Skocz do zawartości

Przeczytałem i polecam!


epl

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kontrola - Wiktor Suworow

Sandstorm - Laurence Gough

 

Polecam obie , zaje.biście się czyta jak ktoś lubi klimaty szpiegowskie/militarne

 

 

Ja jakiś czas temu miałem zajawkę na Suworowa. Jak masz opcję , to przeczytaj resztę jego fabuł, kolo daje radę.

 

Pierwsze kilka książek opisujących II WŚ też daje radę [za(pipi)iście podeszła mi jego teoria], w ostatniej się już moim zdaniem zatracił i nie dałem rady jej skończyć :(

Opublikowano

Mam pytanie odnośnie wspomnianego "Ślepowidzenia". Uwielbiam P.K. Dicka, ale za nic nie przypadł mi do gustu Gibson z jego "Neuromancer". Jaka jest szansa, że spodoba mi się ta wersja sci-fi?

Opublikowano (edytowane)

Trudno mi się odnieść do tego porównania; Gibsona nie znam, a Dick to nie hard sf. Należy sobie na wstępie powiedzieć, że w Polsce termin hard sf bywa często opacznie rozumiany, jako trudna fantastyka naukowa. Natomiast prawidłowo rozumie się go jako hard science + fiction, a hard science to po angielsku mniej więcej nauki ścisłe przyrodnicze, czyli fizyka, chemia etc. W hard sf chodzi o to, żeby książka czerpała garściami ze współczesnych odkryć i teorii uzdatniając je tylko fikcyjną oprawą i fabułą. W tym sensie jest ona z pewnością hard-trudna, bo ciężko strawić wiele z powieści tego gatunku z doskoku.

Oczywiście jeśli to wiedzieliście, to super.

 

Teraz ad rem, czyli Ślepowidzenie Wattsa. Fabuła tej książki jest typowa - to kolejne spojrzenie na zagadnienie pierwszego kontaktu - jej rozwój też nie jest bardzo zaskakujący; ot, misja kosmiczna i spotkanie z czymś, co jest nam obce. Tutaj klaruje się temat przewodni powieści, czyli kolizja naszego, współczesnego rozumienia świadomości, z tym co spotykają bohaterowi na swojej misji. Obcość, dziwność i troszkę napięcia znanego z horrorów to klimat książki, w które świetnie wpisuje się omawiane zagadnienie. Watts czerpie garściami z naukowych ciekawostek, teorii i faktów, zgrabnie wplata je w fabułę, podaje w niesamowitym sosie (udaje mu się nawet wpleść i wyjaśnić naukowo wampiry i ich strach przed krzyżem, choć jest to wątek poboczny). Już sama powieść budzi podziw ilością wykorzystanych w niej informacji (przypisy do książki to chyba 250 prac naukowych), a znakomitym dodatkiem do niej są zamieszczone na koniec wyjaśnienia autora odnośnie do poszczególnych wątków, ze wskazaniem źródeł. Ogólnie, wszystko o czym w książce przeczytacie, to fakty, choć często po prostu niewiarygodnie ze sobą splecione i wykorzystane w zadziwiający sposób. Watts ma też bardzo przyzwoity warsztat, tworzy oryginalne postacie i wrzuca je w klaustrofobiczne otoczenie, co owocuje ciekawymi konfrontacjami, choć akurat w Ślepowidzeniu jest to mniej ważne niż we wcześniejszej Rozgwieździe.

 

Krótko mówiąc, jest to książka niesamowicie bogata, ciekawa, ale również bardzo wymagająca, za czym idzie jednak dla czytelnika satysfakcja i temat do rozważań na długie wieczory. Przy czym wypada uczciwie zaznaczyć, że jeśli kogoś nie interesuje klimat sf i pojęcie świadomości, to ani warsztat ani fabuła same w sobie tej książki nie obronią.

Edytowane przez Gość
Opublikowano

Dobra, Grigori, żeby Ci nie było przykro, że rozpisałeś się bez sensu i skutku, to powiedzmy, że zachęciłeś mnie i sięgnę ponownie po Wattsa, jak tylko zbiorę siły.

;]

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Kupiłem Norwegian Wood i liznąłem kilka stron, konkluzja? Ciekawsza jest wg mnie późniejsza jego proza, 1Q84 dokładnie. Przeczytałem swego czasu cały pierwszy rozdział w jakiejś darmowej próbce dla aplikacji e-bookowej i byłem zachwycony. Postanowiłem jednak zacząć od Norweskiego Pieńka, chronologicznie i nie wiem czy to nie był błąd.

Opublikowano

Banny, uważaj z tym 1Q84. Ja też się na to porwałem nie mając wcześniej styczności z Murakamim i w sumie się rozczarowałem. Czyta się to szparko, ale bywa sennie - taka specyfika, bo bohaterowie snują się przez cały pierwszy tom ze spotkania na kolejne spotkanie, brak tam jakichkolwiek zrywów fabularnych. Tom pierwszy nic a nic nie wyjaśnia, można go potraktować jako wprowadzenie. Wydawca przy okazji drugiego tomu zaliczył potknięcie i już w notce (tył okładki) zdradza istotny element fabuły, więc unikaj spoilerów ;]

Generalnie nie polecam, bo pewien uchwytny mistycyzm to za mało, by powieść uznać za dobrą, ale ja nie jestem też jakąś wyrocznią.

