marjano 161 Opublikowano 26 lipca 2010 Opublikowano 26 lipca 2010 jak zrobisz akapity to moze przeczytam. Cytuj
Mikes 65 Opublikowano 26 lipca 2010 Opublikowano 26 lipca 2010 Chcesz konatruktywną? Ok. Co drugie zdanie moje bo (pipi)e cytowac tyle zdań Wspominam dzieciństwo. Świeżość obrazów jest niesamowita. Jak bym tam był. Widok matki wieszającej pranie. Kochałem gdy wyschły, Wyschły co? Pranie? Pranie WYSCHŁO, wyschły prześcieradła, pilnuj gramatyki i wtulałem się w ich świeżość, czystość. żle to brzmi po prostu Nie należałem do czystych dzieci a jednak to uczucie zapamiętałem najbardziej. Słyszę głos Ojca ? W końcu wstałem z kanapy, i dopiłem drinka. Drugi stał nietknięty. Nie zdążył. Nie zdążył co? Być wypity? Bez sensu Swój przykryłem palemką, co by nie upaskudzić szklanki a co gorsza samego trunku. Smakował wybornie jak na jeden z ostatnich w życiu. Delikatny posmak wyborowej wódki w słodyczy najnowszego dopalacza alkoholu o smaku dojrzewającej czereśni. Co jak co ale potrafiłem robić wyborne drinki. Szkoda, że koleś leżący obok nie miał okazji spróbować. Ostatnia porządna kąpiel! Przede wszystkim zmyłem dokładnie całą krew pozostawioną na skórze. Ogoliłem się moją staro szkolną brzytwą, nie zacinając się ani razu. Drżenie rąk opanowałem do perfekcji. Ap ropo zabiłem wczoraj kupionym, wyspecjalizowanym nożem do patroszenia ryb. Zalecane gatunki to dorszowate, oraz karpiowate. Cóż padło na homo sapiens. Mycie zębów, nitka do czyszczenia. Podaj jeszcze cene i model przesadziłeś z tym opisem, nie jest klimatyczny Dlaczego jej nie użyłem? Zazwyczaj stosuje się ją na początku, i łatwo się z niej oswobodzić odpowiednio naginając krtań. Nie chciałem mieć doczynienia z tym fagasem. Toaleta, odpowiedni początek bardzo wczesnego poranka, a w zasadzie jeszcze nocy bo było po trzeciej. Masło maślane w (pipi) Przebrany, musiałem jeszcze poprzebywać w cuchnącym domu, ponieważ wychodząc o tej porze naraził bym się na podejrzliwych sąsiadów. Mają trzy złe cechy. Po pierwsze słyszą nawet najmniejszy szmer, a moja blokowa winda hałasuje jak odrzutowiec. Porównanie jak z komedii, nie kryminału Po drugie mnie nie lubią, po tym jak nie pożyczyłem wielce wielmożnej hrabinie szklanki cukru. Wielce wielmożnej hrabinie, daj spokoj, gangster morderca by tak mowił? Po prostu go wtedy nie miałem, lecz starsza pani nie mogła przyjąć tego do wiadomości. I płakał? Po trzecie natomiast on jest tak jak ja byłym milicjantem. W dzisiejszych czasach policjant to bardzo pożądany zawód. Kto on? Sąsiad? Znowu bezsensowna struktura Zapewnia szereg udogodnień w sferze prawnej, czy finansowej. Minęły czasy pogardy dla funkcjonariuszy prawa. Dziś każdy z nich jest szanowany, zważywszy na to, że codziennie naprawdę ryzykuje życie w obronie biednych obywateli. Nie bałem się, że zapuka on czy ona. Po niej mógłbym się tego spodziewać, jednak nie o tej karygodnej porze. Karygodnej? bez sensu Cukru miałem kupione kilka kilo na zapas. Na wszelki wypadek. Nie lubiłem bowiem mimo wszystko złych stosunków z ludźmi. źle brzmi Jestem ugodowym i spokojnym człowiekiem. Czekanie w momencie gdy masz bardzo ograniczony czas nie jest zbyt miłe. Mimo, że byłem otumaniony alkoholem to myślałem niezwykle trzeźwo. Zupełnie bez sensu jest to zdanie Telewizja i Internet już dawno mnie znudziły. Po za tym naprawdę nie było co robić w mieszkaniu. Moje domowe życie sprowadzało się do jedzenia, spania czy ewentualnego seksu, nie koniecznie z samym sobą. Książki, gdy istniały jeszcze w tradycyjnej formie często do mnie trafiały. Teraz w erze audiobooków z wizualizacją chłonięcie wizji pisarza straciło sens. Co gorsza ludzie, szczególnie młodzi na to przystali. Następne źle brzmiace zdanie, plaga u ciebie Wykorzystanie wyobraźni spadło do minimum. Jeden z najbardziej tajemniczych procesów naszego mózgu został spłycony do totalnej niszy i zaściankowości. Widać to szczególnie na drogach, gdzie dochodzi do zatrważającej ilości bezmyślnych wypadów. Mogłeś chociaz literowki i przecinki poprawiać Ludzie po prostu nie umieją sobie wizualizować podstawowych manewrów. Ale odłóżmy edukację ludzkości na bok. Tak więc postanowiłem po raz ostatni opuścić mieszkanie, Ludzie nie mają wyobraźni więc opucił mieszkanie. aha. a że schody były w remoncie, winda obudziła by pół bloku, to padło na okno i nie używane od lat wyjście pożarowe. Zupełnie już niepotrzebne swoją drogą. Pożar w nowoczesnych dzielnicach nie zdarzył się od lat ze względu na nowoczesne zabezpieczenia. Czasem śmialiśmy się, że dym jeszcze się nie pojawił a maszyneria już działała. To niezłą mieli beke. Czujniki wyczuwały wszelkie zmiany w materiałach łatwopalnych takich jak siarka, papier czy suche drewno i interweniowały zanim powstał zapłon. Stare wyjście więc okazało się jednak pomocne więc jednak? Znoowu bezsensownie brzmiące zdanie dla mordercy próbującego wyjść niezauważonym ze swojego mieszkania. Problem w tym, że drabinka spadająca w dół przechodził centralnie naprzeciwko okien sąsiedniego, blisko stojącego wieżowca. Chyba nie ma nic dziwnego w tym, że człowiek w środku nocy zamiast spać, wychodzi nerwowo przez okna z mieszkania? żarcik? Dla mnie w tej sytuacji było to normalne, Najpierw piszesz, że