Skocz do zawartości

Przeczytałem i polecam!


epl

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Dukaj "Perfekcyjna niedoskonałość". Hm...

 

Sukces, że w ogóle skończyłem tą książkę, bo nowomowa (stahs, phoebe), wymyślne struktury gramatyczne (mówiłu, robiłu), nowe słowa, terminy fizyczne i zabawa czasem (nie wiadomo nigdy do końca kiedy coś się dzieje, do tego mnóstwo wymiarów i kieszonkowych wszechświatów) potrafią przytłoczyć. Żeby jeszcze był jakiś wstęp, wyjaśnienie, ale nie, wszystkiego dowiadujemy się z treści, i to dopiero po kilkudziesięciu stronach.

 

Brak tu niestety jakiegoś głównego interesującego wątku. Niby jest poszukiwanie przeszłości przez Zamoyskiego, ale nie wiedzieć czemu po 1/3 książki zamiast tego robi się jakiś survival w innym wymiarze, by dopiero na ostatnich 100 stronach dokończyć główny wątek.

 

No i dokończenie głównego wątku jest mało satysfakcjonujące, bo pachnie słabym Kingiem, który jak nie ma co wymyśleć to wchodzi w kosmitów i boskie twory.

 

A sama końcówka to niby happy end, który tak mało grzeje, że człowiek się cieszy, że to koniec.

 

Jedyne w czym mogę polecić to jako unikatowe w swoim rodzaju doświadczenie jeśli chodzi o język książki i próby zrozumienia tego co tam jest napisane, a co dopiero wyobrażenia.

 

Gdyby była napisana strawnym językiem, bez dłużyzn i z lepszym rozwiązaniem akcji to byłaby szansa nawet na dobry scenariusz filmowy. A tak to Dukaja prędko nie tknę.

 

Takie słabe s-f udające hard s-f.

Edytowane przez Rudiok
Opublikowano

Dukaj "Perfekcyjna niedoskonałość". Hm...

 

Ja przy tej książce świetnie się bawiłem. Jak nie przypadła ci do gustu, to już nigdy więcej nie dotykaj jego książek. On tworzy świat, wali cię w pysk i wrzuca w sam jego środek bez wyjaśnienia co się dzieje wokół.
Opublikowano

Fun fact: w nowej podstawie programowej Dukaj jest jednym z dodanych autorów w liceum. Miejsce obok Stasiuka, Tokarczuk, Libery - niezasłużenie, ale przynajmniej współcześnie.

Szczepan i Łukasz już nie muszą bronić.

 

Opublikowano

Chyba tak zrobię, bo nawet ciężkie s-f można podać w strawniejszej formie ("Ślepowidzenie").

To jest raczej taki jego styl, bo każda książka, którą przeczytałem tak ma. Dukaj jest naprawdę ciężki do zrozumienia na początku. "Król bólu" jest pod tym względem jeszcze gorszy, bo jest tam kilka różnego rodzaju opowiadań, które prawie w ogóle nie wyjaśniają o co chodzi w ich światach. Człowiek musi się domyślać wszystkiego.

"Lód" już lepiej, ale na początku nie licz na wyjaśnienie czym są Lute i jak działa ćmieczka, dodaj do tego kilka teorii z fizyki i matematyki i łeb puchnie, ale tu ma więcej miejsca na przedstawienie świata, bo ponad 1000 stron.

  • 2 tygodnie później...
Gość Rozi
Opublikowano

Łowcy nazistów A. Nagorskiego - książka opisuje przebieg polowania i sądzenia niemieckich zbrodniarzy nazistowskich. Ukazane są zarówno sylwetki łowców (m.in. Wiesenthal, Friedman, Klarsfeldowie), jak i zbrodniarzy (m.in. Hoss, Mengele, Eichmann), oraz związane z nimi procesy, poszukiwania, kontrowersje. Jeśli ktoś interesuje się tematem, to śmiało brać, bo to jedna z lepszych tego typu książek.

