Skocz do zawartości

Metal Gear Solid 4


YETI

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dla mnie Mgs4 to najgorsza czesc z calej serii. Pewnie by tak nie było gdybym na cut scenkach zakrywał oczy i jednoczesnie zakrywał uszy, prosciej bylo by chyba wyjsc z pokoju i spokojnie poczekac az to brazylijskie poplatane badziewie sie skonczy.

 

Nie to żebym nie ogarnial fabuly (choc w 100% na pewno nie ogaraniam, kazda postac ma swoja wizje historii, i najprawdziwsza zawsze jest ta ostatnio uslyszana). Dalej troche SPOILERÓW! Komiczne w zlym znaczeniu tego slowa sceny z Meryl i Johnnym (gdyby mi ktos powiedzial ze takie dialogi i sceny beda w MGS nie uwierzyłbym za nic w swiecie..), Raiden ratujacy Snakea przed okrętem, geniusz Sunny (what the......) happy end - kojima zegnal sie z seria wiec musial wszystkich pogodzic - slub, rodzina Jacka, Snake i Big Boss etc.)

 

Nierealnosc - łykne już ostatnia walke Snake z Liquidem jako superludzi ale poscig w pradze przed calymi stadami latajacego badziewia , goniacych nas jeepow i specjalnych oddziałow Liquida, których członkinie potrafia bez problemu wskoczyc na pedzaca furgonetke ale nie potrafia - o zgrozo - lacznie z innymi goniącymi PRZEWRÓCIC motoru jest juz dla mnie ku//a przesada.

 

I przyczepie sie do AI przeciwnikow. We dwojke patroluja okolice, prujesz do jednego lezac w trawie z Mk4 z supressorem, a on ani nie krzyknie, nie mowiac juz o jego kompanie, ktory zareaguje conajwyzej wykrzyknikiem nad głowa.. "whats goin on" powiedza jeszcze, ja sie tez pytam, whats goin on?

 

Zgodze sie z eurogames polowicznie - o ile przy geko cisnienie rzeczywiscie podskakuje jak przy zadnym bossie tak przy tych ostatnich nie drgnie ani o jote. Badziewiasci sa ci bossowie. I mam na mysli wszystko i walke i design - te erotyczne kamerky kiedy sie juz rozprawimy z bossem i czekamy na drugie starcie sa mmmm nudzace? moze nie dla japonczykow ale mnie nudzily. I historie zawsze te same - ciezkie dziecinstwo w rejonie wojny. Sluchalem Drebina po pierwszej i po drugiej beauty reszte sobie podarowalem.

 

W Mgs4 Hideo kreci film, ale jest to kiepski film.(przypomne ze jednym z jego ulubionych jest film Predator) Poswieca mnóstwo czasu na stworzenie odpowiedniego feelingu ale zabija to wlasnorecznie wprowadzajac wstawki typu - zmiana dysku na DISC 2, Psycho Mantisa, przelaczanie portow, ogolnie wszystkie wstawki, ktore mowia nam - hej chłopaki a pamietacie MOJE POPRZEDNIE GENIALNE GRY?

 

MGS4 to tasiemiec, kiepski film z ktorkimi przerwami na niezly gameplay.

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano

Chcesz totalnej powagi? Leć grać w Splinter Cell. Psioczysz na MGS, że dodaje rzeczy typu Psycho Mantis, zmiana portu czy płytki. Nie rozumiem Cię - to było i jest teraz. To są właśnie smaczki Kojimy, małe sekrety, które wrzucił dla Graczy. Jasne, MGS4 nie było świetne, było tylko bardzo dobre, ale na pewno nie zasługuje na mieszanie go z błotem. Cała rozgrywka została ulepszona od pierwszej części i ja do mechaniki gry nie mam żadnych zastrzeżeń. Jedyne co boli, to większy nacisk na początku na strzelanie...

Opublikowano

Chcesz totalnej powagi? Leć grać w Splinter Cell. Psioczysz na MGS, że dodaje rzeczy typu Psycho Mantis, zmiana portu czy płytki. Nie rozumiem Cię - to było i jest teraz. To są właśnie smaczki Kojimy, małe sekrety, które wrzucił dla Graczy. Jasne, MGS4 nie było świetne, blablabla

 

Chłopie powiedz mi po co odpisujesz na mojego posta jesli go nie rozumiesz?

Opublikowano

Zgadzam się z kolegą wyżej. MGS4 to najgorsza części serii. Kojima znowu przegiął z balansem pomiędzy gameplay'em, a filmikami. Żeby to były jeszcze jakieś ciekawe sceny, jak poświęcenie dziada w "mikrofalówce", a nie śluby i inne walki Akiby i Meryl. Poza tym technicznie ta gra przy takim pierwszym Uncharted, który jak wiadomo wyszedł wcześniej, wygląda jak mokra kura na deszczu przy Megan Fox. :potter: Fabularnie też nie zachwyca i dostajemy banały pokroju "nanomaszyny to, nanomaszyny tamto", czy tożsamość Patriotów. Walki z bossami to również powielanie schematów i nijak nie mogą się równać choćby starciu z The End'em, Gray Fox'em, czy Ravenem. No do dupy jest ta gra. :potter:

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Popieram poprzedników. Kupiłem PS3 między innymi dla MGS4 i co? I bardzo się zawiodłem. Tak jak zawsze byłem ciekawy co będzie dalej tak po 2-3h grania w MGS4 miałem już powoli dosyć tej gry. Jak tak można spartolić taką serię. Love Story Meryl & Akiby to kpina. (na początku miałem nadzieję, że Akiba okaże się być jakimś złym madafaką udającym po prostu taką ciotę). Walki z bossami to kpina i nie dorastają do pięt potyczkom z poprzednich części. Miałem nadzieję, że po tak poprowadzonej historii z Patriotami (zakończenie MGS1, MGS2) tutaj dostaniemy świetne rozwinięcie - ba! BYŁEM TEGO PEWIEN. I co się okazało? Jedno wielkie g.ówno. A wytłumaczenie wszystkiego nanomaszynami to już w ogóle pójście na łatwiznę. Krótko mówiąc - Z A W I O D Ł E M S I Ę ! :( KOJIMA - shame on you!

  • 3 tygodnie później...
Gość _Milan_
Opublikowano

haha, zalosne, kojima jest ch,ujowy bo nie wydaje nowego mgs4 , jakby wydał to byscie go ukrzyzowali za sprzedawanie drugi raz ch,ujowej gry, i Ty grigori bierzesz w tym udzial ;]

Opublikowano

haha, zalosne, kojima jest ch,ujowy bo nie wydaje nowego mgs4 , jakby wydał to byscie go ukrzyzowali za sprzedawanie drugi raz ch,ujowej gry, i Ty grigori bierzesz w tym udzial ;]

 

Kojima jest po pierwsze całkowicie zy.ebanym dałnem. Myśli, że jest pionierem rynku gier i że jego każda wypowiedź w mediach ma wywoływać jakąś tam burzę i żeby każdy fan zaraz interpretował to na setki sposobów. Nie ukrywajmy, on już miał w tej branży swoje 5 minut, kiedyś był bardziej skromny, ale kiedy ukończono prace nad MGS4, Hideo zwyczajnie się przestraszył tego, że w rok czy dwa po premierze, mało kto będzie go chwalił jak kiedyś, bo są już dużo lepsi developerzy niż Kojima Productions. Po prostu skończył się już chyba hype na MGS'y i żaden Peace Walker dużo w tej kwestii nie zmieni, nawet jeśli będzie solidnym tytułem.