nie ma w tym nic dziwnego, a potem jeszcze, że to normalne. Masło maślane. dla mieszkańców wieżowca niekoniecznie. Schodząc nieporadnie, z bądź co bądź jaką funkcję pełni tutaj to bądź co bądź? 5 piętra spoglądałem co jakiś czas w okna budowli naprzeciwko. Nie znałem wielu ludzi cierpiących na bezsenność. Jednak w jednym z okien pojawiła się postać ubrana w biały szlafrok. Zesztywniałem natychmiast. Miałem ciemne ubrania, więc w bezruchu przeczekałem te kilkanaście sekund chowając twarz za zardzewiałą drabinką. Człowiek natomiast palił sobie jak gdyby nigdy nic papierosa. Musiał mięć bardzo poważną wadę wzroku, albo ściślej ujmując nie był zbyt zamożny bo dziś nie ma już ślepców. ścisłe ujęcie ci nie wyszło Implanty skutecznie zastępują nasze organy. Okno zamknęło się, natychmiast ruszyłem dalej, zeskakując tym razem ?na strażaka? zdzierający przy tym boleśnie skórę z dłoni. Wolałem chwilę pocierpieć niż znów narażać się na wzrok ślepca. I hałasowac na blaszaych schodach, yeah. Stanąłem na nogi, nie myślałem jak to miałem w zwyczaju o tym, czy zamknąłem dom, pogasiłem światła. Leżało mi to i powiewało. lol Miasto należało do mnie, nie ważne na ile. Czułem, że z perspektywą niezbyt optymistycznej przyszłości mogę zrobić wszystko. Brak oporów, czarny szarlatan wchodzący niepostrzeżenie do świątyni pełnej białych, wyzwolonych dusz. ??? Chodź synu coś Ci pokaże. Zaprowadził mnie do stare zagajnika, gdzie leżał złapany w sidła jeleń. Makabryczny widok. Miał maksymalnie 10 minut zanim się wykrwawi. Cierpiał okropnie, jego wycie słyszę do dziś. Ojciec kłusownik, okazał mu łaskę i szybkim strzałem dał ukojenie? Retrospektyywa jest fajna ale skoro wprowadzasz dialog, to go zaznacz. Nie mam siły dalej, prawie każde zdanie wymaga poprawy, składnia, gramatyka i często sens. I mogłeś porobić akapity, zaznaczyć jak ktoś coś mówi, poprawić blędy, przecinki, literówki. To jest konstuktywna krytyka? Cytuj
Wiolku 1 592 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 Odpiszę dokładniej jak wrócę do domu. K.ur.wa nie myślcie, że ja robię się na jakiegoś Gombrowicza... po prostu piszę czasem dla funu i wam to pokazuje. Od tego jest ten temat. Cytuj
Figaro 8 274 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 (edytowane) Prawdziwego pasjonata pisarskiego poznasz po tym, że pisze dalej pomimo ciągłej krytyki Edytowane 27 lipca 2010 przez Figaro Cytuj
Mikes 65 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 Odpiszę dokładniej jak wrócę do domu. K.ur.wa nie myślcie, że ja robię się na jakiegoś Gombrowicza... po prostu piszę czasem dla funu i wam to pokazuje. Od tego jest ten temat. No od tego jest, ale jak coś pokazujesz, i potem się skarżysz że nikt ci nie opisał tego konstruktywnie, to nie miej teraz pretensji i nie odwracaj kota ogonem pisząc o gombrowiczu. Nikt tu nikomu nie każe tutaj pokazywać poziomu profesjonalnego pisarza ale jakiś poziom też musi być żeby czytanie tego nie było mordęgą Cytuj
tk___tk 4 795 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 no jak trollingu na forum PE nie wytrzymujesz to co dopiero krytykę redaktora washington post, a jak rozumiem do takiego poziomu pretendujesz Cytuj
Wiolku 1 592 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 Dobra jak obiecałem. Wszystkie zarzuty typu "źle to brzmi, masło maślane, złe zdanie, nie jest klimatyczny" sobie odpuszczam. To kwestia gustu. Np taka Masłowska ma totalnie poryty styl a jakoś się odnalazła. Każda osoba inaczej to odbierze. W końcu wstałem z kanapy, i dopiłem drinka. Drugi stał nietknięty. Nie zdążył. Nie zdążył co? Być wypity? Bez sensu Drugi koleś, nie zdarzył się go nawet napić bo został zakatrupiony. Nie muszę pisać o wszystkim dosłownie. Nie piszę do 5 latków. Trochę swobody językowej geez. -------------------------------------------------------------------------------- Przebrany, musiałem jeszcze po przebywać w cuchnącym domu, ponieważ wychodząc o tej porze naraził bym się na podejrzliwych sąsiadów. Mają trzy złe cechy. Po pierwsze słyszą nawet najmniejszy szmer, a moja blokowa winda hałasuje jak odrzutowiec. Porównanie jak z komedii, nie kryminału Po drugie mnie nie lubią, po tym jak nie pożyczyłem wielce wielmożnej hrabinie szklanki cukru. Wielce wielmożnej hrabinie, daj spokoj, gangster morderca by tak mowił? A kto tu pisze, że to jest czysty kryminał? Jaki gangster? Literatura ma to do siebie, że często miesza style. Nie widzę nic złego w połączeniu kryminału z komedią, trzeba dodać że czarną. Jest multum przypadków takiej prozy. Pierwszy z brzegu "Fight Club" chociażby. ----------------------------------------------------------------------------------- Ludzie po prostu nie umieją sobie wizualizować podstawowych manewrów. Ale odłóżmy edukację ludzkości na bok. Tak więc postanowiłem po raz ostatni opuścić mieszkanie, Ludzie nie mają wyobraźni więc opucił mieszkanie. aha. Przecież masz wyraźnie oddzielenie jednej myśli od drugiej. Zdania zawsze muszą mieć ze sobą 100 procentowe powiązanie? O_o Koleś jest w dość ciężkim szoku więc myśli o wszystkim co popadnie. ----------------------------------------------------------------------------------- Implanty skutecznie zastępują nasze organy. Okno zamknęło