Skocz do zawartości

Ostatnio widziałem/widziałam...


aux

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Czy ja wiem, śmiechłem parę razy przy tekstach. Co do dostosowania fabuł do naszych czasów, no coś trzeba była zmienić po tylu latach, kino akcji się zmieniło. Wrócić z nową częścią po takim czasie i dać 3 raz to samo byłoby trochę nudno.

Opublikowano (edytowane)

Friends - :shieeet:/10

no prawie 2 lata mi zeszło żeby przetrawić te wszystkie 10 sezonów na Netflixie, ogólnie spoko sitcom ale skąd aż taki kult i popularność to nie wiem, mi od 7 sezonu dłużyło się niesamowicie i często oglądałem na siłę, byle już skończyć, bo żarty były nieśmieszne albo w koło te same przerukane gagi że Joey lubi jeść i jest głupi a Chandler zboczony i aspołeczny

 

podsumowując - do 6/7 sezonu polecam, można śmiechnąć i nawet jakoś zżyć się bohaterami, ale jak się wam zacznie nudzić koło 7 sezonu, to równie dobrze możecie odpuścić bo nic ciekawego, ani śmiesznego się później nie dzieje

Edytowane przez maciucha
  • Plusik 1
Opublikowano

a było się zapytać. fenomen przyjaciół był ściśle związany z czasami, w których ten serial powstawał i sporo humoru po prostu kiepsko się przekłada na dzisiaj. do tego rynek seriali nie był aż tak spuchnięty i nie było netflixow ani internetu wszędzie, żeby można było oglądać to po kilka odcinków dziennie.  

Opublikowano

przepraszam kazub, następnym razem zanim obejrzę serial to napiszę do ciebie na pw z pytaniem czy wypada w aktualnych czasach

 

 

ogólnie pewnie masz trochę racji, ale jak gadałem z dziewczyną czy koleżankami (koledzy jakimś cudem nie oglądali :yao: ) to były zachwycone i oglądały całość po kilka razy (w ostatnich latach, nie 20 lat temu kiedy latały w pieluchach), może to po prostu serial dla bab :dunno: 

Opublikowano

Boże Ciało  :obama:

Pan Komasa kręci takie filmy, które z jakiegoś powodu bardzo do mnie trafiają. Świetnie zagrany i fantastycznie poprowadzony. Wielki plus za to, że nie jest to kolejny film, który ma demaskować grzechy kościoła, który to temat jest już dość nudny nawet dla takiego ateisty jak ja. Bardzo egzystencjalny temat zostaje tutaj zaprzęgnięty do opowiedzenia wciągającej historii o poróżnionej społeczności. Ciekawe jak wiele można zdziałać gdy tylko ludzie postrzegają cię w pewnych ramach. Wsiąknąłem od początku do końca, podobnie jak na Hejterze. Obydwa filmy są na płatnych VOD, także polecam bardzo. 10/10

 

Lovebirds - wpadło na Netflixa i obejrzałem mając nadzieję na fajną komedię. Niestety to dość szmirowaty film z durnymi sytuacjami, a stałe odwołania do pop-kultury, albo wyśmiewanie się z białych w ostatnio modny stereotypowy sposób (biały policjant? Rasista. Biali studenci? Na pewno używają tabletek gwałtu) jest potwornie męczące. Główna para jest sympatyczna, a dziewczyna bywa urocza, ale ogólnie meh/10.

  • Plusik 1
Opublikowano
19 godzin temu, Kazub napisał:

szok ! wraz ze zmieniającymi się realiami zmienia się sposób robienia filmów. do czego to doszło ?! 

Szok! Sa jeszcze w 21 wieku ludzie stawiajacy spacje miedzy znakami przestankowymi.

 

A zmiana realiow nie usprawiedliwia robienia ze znanych marek go.wna dla progresywnych odpalowcow. Przekonal sie o tym bardzo dobrze ostatnio Disney.

  • Plusik 2
Opublikowano (edytowane)

to zdanie jest za trudne dla mnie...

 

silence (2016) - wiek siedemnasty, dwóch portugalskich duchownych wyrusza do japonji w celu zweryfikowania informacji o wyrzeknięciu się chrześcijaństwa na rzecz buddyzmu przez ich dawnego mentora. mają różne przygody, obaj są poddawani kolejnym próbom, poznają lokalne obyczaje i metody tortur....film jest długi, posępny i zdziwiłem się, że zrobił to martin scorsese. dalej jestem pod wrażeniem i mój wewnętrzny ateista też.      