Gość Rozi
Opublikowano

Kempeitai - japońska tajna policja Raymonda Lamonta Browna. Przyjemna monografia o tej zbrodniczej organizacji. Autor opisuje korzenie Kempeitai, jego strukturę i działania zarówno w Japonii, jak i na terytoriach okupowanych (Mandżuria, Malaje, Filipiny, Korea), przybliża sylwetki ofiar i oprawców, ich los po wojnie itp. Książka jest dość szczupła, ale w przejrzysty i wyczerpujący sposób przedstawia zagadnienie. I jeszcze raz utwierdzam się w przekonaniu, że Japończycy w II wojnie światowej byli bardziej dzicy od Niemców. 

Opublikowano (edytowane)

Na zachodzie bez zmian Ericha Marii Remarque'a. Przeczytałem już po raz kolejny, wszak książki używałem już do prezentacji maturalnej. Cóż tutaj dużo powiedzieć? Najbardziej oddająca bezsens i okrucieństwo Wielkiej Wojny? Chyba tak; najbardziej ikoniczna powieść opisująca tamte czasy. Przez dosadność opisów i wyraziste postaci znów czułem przygnębienie po przeczytaniu. To każdy musi przeczytać, po prostu.

Edytowane przez Rozi
Opublikowano

Przed chwilą skończyłem tzw. Trylogię Husycką Sapkowskiego (Nerrentum, Boży Bojownicy, Lux Perpetua).

Świetne połączenie historycznej opowieści osadzonej w trakcie wojen husyckich ze zręcznie wplecionymi elementami fantasy. Jedynym zauważonym przeze mnie mankamentem była dość duża ilość łaciny wplatanej w tekst, wszystko jednak pięknie autor wyjaśnił w końcowych przypisach.

 

Bardzo mocno polecam.

  • Plusik 1
Opublikowano

Sekretny dziennik Laury Palmer Jennifer Lynch. Książka jest dziennikiem Laury od dwunastego roku życia, do jej śmierci. Opisuje w niej wizyty BOBa, swoje ekscesy, pisze wiersze. Dla fanów serialu pozycja obowiązkowa. 

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano

Znowu przeczytałem i nie polecam. Tę najnowszą książkę Cobena. Ja nie wiem, z jednej strony lubię gościa, bo można to czytać jak gazetę itd., ale dlaczego i ze względu na co niby on jest uważany za takiego geniusza thrillerów, to nie mam pojęcia. Chyba właśnie z tego powodu, że to takie lekkie i ludzie to czytają, bo chuj, co im zależy. Przy okazji jest teraz w sklepach ta edycja Kinga dzieł wszelakich, kupiłem z nudów Smętarz i..., no cóż, przypomniałem sobie jak on pięknie operuje sytuacją, sceną. Człowiek, kiedy go czyta, to ma wrażenie rzeczywistego uczestnictwa w danym wydarzeniu. I jak to sobie tak spróbowałem przykleić do Cobena, to matko bosko, jaki ten drugi jest nieszczęsny, nieudolny... Ale i tak przeczytam go więcej. Tylko nie chce mi się już za niego płacić ;/

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Witam!

Muszę się przyznać, że kiedy byłem młodszy (12-15) lat to nie za bardzo lubiłem czytać. Było to może spowodowane nakazami czytania nudnych lektur, kto wie?! Zmieniło się to gdy mama zachęciła mnie do przeczytania książki Dana Browna pt " Anioły i demony". Uważam, że jest to książka, która rozbudziła we mnie "miłość" do książek. Moim ulubionym gatunkiem jest Sensacja i Thriller. Lubie taki Autorów jak: Dan Brown, Harlan Coben, Clive Cussler, Remigiusz Mróz. Ostatnio dostałem na gwiazdkę książkę Walter Isaacson " Steve Jobs". Powiem wam, że jest to książka biograficzna więc nie ma tam jakiś sensacyjnych zwrotów akcji, śledztw itd, ale  strasznie ta książka mi się podobała. Steve Jobs jest w niej opisany taki jaki był chamski, niemiły ale też czasami urokliwy a przede wszystkim genialny. Książka zupełnie odmieniła moje zdanie o Jobsie. Jeżeli ktoś interesuje się jak powstała jedna z największych firm na świecie, jak żył jej jeden z twórców to ta pozycja jest dla niego obowiązkowa. Zachęcam to przeczytania recenzji: http://interksiazka.pl/recenzja-ksiazki-steve-jobs-w-isaacson/