się, natychmiast ruszyłem dalej, zeskakując tym razem ?na strażaka? zdzierający przy tym boleśnie skórę z dłoni. Wolałem chwilę pocierpieć niż znów narażać się na wzrok ślepca. I hałasowac na blaszaych schodach, yeah. Na strażaka z drabinek, które są elementem wyjść pożarowych. Trochę wyobraźni... --------------------------------------------------------------------------------------- Stanąłem na nogi, nie myślałem jak to miałem w zwyczaju o tym, czy zamknąłem dom, pogasiłem światła. Leżało mi to i powiewało. lol <==== konstruktywna krytyka. --------------------------------------------------------------------------------------- Miasto należało do mnie, nie ważne na ile. Czułem, że z perspektywą niezbyt optymistycznej przyszłości mogę zrobić wszystko. Brak oporów, czarny szarlatan wchodzący niepostrzeżenie do świątyni pełnej białych, wyzwolonych dusz. ??? Przeczytaj dalej to zrozumiesz. Boże święty przenośnia odnosząca się do ubranych na biało, nafetowanych imprezowiczów ------------------------------------------------------------------------------------------ Przepraszam bardzo ale oprócz w/w nie zobaczyłem żadnej porządnej krytyki. Zbyt dużo ogólników. Tak wiem, że muszę poprawić składnię, gramatykę itp. Postaraj się bardziej. I przede wszystkim wyluzuj zawory bo wydaje mi się, że strasznie spięty byłeś jak to pisałeś. 1 Cytuj
Figaro 8 274 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 Stanąłem na nogi, nie myślałem jak to miałem w zwyczaju o tym, czy zamknąłem dom, pogasiłem światła. Leżało mi to i powiewało. Przeczytaj te zdanie jeszcze raz. Na głos. Jeśli dobrze brzmi, to weż mikrofon, nagraj się i daj na forum. Cytuj
Mikes 65 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 (edytowane) Wszystkie zarzuty typu "źle to brzmi, masło maślane, złe zdanie, nie jest klimatyczny" sobie odpuszczam. To kwestia gustu. Np taka Masłowska ma totalnie poryty styl a jakoś się odnalazła. Każda osoba inaczej to odbierze. (pipi), źle i nieskładnie napisane zdania to nie jest kwestia gustu bo nie ma osoby której podoba się zdanie, gdzie pierwsza część zdania nie pasuje do drugiej. Do masłowskiej to się nie porównuj bo ona naśladowała ten styl w dialogach i w bohaterach, ale u niej było to zaskakująco plastyczne i wiadomo było, dlaczego to robi. Ty tak piszesz bo inaczej nie potrafisz Drugi koleś, nie zdarzył się go nawet napić bo został zakatrupiony. Nie muszę pisać o wszystkim dosłownie. Nie piszę do 5 latków. Trochę swobody językowej geez. To zdanie nie ma sensu. A kto tu pisze, że to jest czysty kryminał? Jaki gangster? Literatura ma to do siebie, że często miesza style. Nie widzę nic złego w połączeniu kryminału z komedią, trzeba dodać że czarną. Jest multum przypadków takiej prozy. Pierwszy z brzegu "Fight Club" chociażby. Nie porównuj się z Palahniukiem, jego styl jest mocno ironiczny a humor jest czarny, "jaśnie wielmożna hrabina" brzmi jakbyś pisał o papieżu ktory nagle zaczyna rapować i nikt nie zwraca na to uwagi Przecież masz wyraźnie oddzielenie jednej myśli od drugiej. Zdania zawsze muszą mieć ze sobą 100 procentowe powiązanie? O_o Koleś jest w dość ciężkim szoku więc myśli o wszystkim co popadnie. Ale przeskoki muszą mieć sens a płynne przechodzenie od jednej mysli do drugiej nie jest twoją mocną stroną lol <==== konstruktywna krytyka. Masz tu duzo zdan ktorych nie da sie inaczej podsumowac Przeczytaj dalej to zrozumiesz. Boże święty przenośnia odnosząca się do ubranych na biało, nafetowanych imprezowiczów Rozumiem przenosnie ale jest po prostu kiczowata. I nie, to nie jest kwestia gustu Nie wiem jak wygląda u ciebie konstruktywna krytyka w takim razie skoro uważasz ze moja jest niedokładna. Zmien formę, pilnuj treści, sensu, popraw się gramatycznie o jakieś 3 klasy liceum i czytaj więcej książek Ogolnie tragedią jest dla mnie to, że zamiast przyjąć krytyke na klate odpisujesz mi na kazdą linijke i próbujesz mi wmóić że nie mam racji, zupełnie jakbys wciskał mi rękopis w oczy i mówił "nie, nie, te zdania są super, (pipi) one serio mają sens". Każdy człowiek który przeczytał w zyciu więcej niz 2 ksiązki powie ci, że po prostu ŹLE SIĘ TO CZYTA i tu chyba więcej powiedziec się nie da. Edytowane 27 lipca 2010 przez Mikes Cytuj
Wiolku 1 592 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 Przecież przyznałem się do mojej słabej gramatyki itp. Mam tego świadomość. W Twojej krytyce znalazło się zbyt wiele z dupy wyjętych zarzutów. To tylko fragment opowiadania a Ty czepiasz się np tożsamości głównego bohatera i jego zachowania. W ogóle nigdzie nie piszę przecież, że się porównuję do kogokolwiek. LoL nie śmiałbym spojrzeć takiemu Palahniukowi normalnie w twarz a Ty mi o takim czymś piszesz. Myślę, że jak na pisanie for fun nie jest źle. I o dziwo nie każdy mi mówi, że ŹLE SIĘ TO CZYTA. Pomysł uważam za ciekawy. W odpowiedniej formie do której dążę mógłby być ciekawym kąskiem Cytuj
