Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 836 Opublikowano 1 maja 2021 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 1 maja 2021 Taka idea na temat w związku z premierą Returnal, na który niektórzy gracze się rzucili, nie do końca świadomi na co się porywają. Bo rogaliki potrafią być jednymi z najbardziej zniechęcających gier dla "niedzielnych" macaczy padów. To zazwyczaj tytuły, które bezlitośnie wytykają brak zręcznościowego skilla, a każde potknięcie boleśnie punktują resetem postępu. Akurat w tym przypadku mamy łagodniejsze podejście do gatunku - roguelite, które zawiera w sobie pewne elementy permanentnego postępu, by choć minimalnie ułatwić kolejne podejścia. Ale to może być zbyt mało dla niektórych i po długim weekendzie spodziewam się rozczarowanych ofert na Pchlim Targu. Ale chciałbym poruszyć temat nieco szerzej. Ogólnie pisałem już o tym w temacie gry (Returnal), ale osobiście zazwyczaj odbijam się od "czystych" roguelike'ów. Lubię mieć jakiś choćby odległy cel i dowody na to, że się do niego zbliżam. Może być to żółwie tempo, ale jednak - postęp. Jakiś element stałego progresu, cel na horyzoncie, który z każdym podejściem wydaje się bliższy i nawet najbardziej nieudany run nie jest stratą czasu. Dlatego dla mnie ratunkiem gatunku są roguelite'y, które do sprawy podchodzą z dozą luzu i hojniej wynagradzają poświęcony im czas. Od Binding of Isaac się odbiłem i zniechęciłem po kilku próbach. Spelunky mnie jara założeniami i samym gameplayem, ale odrzuca "pustymi", nieszczęśliwymi runami, szczególnie, że wymaga on sporego skilla, na którego nabycie trzeba poświęcić sporo czasu. A prosta gra to nie jest, bo o śmierć tam niezwykle łatwo. I tak zaczęło do mnie docierać, że full rogaliki (roguelike) najpewniej są jednym z tych gatunków, do których w ogólności będzie trudno mnie przekonać, choć nie wykluczam wyjątków od reguły. Za duża losowość mnie najwyraźniej zniechęca. Za to roguelite to już odrobinę odrębna kwestia. Dead Cells nabyłem na każdą możliwą platformę i choć trudno mi się nazwać kozakiem w tę grę, to sprawia mi ona niezwykłą przyjemność, a elementy permanentnego postępu sprawiły, że udało się ją nawet "ukończyć". Może się to wydawać głupie, ale poczucie ukończenia tego rodzaju gry potrafi być bardziej motywujące do kolejnego podejścia, niż trzydziesta czy pięćdziesiąta nieudana próba. Pierwsze ukończenie może być zaledwie trybem "easy", ale jednak daje zastrzyk chęci na kolejne próby, najlepiej gdy jest możliwość ich stopniowego utrudniania. Kapitalnie przemyślany rogalik, praktycznie dla każdego, niezależnie od skilla. Albo Children of Morta. Niby roguelite, a jednak bliżej tej grze do tytułu klasycznego z zaledwie elementami rogalika. Sporo losowości, ale fundament zalicza stały progres i gracz to wyraźnie odczuwa, więc w żadnym momencie się nie zniechęca. Jeśli ktoś chciałby liznąć rogalików w wersji naprawdę LITE, to polecam. Więc roguelike raczej nie, ale roguelite jak najbardziej i chętnie. Zmiana gatunku. Visual novel. No ciężko mi się w to gra. A próbowałem już parę razy. Dangaropę na Vicie nawet ukończyłem, ale potem bez bólu się pozbyłem swojego egzemplarza gry, choć naprawdę rzadko to czynię. Co mogę dodać? Przeklikiwanie kolejnych warstw dialogowych nie jest kwintesencją gameplayu w moim mniemaniu. Fabuła i dialogi mogą być topem topów, ale to wciąż tylko lektura przetykana najczęściej prowizorycznymi decyzjami fabularnymi. Nie wykluczam, że trafi mi się w tym gatunku jeszcze jakaś perełka, w którą koniecznie będę chciał zagrać, ale ogólnie tematyka Visual Novel jest dla mnie spalona i musiałbym grzebać w zgliszczach. A aż tak zdesperowany nie jestem. Drużynowe sportówki. Ooo, tu mi się z wiekiem sporo odmieniło. Jeszcze za czasów PSX potrafiłem pograć sezon w ISS Pro czy Master League (już w Pro Evolution Soccer). Walczyłem w NBA Live, nawet w NHL od EA Sports. Godzinami kreowało się nawet własne "podwórkowe" teamy w Edit Mode (PES). Obecnie w sportówki grywam tylko przy okazji kanapowych spotkań z przyjaciółmi, bo wracają tamte emocje, wzajemne drwiny i mentalne "łokcie". Zdarzają się też urocze meltdowny i rage quity "na papierosa", więc czasami warto. Ale samodzielnie (ani online) już w sportówki praktycznie nie gram. Podobny przypadek to bijatyki. Kiedyś jaranko i odblokowywanie kolejnych zakończeń w Tekken 3, obecnie gry odpalane od święta, by sklepać kolegę na kanapie. Kolegę, który nadal pamięta ciosy Kingiem, które wyprowadzał 20 lat temu w T3/T4 i teraz próbuje ich znowu w T7. I upiera się przy swojej dominacji, mimo win ratio 10%. Więc bijatyki tak, ale najczęściej tylko towarzysko i z doskoku. Lamimy ostro, ale przynajmniej wszyscy są na tym samym poziomie. Co tam jeszcze. Raczej konsolowe pochodzenie sprawia, że nie po drodze mi z wszelakimi strategiami. Za małolata potrafiłem siedzieć i godzinami obserwować jak szwagier gra w kolejne Hirołsy, ale samego mnie nigdy nie ciągnęło. A stare Ufo: Enemy Unknown wrzucało mi dreszcze na plecy (ten klimat!) i najpewniej po prostu się tej gry bałem (tak, miałem wtedy w okolicach 10 lat, więc miałem prawo). Nowożytne UFO (jedynkę) nawet ukończyłem, ale do dwójki już mnie nie ciągnęło. A