 

A co reedycji MGS4 z trofeami, to zawsze mam taką głupią nadzieję, że w końcu coś z tego wyjdzie, to po co obiecali trofea?

Opublikowano

Kilka refleksyjek z MGS 4...

 

W porównaniu z MGS 3 ostatnie dziełko Koijmy wypada słabiej pod każdym względem poza grafiką...fabuła fabułą, przerost przerywników filmowych swoją drogą...ale co chyba najgorsze MGS 4 to gra akcji ze wszystkimi tego konsekwencjami...unikalny klimat i delikatną równowagę między skradanką a tps po drodze do masowego odbiorcy ch%j strzelił...taki kompromis, który miał z gry zrobić produkt dla mas ostatecznie zepsuł całość...

 

Gra nie jest zła, ale z perspektywy MGS 3 można było oczekiwać dużo więcej. Najbardziej irytują (poza rozwleczoną niezbyt ciekawą fabułą) to starodawna mechanika (Snake nie wskoczy np. na półmetrowy murek), liniowość i brak swobody, fatalne sterowanie (walki z bossami to męczarnia), sztucznie obniżone AI...no i zdecydowany brak tego czegoś...dziwi, że ta gra dostała aż tak wysokie noty.

Opublikowano

Kilka refleksyjek z MGS 4...

 

W porównaniu z MGS 3 ostatnie dziełko Koijmy wypada słabiej pod każdym względem poza grafiką...fabuła fabułą, przerost przerywników filmowych swoją drogą...ale co chyba najgorsze MGS 4 to gra akcji ze wszystkimi tego konsekwencjami...unikalny klimat i delikatną równowagę między skradanką a tps po drodze do masowego odbiorcy ch%j strzelił...taki kompromis, który miał z gry zrobić produkt dla mas ostatecznie zepsuł całość...

 

Gra nie jest zła, ale z perspektywy MGS 3 można było oczekiwać dużo więcej. Najbardziej irytują (poza rozwleczoną niezbyt ciekawą fabułą) to starodawna mechanika (Snake nie wskoczy np. na półmetrowy murek), liniowość i brak swobody, fatalne sterowanie (walki z bossami to męczarnia), sztucznie obniżone AI...no i zdecydowany brak tego czegoś...dziwi, że ta gra dostała aż tak wysokie noty.

 

Ogromy hype na tą grę to jedno, a dwa w tym czasie wszyscy rzucali kosmicznymi notami, czego dowodem jest choćby GTA4, które tak samo nie zasługuje na tak wysoką ocenę (dla mnie 9), albo trochę wcześniej Halo 3.

 

Co warto zauważyć, to każda z tych gier jest sequelem bardzo popularnych serii, więc gry na starcie miały minumum 9 za sam tytuł.

Opublikowano (edytowane)

Bo oceny w większości przypadków to można sobie o kant d.upy rozbić. Szczególnie w dzisiejszych czasach.

Widzisz dla mnie GTA4 zasługuje na "10" a sam śmiało bym wystawił ocenę "10-".

 

Z kolei mgs4 to nie więcej niż "6" dla mnie.

Tylko co z tego.

 

Ważniejsza od oceny jest treść recenzji. Uzasadnienie dla danej oceny.

 

A z tym niestety się zgadzam, znane tytuły dostają na starcie, parę oczek wyżej. Za sam tytuł.

Smutna prawda, ale co się dziwić jak współczesne relacje pomiędzy recenzentem a producentem gry są bardzo "bliskie".

 

Powiedziałbym, że redaktorzy często współdziałają z producentami/wydawcami gier. Często "hajpując" ich produkt. Jakby reklamowali swój własny.

A potem co, przecież nie wystawią złej oceny.

 

Dlatego czytając, recenzje w 2k8 jeszcze zanim zagrałem w mgs4. Nie wiedziałem co mnie czeka, wręcz odwrotnie spodziewałem się kolejnego, godnego mgs-a.

Hah i jeszcze ta recenzja w Extremie :whistling:

 

Niech jeszcze najlepszym przykładem będzie mw2...gra na 9 (dziewiątki dla mw2)........................................................ 9 chyba za sam tytuł.

Edytowane przez SłupekPL
Opublikowano

Dokładnie jest tak jak opisałeś. Największe serwisy nie zaniżą oceny znanym seriom, bo wydawca się obrazi i później nie dostaną ekskluzywnych materiałów z następnych produktów.

 

Ostatnio co prawda oceny już nie lecą aż tak wysokie (RE5, FF13, Bioshock 2) chociaż tutaj znowu dobrym przykładem jest Modern Warfare 2. Od razu widać, kto w tej branży podkupuje sobie media. :potter:

 

I mogę już teraz się założyć, że MGS: Peace Walker też będzie miał średnią przynajmniej na poziomie 90%.

Opublikowano (edytowane)

Uważam, że MGS4 jest na tyle bogatą w treść grą, że ocena końcowa wyniesiona z grania jest efektem jej interpretacji przez daną osobę. Nie każdy pojmie fakt, że twórcy dali możliwość ciągłej walki lub bezszelestnej eksterminacji i infiltracji. Zresztą, trzeba znać serię MGS, żeby do "czwórki" w ogóle podejść. Wyniki sprzedaży mówią same za siebie. MGS4 gdyby był faktycznie taki nudny, pokręcony, to nie kupiło by go 5,5 mln naiwniaków. Rozumiem, że marka też robi swoje, ale jednak nie w przypadku tej serii, bo tutaj GotP jest skierowane do ludzi obeznanych w temacie uniwersum. Wątpię, aby na taką sprzedaż gry miały w 100% wpływ same pochlebne zresztą recenzje wielkich portali growych.

Edytowane przez NEMESIS U.S.
Opublikowano (edytowane)

Uważam, że MGS4 jest na tyle bogatą w treść grą, że ocena końcowa wyniesiona z grania jest efektem jej interpretacji przez daną osobę. Nie każdy pojmie fakt, że twórcy dali możliwość ciągłej walki lub bezszelestnej eksterminacji i infiltracji. Zresztą, trzeba znać serię MGS, żeby do "czwórki" w ogóle podejść.

 

No właśnie ile to ja się nie czytałem (jeszcze zanim zagrałem), że czwórka jest tylko dla fanów. Dla ludzi którzy grali w poprzednie części itd. itp.

 

Teraz się pytam WTF. Ok są "smaczki" które zrozumieją tylko ludzie którzy grali w poprzednie części. Ale to chyba tylko tyle. I to jest praktycznie nieistotne.

 

Bo wbrew pozorom każdy może wskoczyć do "czwórki" i czuć się jak ryba w wodzie. Przecież ta gra między innymi jest tak spier.dolona bo jest i była robiona z myślą żeby każdy mógł w nią zagrać i dobrze się czuł. Byle nastoletni "amerykaniec" bez problemu odnajdzie się w mgs4. Ba jeszcze będzie mu się podobać.

 

Nie czytałem wszystkich wywodów (i całe szczęście) Grzesia. Ale jak kiedyś przeczytałem jego fragment wypowiedzi który brzmiał mniej więcej tak : "mgs4 to dobra gra itd. itp. bo poprzednie części były nudne, nie podobały mi się itd." To nie jest dokładny cytat ale sens wypowiedzi jest. To od raz sobie pomyślałem "HA i dla takich osób właśnie jest czwórka". Którzy nie grali, nie znają, nie podobały im się poprzedniczki.