Mikes 65 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 (edytowane) No i wklejaj dalej bo mimo wszystko łyknę To i ja wrzuce swoje, klimaty podobne, gdzies tak z rok ma, nigdy nie skończone, nie jarają mnie już kryminały I. Szedłem ulicą, słysząc tylko swoje kroki na śniegu. Zastanawiałem się, czy to bardziej chrupanie, ugniatanie czy szelest. Najmocniej kojarzyło mi się to z jedzeniem kruchych ciasteczek. Właściwie zjadłbym sobie teraz jedno. Bolała mnie noga. Szedłem już tak od dłuższego czasu. Po drodze spotkałem tylko bezdomnego przykrytego dwoma gazetami. Prawdopodobnie już nie żył, ciężko przeżyć w takiej temperaturze pod kawałkiem "Niskie temperatury z roku na rok utrzymują się dłużej, gospodarka światowa na skraju załamania". Ktoś go jutro sprzątnie. Albo za tydzień, nie wiadomo kiedy go znajdą. Przy tej temperaturze pozostanie jednak świeży. Bo było ku.re.w.sko zimno. Bar. Nigdy nie mogłem zapamiętać jak się nazywał, śnieg zakrywał wszystko poza drzwiami. Właściwie nie było tu dużo cieplej niż na zewnątrz. Nawet dziwki siedziały w zapiętych kurtkach. Ciężko odróżnić je od kobiet, które przyszły się napić, więc łatwo można dostać w twarz. - Grzane piwo - powiedziałem starając się nie otwierać ust zbyt szeroko w obawie przed utratą ciepła. Barman włożył kufel do mikrofalówki i ustawił na pięćdziesiąt trzy sekundy. Starałem się myśleć o tym, dlaczego na akurat na pięćdziesiąt trzy sekundy, a nie o tym, dlaczego ze wszystkich barów ja musiałem wybrać taki, w którym grzane piwo jest z mikrofalówki. Po pięćdziesięciu trzech sekundach mikrofalówka wydała dźwięk który brzmiał jak "ku.r.wa" ocenzurowane w telewizji. Barman nie przewidział, że kufel nagrzeje się i podając mi go poparzył się w rękę i upuścił go na ziemię. Odszedłem od baru i usiadłem przy stoliku w rogu. Już mi cieplej. Barman rzucił kilkoma ku.rw.ami i zaczął sprzątać. Może to i lepiej, i tak nie miałem czym zapłacić. "To już drugi miesiąc zimy stulecia... meteorolodzy alarmują... pozostać w domach... kolejne ciało znalezione... drugie morderstwo w tym tygodniu..." Fragmenty dochodzące z telewizora wiszącego pod sufitem nie mówiły mi nic nowego. Media przyjęły sobie za zadanie informowanie wszystkich w sposób tak dokładny, jakby tylko oni widzieli, co dzieje się za oknem Przez szybę zobaczyłem przejeżdżający wóz patrolowy. Wychodzenie o tej porze zostało właściwie zakazane, zbyt dużo ludzi zwyczajnie zamarzło. To dla naszego dobra, mówią. Schroniska są przepełnione. Hotele są zmieniane w schroniska. Nawet zwierzęce schroniska są zamieniane w ludzkie schroniska. Niektórzy podobną śpią w klatkach razem z psami. Lepiej tak, niż na dworze. Bo miejsc i tak brakuje. Wszystkie lotniska zostały zamknięte, głównie przez pogodę ale też dlatego, że nikt nie chce latać. Nikt nie chce nawet wyjść z domu. Ale ja musiałem. II. Do baru wszedł otyły mężczyzna. Był rudy i piegowaty, twarz miał mocno charakterystyczną. Spojrzał na mnie, podszedł i podał mi rękę. Nie siadał, wyraźnie mu się spieszyło. - Zimno? - Spi.er.da.laj). - Masz? - Mam. Wyjął spod płaszcza dwie teczki - Wszystko co o nim mamy. Zacząłem przeglądać pierwszą z nich. Było tego zaledwie dwie strony. - Żartujesz? - Nie, to wszystko. - Ku.rwa. Otworzyłem drugą teczkę, była znacznie grubsza. Miałem nadzieję, że dowiem się czegoś więcej. Była pełna zdjęć. Będzie ciężej niż myślałem. Westchnąłem. - Tak czy siak, dzięki. - Zapłacisz jak tylko będziesz mógł. - Jasne. Wyszedł szybkim krokiem. Zacząłem dokładnie przeglądać teczkę. Mężczyzna, lat ok. 40, prawdziwe imię nieznane, urodzony prawdopodobnie w Polsce. Pierwsze informacje o jego przybyciu do Stanów pojawiają się w roku 1992 kiedy podjął pracę w pralni w Nowym Jorku. Nazywał się wtedy Gary Howard. Rok później zniknął aż do pojawienia się ponownie zimą w roku 1997 jako Jack Sanders, wtedy znaleziona została jego pierwsza ofiara(17 grudnia). Jego sposób działania jest prosty, nocą wypatruje losowe ofiary i zadaje im od kilku do kilkudziesięciu ran tłuczonych w głowę. Przez bardzo niskie temperatury panujące w związku ze zmianami klimatycznymi nikt nie jest w stanie określić dokładnego czasu zgonu. Znakiem charakterystycznym morderstw przez niego dokonywanych jest język ofiary przymarznięty do narzędzia zbrodni, najczęściej łomu lub innego metalowego przedmiotu. Policja wpadła na jego trop dopiero w roku 2007 kiedy bezdomny podał jego niezbyt dokładny rysopis, który pozwolił go jednak zidentyfikować. Nazywał się wtedy Adam Carter i pracował w urzędzie pocztowym. Policja nie jest w stanie określić jak często zmieniał nazwiska i dlaczego robił to nawet wtedy, gdy był poza podejrzeniami. Od 17 listopada '97 do 19 grudnia '09 miał na swoim koncie 157 morderstw z czego do 154 policja nie miała wątpliwości, tego kto jest ich sprawcą. W dniu dzisiejszym poza dwuletnim rysopisem i sposobem działania nie wiadomo o nim nic więcej. Ale ja dowiem się więcej. Czytałem te akta raz za razem. Chciałem wyłapać jakiś nowy szczegół, chciałem nauczyć się tego na pamięć ale też robiłem wszystko, żeby nie przeglądać drugiej teczki. Wiedziałem, że zobaczę tam jej zdjęcie. Rozbolała mnie głowa. Napiłbym się. Zacząłem przeglądać drugą teczkę. Zdjęcia ofiar ułożone w porządku chronologicznym wraz z krótkimi notatkami. Niemal każda z nich była taka sama. Kilkanaście ran tłuczonych na głowie, metalowy przedmiot w ustach, język zawsze ustawiony tak, żeby przymarzł do narzędzia zbrodni. Inne kończyny nienaruszone, nigdy też nie znaleziono śladów duszenia czy szarpaniny. Tylko głowa, która po kilkudziesięciu ciosach nie pozwala wystawić na pogrzebie otwartej trumny. Czas zgonu nieznany, tylko czas znalezienia ciała. Zero innych śladów. Postanowiłem mieć to za sobą. Zacząłem szukać zdjęcia z dnia 28 września 2008. Było tam. Kobieta. Lat 26. 