Skocz do zawartości

Ostatnio widziałem/widziałam...


aux

Rekomendowane odpowiedzi

Smoleńsk - japierdl nie wiem co to miało być. Wyglądało jak miks wycinków programów z telewizji z filmem 'fabularnym' bo to film o niczym. Trochę teorii spiskowych, wina tuska w kooperacji z ruskimi, święty Jarosław. Aktorstwo zbliżone do poziomu Malanowski i partnerzy. Efekty specjalne to teraz lepsze są w reklamach proszku niż w tym filmie. I jeszcze ta scena jednania się duchów katyńskich ze smoleńskimi ojezu XD

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Hard Candy (2005) - Ellen Page zagrała świetnie, ale poza tym to przez cały czas trwania seansu miałem ochotę zajebać jej postaci pałką w mordę.

Patrick Wilson równie dobry, w gruncie rzeczy to teatr tej dwójki aktorów. Szkoda, że film w sumie tylko poprawny a i denerwowała mnie praca kamery (zbyt dużo zbliżeń na twarze).

 

6/10

Odnośnik do komentarza

Independence Day: Resurgence

 

Obejrzałem, bo nie przepuszczę praktycznie żadnemu filmowi sf, było zabawnie, naprawdę zabawnie. Gra aktorska na żenującym poziomie, tyczy się to również "gwiazd" występujących w filmie, widać, że nikomu się po prostu nie chciało starać, ale jak wspomniałem,  było zabawnie. Jak ktoś się się nudzi i chce obejrzeć kolejny "epicki" film o ratowaniu Ziemi - polecam, bo w sumie czemu nie? To tylko 1:50h, więcej czasu tracimy na inne bzety, można stracić trochę na mierne kino :D

Odnośnik do komentarza

final fantasy kingslaive

 

bardzo fajny filmik, czasami zbliżał  się do poziomu spirit within, ale jednak w większości było bardzo  w porządku.

Zona jak jej pokaząłem trailer to stwierdziła że nei ogląda, ja po obejrzeniu poł h ją do tego namówiłem, film bardzo jej się spodobał, ale najlepsze było na koniec. Film się skończył urywając wszystkie watki, i pytanie:

- ale będzie druga część?

- no nie, jak chcesz wiedzieć co dalej się działo, to musisz przejsć grę,

- co?! to po co ja to oglądałam :(

 

No fakt, jak ktoś nie ma czasu/ nie gra to może się sfrustrować, bo jest duża chęc by wrócić do bohaterów.

Odnośnik do komentarza

Pitbull: Nowe porządki

Jak dla mnie film jest niezły, ale "Pitbull" jest troszkę lepszy. Zapewne po Niebezpiecznych kobietach powstanie serial.

"Nowe porządki" na pierwszy rzut oka to dwie godziny niepowiązanych ze sobą scen, bez głównego wątku, lecz nie do końca tak jest. Główny wątek to zemsta "Babci" za syna.

Ogólnie nowe postaci nie są złe. Majami to taki "uwspółcześniony" Despero, "Strach" to bardziej typowy podgatunek dresa, itd...

Szkoda, że z postaci z pierwszej części praktycznie jest tylko Gebels. Linda zagrał nieźle, że tak powiem " po swojemu".

Kilka scen były z tyłka wzięte, np. "wizyta" Babci u rodziny sprzedawającej kebaby.

Ocena 4,5/6.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Masz sporo racji ale mam kilka przemyśleń od siebie...

 

Pitbull: Nowe Porządki (2016) - No nie wyszło Patrykowi tym razem. Serial szanuję bo fajnie ukazywał mroczne strony polskiego półświatka. Vega zrobi dobre seriale ale nie umie robić filmów. Tak jak kolega wyżej wspomniał cały obraz to zlepek scen, które praktycznie nic nie łączy. Nie zgadzam się co do głównego wątku. Owszem pierwsze sceny mogą sugerować motywy Babci ale tak nie jest. Są raptem 3 sceny gdzie ów wątek jest "popychany do przodu" ale absolutnie nie można go nazwać wątkiem głównym. 

Tym wątkiem jest raczej próba rozbicia grupy przestępczej. No właśnie. Grupa przestępcza w liczbie 3 gości, babci z syndromem Sztokholmskim, (pipi)ą i małolatem. Wszystkie akcje wykonuje tych trzech gości. Nie widać w ogóle, że to organizacja, która rządzi Mokotowem. Raz tylko było wzywanie chłopaków w celu napierdalania się z pseudokibicami. 