 

Bo sory nie chcę nikogo obrażać. Ale nie rozumiem i nigdy nie zrozumie jak może się podobać mgs4 osobom które grały i wielbiły/lubiły poprzednie części. Że już nie wspomnę o prawdziwych fanach.

 

Przecież czwórka to jest plaskacz, ślina prosto w twarz, żart itd. dla fanów. To jest obraza dla fanów.

 

Wyniki sprzedaży mówią same za siebie. MGS4 gdyby był faktycznie taki nudny, pokręcony, to nie kupiło by go 5,5 mln naiwniaków. Rozumiem, że marka też robi swoje, ale jednak nie w przypadku tej serii, bo tutaj GotP jest skierowane do ludzi obeznanych w temacie uniwersum. Wątpię, aby na taką sprzedaż gry miały w 100% wpływ same pochlebne zresztą recenzje wielkich portali growych.

 

Mogę obalić tą tezę trzema słowami ;] Modern Warfare 2. Prawie trzy razy więcej naiwniaków kupiło tą grę. W tym i ja na premierę. Nigdy sobie tego nie wybaczę....

 

Hype, hype, hype, hype i jeszcze raz hype.

Któremu ulegamy bardzoooo często szczególnie w tej generacji. Między innymi za sprawą "opłacanych" mediów. Patrz poprzedni post.

 

Choć w przypadku mgs4 dochodzi coś jeszcze. Ale nie chce mi się o tym pisać przynajmniej dziś.

Edytowane przez SłupekPL
Gość Mr. Blue
Opublikowano (edytowane)

Nie chcę mi się pisać ogromnego, moralizatorskiego posta, więc:

Dlaczego MGS4 nie jestem dobrym MGSem?

 

-Złamanie konwencji jedności czasu, akcji i miejsca.

 

-Gdzie jest kużwa prawdziwy Codec?

 

-Gdzie jest kużwa Liquid? Ależ mnie niepomiernie wkurza zmarnowanie potencjału tej postaci... Jego chwilowa obecność w Synach Wolności podbiła mi dwukrotnie ciśnienie. Wyobrażacie sobie, jak wspaniale można by zaprezentować ostatecznego przeciwnika Snake'a jako cierpiącego na prawdziwe rozstrojenie jaźni Revolver Ocelota? A jaki spisek można by pod to stworzyć, opierający się na walce tych dwóch duszy w jednym ciele (Jak kopią pod sobą dołki w chwilach świadomości, tak by drugi niczego się nie domyślił!) Ale po co to wszystko - lepiej wyrzucić rękę Liquida i po problemie.

 

-Gdzie jest kużwa Natasha?

 

-CQC. Snake powinien używać swojego unikalnego CQB, którego bazowy desing byłby zaczerpnięty z systemu walki MGS1&MGS2 (brak noża, kop w półobrotu, inne chwyty), choć ten byłby oczywiście o wiele bardziej rozbudowany (czego nie trzeba by było niczym tłumaczyć - ktoś się pyta skąd Kratos nauczył się nowego comba?). Na ewentualne pytanie Otacona, dlaczego David nie używa CQC w dobie jego renesansu, on lakoniczny odpowiedziałby, że jego techniki są po prostu lepsze.

"-You actually said that your CQB is better than BB famous CQC?"

"-Otacon, I beat Big Boss. Twice."

"-Yes Snake, but not exactly in hand to hand combat."

"-..."

"-You use a lighter, didn't you?"

"-Otacon..."

 

-Nanomaszyny. No ja (pipi)ę. :confused: Najbardziej szkoda Vampa, z którego mistycznej niezwykłości nic nie zostało... Jestem pewien, że to sprawka jakiegoś tłustego, amerykańskiego marketingowca, który uznał, że Vampiry są już passe. Szkoda, że "Zmierzch" nie wyszedł wcześniej.

 

-Brak nowego Metal Gera.

 

-Sztucznie podbijana, melancholijna atmosfera - zagrywki niczym z filmów akcji klasy b-c.

 

-Lista Patriotów z dwójki. Największy szoker MGS2 potraktowany jako zbędny balast, który można wymazać z pamięci fanów jednym nędznym zdaniem? Jakżeby inaczej! :potter:

 

-Cała fabuła, która miała być zapewne zupełnie inna (za dużo sprzeczności z poprzednimi seriami), ale wobec hamerykanizacji gry, pierwotny plan się nie ostał.

 

-Liczne zmartwychwstania Raidena, wesele na koniec, kompletnie nie uzasadniona śmierć Noemi (Otacon jej nie dogodził?)

 

-Strona techniczna.

 

-...i dużo, dużo więcej.

Edytowane przez Mr. Blue
Opublikowano

Blue, srsly wszyscy już zauważyli, że czwóreczka Ci się przestała podobać :ninja:

Tak mi się przypomniało:

<div align="center">UWAGA! SPOILERY W CAŁYM TEKŚCIE! DLA WYGODNIEJSZEGO CZYTANIA, AUTOR NIE UŻYŁ OPCJI SPOILER. </div>

 

Moja przygoda z MGS zaczęła się dość dawno. Kilka lat temu, będąc u kumpla, zobaczyłem jak gra na konsoli w jakąś grę, a była ona o tyle ciekawa, ponieważ kumpel nikogo nie zabijał. Usiadłem koło niego i trochę się napatrzyłem. Szatynowy mężczyzna latał po pokładzie jakiegoś statku. Jak się pewnie domyślacie, był to Metal Gear Solid 2. Zaintrygowany grą chciałem poznać bliżej oryginał i kontynuację.

I tu występuje bardzo ważny szczegół, powód dla którego pewnie nie gloryfikuje jedynki, o czym później powiem; zdawałem sobie sprawę, że Metal Gear Solid to opowieść składająca się z serii gier, że to co najmniej trylogia, którą trzeba traktować jako jedno (było już słychać wtedy pogłoski o 3 części), że to wspólna ciągła historia. Wiedziałem, że jak tylko zakończę jedynkę, będzie na mnie czekać dwójka.

 

No, ale dalej. Tak się złożyło, że nie zagrałem w oryginał przez dość długi okres czasu, i dopiero kilka miesięcy temu, kiedy w moje łapska trafiła długo wyczekiwana PS3, od razu wypożyczyłem MGS1, zamknąłem się na noc w pokoju i grałem.

Nie, grałem to za małe słowo.

<b>Ja to przeżywałem.</b> Dokładnie tak jak większość z was. I nie prawda, że grafika odrzuca. (Może przez dwie pierwsze plansze.) Człowiek szybko przestaje zwracać na nią uwagę. Gra dawała naprawdę niezłego kopa, miała klimat. Pojedynki z Gray Foxem, Psycho Mantisem dawały po ryju, a scena śmierci Sniper Wolf poważnie mnie wzruszyła. (Bo sama walka niestety nie była już tak rewelacyjna; Nikita, ukrycie za skarpą i wychodzisz z walki bez zadraśnięcia). Strasznie wymagający pojedynek z Ravenem, i mój osobisty koszmar: Metal Gear Rex z swoją dwu ? etapową walką. A o sławetnych torturach nie ma nawet co wspominać. Ale co może was zaskoczyć, moim ulubionym pojedynkiem jest duel z Liquidem. Nie wspominam o scenariuszu, bo każdy wie jaki jest. Ogólnie, gra na 10-.

 

Niestety, MGS nie zasłużył sobie na miano najlepszej gry w którą grałem (nie pobił ?Najdłuższej podróży?, ale był blisko). Przede wszystkim, był strasznie krótki (12 godzin na normal) a i jeszcze wtedy denerwowały mnie te różne nawiązania do kontrolerów, które psuły troszkę klimacik.

