed (Switch) – wspominam tę grę bardzo dziwnie, bo pojawiła się i zniknęła, bardzo po cichu. Nie słyszałem, by ktokolwiek o niej gadał. Ja też przestałem, bo… była tak wciągająca, że przeszedłem ją w jeden weekend. A naprawdę mi się to nie zdarza. Formuła Xenoblade’a po prostu jest najbardziej wciągającą, jaką w życiu widziałem, nie mogę tego odłożyć, aż nie cyknę 100%. Dodatek to niby miniaturowa wersja wszystkiego, co już znamy z XC3, a jednak wnosi wspaniałe rzeczy do całego gatunku. Cały koncept, by rozwój ekipy zależał nie od powtarzania czegokolwiek, ale od robienia konkretnych rzeczy na mapie, wnosi zaangażowanie w eksplorację mapy i w rozwój ekipy zarazem na nowy poziom. Jednocześnie opcji dopakowania ekipy jest nadal tyle, a zarazem tak przejrzyste, że chciałoby się tylko więcej i więcej. Jaka szkoda, że wydanie tego DLC po cichu sugeruje, że to może być koniec serii, a Monolith zamieni się czysto w wyrobników open worldowych Zeld… A może nie szkoda, może dobrze, bo zmarnowałem na tę serię giereczek prawie tysiąc godzin m d m.

 

Lisa The Painful (Switch) – ja pier’dolę. Co tu się dzieje. Zawsze mówiłem, że wpływ Last of Us na świat gier był okropny, więc muszę się pokajać. Oto przykład, że może z tego wyjść też coś dobrego. Oto projekt, wydany po latach na konsole w tym roku, który można niemal opisać jako próba zrobienia Last of Us jako dobrej gry, japońskiego RPG-a. Jak dla mnie, jest zupełnie inne w każdym aspekcie. Nic nie jest tu efekciarskie, ckliwe i moralizatorskie, wszystko jest faktycznie okrutne, wieloznaczne, powalone i szalenie zabawne. Gra potrafi zrobić się naprawdę trudna wskutek nieznajomości wielu dziwnych mechanizmów, albo po prostu losowych wydarzeń. Postaci z naszej ekipy mogą nagle zacząć padać jak muchy, albo nawet być muchami. W pewnym sensie gra może być bardzo „trudna”, ale w tym przypadku wszystko faktycznie zależy od gracza (banał, który w przypadku tej akurat gry jest jednak prawdą). Można powiedzieć, że gra jest tak odważna i ciekawa, jak produkcje Kojimy, ale jednocześnie nie każe nam człapać po górach godzinami, by doświadczyć mięska opowieści. Po prostu mamy opowieść, prosto do celu.

 

Shadows over Loathing (Switch) – drugi z najlepszych scenariuszów roku. Shadows to po prostu więcej tej samej gry, i ma podobne zalety jak poprzednik. Jest niesamowicie zabawny, zrobiłem setki screenshotów by zapisać sobie złote cytaty tej pięknej, literackiej gry, a ponadto konstrukcja RPG-a jest bardzo fajna i angażuje ciekawe zadania do dodawania sobie statsów robiących różnicę w grze. Jak na grę głównie toczoną w okienkach dialogu i opisach, fajowe są tu wybory, wpływ decyzji, buildy itd. Nie wiem, kto to zrobił, ale jest geniuszem pisarstwa.

 

Sea of Stars (Switch) – jest coś bardzo generycznego w Sea of Stars, ale ostatecznie gra po prostu mnie wciągnęła. Jest ładna, nie ma wiele powtarzania, i zmieszczono tu niemal każdy wciągający system, jaki znam, od ulepszania bazy po zbieranie ostatniej muszelki w ukrytym, ale nie bardzo trudno ukrytym, zakamarku. To jest mój słaby punkt, jak ktoś robi grę, która nie jest za duża, jest wypchana nowymi rzeczami, idzie prosto do przodu i wszystko jest w niej zrobione ładnie i dobrze.

 

Dave the Diver (Switch) – Dave to jeden z fenomenów tego roku nie bez powodu. Gra ma ten rzadki dzisiaj vibe, że wszystko jest możliwe (i dzieje się szybciej, niż w Yakuzie). Co chwila wpada ci postać i odkrywa jakąś zupełnie nową stronę gry. Jednocześnie zarządzasz wieloma cyferkami i rzeczami, by rozwijać każdy aspekt swojej działalności nurka i restauratora. Jedyne, co mi nie przypasiło, to aspekt „soulsowy” i tracenie tysiąca rzeczy w razie śmierci w głębinach. Wszystko poza tym jest kapitalne.