Wszystko wydaje się wyrwane z kontekstu. Linda wyskakuje znikąd, brutalnie przejmuje interes i zarabia krwawe pieniądze. Zagrał poprawnie ale nie widziałem w nim żadnej motywacji. Postacie na drugim planie są za to skrajne. Aż dziw, że Osztaszewska nie przefarbowała się na blond zaś Oświeciński czyli Strach to już całkowita groteska i stereotyp koksa z rozumem Kubusia Puchatka. Najlepiej wypadli Dygant i Czeczot. Pierwsza, czyli Kura dała pokaz zniszczonej, mocno niestabilnej emocjonalnie dziewczyny. Widać w niej jak mocno skrzywione jest jej życie. Dlatego łatwo uległa Zupie. Ten z kolei to klasyczny "psycho next door". Wyrachowany, zimny, skrupulatny. Przerażający i niebezpieczny. Jego motywacje łatwo można scharakteryzować kwestią Alfreda z Dark Knighta: " Some men just want to watch the world burn".

Co do starej ekipy to nie ma sensu się rozwodzić. Są tylko tłem, który ma połączyć obraz z uniwersum serialu.

Jest kilka scen kompletnie bez sensu. Np. honor pomiędzy przestępcami. No kurwa. Albo

 

zgarnianie ekipy. Typy spacerują sobie jak gdyby nigdy nic bo gliny nic na nich nie mają po czym jeden "wpada" bo psu futro się nie spodobało, a główny boss wpada choć nawet nie był w lokalu po haracz.

Natomiast scena z rodziną od kebabów miała podłoże fabularne:

zemsta za układy z policją.

 

Groteska jest silna w tym filmie.

Nie wiem jak wypadną Niebezpieczne Kobiety ( :yao: ) ale również odnoszę wrażenie, że oba filmy są niejako wstępem i promocją do nowej serii Pitbulla już z nową ekipą ale pewnie z duchowym wsparciem weteranów. Nie mam najmniejszej ochoty wracać do tego filmu.

 

Ocena:2/6

 

The man from U.N.C.L.E. / Kryptonim W.U.J.A.S.Z.E.K. ( ͡° ͜ʖ ͡°) (2015) - Nie lubię okresu lat 60-tych ubiegłego wieku. Kicz, tandeta i Beatlesi. Toteż seriale z tamtego okresu muszą być naprawdę dobre by przykuć moją uwagę. Również ówczesne obrazy nawiązujące do tamtego okresu muszą mieć to coś. Panowie z U.N.C.L.E. to mają. Guy Ritchie zawsze miał u mnie kredyt zaufania. I jakoś nigdy tego zaufania nie nadwyrężył. Chociaż najtrudniejsze jeszcze przed nim. Mianowicie wyreżyserowanie adaptacji komiksów z Lobo. Ale nie zbaczajmy z tematu.

Obraz Ritchiego broni się w klasyczny sposób. Od takiego filmu szpiegowskiego oczekujemy akcji, wyrazistych postaci, intryg na światowym szczeblu, humoru, a wszystko posypane szczyptą dramatu oraz ładnymi plenerami, szybkimi kobietami i pięknymi autami. I w gruncie rzeczy dostajemy to wszystko. Właściwie tylko scenariusz kuleje lekko ale wszystko inne ładnie odwraca od tego uwagę. 

Postacie są dobrze napisane i takoż zagrane. Hammer wprawdzie średnio pasuje mi na nerwowego i impulsywnego sowieckiego szpiega ale za to Cavill wypada bardzo dobrze. Ma w sobie coś z Rogera Moore'a ze "Świętego" i trochę z brosnanowskiego Bonda. Przy każdej robocie trzeba zachować styl, szyk i wdzięk. Typowy kochaś-złodziej. 

Choć nie lubię lat 60-tych to muszę przyznać, że Guy rzetelnie przedstawił owe lata. Nie wciska nachalnie całego tego kiczu lecz z gracją serwuje nam poszczególne elementy. 

Scena z jedzącym Napoleonem i szalejącym w łodzi Illya cholernie piękna i wymowna. Goty.

