Gość _Be_ Opublikowano 24 maja 2019 Opublikowano 24 maja 2019 Eyehategod 30.09 Warszawa https://www.facebook.com/events/839808223060154/ Cytuj
ornit 2 986 Opublikowano 26 maja 2019 Opublikowano 26 maja 2019 Bilet na Slayera na płytę można teraz dorwać za 150 zł... Gdybym był fanem i kupił w przedsprzedaży to bym się w(pipi)ił. Cytuj
second 3 707 Opublikowano 27 maja 2019 Opublikowano 27 maja 2019 Mam pytanie do bardziej oblatanych w koncertach niż ja- zapowiedziano w kwietniu, że na Impact Festival będzie druga scena. Jak to jest technicznie rozwiązywane w zamkniętych obiektach, jakim jest Tauron Arena? Bo przecież dwa zespoły na raz na tych dwóch scenach nie zagrają. Dobrze rozumiem, że jeden zespół gra na jednej scenie, a drugą w tym czasie przygotowują pod następny? Cytuj
Gość _Be_ Opublikowano 27 maja 2019 Opublikowano 27 maja 2019 8 minut temu, second napisał: Mam pytanie do bardziej oblatanych w koncertach niż ja- zapowiedziano w kwietniu, że na Impact Festival będzie druga scena. Jak to jest technicznie rozwiązywane w zamkniętych obiektach, jakim jest Tauron Arena? Bo przecież dwa zespoły na raz na tych dwóch scenach nie zagrają. Dobrze rozumiem, że jeden zespół gra na jednej scenie, a drugą w tym czasie przygotowują pod następny? Hmm na Mysticu będą dwie sceny na zewnątrz więc wydaje mi się, że może być tak samo jak w przypadku Impactu. Cytuj
second 3 707 Opublikowano 27 maja 2019 Opublikowano 27 maja 2019 (edytowane) Godzinę temu, _Be_ napisał: Hmm na Mysticu będą dwie sceny na zewnątrz więc wydaje mi się, że może być tak samo jak w przypadku Impactu. No właśnie na Mysticu mają się nakładać trochę na siebie te koncerty na open stages, tutaj masz czasówkę: https://www.mysticfestival.pl/pl/lineup Ale na zewnątrz to inna sprawa, bo większa odległość między scenami i ludzie stłoczeni tuż przed sceną. W środku natomiast są chociażby ludzie na trybunach, mniej więcej w środku obiektu, tak więc przy dwóch scenach, niezależnie gdzie by one stały i takim rozkładzie jak na Mystic, słuchaliby momentami dwóch kapel na raz. Edit: Chyba, że ta druga scena będzie stała na dworze, ale nic nie wiadomo, póki co niestety organizator jest bardzo tajemniczy w przypadku Impactu. Edytowane 27 maja 2019 przez second Cytuj
Absolem 1 036 Opublikowano 28 maja 2019 Opublikowano 28 maja 2019 19 godzin temu, second napisał: organizator jest bardzo tajemniczy w przypadku Impactu. Bo jak Tool odwoła koncert to nie będzie tam po co jechać Cytuj
Absolem 1 036 Opublikowano 29 maja 2019 Opublikowano 29 maja 2019 (edytowane) Wbijam jak poyebany, nowy album Mispyrming wymiata. Edytowane 29 maja 2019 przez Absolem 1 Cytuj
Masorz 13 214 Opublikowano 4 czerwca 2019 Opublikowano 4 czerwca 2019 Zaraz wyjazd na Slejera, będzie ktoś z forumka? Cytuj
Pryxfus 820 Opublikowano 11 czerwca 2019 Opublikowano 11 czerwca 2019 Nie wiem, czy kogoś zainteresuje, ale... 1 Cytuj
Soban 4 102 Opublikowano 12 czerwca 2019 Opublikowano 12 czerwca 2019 Tool elegancko siadł wczoraj z Alice in Chains Cytuj