potem jakoś mi było z gatunkiem nie po drodze. Próbowałem z Civilization 6 na Switcha (wydawało się idealną platformą), ale nie porwało mimo kilkudziesięciu poświęconych godzin. Uznałem, że jestem jednak nieco bardziej dynamicznym graczem, którego trudno na dłużej zatrzymać przy klikaniu na kafelki. Czuję też, że pomału się odwracam od jrpgów. Za czasów PSX ogrywałem je nałogowo. Obecnie męczą mnie przegadane fragmenty i często za mało dynamiczne walki. Gry z tego gatunku mają coraz większy problem z przyciągnięciem mojej uwagi, a nadziei obecnie upatruję w Eiyuden Chronicle, bo Suikoden 2 i okres, w którym przyszło mi go poznawać jest jednym z najszczęśliwszych, najbardziej sentymentalnych momentów mojego życia. Co w sumie najzabawniejsze, to ostatnio absolutnie wciągnął mnie Captain Tsubasa: Rise of New Champions, który jest połączeniem gry sportowej z rpg, więc najwyraźniej jest swoistym fenomenem. Dobra, na początek pewnie wystarczy. Post wyszedł lekko przydługi, ale może kogoś skłoni do własnych spostrzeżeń co do gatunków, które nie przekonują. Albo rad, jak sobie z niechęcią do danego gatunku poradzić. 22 3 Cytuj
Mejm 15 361 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 Moj post bedzie troche krotszy. Gdzies okolo 15 lat temu calkowicie przestalem interesowac sie i grywac w samochodowki. Nie mam pojecia dlaczego bo moja pierwsza ukonczona gra w zyciu byla wyscigowka i praktycznie na kazdym etapie zmian sprzetowych w te samochodowki rabalem. Podejrzewam, ze to troche przez brak skila w tych grach, generalnie preferuje pedal gazu na pelna piz.de i zero zwalniania przed zakretami ale nie chce mi sie tez lupac w arcadeowki. 1 Cytuj
Kmiot 13 836 Opublikowano 1 maja 2021 Autor Opublikowano 1 maja 2021 Zabawne, bo też sobie uświadomiłem jakiś czas temu, że symulatory samochodowe to zdecydowanie nie mój gatunek. Ale to już ten poziom, że nigdy mnie jakoś specjalnie nie bawiły. Za czasów PSXa te wszystkie podjarki Gran Turismo 1/2 mnie omijały. To znaczy doceniałem ich niezaprzeczalną jakość, ale nigdy nie czułem motywacji, by w nie grać. Lubiłem sobie pośmigać w TOCA 2, jednak wciąż bez zobowiązań, by robić tam karierę. Colin 1 i 2 były namiętnie grane na kanapowych popijawach, jednak wciąż bez spektakularnych dokonań solo. Wniosek był i wciąż jest jasny: nie trafiają do mnie symulatory wyścigowe. Jeśli wyścigi, to tylko tylko w wersji arcade. Wszelakie gokarty (Speed Freaks, CTR, Toy Story Racing, Mario Kart), ale także Burnouty czy niektóre Need For Speedy. Wipeouty też ZAWSZE, bo to absolutne kosy. Po prostu ustawianie typów zawieszeń, mechanizmów różnicowych i przełożeń skrzyni biegów zostawiam typom, którzy uwielbiają się babrać w statystykach. Ja preferuję pełną dzidę, spust w podłodze i prosty progres w tej dzidzinie. 4 Cytuj
kotlet_schabowy 2 730 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 (edytowane) Czasy eksperymentów minęły u mnie jakoś na przełomie PSX/PS2. Wówczas grało się na zasadzie "kumpel pożyczył/w gazetce wysoko ocenili, to sprawdzę". No i po trochę wyrabiało się ten słynny GUST. Próbowałem wyścigów (GT, Colin, NFS, a Porsche Challange to jedna z moich pierwszych gierek na szaraka*), których obecnie nawet nie tykam (absolutnym wyjątkiem są Burnouty). Jakoś wtedy też wszedłem w posiadanie peceta, więc bawił się człowiek w te słynne przygodówki point and click (no fajne to było, jak przeczytało się opis), strategie (po tutorialu i jakichś pierwszych epizodach zazwyczaj zaczynały się schody) i inne cuda. Tych okoliczności nie da się podrobić, bo raz, że człowiek podchodził z ciekawością do wszystkiego, co nowe, dwa, że był dostęp (nie oszukujmy się, z czego to wynikało), a trzy, że podaż różnorodnych gatunkowo i tematycznie tytułów na stosunkowo wysokim poziomie była w czasach PSXa naprawdę duża. Więc grało się w bijatyki, grało się w "car combaty" w stylu Vigilante 8, w beat em upy, nie mówiąc już o potęgach w postaci wszelkiego rodzaju platformówek, przygodówek etc. Teraz takich gier albo nie ma, albo pojawiają się jako hipsterskie indyki, albo człowiek nawet nie zawraca sobie nimi dupy. Jakoś tak naturalnie odrzucały mnie wszelkie twory stawiające na tabelki, statystyki i inne odstraszające dzieciaka motywy, przez co do takiego Finala VII siadłem dopiero na stare lata, no i gierka mi podeszła, co nie zmienia faktu, że w wieku 9 lat mógłbym się od niej mocno odbić (względnie grałbym z opisem na kolanach). Nie gram już w bijatyki, tutaj trochę casus założyciela tematu. Zawsze znajdzie się ten jeden znajomy, który ma akurat nowego Tekkena, i próbuje człowiek wklepywać te kombinacje wykute 20 lat temu (i zdziwiony dostrzega, że efekt już nie ten), ale żeby się wczuwać, uczyć ciosów czy sprawdzać tryby fabularne (lol) poszczególnych postaci? No już średnio. Nie pomagają tu panujące trendy na rozwijanie gierek poprzez milion płatnych DLC z postaciami. Są rzeczy, których za żadne skarby nie tknę. Wszelkie turówki z widokiem izometrycznym, wspomniane visual novele, piłkarzyki i inne sportówki, UFC, no to nie dla mnie i wątpię, żeby na tym etapie życia zaszły jeszcze jakieś zmiany w tym temacie. No to tak w ramach luźnej refleksji. Tak w ogóle, to mam wrażenie, że był gdzieś tutaj podobny wątek kiedyś. Edytowane 2 maja 2021 przez kotlet_schabowy 3 Cytuj
