golab 1 670 Opublikowano 29 października 2023 Opublikowano 29 października 2023 ale to jest pojebane - wczoraj chyba z 5 godzin biłem andreusa, dzisiaj rano męczyłem króliki, a godzinę temu doszedłem do opery (ta muzyka ;o) i już nie miałem siły, starczy na dzisiaj niesamowity szpil, zrobię calaka (steam) 1 Cytuj
Schranz1985 680 Opublikowano 29 października 2023 Opublikowano 29 października 2023 W dobrym momencie pauzę zrobiłeś bo następny boss też cię sponiewiera Cytuj
Schranz1985 680 Opublikowano 1 listopada 2023 Opublikowano 1 listopada 2023 Wspaniali ludzie z pasją do gier i słuchający comunity.Dlc będzie super, trzeba obserwować ich przyszłe produkcję. 1 2 Cytuj
smoo 2 256 Opublikowano 3 listopada 2023 Opublikowano 3 listopada 2023 Po wyczerpującej ale zayebistej batalli z Królem marionetek (i ogarnięciu, że jego drugą fazę wystarczy stepować w lewo), Hulk to był spacerek w parku. Zdecydowanie najłatwiejszy boss jak dotąd. Pora na bagiennego bydlaka. 1 Cytuj
Schranz1985 680 Opublikowano 3 listopada 2023 Opublikowano 3 listopada 2023 Ooo to będzie ciekawie.Streamujesz? Cytuj
smoo 2 256 Opublikowano 3 listopada 2023 Opublikowano 3 listopada 2023 niestety, na moim internecie straight outta 90's, kariera streamerska nie jest możliwa Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 675 Opublikowano 3 listopada 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 3 listopada 2023 Kopia wpisu z tematu "właśnie ukończyłem". tl;dr: Spoiler W chuj dobra, ale nie dla lamusów, hehe. Byłem oczarowany od samego początku. Już po uzyskaniu kontroli nad postacią, wysiadce z pociągu i pierwszych szlagach posłanych w kierunku opętanych kukiełek-konduktorów gra złapała mnie za kark i ani myślała puścić, dopóki nie obejrzałem napisów końcowych (a nawet dłużej). Za każdym jebanym razem uwielbiam ten moment, gdy rozpoczynam poznawanie nowego uniwersum w grach, gdy twórcy prezentują jakieś nieszablonowe IP i wiem, że przynajmniej pod tym względem mogę liczyć na świeże doznania, pomysły, aranżacje. Z takimi oczekiwaniami kupowałem Lies of P. Wcale nie dlatego, że to kolejny soulslike, który to gatunek w sumie lubię, ale nie na tyle, by sprawdzać każdy tytuł wpisujący się w jego klamry. To przede wszystkim pomysł na całkiem nową adaptację czy też modyfikację szeroko znanej powieści dla dzieci “Pinokio” przyciągnęła mnie do gry spod koreańskiego dłuta. I może to za wcześnie na takie metafory bez polotu, ale wyrzeźbiono na tyle udaną grę, że kompletnie nie idzie poznać, by kiedykolwiek była z drewna. A w dobie licznych niedopracowanych na premierę gier wyróżnić trzeba Lies of P, bo jest wyszlifowana, świetnie zoptymalizowana i praktycznie pozbawiona błędów. Ktoś wyraźnie się tam postarał. Opowieść o drewnianej kukiełce, która bardzo chciała być prawdziwym chłopcem kojarzy każdy. Jej wariacji były dziesiątki, ale tutaj skupimy się rzecz jasna na tej zrodzonej w głowie Choi Ji-Wona i z premedytacją użyłem nazwiska reżysera, bo być może warto je zapamiętać na przyszłość (i tak nikt nie zapamięta). Rzecz w tym, że Koreańczyk wraz z zespołem potraktował ramy "Pinokia" bardzo swobodnie i nie hamował przy tym twórczej kreatywności. W efekcie powstała niezwykle oryginalna i przyciągająca uwagę adaptacja, która już samym nastrojem i klimatem nie przypomina uroczej baśni z dzieciństwa. Zresztą jej szeroko kojarzone wersje i tak były