 

Pokemon: Indigo Disk (Switch) – nie mogę umieścić niżej, bo spędziłem masę godzin z tym dodatkiem, i z radością. Nie jest to nic nowego po zeszłorocznej rewolucji w serii. Nowy, mniejszy open world, a przede wszystkim więcej (nieciekawych) misji, więcej pokemonów, więcej rzeczy do zdobycia. Liczba kontentu zadziwia, a jakość jest spora. Co najbardziej zwraca uwagę, to najtrudniejsze walki w singlowej kampanii w historii serii – o kurde, czyli Game Freak wie, że można mieć naprawdę sensowne i dobre teamy, tylko wcześniej to ukrywał w multi. Te 5 walk naprawdę potrafi zmienic podejście człowieka do tego, o co chodzi w pokemonach. Na szczęście metod na dopakowanie zespołu też nie brakuje, bo dochodzi masa "nowych" pokemonów, nowych możliwości oraz kolejne udogodnienia w coraz łatwiejszym dobieraniu ruchów, natur, EV, IV, i tak dalej. Fascynujący świat kompetytywnych pokemonów jeszcze nigdy nie był tak blisko z singlem.

 

Chants of Sennaar (Switch) – bądźmy szczerzy. Gry „logiczne” są po prostu najlepszymi grami. Pomysły w nich, zarówno narracyjne jak i estetyczne i gameplayowe, są po prostu najbardziej inteligentne i kreatywne, i te gry jako jedyne są warte nazywania naprawdę mądrymi, i tylko ich fani mają podstawy czuć się lepszymi ludźmi. Przykładów na to w tym roku była masa – Talos Principle 2, Void Stranger, Can of Wormholes, Rytmos, Puzzmo, American Arcadia, Birth, Viewfinder, i tak dalej. Jedyny powód, dla którego te gry nie dominują list GOTY, to fakt, że wymagają myślenia. Ludzie bowiem nie myślą – ja na pewno nie. Chants of Sennaar to przykład idealnego balansu. Gra ma bardzo unikalne zagadki, bez wskazywania palcem wciąga w bardzo wyjątkowy sposób myślenia, i czujemy się naprawdę jak geniusz, że to wykombinowaliśmy… ale jednocześnie NIE jest faktycznie tak wymagająca intelektualnie, żebym po prostu się poddał. Jest w sam raz. Do tego jest wspaniale narysowana i ogólnie cały pomysł jest kapitalny. Ta gra jest tak mądrze pomyślana, że grając w nią, aż niemal widzimy w rogu ekranu, jak fani Rockstara sypią jej minusy.

 

Humanity (PS5) – gra aż zbyt godna podziwu... wręcz nieznośnie intensywna gra, w której nie wiem, na czym się skupić. Jest tu i transowa prostota i minimalizm rodem z tetrisowych gier studia, jak i zaskakujące bogactwo pomysłów. Intrygująca historia i przekaz, ciągle nowe mechanizmy i wymagania nowego sposobu myślenia, by przejść dalej i zdobyć złoto. Jednocześnie są tu nawiązania do masy innych gier, ale jednocześnie kompletnie unikalne odjazdy, a to wszystko w ciągu kilku godzin. Niestety, mam trochę za niskie IQ, by tych godzin nie zrobiło się więcej, bo czasem ciężko było znaleźć rozwiązanie. Humanity ma jednak to do siebie, że nie rozwija wymagań, piętrząc je, ale ciągle niemalże zmienia cały gatunek gry.

 

Dredge (Switch) – zawsze chciałem, by ktoś zrobił grę Failbetter, ale, kurde… nie tak ciężką, a Dredge dostarcza to marzenie. Jest faktycznie mrocznie i ciężko – nadal czasami zbieramy długo na coś, by to stracić bo potwór nam walnął w łódź, ale jednak wszystko to w rozmiarze przekąski na 10 godzin. Kinder Cthulhu. Mamy akurat tyle wolności, by poczuć zew oceanu bez faktycznego zagubienia przez żaden dłuższy czas. Mamy wiele czynników wpływających na nasz sukces, ale zawsze znajdziemy drogę. Gra jest po prostu ładna i przyjemna.

