Gość Opublikowano 2 grudnia 2017 Opublikowano 2 grudnia 2017 16 godzin temu, Hendrix napisał: Osobiście nie czuję też złagodzenia tematu, wyszło imo w punkt. Mimo wszystko obstawiam przy tym, że język jakim posługują się bohaterowie filmu jest daleki od tego czego w takim miejscu, czasie i sytuacji można się w rzeczywistości spodziewać. Oczywiście postacie są kreowane według pewnego znanemu każdemu Polakowi schematu (matka Polka, wujek jajcarz itd.), ale ich sposób wysławiania się jest raczej bardziej poetycki niż realistyczny, przez co ociupinkę... parodystyczny. Ogrodnik cudowny, w przeciwieństwie do Ostatniej Rodziny nie poszedł w full retard, jego postać IMHO jest idealnie skrojona, pozbawiony maniery (z czym Jakubik ma pewien problem, syndrom Hopkinsa), prawdziwa gwiazda tego filmu. Cytuj
Farmer 3 275 Opublikowano 2 grudnia 2017 Opublikowano 2 grudnia 2017 Thor Ragnarok (2017) - Pan Piorunów nie miał łatwego życia. Jego filmy solowe były średnie. Cierpiały też na brak ukierunkowania. Pierwszy był kompletnie nijaki. Przy ekranie trzymały tylko momenty na Asgardzie, zaś drugi starał się być mroczną stroną fantasy. Niestety słabo napisany scenariusz pogrzebał obraz. W końcu postanowiono zmienić koncepcje i postawić na to co Thor robi najlepiej - bić i dobrze się bawić. Nie przypadkowo padło na humor. Wypuszczane serie animowane z Avengersami i Spider-Manem były swoistym testem. Widzowie dali jasno do zrozumienia, że obrany kierunek i styl pasuje poszczególnym postaciom. Następnie przeniesiono to na ekrany kin. Najpierw w Homecoming, a teraz w Ragnaroku. I w obu przypadkach wyszło to na dobre. Już od pierwszych minut reżyser wykłada kawę na ławę dostarczając mocarne otwarcie. Później jest tylko lepiej. Taika doskonale wyważył akcję i humor od czasu do czasu doprawiając wszystko szczyptą dramatu i nostalgii. Nie bez kozery przyrównuję kręcenie filmów do gotowania bo podobnie jak w przypadku kucharzenia, obraz również musi posiadać odpowiednio dobrane składniki by spełnił oczekiwania głodnych widzów. W przypadku kina elementy są przeważnie takie same (zależnie od tego czy robimy kino mocne, lekkie, dramaty, komedie, itd.) zmieniają się tylko proporcje. Istotne jest by wiedzieć co chce się pichcić bo to pozwala dobrać odpowiednie składniki, a w kwestii reżysera leży zaś jakość tychże składników. Scenariusz jest swoistym przepisem. Ważne jest by był dobrze napisany, zawierał dokładne kryteria co, jak i kiedy podać by uzyskać odpowiedni wygląd, kiedy podkręcić ogień, a kiedy przytłumić by nie spalić "posiłku". Najlepiej by składniki w postaci aktorów, muzyki, itd. były jak najlepszej jakości. Wrzucając miernego aktora do świetnie przygotowanego obrazu zaburzy się harmonię smaku psując całość. Reżyser niczym kucharz musi wiedzieć co robi. Nie może spanikować gdy Gordon Ramsay w postaci producentów będzie mu wrzeszczał nad uchem. Taika Waititi doskonale odnalazł się w tej roli. Wiedział jakich użyć składników, co i kiedy dorzucić. Po prostu wiedział co chce osiągnąć i do tego dążył. Oczywiście klimat filmu od razu narzuca skojarzenia z pierwszym GotG. Jest to jak najbardziej zrozumiałe i nawet zamierzone jednak niektóre