Skocz do zawartości

Alone in the Dark


Szermac

Rekomendowane odpowiedzi

Uwielbiam survival horrory.
Jeśli miałbym wybrać moje idealne doświadczenie gierkowe to pewnie właśnie ten gatunek postawiłbym na pierwszym miejscu.
Powolne przemierzanie ciemnych korytarzy posiadłości/podziemi/laboratorium, wsłuchiwanie się w niepokojące odgłosy, przetrząsanie szuflad/szafek w celu uzupełnienia zapasów apteczek/amunicji, przeglądanie notatek, by uzupełnić intrygujące lore i wyłapać wskazówki, pomocne w rozwiązaniu napotykanych zagadek, a później powrót z nowo znalezionym kluczem do wcześniej miniętych, zamkniętych drzwi, prowadzących do dalszego ciągu opowieści.
Jest dla mnie coś dziwnie relaksującego w tym schemacie, do tego stopnia, że w grach tego typu zawsze na start wybieram najwyższy dostępny poziom trudności, żeby mieć doświadczenie jak najbardziej zbliżone do zamierzonego przez twórców.

W ostatnich latach mój ulubiony gatunek przeżywa prawdziwy renesans, w grach tego typu można przebierać - od potężnych AAA, jak remake'i Dead Space i Residentów po mniejsze projekty, stworzone z tęsknoty do minionych czasów, jak ciepło przyjęte, chilijskie Tormented Souls.
Na fali tego boomu wypłynęła również zapowiedź nowej odsłony protoplasty wszystkich "residentów" - Alone in the Dark, tworzona przez niewielkie Pieces Interactive.
Jako że w oryginał nigdy nie grałem, a moja styczność z serią to bardzo fajne "A New Nightmare" z PSX oraz strasznie ch#jowe "Inferno" z siódmej generacji, z chęcią kupiłem ten "re-imagine" oryginału, ale niezbyt pochlebne opinie skutecznie ostudziły mój zapał w zdzieraniu folii z pudełka i tak sobie leżał w szafie, aż do teraz.

Po ukończeniu mogę przyznać, że faktycznie szału nie ma i moje życie wcale nie byłoby gorsze, gdybym zostawił ten tytuł w folii i trzymał jako kolekcjonerski rarytas (być może, w przyszłości).
Od pierwszych zapowiedzi biło z materiałów video topornością i ogólnym drewnem, a własnoręczne doświadczenie tylko potwierdziło te wrażenia.
Praktycznie wszystko tu jest "grubo ciosane" - od słabego voice-actingu i zupełnie nieinteresującej, niepotrzebnie pogmatwanej historyjki, poprzez animację bohaterów, przejścia pomiędzy ujęciami, a na strasznie topornej walce skończywszy.

Miejsce akcji to Luizjana roku 1930, więc idealne klimaty pod mroczną opowieść z voodoo w tle.
Wcielamy się w jedną z dwóch postaci - Emily Hartwood, szukającą swojego niestabilnego emocjonalnie wuja, albo Edwarda Carnby'ego, prywatnego detektywa, wynajętego przez Emily w tym samym celu.
Dwójce protagonistów twarzy i głosów użyczyli hollywoodzcy aktorzy - David Harbour i piękna Jodie Comer.
O ile jeszcze Jodie wypada po japońsku, czyli "jako tako", tak poziom zaangażowania Pana Harboura w czytane kwestie jest sprawą dość wątpliwą i jego wypowiedzi przypominają klasyki gatunku - pierwsze części Resident Evil i Silent Hill.
Śmiem twierdzić, że pieniądze zmarnowane na zatrudnienie znanych ryjców mogły być spożytkowane zdecydowanie lepiej, a gra tylko by na tym zyskała.

190eb1053e134-screenshotUrl-min.thumb.png.2cb2c46e9c4e27a1be8130387fd273f3.png

Na początek to co zagrało - klimacik jest naprawdę fajny, połowę roboty robią świetnie zaprojektowane i wyglądające miejscówki (oprócz fragmentu ze śniegiem - to wyglądało, jak z PS2), a drugą połowę dobre udźwiękowienie i muzyczka, wprowadzająca nas w klimaty noir.
Przy miejscówkach chwilkę jeszcze pozostanę, bo to zdecydowanie najjaśniejszy (w przenośni) element gry - bardzo ładne, szczegółowe, pieczołowicie wykonane - czuć, że grafic designers znają się na swojej robocie. Natrzaskałem sporo screenshotów, bo zwyczajnie było co podziwiać.