 

P.S Nawet jeżeli ktoś nie interesuje się branżą IT to polecam.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Przeczytałem ostatnio

 

"Szamo"- Ależ to jest dobre, ależ to się czyta, nawet jak ktoś tylko lekko się interesuje piłką nożną to i tak zapraszam do lektury, wciągająca, śmieszna, przedstawiająca różne niuanse futbolu, oficjalne i mniej oficjalne, są jaja, są refleksje, przykłady zniszczonego życia i różne typy ludzi. Bardzo bardzo dobre. Nie tylko dla miłośników futbolu.

 

"Zasypany" - ksiażka o Sypniewskim Igorze, dobre ale nie aż takk jak szamo, smutna dość pozycja o jednym z największych talentów polskiej piłki, który ze szczytu gdy grał w Lm na Old trafford albo strzelał Arsenalowi gole, na wembley, trafił do łódzkiego a potem radomskiego więzienia, w sumie opowieść o tym jak człowiek jest głupi przez alkohol i jak można przesrać sobie życie.

  • Plusik 1
  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano
Greg Egan - Diaspora
Przeczytałem Grega Egana, konkretnie "Diasporę" z 1997 roku. Jacek Dukaj niegdyś wspomniał o wielkim wpływie, jaki ten australijski programista na niego wywarł, to hard s-f i nikt u nas takiego nie pisze. Oprócz Dukaja, oczywiście. Dlatego proszę się nie zdziwić i nie przewracać oczami, że będę tych dwóch pisarzy ze sobą porównywał. Perfekcyjna wyszła w 2004, Dukaj używał tam, w odniesieniu do posthumów, dziwacznych form osobowych ("onu", "jenu"). Wpływ rzeczywiście musiał być wielki, bo Diasporze jest ten sam trick w odniesieniu do ludzkości post-ludzkiej. Od stworzenia post-człowieka w ogóle się zaczyna, od przedstawienia dziecka z komputera i wątku odnajdywania przez nie własnego ja, co mi przypomina wskrzeszenie z archiwów Adama Zamoyskiego albo jakikolwiek inny myk z powieści s-f „prowadzenia za rączkę”, byle tylko móc wyjaśnić czytelnikowi świat przedstawiony bez popadania w nieustanne prowadzenie wykładu. Ktoś powie, że można zawsze wstawić nieśmiertelny słownik, albo przypisy. Można i tak zrobiono, ale to nie jest jak z thesaurusem u Jacentego na początku każdego rozdziału, który stopniowo wyjaśniał rzeczy, tylko spis pojęć na końcu jak w Diunie, jeśli ktoś chce, to może spojrzeć, ale po co, większości można się domyślić z kontekstu, zależnie od tego, kto i ile wie.
Ja wiem mało, więc o pełne zrozumienie tekstu mi trudno, bo to jest hard sf, nie rozumiem żadnej z bardziej skomplikowanych teorii, nawet we wspomnianych przypisach się gubię, wiedzy nie mam, żeby później komuś właściwie wytłumaczyć dokładnie co i jak, ale na tyle, na ile rozumiem wyższą matematykę z dość obrazowych opisów Egana, jakoś sobie radzę. No właśnie, styl. Dukaj wrzuca na głęboką wodę i tłumaczy stopniowo, zamęcza cię słownictwem, aż pod koniec następuje olśnienie i nieoczekiwane rozwiązanie. Egan odwrotnie, prowadzi za rękę, żebyś wszystko zrozumiał, a im dalej do końca, tym wszystko się zagęszcza, komplikuje, ale w dość ekscytujący sposób. Ekscytujący, bo nie sposób powiedzieć, w którą stronę to pójdzie, co jeszcze się okaże i to jest super, bo nie spodziewasz się, czego za chwilę się jeszcze dowiesz. To zupełnie tak, jak ci, co w tę Diasporę wyruszyli.
Po lekturze dobrej sf umysł ogarnia uczucie euforii oraz klarowności, doświadczaniu logicznie spójnego modelu jakiejś narracji towarzyszy wypompowanie z wyobraźni, bo wiesz, że w przyjętych w powieści założeniach gość wyeksploatował wszystkie tropy, ale jednocześnie zostawił dość dużo miejsca, byś mógł sam dopowiadać wątki, dowyobrażać ciąg dalszy i nagle książka się kończy, a ty zostajesz z nostalgią, właśnie przeczytałeś coś świetnego, być może nie przeczytasz podobnie dobrej rzeczy jeszcze przez jakiś czas, chciałbyś więcej, ale wiesz, że kontynuacje popsuła niejedno uniwersum, że większość była obliczona na pieniądze płynące z popularności cyklu, zresztą zakończenie nie nadaje się, by cokolwiek kontynuować.