 

FF XVI (PS5) – okazało się, że to nie Mesjasz, który przywróci Japonię i PlayStation na sam szczyt. Ale nadal jeden z głównych powodów, bym w końcu widział sens mego kupna PS5. Gra jest bowiem naprawdę przyjemna i nie nudzi przez cały czas jakże rozbudowanej opowieści. Co najbardziej mi się podoba, to że oprócz ogromnych starć godzillasów rzucających w siebie planetami, nadal mamy uczucie poczciwej wioseczki, w której proste osoby mają swoje banalne zabawne tekściki o hodowaniu pomidorów czy umawianiu się z kimś tam. Bardzo fajnie oglądało się te proste menusy i wypełniało wszystkie zadania. System walki pokazuje swój precyzyjny potencjał tylko w kilku opcjonalnych trialach - i praktycznie nigdy w ogóle w żadnym innym momencie ani trochę nie, ale ma tak wiele zawartości, że daje możliwości pobawienia się wystarczająco ciekawie przez całą długą grę. Mam nadzieję, że to jedyny fajnal tego typu hehe, ale jak na grę godofowarową jest wyjątkowo sympatyczny i japoński.

 

Pikmin 4 (Switch) – Nintendo obrało oczywisty, ubisoftowy kierunek, by przybliżyć jedną z najbardziej uroczych, najładniejszych serii szerszemu gronu graczy. Koniec ze specyficznymi wyzwaniami Pikmina, teraz robisz w tej grze to, co w każdej – zbierasz punkciki z mapy, wciskasz oczywiste interakcje na oczywistych obiektach, rozszerzasz swoją moc aż zbierzesz 100%. Nadal jest pięknie – może najładniejsza gra roku – i fajnie, że można sobie w nowoczesny sposób pospędzać czas z pikminami i tym przeuroczym pieskiem. Fani mogą tęsknić za bardziej wyjątkowym gameplayem, ale teraz bez frustracji można spędzić dziesiątki godzin, cyckając świat Pikmina. Jaka miła gra.

 

Marvel’s Midnight Suns (PS5) – kto by pomyślał, że Marveloza znajdzie się tu kiedykolwiek! Jasne, już od dawna rzygam tą zbroją Irona Mana, naprawdę, rzygam, nie mogę już widzieć jego stroju czy spidermana, ile kurva można udawać że to jest ciekawe... ale w tej grze mogę szybko zebrać sto przebrań i go przebrać za jakiegoś stalowego rycerza i nie jest tak źle. Ale serio, tak poza tym jednym "detalem", to jest trochę idealna gra dla mnie. Rozwijanie całkiem rozbudowanej bazy, relacje z postaciami, RPG ale tak naprawdę pakowanie nic nie daje i trzeba myśleć, troszkę łażenia dokoła, no i głównie karty - nie tak liczne, żebym się pogubił, jak w większości karcianek. 8 na talię - okej, to mogę ogarnąć umysłem, i nadal jest ciekawie i zróżnicowanie. Wszystko przekłada się na coś, punkty przyjaźni, RPG-izacja życia, simsyzacja fantasy. No i można sobie zazwyczaj dobrać postaci tak, by mieć w ekipie takie nieznane specjalnie z filmów. Gra trochę w pewnym sensie donikąd nie zmierza na dłuższą metę, i scenariuszowo i rozwojem tych statsów, ale droga jest bardzo wciągająca. 

 

Neverawake (Switch) – nie byłoby listy ogura debila bez psychologicznego shoot-em-upa, co nie? Neverawake wnosi jedną z najbardziej przystępnych prezencji i opowieści w historii gatunku bez zrywania z sednem rozgrywki. Kluczowa jest tutaj płynność wyzwania – mając do wyboru mnóstwo akcesoriów, a nawet dostając więcej w razie porażki, zawsze sami decydujemy, jaki mamy potencjał ofensywny i defensywny. Gra więc nie będzie nigdy banalna, ale też nie stanie się niemożliwa. Oto shmup, który warto przechodzić, i każdy też może. A galeria narysowanych wrogów naprawdę robi wrażenie.