 

W drugiej części pokładałem duże nadzieję i muszę powiedzieć, że? nie zawiodłem się aż tak bardzo. Raiden odrzucał od siebie, fakt, ale wiedziałem że Kojima ma jakiegoś Asa w rękawie. No i miał. Końcówka w Arsenal Gear jest naprawdę porywająca i nie daje wysiedzieć na miejscu, miecz sprawuje się bardzo dobrze, walka z Rayami to to, na co liczyłem najbardziej. Było świetnie. A finalna walka? Cóż? jeśli chodzi o gameplay, to była iście świetna. Gorzej trochę z emocjami, nie wciągnęła mnie aż tak szalenie, jak Snake vs. Liquid. Długie filmik, niespodziewane zwroty akcji są u mnie jak najbardziej na plus. Gra, ze swoją świetną muzyką i dłuższym czasem przejścia, zarobiła u mnie na 10 z dwoma -. (Zapomniałem dodać, że Vamp mi się strasznie podobał.)

 

Część trzecia, jak do wczoraj uważana przeze mnie za najlepszą, z początku nie wydawała się strasznie super. Owszem, kamuflaż, opatrywanie ran i CQC były świetne, ale? to nie był klimat MGS. Dopiero po walce z Ocelotem, zrozumiałem że ten MGS a swój własny, niepowtarzalny klimacik. Nie będę się rozwodził nad Cobra Unit, powiem tylko, że The End nadal jest w ścisłej czołówce moich ulubionych Bossów. Walka z Shagehodem to jeden wielki miód i potęga grywalności. A ostateczny pojedynek, a raczej to co się dzieje z człowiekiem na końcu, gdy musi nacisnąć spust, jest nie do opisania. Wersja Subsistance zarobiła u mnie pełne 10.

 

No i tak, dochodzimy do części czwartej, najważniejszej. Oj, byłem do niej nastawiony sceptycznie, szczególnie, że Grigori mnie nastraszył o niespójności i ?nie trzymaniu formy?. Wczoraj, po 25 (!) godzinach, zakończyła się najwspanialsza historia w której mogłem brać udział, zakończył się najwspanialszy film który mogłem oglądać, zakończyła się najlepsza gra w jaką mogłem grać. Tak, teraz wiesz już, jakie jest moje stanowisko wobec MGS4; więc jeśli cie biorą wymioty, nie czytaj dalej.

Ja tymczasem, postaram się uargumentować moje stanowisko.

 

Zacznijmy od tego, czym jest MGS4? Grą? Nie, na pewno nie. A przynajmniej nie jest grą w obecnym słowa tego znaczeniu. Jego konwencja jest o wiele bardziej skomplikowana. I nie chodzi tu tylko o półtoragodzinne filmy.

 

Metal Gear Solid 4 to gra wideo, film i historia.

 

<b>GRA</b>

 

MGS4 jest grą z oczywistych względów, to my jesteśmy odpowiedzialni za poczynania naszego bohatera na ekranie, ale? tylko przez około 60-65% procent gry. Podczas pozostałego czasu, jesteśmy tylko widzami opowiadanej historii. Ale o niej za chwilę.

 

A więc? Jak się sprawuje MGS, jako gra? Na początku, możemy czuć się troszeczkę zagubieni, całkiem nowe środowisko działania (Wojna!), inne sterowanie i brak systemy Solidare, sprawiają że gra z początku wydaje się bardzo trudna. (Szczególnie, że zacząłem od razu na poziomie Big Boss Hard)

Ale wystarczy tylko chwila czasu, by się przyzwyczaić. Po za tym, trzeba zauważyć, że gra stała się o wiele szybsza; więcej strzelania, więcej biegania, więcej paniki. Ja w większości wypadków, nie starałem się rzucać ale "Rambo?, ale w razie potrzeby, chętnie ciągnąłem za spust. Strzelanina jest w nowym MGS przednia, świetnie spisuje się kamera za ramienia, a na większe odległości widok FPP też daje popalić wrogom. Do tego, emocje podbija bardzo mała ilość życia Snake i dość duży realizm. (Otoczony przez trzech lub czterech żołnierzy, na bliskiej odległości, nie ma praktycznie szans na przeżycie)

Co cieszy, to fakt, że gra na Jana nie jest wcale łatwa. Jeśli chodzi o kustomizacje broni, to na początku nie widziałem w tym większego potencjału. No, do momenty, kiedy ulepszyłem M4 i ze zwyczajnej pukawki, stał się pogromcą Gekko. MGS to jednak mimo wszystko skradanka i to ten element jest tu najważniejszy. Jak to z nim jest?

 

W grze "po cichu", pomaga nam system Octocomo, który jest? rewelacyjny! Właściwie, przez całą grę nie wchodziłem do menu kamuflażu (no chyba, że chciałem zdjąć maskę) tylko przylegałem do jakiejś powierzchni i zmieniałem kolor kombinezonu. Nie dość, że wiele razy ratuje nam to skórę, (Idą ku nam F.R.O.G.S, a my się chowamy w trawie, i załączmy kamuflaż. Te uczucie, gdy niczego nie świadome nas mijają o metr, coś pięknego...) to i jeszcze świetnie wygląda. I nie nudzi się do końca przygody.

MK II to kolejny wynalazek, który będzie nam pomocny wielokrotnie podczas przygody. Mały, zwinny robocik, pomoże nam rozeznać się w sytuacji, a w razie potrzeby znokautuje przeciwnika i zabierze mu jego broń. Jego kamuflaż stealth pomaga, a zachowanie to już w ogóle ma odlotowe; komicznie przewraca się podczas zbyt dużych obrotów, przyjmuje pozę ?karate?, przed atakiem, skaczę po schodach jak teletubiś... wszystko wywołuje uśmiech na twarzy.

Gekko, na początku nie robiły na mnie większego wrażenia. Wystarczył jeden celny strzał z pocisku ziemia ? ziemia by położyć ?krówsko?. Jednak później, kiedy szybciej nas zauważały, walki z nimi zrobiły się o wiele bardziej wymagające, szczególnie że nieskuteczne są pociski z bazuk. Dobrze jednak, że gekko nie są przesadnie inteligentne i Octocamo jest wobec nich bardzo skuteczne.

 

Wielką perełką są etapy pościgowe, choć przoduje oczywiście ucieczka w Pradze. Przewyższa on nawet ten z MGS3, co jest nie lada wyczynem. Filmowe kadry, okrzyki Evy na której godzinie są przeciwnicy, slow ? motion w najbardziej niesamowitych sytuacjach? Miód, miód i jeszcze raz miód.

Ale większość z was, pewnie uważa tak jak ja, że MGS, to przede wszystkim walki z Bossami. Co z nimi?

 

Już pierwszy pojedynek z Octupusem, zmiata większość poprzednich (z MGS3 broni się jeszcze The End). Walka jest bardzo wymagająca i oryginalna. Bo o ile bestia kamufluje się jako "duże MK II" czy Naomi, to wiadomo w co strzelać, ale kiedy stosuje już tricki z drugim manekinem, dodatkowym sprzętem laboratoryjnym, czy jest tuż przed obrazem damy, to dość trudno się skapnąć co, gdzie i kiedy. Do tego często zwija się w śmiertelną kulkę, przed którą do tej pory czuję straszny lęk. A kiedy kostium opada?

Nie mogłem jej skrzywdzić, nie umiałem. Choć napisze o tym więcej w punkcie trzecim, to każdą bestię uśpiłem. Nie mogłem patrzyć im w oczy, w oczy tych biednych, skrzywdzonych, wywołujących litość istot, tak dotkliwie oszpeconych przez zło wojny.