Dobre kino rozrywkowe z klasycznymi motywami choć słabym scenariuszem i miałkimi antagonistami.

 

Ocena: 4/6

  • Plusik 1
  • Minusik 1
Odnośnik do komentarza

Jestem już w Łodzi, to w sumie zrobię króciutkie kinowe podsumowanie Filmweb Offline:

Magnificent Seven -  Nie jestem fanem Fuquy,  zazwyczaj jestem zawiedziony poziomem jego filmów, a do tego obrazu byłem sceptycznie nastawiony od samego początku. Ostatecznie film mnie zaskoczył, pozytywnie rzecz jasna.  Matryca historii oryginalnej jest zachowana i gdzieś tam plącze się po wszystkich kadrach, na swoje (i widza) szczęście reżyser nie próbował podejmować jakichkolwiek dialogów z poprzednikami bądź przesadnie bić pokłony na ołtarzyku ich pamięci. Zrobił więc to, w czym najlepiej się sprawdza (zatrudnił Washingtona - wybaczcie, musiałem) - bardzo klasyczne kino rozrywkowe. Konwencja westernu pomogła i wszystkie jej cechy wdzięcznie odbiją się na całym filmie. Nie ma tutaj wolt ani szarży narracyjnej (za to o tych wspomnę w następnym opisywanym filmie), ale nie ma też słabszych punktów.

Interakcja między bohaterami jest rozegrana bardzo przyzwoicie, aczkolwiek trochę zbyt przewidywalna i bezpieczna, choć tak jak pisałem - dzięki obranej drodze w realizacji nie staje się to mankamentem. Obsada wypada dobrze, może tylko trochę nazbyt przerysowany Sarsgaard tutaj nie pasuje, jednak jego postać równoważy D'onorfio, przy którym "przegięcie" się zdecydowanie udało. Na uwagę zasługuje też bardzo dobrze zrealizowanie "główne danie", czyli finałowa strzelanina (i mała uwaga, kolejny film w którym Fuqua źle używa slo-mo, to staje się chyba jego znakiem rozpoznawczym :v ).

Podsumowując, podobało mi się - mimo wcześniejszych obaw. Ode mnie więc klasyczne (a jakże!) 6/10 - z zadatkami na ocenę wyżej.


Handmaiden* - Skoro poprzednio zacząłem od wpisu utrzymanego w minorowym tonie nie lubię, tak ten zacznę od przeciwieństwa i utrzymam go w durowym lubię. Kino azjatyckie jest mi stylistycznie bliskie, samego Parka cenię już od J.S.A (i jego krótkich metraży). Jego trylogia zemsty jest ważnym elementem rosnącej popularności kina rodem z Korei Południowej, a premiera najnowszego filmu Chan-wooka była jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń tegorocznego cyklu światowych festiwali filmowych. Sam obraz zebrał (i zbiera) bardzo dobre recenzje. Zasłużenie. Chociaż ja dopiszę do laurek maluteńkie ale.

Park zawsze perfekcyjnie panuje nad narracją w swoich filmach. Sceny są przesycone detalami zarówno w kwestii prowadzenia fabuły, jak i wizualnego rozpasania (to słowo w przypadku tego filmu pasuje idealnie). Nie inaczej jest tutaj. Wykorzystanie scenografii, strojów czy dobierane oświetlenie od samego początku wciągają widza w precyzyjnie skonstruowaną historię i zwodniczy świat przedstawiony. Przepych i piękno jednak mają swoją cenę i niestety końcówka filmu troszkę się w nich rozmywa, a szkoda, bo ostatnie spotkanie dwóch głównych postaci męskich to pewnie jedna z ciekawszych scen jakie w tym roku widziałem. Poza tym przez to nie mogę w pełni pozachwycać się nad konstrukcją fabularną, bo ostatecznie - mimo bezbłędnego jej prowadzenia - to ona sprawia, że Pan Zemsta wciąż pozostaje moim ulubionym filmem, a Handmaiden maciupeńkim zawodem. Zgrzytały też wyimki narracyjne z offu, tutaj naprawdę nie były potrzebne, a przynajmniej nie zawsze.