Brak Eganowi filozoficznego zacięcia. Nie ma tutaj wyrafinowanych tez o ludzkiej kondycji, czy innych artystycznych pierdół, które i Dukaj rzuca w twarz, zdań-petard, zabawy stylistycznej (dobra, trochę jest, ale to praktycznie tylko na początku, żeby jakoś zdać sobie sprawę z różnicy dzielącej ludzi od post-ludzi, [dobra, później jest kilka niezłych typowo wizualnych opisów nauki takim tłukom jak ja - pamiętam, że zawsze mię jarało, jak Adam Zamoyski steruje dwoma osobami na raz i Dukaj to napisał to tak, żeby zdezorientować, no to tutaj jest trochę podobnie, kiedy bohaterzy próbują z 4-wymiarowego wszechświata przenieść się na więcej wymiarów, to Egan próbuje to jakoś opisać, czy to stylistycznie wychodzi tak ładnie jak u Jacentego - pewnie nie, ale i tak głowa ma problem z przyswojeniem tego, co się tam wyrabia]). Gość po prostu strona po stronie w jak najprostszy sposób wykłada kolejne etapy swojego pomysłu, ale jako że sam proces przypomina trochę śledztwo, a dodatkowo mamy napięcie zbudowane widmem zagłady, to nie sposób się oderwać.
Wypadałoby przeczytać od razu od początku. Wypadałoby poduczyć się fizyki, matematyki, biologii i chemii. Taa... w każdym razie ciekawa książeczka o problemach post-ludzi (czego, za przeproszeniem? Mało mi własnych?) i krótka do tego, raptem 300 stron z czego 5% to przypisy.

Mam tylko drobne zastrzeżenie: czy naprawdę trzeba było nazywać twórczynię przełomowej teorii w fizyce (na miarę Einsteina) - sprawdzałem, w wersji angielskiej jest to samo, więc nie było to w jakiś sposób tłumaczone na polski - i tutaj przytaczam pełne imię i nazwisko: Renata Kozuch. Była Polką, ale to nie ma żadnego znaczenia dla książki, że pochodziła z Polski. Renata? I do tego nazwisko wyjęte z nosa? Miliard lepszych opcji, ale Egan postanowił nazwać ją Renata Kozuch. To jakby Mikołaj Kopernik nazywał się Grażyna Śpik, Krystyna Zwiech albo, z całym szacunkiem dla pań, które się tak nazywają Bożena Łój.
8/10
Opublikowano

Inwazja - Wojtek Miłoszewski

Jądra chowają się do brzucha w trakcie czytania, napięcie od pierwszej do ostatniej strony.

Książka o tym jak Rosja napada na Polskę jesienią 2017 roku, bo nie podobają im się poczynania naszego rządu. Wszystkie postaci z realnego świata są w powieści.

Obecnie do kupienia z Newsweekiem, ja czytałem jakiś czas temu.

Moc w chu.j.