Kmiot 13 836 Opublikowano 1 maja 2021 Autor Opublikowano 1 maja 2021 4 minuty temu, kotlet_schabowy napisał: Tych okoliczności nie da się podrobić, bo raz, że człowiek podchodził z ciekawością do wszystkiego, co nowe, dwa, że był dostęp (nie oszukujmy się, z czego to wynikało), a trzy, że podaż różnorodnych gatunkowo i tematycznie tytułów na stosunkowo wysokim poziomie była w czasach PSXa naprawdę duża. To fakt, próbowało się dosłownie wszystkiego. A w razie czego za tydzień wzięło się na giełdzie trzy inne tytuły. No ale już wtenczas dało się zauważyć, że "ten gatunek, to chyba nie moja bajka". 7 minut temu, kotlet_schabowy napisał: Jakoś tak naturalnie odrzucały mnie wszelkie twory stawiające na tabelki, statystyki i inne odstraszające dzieciaka motywy, przez co do takiego Finala VII siadłem dopiero na stare lata, no i gierka mi podeszła, co nie zmienia faktu, że w wieku 9 lat mógłbym się od niej mocno odbić (względnie grałbym z opisem na kolanach). Dobra, dobra, już nie wypominaj. Kiedyś zagram i skończę (wierzę). Planuję na Switchu, choć ekscytacji nie czuję. 9 minut temu, kotlet_schabowy napisał: No to tak w ramach luźnej refleksji. Tak w ogóle, to mam wrażenie, że był gdzieś tutaj podobny wątek kiedyś. No bardzo prawdopodobne, bo forum ma już swoje lata i trudno wpaść na coś zupełnie NOWEGO, ale nie chciało mi się namiętnie kopać w archiwum (przejrzałem tylko pierwszą stronę działu) i poniekąd dopasowywać do ewentualnego starego topicu. Najwyżej ktoś to zrobi za mnie. Z drugiej strony dział nie ugina się pod naporem nowych tematów, więc uznałem, że może się go uda pchnąć na nowe tory. Cytuj
łom 2 005 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 U mnie to wygląda tak: Całkowicie nie trawię gier gdzie jest dużo walki a feedback z uderzeń jest drętwy. Wszystkie MMO u mnie odpadają, próbowałem WoWa i Terę no i nie ma szans, dopóki ciachanie wrogów nie będzie na poziomie przynajmniej Darksiders 1 (co pewnie jest niemożliwe) to tego gatunku nie tykam. Z tego samego powodu nie ukończyłem żadnego Elder Scrollsa, walka nie sprawia mi żadnej satysfakcji (no i beznadziejne skalowanie leveli przeciwników w Oblivionie). To samo mam z RPG na systemie D&D lub podobnym, jedyny który ukończyłem to Dragon Age 1, a tak wszelkie Baldury, Icewind Dale itp. nope, irytuje mnie to że widzę jak miecz przełazi centralnie przez przeciwnika ale wylosowało się 'pudło' i nie zadaję obrażeń. RTSy - nie lubię dowodzić armią mięsa armatniego, ukończyłem parę misji w StarCrafcie z połowę Red Alerta na PS1 i mi starczy. Z drugiej strony FF Tactics uważam za top 3 gier jakie kiedykolwiek powstały. Wszelkie survivale gdzie zbiera się śmieci hurtowo. Większość 'poważnych' sportówek a w szczególności NBA. Rzadko kiedy ogrywam indyki, bo wolę poświęcić ten czas na backlog z czasów SNES-PS2 Na resztę gatunków nie mam uczulenia i najczęściej ogrywam 2-3 całkiem różne tytuły jednocześnie, w tym momencie Front Mission 4, GT Sport (bo ostatnia część jaką ograłem to 4) i Horizon Zero Dawn (bo dali za darmo ). 2 Cytuj
SebaSan1981 3 630 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 Świetny temat! U mnie to się zrobiło tak że zacząłem cenić gry, które nie marnują mojego czasu. Oczywiście można uznać że każda gra jest stratą czasu ale mi chodzi o tytuły, w których tracę progres po sesji lub nie rozwijam postaci/fabuły. Już od dawna unikam gier gdzie przepada mi to co wypracowałem podczas gameplayu. Dlatego obecnie odbijam się od tytułów, w których muszę zaczynać wszystko od początku. To nie czasy gdy się było dzieciakiem i podchodziło kilkaset razy do Dizzy'ego ze Złotej Piątki na Pegasusie aby w końcu przejechać kopalnianym wózkiem do końca trasy, zebrać te cholerne 100gwiazdek, przejść wieżę Zaksa i zobaczyć jednoobrazkowe zakończenie. Kiedyś takie gry były dla mnie ok ale dziś już nie. Inny rodzaj gier jakich unikam to online. Granie online było zabawne kilka lat temu ale przejadło mi się przez zjebaną politykę w niektórych tytułach i nerfy postaci, które budowałem przez wiele miesięcy. Tak samo gry z mechaniką automatycznej porażki w momencie wywalenia z online (patrz Everybody's Golf, Fify) gdzie nawet jak masz dobry mecz lub rozgrywkę na -20 na mistrzostwach w golfie i przy crashu serwera całe te starania idą w pizdu. Czyli kolejny raz zmarnowany czas. Zdecydowanie preferuję gry open world, rpg, jrpg, ciekawe survivale a inne gatunki jak rogaliki czy online pvp nie za bardzo mi już podchodzą. 1 Cytuj
Kmiot 13 836 Opublikowano 1 maja 2021 Autor Opublikowano 1 maja 2021 (edytowane) 24 minuty temu, łom napisał: Wszelkie survivale gdzie zbiera się śmieci hurtowo. Trochę mam z tym przypadkiem podobnie, jak z rogalikami. To znaczy lubię czuć jakiś progres. Permadeath ma swoje zalety (nic innego tak nie buduje napięcia), ale do mnie nie trafia - mogę stracić jakiś postęp, ale nie chcę zaczynać od zera. Do tego lubię, gdy survival ma jakąś warstwę fabularną, choćby mało imponującą (Subnautica) i nie uciska gracza limitami czasowymi, pozwalając mu grać we własnym tempie. Wtedy survivale potrafią dać dużo frajdy i czystego, satysfakcjonującego gameplayu. To bywa bardzo niedoceniany gatunek. Nie zamykam się na ten typ gier, ale starannie dobieram tytuły. Edytowane 1 maja 2021 przez Kmiot 2 Cytuj