ugrzecznione oraz dostosowane do małoletniego odbiorcy, bo oryginalne dzieło Carlo Collodiego wcale nie należało do tak lekkiej i beztroskiej lektury, jak niektórzy mogliby sądzić. Może to kogoś zainteresuje, a może nie, ale cały “znak rozpoznawczy” Pinokia, czyli jego rosnący w efekcie kłamania nos u Collodiego zasłużył wyłącznie na mało znaczący epizod i tak naprawdę był najmniejszym z problemów drewnianego bohatera. Włoski pisarz nie stronił od nadspodziewanie makabrycznych scen, wszelakich amputacji, morderczych nożowników, podpalanych członków (a dla drewna to największa tortura) czy nawet egzekucji na stryczku. Naprawdę warto się z tym dziełem zaznajomić, bo może wielu zaskoczyć. Szczególnie polecam wydanie z ilustracjami Roberto Innocentiego, bo te stanowią wartość samą w sobie. Można przejrzeć je tutaj, ale na kredowym papierze robią znacznie lepsze wrażenie. Dążę do tego, że wizja developerów (Neowizz/Round8) nie jest aż tak oddalona od oryginału, jak można by pozornie sądzić. Przynajmniej nie w kontekście wydźwięku i mrocznego zabarwienia opowieści. Pokombinowano za to wizualnie. Przy kreacji świata inspirowano się XIX-wieczną Francją i epoką piękna (Belle epoque). Można tutaj znaleźć również tropy wiktoriańskie i steampunkowe, a te drugie to głównie ze względu na wszelakie kukiełki i urządzenia. Bo nawet nasz bohater nie jest pajacykiem z drewna, a bliżej mu do androida z blachy, sprężyn i trybików. Zresztą nie jemu jednemu, bo w tym świecie kukiełki są na tyle powszechne, że każda co bogatsza rodzina posiada kilka z nich, by wykonywały podstawowe czynności w domu (sprzątaczka, lokaj, dorożkarz), a społeczeństwo wysługuje się nimi w służbie publicznej i traktuje je jak najzwyklejszą, najtańszą siłę roboczą. Kukiełki funkcjonują dzięki Ergo - esencji życia i człowieczeństwa, którą udało się okiełznać i nią zarządzać. Utalentowany wynalazca Gepetto znalazł sposób, by za pomocą Ergo ożywić to, co nieożywione, a w efekcie miasto Krat rozwinęło się błyskawicznie pod względem technologicznym i momentalnie zamieniło się w ośrodek cudów oraz wspaniałości. Przynajmniej aż do momentu, gdy stało się areną rzezi i ludobójstwa, bo wszędobylskie kukiełki z jakiegoś powodu się wkurwiły i bez zawahania wymordowały wszystkich mieszkańców. Właśnie w tym momencie wkraczamy do akcji my i na przestrzeni gry spróbujemy rozwikłać wszelkie tajemnice fabularne, między innymi poznać przyczyny szaleństwa kukiełek, źródło pochodzenia dziwnej zarazy (wykańczającej tych, których kukiełki nie zdołały) oraz motywacje kolejnych bohaterów. Oprócz tego spróbujemy uzyskać odpowiedzi na nieco filozoficzne pytania w rodzaju “czym jest człowieczeństwo”, albo “czy człowiek może się zakochać w kukiełce”. No co? Normalny dylemat, w naszym świecie zdarzają się tacy, co kukiełki ruchają. Niektórzy pewnie odetchną z ulgą, jak napiszę, że opowieść w Lies of P podana jest w znacznie bardziej bezpośredni sposób, niż pyszniące się swoja enigmatycznością fabuły z tytułów From Software. Podobnie z questami pobocznymi, bo nie musimy już szukać NPCów po całym świecie. Kiedy tylko mamy możliwość popchnąć jakiś wątek dalej, to twórcy wyraźnie dają nam o tym znać odpowiednimi ikonami przy “ogniskach” szybkiej podróży. Wygodne. Zresztą cała gra jest skonstruowana w skondensowany sposób, przez większość czasu wręcz liniowa z paroma opcjonalnymi zakątkami do