190eb1cefa165-screenshotUrl-min.thumb.png.425376136089d991666ae9e3faadfd13.png

I to by było w sumie na tyle, bo rzeczy, które nie zagrały jest dużo więcej...
Przede wszystkim wspomniana wcześniej toporność - poruszanie się postaci, niewidzialne ściany w otwartych lokacjach, przejścia pomiędzy cut-scenkami a gameplayem, czy zmiany rzeczywistości po przejściu przez drzwi (chcecie zobaczyć, jak należy robic to dobrze, zagrajcie w Alan Wake II).
No i walka. Zarówno bronią palną, jak i "białą" (rurka, toporek, wiosło, a nawet świecznik)...
Starcia są toporne głównie przez praktycznie nieistniejącą detekcję kolizji i ciężko stwierdzić, jaką krzywdę wyrządzamy przeciwnikom (trzy rodzaje na krzyż przez całą grę), dopóki nie padną martwi na glebę, bo gra zwyczajnie słabo komunikuje nam wartość zadawanych obrażeń i ciężko cokolwiek wyczytać z reakcji dziurawionych ołowiem, czy szarpanych toporkiem ciał wrogich kreatur.
Na arenach naszych starć często porozrzucane są pomocnicze przedmioty w postaci cegieł, czy nawet koktaili Mołotowa, którymi można cisnąć w przeciwnika, ale można to zrobić tylko "tu i teraz" i szkoda, że nie dano możliwości podniesienia choćby jednego z takich przedniotów "na zaś - dziwna decyzja.
Wisienką na torcie była finałowa walka z ogromnym przeciwnikiem w ciasnym pomieszczeniu, gdzie kamera zupełnie nie zdawała egzaminu i całość z racji ciemności i nieczytelności była mocno nieciekawym doświadczeniem.

Cała reszta gry, czyli charakterystyczna dla gatunku eksploracja, odbijanie się od zamkniętych drzwi, znajdowanie wskazówek i backtracking też są tu jakoś wyprane z emocji, głównie dlatego, że w samej posiadłości raczej nie występuje żadne zagrożenie i nic nas nie zaatakuje,
Rozgrywka przypomina więc jakiś symulator chodzenia, tudzież stare point & clicki i traci ten survival-horrorowy sznyt.
Boli także brak jakiegokolwiek upgrade'u posiadanej broni (owszem, znajdujemy nowe, ale nie ulepszamy ich) czy rozwoju naszej postaci - przez całą rozgrywkę jesteśmy tacy sami, przez co zupełnie nie czuć żadnego progresu.
No i te nieszczęsne notatki - z jednej strony fajnie, że są również czytane, ale później znajdujemy tyle nieinteresującej makulatury (bo i historia niezbyt porywa) i to po kilka stron czytania, że potykając się o kolejny papier, mimowolnie wywracałem oczyma.

Nie padło jeszcze chyba najważniejsze z perspektywy omawianego gatunku pytanie - czy gra straszy?
Nie, ani trochę, absolutnie NICZYM. Nie ma tu nawet jakiegoś wybitnie ciężkiego klimatu - ot jest lekko twin peaksowo tajemniczo i tyle.
Szkoda, że zmartwychwstanie tej znanej marki wyszło tak słabo i że znów pewnie zostanie pogrzebana na dekadę, albo i lepiej, zwłaszcza że studio za ten powrót odpowiedzialne, zostało zamknięte, co zresztą zupełnie mnie nie dziwi.
Doceniam chęci, ale nie mogę zbyt pozytywnie ocenić gry, która bardziej mnie męczy niż bawi, co w tym gatunku jest nie lada wyczynem, bo jak wspomniałem na początku - lubię ten charakterystyczny dla gier tego typu schemat.

190eb34bfcd37-screenshotUrl-min.thumb.png.5e1f4154972481f47fb8f4597730f6a8.png

W tym roku przeszedłem 9 gier, z czego parę dwukrotnie, a osiem z nich wymaksowałem, wbijając wszystkie trofea/achievementy - Alone in the Dark 2024 to pierwszy z tegorocznych tytułów, którego po prostu przeszedłem, nie mam ochoty na więcej i nawet te smutne 49% na liście trofeów nie boli mnie na tyle, by do tej gry wrócić.
Nowe Alone in the Dark to podręcznikowy średniak - suma jego wad nie przechyla skali w kierunku crapa, tak jak suma jego zalet niezbyt przekonuje mnie do wystawienia pozytywnej oceny, więc takie 5/10 będzie idealną miarą tego, jak postrzegam tę produkcję.

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

No właśnie od 2 msc prawię nie gram, sezon letni, urlop wypalenie nowymi grami.
I tak zerknąłem na yt i wygląda za(pipi)iście.
Mega brakuje mi klasycznych survival horrorow, nie jakiś dead spejsow tylko klasyki.
Jakieś posiadłości, notatki, zagadki i ciężki klimat .
Z tego co zrozumiałem to lepiej grać babką, mniej Amo i trudniejsze zgadki.