 

Dalej jest Raven. Kolejny, bardzo długi i trudny pojedynek. Emocje są przeogromne, szczególnie kiedy zbliża się nalot rakietowy a ty w ostatniej chwili wskakujesz do środka wieży. Trzeba naprawdę wczuć się w sytuację, by wyczuć w których momentach wparować na balkon i zacząć ostrzał.

 

Crying Wolf to jedyna walka, którą przeszedłem za pierwszym razem. Ale, w zamian za to, była ona dość długa. Trudno było głównie dlatego, że Wilczycy towarzyszyły F.R.O.G.S., które skutecznie utrudniały skupienie się i precyzyjną walkę.

 

Vamp to rodzyn. Z jednej strony bardzo się cieszę, że mogę mu skopać dupę, Snake?m a i walka z nim jest ciężka i efektowna, ale gdy dowiemy się o co chodzi, staję się bardzo krótka i łatwa. Najsłabszy pojedynek z czwórki, który i tak zdmuch.uje wszystkie z MGS2.

 

No i doszliśmy do czegoś, co było marzeniem niejednego fana. Było i moim marzeniem. W końcu, pokierowaliśmy Metal Gearem Rexem! I do tego, kopiemy dupę temu pingwinowi, Reyowi. Ta walka to nie tylko ogromny przejaw grywalności, jaką przejawia MGS4, ale też prawdziwy pokaz możliwości PS3. Ziemia drży pod ?naszymi stopami?, budynki się walą, rakiety świecą i piszczą w powietrzu, a dwa olbrzymie roboty walczą za pomocą mas swojego ciała, rakiet i promieni laserowych. Po prostu, spełnienie chłopcieńczych marzeń!

 

Mantis to walka, w której najdłużej nie wiedziałem co robić, i którą chyba najwięcej razy powtarzałem. Jest mniej schizowa od pojedynku z oryginalnym Mantisem z MGS, to fakt. Ale ma swój niepowtarzalny klimat i mechanikę. I jest bardzo, ale to bardzo trudna.

 

Finalny duel to coś tak niesamowitego, że aż trudno to opisać. Najazdy kamery za uderzeniem, sekwencje ciosów, wykorzystanie oryginalnego sterowania podczas animacji specjalnych ciosów (Podczas gdy Liquid chce na nas się położyć, obracamy się tak samo jak w normalnej grze, z pleców na brzuch)? Coś niesamowitego. Do tego trzy sekwencje walki, każda trudniejsza od drugiej i te ostatnie sceny?

 

Obecnie, nie ma dla mnie gry na PS3, w którą bardziej wolałbym grać pod względem gameplayu.

 

A teraz o wadach. Co sądzić o braku pasku staminy? Konstrukcja gry, czyli podzielenie jej na ok. pięciogodzinne misje, czyni bezsensownym takie rozwiązanie. No bo jak? Najlepszy żołnierz wszech czasów miałby zgłodnieć przez 5 godzin? O ile w Snake Eaterze to się sprawdziło (bo tam chodziło o ?przetrwanie?) to tutaj nie ma racji bytu. Z kolei nad brakiem ?Cure? można się już zastanowić. Jedyne wytłumaczeniem, jakie znajduję dla twórców to to, że gra jest za szybka na ciągłe leczenie uszkodzeń ciała. Trzeba też pamiętać, że Snake nosi kombinezon, który nie tylko kamufluje, ale też ogranicza obrażenia. Jest za to jedna mała wada, która nie ulega wątpliwości. Szybkość celownika podczas przymierzania, zdecydowanie za wolno. I tyle.

 

<b>FILM</b>

 

MGS4 jest filmem. Filmem z najwyżej półki. Filmem, którego się nie zapomina. Prawie połowa czasu gry, to w większości liczone na siniku i chyba dwa renderowane filmy. (Ja i tak nie widziałem zbytniej różnicy pomiędzy nimi.) Filmy są rewelacyjne i najlepsze ze wszystkich MGS - ów. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości; ujęcia ?kamer?, stylistyka, przebieg akcji, muzyka? Takiego czegoś nie było jeszcze w żadnej grze komputerowej. Potęga filmów jest niesamowita.

 

Scena na zakończenie aktu III(Praga), bitwa Missouri z GW, śmierć Naomi, Vampa, walki Raidena, Briefing przed aktem III? Wszystko zasługuje na wielkie brawa i niesamowite uznanie. Od filmowych scen w MGS bije patosem i potęgą. Dokładnie tak, jak ma być. Wykonanie postaci jest niesamowite, ich mimika lepsza niż w "Heavenle Sword", emocje, które wyrażają, wzruszają; ich zachowania czasami śmieszą, czasami wzbudzają przyjacielski uśmiech. W pewnym momencie człowiek zaczyna wierzyć, że ci ludzie tam są, że można ich dotknąć, czy uszczypnąć w tyłek.

 

Voice Acting to kolejny genialny aspekt tej gry, David Heyter naprawdę się przyłożył i urealnił do granic możliwości starego Snake. Słychać, że aktorzy naprawdę przyłożyli się do projektu, że wczuli się w swoje postacie, że dali im osobowość. Ogromne brawa dla wszystkich.

 

Muzyka? ?Love Theme? to klasa sama dla siebie, ale dobrze, że znalazło się miejsce dla ?Metal Gear Solid Saga?. Z kolei ?Here?s to you? to najlepsza pieśń jaka towarzyszyła nam w napisach końcowych ever. Jeśli chodzi o muzykę w aktach, to ogromne wrażenie robi ta w Shadows Moses. Motywy regionalne połączone z nowoczesnym brzmieniem, wbijają nas w ziemię. Nie wiele mniejsze wrażenie robią nuty podczas alarmów w innych lokacjach.

 

<b>Historia</b>

 

MGS4 to historia. Przede wszystkim. Historia która porywa cię, doprowadza do łez, śmiechu, przemyśleń. Naprawdę, nie spotkałem się jeszcze z czymś takim.

Jeszcze w żadnej grze, filmie nie przejmowałem się tak losem bohaterów. Jeszcze żadna, nie dała mi takiego kopa, by nie móc zasnąć w nocy.

 

Śmierć Naomi i jej więź z Otaconem, doprowadziła mnie do łez, również dlatego, że przypomniała jego losy z Sniper Wolf.

 

Słowa Vampa: ?I can Die?? wyryły mi się w pamięci i utrwaliły tą niedocenioną przez wszystkich postać.

 

Raiden i jego syn; Rose: to wątek kończący się Happy Endem, porządnym Happy Endem, po którym człowiekowi robi się lżej na sercu.

 

Rytuał związany z pokonaniem każdej bestii, to coś naprawdę magicznego. Każda z nich chce się przytulić, znaleźć pocieszenie w ramionach Snake. A kiedy uda się im powalić nas na ziemię, całują nas i znajdują uciszenie. Nie mogłem żadnej skrzywdzić, każdą życzliwie usypiałem. I każdej dałem się choć raz przytulić.

 

Drebin, z początku postać niby mało oryginalna, wyluzowany murzyn ot, jakich wiele. Dopiero po czasie dostrzegamy w nim prawdziwego faceta, godnego miana, bycia przyjacielem Snake.

 

Meryl ? z której wyrosła świetna babka; a i jej ślub napawa człowieka optymizmem, Takim prawdziwym, porządnym optymizmem; optymizmem, że jutro będzie dobrze.

 

I wiele, wiele innych wątków.