zwiedzenia. Niektóre większe lokacje pozwolą nam nieco pokluczyć, pozbierać sekrety (bronie, talizmany, elementy ekwipunku, kamienie ulepszeń, czyli klasyka), pootwierać skróty, wykonać wspomniane zadania poboczne (zlecane sennymi głosami przez NPCów w oknach; oczywista inspiracja i hołd w kierunku Bloodborne, powinniście kojarzyć tę grę), ale jeśli masz choć minimum orientacji w terenie, to się nie zgubisz, bo otoczenie jest wystarczająco charakterystyczne i naszpikowane specyficznymi elementami i dekoracjami, które bardzo ułatwiają rozpoznanie własnej pozycji. Słowem: świat jest na tyle kameralny, by nie przytłaczać i zarazem odpowiednio rozbudowany, by eksploracja dawała satysfakcję z każdego odkrytego sekretu. Dzięki takim a nie innym decyzjom Lies of P charakteryzuje się dobrym tempem rozgrywki, bo tak naprawdę nie ma tutaj za bardzo gdzie się zasiedzieć i zmarnować godziny. Łatwiej jest też twórcom kontrolować balans poziomu trudności, bo mało efektywne jest tutaj grindowanie poziomu postaci (na nieszczęście niektórych graczy). Tytuł jest przy tym dość wstrzemięźliwy w obdarowywaniu nas materiałami do ulepszeń, a w związku z tym istnieje pewne ryzyko, że ktoś się może zapędzić w kozi róg pod względem rozwoju postaci. I do pewnego etapu w grze tak naprawdę niewiele może na to poradzić. Nadchodzące łatki mają to ponoć nieco złagodzić i ułatwić dostęp do niektórych surowców, ale i tak wszystko zweryfikują największe hamulce postępu, czyli pojedynki z bossami, z tym że ich zostawię sobie na deser. Wszak zanim do nich dotrzemy, to trzeba jeszcze pokonać lokacje z pośrednimi przeciwnikami, wpaść w kilka misternie przez nich przygotowanych zasadzek (miej oczy wokół głowy), zmierzyć z mechanikami gry i oswoić z modelem walki. O konstrukcji poziomów już wspomniałem, dodam jedynie, że potrafią one diametralnie się różnić stylistycznie, ale nadal pozostawać spójne w obrębie świata. Dzielnice miasta, ratusz, peryferia i wioska w stylu RE4, katedra, bagna, cmentarzysko, centra handlowe, muzea, wystawy, dworzec kolejowy, opactwo, a wymieniam tylko z pamięci. Zmienna aura i pora doby, uzależniona od postępów fabularnych. Dusznej atmosfery miastu i okolicom nie sposób odmówić, bo kiedy w uliczce napotykasz oszalałą kukiełkę zawzięcie masakrującą dawno martwego człowieka, a w pobliżu znajdujesz przykryte prześcieradłem zwłoki dziecka, to momentalnie czujesz ten klimat. Nie mogę też nie wspomnieć o Hotelu Krat, czyli tutejszym hubie, gdzie w melancholijnym nastroju możemy porozmawiać z nielicznymi NPCami, zrobić zakupy, ulepszyć ekwipunek, dopakować postać, jak również posłuchać na gramofonie niekiedy poruszającej muzyki (z wokalem!). Zresztą kolejne płyty winylowe to wspaniała i przy tym dość nietypowa nagroda za wypełnienie pobocznych questów. Przeciwnicy napotkani w lokacjach to najczęściej mniejsze lub większe kukiełki różnego sortu oraz przeznaczenia. Niekiedy zabawne, bo niegdyś służące w celach rozrywkowych, innym razem eleganckie albo w jakiś sposób okaleczone, ale wciąż przerażająco bezmyślne w próbach zabicia nas. A kukiełki-niemowlaki po prostu przyprawiają o gęsią skórkę. Będą również sub bossowie, którzy parę razy zdołają napsuć nam krwi swoją nieprzewidywalnością i zawziętością, bo czemu nie. Z czasem bestiariusz się rozszerza i rozwidla w inne klimaty, a kukiełki potrafią mutować czy się przeobrażać i nikt na