13 uderzeń w głowę. W ustach kawałek stalowej rurki. Ledwo ją rozpoznałem. Głowa zaczęła mnie boleć tak, jakbym sam dostał kilka ciosów w głowę. Na dziś mam dość. Muszę się napić. Czy szukanie zemsty jest typowe? Może, ale ja nie mam wyboru. Muszę znaleźć. Ze względu na mnie. Ze względu na nią. III. 3 tygodnie później. Jest coraz zimniej. Coraz więcej ludzi mówi o epoce lodowcowej. Ortodoksy mówią o końcu świata i ostatecznej karze za grzechy ludzkości. Moim zdaniem, natura chce się nas po prostu pozbyć. I słusznie. Odkąd zdobyłem akta zginęły cztery osoby. Zero nowych śladów. Siedzę i czekam na telefon od Rudego. Rudy nie wie, że mówię na niego Rudy ale do tej pory każdy mój informator miał jakąś ksywkę. Co czasem mnie irytuje, bo zawsze gdy rozmawiałem z poprzednim informatorem miałem ochotę powiedzieć "Dzięki, Azor." Bo wyglądał trochę jak buldog. Czekanie jest najgorsze. Boisz się wysikać, boisz się wyjść do sklepu, boisz się podejść do lodówki bo możesz nie zdążysz odebrać i stracić informację. A w tym momencie liczyło się cokolwiek. Telefon. Ściszyłem telewizor. Wieczorne wiadomości w całości poświęcone były właśnie jemu. W mediach na dobre przyjął się pseudonim "Językoznawca", który powoli zaczął mnie męczyć. - Dzień dobry, czy jest pan zainteresowany naszym... - Blokujesz mi linię. - Tak wiem, ale czy na pewno nie chcę pan spróbowa Rozłączyłem się. To zadziwiające, że ci ludzie mają tak wielką moc moc zagadania cię, że czasem żal ci się rozłączyć. Ale nie tym razem. Telefon. - Miejskie lodowisko. Policja już jedzie. - Dzięki R... dzięki. Teren wokół miejsca zbrodni został otoczony żółtą taśmą, jakby w nadziei że jej magiczna moc spowoduje, że ludzie zapomną o policyjnej bezsilności. Ale nie zapomną. Bo ludzie boją się małej śmierci, działającej w czymś w rodzaju symbiozy z pogodą, która zamiast kosy nosi łom albo rurkę. Policja też się boi, a nagroda za dostarczenie jakiejkolwiek informacji o Językoznawcy wynosi sto tysięcy dolarów. I stawka rośnie. Pokazałem odznakę grubemu policjantowi, którego zadaniem było odpędzanie tłumu(chęć zobaczenie martwego człowieka jest u ludzi tak wielka, że wychodzą na mrozy rzędu -30* C. To sępy, nie ludzie)i podszedłem do zwłok. Kobieta, na oko 30 lat, nie wiadomo jeszcze, co robiła tutaj o tej porze(chociaż wygląda trochę jak dziwka), 8 ciosów zadanych w tył głowy. W ustach metalowy pręt. Żadnej poszlaki, nie ma nawet odcisków butów, śnieg pada bez przerwy. Wciąż stoję w martwym punkcie. Wróciłem do domu i upiłem się na smutno. IV. Idąc przez miasto nawet rodowity Nowojorczyk czasem zastanawia się, "Gdzie ja ku.rwa jestem?". Tu po prostu wszystko wygląda identycznie. pie.rdo.lona lodowa kraina z jej własną, morderczą wersją złej królowej śniegu. Nawet dzieci przestały lubić zimę, a Coca-Cola na Święta zmieniła maskotkę z Mikołaja na surfującego, opalonego homoseksualistę. Żeby się dobrze kojarzyło. Minąłem starszą kobietę, szarpiącą się z jakimś nastolatkiem. To pierwsza kradzież jaką widzę od półtora roku. Minąłem ich spokojnie i skręciłem za róg. Usłyszałem krzyk, więc pewnie udało mu się wyrwać jej torebkę. Biegł w moją stronę, kierował się do metra. Dlaczego nie zareagowałem? Bo w taką pogodę każda ucieczka kończy się tak samo. Schody do metra były oblodzone. Spadając z samej góry zapewnił sobie kalectwo do końca życia. Ktoś zadzwonił po policję, ktoś inny po karetkę. Ja obserwowałem starszą panią, która powoli zeszła po schodach i podniosła swoja torebkę. Skala przestępczości w ostatnich latach spadła o 40%. Kradzieże stały się cięższe do zorganizowania, ucieczki wiążą się z dużym ryzykiem, a przestępcy są po prostu zbyt leniwi i wolą handlować dragami albo pobić kilka dziwek od czasu do czasu. Dla zabawy. Niektórzy mówią, że to dar od Boga. Że w takich warunkach ludzie jednoczą się i działają wspólnie. Co ja myślę? Myślę, że przestępczość, po raz pierwszy w historii ludzkości, stała się po prostu nieopłacalna. Wróciłem do domu. W lodówce mam tylko piwo i dwa plastry sera. Nie upiję się jednym piwem. Nie najem się dwoma plastrami sera. Dzisiejszy dzień zapowiada się wybornie. Dzień minął mi na oglądaniu telewizji. Bardzo modne stały się filmy katastroficzne. Tak w ramach poprawiania humoru społeczeństwu. W końcu, mogło być gorzej. Miałem dość. Powoli godzę się z jej śmiercią. Zemsta coraz mniej mnie interesuje. Przerażało mnie to, przecież sobie obiecałem. Ale jestem realistą, Językoznawca jest sprytniejszy ode mnie i całej policji razem wziętej. Wyrzuciłem wszystkie akta do kosza. Jutro składam rezygnację. Za oknem ktoś przewrócił kubły. - Puść mnie, ku.urwa! - Znowu biją jakąś dziwkę za oknem. Coś we mnie drgnęło. Wybiegłem z mieszkania. Czwarte piętro. Trzecie. Drugie. Pierwsze. Parter. Dlaczego mieszkam tak wysoko? Leżała na ziemi z czymś metalowym w ustach. Ktoś powoli oddalał się od ciała. Nie jestem kretynem, nie krzyknąłem "Stój!". Cicho szedłem za nim. Ręce