elementy w Ragnaroku wyszły po prostu lepiej. Na pierwszy plan wyłania się główny przeciwnik. W GotG był przeciętny (by nie powiedzieć słaby). Hela zaś od razu przypada do gustu. Jest dobrze napisana i elegancko zagrana choć chyba nie do końca wykorzystano potencjał Cate. Jednak nie zmienia to faktu, ze zapada w pamięć i rukałbym mocno. Nie jest zresztą jedyną dobrze napisaną postacią kobiecą. Valkirie pomimo faktu, że daleko jej do nordyckich blond sióstr, skutecznie obala mit słabej płci. Tessa jest twarda, pewna siebie i nie wylewa za kołnierz. Jest przy tym naturalna i wiarygodna dodając oczywiście swojego kobiecego uroku. Reszta obsady w niczym im nie ustępuje. Każdy odnalazł się w swojej roli, a to dlatego, że Taika dał wszystkim sporo luzu często stawiając na improwizację. Dlatego Thor, Loki, Skurge, Grandmaster czy panikujący Banner są tacy naturalni. Mina Lokiego na widok Hulka bezcenna. Hulk zresztą został mocno rozbudowany pod względem osobowości co jest na plus. Walka na arenie to "truskawka na torcie". Kołysanka Thora miażdży Humor jest podany z gracją. Prosty ale nieżenujący jak momentami w GotG. Te cameo Spoiler Stana Lee, Matta Damona i Sama Neilla. Cytując klasyka: "Taika, ty chory sku.rwysynu ". A więc nowy Thor nabrał wiatr w żagle stawiając na zabawę i humor, pozostawiając dramaturgię i sensację dla innych postaci. Tak jak bracia Russo wyznaczyli idealny kierunek dla Kapitana Ameryki, tak Watiti wydobył to co najlepsze w Thorze. Jeśli szukasz dobrego, rozrywkowego kina, a klimat pierwszych Guardiansów ci leżał to możesz śmiało atakować kina. "Książę Asfaltu" (ach te polskie tłumaczenia żartów ) zapewni ci dwie godziny intensywnego humoru na dobrym poziomie. 2 1 Cytuj
lukas_k96 306 Opublikowano 4 grudnia 2017 Opublikowano 4 grudnia 2017 Prawdziwa jazda 2 - no cóż, typowa amerykańska komedia. Jest kilka śmiesznych scen, ale nic więcej. 5/10 Cytuj
Gość ragus Opublikowano 4 grudnia 2017 Opublikowano 4 grudnia 2017 (edytowane) Ależ rewelacja, Pixar wreszcie się zrehabilitował po tych wszystkich Autach 3 i innych zbędnych sequelach. Zabawne, wzruszające, śliczne i na szczęście nie przeładowane na siłę muzyką, tak jak np. Frozen. Polecam serdecznie. 8/10 Aha, przed Coco leciała krótkometrażówka z Frozen, ale badziew xD. Jak ja nienawidzę Frozen, strasznie przereklamowana bajka. W 15 minut (które ciągnęło się jak godzina) władowali z 7 piosenek w tej krótkometrażówce. Chore ludzie. Edytowane 4 grudnia 2017 przez ragus Cytuj
schabek 5 334 Opublikowano 4 grudnia 2017 Opublikowano 4 grudnia 2017 Nawet wiecej niz 15min xd Ale czytalem ze juz to sciagaja z kin no bo 25min reklam + 21min frozen (wg filmwebu) + prawie 2h Coco. Pod koniec to juz i mnie dupa bolala od siedzenia i zastanawialem sie jak 5letnie dzieciaki maja wysiedziec xd Ale samo Coco wspaniale <3 Cytuj
Gość ragus Opublikowano 4 grudnia 2017 Opublikowano 4 grudnia 2017 (edytowane) No trochę ich poje,bało. Dać normalną krótkometrażówkę tak jak te Wulkany czy o innym psie, a nie 20 minut bajkę. Dobrze, że jakiegoś odcinka serialu nie puścili xd. Przy 5 piosence chciałem już iść do makdolana coś zeżreć i wrócić. Edytowane 4 grudnia 2017 przez ragus Cytuj