Opublikowano

Serio? Ja to jednak wolałbym, żeby political fiction miało więcej do zaofiarowania niż "ładne obrazki", bo właśnie w ten sposób jest konstruowana ta książka - ma być widowiskowo i brutalnie, co się poniekąd udaje, ale taki styl zdecydowanie nie pomaga książce i jego wcześniejszy szlif scenariopisarski po prostu bierze górę nad warsztatem stricte literackim.

Poza tym, no, intryga jest raczej prosta (again - filmowa), portrety psychologiczne postaci pominięte, może z wyjątkiem celowania w obecne psyche rodaków, dużo rzeczy naciąganych, konteksty rozciągnięte, a epatowanie współczesnymi nazwiskami, czy kolarzami odwołań, służy głównie podbiciu efektowności niż głębszym przemyśleniom.

Z drugiej strony w ostatnich latach cały gatunek jednak był absolutnie zdominowany przez ludzi z drugiej strony politycznej barykady, więc może gdzieś w tej próżni czytelniczej potrzebna była przeciwwaga. Szkoda, że to wszystko zawsze gdzieś jest obok literatury, a książki są prawe solipsystyczne, pisane na ogół bez porządnego researchu, bez próby uchwycenia swoich czasów, ot właśnie pisanie dla samego pisania.

Niby chcą się autorzy (a wydawnictwa blurby mieć muszą) stawiać obok Clancy'ch, Le Carre'ów (śmiech) czy Greenów (również śmiech), ale zwykle jest tak jak tu - albo nie - zwykle jest gorzej, Miłoszewski przynajmniej potrafi konstruować w miarę wciągającą fabułę. Chociaż wolałbym jednak, aby pisanie powieści zostawił bratu.
 

Opublikowano

Zmyśl coś Chucka Palahniuka - zbiór opowiadań Chucka, pochodzących z różnych okresów jego twórczości, a więc różniących się stylistycznie i warsztatowo. Jest dużo naprawdę świetnych opowiadań (dajmy na to Duży chłopak czerwonego sułtana, Książę Ropuch, Feniks, Aport) przeplatających się z tymi przeciętnymi i słabszymi. Jeśli chcecie zaczynać przygodę z Palahniukiem od tego zbioru, to odradzam, bo możecie się zrazić. 

  • 2 miesiące temu...
Opublikowano (edytowane)

Malowany ptak Jerzego Kosińskiego. Studium na temat Piekła - bo inaczej nie mogę tej książki opisać. Każdy rozdział był dla mnie niczym kolejny stopień, kolejna część podróży Dantego przez kręgi piekielne, jednak to wszystko mogło wydarzyć się w naszym świecie. Muszę przyznać, że chyba nigdy nie czytałem książki z tak dosadnymi, brutalnymi i pornograficznymi opisami i mimo tego, że ogrom przemocy otacza nas w kulturze, tak czytając niektóre zachowania w książce, odruchowo wzdrygałem się i sam odczuwałem ból. To właśnie kolejna z zalet (?) Malowanego ptaka - smród, brud, krew, pot czujemy wszędzie, te zapyziałe wsie, cuchnący wieśniacy, czy ludzkie wnętrzności praktycznie nas otaczają, jesteśmy częścią tych okropnych wydarzeń, a niektóre naprawdę były mocne: 

Spoiler

śmierć Głupiej Ludmiły, "wesoła rodzinka", czy najazd Legionu Turkiestańskiego na wioskę. Nie wspomnę o komunistycznej indoktrynacji, to mnie najbardziej obrzydziło.

Zakończenie całej historii mnie zaskoczyło, bo myślałem, że Chłopak będzie coraz to bardziej gnębiony, aż w końcu nie wytrzyma. Tutaj w zasadzie nie wytrzymał, ale w inny sposób.

 

I teraz na koniec pytania - czy faktycznie Kosiński mógł wtrącić tutaj motywy autobiograficzne? Czy Kosiński faktycznie napisał tę książkę?

 

Summon @Hendrix, może wiesz coś więcej.