Edytowane przez Kazub
Opublikowano
9 godzin temu, Kazub napisał:

to zdanie jest za trudne dla mnie...

 

silence (2016) - wiek siedemnasty, dwóch portugalskich duchownych wyrusza do japonji w celu zweryfikowania informacji o wyrzeknięciu się chrześcijaństwa na rzecz buddyzmu przez ich dawnego mentora. mają różne przygody, obaj są poddawani kolejnym próbom, poznają lokalne obyczaje i metody tortur....film jest długi, posępny i zdziwiłem się, że zrobił to martin scorsese. dalej jestem pod wrażeniem i mój wewnętrzny ateista też.      


Z ciekawostek, mimo stosunkowo małych różnic pomiędzy adaptacją w wykonaniu Scorsese, a tą nakręconą przez Shinodę (1971), autor książki prawdopodobnie wolałby wersję amerykańskiego reżysera (przy której, dopóki żył, brał udział w konsultacjach - bo to projekt, który zaczął się jeszcze na początku lat '90). Endo miał duży żal do Shinody za pewne zmiany, szczególnie do sceny z krzyżem.

W sumie jak kiedyś będziesz miał okazję, możesz obejrzeć wersję Shinody i sam porównać (książkę też warto przeczytać, Endo był świetnym pisarzem).

  • Dzięki 1
Opublikowano
W dniu 27.05.2020 o 23:31, Kazub napisał:

fenomen przyjaciół był ściśle związany z czasami, w których ten serial powstawał i sporo humoru po prostu kiepsko się przekłada na dzisiaj.

 

Trochę szkoda w takim razie, że fenomen polega na czymś tak ulotnym, jak czasy powstawania i po 10-15 latach od zakończenia emisji serial już jest dosyć suchy. Abstrahując już od tego, że masa ludzi oglądała serial długo po premierze (albo nawet po jego zakończeniu), a i tak go wielbią.

 

 Zresztą jak dla mnie większym problemem Friends (który to serial generalnie lubię, ale kult też uważam za mocno przesadzony) jest notoryczne try hardowanie (czego ucieleśnieniem jest cała postać Phoebe) i przedstawienie relacji Ross i Rachel (tzn. uwielbiane przez mass media, ale oderwane od rzeczywistości, romantyczne farmazony). Całość ciągnią Chandler i Joey. Podobny problem mam z Jak Poznałem Waszą Matkę, które jest znacznie świeższym (a więc wymykającym się argumentowi o czasie powstawania) przykładem darzonego kultu serialu komediowego. 

 

Za to takie "That 70s Show" jest serialem zdecydowanie śmieszniejszym i mimo, że "na poważnie" oglądałem go będąc już sporo starszym od bohaterów, to nadal łatwiejszym do utożsamienia się z nimi. 

 

Ostatnio widziałem: 

 

Dżentelmeni

 

No dobry, dobry. Trochę przekombinowana intryga (co szczególnie czuć w końcówce, a dokładnie w jej szybkim wytłumaczeniu), ale ogląda się to świetnie od początku do końca. Guy Ritchie jakiego polubiliśmy dawno temu. Dobre dialogi, zabawa formą (choć bez przesady), świetna obsada. Klasykiem nie będzie, ale w ostatnich miesiącach raczej nic lepszego nie wyszło.

  • Plusik 1
Opublikowano

Dla mnie główny wątek serialu czyli Ross-Rachel był po prostu nie do wytrzymania od około półmetka. I nawet nie chodzi o oderwanie od rzeczywistości, bo to przecież tylko sitcom, ale powtarzanie w koło tego samego było najzwyczajniej w świecie męczące. Phoebe całkiem lubiłem, bo od czasu do czasu działo się z nią coś ciekawego i śmiesznego, w przeciwieństwie do Rossa, Moniki, Chandlera i Rachel, którzy byli pod koniec nudni jak flaki z olejem. No i jeśli ktoś był za mocno tryhardowany to zdecydowanie Ross. Całe 10 sezonów to w koło robienie z niego zakochanego ciapciaka. Ileż można? :sapek: 

 

 

Opublikowano (edytowane)
32 minuty temu, kotlet_schabowy napisał:

 

Trochę szkoda w takim razie, że fenomen polega na czymś tak ulotnym, jak czasy powstawania i po 10-15 latach od zakończenia emisji serial już jest dosyć suchy. Abstrahując już od tego, że masa ludzi oglądała serial długo po premierze (albo nawet po jego zakończeniu), a i tak go wielbią.