Farmer 3 275 Opublikowano 4 grudnia 2017 Opublikowano 4 grudnia 2017 Pytanie czy widz, który widział "The Book of Life" del Toronie nie będzie odczuwał deja vu przy seansie. W końcu obie animacje mocno czerpią z meksykańskich wierzeń i kultu śmierci. Cytuj
gekon 1 787 Opublikowano 4 grudnia 2017 Opublikowano 4 grudnia 2017 Te się boję, bo The Book of Life było rewelacyjne, a trailery Coco zapowiadały się jak wypatroszony, osłodzony remaster. Zobaczymy Cytuj
drozdu7 2 795 Opublikowano 16 grudnia 2017 Opublikowano 16 grudnia 2017 Kingsman Złoty Krąg - jedynkę zapamiętałem jako naprawdę dobry film z kilkoma świetnymi scenami, ale nie było tego w nadmiarze. Tu twórcy bombardują nas niedorzecznymi akcjami przez cały film. Koniecznie chcą nam pokazać, zobaczcie jakie akcje, jakie gadżety, nie wiem jakoś dla mnie za dużo było tego. Najlepiej mi się oglądało ten film gdy akcja zwalniała. Najlepszy z filmu i tak Mark Strong Generalnie trochę zawód, ale trzecią część obejrzałbym też. 6+/10 1 Cytuj
Farmer 3 275 Opublikowano 22 grudnia 2017 Opublikowano 22 grudnia 2017 Justice League/Liga Sprawiedliwości (2017) - Koniec roku to czas podsumowań. Właśnie w tym okresie robimy często zestawienie co się nam udało w danym roku, a za co powinniśmy się bić w pierś. DC/WB zdecydowanie powinno pogratulować sobie za Wonder Woman, bić w pierś za JL i (pipi)nąć sobie w głowę za bajzel z DCEU. Justice League jest filmem przeciętnym, a nawet miejscami słabym. I to zarówno w rozumieniu zwykłego zjadacza popcornu jak i komiksowego geeka. Winę za to ponoszą włodarze DC, Warner Bros. jak i sam Snyder. Próba doścignięcia Marvela i pochopne decyzje po drodze wywołały serię niefortunnych zdarzeń, które teraz odbijają się na obrazach. JL choć swoje zarobiło okazała się finansową wtopą i prawdopodobnie druga odsłona Ligii oraz Flash mogą przesądzić o upadku koncepcji. Po pierwsze już na dzień dobry zostajemy zaatakowani paskudnym CGI na wąsach Supermena. No nienajlepszy początek. Później jest... dziwnie. Widać dokładnie zawirowania na stołku reżyserskim bo zarówno Snyder jak i Whedon mają swoje koncepcje choć ten drugi miał "tylko" ocieplić wizerunek DCEU. Robił co może ale jak to mówią z gówna bicza nie ukręcisz. Może to trochę zbyt brutalne porównanie bo sam film w paru miejscach broni się zaciekle i dobrze ale i tak liczy się przecież efekt końcowy. W przypadku BvS Snyderowi dostało się niejako rykoszetem ale tym razem nie mam dla niego usprawiedliwienia. To już trzeci film obok właśnie BvS i MoS z bohaterami Ligii, a mimo to w wielu kwestiach nie padają odpowiedzi, a ogólna koncepcja jest niejasna. Tyczy się to głównie Supermana, którego Zack w solowym filmie kreuje na obcego wśród ludzi by w BvS stał się bogiem wśród ludzi. Justice League nieudolnie próbuje nadać Kryptończykowi status nadziei, a prawda jest taka, że tylko uwydatnia obsesję Batmana względem harcerzyka. To miało by sens gdyby pomiędzy BvS i JL był drugi solowy film eSa, z tego pierwszego wycięto by Doomsday'a i zaaplikowano to w eSie (tylko tak jak się należy). Tutaj zresztą po raz kolejny Snyder pokazuje jak nieudolnie czasem potrafi nawiązać do klasycznych