Paolo de Vesir 9 218 Opublikowano 12 czerwca 2019 Opublikowano 12 czerwca 2019 24 minuty temu, Soban napisał: Tool elegancko siadł wczoraj z Alice in Chains Jak tam Keenan na żywo w 2019? Daje radę czy już tylko zawodzi? Wiek robi swoje, a do tej pory na nagraniach jego wysokie nie brzmiały zbyt dobrze. Cytuj
Soban 4 102 Opublikowano 12 czerwca 2019 Opublikowano 12 czerwca 2019 Ok, ale wokale były zbyt cicho w stosunku do gitar. Na AiC to samo. Cytuj
second 3 707 Opublikowano 12 czerwca 2019 Opublikowano 12 czerwca 2019 @Soban Byłeś na płycie, czy na trybunach? Ja siedziałem A10 w pierwszym rzędzie z boku, tuż przy samej płycie i odczucia mam takie jak Ty. DuValla jeszcze jako tako było słychać, ale za to Maynard później to tylko momentami się przebijał niestety przez instrumenty. Co ciekawe nagrałem sobie telefonem na Tool ze 3 filmiki około minuty i jak później w domu sobie zobaczyłem, to na tych nagraniach Maynarda słychać świetnie. Cytuj
Soban 4 102 Opublikowano 13 czerwca 2019 Opublikowano 13 czerwca 2019 @second płyta dosyć blisko sceny. Hah mam to samo, nagrałem sobie fragment telefonem i wokal lepiej słychać niż w realu. Cytuj
RaiD 76 Opublikowano 15 czerwca 2019 Opublikowano 15 czerwca 2019 To może jakieś piwko forumowe gdzieś tam ? Cytuj
RaiD 76 Opublikowano 15 czerwca 2019 Opublikowano 15 czerwca 2019 W sumie to masz rację. Pi..d..ole bez sensu ;] Cytuj
ornit 2 986 Opublikowano 26 czerwca 2019 Opublikowano 26 czerwca 2019 Na Mysticu po koncercie Vltimas musiałem złapać drumstick (pałka źle brzmi) bo inaczej pożegnałbym się z okiem. 1 Cytuj
ornit 2 986 Opublikowano 27 czerwca 2019 Opublikowano 27 czerwca 2019 Moja recenzja Mystica. Emperor rozwalił a King Diamond totalnie roz(pipi)ił, spalił i zjadł prochy pokonanych. Byłem tez na Slipknocie ale nie klękałem przed Corey’em 1 Cytuj
Absolem 1 036 Opublikowano 27 czerwca 2019 Opublikowano 27 czerwca 2019 Warto wspomnieć jeszcze o Immolation ale oni zawsze i wszędzie zostawiają za sobą tylko spaloną ziemię. Wczoraj było za(pipi)iscie bo zabrakło stonki w koszulkach Slipknot a ta w koszulkach sabaton liczebnie przegrała. 1 1 Cytuj
ornit 2 986 Opublikowano 27 czerwca 2019 Opublikowano 27 czerwca 2019 (edytowane) Krótka relacja. Na początku napiszę, że nienawidzę podróżować. Gdybym mógł to siedziałbym w domu i z niego nie wychodził. Niestety Mystic zapodał kilka sztosów i trzeba było spiąć poślady i przejechać te 300 km pociągiem w skwarze i spiekocie. Pierwszego dnia miałem górnolotne plany obejrzenia większości zespołów które miały pojawić się na festiwalu. Postanowiłem, że zacznę od Vltimas, którego album tak jakoś średnio mi podszedł ze względu na wokale Davida. Kiedy wyszedłem z autobusu niedaleko Tauron Areny byłem cały mokry. Jeszcze nigdy nie spociłem się jak świnia w pojeździe komunikacji miejskiej. Jak się okazuje. Można ale pewnie tylko w Krakowie. Na miejscu napotkałem (pipi)nię i chaos organizacyjny. W(pipi)ieni ludzie biegali w każdym kierunku nie mogąc dojść do ładu gdzie należy się skierować z biletem, gdzie po opaskę, inni byli z kolei odsyłani z jednego punktu do drugiego. Żeby zaoszczędzić sobie nieprzyjemności zdecydowałem, że stanę w kolejce do baraku, na którym wisiała karta "informacja". Stałem tak dobre 40 minut w pełnym Słońcu czując pot moich braci w niedoli. Zewsząd dochodziły