trzęsły mi się z zimna, nie zdążyłem wziąć płaszcza. A może to był gniew? Nie wytrzymałem. Zacząłem biec. Śnieg był mocno zmrożony, zacząłem hałasować. Językoznawca odwrócił się, ale było za późno. Skoczyłem na niego. Obaj upadliśmy na ziemię. Zaczęliśmy się szamotać. Wtedy zobaczyłem jego twarz. Była zaskakująco zadbana. Spodziewałem się... właściwie sam nie wiem czego się spodziewałem. Miał czarne włosy, był starannie ogolony, a przede wszystkim, wyraźnie zaskoczony wizytą. Nie miałem więcej czasu na przyglądanie się, jego prawy sierpowy właśnie wylądował na mojej twarzy. Wstał, zaczął kopać mnie w brzuch. Miałem dość, ale moje wku.rw.ienie osiągnęło szczyt. Złapałem go za stopę i wykrzywiłem najmocniej jak mogłem. Pierwszy raz w życiu trzask łamanych kości sprawił mi przyjemność. - Kuuurwaaa. - Upadł na ziemię i zaczął wyć z bólu. Nie miałem siły wstać. Podszedłem do niego na czworaka i na ślepo okładałem po twarzy. Nie obchodziło mnie, jak naprawdę się nazywał, nie obchodziło mnie, jak udawało mu się wymykać policji, nie obchodziło mnie, jak zamazywał ślady. Chciałem po prostu go zabić. Usłyszałem strzał i w tej samej poczułem ból w okolicy brzucha. Ból nie do opisania. Jakby w moich trzewiach wybuchła mała bomba, jakby motylki, które czujesz, gdy się zakochasz nagle postanowiły uciec i wygryzały sobie drogę ucieczki. Osunąłem się na niego bezwładnie. Zrzucił mnie i próbował wstać. Podparł się o drzewo i wycelował. - Dobranoc. Zemdlałem. Edytowane 27 lipca 2010 przez Mikes Cytuj
Mikes 65 Opublikowano 27 lipca 2010 Opublikowano 27 lipca 2010 (edytowane) Cenura na forum, zaraz poprawię juz Edytowane 27 lipca 2010 przez Mikes Cytuj
rilgel 0 Opublikowano 29 lipca 2010 Opublikowano 29 lipca 2010 Mój wiersz: "Modlitwa o pokój" o Wojno! ty co zabijasz miliony ty co rozbijasz rodziny ty co zwykłych ludzi zamieniasz w bestie tyś przyczną zła najwyzszego brutalności i śmierci odejdź Wojno co jak szatan mamisz jak wąż uśmiercasz w ciemności zgiń! ludzie sprzeciwiają ci się, proszą o twój zgon jednak te prośby największe tak mało im dają i nadal giną w niosącym odór śmierci morderczym tłumie jak ja! o Boże! czy to koniec? czy na pewno było mi przeznaczone zginąć w bitwie o pokój? nie! ta walka jest jeszcze do wygrania! ta, jedyna w której warto walczyć! trzeba o dobro starać się do końca! by na łożu śmierci nie spadł na nas deszcz mroku by nie przepełnił kielicha goryczy aby przyszłe pokolenia nie miały nam nic do zarzucenia w imię Ojca, Pana najwyższego w imie Syna, Zbawiciela mego w imię Ducha Swiętego, pod gołębia postacią ukrytego niech przyniesie ów gołąb gałąź oliwną w każde miejsce złych czynów i pod Grunwald, pod Wiedeń i do Warszawy a przede wszystkim nam w dzisiejsze czasy gdzie zdrady, kradzieże, zabójstwa zgon o człowieku zlituj się nad innymi ludźmi zwyczajnymi na nic pacyfki i plakaty zacznij działać by twór piekielny do swego królestwa nie miał kogo zabrać niech tak sie stanie po łacinie- Amen Cytuj
Blaise 3 613 Opublikowano 29 lipca 2010 Opublikowano 29 lipca 2010 (edytowane) Takie moje pierwsze podrygi, krytykujcie do woli. Krótki fragment początków mojego dzieła o polskich imigrantach w USA, na początku XX wieku, pisany z perspektywy 8 latka, który zostaje gangsterem. Wiem, nieambitne Słońce , przebijające się przez świeże wiosenne liście raziło każdego , kto wyszedł w ten ciepły, marcowy dzień na ulicę. Ulicę przepełnioną mieszającymi się zapachami, pochodzącymi z kuchni imigrantów włoskich przywoływał ślinę na język, a zapach ze studzienek kanalizacyjnych przyprawiał o mdłości. Tak, Nowy Jork był istną ferią zapachów. W życiu Piotrka 'Petera' Nowackiego zapachy nie odgrywały znaczącej roli. Perfumy były za drogie, matka miała jedną tylko, przywiezioną 5 lat temu z Polski, czuć ją było tylko na Boże Narodzenie. Perfumę matka otrzymała od babki, ciepłej osoby siedzącej w małej, przytulnej kuchni i piekącej smakołyki. Do teraz Piotrek pamiętał smak drożdżówki, którą dostali z rodzicami na podróż do USA. Miał wtedy 4 lata, nie rozumiał łez, pośpiechu, nerwowych rozmów rodziców. Czuł, że dzieje się coś złego, ale samej istoty zjawiska nie pojmował. Teraz radośnie pogwizdując biegł z jabłkiem w dłoni, podgryzając je. Dziś o 15 miał spotkać się z kolegami. Jego paczka liczyła 5 osób. Oprócz Piotrka, przez kolegów zwanego Peterem, znajdował się w niej jeden chłopak z Polski, Radek. Szczupły i niepozornny, o pociągłej, szczurzej twarzy i małych dłoniach kontrastował silnie z dobrze jak na swój wiek zbudowanym Piotrkiem o jowialnej twarzy i wesołymi iskierkami w oczach. Trzech pozostałych to Micky, Alex i Tommy. Byli nierozłącznymi braćmi- Włochami, mieszkającymi o dwa domy dalej od chłopaków z Polski. Spotkali się na skwerze, w starych, poniszczonych sweterkach i pocerowanych spodniach, gotowi na kolejną, dzienną porcję zabaw. Dziś jednak zabawa miała wreszcie przybrać formę w jakiej będą uczestniczyli za kilka lat. Mieli dziś powoli wstąpić do gry, która wypuszcza cię z pachnącymi dolarami w kieszeni lub kosą w żebrach. Włóczyli się całymi dniami po pobliskich ulicach, placach. Jednak tego dnia zboczyli, trafiając na krawężniki zdominowane przez imigrantów z Szmaragdowej Wyspy. Było jasne, że to może ściągnąć na nich kłopoty. Nie wiedzieć kiedy wyrosła przed nimi grupka starszych, mającyc 11-13 lat chłopaków, z których każdy miał nazwisko zaczynające się na Mc. Już w tak młodym wieku ich pyski były poprzecierane otarciami i bliznami. Dla każdego chłopaka stąd blizna świadczyła o męstwie. Byli zaprawieni w bójkach i tylko czekali na takich turystów. Na czoło grupy wysunął sie Sean, najwyższy, niemający kilku zębów cwaniak, dla którego bitka nie była pierwszyzną. Zapanowała chwila ciszy, po czym Sean zaczął: - No, no, no, zgubiliście się, sierotki?