PanKamil 1 108 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 Zayebysty temat! Ja kiedyś grałem we wszystkie rpg black isle czy to icewind dale czy torment i byłem fanem. Dzisiaj po takim czasie i progresie gier juz mega ciężko mi wrócić do izometrycznych rpg. Mam przed sobą toment Tides of numenera i nie mogą się do tego zebrać. Cytuj
SlimShady 3 434 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 Osobiście mam tak, że kiedyś bardziej grałem dla samego grania(więc najwięcej było ścigałek, sportówek, bijatyk), a teraz muszę mieć poczucie celu i staram się grać w tytuły, które mają wyraźny początek i koniec. Rogalików nawet nie ruszam, bo mam zbyt dużo szacunku do swojego czasu, żeby w kółko zaczynać od nowa jak w dniu świstaka. Returnal pewnie będzie pierwszym na poważnie i wtedy się okaże, czy mam tolerancję. W MMO nie zagram, ni chuja, brzydzę się tym gatunkiem. Czasami w chujowiznach pokroju Andromedy widzę pozostałości jak to wygląda w trybie offline. Strategię raczej mają silny rodowód blacharski, ale w jakieś tam komandosy(o ile to jest strategia, nie wiem) kiedyś były. Raczej nie moja bajka. Na jrpgi nigdy nie miałem chęci, zawsze dla mnie były, jakby to powiedzieć delikatnie, powiedzmy, że zbyt zniewieściałe nawet jak byłem szczylem. Pierwszy taki świadomy kontakt miałem z OG Nierem, Automata, FF7(bo lubię wiedzieć jak wypadają pierwotne tytuły w porównaniu z rimejkiem), FF7 Remake. Ten gatunek ma jeszcze gorsze przywary jak grindowanie, losowe walki co kilka kroków i walka turowa, która dla mnie nigdy nie była zbyt naturalna. Jak ktoś czeka na wpierdol, to nie mogę się wczuć, wole jak się wszystko dzieje w czasie rzeczywistym. Visual nowele, no raczej nie tykam chociaż zakładam, że fabularnie może być fajne, ale to raczej nie są pełnoprawne gry. W sumie te "gry" książki z mikrotekstem do przewijanie jak tormenty, disco elisium są dosyć podobne, ale jednak więcej jest tam grania. Symulatory menadżerskie. Jedyna gra od, której byłem uzależniony, czyli FM. Dzisiaj odkąd od dawna nie interesuje się piłką nie tykam takich rzeczy. Jak człowiek się zastanowi "co ja właściwie odpierdalam? od świtu do nocy gapię się na jakieś pierdolone kapsle". Jeszcze wcześniej był to sam tekst, typu scholes podaje do giggsa, giggs centruje do Yorke'a, GOOOOOOL. No zajebiście, to niezły ze mnie menadżer. Załatwić więźniom dostęp do FM-a i nawet dożywocie zleci im jak z bicza strzelił. Slaszery i bijatyki są dla mnie najbardziej skillowym gatunkiem i też lecą trochę w odstawkę. No wiadomo, można sobie na odpierdol pograć, ale na naprawdę satysfakcjonującym poziomie wymagają zapamiętania wielu kombinacji na pamięć i wyegzekwowania ich w odpowiednim momencie. To nie jest nic, co zrobisz w biegu i bez nauki. Wszelkiego symulatory czegokolwiek. Nie odczekuje od gier odwzorowania prawdziwego życia. W grach preferuje co najwyżej względny realizm(jak w Mafii), taki RDR 2 już momentami przesadzał. Nie mógłbym być tym gościem, co np. kieruje ciuchcią naprawdę, a później wraca na chatę i znowu kieruje ciuchcią, tylko wirtualną. Samochodówki z początkowej fazy jak Gran Turismo, czy Colin jeszcze robił wrażenie(prawdziwe fury itd), ale na dłuższą metą zbyt dużo pierdolenia i zbyt mało frajdy. M.in nie czuć poczucia pędu, nie ma tego czegoś. Dzisiaj bardziej jako ciekawostka na chwilę i do zapomnienia. Arcade, czy semi arcade lepiej mnie wchodzą. W sumie zawsze tak było. Road Rash 3d/Jailbreak, V- Rally 2, MOTO Racer, Sled Storm, Vigilante 8, Toca(ze względu na destrukcję fur), Destruction Derby. Survivale na poważnie. Tutaj podobna sytuacja jak z realizmem w grach symulatorach. Lubię survival, ale taki na słowo honoru, z przymrużeniem oka. Jak w The Last of Us, czy w nowych TR. Zbieranie jagód, dbanie o żarcie, wodę, budowanie chatki z kamienia i mchu. No, nie, dla mnie nuda i siermięga chociaż ogólne założenie mogą być fajne. Powiedzmy rozbijasz się samolotem w dżungli i musisz tam jakoś przeżyć, ale w grając czuję, że musiał bym zbyt wiele zainwestować czasu i też nie wiadomo, czy będzie się opłacało. Ostatnio choćby Kmiotowa Subnautica. Chyba już nie mam na coś takiego cierpliwości...a może nigdy nie miałem. Multi online - raz, że szkoda mnie czasu na jedną grę, która zabierze mnie potencjalnie czas dla kilkunastu fajnych gier singlowych, ale też bardziej toleruję multi przy jednej konsoli/pc. Przez kabel kompletnie tego nie czuję, wręcz wkurwiają mnie gracze online. Z randomami raczej też nie potańczysz. GaaS- jedna z większych bolączek branży. Zapłać za grę premierową cenę i czekaj nie wiadomo ile czasu aż zapełni się zawartością i w ogóle stanie się grywalna. Może za rok, może za dwa, może za trzy, albo nigdy. Takim krzywym akcjom, mówię "nie, dziękuję." Jestem zniechęcony na starcie i nie mam ochoty powracać. Często jest to płatny Early Acces pod inna nazwą. Jebać. 5 2 Cytuj