Wysłane z pixela przez taptalk bo mnie stać

Odnośnik do komentarza

Tak, ostatnio w temacie "właśnie ukończyłem" napisałem kilka zdań o tej grze i też zwróciłem na to uwagę. Edek to poziom easy, w porywach normal, gość znajduje tyle pocisków, w trakcie swojej kampanii, że połowy z tego nie dasz rady wystrzelać, no i ma dużo mniej biegania i puzzli do rozwiązania. Aline zaczyna przygodę bez żadnej broni, ma ciekawsze lokacje do zwiedzania (chociaż sporo się powtarza), znacznie trudniejsze łamigłówki, no i ogólnie czuć u niej bardziej horrorowy vibe. 

 

Z podobnych gierek na luzaku mogę jeszcze polecić Countdown Vampires, Tormented Souls (w to możliwe, że już grałeś), Song of Horror, a nawet Chase the Express - to ostatnie to nie jest horror, ale gameplay w zasadzie kropka w kropkę jak w starych Residentach i też dobrze się trzyma gierka. 

Odnośnik do komentarza

Ostatnio wyrwałem za 99 zł z kosztami przesyłki. W takiej cenie to całkiem przyjemne doświadczenie. Akurat czegoś takiego potrzebowałem i szukałem na teraz. Lekkie skojarzenia z klimatem z Sinking City na plus. Gierka trochę krótka, bo pierwsze przejście gościem zajęło mi 8 godzin z kawałkiem. Nawet wpadła nagorda za granie 8h ciągiem, heh. Teraz kończę kobietką i jest trochę słabiej. Miałem nadzieję, że niezależnie kim się gra, to oboje bohaterów będzie miało doświadczenie z tym co tam się dzieje w tym ośrodku. Tak jak poprowadzili autorzy że jeden patrzy na drugiego jak na wariata, to trochę mi nie pasuje. Autorzy trochę poszli na łatwiznę ale z drugiej strony pewnie nie jest łatwo zrobić taką grę by trzymała poziom i klimat.  

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

SC poza odniesieniami do cthulhu i umiejscowieniem kamery nie ma dużo wspólnego z AitD.

 

A walkę robi zdecydowanie gorzej.

 

W każdym razie porównanie tych gier nie ma sensu. Najbliżej nowemu AitD do RE2make i tu przegrywa w konfrontacji najmocniej.

 

Ale to i tak najlepszy nowoczesny średniak w jakiego grałem. Wyjątkowo trafił do mnie muzyką, atmosferą, flow rozgrywki i fabułą.

 

Moim zdaniem brakło bardzo mało, żeby dostać produkt na 9. Gdyby nie zdecydowano się na walkę tylko podczas liniowych segmentów, a w posiadłości byłoby uczucie zagrożenia i konieczność planowania trasy, by przeżyć, eksplorację uczynić bardziej wartościową pod kątem zdobywania zasobów i popracować nad walką, to byłby instant classic.

 

Overall uważam, że fani tego typu rozgrywki, lekkiej grozy czy Twin Peaks mogą się z grą próbować za mniejszą kwotę. A nuż do kogoś trafi tak jak do mnie. 

Odnośnik do komentarza

Następnym razem niech zatrudnią Ryana Reynoldsa i Emily Blunt przeznaczając na nich 90% budżetu zamiast powiększyć ekipę produkcyjną o jakichś ogarniętych programistów czy game designerów, to powinno wyjść lepiej i może nawet 9/10.

 

A nie, czekaj. Nie będzie następnego razu.

  • This 1
Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Nyu napisał(a):

SC poza odniesieniami do cthulhu i umiejscowieniem kamery nie ma dużo wspólnego z AitD.

 

A walkę robi zdecydowanie gorzej.


Ma dużo wspólnego (choćby umiejscowienie czasowe), kamera, walka w TPP, klimat.
Z walką nie żartuj - w SC jest przynajmniej jakaś frajda ze starć - przeciwnicy reagują na obrażenia, jest dynamicznie, a nie to drewno, co wygląda jak z jakiejś mobilki.
Nowemu Alone in the Dark zabrakło od chooya do 9/10 - niewiele to zabrakło do crapa.

Odnośnik do komentarza

Walka w AitD jest przede wszystkim zbyt anemiczna, a stwory klepie się bardziej z poczucia obowiązku. W Sinking City też nie jest idealnie, ale tu przeciwnicy przynajmniej stanowią jakieś zagrożenie, jakąś przeszkodę, a rozwalanie ich sprawia trochę przyjemności i satysfakcji. Mi obie gry się podobały, ale to Sinking City jest tu lepszą grą, która każdą rzecz robi lepiej: od eksploracji, przez elementy typowo przygodowe, po klepanie demonicznego ścierwa.  