- Tym słowom towarzyszło przeciągłe splunięcie, jakim pochwalić się mogli tylko Irlandczycy. - Dajcie nam spokój, nie chcemy kłopotów, wracamy do siebie.- Piotrek wysunął się na czoło grupki, obok niego stanął Radek. Troje włoskich braci skryło się za nimi, wszyscy byli rozpieszczani i włoskie dzieciaki nie lubiły ich, bo uchodzili za boidupy dlatego szwędali sięz Polakami. - Wrócicie do siebie jak zapłacicie. Weszliście na nasz teren i oddychacie naszym powietrzem. Albo zapłacicie albo pora(pipi)emy wam kości, śmierdziele!- Irlandczycy wesoło zarechotali, ich boss podłechcony kontynuował- Na drugi raz będziecie wiedzieć, gdzie chodzić, a gdzie nie. Dobra, teraz po piątaku od łebka i możecie sobie iść , Polaczki. - Pięć centów?- Z głupia frant zapytał Piotrek, usiłując brzmieć spokojnie i surowo, jak ojciec. - Chyba na głowę upadłeś gdy matka cię dzsiaj przewijała. 5 dolców albo was rozwalimy- Sean po raz kolejny zyskał poklask kumpli, którzy radosnym wyciem zaanonsowali mu gotowość do spełnienia rozkazów. Nagle trójka makaroniarzy nie wytrzymała i czym prędzej zaczęła uciekać, potykając się. Wprawiło to w zaskoczenie wyspiarzy, którzy zdążyli kilka razy skrzyżować rękawice z Włochami i wiedzieli, że nie należeli oni do strachliwych. Ci jednak wyglądali na maminsynków i nie wytrzymali napięcia. Trudno, rozprawią się z nimi kiedy indziej. -Noo, więc makarony nie wytrzymały. Skoro uciekli to musicie zapłacić 10 baksów.- Sean wyszczerzył kilka zębów, które mu pozostało. - Nie mamy tyle- szczerze zmartwił się Piotrek, bo wiedział, że szykuje się oklep. Jak dotąd bił się dwa razy i dwa razy wygrał, ale teraz zapowiadało się, że to on dostanie solidny łomot. Wtem przypomniał sobie, że obok niego stoi Radek. Wymienili spojrzenia i bez słów rzucili się na szóstkę, która chciała ich oskubać. Gwoli ścisłości gdyby nawet mieli te 20 dolarów i tak by dostali łomot , na dodatek splamiliby honor. Sean tak zaczął rozmowę, bo wśród tamtejszych chłopaków leżała tradycja na docinki przed prawdziwym laniem. Zaskoczeni atakiem i furią małych Polaków dostali kilka mocniejszych ciosów, ale ajrysze szybko przejęli inicjatywę. Czterech trzymało Radka i Piotrka a Sean i jego pomagier tłukli po brzuchu pięściami i kopali. Dostali również kilka liści, bo myli zbyt młodzi by dostać fangi. -Dość !- krzyknął Sean, po czym obaj chłopcy runęli na ziemię- Dostaliście to na co zasłużyliście, miernoty. Ale zapału wam nie brak. Gdybyście nie byli Polonsuami to by wam zaproponował wstąpnienie do mojej ekipy. A teraz zmiatajacie i nie przychodzcie tutaj bez kasy. Podnieśli się i z załzawionymi oczami ruszyli w kierunku domu. Bolały ich wszystkie kości, byli mocno poobijani, ale sprawdzili się. Nie rozmawiali ze sobą, każdy czuł to samo. Kiedyś wezmą odwet. Gdy dochodzili do domu Radka, który mieszkał bliżej podeszło do nich dwóch żydowskich chłopaków, w wieku Irlandczyków. Mieli opinię najtwardszych na ulicy, w ogóle żydowskie chłopaki należeli do nie w ciemię bitych i trzymanie z nimi sztamy zapewniało same korzyści. Na pewno większe niż z tymi trzema Włochami, którzy dali nogę. - Co się tu pałętacie? Byliście poza naszym terenem? Płacićie 3 dolce za powrót- Niższy żydek z ukraińskim akcentem zaciągnał po angielsku. - (pipi)- to pierwsze co przyszło na myśl Piotrkowi. Dziś po raz pierwszy użył tego przekleństwa, ale wielokrotnie je słyszał. Na dodatek wypowiedział je z taką miną i takim uporem, że goj mocno się zmieszał. - Dobra, dobra, widzę , że dostaliście oklep. Jestem Ibrahim, a to Popsuty. Popsuty nie mówi od urodzenia, taki defekt, ale jest spoko. Irlandczycy, ta ? - łatwość z jaką przeszedł Ibrahim od ściągania haraczu do przyjacielskiej pogawędki była zaskakująca. -Tjaa. Było ich sześciu, a ci Włosi z którymi się kumplujemy uciekli.- Piotrek wymarkotał. Na wspomnienie tego haniebnego czynu Radek ścisnął usta. Dostał mocniej od Piotrka, ale nie winił go tylko tych (pipi)ych italiano. - Znacie ich- Radek pytając splunął na ziemię by wyrazić pogardę. - No, to ekipa Seana. Daliśmy im radę, z małą pomocą prawdziwych Włochów. Jutro spotykamy się o 15 w tym samym miejscu. Poznamy was z nimi, wydajecie się porządni. Warto mieć Polaków w swojej ekipie.- Szelmowsko mrugnął Ibrahim i ulotnił się z Popsutym. - Co ty na to? Ja sam nie wiem czy warto się zadawać z mośkami.- pociągnał Piotrek nosem. -Ale przyjść zawsze warto, co ? Aha, dzisiaj... dzięki, że nie zwiałeś. Może dostaliśmy, ale się kiedyś odpłacimy. Sztama- Radek wyciągnał dłoń. Jego mała, szorstka i silna dłoń zniknęła w objęciu dwóch dłoni Piotrka. - Do jutra, zobaczymy się w szkole jeszcze. I wiesz co, było fajnie, prawda, (pipi)?- Piotrek znał słabo polski, gorzej od Radka i wiele już zapomniał, ale to przekleństwo słyszał często. - No pewnie, na razie- Te słowa dochodziły już zza wpół-zamkniętych drzwi. Piotrek usłyszał krzyk matki Radka i jego płaczliwe tłumaczenia. Westchnął, bo wiedział, że będzie musiał wymyślić jakąś wymówkę. Jak te srulki go wyrolują to się mocno wkurzy. Spuścił głowę i pobiegł do domu, w myślach układając pierwsze słowa przeprosin. Przynajmniej nie poniszczył szmat. A ten wiersz całkiem przewrotny Edytowane 29 lipca 2010 przez blazej10 Cytuj