skowyty, złorzeczenia i liczne (pipi) w stronę organizatora imprezy. Kiedy wreszcie dotarłem pod okienko wydukałem, że mam bilet w telefonie. Gościu sprawdził numer i zawiązał mi na ręce żółtą opaskę uprawniającą mnie do przebywania na terenie imprezy przez dwa kolejne dni. Szczęśliwy udałem się do wejścia marząc o upragnionym piwie... Jak się wkrótce okazało, serwowano jedynie 3,5% sikacza za 12 zł, bezalkoholowe sikacze za 12-15 zł, napoje za 10 zł i wodę za 8 zł oraz ohydne zapiekanki i hotdogi (później znalazłem miejsca z 3 [słowem TRZEMA] foodtruckami serwującymi dania, których ze względu na cenę pominąłem). Opity dwoma sikaczami 3,5% (musiałem jakoś ugasić pragnienie) skierowałem się w stronę "parkowej" sceny (na głównej arenie grało Jinjer - nieznam). O (pipi)a zobaczyłem puste pole ze sceną a Słońce napierdalało jak skurwysyn! Pod sceną zebrała się garstka ludzi i tak czekaliśmy na pojawienie się super-tria Vltimas. Kiedy już wybiła ta godzina było nas trochę więcej ale nadal mało. Po kolei na scenie zaczęli pojawiać się muzycy, basisty i gitarzysty nie znam ale podobno są znani, za perkusją usiadł Flo Mournier. Po chwili dołączył dawno przeze mnie niewidziany gitarzysta Blasphemer a potem żwawym krokiem wkroczył David Vincent. Jak już wcześniej wspomniałem ich debiutancki album nie przypadł mi do gustu, jednak pod sceną machałem łbem jak po(pipi)any żywo reagując na to co grali i co działo się na scenie! Co chwilę tylko zerkałem na Davida szczerząc się na widok jego popisów tanecznych. No komedia. On w tym kapeluszu i gorsecie wywija jeszcze lepiej niż Roman Kostrzewski Co by jednak nie mówić facet ma głos. Odśpiewał swoją partię znakomicie, Blasphemer nawet jakąś solóweczkę zapuścił i bawiłem się wyśmienicie. Wiem, że żałowałbym gdybym się tam wtedy nie pojawił. Nagłośnienie też pierwsza klasa. Po skończonym występie Flo rzucał pałkami. Nie zależało mi na złapaniu ale gdybym tego nie zrobił to skończyłbym z pustym oczodołem Będzie miła pamiątka Po tym udałem się po Colę za 10 zł. Nabuzowany kolejnymi bąbelkami wróciłem pod scenę ciekawy co takiego zaprezentuje Soulfly. Nie pamiętam kiedy ostatni raz słuchałem tego zespołu. Chyba kiedy wyszedł debiut, który jak na tamte czasy bardzo mi się podobał. Bez ceregieli na scenę wyszedł Max z zespołem, (pipi)ił coś o tym, że kocha Polskę i dali czadu. A właściwie to chciałem żeby dali czadu bo albo to ja jestem za stary albo przez te wszystkie szatany inne rodzaje muzyki już do mnie nie trafiają. Trochę znudzony oddaliłem się od sceny i usiadłem na trawie w cieniu Tauron Areny przysłu(pipi)ąc się dźwiękom wydobywającym się ze sceny. Pod koniec Max założył koszulkę piłkarskiej reprezentacji Polski i namawiał publiczność do wspólnego śpiewania OLE OLEE OLEEE SOULFLY SOULFLY! Nie mogłem uwierzyć bo to cringe większy niż oglądanie poczynań Davida Brenta w serialu "The Office" Nie wiem, może facet i jego fani tak mają. Nie mi to oceniać, jednak czułem się głupio Nie pamiętam co później robiłem. Próbowałem się dodzwonić do Absolema ale potem zaczepił mnie jakiś gościu zwracając się do mnie po angielsku, że mam koszulkę dobrego zespołu ((pipi)a! Jedyny miałem