monotonię w tym temacie raczej narzekać nie powinien. Osobiście jestem wdzięczny, że twórcom udało się zachować umiar w związku z ilością przeciwników w lokacjach. Nowe Lords of the Fallen z tego co obserwuję trochę się w tym względzie potyka i chwilami zamienia w slaszera, więc widać, że łatwo przesadzić. Lies of P uniknęło tej pułapki i lepiej odpowiada moim preferencjom. To oczywiście nie znaczy, że starć brakuje. System walki jest bowiem niezwykle istotnym elementem gry i przy tym zmyślnie zaprojektowanym. Adaptuje na swoje potrzeby raczej znane motywy i mechaniki z innych tytułów, stanowi wyzwanie i dostarcza satysfakcję. Czego więcej trzeba? Nasz podstawowy oręż ląduje w prawej ręce. To chwilami niezwykle charakterystyczne i oryginalne rodzaje broni, dalekie od tradycyjnych wyobrażeń. Gigantyczna piła tarczowa. Topór ze sprasowanych marionetek. Ogromny klucz hydrauliczny. Brzeszczot do amputacji dłuższy od naszej postaci. Cewka służąca jako buzdygan. Nie to, że brakuje klasycznych broni w rodzaju sztyletów, szpad, mieczów czy toporków, bo te również są reprezentowane, więc wybór jest szeroki i dla każdego. Cały bajer polega na tym, że każdą (no, prawie) broń możemy rozmontować na dwa osobne elementy - ostrze i rękojeść. I dowolnie ze sobą łączyć. Po co? Ostrze bowiem odpowiada za zadawane obrażenia, natomiast rękojeść definiuje moveset i naturę wyprowadzanych ataków. Kombinacji jest mnóstwo, niektóre wręcz karykaturalne, ale jest się czym bawić. A lewa ręka co robi w tym czasie? Zamiast niej montujemy jedną z kilku rodzajów protez, które służą nam jako broń pomocnicza. Linka do przyciągania mniejszych wrogów (i przy tym wyłuskiwania ich z większych grup), miotacz ognia, elektryczny paralizator, rozstawiacz min, swoista tarcza rozwijana niczym wachlarz (ala ta Kratosa z nowożytnych GoWów), czy wreszcie granatnik. Wszystkie możliwe do ulepszenia i rozbudowania, ale ilość ich użyć w walce uwarunkowana jest osobnym paskiem “many”, więc zarządzać trzeba rozsądnie. Co tam jeszcze? Więcej klasyki, czyli ataki specjalne uzależnione od stopnia naładowania odpowiedniego paska, dashe na locku, rolki bez locka i niezwykle istotny system parry, który dobrze radzę sobie przyswoić jak najszybciej, bo na samych unikach daleko nie zabrniesz. I tym samym wreszcie dochodzimy do zapowiedzianego deseru, a tak naprawdę dania głównego, czyli starć z bossami. No bywa wymagająco, to bez wątpienia. W zasadzie każdy szef stanowi większą lub mniejszą, ale zawsze ścianę do pokonania. Czasem będzie to kilka prób, innym razem kilkadziesiąt. Wszystko opiera się na tym, jak szybko zdołamy opanować rodzaje jego ataków i odpowiednio na nie reagować. Uczenie się na błędach jest tutaj tak naprawdę jedyną dostępną metodą, a na to trzeba czasu, cierpliwości i uporu. Kiedy przy pierwszym podejściu jesteśmy zmiatani z planszy dwoma ciosami to progres może się wydawać niemożliwy. Ale kiedy po kilku kolejnych próbach udaje nam się skroić bossowi połowę paska, a następnie trzy ćwiartki, to czujemy motywację i pociąg do kolejnej próby. A potem okazuje się, że jest jeszcze druga faza i ponownie rozpoczyna się nasza mentalna podróż od rezygnacji, przez nadzieję, na ekscytacji kończąc. Każdorazowo byłem oczarowany tymi walkami. Pomimo niekiedy godzin prób nie przypominam sobie momentu frustracji, czułem, że wszystko jest tylko kwestią czasu i wypracowania