Nemesis 1 271 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 Nigdy nie ciągnęło mnie do wszelakich strategii. Nie wiem czy wynika to z braku wizjonerskiej ambicji do zarządzania całym armiami lub społecznościami, ale to nigdy nie był mój target gier. Przyczynę stanowi również granie na konsolach od samego początku. Wątpię aby kiedykolwiek się to zmieniło. Może gdy pewnego dnia usiądę i zdecyduje się w końcu na to Halo Wars. Cytuj
Kmiot 13 836 Opublikowano 1 maja 2021 Autor Opublikowano 1 maja 2021 (edytowane) 46 minut temu, SebaSan1981 napisał: To nie czasy gdy się było dzieciakiem i podchodziło kilkaset razy do Dizzy'ego ze Złotej Piątki na Pegasusie aby w końcu przejechać kopalnianym wózkiem do końca trasy, zebrać te cholerne 100gwiazdek, przejść wieżę Zaksa i zobaczyć jednoobrazkowe zakończenie. Kiedyś takie gry były dla mnie ok ale dziś już nie. No tak, ale kiedyś gry nie były na tyle rozbudowane i czasochłonne, wiele z nich dało się przejść przy jednym posiedzeniu, wiec trudno to porównywać. Obecnie byle indie-rogalik prezentuje podobne wyzwanie. Godzinę temu, łom napisał: Rzadko kiedy ogrywam indyki, bo wolę poświęcić ten czas na backlog z czasów SNES-PS2 Nie rób sobie tej krzywdy Mistrzu. Obecne indyki kryją prawdziwe perły gamingu i warto w nich częściej pobuszować. 25 minut temu, SlimShady napisał: Strategię raczej mają silny rodowód blacharski, ale w jakieś tam komandosy(o ile to jest strategia, nie wiem) kiedyś były. Raczej nie moja bajka. Oj, w Commandosy akurat się grało u szwagra i miałem pewnego rodzaju szajbę na ich punkcie, choć w samej grze sobie niespecjalnie radziłem (za to pierwsze dwie misje znam praktycznie na pamięć). A szajba polegała na tym, że w tym czasie wykupiłem chyba wszystkie rodzaje pism branżowych, które pisały coś o Commandosach. I czytałem te artykuły wielokrotnie. Pojebane. 25 minut temu, SlimShady napisał: Jak człowiek się zastanowi "co ja właściwie odpierdalam? od świtu do nocy gapię się na jakieś pierdolone kapsle". Jeszcze wcześniej był to sam tekst, typu scholes podaje do giggsa, giggs centruje do Yorke'a, GOOOOOOL. No zajebiście, to niezły ze mnie menadżer. Załatwić więźniom dostęp do FM-a i nawet dożywocie zleci im jak z bicza strzelił. XD Nie no, menadżery to taka trochę strategia, więc unikam tego rodzaju gier opartych na wyłącznie klikaniu w kafelki i obserwowaniu efektów. 25 minut temu, SlimShady napisał: Slaszery i bijatyki są dla mnie najbardziej skillowym gatunkiem i też lecą trochę w odstawkę. No wiadomo, można sobie na odpierdol pograć, ale na naprawdę satysfakcjonującym poziomie wymagają zapamiętania wielu kombinacji na pamięć i wyegzekwowania ich w odpowiednim momencie. Bijatyki tak, ale slaszery są znacznie bardziej wyrozumiałe i w większość da się grać "z doskoku". Nie rezygnuj z nich. W ogóle brakuje mi w tych czasach większego urozmaicenia w niektórych gatunkach. Piłki nożne to obecnie Fifa+PES, koszykówka tylko NBA2K, hokej to nie wiem czy jakiś w ogóle świeży wychodzi. A kiedyś można było stworzyć osobny gatunek tylko z tytułów traktujących o footballu. Fifa, ISS Pro, Actua Soccer, Viva Football, Liberogrande, Michael Owen Soccer (pamiętam, bo piłkarze przekomicznie biegali, gdy ich skierować "w górę boiska", polecam obejrzeć gamaplay xd), a to tylko tytuły wymieniane z pamięci, bo było tego szrotu więcej i wszystkie te paździerze się testowało. Pewnie, że inne czasy i inne nakłady (czasowe oraz finansowe) konieczne na stworzenie tytułu, ale jednak trochę żal, że jedynym tytułem, który od lat próbuje przełamać dominację Fify/PESa jest arcadowy Tsubasa. Choć to może zbyt buńczuczne określenie. Edytowane 1 maja 2021 przez Kmiot 2 Cytuj
Pupcio 18 601 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 Ja mam kilka gatunków których raczej nie ruszam Sportówki no kurwa co tu tłumaczyć, jestem graczem A to nie idzie w parze ze sportem xD ostatni raz chyba pes 6 mnie porwał jeśli chodzi o takie gierki Wyścigówki - arcady jeszcze wyciągnę ale przy symulatorach wolałbym się wyhuśtać niż w to grać ale ostatnie Ci grałem to chyba burnout paradise xDD Jeśli chodzi o resztę gatunków to raczej sam testuje czy dana gra mi odpowiada ale te 2 wyzej raczej omijam Cytuj
oFi 2 490 Opublikowano 1 maja 2021 Opublikowano 1 maja 2021 U mnie wszelkie gry competetive jak najbardziej, jeszcze jak. Szczelanki, symulatory, rogaliki (w deadcells platynka ho ho). Jedyne w co nie umiem to bijatyki, za szybko się wqrwiam . Wole oglądać jak ktoś walczy i ogarnia co się dzieje na ekranie. Cytuj
łom 2 005 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 7 godzin temu, Kmiot napisał: Nie rób sobie tej krzywdy Mistrzu. Obecne indyki kryją prawdziwe perły gamingu i warto w nich częściej pobuszować. Mam na liście parę do ogrania (Hades, Bastion, Sayonara Wild Hearts i pewnie jeszcze coś się znajdzie) i też parę ograłem, ale muszą być bardzo oryginalne czy to pod względem designu czy gameplayu. Np. Journey i Flower ukończyłem (kupiłem nawet kolekcję w pudełku) ale już Abzu porzuciłem po 2h. Zacząłem The Last Survivor i wywaliłem po godzinie bo za bardzo kojarzył mi się z Silent Hillem. Tak samo jakieś indie Metroidvanie, za dużo już tego jest i tytuły zaczynają mi się zlewać w jedno. 8 godzin temu, SlimShady napisał: Slaszery i bijatyki są dla mnie najbardziej skillowym gatunkiem i też lecą trochę w odstawkę. No wiadomo, można sobie na odpierdol pograć, ale na naprawdę satysfakcjonującym poziomie wymagają zapamiętania wielu kombinacji na pamięć i wyegzekwowania ich w odpowiednim momencie. To nie jest nic, co zrobisz w biegu i bez nauki. Oba gatunki bardzo lubię, ale zgadzam się że trzeba trochę czasu poświęcić żeby odstawiać eleganckie akcje. Jest parę gier które mają bardziej przystępny system walki, ze slasherów bardzo polecam DMC od Ninja Theory, a z bijatyk Dead or Alive które przy spotkaniach ze znajomymi zabrało miejsce Tekkenowi (gra jest strasznie głęboka, ale podstawy można szybko ogarnąć). Cytuj