No, koniec narzekania, dalsze zachwyty przed nami. Chan-wook z pełną premedytacją punktuje nas wysmakowanymi scenami erotycznymi, nie byłby jednak sobą, gdyby i tutaj nie niosły one sporej dozy przewrotności, stanowiąc integralną część odbioru całego obrazu. Mimo całej osi logicznej spinającej fabułę wokół związku, nie mamy do czynienia z poważnym dramatem i polem minowym skrytych uczuć (co szczególnie sugeruje sam początek), tylko z wyważonym kinem środka, w którym prym wiedzie ciekawa narracja i kolejne układanki intrygi, podsycane pierwszorzędnymi scenami humorystycznymi, które de facto można odczytać (i chyba nawet należy) nie tylko jako tło prowadzące do finału, a jeden z kluczowych elementów interpretacji. Szpilka - nomen omen, to jeden z głównych rekwizytów filmu - wbijana Japonii jest głęboko i z pełną regularnością.

Podsumowanie: świetny film, świetna realizacja, za dużo mi zgrzytało jednak i lekki zawód jest. 7+/10 - plusik za to jest prawie tak duży, że sięga tuż pod ósemkę. Niepotrzebna analogia futbolowa: Park  vs. Japonia - 1:0.

Deepwater Horizon - Będzie krótko i wybuchowo (obiecuję). Peter Berg, Mark Wahlberg, Kurt "Mr. Jimmy" Russell. BP 2010, platforma wiertnicza, ropa, katastrofa, wyciek, amerykańska flaga, dzielni amerykanie, eksplozja, więcej eksplozji, jeszcze więcej eksplozji, już nie eksplozja, a czysty ogień (i ropa). Finał. Muzyka. Pamięci ofiar.

Podsumowanie: 5 wybuchów /10 (i trochę zmarnowany potencjał) - przyzwoite kino katastroficzne, daleko od gniotów rodem z San Andreas.

*na ten film czekałem od dawna, na Horyzontach nie byłem, więc tutejszy seans od początku miał najwyższy priorytet

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Reservoir Dogs [1992] - obejrzałem nareszcie. Dobre filmidło, nawet bardzo. Obraz ten stoi głównie kreacjami aktorskimi.

Fajnie tak po 'The Hateful Eight' zobaczyć młodszych o 24 lata Tima Rotha i Michaela Madsena.

Film swoimi scenami skradli ten ostatni wymieniony oraz Steve Buscemi.

 

8/10

 

The Conjuring 2 [2016] - pierwsza część to średniak, który jednak da się obejrzeć. Tego nie można powiedzieć o drugiej części. Przeładowanie kiczu i klisz jest bardzo duże.

Do tego już teraz

wszyscy widzą duchy oraz jakieś potworki

.

Po godzinie i 10 minutach (jakoś połowa filmu) mój organizm nie był więcej w stanie przyjąć, więc wyłączyłem.

 

Dlatego bez oceny, ale nie polecam.

Odnośnik do komentarza

"W głowie się nie mieści", czyli ostatni zdobywca Oskara, od Pixara.

Jak dla mnie film jest dobry, lecz brakuje takiego większego "luzu". Film porusza nawet ważną kwestię roli emocji w życiu człowieka, co w tym filmie wg. mnie było przedstawione bardzo dobrze. Jednak czegoś brakowało, bo "świat" w głowie dziewczynki wydawał się za bardzo cukierkowaty. Ale to wszystko przez Radość, która zarządzała wszystkim. Pod koniec filmu nawet się wzruszyłem.

Ocena 5/6

Odnośnik do komentarza

Inside Out / W głowie się nie mieści (2015) - Dobra animacja od mistrzów z Pixara. Ciekawe zinterpretowamie wnętrza ludzkiej świadomości oraz tak jak wspomniał wyżej kolega, ważne ukazanie roli emocji w naszym życiu. Film z humorem, lekkim dramatem, dobrą akcją i z przekazem. Aktorzy dobrani dobrze zwłaszcza w oryginalnej wersji. Wszyscy odzwierciedlają emocje swoją dotychczasową karierą. Polska wersja też poprawna. 

Fajnie wypada konfrontacja emocji w głowach rodziny w różnym wieku. Szkoda tylko, że najzabawniejsza scena jest w napisach końcowych.