 

Genialny jest scenariusz głównej osi fabularnej. Pięknie, że jak zwykle, Hideo wodzi nas za nos, gubimy się w toku własnych przypuszczeń, i gdy już wydaję się nam, że wszystko wiemy, daje nam strzał w twarz.

Jak zwykle, wisienką na torcie jest ostatnie kilka godzin gry, które biją na głowę wszystko i wszystkich.

 

Bowiem, nie zapomina się marszu Snake?a przez tunel mikrofal, nie zapomina się jego pełzania, nie zapomina się tego bólu w ręce. Waliłem w trójkąt jak szalony, waliłem jak opętany, i Snake za pierwszym razem wszedł do GW. A nad nim toczyła się bitwa, bitwa której nie można zapomnieć.

A Sunny smażyła jajka.

 

Nie zapomina się arcytrudnej, 3-etapowej walki z Liquidem i tych ostatnich chwil, gdy razem ze Snakem, zmęczeni, walimy R1 i dobijamy przeciwnika. Tego się nie zapomina. Tego się nie da zapomnieć. I nie zapomina się słów, już Ocelota:

 

?You are good?

 

Historia Patriotów, walki o ideały i ich upadku, porusza człowieka. Do głębi serca. Ale też uczy o wielkości jednostki. Bo jak z jednego człowieka wyrośli patrioci, tak i przez jednego zostali usunięci z gry. Śmierć Zero i ostatnie chwile Big Bossa u progu The Boss. Nie do opisania. Nie do zapomnienia.

 

 

 

 

 

Więc czym jest Metal Gear Solid 4? Nie jest grą, nie jest też filmem.

 

Jest <b>przeżyciem.</b> Przeżyciem, którego trzeba doświadczyć. Nie każdemu się podoba. Nie każdy lubi, oglądać kilku godzin filmów, zamiast przyjemnie eksterminować przeciwników. Proszę bardzo, niech gra w Uncharted.

A MGS jest jaki jest. Bo taki być musi, bo inny być nie może.

 

MGS4 ma jeszcze oprócz tego wszystkiego jedną, wielką, kolosalną wadą. Po nim każda inna gra wydaje się być głupkowata. Nawet w Obliviona nie chce mi się już grać.

 

 

 

Kiedy wyłączyłem konsolę, leżałem przez kilka godzin i patrzyłem w sufit. Doznałem uczucia, którego brakowało mi od zakończenia Trylogi Tolkiena i Sagi Wiedżmina Sapkowskiego. Coś we mnie pękło. Coś się zmieniło. Oto, na moich oczach, zakończona została największa saga w dziejach gier komputerowych.

Bo nie będzie już więcej Metal Gearów ze Snakem.

 

Nie będzie.

Opublikowano (edytowane)

Sebas Ty psycholu ;p.

 

Przez Ciebie o mało nie padłem na atak głupawki. Serio myślałem, że już się nie przestane śmiać. Teraz troszkę ochłonąłem hehe. Ale nadal mam oczy załzawione....

 

Blue od razu zaznaczam no offence. Ja po prostu nie czytałem tego nigdy, prędzej. Choć coś mi miga w głowie jakiś flashback, że skrawki czytałem. No nie ważne.

 

Btw hehehehehe Blue, uznam, że musiałeś być tak spalony, że nie wiedziałeś co piszesz. (white widow?) ;p.

Dobra, dobra już kończę hehehehe.

 

"Już pierwszy pojedynek z Octupusem, zmiata większość poprzednich (z MGS3 broni się jeszcze The End)."

 

Hehehehe, po co ja to czytałem ;p;p;p

Edytowane przez SłupekPL
Gość Mr. Blue
Opublikowano

Przepraszam po raz trzeci. Jak znam życie nie po raz ostatni... :confused:

Ja, ja... po prostu nie umiem się wytłumaczyć. Cholerny Kojima musiał umieścić na płycie jakieś rodniki grzybów, które musiały mi zmienić pracę mózgu. Ale jak napisał Grigori, gdybym pisał tą, pożal się boże, recenzje po 3 miesiącach to by już było co innego.

 

Pocieszam się, że recenzent IGN chciał dać grze 11 na 10. Ciekawe jak on się teraz czuje.

  • Plusik 1
Opublikowano

avatar adekwatny do sytuacji ;]

 

btw. tez tak mialem po przejsciu mgs... tzn. skonczylem kolo 2 w nocy byly "oh, ah! wow!" i łzy w oczach od momentu dodtarcia do shadow moses [ale to raczej z sentymentu do pierwszego mgs :>]

 

no i pamietam, ze mnie wtedy Komodo nakrecil :/

 

nieważne; gdy wstałem rano i trzeźwo ogarnialem, to w co gralem - jako calokształt - to mysli były zgoła inne; typu "co to kurwa jest?!'

 

pierwsze wrażenie: gra mocarz... ale gdy przypomnimy sobie wszelkie watki z mgs2 i powiazania fabularne z innych czesci... ehhh szkoda pisac.

napisze tylko, ze mgs2 był genialna baza do stworzenia kontynuacji... po prostu trzeba bylo olac nanomaszyny cieplym moczem i ciagnac dalej zalozenia chronologicznego poprzednika.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano (edytowane)

Przepraszam po raz trzeci. Jak znam życie nie po raz ostatni... :confused:

Ja, ja... po prostu nie umiem się wytłumaczyć. Cholerny Kojima musiał umieścić na płycie jakieś rodniki grzybów, które musiały mi zmienić pracę mózgu. Ale jak napisał Grigori, gdybym pisał tą, pożal się boże, recenzje po 3 miesiącach to by już było co innego.

 

Pocieszam się, że recenzent IGN chciał dać grze 11 na 10. Ciekawe jak on się teraz czuje.

 

Jak dla mnie to wygląda na konformizm, bo teraz każdy, komu podobał się MGS4 jest debilem, psycholem, albo po prostu Amerykaninem.

 

No dobra, spróbuję być trendi.

 

Dopiero niedawno skończyłem MGS4, wcześniej nie miałem PS3, ani nawet okazji. Ale to było (pipi) :(. Ten kodżima to jakiś debil jest po prostu :(

 

Już mam przyjaciół?

Edytowane przez Solidny (pan)
Opublikowano

Oszczędź sobie ironii i powiedz co sądzisz o tej grze. Postaramy się to uszanować. (i damy pół roku na ochłonięcie i przyznanie nam racji ;P )

 

SPOILERY - żeby nie było

 

Wybacz, jestem do tyłu, jak już wspomniałem. Konkretnie to wciąż jestem pod wrażeniem zakończenia MGS4 (ukończonego raz samemu, drugi raz obserwując niemal każdy krok kolegi, który też jest fanem serii i musiał mnie nieszczęśnik odwiedzać, żeby MGS4 zaliczyć), chociaż nie zachwycałem się tak jak np. Mr Blue.

 

Od premiery obserwowałem najpierw kwieciste recenzje Gamespotu, IGN czy PSX Extreme, a później fragmenty debat o tym, czy przypadkiem nam ktoś crapa nie wcisnął, ale raczej unikałem for i chociażby Zanzibaru, każde zerknięcie kończyło się wrednym jak pinezka na krześle spoilerem (na dzień dobry info o ostatnim cygarze Big Bossa). Tak czy siak, widziałem jak co mniej wygadani albo wyrażali wrażenia symbolicznymi "zajebiste", albo "kurwa ale to nudne", a starsi fani smętnie piszą o tym, że to nie to samo co kiedyś. Wiedziałem już, że jeśli mam się nie zawieść, muszę się zdystansować.