obrazów. Rezurekcja Supermana przypominała wątek z Potwora Frankensteina i tak, Bruce jest tym szalonym naukowcem. Niestety w tym miejscu zauważalny jest właśnie efekt domina, które zaczęło się przewracać już przy pierwszy eSie. Rozumiem, że Snyder chciał zrobić coś swojego z komiksowymi bohaterami. Dziwi mnie natomiast dlaczego nie wyniósł lekcji z Watchmenów? Trzymał się tam ram komiksu ale jednocześnie zdołał zaimplementować swoje wizje, swój styl i to przyniosło bardzo dobry efekt. Tutaj idealnie pasuje motyw z Dark Knight Nolana. DC/WB jak mafijna koalicja chcąc pokonać Marvel zgłosili się do człowieka, którego nie do końca rozumieją i nim spostrzegli się, że reżyser pali im stos gotówki było już za późno. To nie był czas na Justice League. Jeszcze nie teraz. Brak solówek od Flasha, Cyborga i Aquamana spowodował chaos personalny. Wyłamał się tylko Aquaman dzięki charyzmie. Ezra sprawił mi zawód. Nie o takiego Barry'ego Allena nic nie robiłem. Kompletnie źle napisana postać, a przecież mieli gotowca. Co poszło nie tak? Brak drużynowego śmieszka. Marvel miał Trochę Iron Mana, trochę Thora itd. JL nie miało nikogo. W animacji humor został rozbity na Green Lanterna, Flasha i Shazama. Skondensowana dawka w przypadku Flasha w JL boli i to cholernie. Teoretycznie gdyby to nie był Barry tylko Wally (wciąż by bolało ale nieco mniej), a najlepiej Bart to problemu by nie było. Tutaj wszystko mogłyby wyjaśnić solówki ale te dopiero powstają bo po co robić coś normalnie jak można od dupy strony. W ogóle nie pasuje mi ta koncepcja i sprawdziły się moje obawy po pierwszym trailerze. Jednak to są słowa amatora nowel graficznych i fana Flasha. Zapewne osobom niezaznajomionych z komiksowymi odpowiednikami postaciami taka forma przypadnie do gustu. Trójca wypada już lepiej choć ich motywacje średnio mnie przekonują. Obsesja Batmana, "co ja tu robię?" Wonder Woman, Rebirth Supermana... wszystko mogło być lepiej rozpisane. Tak wałkuję schemat, a niewiele o samym filmie wspomniałem. Otóż kontrast między scenami jest widoczny i to bardzo. Bez problemu da się zauważyć zmiany reżyserów. Jeśli się trochę wysilić można też zauważyć gdzie mniej więcej zostało coś wycięte. Chociażby scena w Atlantydzie. Na pierwszy rzut oka sekwencja chyba miała być dłuższa. Po pierwszym trailerze widać też, że scena z Supergirl (stawiam, ze to była ona) została wycięta. Z nią albo z Green Lanternem. Nawet eS doczekał się rozbudowy przez Whedona. Już nie jest smętnym ponurakiem ale coraz bliżej mu do wersji z Rebirth, czyli połączenia pewności siebie i młodzieńczego wigoru z New 52 oraz doświadczenia z pre-new 52. Problemów w scenariuszu jest dużo. Od płaskiego jak decha Steppenwolfa (epic voice i nic więcej) aż po origin walki ludzi, atlantów i amazonek o losy świata (rodem z LotR). Ale dość o minusach. Kilka rzeczy się udało. Aquaman i Wonder Woman. Ta druga dała się poznać już w czerwcu i była miłym zaskoczeniem. Tutaj wydaje się być nieco zagubiona ale sprawne kierowanie kamery na jej chudy acz ładny tyłek skutecznie odwracają uwagę. Ma swój urok choć opiera się na patentach z solowego filmu. Aquaman z kolei robi dobrze to czego nie potrafili przez ponad 