Ocena: 5/6

Odnośnik do komentarza

A propos animacji, wzięło mnie na nadrabianie zaległości w temacie :

 

Zootopia : świetne, choć z trochę nachalnym i prostym "morałem" na czasie (no ale w końcu targetem są dzieci). Nie spodziewałem się, że tyle razy w czasie seansu będę miał szczerą bekę. Plus też za interesujące patenty dotyczące wykreowanego świata, niby rzecz oczywista i znana od wieków (antropomorficzne zwierzaki), a jednak podana w sposób świeży. No i całość jest rewelacyjna wizualnie. Dla mnie hit ostatnich lat w szeroko rozumianym gatunku.

 

Frozen : tu natomiast zawód. O filmie w zasadzie nic konkretnego nie słyszałem, poza ogólną podnietą (no i wyniki finansowe miał chyba srogie). Cóż, trochę za dużo śpiewania (niby na modłę klasyków Disney'a, ale jakoś mnie to momentami męczyło, pewnie z uwagi na to, że naprawdę dobre są ze dwa utwory, a spośród pozostałych kilka jest wręcz męczących), no i ogólnie rzecz biorąc infantylne to wszystko, tutaj już mocniej da się odczuć, że to bajka dla dzieci, i to raczej głównie dziewczyn. Fabuła bez polotu, postacie w większości mdłe (może poza Elsą), a ich design też do mnie nie trafia (za to plenery : piękne). Fabuła słaba, mówiąc krótko. Meh.

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Obejrzałem nową wersje Siedmiu Wspaniałych.  Czyli remake remaku :D  Film fajnie się ogląda ale nie dorasta do pięt orginałowi sorry ale chris pratt to nie steve McQueen a Denzel (z cały szacunkiem do aktora) to nie Yul Brynner.  Byłem w kinie z żoną i ona nie oglądała oryginału. Dla niej ten film był za(pipi)isty bo uwielbia denzela oraz nie wiedziała co się zdarzy. Dla kogoś kto oglądał Siedmiu samurajów czy siedmiu wspaniałych z 60 roku to nic nie zaskoczy:)  Wiadomo kto umrze wiadomo kto przeżyje :D  No dobra jedno mnie zdziwiło ale to takie małe zdziwienie. 

 

Jeden BARDZO DUŻY plus za muzykę. Wraca motyw przewodni który pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Jak poleciał utwór przewodni oryginału miałem ciarki na całym ciele. 

 

 

 

Film zasługuje na ocene 7/10. Bardzo przyjemny western do obejrzenia w kinie. Polecam wpierw obejrzeć remake z 60 roku bo to film 10/10 albo film kurosawy który też jest 10/10 :) 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

We wpisie na poprzedniej stronie pisałem o filmie i też polecam, bardzo przyjemne kino rozrywkowe, ma swoje wady, ale ostatecznie broni się nieźle. A oryginał? No cóż, dla mnie się jednak trochę zestarzał (w przeciwieństwie do filmu Kurosawy), chociaż to temat na inną dyskusję.

Co do Lee Byung-huna - mam nieodparte wrażenie, że chce za wszelką cenę zrobić karierę na zachodzie, w sumie w ostatnich latach ilość azjatyckich autorów w USA trochę się zmniejszyła,  więc szansa jest, oby tylko znajdował dalej czas na rodzime kino.

Odnośnik do komentarza

Ostatnia rodzina- no nie jest to Smoleńsk, ale jednak zalicza się do czołówki najlepszych polskich filmów jakie w życiu oglądałem. Seweryn, matko boska, co on tu gra, to wujaszków nie starczy, żeby to ocenić. Konieczna mu nie ustępuje. Jedyny, maciupki minus jaki w moim odczuciu ma ten film, to ciut za mocno szarżujący Ogrodnik (i ta jego dykcja typowego młodego polskiego aktora...).

Odnośnik do komentarza

Ostatnia Rodzina

 

Cudo. Na poziom aktorstwa całej trójki aż brak słów. Kostiumy i dekoracja znakomite, wszystko jest tak prawdziwe, że ogląda się to jak dobry dokument. Mocne i wspaniałe kino.

 

Nawet nie jestem w stanie sklecić dwóch konstruktywnych zdań o tym filmie, za co przepraszam. Nie chciałem, żeby wydźwięk posta był lakoniczny, może po prostu pisanie o tym filmie 20 minut po seansie nie jest najlepszym pomysłem.

Edytowane przez ragus
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...