 

 Zresztą jak dla mnie większym problemem Friends (który to serial generalnie lubię, ale kult też uważam za mocno przesadzony) jest notoryczne try hardowanie (czego ucieleśnieniem jest cała postać Phoebe) i przedstawienie relacji Ross i Rachel (tzn. uwielbiane przez mass media, ale oderwane od rzeczywistości, romantyczne farmazony). Całość ciągnią Chandler i Joey. Podobny problem mam z Jak Poznałem Waszą Matkę, które jest znacznie świeższym (a więc wymykającym się argumentowi o czasie powstawania) przykładem darzonego kultu serialu komediowego. 

 

Za to takie "That 70s Show" jest serialem zdecydowanie śmieszniejszym i mimo, że "na poważnie" oglądałem go będąc już sporo starszym od bohaterów, to nadal łatwiejszym do utożsamienia się z nimi. 

 

Ostatnio widziałem: 

 

Dżentelmeni

 

No dobry, dobry. Trochę przekombinowana intryga (co szczególnie czuć w końcówce, a dokładnie w jej szybkim wytłumaczeniu), ale ogląda się to świetnie od początku do końca. Guy Ritchie jakiego polubiliśmy dawno temu. Dobre dialogi, zabawa formą (choć bez przesady), świetna obsada. Klasykiem nie będzie, ale w ostatnich miesiącach raczej nic lepszego nie wyszło.

ten zalosny serialik juz w chwili premiery byl malo śmieszny bo nie od dzis wiadomo, ze zycie w NYC to zwykla walka o materialne przetrwanie a nie udawanie kulegów. [polecam poczytac jak sobie ''pomagają ci ''przyjaciele'' poza praca w serialu xD].

Edytowane przez michal
Opublikowano
26 minut temu, kotlet_schabowy napisał:

Zresztą jak dla mnie większym problemem Friends (który to serial generalnie lubię, ale kult też uważam za mocno przesadzony) jest notoryczne try hardowanie (czego ucieleśnieniem jest cała postać Phoebe)

Dokladnie. Nawet nie wiedzialem, ze istnieje kult Friends. Po prostu byl to "duzy znany" serial z AMERYKI i sie ogladalo jak wszystko na przelomie 90/00 (chyba jakos wtedy lecial albo skonczyl sie niedlugo przez 2000, nie pamietam). Owsze, powodowal, ze mlodziez znikala z GG ale zeby jarac sie postaciami, pamietac cytaty, no to raczej nie. Ostatnie sezony to faktycznie musial byc juz recycling bo zlewaja mi sie w jedna mase, a te pierwsze, gdzie poznawalismy bohaterow i ich relacje jakos sie pamieta.

 

No Pheobe byla najgrosza z calej szostki. Te tryhardy i bycie wiecznie zakrecona i oderwana od rzeczywistosci strasznie mnie meczyly.

 

Jak dla mnie to wiekszym kultem obrosli Bundy ale oczywiscie nie u tych stojacych po lewej stronie.

  • Plusik 1
Opublikowano
25 minut temu, Mejm napisał:

Dokladnie. Nawet nie wiedzialem, ze istnieje kult Friends.

Jak masz swoją edycję Monopoly i kolekcję w H&M to chyba można powiedzieć że jest się kultowym. :lapka: 

Opublikowano

Tyler Rake:  Ocalenie

 

Ot, typowy akcyjniak w sam raz na weekend, z zakończeniem, którego oczywista oczywistość jest nam wpychana ładowarką do gardła. Mogli to sobie darować. 

Ale ogólnie wyszło całkiem nieźle. 

 

7/10

Opublikowano

Przypomniałem sobie niedawno The Abyss, bo zawsze uważałem go za jeden z ciekawszych filmów o tematyce fantastyczno podwodnej, poza tym trzeba było pokazać dzieciakom, czym ojciec się kiedyś zachwycał. Film nic nie stracił ze swojego uroku, dalej trzyma poziom.

Nakręcony wyżej wspomnianym klasykiem oraz większą ilością czasu spowodowaną koronaurlopem postanowiłem przyjrzeć się dość świeżej produkcji pt Underwater.

Błąd straszny, film oglądałem na 2 raty, głupota goni głupotę, główna bohaterka to drewno straszne, mam wrażenie, że scenarzyści całkowicie  stracili głowę do pomysłów, a ci lepsi przeszli do przemysłu growego.

Nie polecam.

