Kmiot 13 836 Opublikowano 10 lutego Opublikowano 10 lutego Mało gier, to każda dobra na wagę złota? Synapse jest pod wieloma względami wyśmienite. A pod kilkoma innymi zaledwie przeciętne. Koniec końców te pierwsze robią na tyle dobre wrażenie, że nie mam problemu, by całościowo grę ocenić bardzo pozytywnie. Ale po kolei może. Miejmy najgorsze za sobą. To roguelite. Jesteśmy już w takiej fazie nasycenia tym gatunkiem, że dla mnie osobiście nie jest to żadna zaleta, a wręcz wada. No, ale na PSVR2 to nie ma co wybrzydzać, co nie? Dobrze, że jest cokolwiek, hehe. Co poza tym? Na początku niewiele. Mamy pistolet w prawej ręce i moc telekinezy w lewej. Pierwsze runy przed nami. Całość jest usprawiedliwiona fabularnie, ale to rzecz na tyle umowna i pretekstowa, że nie ma co się zbytnio nad nią rozczulać, wystarczy wiedzieć, że jesteśmy intruzem w umyśle wroga. Lecimy więc przede wszystkim zabijać kolejnych wrogów, uosabiających broniącą się przed nami świadomość właściciela. Strzelamy do nich, chowamy za osłonami, ewentualnie sami sobie je tworzymy przy pomocy mocy telekinezy (porozrzucane wszędzie sześciany do przenoszenia). Możemy też oczywiście skorzystać z wszędobylskich wybuchowych beczek (bo co to byłaby za gra bez nich?), ale ostrożnie - do połowy wciśnięty trigger pozwala je przenosić, do końca wduszony sprawia, że wybuchają. Naszym głównym zadaniem jest przebrnąć osiem poziomów, ale oczywiście na początku powodzenie naszej misji jest mało prawdopodobne, więc za chwile zapewne zginiemy. Powinniśmy się więc skupić na wypełnianiu małych wyzwań. Zabić stu wrogów. Uzbierać 1000 waluty. Wykonać 30 headshotów. To one między kolejnymi próbami zapewnią nam punkty, które z kolei będziemy mogli przeznaczyć na zakup nowych permanentnych umiejętności czy broni. I kolejne próby okażą się dzięki temu znacznie łatwiejsze oraz przyjemniejsze. Początkowo daleki byłem od zachwytów. Wejściowo Synapse nie oferuje zbyt angażującej rozgrywki. Co prawda możemy się wspinać po niemal każdej powierzchni, zajmować lepsze pozycje, chować za osłonami kucając przed TV (albo alternatywnie używając odpowiednich przycisków). Przeładowanie broni wymagające czegoś więcej niż naciśnięcia jednego guzika to już przyjemna tradycja w grach VR, ale chwilę mi zajęło żeby sobie uświadomić, że mogę wysunięty magazynek wpychać w broń metodą “o klatę”, zamiast angażować do tego drugą rękę. No, ale początkowo to takie pif paf z paroma urozmaiceniami. Ale po jednym z pierwszych runów zakupiłem permanentne ulepszenie w postaci telekinezy, którą od tej chwili mogłem stosować na przeciwnikach (wcześniej tylko na wybranych przedmiotach martwych). I to był, jak to się mówi, gamechanger. Bo zaczęła się frajda. Wjeżdżam na poziom, jednego wroga biorę z daleka za szmaty i unoszę w powietrze. W tym czasie ładuję headshota drugiemu. Tego pierwszego mam jak na tacy. Mogę nim miotać w przepaść, innego wroga, albo po prostu zastrzelić tak bezsilnie wiszącego nad ziemią. Samo wyrzucanie tych głąbów przy pomocy telekinezy w powietrze to czysta, sadystyczna przyjemność i taktyczna zagrywka, bo po pierwsze boli ich lądowanie na głupich ryjach, a po drugie daje nam czas, by rozprawić się z innymi wrogami, albo zająć lepszą pozycję. Zaczynamy czuć się kozakami, śledzenie naszych oczu działa w zasadzie bez zarzutu (patrząc na element/przeciwnika wybieramy go na ofiarę