koszulkę TAAKE! dam sobie rękę uciąć, że 50% publiki zapierdalało tamtego dnia w Powerwolfach). Swoim łamanym angielskim wydukałem uprzejmości i zamieniliśmy jeszcze kilka słów o festiwalu po czym każdy ruszył w swoją stronę. Tak się jakoś złożyło, że w międzyczasie w głównej hali grał Testament. Ciekawski co to (ok, wiem co to Testament ale rzadko słucham) przez kilka dobrych minut szukałem wejścia na "salę dla stojących". Kiedy okazało się, że da się tam wejść słabo oznakowanymi drzwiami, trzeba było pokonać jeszcze kilkadziesiąt stopni schodów po czym wchodziło się na główną arenę gdzie witał nas całkiem spory tłum i jakieś bulgoczenie dobywające się z głośników lol "Co to do (pipi) nędzy jest?" pomyślałem i udałem się w głąb sali coby zniwelować ewentualne "martwe" punkty. Na 1/3 długości też było (pipi)owo, goście z Testamenta chodzili w tę i z powrotem a ja słyszałem ścianę dźwięków więc pomyślałem, że warto stamtąd (pipi)ć bo zaraz gra Possessed! I tu kolejna ciekawostka. Bo Amerykanie mieli grać w miejscu zwanym "shrine". Jak się okazało to mała (pipi)owa scenka z małą ilością miejsca wielkości średniego klubu. Kiedy już wybiła godzina Słońce jeszcze przedzierało się przez wyposażenie sceny, na której zaczęli pojawiać się muzycy.Kiedy na scenę wjechał na wózku Jeff z głośników zaczęła dobiegać muzyka. O ja (pipi)ę! Jaka rzeźnia! Stałem tam cały czas z bananem na twarzy. Jeszcze raz to napiszę ale nagłośnienie na tych dwóch dodatkowych scenach było bez zarzutu. Szacunek dla Jeffa, że chciało mu się reaktywować ten zespół. Bycie inwalidą nie przeszkodziło mu w odegraniu profesjonalnego show! CO rusz ze sceny odchodziły inkantacje do diabła tak, że tylko oczekiwałem znaku z góry (albo z dołu lol). Coś niesamowitego. Szkoda tylko, że za każdym razem kiedy chciał pogawędzić z publicznością, ze względu na czas, był ponaglany przez puszczane intra kolejnych kawałków. Po tym poszedłem zjeść ohydną zapiekankę żeby tylko zapchać żołądek i kupiłem sobie wodę za 8 zł. Tak czekałem na kolejny interesujący mnie zespół, który miał zagrać w "shrine" czyli...Batushkę dłużnika K. zwaną także "fake" batushką. Napiszę tylko, że pierwszy album uważam za naprawdę udany i nadal świetnie mi się tego słucha. Pamiętam jak widziałem ich po raz pierwszy na trasie "Rzeczpospolita Niewierna" z Behemothem i Bolzerem i wypadli tam naprawdę świetnie, Rok czy dwa lata później zobaczyłem ich ponownie i...ziewałem. Dla mnei jest to taki jednorazowy projekt więc zdziwiłem się kiedy okazało się, że chcą to kontynuować a następnie dodatkowo powstały dwie różne Barushki. Kasa musi się jednak zgadzać. Jak się okazało scena Batushki K. nie różniła się tak bardzo od tej, którą tworzył ze swoim dawnym kolegą z zespołu. Tamtego nową płytę już jednak słyszałem więc ciekawiło mnie co zaprezentuje Bart. Zaczęło się. To było takie dyskotekowe pierdolnięcie. Właściwie nie wiem co to było ale taki skok na kasę, zupa z hitów przygotowana na niemieckie talerze. Bezpieczny "black"metal. Znowu kadzidełka, znowu ikonki i rytuały. Wyszedłem i z ławeczki nieopodal przysłuchiwałem się kolejnym numerom. Serio po dźwiękach, które do mnie dochodziły czułem