odpowiedniej metody. Czasem lepiej było postawić na uniki, utrzymywanie dystansu i atakowanie z doskoku przy otwarciach. Innym razem lepiej było trzymać się blisko, agresywnie napierać, a ataki przeciwnika parować, co bywało ryzykowne, ale zdarzało się zdemolować HP bossa w kilkadziesiąt sekund. Opanowanie systemu parry jest kluczowe na przestrzeni całej gry, bo idealnie zbity atak przeciwnika w 100% chroni nas przed obrażeniami, wybija wroga z równowagi (co w efekcie może doprowadzić do staggera i możliwości zadania ciosu krytycznego), a po kilkunastu udanych parowaniach może nawet zniszczyć mu broń (to już zależy od bossa). Brzmi jak ryzyko warte podjęcia, choć wciąż nie jest to żaden złoty środek do przejścia całej gry i pewna elastyczność stylu będzie wymagana. A bossów, ich design i atmosferę tych walk zapamiętam na długo. Nie może być inaczej, skoro w trakcie licznych prób zdążyłem ich sposób poruszania i atakowania poznać dość dogłębnie, choć wciąż potrafili zaskoczyć nagłą zmianą tempa, albo opóźnionym ciosem, który dotychczas wymagał innego timingu. Bywało szalenie emocjonująco i różnorodnie. Raz pojedynek przebiegał dostojnie i z wyczekiwaniem, innym razem to była wymiana ciężkich ciosów z nadzieją, że te najbardziej bolesne uda się sparować bądź uniknąć w ostatniej chwili. Wszystkiemu towarzyszyła wyśmienita oprawa i soczyste udźwiękowienie: pióropusze iskier, trzask sprężyn, brzęk wyginanej blachy, satysfakcjonujące dla ucha perfect parry i stagger rywala wystawionego na naszą łaskę. Praktycznie wszystko mi w Lies of P zagrało w odpowiedniej tonacji. Poczynając od ujmującej tożsamości stylistycznej, przez atmosferę, design lokacji (ok, końcówka to minimalne obniżenie poziomu), przeciwników, godnych zapamiętania bossów, system walki czy uproszczony (co nie znaczy, że prosty) w stosunku do innych reprezentantów gatunku system rozwoju postaci. Fabularnie też intryguje, idzie własną ścieżką, ale nie zapomina o ukłonach w stronę dzieła Collodiego i zawiera wspólne elementy, postacie. Są oczywiście różne zakończenia częściowo uzależnione od częstotliwości, z jaką zdarzało się nam kłamać w trakcie wyborów dialogowych. Bo o ile mówienie prawdy wydaje się moralnie odpowiednie, chwalebne i tym, co powinniśmy robić, to jednak ta często bywa po prostu bolesna, niepotrzebna i z naszej strony egoistyczna. Bo między prawdomównością a chamstwem niekiedy cienka granica. Rewelacja pod wieloma względami. Blisko 50 godzin mi zajęło pierwsze przejście, ale wrócę po kolejne zakończenia, a tego w grach nie robię często. Grę zakupiłem sam, opinia jest wyłącznie moja i nie zawiera żadnego kłamstwa. 5 6 1 Cytuj
Schranz1985 680 Opublikowano 3 listopada 2023 Opublikowano 3 listopada 2023 Wspaniale to ująłeś, nic dodać nic ująć.Podpisuję się obiema rękoma.Dla mnie gra zjawiskowa, cudenko.Wbiłem platynę na ps5 ale po miesiącu już tęsknię za tą grą i rozważam wbicie 2 w wersji ps4.Poprostu świetnie się w to gra, a replayability jest niesamowite. Cytuj
Rash 240 Opublikowano 4 listopada 2023 Opublikowano 4 listopada 2023 22 godziny temu, smoo napisał: Po wyczerpującej ale zayebistej batalli z Królem marionetek (i ogarnięciu, że jego drugą fazę wystarczy stepować w lewo), Hulk to był spacerek w parku. Zdecydowanie najłatwiejszy boss jak dotąd. Pora na bagiennego bydlaka. Witaj w klubie. Też na bagiennym bydlaku kwitnę teraz Cytuj