dla naszej lewej ręki, czyli telekinezy), a będzie tylko lepiej, bo kolejne ulepszenia, które zakupimy tylko poszerzają nasz wachlarz umiejętności. Będą nowe bronie i zwiększone możliwości operowania telekinezą. Będzie więcej zdrowia, amunicji, waluty, więc może i będzie łatwiej, ale i bardziej badassowo. Tak naprawdę nie powinniśmy mieć większych problemów, by w ciągu zaledwie kilku runów dobrnąc do końca, ale wtedy odblokowuje się wyższy poziom trudności (i dodatkowe wątki fabularne). Kiedy uda nam się pokonać grę ponownie, to dostajemy dostęp do najwyższego poziomu trudności (i kolejnych wątków fabularnych). I już na tym przykładzie zaczynają się wyraźnie uzewnętrzniać wady Synapse. Bo te wyższe poziomy trudności to po prostu więcej wrogów wrzuconych na każdy poziom. Ci silniejsi pojawiają się też szybciej i częściej. Na najwyższym poziomie to urasta do dość absurdalnych rozmiarów, gdzie jednocześnie ładuje do nas kilkunastu wrogów, więc aby przetrwać zmuszeni jesteśmy do ostrożnej, metodycznej gry zza osłony, co niepotrzebnie spowalnia rozgrywkę i odbiera nam poczucie dominacji. Znacząco uwidacznia się też problem z małym zróżnicowaniem wrogów. Tych jest… 4. Słownie: cztery rodzaje przeciwników. Aby oddać sprawiedliwość grze muszę przyznać, że przez wiele godzin to absolutnie nie przeszkadza, głównie ze względu na przyjętą oszczędną stylistykę wizualną oraz konwencję fabularną (tak to nazwijmy). Trochę tak, jak w SUPERHOT ktokolwiek narzekał na to, że każdy wróg wygląda tak samo. Ale mimo wszystko po kilku godzinach ta powtarzalność zaczyna się dawać we znaki i trzeba to wyraźnie zaznaczyć. Małe urozmaicenie wszystkiego to zresztą mój główny zarzut do Synapse. Bo na przykład broni również dostaniemy raptem 4. Z czego dwie rozczarowujące, mało skuteczne i nieprzydatne. Pistolet maszynowy ma ogromny odrzut, więc dużo amunicji się marnuje, a shotgunowi brakuje powera. Nic mnie w grach nie drażni tak, jak strzelba bez kopnięcia. Koniec końców jedynym sensownym zestawem okazuje się pistolet do wyjmowania pojedynczych wrogów z daleka i granatnik na większe skupiska przeciwników. Po kilku godzinach robi się to monotonne. Do kompletu małych urozmaiceń należy doliczyć areny walki. Nie są one bowiem generowane losowo, ale jedynie losowane z puli. Ta pula na moje oko obejmuje z 15, może 20 lokacji (jestem łaskawy, bo zapewne nie aż tyle). Jeśli na każdy udany run przypada ich 8, z czego dwa ostatnie poziomy są ZAWSZE takie same (a ostatni przeraźliwie nudny i jednostajny), to szybko zaczynamy zauważać bolesny schemat. Takie właśnie jest Synapse. Absolutnie rewelacyjny gameplay, ale tłamszony przez ciasnotę i brak różnorodności w kwestii uzbrojenia, wrogów, lokacji. Dziesięć godzin zajęło mi ukończenie runów na każdym z poziomów trudności i zrobiłem to napędzany świetną, satysfakcjonującą rozgrywką i własnym nienasyceniem (do platyny wystarczy najniższy poziom, ale potrzeba też pokonać 1500 podrzędnych wrogów, więc trochę zaangażowania trzeba wykazać). Przez pierwszych 5-7 godzin bawiłem się wyśmienicie i powtarzalność nie była dla mnie znaczącym problemem i tak naprawdę wielu na tym etapie już może z czystym sumieniem skończyć zabawę, zanim ta im zbrzydnie. A pierwsze godziny chwilami były wręcz niesamowite. Dajcie szansę, jak będziecie mieli okazję. 6 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.