  • Plusik 1
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

The Right Stuff

 

Aż dziwne, że film nakręcony z takim rozmachem, obsadą i dotyczący tak ważnych (przynajmniej z punktu widzenia USA, a jak wiadomo, USA: świat) wydarzeń, jest praktycznie poza mainstreamem. Mówisz "filmy o kosmosie", myślisz "Apollo 13, Grawitacja, jakieś rozpierduchy ala Armageddon, z ostatnich First Man albo Marsjanin". A tu mamy epickie (zarówno w formie, jak i treści) dzieło dotyczące programu Merkury, które mimo prawie 40 lat na karku, ogląda się bez zgrzytu. Fajne jest to, że co chwilę wskakuje na ekran (często jako totalny młodziak) jakaś znana twarz, wywołując efekt "o, on też tu gra", albo "skąd ja kojarzę tą twarz?". Choć w sumie jeśli nie ma się zajawki na tematy czysto kosmiczne w ujęciu "opartym na faktach", to chyba można się odbić. Dlatego zajawkowiczom polecam. 

  • Plusik 1
Opublikowano

The Meg - tak, to ten film o megalodonie. Dialogi 1/10, fabuła, 1/10, postacie 1/10, napięcie 1/10, żenada 10/10. Bohaterzy zamiast walczyć o życie zachowują się jakby za(pipi)iście się bawili, śmieszkują, walą dow(pipi)mi, nic to że przed chwilą rekin pożarł jednego z ich kumpli  :cooo: Logiki czy sensu tu za grosz. Jeszcze te "dramatyczne" sceny pełne poświęceń, tutaj to każdy bardzo chętnie rzuca się w paszczę bestii, żeby tylko uratować swoich ziomków. Smutać nie ma co w każdym razie, bo i tak wszyscy są skończonymi debilami i żadnego z nich nie da się lubić. Napisałbym, że Statham trochę ratuje sytuację, ale dla według mnie żaden z niego aktor, więc... nie, nie ratuje, a wręcz przeciwnie, niech sobie łysy wraca do Szybkich i wściekłych, bo tylko do takich filmów się nadaje. Reasumując: naprawdę trzeba mieć nieźle sp*erdolony łeb, żeby nakręcić coś takiego, to już lepiej odpalić leciwe Szczęki :uff:  1/10, prawdopodobnie najgorszy film jaki oglądałem w tym roku. 

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Bad Boys, Bad Boys II, Bad Boys For Life

 

Przy okazji najnowszej odsłony postanowiłem sobie odświeżyć dwie wcześniejsze części. To nadal świetne filmy akcji z humorem, na poziomie którego w obecnych czasach trudno znaleźć. Dwójkę cenie najbardziej, wszystkiego tu więcej, choć Michael Bay przejawiał tu już swoje zamiłowanie do totalnej rozpierduchy.

Najnowsza odsłona wstydu nie przynosi, ale jest najsłabsza. Humor już nie tak dobry jak w poprzednikach ale ma momenty. Panów już nadgryzł ząb czasu i widać to w scenach akcji, ale miło się patrzy że cały czas próbuje rozwiązywać spory tak jak przed 20 laty i nie zgadzają się z nowym metodami policji. Oglądało się dobrze, wiec powrót po latach jak dla mnie udany.

Opublikowano

Wybaczcie ze nie napisze dlugich recenzji, ale troche mam obowiązków na glowie

 

New Jerusalem (rez. Rick Alverson; 2011) - intymna batalia głęboko wierzącego amerykańskiego katolika o zycie kolegi, ktory wrobić zdruzgotany egzystencjalnie z Afganistanu. Unikalny film z USA. 8/10

 

Trash humpers (rez. Harmony Korine; 2009) - ogromne wyzwanie dla kazdego kinomaniaka i wielka nagroda dla kazdego doświadczonego życiowo czlowieka. Osobiste top 10 ubiegłej dekady. 9/10

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano

Ciemno, prawie noc - Słabe, scenografia jak z teatru, historia postrzępiona jak stare gacie. Aktorzy grają jakoś nienaturalnie. Niektóre opowieści o bohaterach ciekawe, niemniej jako całość wyszło bardzo źle, ktoś przekombinował. 

Opublikowano (edytowane)

hacksaw ridge - lubie bravehart, pasje i apocalipto.....ale nie ten film. od początku do końca jestem zmuszony uwielbiać głównego bohatera, salutować na widok dzielnych amerykanów i pluć na przebiegłych i nikczemnych żółtków (są nieokrzesani, dzicy wręcz a pod koniec filmu komicznie głupi). gibsonowski gorefest użyty w jednym celu - patrzcie na krew i flaki ale brutalna ta wojna conie ! nie spełnia żadnej funkcji. na końcu leci hymn i mesjanistyczny symbolizm dosłownie wepchany do gardła. nie kupuje tego, sorry...  

Edytowane przez Kazub

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...