balon 5 370 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 No bardzo fajny tem Ogólnie od zawsze staram się grać w prawie wszystko, ale faktycznie z biegiem lat i zmniejszającego się czasu na granie starannej dobieram gatunki. Dla jaśniejszego przekazu podzielę to na dwie grupy. 1. NIE TYKAM KIJEM NAWET PRZEZ SZMATĘ Obecnie są chyba dwa rodzaje gier, które nie są dla mnie i to bez CHYBA. - pierwsze to wszelkie doświadczenia sieciowe/online, które polegają na tym aby grać w celu zabicia/pokonania kogoś tylko dla samej idei pięcia się w rankingach czy posiadani świetnego ratio. Dodatkowe pojawienie się licznych mikrotransakcji i gimbów, którzy zamiast uprawiać real sport drą mordę 24/h do headsetu. Chyba za wrażliwy jestem na to Jak mam potrzebę rywalizacji to mam wiele innych form aby ją zaspokajać (np. w pracy, gdzie z konkurencją napierdalany się jak w najlepszym multi czy na prawdziwym boisku do kosza) - wizualne nowelki. Ten gatunek to nie jest dla mnie gra. Jak chcę sobie poczytać to biorę książkę i elo. 2. RACZEJ UNIKAM ALE NIE SKREŚLAM W tej grupie jest trochę więcej gatunków, i tak jak u większości z wiekiem trafia do niej coraz więcej pozycji: - gierki surviwalowe oparte na craftingu, jedne z najbardziej wkurwiajacych mnie elementów gemeplayu ( @kubson), no ale jak jest interesujący mnie setting to jestem w stanie sprawdzić jak mam czas, - strategie RTS , sam gatunek dość lubię, ba nawet mocno męczyłem The Settlers na Amidze czy Warcraft 2 oraz C&C na PC. Jednak od dobrych nastu lat nie tykam PC do grania, tylko konsole. Sprawdziłem kilka razy jakieś strategie i nie dla mnie granie na padzie w ten gatunek. Czekam aby Pan Spencer rzucił jakąś Civkę czy ApE, może coś się mi zmieni. - soulslike - tak, jestem bardzo dynamiczny, w sensie nadpobudliwy. Jak mnie coś kilka razy zabije potrafię pizgnąć padem. No nie mam cierpliwości do tego gatunku. Aaaa i te 30 klatek, wykręca mi mózg w tego typu grach. Choć nie ukrywam, że design/setting takich DS czy Blodborne mega mnie jara. Z racji 60ks obczaje napewno remake DS na PS5 i sprawdzę Bloodborne jak odblokują 60 ks albo zrobią remake, - bardzo mocno japońskie gierki, w dużej mierze jRPG. Szanuję Japonię za odmienność, za Nintendo, Segę czy PlayStation, ale ich niektórych dziwactwa nie jestem w stanie unieść. Chociaż jak 3/4 forum się jara to sprawdzę. - loot ery - granie gdzie się sieka dla zbierania, to chyba nie dla mnie, a granie gdzie się strzela dla zbierania to już napewno nie dla mnie, - wszelkie wariacje tower defense. Nigdy nie lubiłem tego gatunku/aktywności. Baaaa nawet jak w normalnych gierkach jest wpleciony tower defense albo bronienie terytorium to się dość mocno krzywię To tak na szybko. Elo niedzielo! Cytuj
ASX 14 714 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 staram się grać w jak najwięcej jak najbardziej różnorodnych gier i nie wiem czy są gatunki o których mogę powiedzieć że nie są dla mnie, bo w niemal we wszystkim widzę elementy które są mniej lub bardziej interesujące i potrafią być dobrze zrobione, problem w tym że często przykryte są one rzeczami którychnie trawię, jak np: jeśli chodzi o jrpgi, wiele z nich ma naprawdę fajny i rozbudowany system walki, ale zbyt często żeby dopchać się do tego mięska trzeba przebrnąć przez przydługie wyskakujące okienka (zmora japońskich gierek), cutscenki i przeklikać mnóstwo dialogów że mnie to odpycha od tego typu gierek, nie lubię też wszelkich looter shooterów i wszelkich hack'nslashy w rodzaju Destiny i Diablo itp. Pomimo tego że dostrzegam że bardzo często mają świetny, dopieszczony gameplay, to jednak czuć że zostały zaprojektowane tak żeby działały jak wirtualna heroina, wciągały gracza na tyle by nie miał problemu z wykonywaniem podobnych i powtarzalnych czynności w oczekiwaniu na to że na koniec poziomu dostanie wirtualną nagrodę w rodzaju nowego sprzętu, broni o innym kolorze a potem cały cykl rozpocznie się od początku. Cytuj