70 lat zrobić panowie z DC Comics. Arthur w wykonaniu Jasona wreszcie jest królem, którego Atlantyda nie ma (jeszcze), a na którego zasługuje. Wersja rebel jest znacznie ciekawsza niż blond piękniś gadający z rybami. Jest ładnym spoiwem drużyny i charyzmatyczną postacią, która zyska pełny wymiar w swoim solowym filmie za rok. Cyborg może nie pokazał się z wybitnej strony ale też nie s(pipi)o go jak się zapowiadało. I chyba wiem już o co chodziło włodarzom po pierwszym seansie gdy zdecydowali się na reshoty. Snyder chciał pewno wyeksponować wewnętrzny kryzys egzystencjalny Stone'a. Po części człowiek, po części maszyna, a nie pasujący nigdzie. Jednak kierunek cyber-emo raczej by się nie sprawdził. Film choć pełen błędów, niedociągnięć i słabego cgi na wąsach Supermana jest poprawnym obrazem, a to dzięki chemii między bohaterami (moim zdaniem nie wszystkich) i luźniejszej atmosferze. A więc reshoty Whedona były dobrym pomysłem szkoda tylko, że za późno. Kilka dobrych żartów oraz parę fajnych scen czynią obraz oglądalny. Jaka więc czeka przyszłość gości w trykotach ze stajni DC? Na razie jest mglista, a droga do celu wyboista i kręta. Najbliższe decyzje będą kluczowe. Aquaman i Shazam pójdą z nurtem zaś tytuł Flasha (Flashpoint) wskazuje, że da się jeszcze odkręcić błędy ale czy na pewno? Czy DC/WB ma jeszcze czas na naprawianie błędów? Porażka finansowa powinna dać jasno do zrozumienia, że widzowie są zmęczeni nie tylko zawirowaniami w uniwersum DC/WB ale i koncepcją bohaterów. Wszystko ma swój koniec i wydaje się, że do zmierzchu ery jest bliżej jak dalej. 3 Cytuj
c0ŕ 4 834 Opublikowano 22 grudnia 2017 Opublikowano 22 grudnia 2017 Threads. Stary film, bo z 1984 roku, ale wciąż w niesamowicie dosadny i realistyczny sposób obrazuje czym jest zagrożenie nuklearne, wręcz otwiera oczy. Must watch, o którym będę myślał jeszcze przez parę dni. 1 Cytuj
Gość ragus Opublikowano 22 grudnia 2017 Opublikowano 22 grudnia 2017 Farmer akapity są twoimi przyjaciółmi, nie chcą ciebie skrzywdzić. Cytuj
Gość ragus Opublikowano 22 grudnia 2017 Opublikowano 22 grudnia 2017 Jeszcze jakieś odstępy między akapitami i jest cudownie. Bo to głównie o odstępy chodzi, oczy się strasznie męczą od natłoku takiego tekstu bez chwili na oddech Cytuj
michal 558 Opublikowano 23 grudnia 2017 Opublikowano 23 grudnia 2017 (edytowane) Człowiek z marmuru reż. Andrzej Wajda - zastanawiam się wraz z każdym kolejnym obejrzanym filmem dlaczego dalej sprawdzam dzieła tego człowieka to jedynym powodem jaki znajduje jest to by przeanalizować ile (co najciekawsze niezamierzonych!!) gaf popełnia Andrzejek w swoim obrazach. Te je przekłamywanie faktów historycznych, mitologizowanie niektórych postaw ludzkich już dla mnie dyskwalifikuje go jako reżysera wartego uwagi. Gdy jednak widzę jak pokazuje jak to stalinowski dyktat wyżyłowania norm produktywności idzie ramię w ramię z nową Polską lat 70tych która jest bardzo agresywna, pewna siebie i zdeterminowana w osiągnięciu ( w domyśle) demokracji co jak pokazuje współczesność polskie społeczeństwo wyrzuciło dawno temu na śmietnik historii nie mam już siły zdzierżyć. Ciekaw jestem tylko kiedy upadnie mit Wajdy w Polsce... 6/10 Edytowane 23 grudnia 2017 przez _M_ Cytuj