się jakbym spał w krzakach obok remizy. Nie podobało mi się ale tak jak wcześniej wspomniałem. Dla mnie ta formuła już dawno się wypaliła choć jeśli ludziom pasuje to nie mam nic przeciwko temu. Wybiła TA godzina żeby zobaczyć pierwszego headlinera, którym był SLIPKNOT! Na twarzach rozentuzjazmowanych nastolatków widziałem pryszcze pękające z podniecenia a z kroczy dziewcząt parowało jak z gdańskiej pierogarni!. Pamiętam kiedy pierwszy raz obejrzałem teledysk Slipknota "spit it out" pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Uważałem to za to samo co Korn, StaticX, System of a Down, Limp Bizkit i inne nu metale, którymi gardziłem bo ich formuła była prosta jak budowa cepa. Najpierw szept wokalisty, widok zgarbionych na maxa gitarzysty i basisty, potem ryk (gitarzysta i basista nadal zgarbieni albo trenujący przed auto-fellatio), ew. jakaś melodyjna zaśpiewka. Zastanawiałem się czy od tego czasu coś się zmieniło bo nie rozumiałem fenomenu tej kapeli, jej fanów i peanów na cześć zespołu, którego muzykę spokojnie mogłoby grać max 6 osób na scenie. Przedarłem się jakoś na początek sali w tłum nastolatków, dziewic pasztetów i niemieckich transsexualistów i bojowników lgbt. Zdziwiłem się, że tym razem nie spotkałem tam Nergala streamującego na instagram ale w tym czasie grał porządnego rock'n'rolla gdzieś tam w świecie starając się udowodnić, że nie każdy Polak to pijak i złodziej lol. Kiedy tych dziewięciu gości w końcu zdecydowało się wyjść na scenę na sali zawrzało, zahuczało a ja skąpany w pocie bojowników Powerwolfa i płynach ustrojowych piszczących emo-czarownic łapałem się za kieszenie żeby w trakcie skakania nie zgubić portfela, telefonu, klucza, karty, chusteczek, kompasu, scyzoryka, broszurki informacyjnej i biletów autobusowych. Nie ma do (pipi)a pojęcia co oni tam grali ale tak jak się spodziewałem Corey szeptał, potem wrzeszczał a następnie śpiewał radosne melodyjki, jedynie gitarzyści stali tym razem wyprostowani ( nie wiem może w latach 90-tych też grali wyprostowani, wiem, że w 75% kapel nu-metalowych wszyscy się garbili jakby szukali drobnych na chodniku bazaru Różyckiego). Gdzieś tak w 2/3 występu żeby wyschnąć wycofałem się na tyły i...tak jak z przodu dźwięk był żyleta i wszystko było cacy tak z tyłu większej chujni dawno nie słyszałem (tzn kilka godzin od występu Testament). Wszystkie dźwięki się zlewały, wokali niemal nie było słychać. Niemniej nie to kłebiło się wtedy w mojej głowie leczy pytanie za co jest odpowiedzialny ten chujek w czarnym płaszczu z kapturem i masce, który za konsoletę wszedł może 3 razy na około 15 minut? Zanim się tego dowiedziałem koncert się skończył a ja wróciłem do wynajętego pokoju gdzieś tam w okolicy Krakowskiego rynku. Widząc ludzi na przystanku postanowiłem zapierdalać z buta modląc się o to żeby mi się w telefonie bateria nie wyczerpała. Kiedy po 44 minutach dotarłem na miejsce okazało się, że pokój mam nad jakimś pubem skąd po 1:30 dobiegało darcie mord i wyzwiska. Byłem jednak tak zmęczony i spocony że wziąłem prysznic i od razu zasnąłem. CDN... Edytowane 27 czerwca 2019 przez ornit 5 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.