balon 5 370 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 8 godzin temu, SlimShady napisał: Osobiście mam tak, że kiedyś bardziej grałem dla samego grania(więc najwięcej było ścigałek, sportówek, bijatyk), a teraz muszę mieć poczucie celu i staram się grać w tytuły, które mają wyraźny początek i koniec. Rogalików nawet nie ruszam, bo mam zbyt dużo szacunku do swojego czasu, żeby w kółko zaczynać od nowa jak w dniu świstaka. Returnal pewnie będzie pierwszym na poważnie i wtedy się okaże, czy mam tolerancję. W MMO nie zagram, ni chuja, brzydzę się tym gatunkiem. Czasami w chujowiznach pokroju Andromedy widzę pozostałości jak to wygląda w trybie offline. Strategię raczej mają silny rodowód blacharski, ale w jakieś tam komandosy(o ile to jest strategia, nie wiem) kiedyś były. Raczej nie moja bajka. Na jrpgi nigdy nie miałem chęci, zawsze dla mnie były, jakby to powiedzieć delikatnie, powiedzmy, że zbyt zniewieściałe nawet jak byłem szczylem. Pierwszy taki świadomy kontakt miałem z OG Nierem, Automata, FF7(bo lubię wiedzieć jak wypadają pierwotne tytuły w porównaniu z rimejkiem), FF7 Remake. Ten gatunek ma jeszcze gorsze przywary jak grindowanie, losowe walki co kilka kroków i walka turowa, która dla mnie nigdy nie była zbyt naturalna. Jak ktoś czeka na wpierdol, to nie mogę się wczuć, wole jak się wszystko dzieje w czasie rzeczywistym. Visual nowele, no raczej nie tykam chociaż zakładam, że fabularnie może być fajne, ale to raczej nie są pełnoprawne gry. W sumie te "gry" książki z mikrotekstem do przewijanie jak tormenty, disco elisium są dosyć podobne, ale jednak więcej jest tam grania. Symulatory menadżerskie. Jedyna gra od, której byłem uzależniony, czyli FM. Dzisiaj odkąd od dawna nie interesuje się piłką nie tykam takich rzeczy. Jak człowiek się zastanowi "co ja właściwie odpierdalam? od świtu do nocy gapię się na jakieś pierdolone kapsle". Jeszcze wcześniej był to sam tekst, typu scholes podaje do giggsa, giggs centruje do Yorke'a, GOOOOOOL. No zajebiście, to niezły ze mnie menadżer. Załatwić więźniom dostęp do FM-a i nawet dożywocie zleci im jak z bicza strzelił. Slaszery i bijatyki są dla mnie najbardziej skillowym gatunkiem i też lecą trochę w odstawkę. No wiadomo, można sobie na odpierdol pograć, ale na naprawdę satysfakcjonującym poziomie wymagają zapamiętania wielu kombinacji na pamięć i wyegzekwowania ich w odpowiednim momencie. To nie jest nic, co zrobisz w biegu i bez nauki. Wszelkiego symulatory czegokolwiek. Nie odczekuje od gier odwzorowania prawdziwego życia. W grach preferuje co najwyżej względny realizm(jak w Mafii), taki RDR 2 już momentami przesadzał. Nie mógłbym być tym gościem, co np. kieruje ciuchcią naprawdę, a później wraca na chatę i znowu kieruje ciuchcią, tylko wirtualną. Samochodówki z początkowej fazy jak Gran Turismo, czy Colin jeszcze robił wrażenie(prawdziwe fury itd), ale na dłuższą metą zbyt dużo pierdolenia i zbyt mało frajdy. M.in nie czuć poczucia pędu, nie ma tego czegoś. Dzisiaj bardziej jako ciekawostka na chwilę i do zapomnienia. Arcade, czy semi arcade lepiej mnie wchodzą. W sumie zawsze tak było. Road Rash 3d/Jailbreak, V- Rally 2, MOTO Racer, Sled Storm, Vigilante 8, Toca(ze względu na destrukcję fur), Destruction Derby. Survivale na poważnie. Tutaj podobna sytuacja jak z realizmem w grach symulatorach. Lubię survival, ale taki na słowo honoru, z przymrużeniem oka. Jak w The Last of Us, czy w nowych TR. Zbieranie jagód, dbanie o żarcie, wodę, budowanie chatki z kamienia i mchu. No, nie, dla mnie nuda i siermięga chociaż ogólne założenie mogą być fajne. Powiedzmy rozbijasz się samolotem w dżungli i musisz tam jakoś przeżyć, ale w grając czuję, że musiał bym zbyt wiele zainwestować czasu i też nie wiadomo, czy będzie się opłacało. Ostatnio choćby Kmiotowa Subnautica. Chyba już nie mam na coś takiego cierpliwości...a może nigdy nie miałem. Multi online - raz, że szkoda mnie czasu na jedną grę, która zabierze mnie potencjalnie czas dla kilkunastu fajnych gier singlowych, ale też bardziej toleruję multi przy jednej konsoli/pc. Przez kabel kompletnie tego nie czuję, wręcz wkurwiają mnie gracze online. Z randomami raczej też nie potańczysz. GaaS- jedna z większych bolączek branży. Zapłać za grę premierową cenę i czekaj nie wiadomo ile czasu aż zapełni się zawartością i w ogóle stanie się grywalna. Może za rok, może za dwa, może za trzy, albo nigdy. Takim krzywym akcjom, mówię "nie, dziękuję." Jestem zniechęcony na starcie i nie mam ochoty powracać. Często jest to płatny Early Acces pod inna nazwą. Jebać. Bardzo pokrewny gust growy. Czyżby bliźniak gejmingowy? Cytuj
kubson 3 189 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 Za małolata uwielbiałem point&click, strategie, rpg, platformówki i gry arcade z automatów Teraz odpychają mnie gry z fabuła czyli wszelkiego rodzaju rpg, p&c, walking simy itd nawet w grach action/adventure jak jest za dużo tekstu to zbiera mnie na wymioty i skipuje xd to czego szukam w grach to czystego gameplayu, gier bez zbędnych zapychaczy i przez to uwielbiam wszelkiego rodzaju strzelanki online, hack & slash, wyścigi, roguelike, (chociaz nie wszystkie bo np Children of Morta spoko ale za dużo fabuły i psuło flow) coraz częściej wracam do starych gier z automatów czy klasyków jak SMB3 itd i czerpie z tego dużo większą przyjemność niż z ogrywania kolejnego AAAAA open worldu. Jakiś czas temu myślałem ze to growe wypalenie, jednak to rynek i brak różnorodności w grach sprawił ze nie chciało mi się grać. 1 Cytuj