szejdj 2 804 Opublikowano 23 grudnia 2017 Opublikowano 23 grudnia 2017 Poproszę nazwiska trzech reżyserów, którzy nie przekłamują faktów historycznych, albo nie mitologizują niektórych postaw ludzkich. Cytuj
michal 558 Opublikowano 23 grudnia 2017 Opublikowano 23 grudnia 2017 Andrzej Żuławski, Miklos Jancso, Kon Ichikawa. Tak na szybko. Cytuj
Rudiok 3 370 Opublikowano 23 grudnia 2017 Opublikowano 23 grudnia 2017 Lobster - co tu się odjaniepawla to ja nie mogę. Historia jest zakręcona jak po dobrym ziele: w dystopijnej przyszłości bycie singlem jest traktowane jak choroba. Jak zostaniesz sam to masz 45 dni na znalezienie dopasowanej drugiej połówki, albo cię zamieniają w wybrane zwierzę(!). Do tego polujesz na biegających po lesie singli i za każdego złapanego masz 1 dzień na szukanie więcej... Tak, dokładnie tak wygląda wejściowa historia. Film jest mega specyficzny, dotyka poważnych tematów (bycie razem za wszelką cenę, szukanie drugiej połówki, życie na pokaz itp.), ale nie daje żadnych odpowiedzi, jest wręcz okrutnie niesztampowy. Ktoś, kto oczekuje łatwej rozrywki nie tu czego szukać. Mimo że przyjemnie się ogląda to jest trudny w odbiorze. Aktorzy sprawdzili się w swoich rolach (Corel Farrel mnie zaskoczył na plus), a zakończenie daje chwilę na refleksję. Jakbym miał ocenić jako film to więcej niż 6/10 ciężko dać (plusy za klimat, aktorstwo, muzykę). Natomiast jako przeżycie warto sobie zaserwować jako kontrast dla holywoodzkiej papki. Cytuj
Gość _Be_ Opublikowano 24 grudnia 2017 Opublikowano 24 grudnia 2017 Jak Lobster byl dla Ciebie dziwny to ciekawe co powiesz o Kle, filmie Lanthimosa z 2009 roku. Szczerze polecam. Cytuj
Hendrix 2 731 Opublikowano 24 grudnia 2017 Opublikowano 24 grudnia 2017 (edytowane) No Lanthimos zrobił Lobstera z myślą o zachodnich widzach (narracja z offu jest zrobiona dosłownie tylko z tego powodu). Lobster nie jest też generalnie trudnym filmem, narracja jest prosta, przedstawienie idei i problemów (zarówno indywidualnych jak i zbiorowych) również. Chociaż sam obraz ostatecznie nie cierpi na tym i wypada świetnie (ale końcowy akt trochę się dłuży). Kieł jest pod pewnymi względami ciekawszym filmem (szczególnie formalnie), który już na wstępie jest kontrowersyjny i kontrowersyjność ogrywa do samego końca, rzucając widza w rolę obserwatora dość specyficznych relacji rodzinnychKilling of the Sacred Deer wpasowuje się idealnie między oba, ale chyba jest też najsłabszy z wymienionej trójki. Edytowane 24 grudnia 2017 przez Hendrix 3 Cytuj
sprite 1 788 Opublikowano 24 grudnia 2017 Opublikowano 24 grudnia 2017 14 minut temu, Hendrix napisał: Killing of the Sacred Deer wpasowuje się idealnie między oba, ale chyba jest też najsłabszy z wymienionej trójki. Miałem właśnie pisać o tym filmie. Byłem na tym w kinie i dla mnie jeden z lepszych filmów z tego roku. Rudiok obejrzyj koniecznie. 1 Cytuj
Rudiok 3 370 Opublikowano 24 grudnia 2017 Opublikowano 24 grudnia 2017 O dziękówa panowie, z chęcią popatrzę. Lobster w sumie mógłby być odcinkiem Black Mirror i trwać krócej i też by było dobrze. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.