 

Baldur’s Gate 3 (PS5) – trudno mi coś dodać o Baldurze po tym, co się stało z tą grą, świat oszalał na jej punkcie, a Gabe prawdopodobnie stał się najbogatszym człowiekiem świat po jej premierze. Niektóre rzeczy mówione o niej są po prostu nieprawdziwe. Niemniej, w pewien sposób to ideał pecetowego grania i świetna zabawa. W porównaniu do produkcji konsolowych, czuję tu wiele braków, pod względem scenariusza, rozgrywki, technicznie itd. Mimo wszystko, nowy Baldur to najlepsza egzekucja idei nerdowatego D&D od dawna, zachęcająca do różnorakich zabaw i dająca nam do ekipy wiele sympatycznych postaci. Chciałeś, nie wiem, rzucić na siebie niewidzialność i być niewidzialnym – w Baldurze 3 możesz. To nie zmieni jakoś niesamowicie wiele w grze, ale będziesz niewidzialny. Super sprawa.

 

Goodbye Volcano High (PC) – visual novele, jak gry logiczne, miały niesamowity rok. Wymienić można tak różne stylem pozycje jak anime-klasztorna Misericorde, przepiękna Mediterranea Inferno, strasząca wyborem Slay the Princess, yuri Little Goody Two Shoes, japoński Paranormasight i Anonymous;Code, króciutki Murder of Sonic the Hedgehog, przedziwny World of Horror, gamepassowy Coffee Talk, retro Life after Magic, romansowy Jack Jeanne, nintendowskie Master Code coś tam, i tak dalej, ja nie mogę… Goodbye Volcano High było jednak dla mnie najciekawsze do faktycznego grania. Bo w końcu po co wymyślono visual novele - żeby stulejarze mogli romansować z laseczkami w fantazji, najlepiej kierując samemu jakiąś inną nastoletnią laseczką. Tutaj mogę „grać” (dino) nastolatką w liceum i mieć hot romans z inną (dino) laską. Dwa, że gra ma zaskakująco przyjemny, animowany flow, będąc nie tyle visual novel, co... visual film? Początkowo denerwowało mnie np., że tak powoli wybieramy opcje dialogowe, ale później uznałem, że to naprawdę dobrze pasuje do sytuacji, mamy okazję nieco poczuć, że faktycznie jest wybór, pomyśleć, z czego rezygnujemy. No i ten nastrój jest niezły – kurde, grasz dinozaurami i leci meteor, cóż za lepsza metafora dla czasu końca liceum, gdy wszystko w naszym życiu się kończy, i pora powiedzieć po raz pierwszy do widzenia tak wielu rzeczom. Gra trochę głupia, ale wciągnęła mnie na te kilka godzin.

 

El Paso Elsewhere (Xbox) – wiem, co myślicie - fajnie by było, jakby wyszła w 2023 dobra gra związana z Maxem Paynem, najlepiej z wszechobecnym autorem gry. No i na szczęście jest El Paso Elsewhere, w którym twórca Xalavier Nelson i gra główną rolę, i wykonuje absurdalne piosenki, i tak dalej. A całość, jest to bardzo zrzyna z Maxa Payne’a, ale w pozytywnym znaczeniu. Latasz dokoła, strzelasz, przeładowujesz, bullet time, i tak w kółko, nic innego. Gra bierze najlepsze z czasów prostego grania na PS2 i wcześniejszych, ale ma też imponujący styl opowieści i dźwięku.

 

Against the Storm (PC) – tradycyjna na liście jedna gra z peceta, przy której nie miałem czasu siedzieć setki godzin, ale żałuję, bo w czasach gimnazjum bym to kochał i siadał codziennie po szkole. Przy grach takich jak ta i Dotage, można powiedzieć, że 2023 był rokiem połączenia city buildera i rogalika. Formuła jest szalenie wciągająca – nowe zawartości i zadania to właśnie to, co potrzebne było szkieletowi zarządzania miastem/cywilizacją znanym od dekad z wielu pecetowych gier. Dynamika zadań sprawia, że Against the Storm ma te fajne elementy RTS-ów, ale nie te nudne części, gdy wszystko jest już ustalone. To wszystko nadal zajmuje nieraz masę czasu, ale pod względem znaczącej ingerencji gracza, dzieje się więcej, niż kiedykolwiek. Jakość jest świetna – wygoda menusów, estetyka, liczba rozwiązań pozwalających dostosować się do innych warunków. Tak wygląda klikanka, gdy się ją zrobi właściwie.