funditto 658 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 Bardzo ciekawy temat. Po przeczytaniu Waszych postów i zastanowieniu się nad moim gustem dochodzę do wniosku, że chociaż są gatunki, których nie lubię to w prawie każdym są jakieś wyjątki. Poniżej kilka przykładów takich wyjątków (mam specyficzny gust i nie gram w najbadziej popularne gatunki) FPS - Metroid Prime, Call of Duty 2 TPS - Rise of The Tomb Raider, Splatoon Metroidvania - obie części Ori Bijatyki - Virtua Fighter 2, Soul Calibur, Smash Bros Symulatory - Microsoft Flight Simulator Gry Fantasy - seria The Legend of Zelda Po dłuższym zastanowieniu wychodzi na to, że tylko w dwóch gatunkach gier nie znalazłem jak dotąd nic fajnego: horrory i roguelike. Może kiedyś się to zmieni Cytuj
Figuś 21 246 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 Sportówki, choć kiedyś za gnoja wszystkie Fify NBA NHL wciągałem nosem, ostatnia fifa w którą dłużej pograłem sam z siebie to 2011 na PS3, jak już jakąś kolejna kupię to będzie ta w której będę mógł grać kochanym Widzew i rozjebać eklape jrpgi takie z krwi i kości, choć dopiero co splatynowałem Yakuzę 7 i teraz mam 50h w Nier Reincarnation i jeszcze pierwszego zakończenia nie miałem Za to do Fajnali podchodziłem już kilka razy no i nie zagrało. Soulslike (wygrany DS remaster dalej w folii na półce, kiedyś zagram - wierzę) jedynie Bloodborne mnie wciągnął gęstym klimatem, ale nie aż tak żeby kończyk kielichy i wbić platynę. Symulatory wszelakiego rodzaju, czy to samochodówka czy symulator kromki chleba, jedynie symulator kozy był spoko Rzygam już powoli openworldami i chętniej patrze na liniowe gierki ze strukturą jak Control. Cytuj
20inchDT 3 361 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 Nienawidzę walking simów z całego serca. Miałem okazję spróbować wiele polecanych tytułow dzięki gamepassowi i cieszę się, ze nie zmarnowałem nawet złotówki na te przedziwne twory. Straciłem też cierpliwość do gier z sekcjami, w ktorych pcha się gałkę do przodu, postacie gadaja przez kilka minut, a potem jeszcze cutscenka. Nie wiem czy wytrzymałbym obecnie np. 30 minutowe cutscenki z mgs. Wolę przeczytać scianę tekstu w crpg niz ogladać te filmy klasy B. 1 Cytuj
XM. 11 018 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 W sumie jak sobie pomyślę to walking simy to najgorsze scierwo wymyślone lrzez człowieka. Nie wiem czy z którymś udało mi się dłużej niż 30 minut wytrzymać. Nie jestem po drodze też z wszelkimi survivalami, ale tutaj szanuje te gry i w sumie leciutko się zaczynam do nich przekonywać. Minecrafta nie lubię, ale już klon 2d terraria kocham. Strategie lubiłem za młodu, teraz nie gram bo kompa nie mam. Symulatorów nie lubię bo za duży próg wejścia, nie lubię scigalek typu GT bo nie raduje mnie jeżdżenie w kółko i poprawianie wyników o parę milisekund. Chyba tyle. W sumie to "na starosc" gram w 5 gatunków na krzyż i wcale nie zaluje - Rogale, gry akcji, przygodowki, platformowki i ubirpg. Cytuj
ciwa22 858 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 (edytowane) Świetny, w dużej mierze wspominkowy temat. Wielkie brawa dla pomysłodawcy. Niedługo z pewnością rozwinę swoją wypowiedź. EDIT: Właśnie się dowiedziałem, że "roguelite" i "roguelike" to nie to samo. Edytowane 2 maja 2021 przez ciwa22 Cytuj
Mejm 15 361 Opublikowano 2 maja 2021 Opublikowano 2 maja 2021 A ja bym w symulatory chodzenia zagral bo jeszcze nie doswiadczylem. Odbilem sie za to od pierwszych indykow jak Bride czy Limbo. Niby takie glebokie artystycznie ale gameplayowo licho a ja ogolnie nie przepadam za sztuka dopowiadania sobie o co chodzilo autorowi i co chcial przekazac. Ukonczylem ale zapomnialem tego samego wieczora. Jurney tez podobnie. Fajne miejscami wizualja ale przy koncowce to sie troche smialem z tych typow co pisali w recenzjach, ze plakali. Takze od indykow trzymam sie z dala. Jedynie To the moon rozbilo bank i Undertale muzyka. 12 godzin temu, Kmiot napisał: Lubiłem sobie pośmigać w TOCA 2 To zabawne bo chcialem pisac o T2 jako przykladzie samochodowki gdzie staralem sie przelamac swoje przyzwyczajenia i nawet mnie w niej jaralo to hamowanie przed zakretem. Moj jedyny pirat samochodowy, nawet dobrze pamietam dzien kiedy kupowalem go na wroclawskiej gieldzie elektronicznej (juz na Robotniczej). GT jedynke w sumie tez ogralem ale juz za czasow ps2. Za to porsche challenge wspominam milo jak i nfs porsche z 2000 roku. Kariere wysciganta zakonczylem na 70 okrazeniu w trybie Zeus w Wiepeuto HD za ktore bylo trofeum, do ktorego trenowalem bity tydzien xD Dla mnie rynek gatunkowo sie skurczyl i branza nie wyglada tak jak kiedys. Glupi przyklad pilek noznych gdzie rozne firmy probowaly swoich sil a dzis zostala fifa i pol pesa. Symulatory lotu, point clicki, rtsy, crpgi, wszystko poznikalo, zostaly jedynie n-te iteracje jakichs tuzow jak cywilizacja, juz nawet nikt nie mysli o robieniu trzeciego starcrafta (ta patologia odcinkowa przy S2...), a zamiast TES6 klepie sie Skyrim na wszystko do zarzygania. I nie bede ukrywal, od lat mnie juz niewiele zaskakuje. To nie te czasy kiedy od roznych gierek, o ktorych swiat zapominal po tygodniu az sie roilo ale przynajmniej cos potrafilo zaskoczyc, cos sie odkrywalo, cos mialo mechanizm ktorego zadna inna gra nie miala. Dzis jest wszystko homogeniczne, odtworcze, wykalkulowane. Wiem ze ominela mnie era ps4 ale nawet jak odpale kiedys Bloodbornea to nie zaskoczy mnie tak jak zrobily to Demonsy albo Nier, a sa to gierki sprzed dekady. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.