 

Mimo wszystko chciałem, żeby MGS4 był pierwszą grą jaką ukończę na PS3. Za długo czekałem i zbyt wiele razy ukończyłem poprzednie części, żeby był mi obojętny. W sumie mogę opisać jak mi się podobały kolejne akty, co mi szkodzi..

 

Na początek oczywiście menu główne, które wprowadza na start w depresyjny nastrój. Takie dramatyczne zaznaczenie, że wszystko co zrobi Snake i tak prowadzi do grobu. Potem po new game ten dziwny program o ośmiornicach (nie wiedziałem, że można zmieniać kanały), abstrakcyjne nawiązanie do Snake'a i Octocamo, choć... dziwne. Przypomniała mi się scena z Simpsonów, kiedy Homer zamówił reklamę Mr Plow i dostał jakieś dziwne, artystyczne coś. Ciekawe czy Kojima czuł się podobnie jak Homer, kiedy zobaczył zamówione filmy:

- Panie Kojima, czy to co właśnie widziałem to intro do MGS4?

- Nie wiem...

No i ta reklama OH... hmm, ładne.

 

Liquid Sun

Nie ma tu prawie nic do pisania, większość była w trailerach, oglądałem gameplay'e, w dodatku grałem kilka dni wcześniej w demo. Jest przyjemnie, choć rozmowy z Meryl i Drebinem wydawały się przydługie. Wprowadzenie, które wszyscy znali od podszewki, jeszcze zanim zagrali. Ogólnie zabawa spoko, podobnie jak początek MGS3, stopniowe ogrywanie się w różnych sytuacjach. Czuć coś z tego wojennego klimatu.

 

Solid Sun

No, tu się zaczęło dziać coś nowego. Na dobry start podsumowano zakończenie MGS2 krótkim one-linerem Sanke'a :). Rozgrywka dość różnorodna, najpierw trochę skradania, leśna partyzantka (wiem, podobnie jak w I akcie, ale jednak mniej sztampowo, mamy kochane łono natury i ogólne nawiązanie do MGS3, hura!), dalej moim zdaniem świetna zabawa w tropienie, ciekawa walka z Octopus (a właśnie, grałem na hardzie, wtedy jest zabawa), mało wymagający pościg i krótka, choć emocjonująca przeprawa przez bazar pełen Gekko. O znanym z trailerów efekciarskim pojedynku już nie wspominam. Gdzieś w trakcie tego aktu wypalił mi się na twarzy uśmiech, innymi słowy wkręciłem się na dobre :).

Nie rozumiałem dlaczego Naomi się popłakała na widok Snake'a, najwyraźniej nigdy nie widziała starca bez koszulki. I tak mimo wszystko Snake wyglądał lepiej niż niektórzy moim znajomi. No i denerwują mnie sceny w stylu Rambo III, w których z 50 metrów do Snake'a pruje grupka żołnierzy, a on ma czas jeszcze się oglądać za odlatującym helikopterem.

 

Third Sun

W poprzednim akcie od połowy robiło się nietypowo (tropienie), ale tutaj coś zupełnie nowego. Snake w cywilu, w środku europejskiego miasta...

W zasadzie przypominało mi Paryż (tak nawiązuję do tego, że Grigori napisał, iż na Pragę mimo wszystko to nie wygląda, ja akurat nie wiem).

Tak czy siak, zabawa w śledzenie była dość prosta (poza paroma miejscami), wystarczyło być o jedną skrytkę za celem i usypiać każdego, kto jest zbyt blisko. Jak na tak dużą lokację, strasznie mało gry, zmarnowany potencjał. Najwięcej nerwów i czasu straciłem w ostatnim fragmencie, zaraz przed spotkaniem z EVE. Dobra zabawa, ale to raczej odskocznia - na szczęście odpowiednio krótka. Pościg dużo lepszy od poprzedniego, walka z bossem była dla mnie hardkorowa, ale satysfakcjonująca (miałem jednego rationa i przypominam, że grałem na hard, chyba 1.5h się męczyłem), a scena z przejęciem SOP sprawiła, że prawie zapomniałem o konieczności oddychania. W ogóle dość dołujący rozdział, na początku Meryl wypomina Snake'owi zgrzybiałość, potem te ochłapy "Big Bossa" i to jak je potraktowano, pełnia władzy w rękach Liquida, umierająca EVE i oszpecony Snake... Oczywiście ktoś musiał nam "poprawić nastrój" i oczywiście musiał to być Johnny... A EVE po prostu musiała znowu wpaść na jakiś drągal. Aż dziwne, że nie parsknęła śmiechem. Właśnie tego typu deja vu były też irytujące, choć na szczęście nie wszystkie. Pomijając te drobne detale, na tym etapie byłem już w grze zakochany.

 

Twin Suns

Po prostu magia :). Najpierw ni z gruchy ni z pietruchy gramy w starego MGS'a, co wywołuje uśmiech zdziwienia, a potem wracamy na stare śmiecie w rytm The Best Is Yet To Come (jeden z moich ulubionych utworów w ogóle). Odkrywanie nowych ścieżek w Shadow Moses i odkurzanie starych było niezłą frajdą, ale fakt, że nie było tam żywych strażników, tylko te mnożące się jak króliki robociki oraz Gekko, nadawał specyficzny klimat, powiedziałbym wręcz, że horroru sci-fi. Czułem się, jakbym zwiedzał tajną bazę Skynetu :). Akurat te deja vu , jak na przykład "zmiana płyty" to mi się podobały :). Walka z Vampem - wiadomo, strzelanie aż do załapania o co chodzi. Raczej zagadka niż walka. Akcja z railgunem, Gekko, Raidenem i Vampem - jak dla mnie mistrz.

Śmierć Vampa i Naomi... nie pamiętam... żeby jakaś tego typu scena w całej serii tak mnie zażenowała. Całą sytuację ratował Enclosure i Hal, którego było mi żal, ale w Naomi to już bardziej wylane mieć nie mogłem.

Walka metal gearów całkiem przyjemna i tyle. Podobnie jak poprzedzający ją pościg. Oczywiście kolejne przypadkowe deja vu z ninją tracącym rękę i ratującym Snake'a. Nie mógł, po prostu nie mógł zabrać Snake'a pod pachę i zwiać, bo zwyczajnie MUSIAŁ rzucić się pod statek. Żeby tradycji stało się zadość. A, i denerwował mnie Liquid Ocelot, który po walce metal gearów uciekał przed Snake'iem i śmiał się wytykając go palcem - przypomina się podstawówka i zabawa w berka (czytaj: to źle :P).

 

Jednak jak pięknie zauważył mój kolega, na Shadow Moses nie pojawiła się żywa dusza. Gnijący Snake, Mk3, Raiden (cyborg) oraz Vamp i Naomi - parka żywych trupów. No dobra, był jeszcze Liquid Ocelot, ale jak wiemy, Ocelot tylko udawał, nie był sobą, tylko imitacją ducha Liquida - czyli jakby żaden z nich naprawdę nie żył. Nawet to Outer Haven i ta już trochę przesadzona Mt. Snakemore - to po prostu pomniki przeszłości, duchy. To wszystko stworzyło szczególny nastrój na Shadow Moses. Chociaż generalnie finał imo słabszy niż w Akcie 3, to jednak całość nadrabia.

 

No tak, kompletnie zapomniałem o bossie. Walka snajperska - całkiem niezła. Nie pomyślałem o chowaniu się pod ciężarówką, więc namęczyłem się trochę. To tyle...