 

30XX (Switch) – jeszcze jeden gatunek, który połączono z rogalikiem, ale znów – warto było to zrobić, bo pasuje doskonale. 30XX okazuje się dzięki temu najfajniejszą od dawna kopią Mega Mana, a wychodzi ich co roku około dwunastu milionów. Nie ma dobrego rogalika bez dobrego sedna rozgrywki i sterowania, i 30XX je ma. Dodaje do tego zróżnicowane i długo świeże wyzwanie. Zawsze miło sobie popykać.

 

Wyróżnienia: Astral Ascent (Switch), Coccoon (Xbox), Thirsty Suitors (Xbox), Frog Detective: Entire Mystery (PC), Lil Gator Game (Switch).

  • Plusik 6
  • 10 miesięcy temu...
Opublikowano

To chyba ja też już wrzucę podsumowanko, bo niezapowiada się bym skończył w tym roku coś ekstra nowego.

 

 

 

Zrzut ekranu 2024-12-19 181026.png

 

 

Uznaje to za przyzwoity wynik, bo ostatni kwartał w roku był trudny w pracy czasowo:lapka:

  • Plusik 1
  • Haha 1
  • beka z typa 4
Opublikowano (edytowane)

W tym roku spróbowałem dużo mniej gier niż w zeszłym, bo już działam bez Plusa, ale i tak grałem naprawdę sporo, czego w dużej mierze zasługą był Bloodborne, w którym - co ciekawe - zakochała się też moja druga połówka, choć ona bardziej lubi szukać "światełek" i oddawała mi pada przy każdej cięższej potyczce. W ogóle odkryłem na nowo dobrodziejstwo lokalnego co-opa, dowiedziałem się, że horrory są dla mnie cięższe niż kiedyś, ale i tak nie potrafię sobie odmówić zapoznania się z nimi. Na głosowanie w forumowej TOPce przyjdzie jeszcze czas, więc tutaj wypiszę gry ograne w chronologicznej kolejności:

 

1. Ghostrunner II - rozpływałem się nad tym tytułem w odpowiednim temacie. Pamiętam, że pisałem o tej grze, że jaram się, że gry wciąż mogą mnie tak jarać. Obydwie części Ghostrunnera dostarczyły mi kupy zabawy, a dwójka to dla jedynki taki Portal 2 dla oryginalnego Portala. Jest więcej, bardziej różnorodnie, a gra wciąż dokłada nowe pomysły do tej intensywnej rozgrywki. Grałem blisko ekranu, żeby mieć super "wczucie" i było ekstra. Czekam z niecierpliwością na kolejną grę podnoszącą poziom adrenaliny od naszych rodaków.

 

2. A Plague Tale: Innocence - ładny tytuł z fajnie wykreowanym światem, ale ogólnie sprawił mi zawód, bo to straszny samograj. Super wizualia, klimat i muzyka, ale w dwójkę już mi się nie chciało grać.

 

3. Silent Hill: The Short Message - ciekawy eksperyment, w aspekcie fabuły raczej chybiony, ale zaliczony za jednym podejściem był fajnym przeżyciem. Sekwencje ucieczki co prawda są irytujące, ale mam chorobliwą słabość do irytujących gier zmuszających gracza do powtarzania w kółko tych samych poziomów (Celeste, Ghostrunner…),więc ucieczkę przed Sakurahead w tych wąskich labiryntach traktowałem jako wyzwanie, które koniec końców dało mi satysfakcję. Zapamiętam ten tytuł na długo choćby za samego potworka (Sakurahead) i za piosenkę końcową, którą słyszałem od marca jakieś milion razy.

 

4. Tinykin - słyszałem, że to fajny platformer, w którym można poćwiczyć orientację w terenie i rzeczywiście te złożone poziomy z bardzo zróżnicowanymi i rozmyślnie rozmieszczonymi elementami dają frajdę. Trochę brakowało mi tu większych wyzwań, ale taka to prościutka gra, która nadaje się do relaksu. Sympatyczny tytuł raczej dla najmłodszych.

 

5. Unravel Two - bardzo przyjemny tytuł dla dwóch osób, a przy tym idealna dla nowicjusza do zapoznania się z graniem na padzie w ogóle. Gra bardzo fajnie przewiduje, że jeden z graczy może być doświadczony, a drugi nie, więc daje możliwość oszukiwania systemu przez wskakiwanie jednej z "włóczek" na drugą, co pozwala zaliczyć nieco trudniejsze fragmenty gry. Fajny klimacik, super zabawa fizyką i rozwiązywanie prostych łamigłówek we dwójkę. W tle działa się jakaś dziwna fabuła, której w ogóle mogłoby nie być.