1Q84 podoba się zazwyczaj kobietom.

  • Plusik 1
Opublikowano (edytowane)

Przeczytałem:

 

Norwegian Wood - Haruki Murakami

 

Powiem tak. Cytując z resztą opinię zauważoną gdzieś w czeluściach internetu: żałuję, że nie przeczytałem tej książki będąc w wieku jej bohatera. Będąc kilkunastolatkiem/dwudziestolatkiem jak wspomniany Tōru Watanabe. Na tych ledwie trzystu kilkunastu stronach odkryłbym wtedy to wszystko co spotka mnie lat później kilka, kilkanaście gdy faktycznie do książki sięgnąłem. Samobójstwo przyjaciela, wyniszczające związki z kobietami, studia których celu nigdy nie odnalazłem czy też strach przed dorosłością jak i nieznajomość ludzi i ich natury, czy wreszcie samotność jakiej chyba wszyscy czasem doświadczamy. Może w jakiś sposób byłbym wtedy na to wszystko przygotowany? A tak pozostało mi w dwa wieczory (zarywając noce) pochłonąć Norwegian Wood i to na przekór wstępnemu sceptycyzmowi jakiego doświadczyłem zerkając na kilka pierwszych stron. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak płynnie (łatwo i przyjemnie to w stosunku do NW wyrażenia niestosowne) przyszło mi czytać cokolwiek. Doskonała porcja literatury. Zachęcam każdego by z Norweskim Lasem się zapoznał.

 

5+/6

Edytowane przez whitesand
Opublikowano

przeczytałem

 

Dziennik Rumowy

 

szybko, prosto , dobrze, bez namysłu sie czyta, raczej popierdółka.

 

3+/6

Miałem podobne odczucia, w tej książce brakuje magii i przesłania tak wyrazistego jak to w Lęku i odrazie. Ogólnie widać, że Thompson nie wykształcił jeszcze wtedy swojego własnego stylu.

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano (edytowane)

W.kur.wiłem się i nie polecam:

 

pd_224235.jpg

 

I tym samym recenzuję, co by ku przestrodze się ostało:

 

Z niekłamaną satysfakcją, po przeanalizowaniu "dzieła" Pana profesora Iwaszkiewicza, mogę stwierdzić, że również wśród ludzi obytych, tudzież wychowanych lub jak kto woli kulturalnych trafiają się jednostki mające współobywateli za prostaków i chamstwo niemożebne. A co więcej jednostki obnoszące się z tym przy pomocy słowa pisanego. Przykładem takiej osoby jest niestety sam autor tej ... książki (tfu!). Czemuż to, z oburzeniem zapytacie? Ta broszura po prostu nie nauczy was niczego jak widać doskonale na moim przykładzie. A po jej kompletnej lekturze nawet autorytet dwóch lub trzech profesorów chamstwa z was żadną siła wyplenić potrafił nie będzie. Czego poparciem niech moje śmiałe tezy będą i coraz to większe w zdaniu rozpasanie. Wróćmy jednak do profesorskiego "tworu". Twór ów przypomina rubaszne zapiski młodej stenotypistki, która owszem pytania kierowane do pana profesora łaskawa była zanotować, ale odpowiedź jako taka umknęła jej w większości za sprawą wydłubywanej z nosa bezkształtnej masy plastycznej. Mamy więc "wywiad rzekę" z naszym nauczycielem w szkole dobrych manier, tylko ów nurt porwał większość istotnej dla nas treści, a nauka sprowadza się do okólników, które nawet ja - wiejskie pacholę, pacholęciem jeszcze będąc bez żadnej wiedzy na swój schamiały rozum mężnie dźwigałem bez frasunku! Bredzi! - zawył tłum. Ależ skąd. Zerknijcie na stronę 51 tego opus vitae Pana Michała, dokładniej kwestii sztućców odkładania się przyjrzymy. Czegóż się dowiemy? Że azali sztućce odkładać należy i to w taki sposób by sygnalizować kelnerowi czego to jeszcze oczekujemy. Kropka. Nie licząc ozdobników. Eureka, kaganek oświaty wniesiono, sztućce od dziś odkładamy miast w plecy pobratymcom wbijać. Do czego piję wyma(pipi)ąc temi sztućcami? Tak książka (tfu!) przepełniona jest takimi perłami przed wieprze rzuconymi. Krzesła się odsuwa, do pracy się odpowiednio ubiera, jako i na uczelnię, z komórek się rozmawia, taksówkami jeździ, a nawet rektorem się bywa. Dalej sił w mym wątłym schamiałym ciele nie starczyło, by pluć na ręcę i strony palcem unurzanym w plwocinach strony przewracać. Pustka. Tak mogę podsumować te dziecię i z nim obcowanie, duchowe na szczęście (któż to wie co by się z cielesnych uciech chama i światłej lektury narodzić mogło?). Innych prostaków, wątpiących autorytetom straszącym z okładki (zwłaszcza z rewersu) jako i z wnętrza tego Necronomiconu zapraszam na biblionetka.pl co by sami, jako i ja przekonać się na kształt św. Tomasz o jakości dzieła tego mogli. Temi słowi kończę, gasząc łuczywo i rozpamiętując co by Autor łaskawie moje 18 złotych wydał na naukę manier z tych dobrych i więcej nam wieprza nie podkładał. Amen.

 

0/6

Edytowane przez whitesand

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...