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Josh napisał(a):

Następnym razem niech zatrudnią Ryana Reynoldsa i Emily Blunt przeznaczając na nich 90% budżetu zamiast powiększyć ekipę produkcyjną o jakichś ogarniętych programistów czy game designerów, to powinno wyjść lepiej i może nawet 9/10.

 

A nie, czekaj. Nie będzie następnego razu.

Ehh szkoda patrzeć jak się przewala budżet na takie głupoty. Co to c0rwa 2004 żeby przyciągać każuli do gry na morde aktora?

Odnośnik do komentarza
W dniu 7.08.2024 o 20:48, Josh napisał(a):

Walka w AitD jest przede wszystkim zbyt anemiczna, a stwory klepie się bardziej z poczucia obowiązku. W Sinking City też nie jest idealnie, ale tu przeciwnicy przynajmniej stanowią jakieś zagrożenie, jakąś przeszkodę, a rozwalanie ich sprawia trochę przyjemności i satysfakcji. Mi obie gry się podobały, ale to Sinking City jest tu lepszą grą, która każdą rzecz robi lepiej: od eksploracji, przez elementy typowo przygodowe, po klepanie demonicznego ścierwa.  

 

Jeżeli chodzi o walkę to tutaj mi się bardziej podoba. W SC, a zwłaszcza w tym pierwszym wypuście gry, to przecież była jakaś porażka - atakowanie przez ściany i długie loadingi na XSX. Do tego poczwary potrafiły być gąbkami na ołów, a tego drugiego było mało. W bezpośrednim starciu za każdym razem uderzenie przeciwnika wiązało się z utratą zdrowia. Koniec końców zanim sprzedałem swój egzemplarz na XSX to ratowałem się ucieczką i omijaniem starć. Później jak już grałem w wersję poprawioną i na PC to już było chyba lepiej ale dalej straszne drewno. Natomiast tutaj to może z kilkoma wyjątkami łatwizna i bez stresu.

 

Skończyłem drugie podejście, teraz poszło w 6 godzin i udało się odkryć inne zakończenie. Mimo tego wczytałem save i jeszcze raz odegrałem ostatnią walkę. Łatwizna.

Odnośnik do komentarza

Ja też i jedynie z ostatnim bossem powtarzałem parę razy, a i tam największym zagrożeniem była chujowa kamera i ciasnota pomieszczenia, w którym zamknięto mnie z ośmionogą bestią, a do tego ciemność i respawnowanie pomagierów.
Brak poczucia zagrożenia i to lajtowe bieganko po posiadłości to największa wada.
Jasne, że gierka ma fajny klimat, ale to wynika z umiejscowienia akcji i zajebistej roboty grafików/projektantów wnętrz. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał, że w takim survival horrorze wypadałoby stworzyć ten horror i ten survival.

Odnośnik do komentarza
20 godzin temu, Wredny napisał(a):


No właśnie - czy tak według Ciebie powinno wyglądać podsumowanie zagrożenia w grze typu survival horror?:reggie:

 

Nie wiem. Ja byłem teraz zadowolony, bo poszło lekko i bez zbędnej frustracji, a akurat teraz takiej gierki potrzebowałem - czegoś lekkiego aby się wyluzować po ciężkim dniu.

 

16 godzin temu, Wredny napisał(a):

Ja też i jedynie z ostatnim bossem powtarzałem parę razy, a i tam największym zagrożeniem była chujowa kamera i ciasnota pomieszczenia, w którym zamknięto mnie z ośmionogą bestią, a do tego ciemność i respawnowanie pomagierów.
Brak poczucia zagrożenia i to lajtowe bieganko po posiadłości to największa wada.
Jasne, że gierka ma fajny klimat, ale to wynika z umiejscowienia akcji i zajebistej roboty grafików/projektantów wnętrz. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał, że w takim survival horrorze wypadałoby stworzyć ten horror i ten survival.

 

Za pierwszym podejściem przeszedłem bez żadnego zgonu finałowego bossa. Większym zagrożeniem były pojawiające się poczwary, bo one realnie potrafiły mnie zaatakować. Postać tego mrocznego przeciwnika, którego spotykamy po raz pierwszy w bibliotece też jakoś specjalnie na mnie wrażenia nie zrobiła i mnie nie uszkodziła. Mimo wszystko przy pierwszym przejściu miałem to poczucie zagrożenia i pewien niepokój co może zaraz się wydarzyć. Grane na hardzie ale nic szczególnego nie wiedziałem o tej grze zanim ją odpaliłem. No poza tym, że to rebot znanej marki.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...