Edytowane przez Rozi
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Chciałbym sprezentować coś siostrze z gatunku Fantasy na święta. Jest coś godnego polecenia w tym gatunku obecnie? Dodam, że George R.R. Martin (wiadomo co), Cykl Demoniczny Petera V. Bretta, Niecni Dżentelmeni Lyncha oraz cały Abercrombie ograni do tzw mata...

Opublikowano

Może coś od Brandon Sanderson'a? W serii Archiwum Burzowego Światła niedawno wyszedł 3 tom za który niedługo się zabieram, ale poprzednie dwa tomiszcza pochłonęły mnie łatwiutko. Ogólnie autor pisze o religii, polityce i o zachowaniach ludzi w bardzo dostępny sposób i przyjemnie się czyta. Zdecydowanie jeden z moich ulubionych twórców fantastyki w dzisiejszych czasach.

 

  • Plusik 1
Opublikowano (edytowane)

http://ecsmedia.pl/c/hel-3-b-iext49850180.jpg

Jarosław Grzędowicz - Hel 3
Dwa uprzejme słowa o wydaniu i Fabryce Słów, zanim zaczniem pastwić się nad biednem Jarosławem. To Fabryka! Czego mogłem się spodziewać? Ilustracja na okładce pierwszorzędna, choć odniosłem wrażenie, że "Rec" wchodzi w skład tytułu. W środku znajdziemy czerwoną wstążkę służącą za zakładkę. I to właściwie tyle plusów. Oprawa z tych miękkich, utwardzonych dodatkową warstwą tektury, dobrze się trzyma, ale grzbiet praktycznie od razu dostaje skoliozy, przez co brzydko wygląda.

Spójrzcie na okładkę. Przychodzi do głowy: space opera, Polska w przestrzeni kosmicznej, żołnierze kosmosu, pew, pew! Spójrzmy na blurb: jest pierwiastek, takie niewyczerpane źródło energii, ups!, złoża tylko na Księżycu, mamy ROK 2058, wow!, omnifony, MegaNet, so much wow!, iwenciarze to bogowie informacji, świat korporacji, na krawędzi konfliktu, Norbert-iwenciarz z zasadami, który chce coś zmienić. Swój chłop. Cool. Książka ma 495 stron plus reklamy. Obiecany Księżyc dostajemy około strony 300-nej. Do tego czasu będziemy raczeni opisami zawodu iwneciarza, który mógłby się po prostu nazywać jutuberem-dziennikarzem, a który nigdy nie słyszał słowa paparazzi. Jego dialog kończy się na "jak to było? Papa... papa..." Z przekory dopisałem Papa Dance na marginesie dla potomnych, by za 40 lat nie zapomnieli.

Słowo o nowomowie - po co to komu? MegaNet byłby dobry w latach 80-tych, kiedy nie istniał internet, a Gibson opisywał cyberprzestrzeń za pomocą błyszczącej geometrii. Internet raczej nigdzie się nie wybiera. Oprócz obowiązkowych dla sf, lecz tutaj tchnących molami neologizmów, dostajemy takie kwiatki: tę starą piosenkę o majorze, który traci kontakt ze stacją naziemną, ten kabaret motoryzacyjny o facetach w średnim wieku i oczywiście ten film, w którym bohater po wzięciu niebieskiej tabletki odkrywał, że świat, w którym żył, był iluzją. Wszystko opisane enigmatycznie i jakby z epoki przed Mojżeszem. Minęło 40 lat i nikt nie pamięta kim był David Bowie, Top Gear i Matrix? Kreacja świata na poziomie przedszkola, a jest tylko gorzej, jeśli spojrzeć na pełen krajobraz. Niby zaczyna się od trzęsienia ziemi na Bliskim Wschodzie, ale zaraz wracamy do Polski, do jej "januszy" żujących cebulę, sprzedających zakazane, swojskie kiełbasy na bazarach, "wiochmenów", żyjących w slumsach, którzy utopili kredyty w domach - a wszyscy oni żyją w kraju pod jarzmem Unii, narzucającej śmiertelne szczepionki i politykę zrównoważonego rozwoju, oznaczającą ni mniej ni więcej jak dobrowolną biedę. Grzędowicz specjalnie nie kryje się z poglądami, ale nieśmieszne żarty tylko pogłębiają zażenowanie czytającego. Nie twierdzę, że  uber-Polacy i Polska od morza do morza, nie mają w sobie pewnego uroku, po prostu po dojściu do ekstremum, podobnie jak lewica, zaczyna nieprzyjemnie cuchnąć.