 

6. Stellar Blade - byłbym bardziej zadowolony z tej gry, gdyby nie było w niej tylu zapchajdziur w postaci dodatkowych questów w otwartych mapach. Bardzo podoba mi się klimat i udźwiękowienie tej gry, mocno inspirowane przygodami 2B. Walka też daje radochę. Fabuła i postaci były dla mnie zbyt infantylne, a cały twist zbyt przewidywalny i nie odczuwalny przeze mnie emocjonalnie (do NIERa nie ma podjazdu). Eve to fajna lalka, ale właśnie - to tylko lala, bo postać z niej żadna. Tak czy owak dobrze, że powstała, bo przy obecnych trendach dobrze mieć taką przeciwwagę w designie kobiecych postaci.

 

7. It Takes Two - gra, która nie oszczędza pomysłów, co chwila oferując jakąś nową mechanikę. Super zabawa dla dwóch osób, bo nie dość, że gameplay jest super, to dialogi są pełne wigoru i humoru (tylko co oni zrobili temu biednemu słonikowi?!). Wcale się nie dziwię, że to gra roku w roku jej wydania. "Split Fiction" biorę już na premierę.

 

8. Bloodborne - odpadłem od tej gry w 2016 roku gdy kumpel mi pożyczył, ale mając ją w Plusie uznałem, że spróbuję jeszcze raz, no i wsiąkłem. Wkrótce kupiłem własny egzemplarz i teraz dumnie zdobi półkè. Rozumiem już kult tej gry, bo klimat jest nie do podrobienia. Jedna rzecz mnie zawiodła, ale i dała trochę do myślenia: zakończenie (tu będzie zawoalowany spoiler - walczyłem z Ghermanem, ale nie podobało mi się zakończenie po jego pokonaniu. O wiele lepsze wydało mi się zakończenie po poddaniu się, które sprawdziłem na YT). Fantastyczna gra.

 

9. Silent Hill 2 (Remake) - z tą grą wiążę tyle emocji, że trudno to pozbierać w składną całość. Sam fakt powstawania jej w biurowcu, w którym sam pracuję rył mi mózg i ryje trochę do dzisiaj, ale jakoś to już przepracowałem. Polacy stworzyli coś niesamowitego, pięknie oddając hołd klasykowi poprzez nadanie mu nowych szat. W grę grałem bardzo długo, bo 2 miesiące, ale klimat czasem był tak przytłaczający, że musiałem sobie dychnąć. Uwielbiam stronę wizualną tej gry, postaci i aktorstwo, muzykę w nowym brzmieniu, strukturę przypominającą escape-roomy. Zakończenie uderzyło mnie bardziej niż się spodziewałem i dotknęło mnie gdzieś głęboko. Bardzo możliwe, że grając jako nastolatek również miałem to samo zakończenie, ale nie doceniłem go tak jak doceniam dzisiaj. Brawo Bloober. Nie mogę doczekać się Waszych kolejnych projektów. Człowiek najlepiej się uczy przez naśladownictwo, a tutaj nie dość, że odnowiliście grę w tak pięknym stylu, to daliście też wiele dobrego od siebie.

 

10. Neva - skończona wczoraj, ostatnia gra tego roku. Ładna, choć czasami może zbyt oszczędna wizualnie i zbyt często polegająca na samym wychylaniu gałki w prawo w imię "ikspirjensu". Gra jest podzielona na rozdziały osadzone w porach roku, i z czasem widzimy coraz bardziej rozpadający się świat. Najlepiej moim zdaniem wypada zima, czyli rozdział 3. Dostarcza najwięcej ciekawych rozwiązań rozgrywki i emocjonujących walk. Bardzo, ale to bardzo podobały mi się animacje, szczególnie tych większych przeciwników, a zwłaszcza ostatniego bossa. Te kłęby dymu malowane tuszem wyglądają zjawiskowo. System walki jest prościutki, ale sprawdza się świetnie i daje satysfakcję przy bardziej złożonych potyczkach. 
 

To tyle. To był udany rok w giereczkowie, a przyszły zapowiada się również bardzo soczyście.