 

Old Sun

Hmm... niewiele tu grania. Na początek odprawa: wyglądała jak w Nowej Nadziei, a Snake nie omieszkał przywołać skojarzenia z Gwiazdą Śmierci; Johnny to jak zwykle debil, teraz chyba w najgorszej postaci (jak się szybko okazało, zawsze może być gorzej). Z tego co pamiętam, jest wejście na pokład, wyminięcie FROGS i Gekko, potem ciekawa walka z Matnis. Noooo, tutaj też hard dał mi w kość. Nakombinowałem się i zginąłem nie-wiadomo-ile razy zanim w ogóle poczyniłem jakiś progres w walce. Zrozumienie, jak się okazało, było jedną czwartą sukcesu :). Trzeba jeszcze było przeżyć do końca z jednym rationem (czy dwoma). Najciekawsza walka, ale za drugim razem to już raczej będzie rutyna ;/. Potem co mamy? Dla odmiany wpada Johnny i na chwilę zeruje klimat dając nam razem z Meryl wierną kopię "Mr & Mrs Smith". Schowałem twarz za dłoniami, wstydziłem się pokazywać, chociaż byłem sam w pokoju x_x.

No i wreszcie słynny tunel mikrofal. Słyszałem o nim wcześniej, na gamespot dostał wyróżnienie, jako najbardziej zapadający w pamięć moment w grach roku 2008. Nie znałem szczegółów. Na początku pomyślałem "to jest TEN MOMENT!". Po chwili zawód, że to tylko chód i "scenka u góry". Po kolejnej chwili miałem już prawie łzy w oczach, kiedy Snake resztą sił doczołgiwał się do końca. Świetna sprawa z tym mashowaniem - niby głupie i banalne, ale w naprawdę niewielu grach tak bardzo czułem postać. Właśnie w tej scenie najbardziej się wzruszyłem. Ta otoczka, desperacka walka i niesamowita determinacja Snake'a (oraz mojego kciuka). Naprawdę mnie uderzyło. Może i to nie będzie to samo za 4 razem, ale wiadomo - jestem względnie na świeżo (tak 1.5 miesiąca).

To co się dzieje potem.. hmm... przeskoczę do finałowej walki. Tak, należę do tych, co się rozpływają nad nią. Rewelacyjna podróż w przeszłość w pięknym filmowym stylu. Podsumowanie pojedynku: WŁAŚNIE TAK MIAŁO TO WYGLĄDAĆ. Tak przynajmniej czułem - i jest to przyjemne.

 

Naked Sin

Ślub... tym razem Johnny nie zdążył mnie zdenerwować. Sunny "na wolności"... Raiden znowu w gronie rodzinnym... Całościowo raczej kojące outro, w stylu Powrotu Króla. Tylko jedno tu nie pasuje...

Kiedy Otacon sugerował Sunny, że Snake już nie wróci, w dodatku po tym, kiedy słyszeliśmy już strzał... naprawdę wydało mi się to smutne, ale takie nostalgicznie przyjemne. Happy end, ale kroplą goryczy. Tak powinno być...

 

Naked Son

... ale tak nie było. Kiedy zobaczyłem Big Bossa, byłem przekonany, ze to jakiś sen, dla symboliki. No cóż O_o. Tu mieliśmy podsumowanie scenariusza całej serii, zamknięcie koła, wyzerowanie. Przydługa, ale sympatyczna rozmowa. Zakończenie podstawowego, historycznego konfliktu serii. Wszystko się zatoczyło, legendarni wrogowie... przytulili się :). Myślę, że... to jest to. Bo dzięki tej scenie naprawdę poczułem, że to koniec. Dodając oczywiście ostatni dialog z Otaconem.

 

 

 

No to żeby zgnębić tych, którym chciało się czytać, podsumowanie:

 

Gameplay - moim zdaniem bardzo dobrze, jest co robić, jest w co się bawić, nie mam przy tym (szczególnych) problemów z kontrolą. Trzeba jednak przyznać, że to tylko połowa gry, ale imo nie pokpiona.

A/V - jak dla mnie pierwsza klasa, tylko te instalacje to jakiś okrutny żart. Nie, nie denerwuje mnie to, że w ogóle są (bo to okazja żeby odpocząć chwilę), ale to, że są konieczne ZA KAŻDYM RAZEM!!! O_O

Bossowie - naprawdę podoba mi się pomysł i realizacja, ale nadaje się na jedną lub dwie postacie, a nie cały oddział. Jak dla mnie to mogło być coś więcej niż cztery takie same pomysły. Trochę na łatwiznę. A walki trochę jak w Girsach ;/.

Fabuła - dość specyficzna, ze względu na charakter produkcji (komercha, finał sagi) oraz inny styl prowadzenia historii - zmiany w miejscu i czasie, czyli mniej jednorodnie. Jej, to trudny temat... Wywalono wątki fantasy (Vamp już nie łapie cienia :)), większość to tak naprawdę powroty i nawiązania. Wszystko splatają nanomaszyny. Wszelkie zmiany i nagięcia uniwersum faktycznie z każdym aktem stają się coraz bardziej groteskowe, ale jeśli spojrzeć na to z innej perspektywy, to wszystko układa się w zgrabną całość, a historia zatacza eleganckie koło. W poezji, czy nawet Biblii, też zdarzają się pewne nieścisłości, ale wydaje mi się, że nie o to w nich chodzi. Po prostu wydaje mi się, że lepiej jest tą całą opowieść odbierać jako metaforyczny poemat niż podręcznik historii świata do jakiegoś systemu rpg. Wtedy to zaczyna mieć jakiś sens.

 

Podobało mi się. Wiem, niebezpieczne wyznanie w tym środowisku :D. Może to się zmieni kiedy oswoję się z grą, ale szczerze mówiąc nie chciałbym tego, tak jak nie chciałem kończyć dzieciństwa :). To strasznie smutne dostrzegać, że coś, co kiedyś zachwycało, dzisiaj tylko brzydzi. Ocen cyferkowych nie wystawiam, za dużo tu sentymentu i emocji, po prostu subiektywizmu.

 

 

PS. Gorsza od wizji kłótni jest tylko wizja zignorowania tego posta :D

Opublikowano

po co stresciles cala gre? wstaw to przynajmniej do spoilera.

 

za 2 tygodnie ci przejdzie ;] widac, ze tekst pisany pod wplywem zgubnych emocji... polecam przemyslec sobie powiazania fabularne z poprzednich czesci i na spokojnie przeanalizowac to co podano nam w mgs4.

Opublikowano

po co stresciles cala gre? wstaw to przynajmniej do spoilera.

 

za 2 tygodnie ci przejdzie ;] widac, ze tekst pisany pod wplywem zgubnych emocji... polecam przemyslec sobie powiazania fabularne z poprzednich czesci i na spokojnie przeanalizowac to co podano nam w mgs4.

Było mi łatwiej komentować chronologicznie :)

Opublikowano (edytowane)

Nareszcie!

dorwałem w swoje łapska i ukończyłem!

 

ogólnie to zgadzam się z Solidnym(Panem), ale niestety niekiedy to kojima grubo przesadził.

 

Nie wiem skąd te dyszki i zachwyty. To gra najwyżej na 8+. Niestety, zbyt wiele rzeczy najzwyczajniej drażni (tak fabuła jak i mechanika) by wystawić tej grze max ocene.

Ogólnie nie chce mi sie pisać co było fajne, a co nie, bo i po co. Nie jestem bardzo zawiedziony (hype już minął) ale nie tego oczekiwałem.

Edytowane przez qraq_pk

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...