Figaro 8 274 Opublikowano 29 lipca 2010 Opublikowano 29 lipca 2010 Napisane ładnie, oryginalności rzeczywiście ciężko ci zarzucić. Ale czyta się miło i gładko. Cytuj
Gość Opublikowano 30 lipca 2010 Opublikowano 30 lipca 2010 Gramatyka mocno kuleje, skaczesz od "świeżych wiosennych liści" do, sorry za sformułowanie, "gimberskich tekstów" w stylu: "fanga" Przeczytałem do końca, więc to już jakiś plus :potter: Cytuj
Gość LoganOldschool Opublikowano 30 lipca 2010 Opublikowano 30 lipca 2010 E, a będziecie się śmiać jak wrzucę tu swoje stare "wiersze" o straconej miłości ?? Cytuj
Figaro 8 274 Opublikowano 30 lipca 2010 Opublikowano 30 lipca 2010 Co Ty, głupie pytanie, jasne że dawaj. Cytuj
MaiorZero 1 400 Opublikowano 30 lipca 2010 Opublikowano 30 lipca 2010 Ja także chętnie poczytam. Z czego tu się śmiać, ewentualnie z samego siebie mogę się śmiać. Cytuj
Gość LoganOldschool Opublikowano 31 lipca 2010 Opublikowano 31 lipca 2010 Dobra, wrzucam tak jak pisałem bez zadnych zmian. Część jest dość stara, na pewno mają sporo błędów ale nic nie poprawiałem, nie zagłębiałem się w poprawność. Pisałem bo "tak czułem" i tyle. Gdy wszystko przypomina film... tyle, że tu nie ma końca. Oddałbym wiele by w bajkę to zmienić, tyle, by nie deszcz a promienie słońca. Gdy wszystko szare i wyblakłe... takie, bo tu nie ma szczęścia. Jednym uśmiechem bym radość udzielił tak, by starczyło do mgieł rozejścia Gdy wszystko suche i gorzkie... tylko takie, bo bez uczuć istnieje. Jednym dotykiem rozpaliłbym płomień, to, by sprawiło że lód ten stopnieje. Mateusz Smoter 20/04/2010 Justynie P. Ulotne nadzieje i kruche marzenia rozbite, o ponure klify przeznaczenia. Serce Twe pęka, chce uciec, ale gdzie ? Nie pozostało nic, już nic, nawet na dnie. Bez sentymentów, bez uczuć, bez sił, wygasa płomień, który mocny był. Choć jestem daleko, to przy Tobie myślami W tej godzinie złej, ze szczerymi intencjami Będę Cię wspierał dopóki będę żył, będę Cię podnosił i twe smutki pił. W ciszy wysłucham, jak kapią Twoje łzy, wtulę w ramiona, odpędzę przykre sny. Teraz śpij, odpocznij, zostaw żal za sobą. Ja usiądę w pobliżu i zaopiekuję Tobą. Nastanie nowy dzień, i uśmiech powróci. Rozproszy mroczny cień, i zły los odwróci. Ty nie powiesz "Dziękuję", ja nie powiem "wiedziałem" Przyjaciele to duch jeden, podzielony dwojga ciałem. Mateusz Smoter 29/04/2010 Justynie P. Gdy bywa, że oczy zamykam Zmęczony świata widokiem Wszystko przestaje istnieć, zanika Twarz Twą oglądam duszy wzrokiem I Twe oczy błękitne... I Twe usta czerwone... Czy to uczucie nie jest szalone ? Piękna w smutku, piękniejsza w radości Nie mnie pisane cieszyć się z Twej miłości W nieskończonej piękności trwać mogę wieki Lecz twarz Twa odchodzi, otwieram powieki Znów żyjąc złudzeniem, żyjąc pragnieniem By móc oczy zamknąć... złagodzić cierpienie... Mateusz Smoter 15-16/09/2008 W nocne niebo czyjaś dusza zapatrzona Gdzieś w oddali on, gdzieś daleko ona wspomnienia i myśli - nie zagłuszą nocnej ciszy Choć nie ma go przy niej - bicie jej serca słyszy Głuchy na słowa i ślepy na zdarzenia Miłość jego wzrokiem a słuchem marzenia Wciąż oszukując siebie samego... ...wie dokąd zmierza - do niczego Nagle wszystko umyka, dusza pustoszeje Nadal patrzy na gwiazdy... nadal ma nadzieje... Mateusz Smoter 13/09/2008 Wspomnienia pachnące latem, chwile piękne, zatracone... Jak cudownie pięknym kwiatem, serce me zauroczone. Wspomnienia jesienią pachnące, na niebie gwiazdy błyszczące. Martwe liście z drzew padające, serce me smutne, płaczące. Zimą wspomnienia zmrożone W sercu na dnie uwięzione. Uczucie nikłe, lecz nadal szalone, Pragnie na nowo być rozpalone. Nastała wiosna, wspomnienia odżyły, Kwiaty cudownie znów rozkwitają. Serce i myśli zło naprawiły, Do Ciebie... do Ciebie wracają... Mateusz Smoter 6/04/2010, Justynie P. - w zrozumieniu życząc powodzenia. "Istotne jest nie tyle to, by mieć wspomnienia, ile by wyrównać z nimi rachunki." [umberto Eco] Powoli zabijając samego siebie Tak zwyczajnie nie mogę zapomnieć Ciebie O ile łatwiej byłoby poprostu przestać kochać Choć zawsze twardy - dziś zaczynam szlochać Cierpienie, bezradność, uciekasz mi przez palce Stoje i patrze jak przegrywam w tej walce Poległem na starcie, nie Ty mi pisana Tak ciężko powiedzieć - żegnaj kochana Powoli konając w wewnętrznej agonii Ostatni zawodnik tej chorej pogonii Nie dla mnie uczucie kochanej kobiety Nie dla mnie , nie dla mnie... niestety Mateusz Smoter 11/10/2008 Cytuj
Figaro 8 274 Opublikowano 31 lipca 2010 Opublikowano 31 lipca 2010 ... Mówisz, że nie masz dziewczyny, hm? Tylko bezjajowce piszą wiersze o miłości. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.