 

Edytowane przez Wojtq
  • Plusik 7
Opublikowano (edytowane)

2024 zapamiętam dla mnie jako rok przełomowy, oczywiście ze względu na otworzenie się na Steamdecka. Ale moją opinię na ten temat znacie, więc skupię się na giereczkach. Zacznę od klasycznych konsol.

Xbox - tutaj nie przeszedłem nic. Pograłem trochę w Age of Empires 2 i gra się mega na klawiaturze i myszy, koszmarnie na padzie. Kupiłem dwa razy Gamepassa: raz dla Hellblade 2, którego olałem po 2 godzinach, bo nie obchodziło mnie to co na ekranie się dzieje. Drugi raz dla Indiana Jones i ta gra jest absolutnie fantastyczna. Niestety, jestem w trakcie innej, więc musi poczekać.

Switch - skończyłem Advance Wars 1+2. Dla mnie tytuł kultowy. I na GBA i na NDS spędziłem w sumie z serią setki godzin, wersja na Switcha jest świetna, pomimo złego pierwszego wrażenia wywołanego stylem graficznym. Mocno polecam, ta gra to moloch. Do tego rekreacyjnie grałem sobie w Diablo 2, Zeldę Breath of the Wild i Super Mario Odyssey. 

Playstation - oprócz testowania VR2, które okazało się nie dla mnie, Playstation stało pod znakiem Astro Bota. Najpierw, pod wpływem zapowiedzi gry skończyłem Astro's Playroom, które okazało się fantastyczną pozycją z cudowną muzyką, a potem day1 wleciał wymieniony wcześniej Astro Bot. Zasłużone GOTY i rewelacyjna pozycja.

 

No i wreszcie Steamdeck. Skończyłem kilka gier, do których zabierałem się od dłuższego czasu. Odświeżyłem kilka innych. Ale na samym początku jak szczerbaty na suchary rzuciłem się na RTSy. Skończyłem, już nie wiem który raz Starcrafta. Najlepszy RTS jaki stworzono, bez dwóch zdań. Po jedynce wleciał Starcraft 2. Tego kończyłem pierwszy raz. Gameplayowo mistrzostwo, fabularnie trochę meh. Ogólnie, razem z jedynką, wzorzec gatunku. Z rozpędu zaliczyłem też Warcraft 3. Zawsze wyżej stawiałem Starcrafta, ale i Warcraft to kawał świetnej strategii. Ostatnią, typowo pecetową grę, którą skończyłem byli legendarni Commandos: Behind Enemy Lines. Nigdy tego nie przeszedłem w okolicach premiery, teraz dałem radę. Gra jest potwornie czasem trudna, ale bardzo satysfakcjonująca jak wszystko wychodzi. 

Ponowne skończenie trylogii Mass Effect chodziło za mną od lat i w końcu się udało. Gra nie zestarzała się wcale, rewelacyjna space opera do której za kilka lat powrócę. Najważniejszym tytułem, który w tym roku ukończyłem jest zdecydowanie Cyberpunk 2077. Gra automatycznie wskoczyła na krótką listę moich gier wszechczasów i nie chce wyjść z mojej głowy. Czuję, że muszę kupić dodatek i zagrać raz jeszcze. Na fali hajpu na WH40000 postanowiłem zagrać pierwszy raz w Dawn of War. Po fantastycznych kampaniach obydwu Starcraftów Dawn of War jednak okazał się sporym zawodem. Gra ma bardzo solidne mechaniki, ale dla pojedynczego gracza okazał się nudny i monotonny. A jak przeczytałem, że kampania w podstawce jest najlepsza to dodatki odpuściłem. Kolejne zaliczone tytuły za to, czyli Titanfall 2, Portal 2 i Resident Evil Village okazały się świetne i wspaniale się przy nich bawiłem. Odświeżyłem sobie Gears 5 i lepsza jest to gra niż ją zapamiętałem. Doskonała strzelanina godna trylogii. Koniec roku za to należy do Red Dead Redemption 2, którą sobie powoli przechodzę. No i cały rok pykam sobie w nieśmiertelne Heroes of Might and Magic 3

 

Dla mnie fantastyczny growy rok. Nowy sprzęt, nowy sposób grania i skończone 10 gier pierwszy raz i 6 odświeżonych. 

Edytowane przez Homelander
  • Plusik 1

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...