W galerii postaci pojawiają się stereotypowi hakerzy, twardzi & hardzi żołnierze (którzy jednak (pipi) maci boją się jak ognia, używając w zamian kurny i już człowiek wie, że tak naprawdę nie jest wśród Polaków, a w jakiejś książce od lat trzynastu i już z człowieka schodzi imersja), pojawia się polski Elon Musk i mniej więcej od tego momentu wiadomo, jak potoczy się akcja, ale po drodze, chyba tylko dla wypełnienia kartek, przytrafia nam się kolejne zlecenie dla iwneciarza, czyli kolacja u ichniego Sowy. Norbi wciela się w kelnera, który nagrywa polityków przy stole. Technika użyta do rejestracji tego wydarzenia oraz to, co się podczas niego wydarzyło, przywołało z pamięci najgorsze koszmary Mastertona lub, ponownie, fantastykę z lat zamierzchłych, w której nauka jest potęgą i basta! To działa w ten sposób, bo tak!

Nad wątkiem naukowym, a dokładniej wojażami w kosmosie, czuwał doktor profesor astrofizyki i w tym względzie zastrzeżeń mieć nie można o tyle, że  większość z opisywanych przez Grzędowicza wydarzeń w kosmosie można obejrzeć na youtubie na kanale NASA. I tak, zdaje się, imć Grzędowicz postąpił. Opisał to, co widział i przeczytał w ciągu pracy nad książką. Nie wysilił się. I nie tylko jeśli chodzi i kosmonautykę. Arabia Saudyjska wygląda jak wpis z bloga wakacyjnego. Zakulisowa polityka to efekt zbyt dużej ilości czytania newsów, a cała instytucja iwenciarzy to po prostu efekt oglądania jutuba. Pytanie na ile zasadne jest opisywanie pewnych krajobrazów, np. kuli ziemskiej widzianej z orbity, gdy w dzisiejszych czasach wystarczy jedno, dwa słowa, uruchamiające machinę skojarzeń ze wszystkich "Moonów", "Grawitacji" i "Apollo 13".  Wieje nudą, gdyż narrator z uporem maniaka dokładnie relacjonuje wszystkie czynności, które Norbert musi wykonać na treningu, na zakupach, w hotelu, itp. Traci na tym suspens, więc o szybkim tempie trudno wspominać, gdyż prędkość pojawia się na początku i końcu każdego z rozdziałów, a pomiędzy zdarza się przysnąć. Zakończenie przemilczę.

Tymczasem zajrzałem do MegaNetu po komentarze i srogo się zawiodłem na ludziach. Jeżeli Grzędowicz ma opinię geniusza i wirtuoza języka, to źle świadczy to o poziomie czytelnictwa. Zawsze myślałem, że dane są przesadzone. Ludzie czytają, myślałem, tylko definicja książki za wąska. Tymczasem nie, nie czytają, a jak czytają, to ze względu na ubogie doświadczenie nie rozumieją, że to, co im się serwuje to popłuczyny robione na kolanie przez człowieka, który został wyniesiony na piedestał przez pisanie po linii najmniejszego oporu, operowaniem prostymi skojarzeniami i kiepskiej jakości językiem z zeszytów szkolnych, który eksploduje w twarz czymś nieprzyjemnym, pozostawiając w ustach dziwny posmak, że zacytuję: "Muzyka spadła na wyschnięty skwer jak trąbiący słoń".

I z tym trąbiącym słoniem na torcie zostawiam was z moją oceną.

Jeden punkcik za nazwanie jednego z żołnierzy Ptaker. 
1/10

Edytowane przez Ptaszor

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...