smoo 2 256 Opublikowano 4 listopada 2023 Opublikowano 4 listopada 2023 Bagienny już gryzie glebę. Druga faza dość chamskie zagrywki, ale twardym czeba być. Lecim dalej. 2 Cytuj
smoo 2 256 Opublikowano 8 listopada 2023 Opublikowano 8 listopada 2023 Cosplayerzy runda druga Ta gra jest niesamowita Cytuj
golab 1 670 Opublikowano 8 listopada 2023 Opublikowano 8 listopada 2023 (edytowane) żeby złożyć laxasię musiałem odstawić mój potężny rapier i zmontować miecz tancerza na rękojeści od glewii edytor: pierwsze przejście za mną, sekretny boss zmusił mnie do parowania, przynajmniej w pierwszej fazie, druga to totalny mayhem - bez link dodge'a nie dałbym rady, ale jest, mamy to! wygląda mi to na goty 2023, bo re4r to wspaniała gra, ale wciąż remake Edytowane 9 listopada 2023 przez golab gdyż 1 Cytuj
smoo 2 256 Opublikowano 14 listopada 2023 Opublikowano 14 listopada 2023 Laxasia, druga faza no-hit first try Spoiler w sensie, nie zdołałem nawet trafić jej ani razu Szkoda, że nie mam więcej czasu na granie. 1 8 Cytuj
Donatello1991 1 424 Opublikowano 18 listopada 2023 Opublikowano 18 listopada 2023 Osełka na odbijanie piorunów. Cytuj
smoo 2 256 Opublikowano 19 listopada 2023 Opublikowano 19 listopada 2023 Nah, pioruny paruję ręcznie, mają duże okienko tolerancji. Generalnie gra skończona, całość buildem pod technikę i głównie parry, grałem w to z grubsza jak w Sekiro. Oczywiście lecę od razu drugie przejście i po platynkę :). Po tym wrzucę do tematu platyniarskiego mini reckę, ale jak na ten moment, to jest moje goty 2023. Wspaniały tytuł. 2 1 Cytuj
Rash 240 Opublikowano 20 listopada 2023 Opublikowano 20 listopada 2023 Skończone!!! Nie będę się rozpisywał bo kmiot to wszystko pięknie i dokładnie zebrał do kupy. Dla mnie 9/10 i tytuł najlepszego souls lika pomijając tytuły od froma. Zagrało tak naprawdę wszystko, no może świat mógłby być mniej korytarzowy ale phi. Nic to przy całej opowieści,pięknie świata, i świetnym gamepleju. Polecam!!! 2 1 Cytuj
Czoperrr 5 134 Opublikowano 24 listopada 2023 Opublikowano 24 listopada 2023 Dotarłem do pierwszego bossa, który sprawia mi problemy - arcybiskup w drugiej formie Edit: padł chwilę po napisaniu tego posta 1 Cytuj
Schranz1985 680 Opublikowano 24 listopada 2023 Opublikowano 24 listopada 2023 Solo zrobiony czy 2v1?To ważne. Cytuj
Czoperrr 5 134 Opublikowano 25 listopada 2023 Opublikowano 25 listopada 2023 15 hours ago, Schranz1985 said: Solo zrobiony czy 2v1? To ważne. Wzywałem pomagiera okruchem gwiazdy. 1 Cytuj
michu86- 394 Opublikowano 25 listopada 2023 Opublikowano 25 listopada 2023 Nie przyznawaj się do 2vs1. Nigdy. Nawet jak Cię złapią na gorącym uczynku, nawet jak Cię nagrają, że klepiesz od tyłu a zjawa tankuje, mów, że to nie Twoja zjawa. 3 3 Cytuj
KrYcHu_89 2 298 Opublikowano 25 listopada 2023 Opublikowano 25 listopada 2023 54 minuty temu, michu86- napisał: Nie przyznawaj się do 2vs1. Nigdy. Nawet jak Cię złapią na gorącym uczynku, nawet jak Cię nagrają, że klepiesz od tyłu a zjawa tankuje, mów, że to nie Twoja zjawa. 2vs1 to marzenie wielu, ale w grach komputerowych tak nie można robić. . Spoiler Fajnie, że dali tutaj tych pomagierów, w Suekiero mi brakowało tego Cytuj
Czoperrr 5 134 Opublikowano 26 listopada 2023 Opublikowano 26 listopada 2023 A co z walką z The Eldest of the Black Rabbit Brotherhood? Wtedy to walka 2v4 1 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.